X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Od zielonego światełka do zielonej kropki
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4 5

1 lipca 2013, 11:57

Ostatnie dwa dni mam niesamowity przypływ energii, akurat teraz przez @ i kiedy badam TSH na tą moją wieczną ospałość. Wstałam o 6.00 sama, i latam jak nakręcona po mieście. Byłam w trzech klinikach leczenia niepłodności i nigdzie nie wykonują testu MAR a chcieliśmy zrobić, bo zauważyłam na wyniku mojego Słońca, adnotację o silnej aglutynacji. Swoją drogą żaden lekarz tego nie wychwycił. Nie robią nigdzie. Ogólnie to w interniecie też znalazłam tylko trzy kliniki w Warszawie i dwie na Śląsku , teraz hahah jak przeprowadziliśmy się ze Śląska do Trójmiasta. Zobaczyłam dzisiaj młodziutką zakochaną parę, tak się sobą cieszyli i przemknęło mi przez głowę , że to cudowny czas, kiedy człowiek jest zakochany i nie myśli jeszcze o założeniu rodziny. Przede wszystkim nie stara się o dziecko, irytując się że mu ciagle nie wychodzi. W niedzielę będę już miała mojego D. dla siebie, planuję egzotyczny obiad i dużo przytulania - w dosłownym znaczeniu bo będę w trakcie @ ale może to dobrze skoro chcemy żeby zrobił badanie nasienia jeszcze raz. Wszystko układa się po mojej myśli. Co do badań , to tym razem robię w Brussie bo tam wynik jest tego samego dnia, bez stresu, zrobiłam TSH i glukozę, choć teraz wydaje mi się że ta ospałość może być na tle psychicznym, łapię doła i wtedy spałabym cały dzień. Przeszło mi jak ręką odjął, bo ograrnął mnie szał porządków na przyjazd mojego Słońca, mam plan , mam cel i to mnie nakręca .. lubię dla niego robić takie zwykłe rzeczy, kupić czereśnie, wymaglować pościel i zrobić ładniutki porządeczek. Sama jestem straszną bałaganiarą a On lubi jak wszystko jest na swoim miejscu. W takie dni , mam sama siebie za straszną wariatkę, to już dwa lata a ja nadal jestem tak bardzo zakochana, mężczyzna mojego życia mnie kocha, po co marudzić. Z chwilą gdy urodzę nam zdrowe dzieciątko mam zamiar przestać marzyć :P bo będę już miała absolutnie wszystko

2 lipca 2013, 10:53

Wczoraj już czułam że się zbliża ale tak delikatnie , a dzisiaj wszystko przebiegło książkowo, temperatura w dół i nagle bach @ zawitała. Martwi mnie że moje cykle są coraz krótsze, może ziółka to trochę unormują. W czasie brania castagnusa wydłużyły się do 26 a nawet 28 dni ale jak tylko przestałam brać , to znowu 23 dni. Chyba mój pierwszy ginekolog , ten do którego chodziłam tyle lat , miał rację. Skoro faza II trwa u mnie normalnie 13 dni a cały cykl 22 lub 23 to pęcherzyk raczej ma niewiele czasu na to żeby dojrzeć i pęknąć. Nie ma co gdybać , w tym miesiącu idę na mój pierwszy monitoring cyklu i jestem podekscytowana a jednocześnie mam obawy, żałuję że zwlekałam z tym tak długo. Jeśli wyjdą jakieś nieprawidłowości to stracimy ten cykl a potem D. znowu wyjedzie i trzeba będzie czekać na jego powrót. To mnie irytuje , niby staramy się od początku niemal naszej znajomości ale przecież próbowaliśmy ledwo trzy razy. A to przyjechał już w czasie dni niepłodnych a to dwa miesiące go nie było, a to ja musiałam wyjechać na Śląsk w czasie owulacji i tak ciągle. Przez to wszystko ciągle żyłam w przeświadczeniu że nic złego się nie dzieje,a przecież był czas że D.. przyjechał na całe dwa miesiące i próbowaliśmy cały ten czas i też nic... w pracy tarapaty, cała jedna zmiana odpadła i teraz musimy to nadrabiać nadgodzinami a jeszcze kierownik twierdzi że będziemy tak cały czas pracować po 12 godzin a wtedy wypadnie mi zmiana popołudniowa jak będzie mój ojcec i chyba się popłaczę albo zwolnię. To jeden z minusów starania sie, mam umowę na stałe ale dopiero od niedawna i w przyszłym miesiącu osiągnę cudowne 6 miesięcy pracy więc w przypadku ewentualnej ciąży będę mogła spokojnie zagrać im na nosie. Z drugiej strony gdyby nie starania to już teraz chyba rzuciłabym to wszystko w cholere. Wyniki TSH i Glukozy w pięknej normie - więc o co chodzi z wszystkich hormonów został mi tylko progesteron i estrogeny i na tym się teraz skupię.. ale najpierw monitoring - żeby to było już :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 2 lipca 2013, 10:56

3 lipca 2013, 01:32

1.25 a ja nie śpię , siedzę jak maniaczka na ovu i czytam , co tam się nowego wydarzyło. I ziółka popijam, w smaku żadna rewelacja ale da się przeżyć. Skoro dałam radę przełknąć glutowate siemie to i z tym dam radę. Jest mi wesoło, chociaż brzuch mnie rwie jak cholercia, straszna ta @ w tym cyklu. Jest mi wesoło, bo się zazieleniło u nas i to mnie cieszy, prawdziwa wiosna na OVU pełna zieleni i niedojrzałych pączków, które już niedługo wydają owoce :) Nieważne ile ,któraś z nas się starała, ważne że sie udało. Fajnie że jest takie miejsce ,gdzie w trudnych chwilach naszpikowanych emocjami można znaleźć zrozumienie i pocieszenie. Wszystkie jesteście super, nie traćcie nadziei :*

3 lipca 2013, 11:46

W niedzielę moje Kochanie będzie już ze mną , w poniedziałek albo wtorek zaczynam monitoring cyklu. Tak mnie to cieszy że coś się dzieje. Mam tak pozytywne nastawienie że szok, i tak wielgachną nadzieję że się uda , że trochę się boję tego. Jeśli nic z tego nie wyjdzie , a jest taka możliwość bo nie badałam jeszcze drożności jajowodów i w tym może leżeć problem ( w wieku 19 lat miałam pęknięty wyrostek robaczkowy) to z tych obłoczków puszystych na których teraz latam sobie wysoko nad ziemią , palnę tyłkiem tak boleśnie że trudno będzie mi się pozbierać. I tak żyję w kropce trochę , cieszyć sie? ładować baterie nadzieją? Czy olać to i podchodzić będzie a może nie będzie? Wcześniej chciałam wierzyć ale prześladowało mnie poczucie że nic z tego , już dzień po serduszkowaniu wpadałam w dół że pewnie się nie uda. Chce to zmienić , i tak sobie nawet wczoraj pomyślałam że jak przyjdzie czas na teścik to niech D. sprawdzi wynik, bo ja zawsze mam problem jak mu to potem powiedzieć ,że nic z tego , niech to spadnie na jego barki, w końcu po to jest się razem żeby było lżej :) taka jestem cwaniara !

Wiadomość wyedytowana przez autora 3 lipca 2013, 11:47

4 lipca 2013, 11:32

Lipiec , ach ten lipiec ,dzisiaj uświadomiłam sobie dlaczego tyle nadziei pokładam w tym cyklu. Wszystkie ważne momenty w moim związku miały miejsce w lipcu. Dokładnie 10 lipca, dwa lata temu, przez zupełny i szalony zbieg okoliczności w ogromnym świecie internetu trafiłam akurat na tego faceta. Wydawało mi się że to tylko chwilowa przemijająca od samego początku znajomość, nawet o spotkaniu bałam się marzyć, zdawało się być niemożliwym. On w Norwegii, albo w Trójmieście ja na Śląsku-impossible. A jednak, wszystko potoczyło się jak w filmie i znowu w lipcu rok później zamieszkaliśmy razem w Gdyni. Nie było łatwo i po drodze pokonaliśmy wiele przeciwności losu, miłość i wiara w to że musi się udać , że to jest właśnie to sprawiła że to już drugi rok. Nadal nie jest łatwo, te ciagłe wyjazdy, rozstania, poznawanie siebie na odległość lub w czasie krótkich chwil razem. Awantury jako że oboje mamy ciężkie charakterki, to wszystko doprowadziło mnie do miejsca w którym teraz jestem. Przepłyneliśmy statkiem naszego uczucia przez wiele sztormów, żeby wreszcie dobić do bezpiecznej przystani zrozumienia i harmonii. Nie mogę uwierzyć że to już dwa lata , kiedyś czytałam że po dwóch latach w związku zaczynają się problemy a my ? Właśnie teraz rozkwitamy. Dwa lata , myślenia codziennie niemal w każdej minucie o tej jednej osobie :) dwa lata i nadal tak samo jestem zakochana, zafascynowana i chce żeby to nigdy nie minęło. Kolejny lipiec, i może w tym właśnie lipcu się uda, musi się udać! Choć kto wie , może uda się później i w lipcu urodzę ..intensywnie kombinujemy żeby się już nie rozstawać. Tak kocham naszą codzienność razem, zwykłe momenty , których mamy tak niewiele. Wspólne gotowanie, oglądanie filmów , trzymanie się za rękę. Podczas mojego pobytu w Norwegii , kiedy D. wychodził do pracy, całował mnie w policzek i to było tak słodkie, że nawet nie mogłam się złościć o to że mnie tym budził.. szczęście trwaj. Choć nie jest mi łatwo, to jestem pewna że dzięki temu właśnie potrafię docenić zwykłe chwile , których inni mają przesyt ... Kobietki jeśli już musicie się gnębić filmami o ciążach to tym które jeszcze nie widziały polecam film "Maybe baby"

Wiadomość wyedytowana przez autora 4 lipca 2013, 11:59

4 lipca 2013, 23:36

Coś we mnie pękło i niestety nie jest to dojrzały pęcherzyk. Chciał nie chciał , poryczałam się troche jak rozkapryszone dziecko , które nie dostało upragnionej zabawki. A powinnam być już do tego przyzwyczajona, bo to przecież nie pierwszy raz. No ale po kolei. Dzień miałam jak co dzień, w pracy straszny kocioł , odpadła jedna zmiana i teraz nadganiamy, upał i duchota nie do wytrzymania. Ja , która zazwyczaj nie pije wiecej niż szklankę wody i która zupełnie się nie poci , dzisiaj wypiłam chyba galon wody i pociłam się jak mysz, zupełnie wszędzie, każdym możliwym porem skóry, lecz mimo to był we mnie taki cudowny optymizm, ten nowy cykl , starania, monitoring który mnie czekał to wszystko dawało mi niesamowitego kopa energii. Nie przeszkadzało mi ciepło ani nawał roboty, bo myślami byłam zupełnie gdzieś indziej. I tak sobie nawet pomyślałam że się uprę i zajdę w tym miesiącu w ciążę i koniec i nikt nawet mój własny organizm nie stanie mi na przeszkodzie. Będę codziennie przemawiać do moich jajeczek żeby ładnie rosły a do dominatora już potem żeby pękał ;) takie rozmyślania pół żartem pół serio , strasznie mnie rozbawiły i naprawdę poczułam że jestem wstanie góry przenosić. Srutututu tralalala, nie może być tak pięknie , po powrocie z pracy, napisał D.. że jednak w niedzielę go nie będzie i będzie później może we wtorek , może jeszcze później i cały piękny plan legł w gruzach. Przyjedzie po owulacji , pojedzie przed następną i normalnie aż mnie zatkało.. jestem wściekła i smutna i ryczę choć nie chce to łzy jakoś same lecą .. powiedział to od tak sobie , jakby to nic wielkiego nie było a dla mnie to dramat ehh , wplątał to po prostu między zdanie a może kupiłabyś telewizor..szlag mnie mało nie trafił ,telewizor do tej pory nie potrafie uwierzyć ...telewizor .. to ja walczę żeby nie godzić się na pracę w nadgodzinach i po co ? Trzeba było siedzieć w pracy po 12 lub 16 godzin i gwizdać na jego przyjazd.. mam dość kolejny miesiąc na straty i dwa następne , odechciało mi się w ogóle wszystkiego .. niech sobie przyjeżdża kiedy chce , to już nie będzie to samo. Kupię mu ten zakichany telewizor, będzie miał zajęcie bo ja się nie mam zamiaru odzywać, bo swoje kilka słodkich słów już powiedziałam

Wiadomość wyedytowana przez autora 4 lipca 2013, 23:50

5 lipca 2013, 11:36

Wstałam rano i jak zobaczyłam moją twarz w lustrze to wpadłam w przerażenie, chinka innego określenia nie mam a to pasuje jak ulał. Powieki spuchniętę maksymalnie i nawet nałożenie grubej warstwy makijażu nic nie dało. Po cholere mi było płakanie przed snem, teraz są tego tragiczne efekty. Jestem jak przekłuty balon, całe powietrze uleciało, nie da się go zatrzymać. Biję się z myślami, czuję się hipokrytką po części, bo przecież kobiety w tym temacie zmagają się z większymi problemami. Zupełną utratą nadziei , czy stratą dziecka a ja płaczę pół nocy dlatego że coś nie poszło po mojej myśli. To jednak mój mały ,osobisty dramat. Stworzony przeze mnie tyciuteńki pozytywny światek legł w gruzach, boli mnie to i ciężko mi jest myśleć że tak musiało być , że to jeszcze nie mój czas. Nie mam czasu do cholery, nie mam. Teoretycznie mogłabym iść dalej, zrobić sama ten monitoring ,tylko po to by dowiedzieć się czy owulacja jest i czy przebiega prawidłowo, tylko sensu w tym nie widzę. Miało być zupełnie inaczej, mieliśmy próbować i wtedy jeśli by się nie udało po stwierdzeniu prawidłowej owulacji poszłabym na HSG i sprawdziła drożność, lub jeśli coś z owulką by nie zaskoczyło ,zacząć to leczyć a tak.. zresztą nie mam siły już teraz. Nie chce mi się myśleć czy jeśli D.. przyleci we wtorek to jeszcze się wbije w odpowiedni czas, bo wcale może nie przylecieć we wtorek tylko w czwartek albo w następną sobotę. Wkurza mnie jego nieczułość i to że kolejny raz mam wrażenie że on za lekko do tego podchodzi, czuje już któryś raz ,że on chciałby żeby mój organizm był jak program, włączył się wtedy kiedy chcemy a tak sie nie da. Cykl płynie niczym rzeka i jego nurt jest nie do zatrzymania, nie wmówie sobie żeby poczekał. Dzisiaj zadzwonił , gdzieś tam w jego głosie słyszałam tą przymilność, pojawiającą sie zawsze kiedy czuje sie winny i chce mnie udobruchać ale nie potrafię tego docenić , bo co mi po tym. Skoro dzisiaj miał już wyjechać to pewnie wiedział o tym wcześniej a nic nie mówił i nagle wyskoczył z tym tekstem , rzuconym od tak. Te słowa jak niekończące się echo obijają się w mojej głowie" chyba będę we wtorek , to może kupiłabyś ten telewizor" - heh tak toczą się jego myśli? takie są jego priorytety?Puste, puste życie.. Owszem, mogliśmy zrobić wszystko idealnie a i tak mogło się nie udać ale jeszcze przez kilka tygodni żyłabym w euforycznym poczuciu nadziei że może jednak.. miałabym cel a teraz czuje tylko gorzki smak rozczarowania ..olewam mierzenie temperatury, sprawdzanie śluzu , nie chce mi się i nie ma po co ..chwilowo się poddaję

5 lipca 2013, 23:04

Dzisiaj D.. zadzwonił że może jutro będzie... jego babcia jest po operacji i jej stan jest ciężki. Wiem jak to boli, rozumiem. Ze mną jakoś nie chce o tym rozmawiać , a ja nie dociekam , nie będę go męczyć. Odpuszczam sobie ovu i starania na jakiś czas, nie wiem na jak długo. To nie mój czas jeszcze jak widać. Coś we mnie się załamało i musi mi przejść , nie mam serca do tego wszystkiego. Już kiedyś tak miałam trwało to kilka lat i szczerze mówiąc nie było źle, zapomniałam o dziecku, pogodziłam się z myślą że nigdy nie będę go miała i żyłam normalnie, bez stresu, nie czułam się gorsza. Było ok , może wrócę do tego na jakiś czas. Wtedy po tych kilku latach skończyło się rozwodem, teraz wiem że takie było moje przeznaczenie. Nie da się walczyć z przypisanym Ci losem, musi się dopełnić i tyle. Będę zaglądać i cieszyć się Waszymi sukcesami w które wierzę.. a sama odpocznę, muszę ... i na koniec piosenka dla tych wszystkich z Was które czują że ich facet doprowadza je do szału
http://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=zsmUOdmm02A

Wiadomość wyedytowana przez autora 5 lipca 2013, 23:13

7 lipca 2013, 00:42

Miałam odpocząć od Ovu , ale coś mnie tu przyciąga, lubię to miejsce i tyle. Po za tym, czuję się tu swobodnie , nigdzie nie czułam większego zrozumienia... czasem trzeba spuścić parę , wygadać się , spojrzeć na to chłodno z boku
Muszę zrezygnować z pracy, nie dali mi właściwie wyboru, albo zgodzę się pracować cały miesiąc po 12 godzin , bez dnia wolnego albo mam złożyć wypowiedzenie. Jest mi ciężko, bo nie o kasę nawet chodzi, damy radę , ale o poczucie stabilizacji. Miałam fajną umowę, i płacili też nie najgorzej choć godzin zawsze było sporo ale do jasnej cholery ileż można. Przez wieczne zmęczenie zrobiłam się już wystarczająco zgorzkniała i marudna nie chce tego .. Nie mamy kłopotów finansowych, kredytów do spłacenia i dzieci .. no właśnie , to mnie najbardziej martwi, że znając moją obowiązkowość i chęć żeby wszystko szło idealnie to wytworzę barierę. Z drugiej strony nie ma sensu trzymać się takiej popieprzonej pracy tylko ze względu na ewentualną ciąże , której nie ma i nie wiadomo czy będzie. Zestarzałabym się tam, i tak poszłam tam na dwa miesiace a zostałam rok. Nie po to uczyłam się tyle czasu żeby teraz marnować swoją wiedzę pocąc się jak mysz w temperaturze niemal 40 stopni i wiecznie słuchać pretensji. To moja wina że wszędzie tam łatwo zapuszczam korzenie. Decyzja podjęta, uzgodniona z Ukochanym .. pozytywów mnóstwo, największy to pierwsze wolne od roku , miesiac za który mi jeszcze zapłacą a ja będę się byczyć ze Słońcem mojego świata..tylko dlaczego tak mi ciężko ?

Wiadomość wyedytowana przez autora 7 lipca 2013, 00:43

7 lipca 2013, 13:18

No więc wzniosłam się na wyżyny kulinarnych dokonań, moich , bo pewnie tak naprawdę to nic wielkiego. Zazwyczaj gotuję , proste, sprawdzone potrawy , które zawsze mi wychodzą a teraz zachciało mi się eksperymentów , całe szczęście udanych. Całe mieszkanie pachnie cudną mieszanką zapachów, imbirem, curry i kilkoma rzeczami których nazw nawet nie potrafię wypowiedzieć. Co do pracy to decyzja podjęta odchodzę, nadal jest we mnie ten strach czy to dobra decyzja. Milion pytań. Co jeśli trudno będzie mi znaleźć nową? Co jeśli w najgorszym scenariuszu Słońce nie będzie też mógł pracować? I wiele innych , ale pocieszam się myślą że byle jaką pracę znajdę w razie potrzeby i damy radę. Najważniejsze żebyśmy zdrowi byli a resztę się dopracuje. Nie boję się życia, nie boję się ciężkiej pracy. Mogłabym wyjechać,do innego kraju , na ŚLąsk gdzie mam pewną pracę w zawodzie.. Trzeba wierzyć że zmiany są zmianami na lepsze, choć to wcale nie jest proste...jeśli będzie trzeba to nawet posypię głowę popiolem i wróce , bo wiem że mnie przyjmą z powrotem. W obecnej sytuacji jaka jest , im tam w pracy będzie ciężej beze mnie, niż mi bez nich..jajnik po tych ziółkach zaczyna mi mocno pracować , stety lub niestety z tej strony gdzie miałam pęknięty wyrostek ...Głowa do góry , przeznaczenia nie unikniesz !

16 lipca 2013, 16:35

Moje życie nabrało szalonego tempa, zaglądam tu tylko przelotem ,żeby spojrzeć co tam u Was wszystkich nowego. U mnie przede wszystkim chroniczny brak czasu. Lipiec niestety jest strasznie pechowy, nic nie idzie po mojej myśli. W pracy zostałam ale codziennie myślę o odejściu, jedyne co mnie powstrzymuje to umowa , o którą walczyłam i której mi teraz żal. W pracy spędzam po 12 godzin, nie mam czasu żeby pobyć z D.. nawet serduszkujemy w biegu, nie widuję się za wiele z ojcem , i czasem chce mi się płakać , że przez cholerną pracę tracę cudowne momenty. Babcia chora, wujek miał wypadek ..i wisienką na torcie moich nieszczęść jest brak owulacji. Monitoring wykazał że pęcherzyk urósł do rozmiaru 18.8 i nic , zero pęknięcia, i to jest chyba u mnie nagminne , bo w lewym jajniku też był stary niepęknięty pęcherzyk. W piątek mam badanie prolaktyny z obciążeniem, bo moje wyniki wskazują na łagodną hiperprolaktynemie, cieszę się że coś wiem, ale jak usłyszałam że nic z tego to łzy same popłyneły. Słońce miał zostać miesiąc a już we wtorek wyjeżdza, ojciec z żoną w piątek i będzie mi strasznie brakowało tego zgiełku w domu, rodzinnej atmosfery. D. podobno ma wrócić tym razem szybko , ale nawet o tym nie myśle bo znowu się rozczaruję. Przestaję czegokolwiek oczekiwać , bo później odchorowuje te wszystkie niespełnione nadzieje...

18 lipca 2013, 17:11

Zawziełam się i intensywnie szukam nowej pracy, nie byle jakiej jak zawsze. Bo to jest chyba mój błąd, rozwijam się, ciągle zdobywam nowe umiejętności a zawsze wybieram jakąś beznadziejną robotę w której mnie zajeżdżają i jeszcze muszę wysłuchiwać niedorzecznych pretensji. Obecnej pracy mam dość, jestem wiecznie zmęczona , nocki po 12 godzin to zbyt wielki wysiłek , szczególnie w takim upale. Nie chce dłużej trzymać się kurczowo tej pracy tylko dlatego że mam umowę , bo w innym miejscu też mogę ją mieć , nawet za mniejsze pieniądze bo aż tak ich nie potrzebuję. Bezczelność mojego kierownika zaczyna sięgać zenitu, i powoli przelewa czarę goryczy. Z tym że cykl jest stracony i nie wiadomo kiedy będą kolejne starania już się pogodziłam, pokornie czekam na kolejną @ , niech przychodzi zdzira :) Jutro badanie prolaktyny z obciążeniem , które da kolejną odpowiedź , i szczerze mówiąc choć to dziwnie brzmi , chce żeby się okazało że mam tą cholerną hiperprolaktynemię , bo przynajmniej ruszę z leczeniem i mam nadzieje że to będzie koniec problemów. Niektóre rzeczy się po prostu wyczuwa a ja czułam że coś z moją owulacją jest nie tak. Czuję też wewnątrzenie że mój problem jest banalny i łatwy do usunięcia.. obym się nie myliła. Czytam Wasze pamiętniki , mimo braku czasu, bo związałam się już z Wami tak mocno i wszystkim kibicuję, lipiec miał być dla nas szczęśliwy ale widzę że lipiec jest miesiącem usuwania przeszkód ..Boże daj nam siłe i nie pozwól tracić nadziei i pogody ducha ...

21 lipca 2013, 17:43

Nic nie dzieje się bez przyczyny, czasem nawet to co pozornie zdaje się porażką lub przeciwnością losu jest tak w rzeczywistości prawidłowym biegiem zdarzeń..

23 lipca 2013, 21:29

Kolejny cykl zakończony, przeraża mnie to trochę, bo każdy kolejny jest krótszy. Ostatni miał zaledwie 21 dni, nie mam pojęcia z czego to wynika i jeszcze kilka miesięcy a będę miała @ przez cały miesiac ,jak tak dalej pójdzie. Może przemęczenie robi swoje? Dodatkowo według teorii mojej lekarki, podwyższony poziom prolaktyny u mnie, wynika ze stresu. Przepisała mi dostinex , pół tabletki na tydzień, wczoraj wziełam pierwszą porcję. W dwudziestym dniu , tego nowego , dzisiaj rozpoczętego cyklu mam ponowić badanie prolaktyny i zobaczymy, nic nie wyrokuje. D.. miał być tutaj ponad miesiąc ,a wyjechał dzisiaj , po zaledwie dwóch tygodniach i niewiadomo kiedy wróci. Twierdzi że szybciej niż myśle, ale ja już znam ten tryb i wiem że to wcale tak nie będzie. Mam się nie stresować, tylko nikt mi nie powiedział jak to osiągnąć, w pracy nerwówka, w życiu też. Częściowo winna jestem ja sama, bo za szybko się unoszę , zbyt mocno przejmuję niektórymi sprawami. D.. swoje też dokłada, czasem jest między nami idealnie a czasem zupełnie do bani , i pozornie to normalne.Każda para ma swoje wzloty i upadki, tylko że nasze są z olbrzymiej wysokości. Jestem emocjonalną bombą i mam skłonności do dramatyzowania , co nie pomaga a D.. to piekielnik , dwa lata i ciagle to samo, jeśli nic się nie zmieni to nigdy nie będziemy mieli dziecka, bo przecież jeszcze nie wiadomo czy sama prolaktyna jest problemem. Na dzisiaj nie chce mi sie nawet o tym myśleć, jestem zmęczona. Praca, kilka obowiązków i spanie to całe moje życie i jak tu zachować pogodę ducha, jak się nie denerwować kiedy jest lato a ja mieszkając nad morzem nawet nie byłam jeszcze na plaży. Przyjazd mojego taty to też porażka, pracowałam od 18-6 i potem przesypiałam cały dzień , prawie wcale ich nie widując. A w momencie kiedy jakimś cudem dobudziłam się to byłam nieprzytomna i nieobecna myślami. Do tego bieganina, praca, zakupy ,wizyty w szpitalu - nie mogło nam się udać ...i nie uda się , bo ciągle jestem zmęczona, wściekła, rozgoryczona tabletki to za mało. A najgorsze są moje własne myśli że to tak ma być , że tak jest lepiej. Skoro kłócimy się i złościmy na siebie tak bardzo że uniemożliwia to zajście w ciąże , to może lepiej bo jaką rodzinę stworzylibyśmy dziecku ? Może osobno nadajemy się idealnie na rodziców , ale w połączeniu już niekoniecznie. Czasem mam wrażenie , że nie potrafimy żyć bez siebie , ale z sobą też nie. Miałam się nie denerwować a właśnie wkurza mnie wszystko, jak D. tu był to denerwowało mnie jego drygowanie, zrób to , zrób tamto, jedźmy tu lub tam, zero pomyślunku że śpie po 3-4 godziny a pracuje 12 .. . Chciałam mieć święty spokój i po prostu odpocząć... teraz gdy wyjechał , irytuje mnie pustka jaką po sobie zostawił. Jeszcze w mieszkaniu unosi sie odurzający zapach jego perfum, jego zapach który tak uwielbiam. Niedbale zostawił swoje klapki w drugim pokoju , jakby zaraz miał wrócić, jakby wyszedł tylko na chwilę , ale przecież widziałam go już na skype, w jego innym norweskim świecie.

Wiadomość wyedytowana przez autora 23 lipca 2013, 21:30

24 lipca 2013, 18:37

O 4.00 obudził mnie straszny ból, nie taki nagły tylko ciągły ból. Ostatni raz miałam takie bóle w czasie @ jeszcze przed hormonalną antykoncepcją, na którą się zresztą zdecydowałam bo lekarz zapewniał że żadnego bólu nie będzie i nie było. Dzisiaj wrócił , okropny straszny ledwo zwlokłam się z łóżka, w pracy byłam nie do życia dopiero po trzeciej tabletce mi przeszło. Trochę też przeszło mi zdołowanie jakie łapię zawsze w pierwszy dzień @ , kiedy zawsze wydaje mi się że moje życie jest do bani. Niemniej niektórych faktów nie da się zmienić, zaróżowić są czarne i tyle. Głupotą jest przecież myślenie że pojawienie się dziecka cudownie nas odmieni, pewnie odrobinę tak ale czy to wystarczy? Skoro już teraz mamy problem z podziałem obowiazków , to co będzie dalej. Z pewnością byłoby nam łatwiej gdybyśmy byli razem cały czas, ale póki nie zarobimy na własne mieszkanie nie ma o tym nawet co marzyć. Czasem nawet mam wrażenie, że jemu odpowiada ten układ, bycie wyczekiwanym gościem, któremu pozwala się na więcej a mniej się wymaga. Staram się zrozumieć że też jest zmeczony i chce odpocząć, że ma o wiele bardziej stresującą pracę. Oboje powinniśmy wyjechać gdzieś razem na dłuższy urlop

26 lipca 2013, 20:44

Nie wiem co się ze mną dzieje ostatnio, jestem emocjonalnym wrakiem. Teraz w momencie kiedy powinnam być spokojna i zrelaksowana, ja po prostu nie potrafię. Nie rozumiem tego, i chyba nie ma to nic wspólnego z dzieckiem- a może...czy to już depresja czy może tylko przemęczenie?. Chodzę do pracy, tam odpływam myślami w ponure zakamarki, nie myśle o niczym przyjemnym , pozytywnym..na siłę powstrzymuję łzy, w domu też i zupełnie nie znam przyczyny. Czasem czuje że brakuje mi powietrza , autentycznie się duszę. Nie mogę nawet z nikim o tym pogadać, bo każdy normalny człowiek zapytałby co się dzieje, dlaczego mam takie podejście a ja nie znam odpowiedzi. Na siłę próbuje znaleźć jasną stronę i jak ślepiec widzę tylko mrok. Gdybym miała czas , to poszłabym do psychologa, łudząc się że zada mi odpowiednie pytania , które wyciągną ze mnie przyczynę ..a tak męczę się sama ze sobą, jeszcze takiego doła nie miałam

27 lipca 2013, 21:49

Dołu część dalsza, to raczej żadna depresja ,to coś czego jeszcze nie potrafię nazwać. W pracy mówimy na to nostalgia, choć niewiele ma z nią wspólnego. Uświadamiam sobie że nagle nic nie ma znaczenia, nawet plany z dzieckiem. Gdybym miała dziecko , kochałabym je całym sercem i z pewnością nadałoby to mojemu życiu nowy tor, sens i dałoby mi kopa do działania, ale nie ma dziecka a mi tak naprawdę przestaje na tym zależeć. Do tego trzeba szczęścia, pogody ducha a tego u mnie nie ma. Szukam przyczyny i jak ją znajdę to muszę wyeliminować , bo tak się nie da żyć na dłuższą metę. Boję się , że przez to wszystko zrobię coś głupiego , czego będę bardzo żałować.. więc nie robię nic , i tkwie w galarecie własnych negatywnym , dołujących myśli..nie jest dobrze. Dziękuję Wam wszystkim za dobre słowa, kolejny raz cieszę się że tu trafiłam. W tym naszym obecnym tak wyalienowanym życiu, taka życzliwość jak tutaj jest czymś wyjątkowym i bezcennym :* buziaki dla Was dziewczyny

28 lipca 2013, 22:03

Mam dzisiaj słowotok , ale dzięki temu poczułam się zupełnie dobrze. Po przygnębieniu ani śladu, ale po kolei. Najpierw po całym dniu pracy - a jakże nawet w niedzielę haruję, zebrałam się na szczerą rozmowę z moim D.. powiedziałam mu wszystko co mnie przytłacza i gnębi, że kocham go mimo jego wad , bo jak mogłabym tego nie robić. Zresztą on daje mi to samo , kocha mimo że bywam nieznośna, powiedziałam o tym co mnie boli , przytłacza, sprawia że tracę z oczu cel i zbaczam z właściwej drogi. Na początku było trochę nerwowo, bo właściwie nie wiedział do czego zmierzam z moimi pytaniami ale wyjaśniliśmy wszystko co trzeba. Uspokoiłam się ,przynajmniej chwilowo , bo nie jestem tak naiwna żeby wierzyć że dół prędzej czy później znowu mnie nie dopadnie. Później na poczcie znalazłam wiadomość od mojej najlepszej z najlepszych przyjaciółek, mieszkamy daleko od siebie i telefon albo maile to najczęstszy sposób naszej komunikacji niestety. Napisała , bo było jej źle , bo miała podobne rozterki do moich i czytając o tym uświadomiłam sobie że trochę dramatyzuje, jej też to uświadomiłam, jednocześnie inaczej spojrzałam na własne problemy. Tak więc dzień mega pozytywny. Dziewczyny jesteście kochane , dziekuję za wsparcie , za to że cierpliwie znosicie moje marudzenie , czasem trzeba odkręcić kurek i wypuścić z siebie trochę nieświeżego powietrza -to pomaga. Z tą moją przyjaciółką to jest właśnie tak że połączyła nas nierozerwalnie życiowa porażka , obie z różnych zresztą powodów zawaliłyśmy szkołę, i przez jakiś czas odpoczywałyśmy od edukacji, po to by później nadrobić to i co najpiękniejsze odnaleźć się w tym małym-wielkim świecie. Gdyby każda z nas, jako że jesteśmy w różnym wieku i z różnych miast, skończyła szkołę jak trzeba , nigdy byśmy się nie poznały, a tak jesteśmy już tyle lat dla siebie oparciem w ciężkich chwilach i darzymy się prawdziwą miłością bo to więcej niż przyjaźń to jak odnaleźć bratnią duszę, swoją drogą to był najlepszy okres w moim życiu .. Zawsze tak się pocieszam , kiedy coś mi nie wychodzi , że właśnie tak ma być , że kiedyś z perspektywy czasu zobaczę że to co kiedyś mnie dobijało i uznawałam za nieszczęście było właśnie drogą ku szczęściu...

Wiadomość wyedytowana przez autora 28 lipca 2013, 22:17

30 lipca 2013, 13:41

W tym miesiacu-cyklu, starań nie będzie , D.. na wyjeździe. A mi wcale to nie przeszkadza, ostatnio dużo myślę i analizuję nasz związek i dochodzę do różnych wniosków, z czego najważniejszy jest taki że nie jesteśmy oboje na to gotowi. Pragnę tego -owszem całym sercem i gdyby się udało, byłabym najszczęśliwszą kobietą na świecie,ale mam wątpliwości. Przez to jak jest między nami ,a raczej jak być powinno a uparcie nie jest ,czuję wewnętrzną blokadę i nie opuszcza mnie pytanie ,czy to aby dobry pomysł?. Niby jesteśmy ze sobą dwa lata , i nie mamy prawdziwych problemów, ale cały czas pojawiają się drobne niuanse , które rzucam za siebie i boję się już odwrócić bo wiem że zrobił się już za mną ogromny stos małych spraw.Brakuje nam stabilności emocjonalnej, rozmawiamy o tym i D.. przekonuje mnie że idziemy ku lepszemu, że będzie tylko lepiej. A ja zastanawiam się , który czas może być lepszy, od pierwszych momentów silnej fascynacji i zakochania , czas kiedy już się do siebie przyzwyczaimy na tyle że będzie już tej chemii co kiedyś. Mam do niego sporo pretensji , on twierdzi że część nieuzasadionych , bo mówił że taki jest , bo taki był od początku a to ja wymagam żeby nagle cudownie się odmienił. Nie chcę go obwiniać za wszystko , sama też jestem winna w dużym stopniu , lub jak mi się czasem wydaje żadne z nas nie jest winne, jesteśmy po prostu na tyle odmienni , z różnym podejściem do wielu kluczowych spraw że zwyczajnie nie pasujemy do siebie. Jedno co nas łączy to chęć żeby to akurat moje było na wierzchu- zero kompromisu. Powinnam mu powiedzieć o tych przemyśleniach , o wątpliwościach i chęci odłożenia starań o dziecko na czas bliżej nieokreślony, ale już kiedyś próbowałam to się wściekał , że nie ma sensu ze sobą być jeśli nie chce się mieć ze sobą dziecka, dla niego liczą się obłudne pozory. Sam nie chce ślubu ale ma pretensje do mnie że mówie o tym otwarcie, mam co innego mówić a co innego myśleć , wystarczy żebym mu powiedziała tak chce a będzie ok , do żadnego ślubu i tak nie dojdzie bo nie chcemy tego oboje. Z dzieckiem to samo mogę więc nic nie mówić a i tak się nie uda , bo mam blokadę i wiecznie jestem spięta tylko ja nie potrafię udawać że nadal zależy mi tak jak zależało, kiedy nie zależy , wystarczy że komfort psychiczny będzie miał zachowany że niby chce, dla mnie to dramat i coś niezrozumiałego, chyba jestem zbyt prosta żeby to ogarnąć. Dla mnie istnieje jedna prawda, chcę albo nie chcę i tak samo mówie jak myślę...Zniechęca mnie też fakt , że jego zainteresowanie sprawą ciąży pojawia się jedynie dwa dni w czasie cyklu starań , wtedy chce działać i tyle a potem pustka , wszystko na mojej głowie, badania , lekarze, szukanie informacji co można poprawić - jego to kompletnie nie interesuje . Działaj - mówi, nigdy nie zapytał jak wyszły badania, sama go informowałam , mam obawy że z dzieckiem też będę sama bo on tylko chce spełnić swój kolejny kaprys jak wiele innych dużo mniej istotnych. Taka jest moda , większość kolegów już z dziećmi to on nie może odstawać i jeszcze ta wygodna sytuacja , jak ktos zapyta dlaczego jeszcze nie ma dziecka , może powiedzieć ..ona ma problem ..dobija mnie to ... był tu dwa tygodnie , prosiłam go żeby powtórzył badanie nasienia , obiecywał , obiecywał a jak go postawiłam pod ścianą stwierdził że najpierw musi wyjaśnić wszelkie obawy ze swoim zdrowiem ...nie potrafię się z tym pogodzić ..nic na siłe

31 lipca 2013, 07:18

Inessa nie musisz przepraszać :) masz rację kocham i to mocno. Czasem tylko nie czuję się kochana, słyszę to , wiem że walczy z moimi humorkami , walczy o mnie kiedy mam chwile zwątpienia ale jednocześnie potrafi być tak nieczuły , czasem podły. Dobija mnie sprzeczność sygnałów , bo ja lubię mieć jasność w niejasności się gubię , dlatego że wszystko uznaję za prawdę. A tu nie wiem co nią jest , to że nie pozwoli mi odejść tak łatwo, nie pozwoli zrezygnować z nas, czy to że nie będzie mnie zatrzymywał ,jeśli chce odejść to droga wolna, on sobie poradzi. Kiedyś powiedział , że skoro poradził sobie z rozstaniem ze swoją byłą , to już nic go nie przerazi , czyli wychodzi że rozstanie ze mną to pryszcz.Potem skorygował to , że chodziło mu o to że zna już sposób, żeby sobie poradzić . Jedna osoba wychodzi, druga wchodzi jakoś tak to ujął. Tak łatwo mnie zastąpić ? Tak niewiele znaczę? A może sama jestem zapchaj dziurą, po stracie kogoś kto był tą jedyną? Wiem w tym wieku nie można oczekiwać tego że będzie się pierwszą miłością ... czasem mam poczucie, że role się odwróciły, ja mam to co dawałam , on otrzymuje to co dawał i po dwóch nieudanych związkach , moim i jego powstał trzeci , z odwróconymi rolami i też nie jest do końca szczęśliwy. Niemniej nie potrafię sobie wyobrazić siebie z kimś innym, codzienności , czegokolwiek , znowu by się role odwróciły i tak w kółko.. Tak pięknie kiedyś opowiadał o tym że związek to ciagłe staranie się , spędzanie ze sobą każdej chwili aby więź nigdy nie osłabła, a teraz ma tysiąc spraw i wystarczy mu pięciominutowa rozmowa przez telefon.W poniedziałek nie wpadł na to że skoro mam nocki i śpie w dzień kiedy on pracuje , a pracuje kiedy on wraca to warto ten dzień wykorzystać , oglądał serial i robił wiele nieistotnych rzeczy. I tak jest ciągle, nie ma mnie 13 godzin z dojściem do pracy a jak wracam okazuje się że nawet w czasie weekendu, kiedy nie ma nic do roboty, wszystkie zajecia zostawił na czas mojego powrotu. Oddalam się , a on mi na to pozwala. Patrzy biernie mimo moich ostrzeżeń, na to jak uczę się wypełniać sobie czas bez jego udziału, jak dzień po dniu tworzę swój świat w którym go nie ma ...A ja przestaję sobie radzić z taką obojętnością, nie chcę żeby moje dziecko miało taką rodzinę. Chcę żeby widziało tak jak ja, rodziców zakochanych w sobie , całujących się, cieszących z obecności drugiej osoby. W życiu razem , każdy powinien mieć maleńką przestrzeń tylko dla siebie , jeśli jednak to wspólne życie jest tym maleństwem to już chyba nie jest związek.....Mój problem jest właściwie jeden, od dwóch lat moje myśli nieustannie krążą wokół jednej osoby, każda minuta , każde słowo wiąże sie z nią , bo to ktoś dla mnie najważniejszy ..i chce tego samego a dostaję to tylko od święta..
1 2 3 4 5