trochę mi lepiej. Psychicznie, bo fizycznie już gorzej.Strasznie się czuję, jak zombi. Źle śpię,głowa mnie boli, czuję się jak by mnie choroba pobierała...cudownie. Zawsze o tym marzyłam, żeby się rozchorować
 Wparłam z głowy myślenie o ciąży....nie chcę, wiem, że się staraliśmy, ale co ja teraz mogę? Nie poprawiam swojego samopoczucia. Wczoraj miałam cały dzień pracy i aż tyłek mnie boli 
 mąż postanowił zakupić mi fotel do pracy 
 bo na razie mam taborecik, taki twardy i bez oparcia.Na razie skupiam się na pracy... mam jej dużo. A dziś o 20.10 mam wizytę u lekarza gin-endo. Zobaczymy co powie, muszę przygotować swoje wyniki. Muszę pamiętać aby zapytać o te plamienia w dniu owulacji i dzień po. Mam nadzieję, że będzie to tylko dobry znak. Wczoraj koleżanka zasugerowała, że to może wynik zagnieżdzenia(???) jak to? Przecież owulkę miałam w poniedziałek. Cholera wie... zobaczymy. Nrazie uciekam do pracy. Dziś trochę dużo jej mam

Dziękuję kochane!!! Nie zapomnę Wam tego! :* dałyście mi emocjonalnego kopa.
:*:*:*:**:*:*:*:*:*:*:*:*
Od teraz będą same pozytywne wpisy!
            
) lekarz przesympatyczny pokazałam mu wynik histopato powiedział, że bardzo mu przykro, że tak się stało...ale. No właśnie. Rozrysował mi to jak to.wyglądało. że nasze dziecko było genetycznie idealne ale kosmki które miały tworzyć naczynia i łożysko później nie było poprawne.... także uspokoił mnie. I powiedział coś co moge ze szczerego serca powiedzieć każdej, która ma wyznaczony czas do starań- NIE MA NIC WSPÓLNEGO CZAS ODCZEKANIA ZE STARANIAMI A PRAWIDŁOWĄ CIĄŻĄ. to zapytałam się ile on by kazał czekać. CYTUJE "Kochanie odrazu" 
) cudownie,że drugi lekarz potwierdza nasze podejście, że jak ma się udać to się uda... Nasze organizmy są mądrzejsze niź myślimy 
))Kocham Was dziewczynki i ja wierze, że możemy i będziemy rodzicami najlepszymi na świecie
)
            Wiem, że ten cykl się nie udał, bo nie miałam jednego z istotnych objawów, który jako pierwszy się u mnie pojawiał dwa razy... mianowicie 3-4 dni po owulce miałam jedno razy upław dużej ilości gęstego, białego śluzu...a teraz nie było czegoś takiego... także już wiem, że teraz możliwość powiększenia naszej małej rodzinki będzie dopiero w sierpniu...bo lewy jajnik mam do dupy, pewnie jajowód mam zapchany... w dupie z tym! Kończę z walką. Po prostu nie mam już siły...za dużo się wydarzyło,a za mało była chwil, które podbudowały by mi serce.
Nie tracę optymizmu, poprostu kończę z rozmyslaniem, planowaniem i mysleniem o dzieciach. i tak nigdy do nas nie przyjdzie... zmarnowaliśmy dwie szanse jakie mieliśmy, na własne życzenie.
Uciekam, bo weekend. Trochę muszę się odstresować. Zajrze w tygodniu.
Ale Wy kochane moje nie traćcie nadziei,że będzie dobrze. Ja jej nie tracę, ale muszę zmienić swoje życie. Niby nie skupiałam się na ciąży, ale podświadomość mi mówiła co innego. Koniec z tym. Nigdy więcej.Zacznę robić wszystko aby nie było ciąży...po co mi to? Same smutki, strach i obawa czy będzie dobrze, po co mi to? Źle mi teraz jak jesteśmy sami? I tak jest wybrakowana, nie pełnowartościowa...ta, która ukochanemu nigdy nie da dziecka. Im bardziej się chce tym jest gorzej.

Koniec z tym. Zaczynam żyć. Po paru dniach smutów i płaczu biorę sie w garść i dokopie rzeczywistości
 uprawiamy sporty, od kilku dni pijemy piwko i co? Trudno 
 jakoś lepiej mi znieść to wszystko z piwkiem wieczorem. Właśnie oglądamy mecz. Takie życie wole. Beztroskie, różnorodne i wesołe. A reszta... w nosie 
 mam to w nosie!Weekend zaliczam do zajebiście udanych
            Czuję się dobrze, trochę mocniej pobolewa mnie krzyż...zupełnie jak wtedy, po tabletach...boję się swojej @, bo jak teraz mnie tak boli to jak przyjdzie to chyba umrę...
Chcę na was moje kochane przelać całą moja pozytywną energię!
 odżywał...czuj się z 5 kilo lżej, bo nie myślę już...o nieeee.Na całe szczęście istnieją zakupy!!!!

Byłam dziś już u dentysty, bywam u niego średnio co 2-3 tygodnie
 bardzo fajny i miły, a do tego wyrozumiały i delikatny....mam uraz do dentystów z dzieciństwa... ale on jest cudowny! Nawet mój Konrad do niego chodzi 
 No ale po wizycie jestem szczuplejsza w portfelu o 130zł, ale jak się chce mieć piekny uśmiech bez srebrnych plomb to trzeba też zapłacić 
 no ale max 150zł wiec spoko, bo wizyta na NFZ. No to po wizycie lecę do Lidla bo miałam kupić sobie sukienkę, ale jakaś taka duża była mimo, że eska, ale nie zwięłam jej, ale przecież była bym chora gdybym sobie nie kupiła czegoś innego 
 a więc tak... kupiłam trzy pary szortów!!! 
 Pojebana jestem ,ale cóż! 
 muszę spakować swoje stare ubrania za małe, bo nigdy już nie będę ważyć 48-50 kg więc po co maja mi zawalać szafę, a tym samym zrobię miejsce na nowe rzeczy! 
 I tak właśnie zrobię!!! 
Ściskam was kochane moje!!! Cudownie jest czuć, że mam wsparcie w tak cudownych kobietach jak Wy!!! :*
Miłego dnia!
Wiadomość wyedytowana przez autora 1 lipca 2014, 11:48
 z reszta wiele rzeczy robię bez sensu 
Dziś mam trochę pracy
 3 klientki i to wieczorem...ehhh... jak ja nie lubie pracowitych wieczorów 
 ale cóż coś za coś 
)  spakowałam dziś swoje za małe ubrania :)zobaczymy czy uda mi się schudnąć troszkę 
 tak ze 3 kg... nie chcę więcej 
 bo szkoda mi cycków, które po ciąży mi zostały 
) muszę swój orbitrek odkurzyć 
 zaczynam żyć! Bo mam je tylko raz 
            Trochę to dziwne, bo dzień wcześniej temp mi spadła. No ale cóż, może @ przyjdzie wcześniej

Jak narazie objawy te same, ale inne niż w poprzednim cyklu :)nie nakręcam się bo po co? Dlaczego teraz miałoby wyjść? Czasami tylko myslę, że może gdybym zrobiła badania to udałoby się...po prostu mi się nie chce

Ostatnio pisałam o moim szale zakupów w Lidlu...ha! Mój Konrad tego samego dnia wydał 200zł na sprzęt do kuchni
 kupił parowar,toster i maszynkę do popcornu, z racji, że nie mamy mikrofali to takie cudo nam sie przyda! 
 Cudownie, powolutku się urządzamy 
 byłą wczoraj Konrada znajoma z osiedla u mnie na pazurach pokazałam jej kuchnię, zachwycona była. Szkoda tylko, że musimy szkło zareklamować, bo pęcherzyki powietrza się pojawiły między szkłem a nadrukiem. Szkoda, ale cóż kupimy coś innego 
 albo inny wzór szkła 
 jaki czarny wzięłabym tym razem 
Dobra, koniec z pisaniem lecę pobiegać na orbitreku

Kurde ten ból w krzyżu jest coraz gorszy....chyba już dopadła mnie choroba zawodowa
 cholera a tak lubię swoja pracę 
 nie dam się, pójdę na jakieś masaże. Nie dam się!!! Ta praca to cały mój sens życia zawodowego, nie chcę niczego innego robić 
            Wiadomość wyedytowana przez autora 2 lipca 2014, 12:52
Nie przyjdziesz do mnie
dziś.. jutro.. nigdy..
odszedłeś...
Posypały się gwiazdy, na pół pękło słońce, rozkrzyczało się niebo błyskawicami, świt rozpłakał się deszczem, zegar stanął, ucichł szloch.
A miłość zgubiła się pomiędzy kartkami pamiętników wśród okruchów wspólnych chwil.
Wiadomość wyedytowana przez autora 2 lipca 2014, 16:14
Powolutku ustępują dolegliwości, na razie tylko boli mnie krzyż i pieką piersi, coś dziwnego. Czekam na moją przyjaciółkę @...w poniedziałek powinna przyjść.
Wczoraj była chyba najgorszy dzień w moim życiu, oczywiście po za tym kiedy dowiedzieliśmy się, że ciąża się nie rozwija...Po wczorajszym wpisie przebrałam się w piżamę, poszłam do łóżka i płakałam cichutko. Bałam się momentu jak Konrad wróci z pracy i mnie zobaczy. Znowu zacznie swoje gadtki, że nie mogę patrzeć w przeszłość, że to co się stało nie było niczyją winą...to jest najgorsze. Cholerny przypadek! ehh... leżałam i myślałam, myślałam i płakałam. Bałam się dnia kiedy ten ból powróci i znowu rozsypie się mój świat. Przyszedł mąż i widzi mnie w łózku, a było jeszcze przed 20. Oczywiście z wielkim usmiechem zapytała:
-A co to? Moja żonka już w łóżeczku??

Uwielbiam jego optymizm, ale nie byłam w nastroju. Od razu zauważył, że coś nie gra. Przyszedł i położył się obok mnie i zapytał się co się stało...i rozpłakałam się. Wiedział, że ja wciąż myślę i tęsknię. Bez słowa leżał i mnie przytulał, a mną targał okropny szloch.. łzy wielkie jak grochy spadały na bluzkę mojej piżamy. Mój błędny wzrok uciekł za okno, skąd dochodziły krzyki i smiechy dzieci na placu zabaw, od czasu do czasu słychac było" MAMO, MAMO!". Płakałam jeszcze bardziej, bo ja nigdy już tego nie usłyszę. Po dłuższej chwili Kondziu podnosi wzrok na mnie i pyta się mnie czy jeszcze mnie to boli. Kiwnęłam głową, bo nie mogłam słów z siebie wydobyć. Prosił bym się nie denerwowała, bo nasz dzidziuś w moim brzuchu będzie zestresowany, po tych słowach wybuchłam płaczem i zaczęłam mówić poprzez szloch, że nie ma żadnego dziecka... mówił, że to nie prawda bo on wie, że tam jest juz nasze maleństwo. Powiedziałam mu, że na pewno nie, bo nie mam pewnych objawów jak poprzednio. Ale on wierzy. I mówi mi, żebym i ja w to uwierzyła. Powiedziałam, że już ja nie wierze, w nic. nie wierzę, że będę w ciąży, a tym bardziej teraz. Posmutniał, zapytał czy w nas tez już nie wierzę. Powiedziałam, że w nas wierzę, ale ja już straciłam wszelką nadzieję na to, że będę matką..Zawsze gdy dopada mnie taki dół wylewam z siebie wszystko co we mnie siedzie. Powiedziałam,że gdybym wiedziała, że tak ciężko bedzie mi zostać matką nie musielibyśmy majątku wydawać na gumki ani inne zabezpieczenia. Powiedziałam, że już przegapiłam swój dobry moment na dziecko. Powiedział, że to jest najlepszy moment. Ale tylko dla niego...Czuł, że jestem zła...że mam żal za to, że kazał mi tyle czekać. Teraz ja już nie mam czasu...lata lecą, za rok już mam 27 lat. I dalej będę bezdzietną, zakochaną w swoim mężu żoną...nawet jak to piszę to mam łzy w oczach. Prosił abym uwierzyła, mówię mu, że jak teraz się nie udało to kolejny cykl już tez przepada...Powinnam wysłać i jego na badania. Czemu tylko ja mam się badać? Czemu to ja mam się czuć winna, że przeze mnie nie możemy mieć dzieci...nie, jednak mi nie przeszło. Wciąż mnie to boli. Powiedziałam mu na koniec naszej rozmowy o tym, że ja nigdy sobie tego nie wybaczę. Kondziu myślał, że mówię o tym, że straciłam naszą jedyną szansę na dziecko, ale powiedziałam, że nie wybaczę sobie tego, że pozwoliłam mu na to odsuwanie tego w czasie... Może i źle robię, że mu to wytykam. Ale ja muszę się pozbyć tych złych emocji w sobie...a co najgorsze...w ogóle nie mam ochoty na seks.. pewnie mi minie po @. Staram się jakoś zadowilic męża, ale z marnym skutkiem...nie dość, że słaba w donoszeniu ciąży to jeszcze słaba w łóżku..w ogóle jestem słaba...myślałam,że nigdy już nic mnie nie złamie, ale los musiał mi pokazać gdzie jest moje miejsce....w statystykach bezpłodności. Wciąż mam łzy w oczach, nie umiem się pozbierać...po prostu nie umiem. Juz nigdy się nie podniosę...zosatnę tu na dnie. Taka byłam szczęśliwa, że się zaczeliśmy starać, tak się cieszyłam, że owulka dawała tak mocno o sobie znać i co z tego? Jak teraz to bez znaczenia, bo i tak sie nie udało...dobiło mnie to, bo skoro nie udaję się ani w lewego ani z prawego to już jest pozamiatane... Teraz tylko będę oglądać jak wszyscy dookoła mają dzieci a my wśród tych znajomych..sami, bezdzietni, sfrustrowani... ale wciąż zakochani. Wczoraj poczułam coś czego nie czułam bardzo długo...motylki w brzuchu. Mam wspaniałego męża, który cierpliwie znosi moje humory i złe nastawienie... wczoraj powiedział mi jeszcze, że poprostu musimy mieć dwójke na raz, dlatego się teraz nie udaje. Ja na to, że w takim razie nigdy się nie uda, chyba, że pójdziemy na in vitro. Ja to umiem go zgasić moimi tekstami
 jestem okropna, bezduszna i zła...kobieta, która traci swoje dziecko staję się inna osobą. ja się stałam chyba gorszą, szalejąca ze złości i zawiści do tych, którzy mają dzieci. Czuję się jakbym nie miała już duszy... powiedziałam mu jeszcze wczoraj, że teraz to ja powinnam tu leżeć z pokaźnym brzuszkiem a nie być taka pusta w środku...on nie umiał mnie pocieszyć, bo brakowało mu słów...ja bardzo bym chciała, aby on był szczęśliwy, chciałabym dać mu dziecko, które zniosłoby wiele do naszego życia...wniosłoby światło. Bo na razie w tej ciemnocie nie możemy się znaleźć. Boję się, że on w końcu pójdzie sobie do innej, która da mu to czego ja mu dać nie mogę...szcześcia i dziecka... ależ moja teściowa musi być smutna, że jej się trafił taki egzemplarz synowej...bezpłodnej...która nie da jej wnuka, o którego juz upominała się dwa dni po weselu...jestem strasznie zła.... zła, że ludzie na prezetny ślubne dali nam rzeczy dla dziecka ;(;( zapeszyli nam wszystko...spalę to wszystko w cholerę..spalę książki wszystko! I właśnie to idę zrobić...Spakowałam i wyrzuciłam do kosza. ehh... zaważyłam, że strasznie posunęłam się w latach jeśli chodzi o wygląd. Mam zmarszczki, cienie pod oczami, oczy bez blasku, rzadziej się uśmiecham. Patrzę na siebie w lustrze i nie poznaję siebie..stałam sie taka obca...nieobecna..
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 lipca 2014, 11:16
 że i nasza kiedyś taka będzie i wiem, że jak zajdę to będzie wszystko w porządku.Opowiem Wam historię mojej znajomej 40-latki,która oczywiście jako już doświadczona życiowo kobieta miała wszystko poukładane, dzieci odchowane, najmłodszy ma 10 lat a najstarszy 20,średni ma 15. Samych synów ma. Czyli 5 facetów w domu, bo jeszcze kocura mają. I co. W zeszłym roku pojechali tylko oni sami na wakacje nad morzem a synów do dziadków zawieźli. Po powrocie z wyjazdu powrót do rzeczywistości Pani Domu. Ona nie pracuje tylko mąż. Miesiąc później okres jej sie spóźniał. Pomyślała, że to od jodu znad morza bo ona choruję od lat na hashimoto a ta choroba nie znosi jodu. Poszła do lekarza ginekologa, że jej okres nie przyszedł. Okazało się, że była już w 2 miesiącu, prawie 3. Powiedziała, że to niemożliwe, bo kochała się z mężem w dni bezpieczne czyli do 12 dnia swojego cyklu a ma 30 dniowe. Okazało się, że jod tak jej popieprzył wszystko, że szok. Była 4 raz w ciąży. Załamała się. Później już poszło szybciutko. Czwarty chłopak. Przyjechała do mnie na stopy z małym. Był dość marudny, ale jej zachowanie względem tego dziecka było okropne. Mnie serce się ściskało, że taka dostałą 4 cud a ja nie mam żadnego. Ale pocieszyłam się, że jak zacznę to szybko dwie ciąże i z głowy. Chciałabym dostać coś na owu, aby coś ruszyło moje jajeczka.
Muszę coś zrobić ze sobą, bo mam wrażenie, że liczyłam że się uda a teraz musze działać.
 a ja leków nie wzięłam. Ale cóż. Popiliśmy, pojedliśmy, byliśmy na spacerze i oglądaliśmy piękne domy. Marzenia wróciły...naszego domku, ogródka, dzieci bawiących się...nawet nie bolało, po prostu musimy nad tym pracować 
 ciężko i  sumiennie.Odpoczęliśmy i wróciliśmy na ziemię
 przyszła moja kochana wredota 
 dzień wcześniej niż powinna. Mam bardziej obfitą niz poprzednie, czyli wróciło do normy 
 mam nadzieję, że szybko sobie pójdzie. Nawet nie w celu starania, bo wiem, że jak będzie to będzie. Trudno. Ja już nic więcej nie zrobię 
 a DZIŚ chcemy zaplanować sobie urlop 
 chcielibyśmy na ten miesiąc na dni owocne 
 ale nie damy rady 
Idę ogarniać chałupke, bo na weekendzie mimo iz nas nie było to jest syf!

Ściskam wszystkie starające się, dwupaczki i szczęśliwe mamusie!
 wysyłajcie wiruski!
            
 dla mnie nasze wielkie szczęście to dzień, w którym się poznaliśmy 
 czyli 21 grudnia 2006 roku. Najlepszy prezent na święta 
ja chcę dla niego szczęścia, największego jakie może dostać
 i dostanie :*
            
 przynajmniej raz na miesiąc. Niestety teraz nie mam pieniędzy, bo mąż z wspólnikiem rozwijają zakład i muszę kasę zainwestować. Czyli nasze marzenie czyli nowe autko dopiero we wrześniu 
 także mamy wakacje i odpoczywamy od nakręcania się na dziecko, samochód i wiele innych dobrodziejstw naszej gospodarki 
 trudno. Ja pamiętam jak bardzo ja musiałam inwestować kasę w swoją działalność, aby miała taki wygląd jaki teraz ma 
 cieszę się, że robi to co lubi i ma z tego niezłe pieniądze, bo w życiu nic innego tak człowieka nie motywuje jak radość z życia 
 W sobotę idę do swojej ginekolog, bo coś dziwnego się dzieje, w niedziele zaczęła mi się @ a dziś już jak na lekarstwo jej jest. Boję się, że coś jest nie tak. Jutro idę zrobić prolaktynę. Jestem ostatnio strasznie nerwowa i myślę, że to jest jej wina. Zobaczymy 
Na razie skupiam sie na tym, aby złowić więcej klientek, właśnie siedzę nad wizytówkami
 chcę mieć dużo pracy, bo wakacje w tym roku dopiero we wrześniu 
 i chcę aby jak najszybciej minął ten czas 
Szczęśliwa jestem i czuję, że zaczynam życie. Odetchnęłam. Będzie już tylko lepiej
            Cieszyłam sie tobą
powtarzałam, ze mam dla kogo zyc.
Nagle zadzwonil telofon,
powidzieli ze to koniec,
ze nie ma Cię
pustka ogarneła me serce
lzy płyna po mym policzku
bo serce teskni.
Ale wiem,
ze ty na mnie patrzysz z gory i tez tesknisz.
Nie wiem co tam robisz
chociaz jestem ciekawa twego dalszego losu
i pamietaj jedno
Kochamy Cie wszyscy!
Na zawsze w naszych sercach
            Wiadomość wyedytowana przez autora 10 lipca 2014, 10:02
 znacznie lepiej. Małpa sobie poszła, choć po przytulanku w niedziele z rana miałam znowu plamienie ale takie delikatne, będąc u swojej ginekolog w sobotę po południu zapytałam czy to normalne. Powiedziała, że będę mieć inne @, bo biorę acard, tak samo z plamieniami w okolicach owu. Ogólnie wizyta super, pogadałyśmy znacznie dłużej niż mnie badała. Widziała, że nie za dobrze się czuję psychicznie, poradziła mi picie melisy albo tabletki uspakajające. Tabsów i tak biorę dużo więc zakupiłam meliskę. A przy badaniu gin miała dobrą i złą wiadomość. Zła to taka, że lewy jajnik jest w uśpieniu 
 biedactwo moje....a dobra to taka, że w prawym mamy dwa dominujące 12 i 10 mm czyli owu będzie znacznie wcześniej niż wychodzi z wyliczeń...alesz się popieprzyło. Pytałam czy będziemy coś robić z tym uśpionym, powiedziała, że na razie nic. I oczywiście wskazówki w razie jak bym zaszła. Nie polecała stosowanie luteiny od połowy cyklu, a dopiero o testu, bo jak przyzwyczaję organizm do większej dawki progesteronu a potem w ciąży to końską dawkę będę musiała przyjmować. Także dopiero o pozytywnego testu lutka 2x100, tak samo acard zamiast 75 to 150 i oczywiście leki na tarczycę większą dawkę.Niby wieści dobre, bo jest szansa na dwójkę urwisów, ale ja tak bardzo tęsknie za bliskością z mężem, mogłabym się do niego mocno przytulać codziennie. Chciałabym aby moje marzenie się spełniło, modlę się o to codziennie...abym mogła dostać nowe życia....
Mój mąż bardzo się starał abym sie rozweseliła, widział moja rozpacz, udało mu się
 wystarczyło, że był przy mnie, tulił mnie i całował. Od razu mi się polepszyło 
 i idę za radami mojej gin, ogłaszam wszem i wobec, że zaczynam jeść na nowo SŁODYCZE!!!!!! 
Bez nich jestem taka spięta i smutna
 i obowiązkowo codziennie kakao 
 po tym jak przytyłam te 6 kg, waga stoi w miejscu czy się odchudzam czy nie. Także zero stresu! 
Dostałam kopa emocjonalnego od wszystkich, oni tak we mnie wierzą i w to, że będzie dobrze
 to ja też w to uwierzę, bo przecież moje motto życiowe brzmi:WIARA CZYNI CUDA
 
 
            
 wszystko za szybko się dzieje, czas tak leci, że nie jestem w stanie nic zrobić 
 trochę zmęczona jestem, ale to te upały...sprawiają, że jestem nieprzytomna. Miałam z rana zrobić pranie, ale 
 nie chciało mi się wstawać...rano obudził mnie mąż w sposób bardzo przyjemny 
 i tak nie chciało mi się wstać i pewnie bym tego nie zrobiła, ale na 11 mam klientkę 
 dziś tylko 3 sztuki 
Odzyskałam wiarę, że będzie dobrze
 mąż nie pozwala mi na nic innego jak wiare i nadzieję 
 a więc wierzę!! 
Wiedziałam, że jak zacznę jeść słodycze to zacznę być sobą

Miłego dnia dziewczynki!!!
            
 możecie uznać mnie za wariatkę 
 ale wczoraj na Polsacie leciał serial Biblia, akurat wczoraj obejrzałam cały odcinek niestety ostatni. Był smutny, bo Jezus został skazany na krzyż...płakałam, a dlatego, że widząc matkę Jezusa jej ból wiedziałam co ona czuje i mówię do Boga :-proszę o spokój mojego serca i proszę o dary życia.
Smutno mi było. Bo nie ma nic gorszego dla matki jak śmierć dziecka...czułam ten ból jakby mnie dotyczył...wiem, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Teraz to rozumiem.
Chciałabym pojechać do Częstochowy i Lichenia...pomodlić się, wyprosić dobra dla nas. Wiem, że mnie wysłucha. Ukoi moje zbolałe serce i dam nam szansę bycia super rodzicami

Wiara czyni cuda...ale taka prawdziwa, z czystego serca.
Modle się za każdą smutną aniołkową mamę, aby ich serca już nie płakały a w brzuszku szybko zagościł nowy cud życia...
Trzymajcie się kochane! Wracam do świata pozytywnych myśli
            
				
								
				
				
			

2 miesiące to nie dużo.. Nie zamartwiaj się tam Kochana. Ułoży się Wam wszystko :)
Tulę z całych sił! <3 Oby Twój optymizm wrócił szybko, bo dzieki niemu nie jedną z nas podniosłaś na duchu :)
Prześpij zły czas, a rano wstań odrzuć smutki na bok i walcz!
Marta ma rację! Twój optymizm nie jednej z nas dał kopa. Ja to też mam podobnie. Po @ wszystko ok, luźne nastawienie, nie mam takiego parcia na to, żeby mieć dziecko tu i teraz, mogę poczekać....do owulacji. A po niej, to już mam takie ciśnienie, że chciałabym już go najlepiej uczyć chodzić!