Strasznie się czuję, jak zombi. Źle śpię,głowa mnie boli, czuję się jak by mnie choroba pobierała...cudownie. Zawsze o tym marzyłam, żeby się rozchorować Wparłam z głowy myślenie o ciąży....nie chcę, wiem, że się staraliśmy, ale co ja teraz mogę? Nie poprawiam swojego samopoczucia. Wczoraj miałam cały dzień pracy i aż tyłek mnie boli mąż postanowił zakupić mi fotel do pracy bo na razie mam taborecik, taki twardy i bez oparcia.
Na razie skupiam się na pracy... mam jej dużo. A dziś o 20.10 mam wizytę u lekarza gin-endo. Zobaczymy co powie, muszę przygotować swoje wyniki. Muszę pamiętać aby zapytać o te plamienia w dniu owulacji i dzień po. Mam nadzieję, że będzie to tylko dobry znak. Wczoraj koleżanka zasugerowała, że to może wynik zagnieżdzenia(???) jak to? Przecież owulkę miałam w poniedziałek. Cholera wie... zobaczymy. Nrazie uciekam do pracy. Dziś trochę dużo jej mam
Dziękuję kochane!!! Nie zapomnę Wam tego! :* dałyście mi emocjonalnego kopa.
:*:*:*:**:*:*:*:*:*:*:*:*
Od teraz będą same pozytywne wpisy!
Kocham Was dziewczynki i ja wierze, że możemy i będziemy rodzicami najlepszymi na świecie )
Wiem, że ten cykl się nie udał, bo nie miałam jednego z istotnych objawów, który jako pierwszy się u mnie pojawiał dwa razy... mianowicie 3-4 dni po owulce miałam jedno razy upław dużej ilości gęstego, białego śluzu...a teraz nie było czegoś takiego... także już wiem, że teraz możliwość powiększenia naszej małej rodzinki będzie dopiero w sierpniu...bo lewy jajnik mam do dupy, pewnie jajowód mam zapchany... w dupie z tym! Kończę z walką. Po prostu nie mam już siły...za dużo się wydarzyło,a za mało była chwil, które podbudowały by mi serce.
Nie tracę optymizmu, poprostu kończę z rozmyslaniem, planowaniem i mysleniem o dzieciach. i tak nigdy do nas nie przyjdzie... zmarnowaliśmy dwie szanse jakie mieliśmy, na własne życzenie.
Uciekam, bo weekend. Trochę muszę się odstresować. Zajrze w tygodniu.
Ale Wy kochane moje nie traćcie nadziei,że będzie dobrze. Ja jej nie tracę, ale muszę zmienić swoje życie. Niby nie skupiałam się na ciąży, ale podświadomość mi mówiła co innego. Koniec z tym. Nigdy więcej.Zacznę robić wszystko aby nie było ciąży...po co mi to? Same smutki, strach i obawa czy będzie dobrze, po co mi to? Źle mi teraz jak jesteśmy sami? I tak jest wybrakowana, nie pełnowartościowa...ta, która ukochanemu nigdy nie da dziecka. Im bardziej się chce tym jest gorzej.
Koniec z tym. Zaczynam żyć. Po paru dniach smutów i płaczu biorę sie w garść i dokopie rzeczywistości uprawiamy sporty, od kilku dni pijemy piwko i co? Trudno jakoś lepiej mi znieść to wszystko z piwkiem wieczorem. Właśnie oglądamy mecz. Takie życie wole. Beztroskie, różnorodne i wesołe. A reszta... w nosie mam to w nosie!
Weekend zaliczam do zajebiście udanych
Czuję się dobrze, trochę mocniej pobolewa mnie krzyż...zupełnie jak wtedy, po tabletach...boję się swojej @, bo jak teraz mnie tak boli to jak przyjdzie to chyba umrę...
Chcę na was moje kochane przelać całą moja pozytywną energię! odżywał...czuj się z 5 kilo lżej, bo nie myślę już...o nieeee.
Na całe szczęście istnieją zakupy!!!!
Byłam dziś już u dentysty, bywam u niego średnio co 2-3 tygodnie bardzo fajny i miły, a do tego wyrozumiały i delikatny....mam uraz do dentystów z dzieciństwa... ale on jest cudowny! Nawet mój Konrad do niego chodzi No ale po wizycie jestem szczuplejsza w portfelu o 130zł, ale jak się chce mieć piekny uśmiech bez srebrnych plomb to trzeba też zapłacić no ale max 150zł wiec spoko, bo wizyta na NFZ. No to po wizycie lecę do Lidla bo miałam kupić sobie sukienkę, ale jakaś taka duża była mimo, że eska, ale nie zwięłam jej, ale przecież była bym chora gdybym sobie nie kupiła czegoś innego a więc tak... kupiłam trzy pary szortów!!! Pojebana jestem ,ale cóż! muszę spakować swoje stare ubrania za małe, bo nigdy już nie będę ważyć 48-50 kg więc po co maja mi zawalać szafę, a tym samym zrobię miejsce na nowe rzeczy! I tak właśnie zrobię!!!
Ściskam was kochane moje!!! Cudownie jest czuć, że mam wsparcie w tak cudownych kobietach jak Wy!!! :*
Miłego dnia!
Wiadomość wyedytowana przez autora 1 lipca 2014, 11:48
Dziś mam trochę pracy 3 klientki i to wieczorem...ehhh... jak ja nie lubie pracowitych wieczorów ale cóż coś za coś ) spakowałam dziś swoje za małe ubrania :)zobaczymy czy uda mi się schudnąć troszkę tak ze 3 kg... nie chcę więcej bo szkoda mi cycków, które po ciąży mi zostały ) muszę swój orbitrek odkurzyć zaczynam żyć! Bo mam je tylko raz
Trochę to dziwne, bo dzień wcześniej temp mi spadła. No ale cóż, może @ przyjdzie wcześniej
Jak narazie objawy te same, ale inne niż w poprzednim cyklu :)nie nakręcam się bo po co? Dlaczego teraz miałoby wyjść? Czasami tylko myslę, że może gdybym zrobiła badania to udałoby się...po prostu mi się nie chce
Ostatnio pisałam o moim szale zakupów w Lidlu...ha! Mój Konrad tego samego dnia wydał 200zł na sprzęt do kuchni kupił parowar,toster i maszynkę do popcornu, z racji, że nie mamy mikrofali to takie cudo nam sie przyda! Cudownie, powolutku się urządzamy byłą wczoraj Konrada znajoma z osiedla u mnie na pazurach pokazałam jej kuchnię, zachwycona była. Szkoda tylko, że musimy szkło zareklamować, bo pęcherzyki powietrza się pojawiły między szkłem a nadrukiem. Szkoda, ale cóż kupimy coś innego albo inny wzór szkła jaki czarny wzięłabym tym razem
Dobra, koniec z pisaniem lecę pobiegać na orbitreku
Kurde ten ból w krzyżu jest coraz gorszy....chyba już dopadła mnie choroba zawodowa cholera a tak lubię swoja pracę nie dam się, pójdę na jakieś masaże. Nie dam się!!! Ta praca to cały mój sens życia zawodowego, nie chcę niczego innego robić
Wiadomość wyedytowana przez autora 2 lipca 2014, 12:52
Nie przyjdziesz do mnie
dziś.. jutro.. nigdy..
odszedłeś...
Posypały się gwiazdy, na pół pękło słońce, rozkrzyczało się niebo błyskawicami, świt rozpłakał się deszczem, zegar stanął, ucichł szloch.
A miłość zgubiła się pomiędzy kartkami pamiętników wśród okruchów wspólnych chwil.
Wiadomość wyedytowana przez autora 2 lipca 2014, 16:14
Powolutku ustępują dolegliwości, na razie tylko boli mnie krzyż i pieką piersi, coś dziwnego. Czekam na moją przyjaciółkę @...w poniedziałek powinna przyjść.
Wczoraj była chyba najgorszy dzień w moim życiu, oczywiście po za tym kiedy dowiedzieliśmy się, że ciąża się nie rozwija...Po wczorajszym wpisie przebrałam się w piżamę, poszłam do łóżka i płakałam cichutko. Bałam się momentu jak Konrad wróci z pracy i mnie zobaczy. Znowu zacznie swoje gadtki, że nie mogę patrzeć w przeszłość, że to co się stało nie było niczyją winą...to jest najgorsze. Cholerny przypadek! ehh... leżałam i myślałam, myślałam i płakałam. Bałam się dnia kiedy ten ból powróci i znowu rozsypie się mój świat. Przyszedł mąż i widzi mnie w łózku, a było jeszcze przed 20. Oczywiście z wielkim usmiechem zapytała:
-A co to? Moja żonka już w łóżeczku??
Uwielbiam jego optymizm, ale nie byłam w nastroju. Od razu zauważył, że coś nie gra. Przyszedł i położył się obok mnie i zapytał się co się stało...i rozpłakałam się. Wiedział, że ja wciąż myślę i tęsknię. Bez słowa leżał i mnie przytulał, a mną targał okropny szloch.. łzy wielkie jak grochy spadały na bluzkę mojej piżamy. Mój błędny wzrok uciekł za okno, skąd dochodziły krzyki i smiechy dzieci na placu zabaw, od czasu do czasu słychac było" MAMO, MAMO!". Płakałam jeszcze bardziej, bo ja nigdy już tego nie usłyszę. Po dłuższej chwili Kondziu podnosi wzrok na mnie i pyta się mnie czy jeszcze mnie to boli. Kiwnęłam głową, bo nie mogłam słów z siebie wydobyć. Prosił bym się nie denerwowała, bo nasz dzidziuś w moim brzuchu będzie zestresowany, po tych słowach wybuchłam płaczem i zaczęłam mówić poprzez szloch, że nie ma żadnego dziecka... mówił, że to nie prawda bo on wie, że tam jest juz nasze maleństwo. Powiedziałam mu, że na pewno nie, bo nie mam pewnych objawów jak poprzednio. Ale on wierzy. I mówi mi, żebym i ja w to uwierzyła. Powiedziałam, że już ja nie wierze, w nic. nie wierzę, że będę w ciąży, a tym bardziej teraz. Posmutniał, zapytał czy w nas tez już nie wierzę. Powiedziałam, że w nas wierzę, ale ja już straciłam wszelką nadzieję na to, że będę matką..Zawsze gdy dopada mnie taki dół wylewam z siebie wszystko co we mnie siedzie. Powiedziałam,że gdybym wiedziała, że tak ciężko bedzie mi zostać matką nie musielibyśmy majątku wydawać na gumki ani inne zabezpieczenia. Powiedziałam, że już przegapiłam swój dobry moment na dziecko. Powiedział, że to jest najlepszy moment. Ale tylko dla niego...Czuł, że jestem zła...że mam żal za to, że kazał mi tyle czekać. Teraz ja już nie mam czasu...lata lecą, za rok już mam 27 lat. I dalej będę bezdzietną, zakochaną w swoim mężu żoną...nawet jak to piszę to mam łzy w oczach. Prosił abym uwierzyła, mówię mu, że jak teraz się nie udało to kolejny cykl już tez przepada...Powinnam wysłać i jego na badania. Czemu tylko ja mam się badać? Czemu to ja mam się czuć winna, że przeze mnie nie możemy mieć dzieci...nie, jednak mi nie przeszło. Wciąż mnie to boli. Powiedziałam mu na koniec naszej rozmowy o tym, że ja nigdy sobie tego nie wybaczę. Kondziu myślał, że mówię o tym, że straciłam naszą jedyną szansę na dziecko, ale powiedziałam, że nie wybaczę sobie tego, że pozwoliłam mu na to odsuwanie tego w czasie... Może i źle robię, że mu to wytykam. Ale ja muszę się pozbyć tych złych emocji w sobie...a co najgorsze...w ogóle nie mam ochoty na seks.. pewnie mi minie po @. Staram się jakoś zadowilic męża, ale z marnym skutkiem...nie dość, że słaba w donoszeniu ciąży to jeszcze słaba w łóżku..w ogóle jestem słaba...myślałam,że nigdy już nic mnie nie złamie, ale los musiał mi pokazać gdzie jest moje miejsce....w statystykach bezpłodności. Wciąż mam łzy w oczach, nie umiem się pozbierać...po prostu nie umiem. Juz nigdy się nie podniosę...zosatnę tu na dnie. Taka byłam szczęśliwa, że się zaczeliśmy starać, tak się cieszyłam, że owulka dawała tak mocno o sobie znać i co z tego? Jak teraz to bez znaczenia, bo i tak sie nie udało...dobiło mnie to, bo skoro nie udaję się ani w lewego ani z prawego to już jest pozamiatane... Teraz tylko będę oglądać jak wszyscy dookoła mają dzieci a my wśród tych znajomych..sami, bezdzietni, sfrustrowani... ale wciąż zakochani. Wczoraj poczułam coś czego nie czułam bardzo długo...motylki w brzuchu. Mam wspaniałego męża, który cierpliwie znosi moje humory i złe nastawienie... wczoraj powiedział mi jeszcze, że poprostu musimy mieć dwójke na raz, dlatego się teraz nie udaje. Ja na to, że w takim razie nigdy się nie uda, chyba, że pójdziemy na in vitro. Ja to umiem go zgasić moimi tekstami jestem okropna, bezduszna i zła...kobieta, która traci swoje dziecko staję się inna osobą. ja się stałam chyba gorszą, szalejąca ze złości i zawiści do tych, którzy mają dzieci. Czuję się jakbym nie miała już duszy... powiedziałam mu jeszcze wczoraj, że teraz to ja powinnam tu leżeć z pokaźnym brzuszkiem a nie być taka pusta w środku...on nie umiał mnie pocieszyć, bo brakowało mu słów...ja bardzo bym chciała, aby on był szczęśliwy, chciałabym dać mu dziecko, które zniosłoby wiele do naszego życia...wniosłoby światło. Bo na razie w tej ciemnocie nie możemy się znaleźć. Boję się, że on w końcu pójdzie sobie do innej, która da mu to czego ja mu dać nie mogę...szcześcia i dziecka... ależ moja teściowa musi być smutna, że jej się trafił taki egzemplarz synowej...bezpłodnej...która nie da jej wnuka, o którego juz upominała się dwa dni po weselu...jestem strasznie zła.... zła, że ludzie na prezetny ślubne dali nam rzeczy dla dziecka ;(;( zapeszyli nam wszystko...spalę to wszystko w cholerę..spalę książki wszystko! I właśnie to idę zrobić...
Spakowałam i wyrzuciłam do kosza. ehh... zaważyłam, że strasznie posunęłam się w latach jeśli chodzi o wygląd. Mam zmarszczki, cienie pod oczami, oczy bez blasku, rzadziej się uśmiecham. Patrzę na siebie w lustrze i nie poznaję siebie..stałam sie taka obca...nieobecna..
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 lipca 2014, 11:16
Opowiem Wam historię mojej znajomej 40-latki,która oczywiście jako już doświadczona życiowo kobieta miała wszystko poukładane, dzieci odchowane, najmłodszy ma 10 lat a najstarszy 20,średni ma 15. Samych synów ma. Czyli 5 facetów w domu, bo jeszcze kocura mają. I co. W zeszłym roku pojechali tylko oni sami na wakacje nad morzem a synów do dziadków zawieźli. Po powrocie z wyjazdu powrót do rzeczywistości Pani Domu. Ona nie pracuje tylko mąż. Miesiąc później okres jej sie spóźniał. Pomyślała, że to od jodu znad morza bo ona choruję od lat na hashimoto a ta choroba nie znosi jodu. Poszła do lekarza ginekologa, że jej okres nie przyszedł. Okazało się, że była już w 2 miesiącu, prawie 3. Powiedziała, że to niemożliwe, bo kochała się z mężem w dni bezpieczne czyli do 12 dnia swojego cyklu a ma 30 dniowe. Okazało się, że jod tak jej popieprzył wszystko, że szok. Była 4 raz w ciąży. Załamała się. Później już poszło szybciutko. Czwarty chłopak. Przyjechała do mnie na stopy z małym. Był dość marudny, ale jej zachowanie względem tego dziecka było okropne. Mnie serce się ściskało, że taka dostałą 4 cud a ja nie mam żadnego. Ale pocieszyłam się, że jak zacznę to szybko dwie ciąże i z głowy. Chciałabym dostać coś na owu, aby coś ruszyło moje jajeczka.
Muszę coś zrobić ze sobą, bo mam wrażenie, że liczyłam że się uda a teraz musze działać.
Odpoczęliśmy i wróciliśmy na ziemię przyszła moja kochana wredota dzień wcześniej niż powinna. Mam bardziej obfitą niz poprzednie, czyli wróciło do normy mam nadzieję, że szybko sobie pójdzie. Nawet nie w celu starania, bo wiem, że jak będzie to będzie. Trudno. Ja już nic więcej nie zrobię a DZIŚ chcemy zaplanować sobie urlop chcielibyśmy na ten miesiąc na dni owocne ale nie damy rady
Idę ogarniać chałupke, bo na weekendzie mimo iz nas nie było to jest syf!
Ściskam wszystkie starające się, dwupaczki i szczęśliwe mamusie! wysyłajcie wiruski!
ja chcę dla niego szczęścia, największego jakie może dostać i dostanie :*
Na razie skupiam sie na tym, aby złowić więcej klientek, właśnie siedzę nad wizytówkami chcę mieć dużo pracy, bo wakacje w tym roku dopiero we wrześniu i chcę aby jak najszybciej minął ten czas
Szczęśliwa jestem i czuję, że zaczynam życie. Odetchnęłam. Będzie już tylko lepiej
Cieszyłam sie tobą
powtarzałam, ze mam dla kogo zyc.
Nagle zadzwonil telofon,
powidzieli ze to koniec,
ze nie ma Cię
pustka ogarneła me serce
lzy płyna po mym policzku
bo serce teskni.
Ale wiem,
ze ty na mnie patrzysz z gory i tez tesknisz.
Nie wiem co tam robisz
chociaz jestem ciekawa twego dalszego losu
i pamietaj jedno
Kochamy Cie wszyscy!
Na zawsze w naszych sercach
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 lipca 2014, 10:02
Niby wieści dobre, bo jest szansa na dwójkę urwisów, ale ja tak bardzo tęsknie za bliskością z mężem, mogłabym się do niego mocno przytulać codziennie. Chciałabym aby moje marzenie się spełniło, modlę się o to codziennie...abym mogła dostać nowe życia....
Mój mąż bardzo się starał abym sie rozweseliła, widział moja rozpacz, udało mu się wystarczyło, że był przy mnie, tulił mnie i całował. Od razu mi się polepszyło i idę za radami mojej gin, ogłaszam wszem i wobec, że zaczynam jeść na nowo SŁODYCZE!!!!!!
Bez nich jestem taka spięta i smutna i obowiązkowo codziennie kakao po tym jak przytyłam te 6 kg, waga stoi w miejscu czy się odchudzam czy nie. Także zero stresu!
Dostałam kopa emocjonalnego od wszystkich, oni tak we mnie wierzą i w to, że będzie dobrze to ja też w to uwierzę, bo przecież moje motto życiowe brzmi:
WIARA CZYNI CUDA
Odzyskałam wiarę, że będzie dobrze mąż nie pozwala mi na nic innego jak wiare i nadzieję a więc wierzę!!
Wiedziałam, że jak zacznę jeść słodycze to zacznę być sobą
Miłego dnia dziewczynki!!!
-proszę o spokój mojego serca i proszę o dary życia.
Smutno mi było. Bo nie ma nic gorszego dla matki jak śmierć dziecka...czułam ten ból jakby mnie dotyczył...wiem, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Teraz to rozumiem.
Chciałabym pojechać do Częstochowy i Lichenia...pomodlić się, wyprosić dobra dla nas. Wiem, że mnie wysłucha. Ukoi moje zbolałe serce i dam nam szansę bycia super rodzicami
Wiara czyni cuda...ale taka prawdziwa, z czystego serca.
Modle się za każdą smutną aniołkową mamę, aby ich serca już nie płakały a w brzuszku szybko zagościł nowy cud życia...
Trzymajcie się kochane! Wracam do świata pozytywnych myśli
2 miesiące to nie dużo.. Nie zamartwiaj się tam Kochana. Ułoży się Wam wszystko :)
Tulę z całych sił! <3 Oby Twój optymizm wrócił szybko, bo dzieki niemu nie jedną z nas podniosłaś na duchu :)
Prześpij zły czas, a rano wstań odrzuć smutki na bok i walcz!
Marta ma rację! Twój optymizm nie jednej z nas dał kopa. Ja to też mam podobnie. Po @ wszystko ok, luźne nastawienie, nie mam takiego parcia na to, żeby mieć dziecko tu i teraz, mogę poczekać....do owulacji. A po niej, to już mam takie ciśnienie, że chciałabym już go najlepiej uczyć chodzić!