Byliśmy wczoraj u doktora,niby jest poprawa i będzie lepiej. Dostałam receptę na Encorton, heparynę i jakiś progesteron ale mam to brać dopiero od pozytywnego testu. Czy się taki trafi to nie wiem bo jakoś do tej pory go nie ma.Ale nic nie będę brała na własną rękę najwyżej przy następnej wizycie się spytam czy mogę brac wcześniej.Wtedy też już będę miała wynik ANA to już coś się wyjaśni.
Wreszcie się zapisaliśmy do instruktorki napro, będę karty wypełniać i zobaczymy czy coś się okaże. Może dawno już trzeba było to zrobić bo to moje napro było takie na pół gwizdka ale lepiej późno niż wcale.
Dobra, daję sobie trzy miesiące na poprawę sytuacji a potem przycisnę doktorka bardziej.
Strach pomyśleć co jeszcze wyjdzie w badaniach.
To już 15 dzień fazy lutealnej a temperatura nadal w górze.Może letrozol mi namieszał w cyklu a może to jakaś torbiel.Niby już czuję ból jak na okres i jakieś skurcze, do tego bolą mnie piersi.
Miejscowa ginka ma akurat urlop a do mojego doktorka też się nie dostanę.Może za parę dni w koncu @ przyjdzie.
Miałam w tym cyklu bardzo niski estradiol, dla odmiany go zrobiłam w czasie,kiedy to mniemałam,że jest po owu.Było tylko 29,masakra.Sama już nie wiem co to się kićka.
Byłam u instruktorki, naklejam karteczki i zobaczymy czy tu się coś wykryje.
Doktorka bardzo miła pani,wypytała o wszystko, zbadała,pooglądała wyniki,stertę badan zapisała.
Powiedziała,że jak się boję zastrzyków z żelaza to może mi przepisać wlewy do żyły bo to nie daje takich skutków ubocznych.Tylko taki problem,ze trzeba to podawać w szpitalu.Teraz jestem w trakcie załatwiania tego a nie jest łatwo.
Dzielnie walczę z obserwacjami,jestem na etapie przyklejania białych dzidziusiów bo widzę płodny śluz,zobaczymy co dalej.W przyszły wtorek jadę do instruktorki.
Melba, Ty chodzisz do Mirki Szymaniak czy do innej instruktorki?
Ja do Hematologa chodzę do niejakiej profesor Zawilskiej,probowałam kiedyś na nfz ale to byla porażka to teraz chodzę prywatnie.
Zobaczymy co będzie dalej.
Do tego dostałam wychowawstwo po kimś,czego nie lubię bo trudno potem zapanować nad taka klasą.
Zawsze mam n a[początku trochę stresa i obawiam się,że tsh znowu mi poleci w kosmos.
Dowalili mi świetlicę i teraz nie wiem jak się dostanę do lekarza,chyba nie zdążę na czas bo z tej dziury pociągi do Poznania nie jeżdżą, przesiadka nie pasuje i muszę jechać 20 km na dworzec.
Coś tam wymyślę, może ktoś się zgodzi zamienić.
Gorzej z hematologiem- kobieta mi zapisała żelazo we wlewie a tu tymczasem nikt tego nie chce podać. To znaczy tak : potrzebuję skierowania od rodzinnego.Udałam się tam a rodzinny ( był ten buc,szef przychodni) chciał mnie diagnozować od początku.Najpierw mam mieć zrobiony test na wchłanianie żelaza, a potem jak się okaże ,że nie wchłaniam to podadzą mi żelazo ale nie te,które zapisała hematolog ale takie, jakie będą mieli. Obleciałam wszystkie szpitale w okolice i wszędzie tak samo. A jeszcze muszę mieć od hematologa zaświadczenie,że wykorzystała wszystkie inne metody leczenia. No to po co ten est na wchłanianie żelaza? Profesor hematologii ma się tłumaczyć przed internistami dlaczego chce podać żelazo.
DO tego szpital w tym wspaniałym City ma bardzo złą opinię.Ale mimo to poszłam tam na izbę przyjęć się pytać co i jak. Grzecznie się spytałam a tu jakaś gruba baba razem z ratownikiem,który też tam był, nawrzeszczeli na mnie,że pierwsze słyszą,że żelazo się podaje w szpitalu.Gruba twierdziła,że jak jej dziadek miał mieć podane żelazo to przyszła pielęgniarka i podłączyła w domu. Ciekawe jak to załatwiła. A ten ratownik twierdził,że to powinien podać lekarz rodzinny bo każdy musi mieć zestaw do reanimacji bo inaczej by nie mógł mieć gabinetu.
No to ja znowu do rodzinnego, gdzie mi powiedzieli,że absolutnie tego nie podadzą bo to tylko w szpitalu.
W końcu znalazłam prywatny szpital w Poznaniu, gdzie niby się zgodzili podac to żelazo co hematolog zapisała tylko chcą od niej skierowanie. No ale ona mi skierowania nie dała bo miał dać rodzinny.
Muszę się wybrać do Poznania, wedrzeć się bez kolejki i poprosić o skierowanie.Wtedy jest nadzieja,że wreszcie się uda. Nie będzie to łatwe bo mam tam teraz kawał drogi i zanim się tam po pracy dowlokę to będzie już wieczór.
Cyrk na kółkach.
Trzeba przemyśleć chytrą strategię.
Problem z lekarzem sam się rozwiązał bo zrobili mi dziady tego dnia szkolenie po pracy.I wcale nie mogę jechać.Już dzwoniłam do kliniki i przełożyłam na październik a do Mirki jadę w sobotę.
Znowu nie mam humoru bo nie mogę się w jednej kwestii dogadać z Fumem. Znowu mam po opieką dzieci z Domu Dziecka, ja to zawsze bardzo przezywam. Takie dzieci tak bardzo chcą zainteresowania i uczucia od kogoś. Te młodsze to jeszcze chcą się przytulać. A tu podobno trzeba zachować dystans i nie można się z nimi zbytnio związywać.A już przytulać to absolutnie nie.Ale co mam takie dziecko odpychać czy co, jak się ono będzie czuło? Przychodzi mi parę taki dzieci na świetlicę, siedzą biedaki do samego końca aż ktoś z Domu Dziecka po nie przyjdzie, patrzą jak się inne dzieci z rodzicami witają.
Przez to wracają moje myśli o adopcji.Szczególnie jest takie rodzeństwo, chłopiec i dziewczynka.Już się zaczęłam zastanawiać czy nie zgłębić tematu i na przykład nie zabrać na weekend albo na święta.
Ale mój Fum:nie i nie. On ma jeszcze nadzieję na własne.A w ogóle po co takie duże (wcale nie są takie duże bo 6 i 7 lat).No i poniekąd słusznie mówi,że jak wybiorę dwójkę to co z resztą tych dzieci, jak im wytłumaczę, dlaczego ich też nie zabieram.
Ciężka sprawa.Mój Fum to w ogóle entuzjazmem do tematu adopcji nie pała. Tym bardziej, że niedawno jedna moją znajoma,która pracuje w Domu Dziecka mu nagadała jak to patologia .
Wiem,że łatwo nie jest, wiem,że te dzieci mają za sobą trudne przeżycia,wiem,ze na pewno były by jakieś problemy -pracowałam już z takimi dziećmi. Ale mimo to bym chciała.
Dziecko mi mówi : chciałabym,żeby pani była moją mamą,nie może pani być moją mamą?A mi się płakać chcę bo tak chciałabym ale nie tylko ode mnie to zależy.
Już Fuma uświadomiłam,ze w razie czego i tak w adopcji noworodka nie dostaniemy bo wiek za bardzo zaawansowany.
Ale on ciągle ma nadzieję,że urodzi nam się własne i jakoś nie przyjmuje do wiadomości porażki.
Chyba tylko cud nam pomoże.
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 września 2018, 14:08
Mam jeszcze napisane :metodą immunodyfuzji nie wykryto przeciwciał przeciw antygenom z grupy ENA.
Nie mam pojęcia co to oznacza.Będę teraz musiała zrobić ana 3, w przyszłym tygodniu się wybiorę to może doczekam się wyniku przed wizytą u doktora.
Aż się boję dalej badać co jeszcze wyjdzie.
A to niespodzianka? Myślałam,że jak ana 2 jest dodatnie to ana 3 też wyjdzie bo to miała pokazać co jest nie tak.No to jestem dalej ciemna jak tabaka w rogu.
No i co będzie z owulacją ? Coś może nie tak ?
Pani Mirka mówiła,że cykle ładne ale doktorek już nie był tak na 100% zadowolony bo widział też wyniki badań.
Mirka mnie nieco wkurzyła bo ciągle gadała o tym,że jakaś para się doczekała dziecka na drugiej karcie obserwacji i właśnie przed nami, będą wchodzić do doktora.No ja rozumiem,że to miało być takie dla mnie pocieszenie i potwierdzenie,że napro działa ale wystarczyło by to powiedzieć raz, góra dwa a nie powtarzać w kółko. Dobra, ona się cieszy ich szczęsciem, ja tez im życzę jak najlepiej ale my mamy bardzo małe szanse na ciążę i może by nas tak tym nie epatować. Już wystarczy,że u teściowej tylko w kółko słyszę zachwyty nad wnukiem, już innych tematów nie ma.
Chyba ta owu na straty pójdzie.Może następnym razem się uda.
Przeznaczam ten cykl na straty, może następny będzie lepszy.
Doktor dał nam skierowanie na posiew ale teraz nie mamy mozliwości zrobić bo nie ma sposobu wyrwać się z pracy.Musimy trochę poczekać.
Za to wreszcie załatwiłam podanie żelaza.Nawet się obyło bez dodatkowych atrakcji, teraz tylko czekać na rezultat.
Ostatnio na wizycie wrócił temat mięśniaka bo dalej tam jest.Doktor powiedział,że jak przez rok się nie udać to trzeba będzie rozważyć wycięcie.I znowu rozterki na nowo.Póki co zostawiam temat na jakiś czas.Staramy się też na luzie bo pewnie i tak nic z tego nie będzie. Po nowym roku robimy badania i ruszamy na nowo
A tu ze staraniami stoimy w miejscu.Kijowo.NO ale ten cykl i następny na straty i tak nic nie wymyślimy bez doktora.
Moja bratowa jest w drugiej ciąży już za kilka miesięcy rodzi, chyba w maju.
A my tacy zmęczeni codziennie,że nawet siły na sex nie mamy.Koszmarna jest ta moja praca- od września pracuję w podstawówce i to chyba był zły pomysł bo wyczerpuje mnie to fizycznie i psychicznie.Ciągle jestem w stresie bo co chwila coś. Jedyna dobra wiadomość - anemia się poprawiła, po tym wlewie z żelaza juz mam wyniki prawie w normie.
Na razie się leczymy z bakterii a potem się okaże co dalej.
FSH wyszlo 6.47 a lh 5.37. Az sprawdzalam dwa razy czy to nie pomylka.Poprzednio mialam fsh cos kolo 8 ale to bylo w trakcie symulacji,teraz sie uspokoilo.Zobaczymy co wyjdzie dalej.Tsh mi skacze jak dzikie.
No nic,trzeba porobic wszystkie badania i pojedziemy do doktora.
Urodził się mój bratanek, w sobotę jedziemy go oglądać.Tym razie dziecko jest podobne do mojego brata.
W czwartek jadę do p. Mirki ,naproinstruktorki. Nie za bardzo mi się chce ale co zrobić.Chyba się przerzucimy na tego Gratkowskiego bo Fumowi on bardziej odpowiada no i może czas na jakieś zmiany.Chyba doktora namówię na ten encorton.Myślę też o laparoskopii ale mam wielkiego stracha przed operacją. Miałam ureaplazmę a to chyba powoduje zrosty? A jak się ujawni jakaś endometrioza?Zobaczę co powie doktor.
Mam plan teraz intensywnie się za to zabrać. Będę miała więcej czasu bo chyba dyrektorka mi nie przedłuży umowy.
Czekam na wakacje, już niedługo
Naprodoktorek zapisał Fumowi clo a mi ovitrelle w penie.Ale mam go brać p+3 , p+5, p+7, p+9.Myślałam,że to się bierze na owulkę.I do tego nie wiem czy to już jest w tym penie, czy osobno się go kupuję czy co?
Za to novothyralu nie chciał mi zapisać bo on tym nie leczy i lepiej niech mi zapisze rodzinny.A rodzinny nie zapisze bo jest najmądrzejszy na świecie i tylko swoje zalecenia uznaje.Jest jeszcze taki drugi gość,który go zastępuje ale jak go znam to na pewno będzie chciał najpierw pisemko od endokrynologa,że może mi przepisywac.
W przyszłym tygodniu muszę jechać zrobić posiew to może wyjęczę w rejestracji, że mi B. wypisze receptę bez wizyty.
Zrobiłam znowu posiew bo lekarz kazał ale nie jestem zadowolona.Specjalnie się wlekłam do Poznania na Polną bo tam niby to wiedzą jak dobrze pobrać.A pobierała mi jakaś młoda siksa,chyba położna,która się przed tym innych pytała na jakim podłozu ma to być.Wziernik jak mi założyła to myslałam,że z tego samolotu spadnę tak mnie bolało.I po pobraniu krwawiłam to też chyba nie jest ok,bo to tylko wymaz a nie cytologia,chyba tylko miała dotknąć patyczkiem, od czego to krwawienie?Teraz czasem badanie wyjdzie zafałszowane.
Poczytałam o tym clo dla mężczyzn i już jestem cała w stresie bo widziałam,że byli tacy,którzy po tej kuracji mieli gorsze wyniki a nawet wręcz wcale plemników.
Do doktora B. nie można się na razie dostać bo ponoć jakąś specjalizację kończy i jest tylko 1 dzień w tygodniu.Zapisałam się na listę oczekujących i czekam na telefon.
A najgorsze,że Fum ma brać to clo przez 3 miesiące,znowu tyle czasu minie i oby to chociaż pomogło.
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 września 2019, 16:54
Można by badać progesteron co kilka dni ale w tej mieścinie to nie tak łatwo. Znalazłam jedno laboratorium Diagnostyki gdzie robię badania, jak mam szczęście to mogę zobaczyć wyniki w necie tego samego dnia.Ale akurat progesteron zawożą gdzieś w nieznanym kierunku i dobrze mam wynik następnego dnia.A jak jeszcze p+7 wypadnie w piątek to loteria : albo raczą zawieźć w piątek (wynik oczywiście w poniedziałek) albo dopiero po weekendzie zawożą do badania i kto to wie czy już to nie wpływa na wynik.A to i tak najlepsze laboratorium w mieścinie.
Aby do poniedziałku.
Oby napro wam pomogło, pokręcone to wszystko..
No mam nadzieję,że pomoże.
Ja drugi cykl mierzę się z kartami CRMs. Nie tak źle. Chodzę do fajnej i ‚życiowej’ instruktorki. Ale wizytę u Konsultanta mam z początkiem września, nie wiem czy coś odkrywczego wymyśli.