Tak mi się wydawało, że to ciąża. Byliśmy na weselu mojego męża znajomych i odrzuciło mnie od kwiatów na stole, potem zwymiotowałam po flakach i schabowym...myślę:
-Na bank jestem w ciąży, bo przecież się staraliśmy.. Super )
Miałam mega stres i pokłóciłam się ze szwagierką, bo ona też zna młodych. MEGA stres... ręce mi się trzęsły a miałam prowadzić samochód.
Po dwóch tygodniach czekałam na @, bo dzień wcześniej zrobiłam test i wyszedł negatywny buuu... ale ona nie nadeszła... spóźnia mi się już 5 dzień.. JESTEM W CIĄŻY! radości nie było końca, kiedy powiedziałam mężowi popłakał się ze szczęścia, ale i był strach- za tydzień mieliśmy jechać w podróż poślubną ( co prawda po 3 mscach od naszego ślubu ale co tam;)) strach czy mogę latać? Teneryfa na nas czekała.. na zajutrz umówiłam się go gin, żeby potwierdzić to co my już zdążyliśmy zaakceptować i... pokochać? Czekałam poza kolejką więc siedziałam 40 min pod gabinetem. Weszłam. Usiadła. Opowiedziałam z czym przychodzę. Kazała się rozebrać i usiąść na fotelu. Badała mnie dłuuuuugo. Potem usg. Również długo.. po chwili ciszy oznajmiła :
" Nie widzę pecherzyka w jamie macicy" i ten jej smutny wzrok.
Umarłam. Poczułam wypieki na policzkach. Zapytałam jak to możliwe? Ona, że widzi coś w jajowodzie i na jajniku... popłakałam się. Uspokoiła mnie, zaleciła badanie jak najszybciej beta HCG i znwou się pokazać. Zadzwoniłam do męża. Jeździliśmy do 20 po szpitalach gdzie mi zrobią to badanie. Musiałam czekać do następnego dnia. Nie miałam problemu ze wstaniem o 6.30 a jestem mega śpiochem, żeby jechać do Warszawy do szpitala św. Zofii gdzie w godzinę robią badania. Pojechałam, lecz okazało się, że Panie mnie źle zrozumiały i za 30zł zrobiły mi zwykły test ciążowy, którego wynik był "średniododatni" zadzwoniłam do mojej gin i przekazuję jej info. Ona że potrzebuje liczby a ja, że tu nie ma nic o liczbach. Okazało się, że beta hcg są dwa... ilościowe i jakościowe, które właśnie zostało mi zrobione. Kurde test ciążowy najdroższy w moim życiu!! Potem juz poszło szybciej, kolejne bety wychodziły straszne - 147, kolejna 208, następna 297... w ciągu tygodnia urosła mi dwukrotnie.
Nasza Teneryfa poszła w nie pamięć. Nie pojechaliśmy - przepadło nam 6100zł! Całośc była juz opłacona. Ale moje życie i zdrowie było ważniejsze. Dwa dni po tym, jak powinniśmy grzać tyłki na plaży, dostałam w domu plamień i brzuch mnie bolał. Przestraszyłam się, że byc może zaraz umrę, bo pewnie mi to cholerstwo rozerwało jajowód! Zadzowniłam do gin, powiedziała, że jeśli plamienia się nasilą to ona ma dyżur w szpitalu i mnie od razu przyjmie. Nasiliły się juz następnego dnia. Biegiem do szpitala, na oddział, byłam juz spakowana... badało mnie 3 lekarzy, po naradzie oznajmili, że muszą mnie operować, bo nie wiadomo co się tam dzieje. OK. Skoro trzeba Zoperowali mnie 13.09.2013 roku najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Po operacji jak przez mgłe, bo miałam narkozę pamiętam moją mamę zapłakaną jak mnie widziała, ojca również w łzach i mojego męża... który cały czas był przy mnie. Lekarz, który mnie operował powiedział, że wszystko poszło gładko, lecz ciąży nie znaleźli. Czyli jej nie było ale beta spadła bardzo szybko w ciągu tyg juz nie było śladu po niej.
Dopiero w grudniu po wizycie u innego gin dostaliśmy zezwolenie na starania. Akurat byłam po @, więc cykl stał przed nami otworem zalecenia lekarza - co dwa dni , w grudniu się nie udało BO owulka z lewego jajnika, który jak domniemam jest lekko "upośledzony" , więc styczeń 2014 13 miałam nowy cykl, bo rozkręciła mi się @ i znowu zalecenia poszły w ruch.. i 12 lutego @ nie przyszła. Miałam w zapasie jeden test, więc rano wymknęłam się z łóżka i go zrobiłam. Nie zdążyłam się obrać a już był wynik...II! radości co nie miara, nie myślałam, że ujrzę kiedykolwiek dwie kreski mąż bardzo się ucieszył pojechaliśmy na walentynki do Wrocławia i tam powiedzieliśmy K siostrze i jej facetowi, że jestem w ciąży po powrocie umówiłam sie do gin, którego poleciła mi znajoma, która poroniła i zaszła bardzo szybko w zdrową ciążę. Wizyta nie tania, bo 250zł, ale sprzęt - pierwsza klasa.
Chodziliśmy do doktora i bylismy pewni, że tym razem będzie wszystko ok. Ale, poszliśmy za wcześnie i lekarz nie widział nic w macicy... strach powrócił, że znowu... nakazał zrobić bete w odstępach dwóch dni i przyjść ponownie. Tak zrobiliśmy. Beta piekna, 89% przyrost, lekarz - "No to jest dobrze", zbadał mnie i zobaczyłam nasze maleństwo w monitorze... łzy mi stanęły w oczach... piekny widok ubierałam się, kiedy lekarz zaprosił męża i opisał mu obraz na usg widziałam jego szczęście, wypisane miał w oczach lekarz nakazał zrobić badania dla młodych ciąż i wrócić za 3 tyg. I tak co 3 tyg 250zł plus badania płatne 100%- 380zł, po 3 tyg wracamy z badaniami i okazuję się, że mam za wysokie THS, bo 4,29... przepisał leki i ponownie nakazał zbadać tarczycę...na tej wizycie lekarz opisał, że ciąża o 16 dni młodsza wg OM(wg OM powinien być 9 tydzień, a wg usg był 6t5d), przepisał również wiele innych leków. Kazał wrócić za 3 tyg. Nie poszliśmy już do niego, bo strasznie drogo brał i chcieliśmy mieć lekarza już takiego, który jest też w szpitalu. Znaleźliśmy. Brał tylko 100 zł. Wizyta bardzo przyjemna, lekarz dociekliwi, dokładnie opisał mi każdy wynik i powiedział co mogło by byc lepsze.. przebadał mnie i przeszliśmy na usg - pierwsze na którym był obecny mój K. Lekarz znalazł bez problemu pecherzyk z maleństwem, lecz jego słowa mnie zadusiły." Nie mam dla Państwa dobrych wieści...moim zdaniem ciąża zatrzymała się w rozwoju na etapie 6 tyg.". Znowu umarła, wypieki mi wyszły, płakałam. Widział mojego męża, który powstrzymywał się od płaczu. lekarz uprzedził, że on nie wyrokuje, nakazał skonsultować się z innym lekarzem. Niestety w szpitalu potwierdzili, pojechaliśmy ostatecznie do pierwszego lekarza(250zł za wizytę) aby potwierdził na 100%. Niestety... potwierdził. Zatrzymanie rozwoju na etapie 6 tygodnia a był już 10. Ten sam lekarz nakazał mi brać końską dawkę luteiny bo 400mg dziennie! Przez 7 tygodni miałam w sobie martwy płód! który co najlepsze już był w fazie rozkładu, bo jak to szanowny lekarz nam opisał "zatartym echem zarodka". JAK MOZNA BYŁO NAS TYLE ZWODZIĆ?Że jest dobrze??! Doprowadzić mnie do stanu zapalnego i rozkładu dziecka we mnie! Mam ochotę go pozwać za to co robił, bezczelnie nas naciągał na kase! Koniec końców powiedział na zakończenie wizyty, że proszę czekać na poronienie w domu (???) byłam w szkou by cokolwiek mu powiedzieć mądrego. Wyszliśmy od niego, wsiedliśmy do auta ja się rozpłakałam... on też. mówi, że teraz musimy to przejść. Po 4 dniach zaczęłam krwaiwić i mocno bolał mnie brzuch, pojechałam wbrew zalecenim lekarza, aby samo sie oczyścioło, do szpitala. Podali mi tabletki i czekałam. Mąż był przy mnie kiedy to przyszło.Płakałam, że tak moja ciąża się skończyła. Ale świadomośc tego, że juz jest po wszystkim była lepsza, przyjemniejsza. Niestey bez zabiegu się nie obeszło, bo dostała krwotoku i musieli mi go zrobić bo bym nie przeżyła tego..cdn.
Często wyciągam zdjęcia usg i patrzę jaka nasza fasolka była myślami często jestem z moja znajomą, której zostały 2 miesiące do porodu i ma problem... musi się oszczędzać, bo jak nie to zaraz urodzi... sama przechodziła to samo co ja tylko rok wcześniej i co prawda trochę wcześniej niz ja bo w 6 tyg poroniła a ja w 11. Po dwóch miesiącach zaszła i teraz znowu sie boi... Boże, czemu tak doświadczasz tych, którzy bardzo kochają swoje dzieci? Czemu masie dziewczyn zabierasz maleństwa na każdym etapie? czemu to ma słuzyć? ŻE KTOŚ ZACZNIE BARDZIEJ WIERZYĆ?Chyba wręcz odwrotnie. Bardzo przeżywam wszystkie emocje z każda napotkaną osobą, która doświadcza cierpienia w życiu...często myślę, że to nie dla mnie, nie na moje nerwy..po co mi to? By rwać włosy z głowy, drżeć całe zycie? W obawie, strachu, niepokoju? Jaki to ma sens? jestem zła, że nie stało się to wcześniej, że zyłam w nadziei 5 tygodni, że będzie dobrze, a dupa...nie było, było tragicznie. Czasami..chciałabym móc przytulić mojego maluszka i ucałować...ale wiem, że to co się stało to dlatego, że ktoś bardzo wierzący wymodlił dla mnie krzywdę... nawet wiem kto...sama jest teraz w ciąży zaawansowanej a ja jej źle nie życzę... dostanie to na co zasługuje. Ja może i zasłuzyłam na to co mnie spotkało, bo może jestem w pewien sposób zła? Każdy jest. Ma mieszany humor. jestem gotowa do walki z życiem o lepsze jutro, nie pozwolę sobie go odebrać, jak dziecka...wyrwać. Ale czasami myslę, że moje życie bez dziecka jest bez sensu, beznadziejne...mój mąż też mi powtarza, że to że inni już mają dzieci to nie znaczy, że jesteśmy gorsi,bezwartościowi...a jednak czuję się...pusta w środku. Chciałabym byc już w kolejnej ciąży, ale często myslę, czy tak właśnie chcę? Czy otoczenie nie wymusza na mnie tego. A już rok po slubie to by juz wypadało.. kiedys mąż koleżanki powiedział, no a kiedy wy?? oni zaszli w dwa miesiące po slubie. Ja mu na to, że jednym jest ciężej drugim lżej. A on do mojego K, że jakby co to on może pomóc....zrobiło mi się tak cholernie przykro,chciałam mu wykrzyczeć, że miałam zagrożenie zycia a on sobie urządza jakieś jaja!
Ludzie są okrutni, moja kuzynka, miała półwpadkę z facetem, którego znała 8 mscy. Postanowili mieć dziecko, tez pod wpłyewm otoczenia-nasza znajoma wspólna miała juz dziecko. To i ona musiała mieć. Zaszła za pierwszym razem.... jak dowiedziała się, że jest w ciąży to akurat rozeszła się z facetem, ojcem tegoż dziecka. Powiedziała mu o tym. Po dwóch tygodniach zaręczyny,a dwa miesiące później ślub i małe wesele...ale co z tego?? Jak ma zycie spieprzone. Mąż ja bije, nie zajmuję się dzieckiem a jak urodziła to był raz na 4 dni u niej i to bagatela przez 5 min... tyle tatus widział córke. Nadszedł czas wyjścia ze szpitala, okazało się, że mąż po nią nie przyjedzie bo gra lub pisze pracę magisterską.. to dziadek po nich przyjechał i zabrał do domu...bo okazało się, że ojciec ma grype. Jaką on jej awanturę rozkręcił w 4tej dobie po porodzie, że klekajcie narody! Straszył ją sądem, że każdy przyzna mu rację, że dziecko powinno być w domu z nim! No niby wykształcony facet a głupi jak koza...niedoszły ksiądz... Boże i tak ludziom dałeś dziecko, które zyje w wiecznej awanturze rodziców i chorej atmosferze...
Założyłam ten pamiętnik, nie dla komentarzy, czy lubię... załozyłam go bo to dla mnie forma terpii, wyrzucenia z siebie wszelkich emocji, które psuja mi krew. Często też będę opowiadać radosne nowiny albo jakieś inne fajnie lub mniej przyjemne hitorię.. bo nasze zycie składa się z historii
A moja @ kochana przyszła jak zawsze punktualnie tyle, że dawniej przychodziła z rana, jak tylko wstawała z łóżka, wiedziałam, że w tym dniu moje ruszy do wc muszą być szybsze ) ale teraz druga @ po stracie mojego kochanego maleństwa jest "zapowiadająca się" dzień przed mam delikatne plamienia, a drugi dzień już należy do normy tak myślałam, czy uda nam się w tym cyklu, bo jajeczko było z lewego jajnika... a wiem, że jest on lekko upośledzony ) muszę o tym powiedzieć mojej gin nie ucieszy się, bo miałam się u niej pokazać w czerwcu z dobrą nowiną ;P a tak nas dopingowała uwielbiam tą kobietę!
1 czerwca mieliśmy naszą pierwszą rocznicę ten rok był niezwykły... wiele w naszym życiu się zmieniło. Począwszy od naszego ślubu ale tu to była norma, bo co miało się zmienić? Tylko nazwisko, stan cywilny. 7 lat razem to już czuliśmy się jak małżeństwo, ślub to była tylko formalność dla nas potem po dwóch miesiącach pomyślałam" na co mamy czekać? na oklaski? zaproszenie?" prosiłam męża abyś się postarali o dziecko, bo w tych czasach to niektórym zajmuję to trochę czasu... dał się "namówić" w sierpniu 2013 r. Niestety, Bozia nas pokarała, bo chcieliśmy być pierwsi wśród znajomych z dzieckiem albo któraś zazdrosna "koleżanka" życzyła nam źle i się stało...achhhh... ciężkie to były miesiące... strach, ból, łzy, morze łez...przeplatane ze szczęściem, że żyje. Choć moja pierwsza ciąża, która była pozamaciczną traktowałam ją jak chorobę, nie jak stan błogosławiony... nienawidziłam jej za to, że była i szybko stanełam na nogi po operacji usunięcia torbielki oraz próbowali znaleźć ciążę... całe szczęście jej nigdzie juz nie było
Moge tylko powiedzieć, że w życiu niczego nie żałuję. żadnego swojego posunięcia, wyboru ani wypowiedzianych słów, bo ja jestem taka, że powiem co mi ciąży na wątrobie.
Zberam siły na dalszą walkę, bo nawet jeśli ma się 1% szans na odniesienie sukcesu to warto walczyć, bo jak się poddamy to w tym momencie już jesteśmy przegranymi
Pozdrawiam Was kochane i trzymam za każdą kciuka :*
" nad rozlanym mlekiem płakać nie będziemy",
zabolało i powiem mu to. Muszę mu mówić o wszystkim, bo znowu zamknę emocje w sobie a po co mi to? Po co mam krew sobie psuć odrywam się od złych emocji, muszę, bo nie ma nic gorszego jak się zablokować nie jestem zdesperowana... chyba te moje starankowe porażki sprawiły, że nauczyłam się cierpliwości... anielskiej czytam pamiętniki dziewczyn i widzę jak wiele z nich sama robi sobie krzywdę.. można mi zarzucić, że jestem młoda i nie mam parcia na dziecko... nie, nie mam. Chcę być znowu w ciąży, ale przecież nie przyśpieszę czasu. Nie sprawie, że owulka będzie szybciej i szybciej będzie już nowa @ a raczej jej brak świadczący o ciąży. Dziś widziałam parę dziewczyn w dość zaawansowanych ciążach... i? I nic! Usmiechnęłam się do każdej i do ich brzucha i dalej robiłam co miałam w zamiarze mój wiek nie powinien nikomu dawać prawa mówienia, że jestem młodsza to mam czas to jest moja sprawa, chcę posiadania dziecka mam taka samą jak każda na OF, ale posiadłam umiejętność CIERPLIWEGO CZEKANIA. Testy ciążowe - a po co mi?? Przecież najlepszym dowodem na ciąże będzie -przynajmniej w moim przypadku - brak @
kochane jeśli czytacie mój pamiętnik to wbijcie sobie i powtarzajcie jak mantrę - jestem cierpliwa bo ze staraniani jest jak z miłością... jak się za nią goni, to ona ucieka przyjdzie w najmniej oczekiwanym momencie AMEN!
ZZdrówka kochane moje i wracamy na tory pozytywnego myslenia, idą wakacje i piękne dni - a jeśli dzidzi do nas jeszcze nie zawitała to znak, że los ma dla nas coś na prawdę wyjątkowego :*
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 czerwca 2014, 17:56
"o matko będziemy mieć dzieci w jednym wieku...ehhh" i moja fasolinka się poczuła niepożadana ale to tylko moje przypuszczenia jak będę mieć córkę, to będę z nią rozmawiać o tych sprawach, i będzie chodzić od 16 roku zycia do ginekologa a nie jak ja...od 25 ;)ale sprawa tarczycy to niestety wyszła szybko i z zaskoczenia..
Uciekam szykować ucztę dla nas ) wieczór tylko z moją Anią ona mnie rozumie, bo jest matką.
Dobrze postanowione jedziemy na działkę. Oczywiście ja prowadzę, bo mój K się troszkę upił wczoraj z kolegą, ale...zmienił się. Zmienił się juz wtedy jak byłam w ciąży, prosiłam by dużo nie pił, bo ja się denerwuję, boję o niego a to mi...nam szkodzi. I to mu zostało cudownie pierwsza zmiana się udała hehehe. Jakoże dziś pogoda wszędzie taka sama, skwar, że każdy w 30 min staję się czarny! Nienawidzę takiej pogody słabo mi, niedobrze, czuję jakbym się dusiła. Jestem zdecydowanie zimnolubna Musiałam pojechać, bo dawno teściów nie widziałam powiedzą, że ich unikam. Zauważyłam kolejną zmianę teściowej buzia się zamknęła w temacie wnuka wiadomo, po czymś takim wie, że jest nam ciężko...Czasami mam żal do niej, bo jak powiedzieliśmy im w 6 tc, że będą dziadkami to strasznie się ucieszyli wiadomo, ale kurde obdzwaniać rodzinę i się chwalić?? Przesada. A jak straciliśmy dziecko to mój K podszedł do niej i powiedział:
-No to teraz bierz telefon do ręki i obdzwaniaj, że wnuczka nie będzie(uśmiech).
Bałam się jeździć do rodziny, bo były by pytania a co tam się stało. Wiem jak mnie bolało, kiedy koleżanka, nie widziałysmy się chyba ze 4 tygodnie przyszła na paznockie i pyta patrzac na mój brzuch:
- No Madzia 12 tc a Tobie brzuszka nie widać.
Wiem, nie wiedziała, miała prawo oto zapytać. Powiedziałam, że już nie będzie brzuszka. Wyraz jej twarzy mówił, że zrozumiała wszystko. Bardzo mnie przepraszała.
Ale ten czas mam już za sobą cieszyłam się wizyta u teściów, którzy postawili sobie ładny 30m2 domek z półbali rozmawialiśmy, oczywiście teść już był po ćwiartce, a była godzina 13... nie lubię jak on piję bo jest męczący i wiecznie ma racje i dobre rady. Pamiętam jak papę kładli na dach matko kochana, ja kobieta, która w życiu domu nie stawiała, wiem no kurde wiem - logicznie myśląc - że papę nakłada się pasami od dołu dachu... a nie od góry ale cóż nie dał sobie przetłumaczyć, dopiero jak teściowa ryknęła a jej należy się bać - jest dwa razy większa od męża - to posłuchał, ale jest cudowną kobietą, która również dużo przeszła w życiu.
Leżeliśmy na leżakach, był błogi chillout (chyba tak się to piszę) który mój mąż uwielbia. Nie dziwię mu się, od pon do sob pracuje i musi kiedyś odpoczywać
Rozmawialiśmy w trakcie spaceru po okolicy o nas,naszych planach, dziecku - pierwszym i następnym- powiedziałam mu, że jak pójdę do Kaśki(mojej Pani ginekolog) to musze jej powiedzieć, że coś ten mój lewy jajnik jest lewy ;P nie działa. Mój K mówi:
-Przecież nam wychodzi zawsze za drugim podejściem(usmiech, który uwielbiam).
Ma rację. Ale to wynika z tego, że wychodzi nam z prawego jajnika a z lewego nie ;( ale wiem, że chce, że nie poddał się. Widzieliśmy piekny dom, duży - choc ja takich nie lubię - piekne podwórko, trawnik idealny, dwie duże brami do piłki nożnej, i do siatkówki
CDN.
Dom był w stylu hmm... ciężko nawet zaliczyć go do jakiegoś konkretnego typu mi się wydaję, że to cos na styl amerykancki ale mogę się mylić. Piękne samochody na podjeździe...w nim wszystko było idealne. Mówię do K.:
- Ludzie jak mają kasę to tak ją inwestują..
Powiedział, że taka inwestycja jest najlepsza, nie zrozumiał, że ja też tak uważam idziemy wzdłuż tego pięknego domu, na trawniku było kilka zabawek, piłek, samochodzików dla dzieci, pomyślałam, - no w takim domu to dzieci będą szczęśliwe, a u nas?- ale szybko przegoniłam ta myśl, bo nie to jak dzieci mieszkają jest ważne. Ważne by miały rodziców i ich uwagę i miłość.
Na tarasie wielkim, że pomieścił kilka krzeseł i wielki stół z ratanu, jakaś Pani w bieli poprawiała ich położenie. Na trawniku wśród tych wszystkich rzeczy nie było dzieci, nie ma co się dziwić, nam było słabo a co dopiero dzieciom. W dalszej części trawnika, były dwie, normalnych rozmiarów (!!!!!!Qwa)brami do piłki,a obok siatka do gry w siatkówkę( matko nawet antenki mieli! cóż za profesjonalizm ) mój K aż zdjęcia zrobił powiedział, że na naszym podwórku tez będą brami dla naszego synka, bo będą razem grali w piłkę...Usmiechnęłam się i powiedziałam:
-Przecież my będziemy mieli dwóch synów
Zaśmiał sie, że nie możemy tego zaplanować, ale marzenia czasami się spełniają
Nasza wyprawa, podczas której oglądaliśmy coraz to piękniejsze domy, była raczej celowa. Musieliśmy dostać się do sklepu oddalonego od działki teściów o około 2 km w jedną stronę ale uwielbiam spacery, zwłaszcza z moim mężem wczoraj też ale już wieczorem jak spotkaliśmy się z męża siostrą oraz jej facetem, poszliśmy na piwo i jedzenie, no wciągu dnia to było tak ciepło, że ja zjadłam tylko rano jak wstalismy musli ze świeżymi owocami i na działce jedną kanapkę z jajecznicą. I hektolitry woooody Poszliśmy na to piwko i tak się upiliśmy dwoma piwami, że sami nie mogliśmy w to uwierzyć odprowadzili nas kawałek i około 3 km do domu... a była już 23. Było cieplutko..piekny księżyc i gwiazdy ) i znowu rozmowy dużo rozmawiamy, o wszystkim, o pracy, zajęciach naszych, domu, marzeniach, planach. Nim się nie obejrzeliśmy byliśmy w domku, umylismy się, ząbki i do łóżeczka, nad którym widnieje napis, który sama nakleiłam
Zawsze całuj mnie na dobranoc
Zawsze tak robi, a rano nie wyjdzie bez buziaka kocham go...mimo iz myślałam, że się oddalamy od siebie, kochamy się dalej. Mocno tuli się do mnie i mówi jak bardzo mnine kocha i wie, że każdy dzień ze mną to najlepszy jego dzień w życiu ja też nie wyobrażam sobie życia bez niego. A dziś obieram zdjęcia. Uwielbiam je, bo one się nie zepsują, nie zadrapią albo zablokują to pamiątka, która będzie na zawsze dla nas wywołałam 35 zdjęć, a ponad 100 dla rodziców z naszego ślubu i wesela chyba muszę jakiś album kupić
Idę jeść śniadanie,ubieram się i lecę po zdjęcia
Kochane moje, mój pamiętnik nie będzie tylko opisywał jak dążymy po krętej i cięzkiej drodze do naszego wspólnego dziecka, bo dziecko ma być wynikiem naszej miłości a myśląc o tym dzień w dzień nie ma dla mnie sensu, bo...kobiety się blokują i im bardziej im nie wychodzi bardziej się spinają oczywiście nie potepiam nikogo za jego pamiętniki i rozterki w staraniach, ale życie nasze to zbór wielu małych historii w ciągu dnia skupiając się na małych rzeczach, życie potrafi nas mile zaskoczyć
Życzę powodzenia tym, które jeszcze nie ujrzały magicznej fasolki na usg, a te, które noszą już maleństwa pod sercem życzę zdrowia i wytrwałości
PAA ;*
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 czerwca 2014, 10:04
Uwielbiam takie historie
Oby więcej takich!! dziewczyny do dzieła! moje serce się raduje, widząc wielkie szczęście, które poprzedzały wielkie tragedie i nie powodzenia
Dostałam mega kopa emocjonalnego!! Dziękuję OF! Dziękuję dziewczyny! :*
odkąd jestem z moim K czyli od liceum(2006r.) weszłam w krąg jego znajomych, przyjaciół. Trochę to mnie bolało, bo jak się z nimi spotykaliśmy, to oni zawsze rozmawiali i śmiali się z kogoś z ich osiedla, kogo ja nie znałam... super zabawa - zgadnij o kim mówimy - wkur**ło mnie to strasznie ale była za bardzo zapatrzona w mojego lubego nasze pierwsze wakacje były nad naszym polskim morzem. Pojechaliśmy w grupie około 11 osób. Było miło...prawie. Siostra rodzona mojego K na samym początku strasznie mnie nie lubiła i nie tolerowała w ogóle. Starała się jak najbardziej mi uprzykrzyć życie i popsuć humor. Pamietam, jak mieszkaliśmy w domku letniskowym nad morzem wparowała do nas do sypialni a my bylismy nadzy, chciała z nas zerwać kołdrę! No niezła zabawa! Wiecznie stałam z boku, oni się swietnie czuli w swoim towarzystwie a ja...była dodatkiem - dziewczyną K. Tak zawsze się czułam. Ale jakoże jestem silną osobą, pieprzyło mnie to czy ktoś mnie lubi czy nie, byłam szczęśliwa z K a on ze mną.Mijały kolejne lata naszego związku i każde wakacje spedzaliśmy we czwórkę, my i przyjaciel mojek K wraz z dziewczyną - oni natomiast byli ze sobą już wtedy 5 lat - od gimnazjum. Odpowiadało nam to. Sami, wiedzielismy jak chcemy spędzić wakacje. A siostra mojego K wciąż była dla mnie okropna, coraz gorsza. Pamiętam jak kiedyś powiedziałą coś na mój temat co było zupełną nie prawdą, mój K powidział jej, że jest kłamczuchą i dwulicowną dziewczyną! Tak ja to zabolało, że wzięła jego drinka i mnie oblała nim, po czym z płaczem poleciałą do swojego pokoju. Przybiegli jego rodzice. Ehh... trochę ta "wojna trwała", a my wciąż we czwórkę już nie tylko wakcje ale i wekendy, normalne i długie razem, każdy możliwy wolny czas. Trochę mnie to denerwowało, że nie mogę się spotkać z przyjaciółką, bo oczywoście mój K juz nas umówił z przyjacielem i jego dziewuchą. Myślałam, że sie przyjaźnimy. Ale to było złudzenie. Około 3 lata temu, po jakieś imprezie mojego K siostra strasznie się upiła i na głosy mówiła, specjalnie bym słyszała, do innej dziewczyny:
-Ja nie wiem czemu Madzia mnie tak nie lubi.
Nauczyłam sie juz jednego, olewania jej. Ale dziewczyna znała mnie i wiedziała, że nie jest fajnie między nami, cos próbowała jej wyjaśnić, ale powiedziałam tylko, że nie warto, bo i tak to nic nie da. Rano trzeba było posprzątać, więc się wzięłam bo ja mam uczulenie na pierdolnik patrzę a sisotra mojego K dupsko podniosła z wyrka i widzi, że sprzątam, cos tam mi pomogła, nic sie nie odzywałam, ona próbowała podjąć rozmowe. Zapytała się mnie wprost:
-Czemu mnie nie lubisz?
ja oczy jak 5zł, mówię jej, że to ona mnie traktuję jak psa od kiedy jestem z K. A ona zaczęła się jąkać i płakać, że ona była zadzrosna o niego, że jakaś baba przyszła i mu braciszka zabiera. Powiedziałam jej, że K. nigdy nie miałby jej za złe jakby ktos miała i była szczęśliwa. I jakis cud się stał...powiedziała"Przepraszam Madzia"...popłakałam się, że nasza "wojna" się skończyła. Zaprzyjaźniłyśmy się! Była moją swiadkową na ślubie
Ale ta historia jest o innej babie, która napsuła mi krwi. To dziewczyna przyjaciela mojego męża. jesteśmy w tym samym wieku, niczym sie nie róźnimy. Siostra mojego K. mi nieraz mówiła, że ona mi zazdrości..Figury, odwagi do ubierania kolorów, fantazji i pasji. Ale co jej broni samej taką być? Ograniczona nie jest....chyba. Było takie lato kiedy postanowiliśmy wraz z czwórką znajomych(w tym i oni), że jedziemy za granice! Ale mój K. stracił pracę przed majówką... małżenstwo znajomych naszych nas poganiało, żeby się określić czy jedziemy. Wkur***am się i powiedział:
-A WEŹ SPIER****J do tych Arabów i niech Cię nie widzę!
Kurde! Wie, że mój K. pracy nie ma a jej tylko w głowie wakacje! Pusta dziewucha!
No...Muszę ochłonąć, wciąż wychodzą emocje Postanowione - my nie jedziemy - przyjacieł mojego K, wraz z laską i znajomym małżeństwem jadą! Odtąd każdy weekend jak się widzieliśmy był tylko o ich wyjeździe...kurwa...no nie było opcji zmiany tematu! Podnieta jakby totka wygrali! Po ich powrocie czułam, że razem z K. przestaliśmy mieć wspólnne tamty z nimi, bo oni mieli wspomnienia, historie i gadki... Powiedział, poczekam, zaraz się im znudzi. Jeszcze przed ich wylotem o coś się pokłociłyśmy albo ja coś powiedziałam takiego, że laska przyjeciela mojego K(NAZWIJMY JĄ wERONIKA A JEGO KAMIL),że popłakała się przeze mnie...nie rpzyszła nie powiedziała mi tego w twarz tylko wypłakała się kamilowi w rękaw, a on powiedział to mojemu K. No qwa niby taka dorosła a przyjść i powiedzieć nie umie! No mój K mówi, żebym ją przeprosiła, mówie mu, że chyba rozum zjadł! Nigdy! Ale jak to ja, miękkie serce i twardą dupę do kopania mam. Poszłam do niej, żeby pogadać. Poszłysmy na spacer i gadamy, zapytałam o co jej chodzi, ona, że myślała, że sie przyjaźnimy i nie rozumie mojego postepowania, czemu tak powiedziała, ona chciałaby aby nasze wspólne przygotowania do ślubu były miłe i chce je razem ze mną przeżywać(WTF??!). Mówię jej, że dla mnie przyjaźni nie jest określana na podstawie czasu ile się z kimś znam, tylko czy łączy mnie z nia jakaś więź.. z nią...nawet bym o facetach pogadać nie mogła, czułam jakąś blokadę, czułam, że jest nieszczera i fałszywa. Jakaś taka podświadomość mi to mówiła. Na koniec jeszcze Weronika mi się rozbeczała i powiedziała, że ona cche się ze mna umawiać sama bez chłopaków na kawę i zakupy, posiedzieć pogadać...Moje zdziwienie miało rozmiar jak stąd do księżyca i z powrotem.. powiedziałam:
-OK.
I tak mijały tygodnie, miesiące a jej obietnica spotkania..hmm.. jakby gdzie zdechła pod drodze. Zaproponowałam dwa spotkania, z czego żadne się nie odbyło! Bo??? No przecież księżna ma szkołe w sobotę a w niedzielę jest jej jedyny dzień na odpoczynek, nosz qwa! To po ch**j proponuje mi takie rzeczy! Zawraca mi dupę! Poziom mojej irytacji urósł do rozmiarów KOSMOSU! Powiedziałam o nie nie nie kochana ja się nie dam. Przestałam chcieć się z nią widywać, każde spotkanie było okropne, zmuszał mnie K. Pamietam jak byliśmy w pizzeri z wcześniej wymienionym małżeństwem i tak chłopaki, bo piłkarze to gadali o piłce a one we dwie o kosmetyczkach, kredytach i ciuchach..a ja? siedzę w kącie i sie przatrzę, az się gotowałam! Dlaczego miałam znosić ich towarzystwo skoro mnie olewali! Wszyscy. Wyjełam tel i zaczęłam grzebać w necie, mój K. :
-No co Ty robisz? W twoarzystwie jesteśmy!
Na co ja:
- Tak? To chyba tylko ty tak uważasz! Gadacie sobie o piłce te dwie desperatki chcą być na topie napieradalają o kosmetyczkach! O czym ja mam z nimi rozmawiać?
Wyszłam do łazienki. Popłakałam się. I myslę,że zrobie tak samo jak ona też się popłączę i poskarże mojemu K. i niech z nimim porządek zrobi. Ale za mną nikt nie stanął. wszyscy uważali, że to ja jestem wina, to ja jestem ta zła. Powiedziałam, że koniec z nimi! Przestaliśmy się z nimi spotykać. Ale dla ratowania czegokolwiek mój K. wpadł na pomysł wyazdu na sylwka razem w szóstkę! Pomyślałam o nie... ale się zgodziła, postanowiłam, że nie dam sobie popsuć wyjazdu. To był nasz ostatni sylwek jako narzeczeństwo... 2012/2013 i nasz ślub za 6 miesięcy. Oczywiście też nieobeszło się bez awantury, bo Weronika i Kamil ustalili sobie termin przed nami na koniec sierpnia a my po nich ustaliliśmy 1 czerwca i awantura! jak rozmawiałam z Kamilem to powiedział mi, że specjalnie to zrobiłam, że to ja ustaliłam taki termin by mieć ślub przed nimi, bo rzekomo my planowaliśmy na wrzesień! Tak planowalismy ale mamy wspólnych znajomych i co? Po 3 tygodniach po ich weselu kto by do nas przyszedł! Mówię mu, że juz mu w dupie poprzewrała ta jego druna narzeczona i gada jak ona! Powiedziałam, że nie maja prawa nam nakazywac kiedy ślub mamy wziąć.. To była nasza ostatnia rozmowa i spotkanie. Ale powstał problem. Mój K. chciał Kamila na świadka... a on mu na to, że w takiej sytuacji to on odmawia, bo my się nie lubimy z jego narzeczoną! Pantoflarz pieprzony! I co? 2 miesiące do ślubu a my świadka nie mamy! Kurde... tak nas najwspanialszy przyjaciel mojego męża załatwił! Bo jak my sobie to wyobrażamy, że razem w takich nastrojach będziemy siedzieć? A ja to kurwa na ślub i wesele też nie przyłażcie, bo jak będziemy w jednym pomieszczeniu siedzieć! Łaizła i miała taka obrażoną minę, że miała ochotę dać jej w pysk i powiedzieć - tam są drzwi! No debilizm i to zaraźliwy! Zaczął przesiakać jej pieprzonymi poglądami, własnego zdania nawet nie ma! W idź w ch**j mówię z takim przyjacielem. Wesele się odbyło, było super, podoga lekko nie taka jak powinna, ale przecież pod gołym niebem nie bylismy? Po naszym weselu czekaliśmy na ich...wiedziała, że się postara ta małpa aby miec jeszcze lepsze wesele niz my. Jej sprawa. Niczym innym nie umie zaimponować. W tym czasie oczekiwania na ich wielki dzień, starałam się namówic męża na dziecko. Bo przecież na co mamy czekać? na oklaski? Nie dał się namówić. Zmądrzał dopiero w sierpniu... na ich weselu byłam w ciąży, ale miałam tyle stresów, że nic z tego nie wyszło..miałam podejrzenie ciąży pozamacicznej.
W lutym tego roku dowiedziałam się o K. siostry, że moja ulubienica jest w ciąży i to coś już dużej - pomyślałam, no jak ona mogła?? A zapytała się nas czy może?? Jak ona smiała- obrażam się na nią! ale niech ma... musiała szybko coś zmienić w swoim związku, bo inaczej to by się źle skończyło. Myślałam, że to ja miałam cisnienie, ale ona pobiła mnie w tym ale jak to E. siostra K. powiedziała, widać, że ona jest gotowa(była od zawsze czyli od 11 lat) ale Kamil to chyba nie bardzo... powiedziałam tylko by nie oceniała zbyt wcześnie.
Oto historia toksycznej znajomości, którą zadusiłam własnymi rękoma mój mąż widuje się z Kamilem, ale to niedługo sie skończy Utnie mu wszystkie wyjścia
Mogę tylko powiedzieć, że gdyby nie nasze zaręczyny to pewniej jeszcze by czekała na ślub, bo my zaręczyliśmy się w 2011 roku a oni w walentynki rok później. Siostra mojego K. mówi, że nie miał już wyboru, bo my jesteśmy krócej ze sobą niż oni i pewnie mu już życ nie dawała ) żal mi niektórych.. a zwłaszcza tego Kamila... bycie marionetką w cudzych rękach to niczego dobrego nie wróży. Mimo iż nie lubie tej laski, to nie życzę jej źle...a ona pewnie mnie przeklęła i wymodliła wszystkie krzywdy. To wraca do człowieka, prędzej czy później..
Miałam piękny sen śniło mi się, że byliśmy na jakiś wyjeździe w hotelu i chodziliśmy po okolicy i nagle naszła nas wielka ochota na seks...kochaliśmy się w publicznej toalecie. O dziwo była bardzo czysta i wyglądała raczej jak toaleta w stresie SPA Obudziłam się...ach
Może to efekt odchodzącej mojej kochanej @ i brak seksu spowodował u mnie tak sympatyczny i tematyczny sen... Często mi się śni, że się kochamy ha a na brak seksu narzekać nie mogę. Kochamy się średnio co dwa, trzy dni. .. może dlatego poprzednia fasolka do nas przyszła ale uwielbiam seks z moim mężem...nie wyobrażam sobie życia bez niego
Dzisiejszy dzień będzie wyjątkowy ciesze się, że mam szczęście, że mam zdrowie i kochającego męża,a czegoś od życia więcej chcieć?
A sprawa starań...na razie nie poruszamy wychodzimy z założenia, że co ma być to będzie. Mamy wstępnie zaplanowany wyjazd w połowie września ale zobaczymy jak to wszystko się poukłada nie lubię planować, lubię spontany
Miłego dnia dziewuszki kochane! :*
Odczuwam koniec @, zaczyna mi libido rosnąć
Opowiem Wam historię, która jak wiele innych wiązanych jest z dziećmi, sprawiła, że wierzę iż Bóg jest nieodgadniony...
Moja długoletnia klientka p. Iwona mieszka w mieścinie obok mojej, przyjechała jak zawsze punkt 17.30. Siadamy, robimy pazurki i nagle zaczyna:
-Pani Magdo pamięta może Pani tą historie z dziewczynką 10ciomiesięczną, którą opowiadałam dwa miesiące temu? - oczywiście, że tak.
Historia ta jest banalna, mówię banalna poprzez szereg zdarzeń jakie się wydarzyły. Jako małżeństwo starali się o jedyne swoje a i jedynego wnuka bądź wnuczkę. Udało się! Kobieta zaszła, donosiła i urodziła cudowną dziewczynkę w zeszłym roku w tym w kwietniu mieli już zarezerwowaną wycieczkę na Teneryfę(coś pechowa ta Teneryfa...) ale mała zaczęła pokasływać i lekki katar, a że matka tejże dzieciny była z wykształcenia lekarzem, ale nigdy nie odbyła praktyki, bo zaszła w ciążę. Zaniepokoiła się, bo to się nasilało. Pojechali natychmiast do lekarza, ten po zbadaniu dziewczynki nakazuje natychmiast udać się do szpitala dziecięcego. A wyjazd za tydzień...
W szpitalu, po wstępnym zbadaniu dziecka w trybie pilnym przyjęto ja na oddział i poddano wielu badaniom. Lekarze mówili o zapaleniu oskrzeli albo płuc. Lekarz ordynator bada poraz kolejny dziecko i mówi:
-Słyszę szmery na sercu. To bardzo nie dobrze.
Rodzice zrozpaczeni. Wyjazd poszedł w niepamięć. Życie i zdrowie ich jedynego dziecka jest teraz najważniejsze. Ordynator nakazał natychmiast małą przewieść do szpitala specjalistycznego w Międzylesiu pod Warszawą. W tymże szpitalu się urodziłam )
Dziecko poraz kolejny jest badane i padła diagnoza, której nikt nigdy się nawet nie domyślał.Lekarz mówi o tej chorobie w bardzo małych stwierdzonych przypadkach, bo tylko 15 na świecie bądź Europie, nie pamiętała moja klientka. Dziecko zamiast mięśnia sercowego miało tkankę włóknistą...czyli serce było nieprzydatnym workiem... ale dla stwierdzenia czy faktycznie nie sprawuje swojej roli, zrobili jej zabieg bąbelkowanie serca. Zabieg ten miał za zadanie stwierdzic w jakim stopniu serce się kurczy i rozkurcza, pompując tym samym krew. Niestety. Wynik była tragiczny. Lekarz wpisał dziecko na listę oczekujących na przeszczep serca... ale. Ile moga czekać? Lekarz określił czas życia dziewczynki na 2 miesiące, trzy góra. Niestety... moja klientka dowiedziała się, że dziewczynka zmarła kilka dni temu.. Lekarz się nie mylił. Rozpacz, depsresja doprowadziła do tego, że rodzice tej zmarłej dziewczynki zamkneli się razem w domu, nie otwierają nikomu. Nawet rodzicom. Matka tej kobiety martwi się, że coś oboje sobie zrobią...
Życie i decyzje Boga są dla mnie wielką tajemnicą i nigdy nie pogodzę się z tym, że zabiera niewinne dzieci, malutkie bezbronne w tak okrutny sposób...wyrwane jak serce z piersi bez znieczulenia. nie ukrywam. Łzy stanęły mi w oczach. Bardzo bolą mnie historie z udziełem dzieci. Dlatego nie słucham już żadnych wiadomości, bo zaczęły sie upały. Niestety klientki, koleżanki, które przychodzą do mnie na uzupełnienia sowich paznokci opowiadają mi wszystko co usłyszą. O tym dziecku, które ojciec zostawił w aucie na 8 godzin, bo zapomniał, że jechał je odwieść do przedszkola. Bóg nie śpi, karze nas za nasz brak miłości i morze obojętności... ja wiem, że nam zabrał Marcelka, bo pożaliłam się, że nie chcę rodzić w tym samym roku co moja"ulubienica". Wysłuchał mnie Marcelek poczuł się nie chciany, nie kochany więc zabrał swoje zabawki i odszedł. Ale wiem, że teraz widzi i wie, że wcale tak nie było, bo nasza rozpacz po jego odejściu była ogromna. Był kochany - najmocniej na świecie i chciany - jak mało kto w naszym życiu Często mówię, aby wstawił się za nami u Boga i abyśmy mogli mieć tu na ziemi jego braciszka lub siostrę
Wierzę, że w końcu będzie z nami maleństwo
Miłego dnia :*
Myślałam dziś kim była by moja fasolka teraz nie dołuję się, tylko tak przez chwilę pomyślałam. Ale teraz czekam na kolejną dobrą nowinkę kolejne wieści o ciążach napawaja mnie wielką nadzieją, że i ja kiedyś będę mogła powiedzieć o sobie " jestem mamą!" i usłyszeć to magiczne słowo z ustek mojego bąbelka... a tym czasem życie na nas czeka! idę zapolować na lepsze jutro!
Może jestem przewrażliwiona, Paulina -czyli mam tychże dzieciaków uroczych - jest młodsza ode mnie o 2 lata, a już ma dwójke dzieci, męża a sama nie pracuje. Budują dom, wynajmują mieszkanie...niewiarygodne? A jednak! W życiu można mieć wszystko, ale trzeba ciężko pracować i mieć cierpliwość. Jest dla mnie wielkim przykładem prawdziwej szczęśliwej rodziny. Matki, kochającej swoje dzieci, żoną dbającą o męża i ich wspólny dom. Ale to również ciężka praca, wiem, bo sama siedzę w domu i widzę ile jest do zrobienia, a dzieci jeszcze nie mamy. Ale może niedługo się to zmieni. Nie modlę sie oto prędzej czy później tak sie stanie
Nie planuj, nie przewiduj miliona możliwości. Żyj, bo i tak od życia dostaniesz to czego najmniej się spodziewasz
Podobno osoby myślące pozytywnie znacznie częściej zachodzą w ciąże niż pesymistki ;P oj trzeba to wziąć pod uwagę
-Pani Magdo u mojej znajomej w rodzinie to się dzieje! Och dzieje się! Córka mojej koleżanki mówi z wielkim płaczem i żalem, że ona w ciązy jest!
Rodzice nic nie myśląc, rzekli no to fajnie, bo córke swoją znają i wiedzą jakie ma podejście do dzieci - ODRAZĘ! Podobno się zabezpieczali ale widocznie ten sposób był mało skuteczny. Diewucha ma 27 lat i ma super faceta. Są razem od 7 lat, no ja juz mam więcej niż 7 z moim mężem, ale małżeństwem jesteśmy od roku dopiero
Ta dziewczyna powiedziała, że nigdy nie chce dziecka ani rodziny. Dziwne, wychowała się w pełnej rodzinie, ale ojciec jej podobno jakieś takie dziwne ma podejście...chyba wszystko wzięła od niego No i ta laska mówi,a raczej krzyczy, że ona usunie, że nie chce tego dziecka! Ona zrobi wszystko, żeby poronić. Chciała pójśc na zabieg.. Ojciec tak się zdenerwował, że aż do Puław gnał do znajomego lekarza i chciał aby ona pojechała do niego to jej wszystko powie jak to wygląda i w ogóle. Może zmieni zdanie. Tak zasuwał, że policja go złapała, dostał 10 pkt karnych i 1000zł mandatu za prękości i nieważny dowód rej. Aż się zagotował. Wrócił do domu. Złapał swoją córkę i krzyczy na nią, tak się na nią darł, że spokorniała w ułamku sekundy. Moja klientka mówi;
-Boże dałeś takie dziecko, a ona, że zrobi wszystko aby tylko poronić.
Podpowiedziałam by tej znajomej podsuneła pomysł puszczenia jej parę filmów o aborcji albo poronieniu i szybciutko zmieni zdanie. Ale i u mnie pojawiła się ta zgryzota, którą tępie, bo chcę byc dobrym człowiekiem. Mówi mi, że czemu dzieje się tak, że jak chcemy to nie mamy a jak nie chcemy to jest nam dane. Ale szybko się pozbierałam i mówię:
- Pani Grażynko, bo Bóg dał jej szansę na zmianę samej siebie. Dlatego dał jej dziecko.
Patrzyła na mnie i przytaknęła.
Dlatego ja wyznaję zasadę jak i wiele innych MIEJ WYJEBANE A BĘDZIE CI DANE
Dużo dziewczyn dziwi mi się, że mam takie podejście. A co jest lepsze? Zamknięcie się w domu, odcięcie od świata żywych i przejście do nierealnego życia martwych? U mnie niestety nigdy nie było słychać serduszka, ale mówiono mi, że jest wcześnie. Może dlatego takie mam podejście, bo od końcówki 9 tyg ja czułam, że jest coś nie tak. Czułam. intuicja ponownie mnie nie zawiodła. Dlatego udało mi się szybko stanąć na nogi. Chcę żyć, cieszyć się nim, tym co mi daję! kochać męża,rodzinę i przyjaciół. Kiedyś widziałam podpis jednej z dziewczyn na forum, że nic nie boli bardziej niż śmierć niespełnionych marzeń. I tu odkryłam co mnie najbardziej bolało w tej jakże krótkiej ciąży. Nie sam fakt obumarcia mojego Kropka, ale to jak umiałam wyobrazić sobie siebie za te 9 miesięcy z maluchem kupowanie ubranek. Jak wchodziłam do jakiegokolwiek sklpeu z odzieżą biegłam na dział dziecięcy i jak wariatka przetrzepywałam wszystkie wieszaki w poszukiwaniu tej wyjątkowej rzeczy. Ale całe szczęście, że mogła je oddać zostawiłam sobie jedno body.. może wrzucę je do skrzyni naszego łoża małżeńskiego? Tak dla zaklęcia ;P nie no świruje do tego potrzebna jest tylko nasza miłość
Jest plaga ciąż...nadal trwa ale jest powiedziane:
OSTATNI BĘDĄ PIERWSZYMI! Amen dziewuszki i trzymam kciuki za każdą z Was!!!! :*
Bardzo dużo przeszłaś, aż mi łzy w oczach się pojawiły :( Współczuję Ci/Wam bardzo!
Teraz będzie już tylko lepiej :)
Ohh Kochana, widzę że Ty też nie miałaś za fajnie :( Ci lekarze mnie przerażają.. tylko kasa w dzisiejszym świecie się liczy..
Kochana tak mi przykro, czytając to łzy lecą mi po policzku,tyle przeszliście...wspieram :*
Popłakałam się :,( Dopiero zaczynam czytać Twój pamiętnik, ale nie odpuszczę ani jednego wpisu.Trzymaj się :)
Popłakałam się :,( Dopiero zaczynam czytać Twój pamiętnik, ale nie odpuszczę ani jednego wpisu.Trzymaj się :)