Szybka diagnoza: Choroba Gravesa Basedowa i kiepsko z sercem. Dawka leku zwiększona, teraz biorę thyrozol 2x20mg. Chorobowe na 4 tygodnie. Kazano mi wstrzymać starania na 2 lata. To czas w którym powinnam się leczyć i nie mogę się starać o dziecko.
Opcja nr 1. Leczymy Gravesa bo szybko złapany jest w 70% wyleczalny ale mam się przyszykować na min. 2 lata leczenia i w tym czasie zero starań o dziecko.
Opcja nr 2. Wprowadzamy mnie w niedoczynność, a że mam stan zapalny i przeciwciała to przejdę na hashimoto co będzie trwało koło roku. Po tym czasie w hashimoto mogę się starać. Tyle, że niedoczynność zostanie mi do końca życia.
Oczywiście obie opcje przy dobrych wiatrach
Decyzja do podjęcia: myśleć o wyzdrowieniu ale odłożyć starania na długi czas, nie ma gwarancji, że wyzdrowieje czy spróbować przyspieszyć czas kiedy znowu będę mogła się starać? Nikt nie powiedział, że będę kiedyś mamą. Byłam zdrowa i ciąży nie było. Ja+ mąż to brak ciąży. Ja z Gravesem + mąż to już brak starań i 200% braku ciąży.
Tak! Mam to przez ten zjebany kontrast ale to był tylko czynnik który uruchomił lawinę.
Minął cały weekend o tych tragicznych wiadomości, a ja wciąż jestem cieniem samej siebie. Dostałam @ 3 dni za szybko ale lepiej, że się nie spóźniał bo pewnie bym wariowała. Wrzesień miał być mój. Już od maja liczyłam na ten mój ulubiony miesiąc. Mam wtedy urodziny i jeszcze testowanie by się zbiegło...
Jak mam zrezygnować z czegoś o co tak długo walczyłam? Dlaczego choroba wciąż nie jest najgorszym scenariuszem tylko to, że oddala mnie w spełnieniu marzenia o dziecku...
Zamiast skupić się na szukaniu kardiologa ja wciąż myślę o tym czy może jednak się uda... czy kiedykolwiek się uda...
Ja z gravesem, mąż ze słabym nasieniem... czy mamy w ogóle szanse na invitro?? Czy będę kiedyś zdrowa? Czy pozostanę przy zdrowych zmysłach? Czy poradzę sobie z tym sama? Czy mnie zwolnią z pracy po L4? Mam milion pytań... i zero odpowiedzi.
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 sierpnia 2018, 10:04
Wiadomość wyedytowana przez autora 31 sierpnia 2018, 10:58
Za tydzień mam zorganizować panieński a wcale nie mam do tego głowy ani chęci. Zreszta jak dalej będę się tak czuć to nie na szans na wyjście z domu a co dopiero balety na dyskotekach. No ale przecież nikt nie zrozumie. Panna młoda nie wybaczy macie jakieś pomysły?
Wiadomość wyedytowana przez autora 4 września 2018, 15:11
Profesor endokrynolog-seksuolog zapomniał po co przyszłam i rozmawiał ze mną o orgazmach, antykoncepcji i pigułkach do 72h. Później wyraził swoje zdanie na temat naprotechnologii gdzie wcale nie przyszłam z tym tematem, nie interesowało go też, że nie byłam tym zainteresowana bo mam takie samo zdanie jak on, czyli, że to strata czasu i pieniędzy. Kompletnie nie dał mi dojść do słowa. W końcu wstał, pomacał po szyi i uznał, że nadczynność. No super, próbowałam mu to powiedzieć już od 5 min. Stwierdził, że to wymacał, to nic, że moja tarczyca wcale nie jest powiększona. Powiedział tylko że mam się zabezpieczać najlepiej antykami bo on nie wierzy w prezerwatywy. No i dopóki mam tarczyce to nie będę mogła mieć dzieci. Dlatego tak ważne jest teraz moje zabezpieczanie bo mądra kobieta 21 wieku ma dziecko wtedy kiedy chce, czyt. kiedy odstawi antykoncepcję. No super... ja światowo i świadomie brałam antyki przez 12 lat po czym odstawiłam i ciąży jak nie było tak nie ma. Na koniec powiedział 1 zdanie które wydawało mi się mądre, że powinnam brać jeszcze 1 lek bo ten jeden to za mało. I on nie wie czy endokrynolodzy tego nie wiedzą czy są niedouczeni ale powinnam go brać. Myślę No! Może teraz coś ruszy bo tsh dziś 0,02 No i wykupiłam receptę, a to lek na serce kurwa a nie na tarczyce! Wielkimi literami napisane na ulotce że nie mogą go brać ludzie z niskim ciśnieniem a ja mam 70/50. No i zajebiście!! Próbował mnie naciągnąć jeszcze na kupno swojej książki o orgazmach kobiety. Powiedział, że da mi autograf na następnej wizycie. Nie dał mi dojść do słowa jak chciałam zdać jakiekolwiek pytanie więc nie odpowiedział na żadne. Nie spojrzał na moje wcześniejsze wyniki. Nie zrobił ani nie spojrzał na usg. Tyle. Kasa wyrzucona w błoto. Za to dowiedziałam się że kobiety ucho jest najbardziej erogenne, a nie łechtaczka i że mąż nie powinien mi pchać łap jeśli najpierw nie poszeptał do uszka!! Lekarz nie zapomniał dodać, że kipi od mnie seksem i że mam coś w oczach... taką informację, że nie zdradzam męża. A ja do niego: każdy ma jakieś wady. Po czym opowiedział mi jeszcze 3 zboczone ale denne kawały i kazał przyjść na miesiąc. Gadał że przez parę dni mam pobrać leki (metizol) 4 razy dziennie po 5mg, później 3 razy dziennie a później 2 i się zobaczymy ale co ile i dni, jak i kiedy nie wiem. Zresztą wydaje mi się, że te na serc tez kazał brać 3x a na recepcie napisał 2 i chuj nic nie wiem. Brać nie brać?? Co do uczulenia to mnie zbył, powiedział, że metizol też może mnie uczulić. Dodał, że mam badać leukocyty. Chyba do gościa nie wrócę. Wydaje mi się, że endokrynologia mu się znudziła, przestawił się na seksuologię i o tamtym zapomniał. Powiedział, że dalej będziemy rozmawiać na następnej wizycie czym dał mi do zrozumienia, że już powinnam wyjść, Nic z tej wizyty nie wyniosłam oprócz tego, że powinnam brać tabletki antykoncepcyjne. No zajebiście. Jestem zła. Może i chłop ma wiedzę ale kompletnie nie wie jak ją przekazać. Nie wiem co z tymi lekami na serce ale w piątek mam kardiolog i chyba to skonsultuję z nią... Gdyby do gościa poszedł ktoś o słabszych nerwach czy mniej otwarty to chyba wziąłby go za mega zboka. A ja?? No niby jest ok ale wrażenie podobne, nie da się ukryć, że cała wizyta była wręcz bardzo w niesmacznym tonie.
Oj Ewa, Ewa kiedy do Ciebie w końcu uśmiechnie się los??
Dziś zajrzałam do flo zobaczyć jaki dzień cyklu bo chyba rzeczywiscie zaczynam odpuszczać skoro nawet nie wiem to już coś. Głowa ciagle zajęta ale może za jakiś czas już odpuszczę. Bo z tym mam największy problem. Walczyłam o coś 2,5 roku. Niby było comiesięczne rozczarowanie ale świadomość że działam i jest szansa była budująca a teraz? Teraz kazano mi się zabezpieczać i się nie starać No ale jak przestać? Jak odpuścić? Jak uznać, że na tą chwile przegrałam?? Ale to tylko bitwa, przegrałam bitwę wojna jeszcze trwa!! Zmienię taktykę, przebuduje siły i ruszę do walki z nowymi siłami aż do ostatecznego starcia!
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 września 2018, 16:04
Teraz rozkmina w związku z dawkowaniem leku. Endo 1 kazała mi tydzień temu zwiększyć dawkę Metizol o 10 mg (30 na dobę) niestety nie podjęłam się bo tak mnie swedzialo, po 2 tyg kazała zejść na 20 mg na dobę. Endo-seksuolog 2 kazał zostawić dawkę 20 mg na dobę i po 10 dniach zejść na 15 mg. No i jak tu teraz brać żeby wyśrodkować. Myślę, że skoro zostałam przy dawcę 20 mg na dobę a i tak mnie swędzi to zrobiłam dobrze, przy większej dawcę mogła być tragedia. Tyle, że nie zejdę po 10 dniach a przetrzymam 15 dni i wtedy zejdę na dawkę 15 mg (3x5mg). Za tydzień w środę mam całkiem nowego Endokrynologa ( endo 3) a w piątek wracam do endo 1 (o ile dojdzie do wizyty). Mam nadzieję, że endo 3 będzie strzałem w 10-tke
No i teraz nerwy z apteki. Ostatnio za Metizol płaciłam chyba 8 zł a teraz niecałe 30 zł lekarz taka dał mi receptę ma-sa-kra! Wkurzyłam się. Teraz już w szafce mam 2 opakowania nietknięte thyrozolu 20 mg, 2 opakowania thyrozolu 10 mg No i przepłacam za Metizol bo mi do dupy receptę dał lekarz. Co to ma być do cholery?
Sprawdziłam na necie wynik Wit D i jest 49. Nie mam tam podanej normy wiec nie wiem czy jest Ok ale ostatnio tyle leżałam na słoneczku i jeszcze wcześniej brałam Wit d3 1000 mg że nie powinnam mieć niedoboru
Nie wiem na co liczyłam... jakoś posmutniałam i swędzi mnie znowu coraz bardziej to chyba ten Metizol i co teraz????
A ja chciałam od przyszłego poniedziałku już wrócić normalnie i nie siedzieć na zwolnieniu a teraz? Mam ciągnąć chorobowe?
Poryczalam się. Jakbym mało miała teraz problemów to jeszcze z pracy chcą mnie wywalić!!
Wczoraj byłam na wizycie u endo 3 i chyba będę do tego doktorka chodzić. Jutro pójdę jeszcze do endo 1 bo dam jej szansę a później podejmę decyzję co dalej.
A więc tak, przed wizytą zrobiłam wyniki które przedstawiają się następująco:
Jeśli chodzi o rozmaz krwi to są tu jakieś odchyły ale nieznaczne, nie znam się więc tego Wam nawet nie piszę, pójdę z tym za jakiś czas do ogólnego.
Mocz: glukoza - ujemna (myślę, że na tą chwilę odpuszczę badania w kierunki IO skoro nic na to nie wskazuje).
WiT. D 49,59 [norma 35-80] zrobiona parę dni wcześniej
TSH <0,01 nieoznaczalne [norma 0,38-5,33]
FT3 5,53 [norma 2,5-4,3]
FT4 1,31 [norma 0,65-1,48]
TSH TRAB 17 [norma 0,00-1,22]
Było 3 sierpnia:
TSH 0,009 [norma 0,27-4,2]
Ft3 14,39 [norma 2-4,4]
Ft4 3,45 [norma 0,9-1,7]
Tak więc WITAJ FT4 W NORMIE
No i to by było na tyle tych lepszych wiadomości.
Podsumowanie z wizyty:
Po 7 tyg brania leku w tak dużej dawce wyniki powinny być lepsze. TSH zacznie kulać w dobrą stronę jak FT3 i FT4 będą już na właściwym poziomie.
Zaczęłam schodzić z leku na 15 mg dziennie a lekarz kazał wrócić jeszcze na 20 mg (4x5mg) na okres 10 dni, później 10 dni 3x5 mg i następne 2x5mg aż do wizyty za 6-7 tygodni.
Powiedział, że super się zdiagnozowałam hehe i że mam komplet badań które czasem ludzie zbierają przez rok tak więc kawa na ławę: Mówię "Doktorze, ja wiem, że jestem chora i powinnam się tym martwić ale to nie GB jest problemem, z którym przychodzę, stał się moją przeszkodą w dążeniu do celu, a celem jest ciąża, ja chcę zajść w ciąże! Jak mam się uporać z tym żeby zrealizować mój cel?"
Kawa na ławę od doktorka: Dobrze, że Pani jasno stawia prirytety, z tak wysokimi TRABAMI raczej Pani nie wyzdrowieje z GB, prawdopodobny scenariusz to dwuletnie leczenie, odstawienie leków, poprawa na pół roku i reemisja choróbska lub poprawa, invitro, stracone pieniądze, nawrót choroby w ciąży, poronienie. Rozwiązanie: WYCIĘCIE TARCZYCY. Jodu nie poleca gdyż rok trzeba odczeka,ć a i tak nie wiadomo czy się nie skończy operacją.
Tak więc mam teraz czas na to aby do następnej wizyty zastanowić się co chcę robić. Tak czy siak moje wyniki muszą się poprawić abym mogła podejść do operacji, ale jeśli chcę się leczyć to biorę coraz mniejsze dawki leku i czekam 2 lata na poprawę a jeśli chcę operacji to biorę większe dawki leku aby wyniki jak najszybciej poprawiły się na tyle aby móc wyciąć tarczycę. Mówił, że w 7-8 miesięcy powinien mnie wyprowadzić po operacji do unormowanego poziomu tsh i dostanę zielone światło na starania czy invitro.
Doktorek jako jedyny z trzech endo zerknął między papierami na mój progesteron i powiedział, że 17 to ładny wynik świadczący o 100 % owulacji (fajnie, że w tym miesiącu mówiono mi, że jej nie było). Powiedział, że na następną wizytę ma się też stawić mąż i będziemy nas rozpatrywać i leczyć w parze Super, właśnie takie podejście mi chodziło.
Uczulenie: teraz uczula mnie metizol, bez dwóch zdań lekarz proponował ostatnią deskę ratunku czyli thyrosan ale powiedziałam, że jak biorę leki na uczulenie to w miarę nad tym panuję to jeszcze przeciągnę trochę ten metizol. Thyrosan to ostateczność bo strasznie obciąża wątrobę, przy moim refluksie będę odczuwać straszne boleści. Zostałam na metizolu.
Tak więc doktorek wydaję się konkretny. Chcę mieć dziecko? To nie ma na co czekać. Leczenie z GB może trwać 2 lata a może trwać 5 a może się wcale nie skończyć dobrze i znowu stanę przed decyzją wyboru operacji ale to już może być za późno na macierzyństwo...
Jutro mam jechać do pracy i albo wracam w poniedziałek albo biorę chorobowe od endo 1 i jeszcze odpoczywam... szczerze to jeszcze bym posiedziała. Każdy każe mi unikać stresu a w mojej pracy się nie da... i choć fizycznie czuję się już lepiej to psychicznie chętnie oderwę się jeszcze od roboty.
AAA!!!! I jeszcze news... gadam z doktorkiem jak to jest z tymi staraniami. Bo przecież każdy mi każe stosować antykoncepcję i w ogóle. A co jeśli bym nie wiedziała o chorobie? W końcu znalazłam to przypadkiem... No i on mi powiedział tak... "Jak za 20 dni zejdzie Pani na dawkę metizolu 10 mg to proszę wrócić do starań. Jest to dawka którą uznaje się za niemającą wpływu na płód i gdybym zachorowała na GB w ciąży to przecież i tak musiałabym brać te leki. Dodał, że on się ucieszy jak zajdę i z pewnością sobie z tym poradzimy i będzie dobrze.
Co o tym sądzicie?? W tej kwestii jestem sceptyczna... chyba z odstawieniem gumek wstrzymam się do następnej wizyty z 6-7 tyg i może jak jeszcze zmniejszymy dawkę na 5 mg to wtedy się skuszę na seks bez zabezpieczenia i starania. Za to sama perspektywa, że możemy wrócićdo starań działa kojąco na psychikę.
No i jeszcze super nowinka: za tydzień jadę z mężem do ginekologa androloga, a skoro to androlog to musi też być endokrynolog więc już w ogóle znalazłam doktorka który może nas leczyć kompleksowo Androlog to ponoć 2 level specjalizacji endokrynologicznej.Zobaczymy jak będzie po wizycie.
A teraz idę leżeć, dzisiaj czeka mnie wycie z bólu i chodzenie po ścianach = mam trutkę w zębie, czeka mnie kanałówka a tylko tlił...
Wiadomość wyedytowana przez autora 20 września 2018, 19:14
Jestem po drugiej wizycie u Endo 1 (kobieta).
Pokazałam traby, wit. D, mój piękny wynik z FT4 w normie i opowiedziałam historię od feralnego uczulenia, zastrzyku, przejściu na metizol i o tym, że dalej swędzi, a także że biorę jeszcze propanolol i że serducho jak dzwon Kazała mi wrócić do thyrozolu zacząć od dawki 10 mg i zwiększać... No i to mi się nie podoba. Tłumaczyłam jej, że mam tego metizolu pół szafki i chciałabym to wyjeść, że mam imprezę rodzinną i nie chciałabym wtedy wylądować z pokrzywką na SORze, mówię, że ten metizol uczula mnie tak, że nad tym panuję i że dziś nie brałam żadnych leków jeszcze na uczulenie i że już wręcz boję się tego thyrozolu... Nic... Podniosła głos i powiedziała: Ja nie leczę metizolem i koniec! Ma Pani jeść garść leków na uczulenie i brać thyrozol. Nie spodobało jej się to, że biorę metizol 4 razy dziennie po 5 mg. Mowiła, że mam brać thyrozol 10 lub 20 ale na raz. Nie przekonało jej, że mam mniej gazów i biegunek teraz.
No i co teraz? Nie wiem jak mam to traktować... może ona jedzie na Hawaje z producentem thyrozolu a Ci od metizolu zaproponowali jej tylko weekend w Zakopanem????
Pytam jej co w sytuacji gdy ten thyrozol jednak mnie uczuli... mam wrócić do metizolu? Takie mieszanie nie jest gorsze? Powiedziała, że wtedy jod radioaktywny. A ja jej mówię: Wie Pani ale ja się staram o dziecko... tzn chcę się starać na nowo. A ona: Ale po jodzie min rok trzeba odczekać. No to ja mówię, że ten pomysł mi się nie podoba. To ona mnie podsumowała, że może wcale nie będę mieć dzieci. Kazała mi jeszcze iść do swojej koleżanki alergolog w ponedziałek, wtorek, nawet do niej zadzwoniła cy mnie przyjmie na dyżurze w szpitalu ale oczywiście prywatnie. Bo przecież może to nie thyrozol/metizol mnie uczula... no jasne... no super ale na to póki co nie mam kasy. Zresztą nie widze sensu iść na wizytę bez badań czy tylko ze zdjęciem mojej pokrzywki.
No i podsumowując wizytę: Babka chce mnie wyleczyć z GB ale nie interesuje jej to, że ja chcę zostać matką. Jakby miała to w dupie, a może ona jest antydzieci i ten aspekt jej wcale nie interesuje.
Ten doktorek sprzed 2 dni spodobał mi się bo rozumiał, że ja chce zajść ciąże. Ja nie wiem jak to się stało, że w tak kobiecej sferze od faceta doznałam większego zrozumienia niż od kobiety...
Dlatego chyba będę starała dostać się do niego za te 6-7 tygodni i pozwolę jemu się leczyć. On chce zobaczyć i mnie i męża.
Ale czy to dobrze, że stawiam możliwość macierzyństwa nad swoje zdrowie??? Czy robię dobrze?? Jak brać te leki?? Tamten gościu za dużo mi nie namieszał w tych lekach, zostawił metizol 4 razy dziennie. Nie wiem, nie wiem, nie wiem...
No i jeden plus z wizyty... L4 na 4 tygodnie. Byłam w pracy, przeszkoliłam babeczkę ale w 1,5 h to za dużo jej nie pomogłam. Zresztą chyba nie muszę czuć się zagrożona bo zamiast przekazywać konkrety musiałam jeszcze poduczyć kobitkę w podstawach obsługi komputera. Tak więc albo za 4 tyg wracam do pracy albo będę musiała wrócić do tej babki co dzisiaj po zwolnienie... ale wtedy co jej powiem?? Nie wiem, nie wiem, nie wiem... HELP!
Wiadomość wyedytowana przez autora 21 września 2018, 17:22
Za to dziś zaglądnęłam a tu były porody, ciąże, złość i miłość Wszystkim szczęśliwym serdecznie gratuluję a tym mniej szczęśliwym przesyłam uściski :*
A co tam u mnie? Trochę się działo ale było minęło. Nawiązując do poprzedniej wiadomości to zdecydowałam się na Endo 3 (gościa który proponuje mi wycięcie tarczycy) ale! dam sobie czas na leczenie jeszcze kilka miesięcy, może pół roku, może rok i zobaczę jak to będzie wyglądało dalej. Czuję się znoście więc wracam do pracy, a jak mnie będą wkurzać to będę wychodziła na spacer. Zmieniam swoje nastawienie, wrzucam na luz, robię swoje, pieprze te plotkary w innych pokojach.
Aktualnie schodzę już z leków, od jutra metizol 2 x 5mg. 26-tego mam endo 3 i jeszcze raz zapytam o starania ale jak dostaniemy zielone światło to odstawiamy gumowe wdzianko i działamy
Przeszło mi też uczulenie więc albo mniejsza dawka jest już dla mnie do zniesienia albo organizm się przyzwyczaił.
2 tygodnie temu byłam wraz z mężem u androloga- ginekologa. Myślałam, że znalazłam lekarza który spojrzy na nas kompleksowo ale to chyba była jednorazowa wizyta.
Lekarz zerknął na moje wyniki, powiedziałam o gravesie. Powiedział, że pod względem płodności wszystko ze mną ok, że moje wyniki są dobre ale, że moja diagnostyka teraz nie ma sensu dopóki muszę się leczyć endokrynologicznie. Powiedział, że z trzech możliwych przeciwciał mam wszystkie 3 i to bardzo ponad normę więc nawet jak zajdę to zarodek się nie utrzyma.
Co do męża 95 % plemników z wadą główki według niego może świadczyć o jakiś wadach genetycznych, gdyż w główce jest przenoszony cały materiał genetyczny. Mówił, że teoretycznie jakaś szansa jest ale mała, są też inne problemy jak ruchliwość i żywotność więc nie powinniśmy się nastawiać, że wyjdzie.
Pytałam o suple, jak podrasować męża w czasie kiedy ja się leczę, powiedział, że to nie ma sensu bo on by szedł w kierunku genetyki. Pytałam jakie badania zrobić to odesłał nas do poradni genetycznej.... ach... i tak wiem, że tu od Was więcej się dowiem.
Ogólnie to lekarz podsumował nas tak: "Jeśli Panu wyjdą problemy i wady genetyczne, a Pani ma ogromne przeciwciała to nawet invitro przyniesie Wam nikłe szanse, stracony czas i pieniądze."
Od tamtego czasu nie ma u nas z mężem tematu starań, olaliśmy temat. Zbieramy kasę na badania ale jeszcze nie orientowałam się nawet jakie... wiem o kariotypach. A reszta? Ktoś wie co warto zrobić u faceta a co u mnie?
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 października 2018, 10:56
A teraz wyniki:
Żelazo 58 (norma 37-145)
Całkowita zdolność wiązania żelaza TIBC 386 (norma 250-425)
UIBC 328 (norma150-300)
Internet mówi że jeśli żelazo jest nisko a tibc i uibc wysoko to jest niedobór
A wiec teoria z wydłużającym się cyklem przez starania: teoretycznie możliwa.
Teoria z tym, że gdzieś kiedyś udało mi się zaskoczyć: niemożliwa.
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 października 2018, 10:05
Glukoza na czczo: 91 [norma 70-99]
Glukoza po 1h: 107
Glukoza po 2h: 75
Insulina przed obciążeniem: 4,7 [norma 2,6-24,9]
Insulina po 1h: 36,7
Insulina po 2h: 21,7
Według kalkulatora HOMA IR mój wskaźnik to 1,06... ale do tego wystarczyły moje wyniki na czczo. Co sądzicie o reszcie?
Nowe wyniki, dzieje się
TSH 0,20 [norma 0,38-5,33]
Ft3 3,04 [norma 2,5-4,3]
Ft4 0,53 [norma 0,65-1,48]
A wiec tsh w końcu oznaczalne!! jest moc!!
Ft3 pięknie w środku normy, nareszcie!
Ft4 coś za bardzo się zagalopowalo i spadło za dużo.
Zawsze coś... jak ostatnio ft4 było w normie to teraz spadło aż za bardzo. Lekarz za tydzień wiec zobaczymy co powie. Wydawało mi się, że mam za mała dawkę leku gdyż czuje się nerwowa i pobudzona, z rąk mi wszystko leci, obijam się o meble. W ciągu tygodnia przybyło mi chyba z 10 siniaków A może to wszystko to stres przed powrotem do pracy? Decyzje niech podejmuje lekarz, w końcu za coś mu płace
Zreszta nie wiem co w sytuacji kiedy ogólny nie będzie chciał mi dać zaświadczenia lipa lipa! Endo dopiero w piątek ale on tez mi zwolnienia dać nie bedsie chciał gdyż do mojego miasta przyjeżdża nieregularnie to bedsie problem z ustaleniem na ile chorobowe żeby zsynchronizować to z kolejna wizyta. No i jestem w kropce.
Edit. Dzwonili z mojej super pracy, że mam iść do lekarza, który badań nie robi, okulisty nie ma i tylko papier każdemu wystawia za 40 zł. No cóż, chcą na mnie zaoszczędzić. Tyle, że mi zależało na okuliście bo chciałam sprawdzić czy tam wszystko Ok przy tym gravesie. No to się nie dowiem. Na latanie po okulistach nie mam już ani czasu ani kasy. No i mam być w pracy na 7 bo lekarz przyjmuje od 14. No to pięknie. Najpierw cały dzień w pracy, a dopiero pózniej badania.
Pękam, czuje strach przed powrotem do tego piekła. Dobrze pamietam atmosferę w tej robocie, te wredne gęby, te dwulicowe twarze. Wracam tam bo już nie mam kasy na życie, a nie dlatego, że jestem gotowa na powrót. Wróciły biegunki i kołatanie serca, a nawet nie zaczęłam 1 dnia. Koszmar. Poryczalam się. Nie chce tam wracać ale nie chce też zostać bez pracy i środków do życia. To wszystko nie jest tak jak być powinno, już w zeszłym roku miałam chodzić z brzuszkiem i być szczęśliwą mamą. Mam wrażenie, że wszystkim się udaje od tak. Że nikt mnie nie rozumie. Bo w sumie tylko staraczka po przejściach zrozumie staraczke, która tez ma pod górkę. Czy ja się kiedykolwiek doczekam pozytywnego finału? Chyba tracę nadzieje. Dziecko zeszło na drugi plan, staram się żyć normalnie, już nie rozmawiam z mężem o invitro, o badaniach o jakimkolwiek planie działania. Czemu? Bo taki plan nie istnieje. Moja choroba to jedna wielka niewiadoma. Nie wiem co przyniesie mi jutro. Boje się, wręcz zżera mnie strach i obawa przed kolejnymi problemami, przeciwnościami losu więcej już nie udźwignę
Edit 2: lekarz ogólny oglądając moje ostatnie wyniki uznał, że nie jemu podejmować decyzje w sprawie mojego powrotu do pracy. Endo w piątek, na te 5 dni przedłużył mi zwolnienie. Zadzwoniłam do kadrowej, powiedziała obrażona, że to nie jej sprawa i że jej to nie obchodzi (pinda). Ledwo zdążyłam jej powiedzieć, że to chorobowe elektroniczne bo się chciała rozłączyć. Wiem, że nakręciła przeciw mnie cała firmę i szefostwo. Nie lubię jej bo jak jej niedoszła synowa zostawiła go tydzień przed ślubem to ta jakby zemsty szukała na młodych dziewczynach i normalnie czepiała się mnie o wszystko. Pózniej się pospinalysmy, że wciskała mi swoją robotę i tak już zostało, że jest kosa.
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 sierpnia 2020, 13:02
Świat się wali, życie się sypie, zdrowie do kitu. No ja pierdole!
Emocje opadły i już staram się znaleźć pozytywy w zaistniałej sytuacji. Oczywiście fakty są następujące i niezmienne.
1. Fakt nr 1: chciałam wrócić do pracy w poniedziałek, byłam na badaniach, nie miałam zaświadczenia o zakończeniu leczenia, ogólny lekarz nie dał, przedłużył chorobowe do piątku, do wizyty u endo. Endo uznał, że mogę wrócić do pracy, nie mam już zwolnienia chorobowego. Zostaję bez zasiłku.
2. Fakt nr 2: W poniedziałek byłam w pracy, zapewniono mnie, że wracam na stare stanowisko. I... we wtorek wysłali mi zwolnienie dyscyplinarne!!! No świnie...
3. Fakt nr 3: Opcja nr 1 na naprawę sytuacji: Odwołanie do sądu. Radca prawny mówi, że sprawa jest wygrana na 200%. Oskarżyli mnie o coś wyssanego z palca, o coś co mam w głowie, nie wiem co sobie ubzdurali. Wiem, że wpływa na to miały 2 osoby fałszywce z mojej BYŁEJ pracy. Bo uwaga! Wzięłam swój kalendarz z terminami wizyt u lekarzy a oni nagadali pracodawcy, że tam miała hasła. Hasła mam w głowie, znam je na pamięć. Kropka. Idąc na zwolnienie zapisałam je pracownikom na kompie.
No i jak mówił prawnik możliwości mam dwie:
Opcja 1. Sąd. Sprawa wygrana. Odszkodowanie 3xmoje wynagrodzenie wiec szału nie ma, byłam sekretarką i oczywiście poprawa świadectwa. Minusy: min pół roku trwania sprawy, prawdopodobny brak pracy ze względu na dyscyplinarkę, mażliwa ugoda z pracodawcą z mniejszym lub zerowym odszkodowaniem.
Opcja 2. Przed pozwem dogadać się o rozwiązanie za porozumieniem stron. Plusy: od razu szukam innej pracy i zapominam o tym wariatkowie, nie latam po sądach, oszczędzam sobie stresu, który jest tak niewskazany w mojej chorobie. Minusy: brak jakiegokolwiek wypowiedzenia, brak zasiłku z bezrobotnego. Zostaje z niczym.
No i byłam u pracodawcy. Chyba chcą iść już na ugodę i dać mi normalne świadectwo pracy. No ale tak jak pisałam rewelacji nie ma bo zostaje z niczym, bez pracy, bez środków do życia i bez satysfakcji, że dostali za swoje. Ciągle zadaje sobie pytanie czy mam siły na batalie po sądach i w mojej aktualnej sytuacji chyba nie mam
Za to mam teraz nowe możliwości. Jedno jest pewne... przeżyłam w tym miejscu pracy koszmar. Wytrzymałam tam najdłużej, wcześniej rotacja pracowników była co pół roku, czasem co dwa miesiące. Ja też już chyba siedziałam tam za długo. Jeszcze głupia byłam bo szukałam roboty początkiem roku ale nie chciałam ich zostawić więc wszędzie mówiłam, że normalnie musiałabym przejść przed okres wypowiedzenia chociaż z miesiąc no i nikt czekać nie chciał, a miałam wtedy możliwość pójścia do naprawdę fajnej roboty. No głupia ja! Za dobro przypłaciłam teraz takim świństwem. Ale myśl o tym także daje mi jakąś gwarancję, że przecież teraz jestem wolna i rachu ciachu znajdę coś lepszego. Pewne jest jeszcze to, że z deszczu pod rynnę nie wpadnę bo już z pracą gorzej być nie może Tego jestem pewna
Cyc do przodu cv już się aktualizuje, jutro ruszam na podbój lokalnego rynku pracy
Bejbuszku ty moj... Tule mocno:* Mezulka nasienie idzie poprawic, a ty tez sie wyleczysz... Napewno:* bo ja w to mocno wierze i nie tylko ja :) Uda sie w koncu i koniec kropka...
Aż się boję iść na hsg. Po Twoim przypadku chyba wybiorę opcje z solą fizjologiczna... strasznie współczuję. Ale może się uda szybciej wyleczyć. Tego Ci życzę.:*
Jejku ale się porobiło:( może nie trzeba będzie czekać aż dwa lata!
trzymam za Ciebie kciuki, żebyś podjęła dobrą decyzję... ale pamiętaj, że zdrowie przede wszystkim, inaczej nic się nie uda... :* bądź silna!
tulę :( bądź silna :* może uda się wcześniej wyleczyć niż 2 lata? Lepiej chyba nie łapać kolejnej choroby tylko wyleczyć się z pierwszej. Jest szansa, że jak będziesz dobrze reagować na leki to szybciej się wyleczysz ;)
Jeju :( trudną decyzję musisz podjąć, ale pamiętaj wszystko się dzieje po coś. Wyleczysz się i szybko zajdziesz w ciąze. Tego Ci życzę. A teraz zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia. Trzymaj się :*
Kochana czy chcesz aby Twoje dziecko miało zdrową czy chorą mamę? To oczywiste: zdrowa mama szczęśliwe dziecko. Tak że lecz się, nie obwiniaj siebie i świata bo mleko się wylalo. Wykorzystaj te dwa lata na budowanie więzi małżeńskiej,podróże,naukę czy karierę. Idz do psychoterapeuty jeśli sądzisz, że nie dasz rady. Głowa do góry, 2 lata zleca!
Hej:) dodałam Cię do przyjaciółek, jak masz jakieś pytania dot. G-B to pisz. Wiem co Cię czeka, bo 4 lata temu miałam podobne dylematy. Przeszłam naprawdę dużo więc służę pomocą:) współczuję diagnozy, ale jeśli to początek to być może da się chorobę ogarnąć. Będzie dobrze tylko ciężko zobaczysz:)