X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Od zielonego światełka do zielonej kropki
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4 5
WSTĘP
Od zielonego światełka do zielonej kropki
O mnie: 32 lata i czuję że moja szansa już minęła ..
Czas starania się o dziecko: trudno powiedzieć , bo z jednej strony jesteśmy ze sobą już dwa lata i nigdy się nie zabezpieczaliśmy, z drugiej jednak Słońce wiecznie na wyjeździe i prób mieliśmy niewiele..
Moja historia: O człowieku nie można opowiedzieć w kilku zdaniach, nie można opowiedzieć jednego dnia. Wiarygodna historia zajmuje tyle dni ile człowiek żyje, nawet pomijając nieistotne szczegóły ,to i tak miesiące i lata więc taka historia graniczy z niemożliwością. Nie o mnie tu jednak będzie tak całkowicie choć przecież każda z nas , pisząc staje się główną bohaterką. Nie będę się bawić w wymienianie cech i opisy własnej osoby ,to wychodzi samo naturalnie więc po co robić to na siłę. Jako że to jednak baza wiedzy dla innych , a ja sama mam chęć napełnienia nadzieją tych wszystkich starających się jeśli tylko mi się uda więc na początek napiszę że mam 31 lata, czasu starania się nie mogę podać bo to zbyt skomplikowane. Dziecko to moje największe marzenie od dawna , byłam na to gotowa już mając 20kilka lat ale życie tak się potoczyło a nie inaczej ,że nic z tego nie wyszło. Na dzisiaj na nowo zaczynam się na tym koncentrować, wierzyć że się uda. Będę mamą , nie w tym miesiącu to następnym ale czuję że się uda.
Moje emocje: Emocje jakie mną targały przez te wszystkie lata marzeń o dziecku to osobna historia. Już jako dziewczynka bawiłam się z koleżankami w ciąże , nie bardzo jeszcze wiedząc jak to osiągnąć ;) wkładałyśmy jaśki pod sukienki udając ciężarne a potem już dumnie chodziłyśmy z lalkami -dzieciakami , wożąc je w wózeczkach. Pierwszy moment pragnienia posiadania dziecka to beztroska, myślałam że skoro chce to mi się uda, od tak bez starania , zachcę i od samego chcenia się wydarzy -nic z tego. Potem zaczęły się obawy , że po latach stosowania antykoncepcji hormonalnej to wcale nie będzie takie proste. Mijały miesiące a ciąża z samego uczucia, i regularnego seksu nie przychodziła. Zaczęłam mieć schizy że może nie wszystko jest ze mną jak trzeba, miałam krótkie cykle , a ginekolog mówił że może jajeczko nie jest dość dojrzałe To czas obawy też, czy będę dobrą mamą , czy sobie poradzę , czy wszystkiego dopilnuję. Potem się już poddałam , przechodziłam jak wiele z kobiet wszystkie stadia, ciekawość innych kobiet w ciąży , nadzieja a nuż dotknę brzuszka koleżanki i się „zarażę” potem była już niechęć , złość i zazdrość że komuś się udało a mi nie. Jednej tylko Wioli życzyłam wygranej z całego serca bo straciła jajnik i jej szanse malały , udało jej się zresztą . W końcu zobojętniałam i na własne pragnienie i na widok innych kobiet z dziećmi lub brzuszkiem . Odsunęłam od siebie to wszystko , by się nie łudzić, nie przeżywać co miesiąc koszmaru pod tytułem „jestem w ciąży czy nie” To takie męczące psychicznie , myśleć całymi dniami czy się udało czy nie , bolą mnie plecy więc może się udało, rano mam mdłości z głodu czy jestem w ciąży , okres mi się spóźnia więc może itd.. a potem to rozczarowanie kiedy idziesz do łazienki i cała nadzieja pęka jak bańka mydlana i już wiesz że nic z tego. Na dziś tego chce na nowo , pragnę ale już inaczej , mam w sobie chęć żeby to było już . teraz ale część mnie pogodziła się z myślą że trzeba poczekać. Staram się ładować samą siebie optymizmem. Fizycznie nie ma żadnych przeciwwskazań, owulację mam , cykl ostatnio cudnie wyregulowałam, nasionka u partnera są jak ferrari. Mam drobny problem z płodnym śluzem no i … wielki problem by zgrać się w czasie, bo partner pracuje za granicą i w tej sytuacji staranie jest prawie nikłe, bo jak na złość nie widujemy się wtedy kiedy trzeba. Mam nadzieje że to jedyny problem , że nie oszukuję sama siebie. W każdym razie czasu starania nie podam bo to niewymierne. Już nie boję się bycia mamą , wiem że sobie poradzę , wiem że jest we mnie ogrom miłości dla tej istotki której jeszcze nie ma i to sprawi że wszystko będzie ok. Pozostaje czekać i próbować

18 kwietnia 2013, 17:40

Próbowaliśmy , moim zdaniem tak trochę "na pół gwizdka" Chyba biorę to zbyt poważnie, za bardzo chce i jednocześnie przejmuję się tym że za bardzo.Według ovu wszystko było wykonane prawidłowo a teraz pozostaje tylko czekać punktów w detektorze ciąży 54 jak dotąd, jest 26 dzień cyklu i czuję się na okres, boli mnie brzuch itp a testu nie mam odwagi zrobić, jeszcze poczekam. Targają mną dziwne emocje, tak tego nie lubię i tak sobie obiecywałam ,że więcej na to nie pozwolę. Nie będę wsłuchiwać się uparcie w sygnały mojego ciała, nie będę się desperacko czepiać nadziei że może jednak. Podejdę na luzie - nic z tego, jak zawsze niemal nieustannie myśle i chce już wiedzieć, ale boję się, że odpowiedź na to pytanie mi się nie spodoba.

11 czerwca 2013, 09:53

Mam za sobą kolejny dół, oczywiście po nieudanej próbie. Ehh a miało być jak w bajce, w pracy wziełam zwolnienie i poleciałam do ukochanego, starać się. Norwegia, piękne krajobrazy , chwile relaksu , bycia razem i moje urodziny. I taka byłam pełna nadziei że się uda, że przywiozę ze sobą maleństwo, że dostanę taki unikalny prezent. Nic z tego, przepłakałam dwie noce, wyklinajac na niesprawiedliwość losu. A teraz podnoszę się z tego i powoli zaczynam planować kolejne działania. Poszłam dzisiaj na badanie AMH , rety mam cykora a na wyniki muszę czekać dwa tygodnie- będzie ciężko. Nikomu o tym nie powiedziałam, będę się z tym męczyć sama ale chce wiedzieć ile mi czasu jeszcze zostało.. wydaję mi się że umrę jeśli wynik będzie tragiczny i nawet pojawiła mi się w głowie głupia myśl że odejdę wtedy , nie będę skazywać partnera na takie życie a to przecież taka głupota , bo się kochamy i wiem że dla niego to nic nie zmieni..tylko czy poradzę sobie z myślą że gdzieś tam w jego głowie będzie oskarżenie że to moja wina.. Kolejne starania będą dopiero w lipcu jak moje Słońce wróci i wtedy pójdę na USG żeby określić wielkość pęcherzyka , wtedy już będę znała wyniki ... chciałabym przespać te dwa tygodnie i nie musieć o tym myśleć..

12 czerwca 2013, 08:43

Obudziłam się dzisiaj znowu jakoś nie w humorze, i wszystko wydaje mi się do bani. Wczoraj przeczytałam kilka pamiętników i dochodzę do wniosku, że my same się dołujemy. Planujemy , układamy w głowie piękne historie, które mają szczęśliwe zakończenie i im piękniejsze to jest tym większe rozczarowanie nas później spotyka. Ja też , miałam takie marzenie że się uda , że w moje urodziny ,32 już , zrobię test i okaże się że się udało, że mój tato przyjedzie do mnie na urlop i będę mu mogła powiedzieć że zostanie dziadkiem , bo przecież wiem że też bardzo tego chce. Zobaczę uśmiech na twarzy mojego kochanego Słońca kiedy dowie się że będzie ojcem- bajka. Zderzenie z rzeczywistością jest teraz bolesne, przez co wpadam w podły nastrój i nie chce mi się niczego. W tym miesiącu nawet nie będziemy mogli spróbować znowu i jeszcze to czekanie na wynik .. ehh.. najgorsza jest niewiedza, Słońce zrobił badanie i u niego wszystko ok , wyniki wprost świetne- zazdroszczę mu trochę. Ja zrobiłam badanie hormonów i USG oceniające budowę całej "aparatury" na dzidziusia i też ok, cykle trochę krótkie ale w granicach normy i zawsze regularne a mimo to nic się nie dzieje. To już wolałabym usłyszeć jakąś diagnozę i wiedzieć jak z tym walczyć niż żyć w niewiedzy

Wiadomość wyedytowana przez autora 12 czerwca 2013, 08:50

13 czerwca 2013, 09:09

Szlag... napisałam mega długą notkę, wylewając z siebie wiele trudnych spraw a Ovu mnie wylogowało. Drugi raz mi się nie chce.. więc będzie już trochę inaczej... Jeszcze dwanaście dni do wyniku, świruję. Raz jestem dobrej myśli a drugi raz, serce mi trzepocze jak koliber ze strachu że wynik będzie tragiczny. Poprzednia notka była strasznie osobista i trochę smutna ale chyba nie warto jej powielać. Każda z nas tutaj pociesza inne , pisze w komentarzach " więcej luzu, wiary że sie uda" ale zastosować tego u siebie nie tak prosto..
Jestem głupia ;) czasami zachowuje się tak irracjonalnie że sama zaczynam siebie podejrzewać o pomieszanie zmysłów, dodam tylko że nie miałam w życiu faceta , który przez moje humorki , szczególnie przed @ nie nazwałby mnie wprost WARIATKĄ.Hormony rządzą moim życiem niestety. I D.. aż się boi co to będzie jak , będę w ciąży i całkiem zacznę świrować..Najgorsze są te moje w głowie rozmowy, układanie sytuacji które nie miały miejsca a w które ja czasem tak uwierzę że zaczynam przenosić na życie prawdziwe.. D.. jest kochany powiedział mi kiedyś że jak nie będziemy mieć dziecka to nic to nie zmieni a ja uparcie czuje że zmieni. Nie powiedziałam mu że dostałam okresu , nawet jak pytał czy zrobiłam test ciążowy powiedziałam że nie i wyszło że jest mi to obojętne , masakra. Jak czasem zwykłe niedomówienie potrafi skomplikować życie. Kiedy zebrałam się na odwagę to nie odbierał..to podłe pozwalać mu żyć nadzieją kiedy wiem już że jej nie ma.. to podłe bo odbieram mu szansę oczestniczenia w tym , a ma do tego prawo.. i mówił że chce wiedzieć .. jestem straszna i sama sobie robię pod górkę .. dzwonie do niego jeszcze raz bo mnie sumienie wykończy ..


powiedziałam i się zdenerwował, nie dziwie się.. a ja zaczynam być wściekła, na siebie oczywiście. Cały czas , tyle lat wmawiałam sobie że ze mną wszystko ok. Tabletki anty odłożyłam w 2007 roku, przed ślubem , teraz już jestem po rozwodzie i różnych perypetiach i uparcie dalej sobie wmawiałam że jest ok a nie jest bo wiele moich koleżanek zaszło po kilku miesiącach po odstawieniu a ja nie .. jak czytam o problemach z zajściem to wydaje mi się że mam wszystko , pcos, problemy z hormonami , niedrożność, i zwyczajnie jestem za stara.. a tak naprawdę to niewiele wiem.. systematycznie eliminuje pewne niewiadome , hormony ok , pcos wykluczone ale każde badanie kosztuje mnie tyle nerwów ..

Wiadomość wyedytowana przez autora 13 czerwca 2013, 09:41

14 czerwca 2013, 09:02

Jako ,że w tym cyklu nawet nie będziemy próbować to jakaś jestem spokojniejsza i jestem pewna że ten cykl będzie idealny. Zawsze tak było ,kiedy wiedziałam że D. przyjedzie to cykl mi wiariował, im bardziej zależało mi na ustaleniu owulacji tym mniej czytelne były sygnały a w miesiącach bez szans wszystko jak w zegarku. Tak właśnie działa stres, i mogę sobie powtarzać , wrzucam na luz, ale wewnętrznie jestem napięta jak struna , cały luz polega tylko na udawaniu przed innymi. Zaczęłam też powoli patrzeć już na partnera jak na chodzącą strzykawkę z nasieniem , całe szczęście mi przeszło. Niech choć jedna sfera życiowa , pozostanie nietknięta tym żywiołem zwanym "robimy sobie dziecko" . Ściągnełam sobie trening relaksacyjny i będę próbować się relaksować , choć wiem że to będzie dzialanie chwilowe. Do wyniku 11 dni ale z każdym dniem stresuje mnie to coraz mniej , a co tam, juz i tak nie mam na to wpływu. Czas zmienić nastawienie, przecież mam dobre życie, po za nieudanymi próbami z dzieckiem nie mam żadnych zmartwień, i mam cudownego faceta który kocha mnie mimo wszystko.. jak czytam Wasze pamiętniki to każda z nas jest pod tym względem szczęściarą..wszystkim starającym się w tym miesiącu życzę powodzenia i trzymam za Was kciuki ..

15 czerwca 2013, 10:05

.. ale dostałam kopniaka od mojego D. , wstałam jak to często u mnie bywa w kiepskim humorze , swoją drogą ta moja huśtawka nastrojów jest dziwna. I tak mnie wzięło znowu na marudzenie i załamywanie rąk. A to że nic mi się nie chce, a to że mnie to zniechęca, że stresuje, że męczy i podzieliłam się tym z moją drugą połóweczką , z oczekiwaniem że mnie zrozumie , pocieszy a tu proszę. Zdenerwował sie i w dość nawet obcesowych słowach powiedział mi,żebym zeszła na ziemie. Nic nie wiem a z góry zakładam że jest tragicznie, zamiast działać i ładować się kolejnymi krokami, to ja biadole. W pierwszym momencie miałam ochotę mu nawrzucać od nieczułych dupków, bo co on tam wie, odwalił jedno badanie i ręce ma czyściutkie ale z drugiej, wiem że gdyby problem leżał po jego stronie, to z pewnością nie marudziłby tylko się leczył..jest inny, jeśli czegoś chce walczy o to i systematycznie robi krok do przodu ,a ja z góry zakładam porażkę ,w myśl że lepiej miło się zaskoczyć, niż boleśnie rozczarować .. ja po prostu myślałam że dzieci się biorą z miłości :P

żałuje że nie mam żadnej zaprzyjaźnionej staraczki tutaj na miejscu,fajnie by było mieć blisko kogoś komu ten temat się nie nudzi :D w ogóle moje koleżanki zostały na Śląsku a ja wyjechałam na drugi koniec Polski , teraz najlepsza przyjaciółka wyjechała ze Śląska na Mazury , też za miłością swojego życia.. taka turystyka emocjonalna heh ..
co jakiś czas sprawdzam na OVU wykresy ciążowe , kobiet w podobnym do mnie wieku i niewiele tego ale są a to daje nadzieje ..

Wiadomość wyedytowana przez autora 15 czerwca 2013, 11:17

16 czerwca 2013, 08:13

W poprzednim cyklu ,zaczełam korzystać z mikroskopu owulacyjnego Donna i jestem tak średnio zadowolona. Taka byłam podekscytowana jak go kupiłam , tymczasem bardzo źle się z niego korzysta. Tylko raz wskazał mi na fazę przejściową i to też tylko na dwie godziny, więc nie wiem czy cykl był taki czy coś z mikroskopem jest nie tak. Wcześniej na testach paskowych zawsze było ok a teraz klops , dodam tylko że OVU wyznaczyło termin owulacji w zupełnie inny dzień i @ przyszła 14 dni po tej dacie, więc to chyba ovu było bliższe prawdy i może przez to wstrzeliliśmy się w nieodpowiednim czasie. Czasami właśnie za bardzo chce dobrze a wychodzi nie do końca. W tym miesiącu obserwuję swój cykl tylko dla poznania siebie, bo dopiero drugi pełny cykl będe mierzyć temperaturę,ale już powoli zaczynam widzieć pewną powtarzalność. Chce też trochę zmienić swoją dietę , i dla dziecka i dla siebie. Nigdy nie przejmowałam się tym co jem , nie miałam problemu z tyciem to oporowo wpychałam w siebie chipsy, krakersy , ciasteczka, słodzone i gazowane napoje .. dość z tym i wiem że będzie mi ciężko ale warto , i moje ukochane trzy kawy zamieniam na jedną .. Zastanawiam się nad testem owulacyjnym CLEARBLUE czy któraś z Was korzysta ?Jakie macie zdanie ? Mam też jakąś anomalię w tym cyklu , @ już się skończyła trzy dni temu a dalej mam jakiś dziwny różowy śluz, miałam już taki ale to było X lat temu w pierwszym cyklu po usunięciu nadżerki nie wiem czy powinnam się martwić czy to po prostu jeszcze ostatnie oddechy @

Wiadomość wyedytowana przez autora 16 czerwca 2013, 08:30

17 czerwca 2013, 11:05

Uzależniłam się od tego pamiętnika, i od Waszych zwierzeń też. Zaglądam tu co chwilę , żeby sprawdzić co nowego, czy może któreś z Was się udało :) U mnie jakoś tak pomieszane uczucia, z jednej strony jestem szczęśliwa , wczoraj dowiedziałam się że tato z żoną przyjadą do nas na tydzień odpocząć i pozwiedzać, to mnie bardzo cieszy. Szkoda że nie będę mu mogła powiedzieć że będzie dziadkiem, bo wypadną akurat jego urodziny, a to byłby świetny prezent. Co do starań, to drzwi musimy kupić ,bo między pokojami nie mamy, w końcu jesteśmy tylko my i pies ale jak tu się starać kiedy tato będzie w drugim pokoju a drzwi nie ma ;) czułabym się jak nastolatka całująca się po kątach. Mój cykl tak jak myślałam przebiega idealnie, owulacja się zbliża ale co z tego jak nawet nie spróbujemy. Chyba jednak stres mocno na mnie działa i muszę z tym walczyć. No i mam zamiar ostro z tym przyspieszyć , zrobić każde badanie jakie sie tylko da , wyleczyć wszystkie ubytki , dbać o siebie i ćwiczyć relaks.. tylko boję się że jeśli po tym wszystkim dalej się nie uda to się kompletnie rozsypię.. a teraz z innej beczki , dostałam wiadomość od OVU o tym konkursie i uważam że to poroniony pomysł, my tu przecież codziennie zmagamy się ze skrajnymi emocjami, wylewamy z siebie to co siedzi w nas głęboko i co niejednokrotnie boli jak cholera , walczymy o coś bardzo ważnego - jak można z tego konkurs urządzić? Kto ma wygrać ? Ta której historia jest najbardziej bolesna bo straciła szanse na dobre czy ta której się udało i czytanie jej pamiętnika w większości z nas wzbudza mieszane uczucia, daje nadzieje, cieszy ale i powoduje ukłucie zazdrości .. dla mnie żenada

i jeszcze coś zła jestem bo wczoraj jak pewnie niejedną z Was naszły mnie myśli o tych wszystkich kobietach , pijaczkach, narkomankach , w ogóle nie dbających o siebie a jednak rodzących dzieci na potęgę ..o tych wszystkich wyrodnych matkach mających swoje dzieci za nic .. dlaczego życie musi być tak niesprawiedliwe .. wrrr ..

Wiadomość wyedytowana przez autora 17 czerwca 2013, 11:09

18 czerwca 2013, 13:50

A ja się nie wstydzę , że chce mieć dziecko a nie mogę , bo dlaczego mam żyć dodatkowo w poczuciu winy i wstydu .. Wygadałam się dzisiaj przed moją macochą, ona mnie rozumie. Sama nie ma dzieci , to znaczy ma teraz mnie i moją siostrę ale to przecież nie to samo. Oczywiście pocieszała mnie, że wiele jej koleżanek urodziło z zaskoczenia mając po 36 lub więcej lat i ja sama mam kilka takich znajomych, to nadzieja której się czepiam. Kupiłam ziółka, walcze dzielnie z nałogami i nie jest mi łatwo, o kawie myślę niemal cały czas ;)Zaczynam podejrzewać że owulacja w ogóle u mnie nie występuje, zbliża się , są oznaki a potem jest dupa blada :/
Miałam sen o dziecku, byłam w szpitalu i karmiłam swoją córeczkę a D. obserwował mnie przez szybę ..chciałabym się nie obudzić , pierwszy raz w życiu sen o dziecku był tak pozytywny, pozbawiony strachu że coś robię nie tak.. w senniku oznacza to rozczarowanie , no to się zgadza bo rozczarowana jestem do kresu możliwości

Wiadomość wyedytowana przez autora 18 czerwca 2013, 13:55

20 czerwca 2013, 15:01

Ovu śmie twierdzić , że 1 lipca kolejna @ - niech mu będzie. 5 lipca wraca moje Kochanie, jest lato , pracuje mniej ,humor będziem mi dopisywał bo i D. na miejscu i koleżanka na wakacje przyjedzie do mnie i tato z żoną , może to będą sprzyjające warunki. Z pewnością nie będę miała czasu zastanawiać się tyle" dlaczego mi nie wychodzi?". Zresztą nic w życiu nie przychodzi mi łatwo a mimo to spełniam wszystkie swoje marzenia.. po za tym jednym .. koniec z zamartwianiem , dość myślenia czy będziemy dobrymi rodzicami - będziemy na bank i z pewnością będziemy kochającymi rodzicami . Koniec zastanawiania się czy zasługuje na ten cud , z pewnością bardziej niż Ci co uważają to za życiowego pecha.. Przecież z natury jestem taką optymistką - dlaczego o tym zapomniałam? Moją życiową dewizą było , że co Ci pisane to Cie nie ominie :) i nie warto się martwić tym na co się nie ma wpływu i działało .. może czas do tego wrócić. Ważne że Kochanie wraca , odliczam już dni tylko do tego , o badaniu zapominam ... moja babcia urodziła ojca po 40 a ja się w babcię wdałam przecież hahaha

Wiadomość wyedytowana przez autora 20 czerwca 2013, 15:01

21 czerwca 2013, 11:35

Ziółka przyszły , niasamowicie wielgachna paczuszka , i tak sobie nawet figlarnie pomyślałam że pewnie nawet połowy nie wypije a już będę w ciąży- więc mój optymizm wrócił. Choć nie do końca potrafię odpędzić myśli, że jestem naiwna. Nie zabezpieczam się od 6 lat i nic więc na moje coś tu jest nie tak. D.. ma racje , nie ma co myśleć tylko trzeba wszystko sprawdzić, naprawić to co nie działa jak trzeba i działać ,działać, działać..co jest w tym najprzyjemniejsze. Gdybyśmy tylko mogli probować co miesiąc ehh. Chciałam pić je o tej samej godzinie ale nie da rady, to tak jak z mierzeniem temperatury, w moim przypadku to niewymierne, bo pracuje na trzy zmiany i owszem mierzę zawsze po śnie ale godzina jest różna. Mimo wszystkich przeciwności, niepewności,wątpliwości nie opuszcza mnie poczucie, że wreszcie się uda..może lipiec będzie szczęśliwy. Do tego czasu , umieramy z pieskiem z gorąca , co za duchota, biedny staruszek sapie i dyszy a ja też nie najlepiej znoszę upały, choć co roku opalałam się jak szalona to w tym roku jakoś nie mogę. Niech już moje Kochanie wraca , oleje temperatury, oleje prognozę owulacji ..chce po prostu żeby był blisko , chce się nim cieszyć a na szczęście będę liczyć cichutko..

21 czerwca 2013, 17:57

Niewidzę nocnej zmiany , chodzę tak skołowana że nie wiem jaki dzień tygodnia , budze się i nie wiem czy to rano czy noc. Dzisiaj budziłam się i zasypiałam cztery razy i za każdym razem jak się przebudziłam to łapałam za termometr i mierzyłam temperaturę myśląc chyba że to kolejny dzień ..masakra ..we wtorek dzwonie w sprawie wyników i kurde na myśl o tym dostałam w łazience uderzenia gorąca , w momencie spociłam się jak mysz ..to chyba nic dobrego nie wróży

22 czerwca 2013, 16:44

13 d.c , cyklu bez starań ale z bacznymi obserwacjami. Ovu już kilka dni temu twierdziło że owulacja była , ale nic tego nie potwierdza , testy owulacyjne pokazywały że już , tuż tuż zaraz będzie, bladziuteńka kreseczka a potem się urwało. Donna też pokazała ledwo zarys paprotki a potem już nic , śluzu płodnego w ogóle nie było. Nie rozumiem. Piersi bolą mnie już tydzień , jajniki też. Pryszcze zaczynają się pojawiać, nie wiem czy od ciepła czy może od hormonów. A dzisiaj rozbolał mnie brzuch tak mocno na @ że wpadłam w panikę. W styczniu już miałam dodatkowy cykl po 13 dniach i kolejy byłby wyraźną oznaką że coś tu jest nie tak. A humorek mam dzisiaj wzorcowo-pmsowy ;) nawrzeszczałam na D.. biedny on jest , musi znosić moje czepianie , a ja czasami po prostu nie mogę się powstrzymać i wybucham , choć po chwili mam moralniaka i widzę że to zupełnie niepotrzebne i głupie. Czasem męczę się sama ze sobą, widzę jedną sytuację dwojako i nie wiem który punkt widzenia jest słuszny. Uuuu chce mi się wyć do księżyca ale go nie ma jeszcze, zakopałabym sie w liściach ale to nie ta pora roku .. cały świat przeciwko mnie , jednej biednej starej , zrzędzącej kobiecie ehh. Jeszcze dzisiaj do pracy ehh , to niby źle niby dobrze :) cała ja. Odrywam się tam od uporczywego myślenia, pracuje, gadam o pogodzie z drugiej strony jeden dzień wolnego w miesiącu i jeszcze go prześpie to troche powoduje mój bunt , no i to gorąco w pracy jest dobijajace , puchnę cała jak balon i staję się feministką na tyle tylko by rzucić stanikiem o ziemie .............
po chwili się zreflektowałam przeprosiłam mojego , i wykazał się super zrozumieniem. Ehh kto by pomyślał, że po takim czasie wiecznych kłótni o wszystko będziemy potrafili tak łatwo przyznawać się do błędów i okazywać sobie takie zrozumienie. I jak tu nie wierzyć w przeznaczenie, zawsze myślałam że zmarnowałam czas żyjąc w poprzednim związku a teraz widzę że to był czas oczekiwania na ten nowy , piękny rozdział mojego życia ..

Wiadomość wyedytowana przez autora 22 czerwca 2013, 16:57

24 czerwca 2013, 15:33

Wczoraj był tak pozytywny dzień , jak tylko się obudziłam , co było strasznie ciężkie po nocy w pracy, złożyłam życzenia mojemu tatusiowi. Jest kochany i zawsze był ważny w moim życiu- bardzo ważny. Ciągle się mówi mama i mama, ale ojcowie też są ważni w rozwoju dziecka. Ja mojego kocham. Później spędziałam fascynujący dzień z rodzinką mojego D.. było tak ciepło, rodzinnie właśnie , miło. To tacy przemili ludzie i cieszę się z tego że w takim stopniu mnie akceptują, czuję się powoli członkiem tej rodziny , zupełnie nie ma między nami dystansu a sam D. stwierdził ,że znam jego rodzinę już lepiej niż on sam i z pewnością częściej się z nią widuje . Siostra cioci mojego Kochania ma 42 lata i rocznego synka. To daje nadzieje, bo czekała na niego 18 lat , a malutki jest przeuroczy, taki wesoły dzieciaczek ,że nic tylko go tulić i całować. Widział mnie pierwszy raz a tak mnie zaczepiał uśmiechami, mimo że podobno jest nieufny w stosunku do nowych twarzy. I tak to ze mną jest, od zawsze dzieci znajomych, czy maleńcy członkowie rodziny uwielbiali mnie. Dzieci ciągną do mnie , sama nie wiem czemu bo nic nie robię specjalnego i wszyscy zawsze powtarzali że to dobry znak, choć ja nie wiem czego? Tylko mojego własnego dzieciaczka coś nie ciągnie do tego żeby się już pojawić ;) Jutro mam odebrać moje wyniki, nie wytrzymałam i dzwoniłam dzisiaj czy już są , ale nikt nie odebrał mimo że podobno ,czynne jest do 19.00 W sumie wiem ,że wynik się już przecież nie zmieni, nie mam już na to wpływu i dzień dłużej albo nawet kilka dni mogę poczekać...
Analizowałam ostatnio wiele spraw związanych z moim zdrowiem w tym względzie. I teraz nie opuszcza mnie poczucie pewności, że coś jest ze mną nie tak. Po pierwsze wcześniej miałam często infekcje, które mogą powodować niezdrożność, miałam też operację wyrostka robaczkowego z powikłaniami a to również na to wpływa. Po za tym mój długoletni ginekolog jeszcze na Śląsku twierdził kiedyś , kiedy jeszcze o dziecko się nie starałam ,że moje cykle (23-dniowe) są zbyt krótkie by jajeczko było gotowe do zapłodnienia, kolejny lekarz obalił tą tezę , wykrył owulację ale pęcherzyk nie pękł i zrobiła się cysta , która zniknęła po @. Podczas kilku w moim życiu USG- dowcipnych zawsze był jakiś pęcherzyk, raz nawet lekarz stwierdził że ooo jutro będzie owulacja, niemniej dziecka nie ma. Miałam też usuwaną nadżerkę , metodą elektrokoagulacji i ostatnio ginekolog na USG mnie o to pytał , bo podobno mam bliznę na szyjce macicy po tym zabiegu, która w niektórych dniach cyklu jest wyczuwalna jak badam położenie szyjki. I kolejna sprawa to hormony, badałam je dwa razy , za każdym razem lekarze krzywią się , robią mądre miny i twierdzą że wszystko jest ok. Poprzednie wyniki zaginęły podczas przeprowadzki ale te świeże mam i co mnie zastanawia , wynik prl 430.2 ulU/ml , norma podana przez laboratorium 102-495 więc niby w normie ale w internecie pisali żeby to podzielić przez 20 i wtedy wychodzi mi 21.52 a to za dużo bo norma jest między 15.-20 - zgłupiałam i tym bardziej chciałabym już wiedzieć jakie są wyniki tego cholernego AMH. Gdzieś tam czuje a może tylko chce się łudzić, że mój problem jest niewielki i w prosty sposób można sobie z tym poradzić. Dzisiaj Ovu przesuneło mi datę owulacji i co za tym idzie datę @ , która teraz wypadnie dokładnie na przyjazd mojego Słońca .. masz Ci los

i jeszcze na koniec , wkurza mnie podejście niektórych lekarzy. Traktują człowieka zupełnie bezosobowo, w klinice niepłodności ,gdzie robiłam badanie hormonów prl, lh i fsh odmówili mi badania AMH jeśli nie jestem ich pacjentką, do cholery łaskę robią skoro sama za to płacę? I to ciągłe "spokojnie, nie ma co się spieszyć" od ginekologów też mnie denerwuje, to mi czas przecieka między palcami , to ja chce być dla swojego dziecka mamą a nie babcią , więc darowaliby sobie takie teksty. W lipcu mam wizytę u nowego lekarza, podobno dobry i polecany ale ja tam sobie wyrobię opinię sama. Nie ufam lekarzom do końca, przez trzy lata leczyli mnie z infekcji którą tak naprawdę miałam tylko tydzień. Dopiero jak na własną rękę zrobiłam posiew na grzybicę na którą tak mnie intensywnie leczyli okazało się że żadnego grzyba nie ma, kazano mi powtórzyć badanie i znowu nic. Chodziłam wtedy do pana doktora heh, prywatnie i tak mu się głupio zrobiło że kilka następnych wizyt miałam za free ... dobre sobie

Wiadomość wyedytowana przez autora 24 czerwca 2013, 15:46

25 czerwca 2013, 17:30

Czasami odnoszę wrażenie, że tylko mnie prześladuje taki "pechostan" - tak nazywam kilka dni co jakiś czas , kiedy wszystko sprzysięga się przeciwko mnie. I właśnie teraz mam taki stan. Zaczeło się wczoraj , nie mogłam się dodzwonić do laboratorium , w którtym robiłam to moje nieszczęsne badanie. Mimo że wyraźnie pisze, że czynne jest do 19.00, nic, głucho. Jeszcze nie mając pojęcia co się święci , zjadłam pyszny obiadek ,po którym , nagle ktoś odciął mi zasilanie ;) padłam. Obudziłam się z tej przyjemnej drzemki o 23.00 i za cholercie nie mogłam już zasnąć. Próbowałam wszystkiego , z poduszką i bez, odkryta, zakryta, okno otwarte , zamknięte. Liczyłam nawet barany, gdzieś blisko 1.30 zaczęłam powoli wpadać w sen , to mojemu psu przypomniało się o jedzieniu- koszmar. Chrupał i mlaskał, co w czasie ciszy nocnej , brzmiało jak wystrzały z armaty, kiedy się zmęczył jedzeniem , zaczął pić i tym razem chlipanie,trwające w moim wyobrażeniu wieczność głośne jak szum wodospadu Niagara. Na sam koniec wskoczył do łóżeczka obok mnie i w sposób zupełnie nieskrępowany bekał- zabić takiego to mało :P w końcu na niego warknęłam i zasnął w sekundę a ja dalej nic. Przed 3.00 ostatecznie się poddałam, wstaję do pracy o 4.20 i wiedziałam że jak teraz zasnę , to strasznie ciężko będzie mi się dobudzić. Złapałam za ksiażkę i to nawet było fajne. W pracy kocioł, gonili nas i pędzili jak dzikie świnie, nie mogłam oddechu złapać, cudem na przerwie udało mi się zadzwonić ponownie do laboratorium w sprawie wyników. Są .. co za ulga , nie trzeba więcej czekać, dopytałam jeszcze czy muszę odebrać je w punkcie gdzie krew została pobrana , ale pani grzecznie mi powiedziała że nie , bo ten punkt czynny jest tylko do 14.00 więc jeśli będę później to mogę je odebrać w innym miejscu. I tu zaczynają się schody. Od długiego czasu w Gdyni nie spadła ani kropla deszczu , już wszyscy mówili że susza nam grozi, tymczasem dzisiaj ulewa, ba oberwanie chmury , kiedy ja wybrałam się do pracy w sandałkach i białych spodniach. Musiałam więc iść najpierw do domu, przy okazji wyprowadzić psa, bo nie przeżyłby tego , że jego pani wraca i go nie wyprowadza ( czasem mam wrażenie że on świadomie mną manipuluje ;).Przed samym wyjściem z pracy, kierownik mówi że mam zostać po godzinach, dlaczego akurat dzisiaj? Why???Odmówiłam mu a jakże , czym pewnie naraziłam się na dłuższy czas. Biegiem do domu , ubrałam ciemne spodnie, kaloszki moje kwieciste i w drogę.Niby twierdziłam że mogę poczekać na te wyniki , ale jednak chciałam wiedzieć , całą drogę huśtawka może będą dobre , może nie ..A na miejscu okazuje się że wyników nie ma!! Zostały zabrane przez kuriera do punktu w którym zostało pobrane. Myślałam że mnie szlag trafi, i powiedziałam co o tym myśle , grzecznie ale stanowczo. Co mi jednak po tym skoro teraz wynik odbiorę dopiero w poniedziałek , kiedy będę miała na 14.00 do pracy. Nigdy więcej nie zrobię żadnych badań w tym miejscu, i od razu podarłam wręczony mi wcześniej formularz karty stałego klienta. Po wyjściu z tego piekielnego laboratorium byłam i wściekła, bo mogłam po nieprzespanej nocy siedzieć z dupą w domu albo nawet zostać w pracy zamiast w ulewie tułać się do centrum. I smutna bo to było dla mnie ważne , chciałam wiedzieć ehh mało się nie poryczałam. Zadzwoniłam do mojego D.. żeby mu się wyżalić i trochę ulżyć sobie wypluwająć cały jad jaki we mnie siedział a tu niespodzianka, zamiast zrozumienia albo przynajmniej wymownego milczenia usłyszałam że co on może mi na to poradzić , przecież nic nie wyczaruje , zaczął gadać abrakadabra nic sie nie dzieje .. a ja się rozłączyłam , ku...a - najmocniej przepraszam ale nadal budzi to we mnie silne emocje mógł to sobie darować . Niczego od niego nie oczekiwałam po za wysłuchaniem mnie , widać zbyt wiele .. jestem zła i rozżalona jego podejściem .. po czasie dopiero przyszło mi do głowy że mogłam mu powiedzieć , przepraszam pomyliłam numery , myślałam że dzwonię do swojego faceta , którego takie sprawy interesują.. ale jeszcze wieczorem będę miała szansę .. wrr temperatury też dzisiaj nie mierzyłam bo jak , skoro nie spałam. Ciekawe czy jutro już koniec pechostanu , czy zaczynamy kolejną rundę :/

26 czerwca 2013, 16:20

Resztę wczorajszego dnia przespałam, miałam wiele różnych dziwnych snów, których znaczenia wolę nie znać :) Rano pakując się do pracy , znalazłam na dnie torebki ,ten niczemu winny formularz , który z taką złością podarłam i dyskietkę i nagle mnie olśniło. Przecież będąc stałym klientem na podstawie tej dyskietki mogę sprawdzić wynik online , rety. Co za nerwówka, 10 minut do wyjścia a ja loguję się i próbuje w panice czegoś nie pochrzanić. Jest , wynik 1.4 , według jednych źródeł wujcia google , norma prawidłowa to od 1.4- 3 według innych od 1-3 więc nie jest źle. Jeszcze jajeczka są , mam nadzieje że zwarte i gotowe do dojrzewania. Ulżyło mi z jednej strony, bo w najczarniejszych wizjach widziałam już to drwiące ze mnie zero absolutne, po którym nic tylko palnąć sobie w łeb. Z drugiej zaś, wynik jaki mam to żadna rewelacja , co więcej ostatni dzwonek na to by udało się w sposób naturalny. Szukając dzisiaj informacji na ten temat, trafiłam na ciekawostkę , której jednak nie ogarniam do końca, otóż pisało że im dłużej para jest ze sobą i to bez dziecka tym trudniej jest jej zajść. Niby dlaczego pytam? Już podobno po trzech latach związku szanse nagle zaczynają topnieć niczym lodowe sople w wiosennym słońcu. To jeszcze nie moje zmartwienie, bo jesteśmy z D.. dopiero dwa lata w związku i jeśli wiąże się to z temperaturą związku to czuję się bezpieczna ale może wcale nie o to chodzi. Właściwie to presja czasu jest tym co doskwiera mi najbardziej , czas , czas , tyk tyk tyk.. bijacy zegar , który zdaje się wiecznie mnie poganiać szepcząc mi do ucha spiesz się , czas ucieka, kończy się, niewiele Ci go zostało. Po za tym całe te starania są piękne, widzę wiele plusów świadomego macierzyństwa, jestem gotowa, nie boję się, wiem że moje kochanie jest ze mną bo chce być a nie dlatego że wpadliśmy i wypadało się ochajtnąć, co więcej jakże muszę być dla niego wyjątkową kobietą skoro wybrał mnie na matkę swoich dzieci i jeszcze twierdzi że będę w tym świetna. Dzięki staraniom przerzuciłam sie na zdrowszy tryb życia a to będzie procentować bez względu na wyniki itd.. Tylko ten cholerny czas , stojący nade mną jak wyrzut sumienia , czemu tak późno , gdybym miała 22 lata miałabym jeszcze luuuzik . W ogóle to uważam że to nie tak powinno być , skoro dwoje ludzi się kocha i świadomie decyduje się na dzieko, chcą tego oboje to dziecko powinno się pojawić w pierwszym cyklu ..to tyle jeśli chodzi o idealny świat, koniec kropka :) aaa zastanawiam się czy wynik AMH jest obliczany według wieku? I czy na jego podstawie można jakoś w przybliżeniu obliczyć ile jeszcze tego cholernego czasu mi zostało?

26 czerwca 2013, 18:35

Już nie wiem czy się śmiać czy płakać, historia moich wyników ,nieszczęsnego AMH ma tyle zwrotów akcji, że niedługo będę mogła napisać książkę na ten temat. Tytuł będzie "Chcesz być zdrowszy? Nie badaj się w Diagnostyce w Gdyni", jeśli Wam oczywiście na zdrowiu psychicznym zależy. Otóż jak wspominałam, rano przed pracą ,w panice, że nie zdąrzę sprawdziłam wyniki on-line. Zobaczyłam tylko jedną wartość 1,4 i wybiegłam, zastanawiając się co z tym dalej począć. Teraz chciałam ten wynik zobaczyć jeszcze raz, i ku mojemu zdziwnieniu , odkryłam że to nie mój wynik, tylko minimum wartości do osiągnięcia żeby był prawidłowy, maksymalna wartość i co gorsza mój osobisty wynik nie został podany. Na dole była tylko adnotacja ,że wynik wydano w formie papierowej 18 czerwca. Komu wydany ja się pytam, bo z pewnością nie mojej skromnej, zdenerwowanej osobie. Moja agresja sięgnęła zenitu. W tym momencie dzwonek do drzwi a tam kominiarz :) hehehe pasuje mi gościu do sytuacji jak pięść do oka. Zaczął coś nadawać o święcie kominiarza, srutututu tralalala, o kasę chodziło oczywiście. I chętnie trachnęłabym mu drzwiami przed nosem, ale myślę sobie że w mojej sytuacji lepiej nie prowokować losu. Upewniłam się tylko czy da sie za guzika złapać i dałam mu parę groszy... Ostatnio w ogóle mam wrażenie że Bóg mnie testuje, najpierw greenpeace mnie naciągnął na ratowanie pszczółek. Pszczółki zapylają :P więc niech będzie, potem widzę kobietę przechodzącą przez jezdnię jak pada na przyszłowiowy pysk, nikt nie reaguje tylko ja pomagam jej się zbierać. Pytam czy wszystko ok, i czy potrzebuje pomocy. Dzisiaj po wyjściu z Biedronki widzę kolejną jak leży w trawie pomimo deszczy więc też ruszam na interwencję, teraz ten kominiarz.. Boże Kochany , chyba już zdałam co? W nagrodę poproszę dzieciaczka:) bo inaczej będę się czuła jak ostatnia frajerka. A Diagnostyce wystawię i tak odpowiednią opinię wrrr..
trochę sama się ogłupiłam z tymi wynikami co nie umniejsza mojej złości

27 czerwca 2013, 16:22

Ach i Och tak się dzisiaj czuje. W drodzę z pracy dostałam telefon , Diagnostyka :) po tym jak napisałam im siarczystego maila , zadzwonili że mogę przyjechać po wyniki i proszę bardzo jestem posiadaczką AMH 2.44 -lepiej być nie mogło. To drobny kroczek do przodu, mam jeszcze w planie zbadanie hormonu tarczycy i przebadać się na cukrzycę, bo ostatnio jestem jakaś dziwna. Ciągle ospała , choćbym spała 12 godzin to i tak mnie zamula i ciagle piję jak szalona. Wcześniej piłam bardzo mało, tak mało że moje Słońce zawsze mi zwracał na to uwagę. Trochę się o niego martwię , źle się czuje ma infekcję ucha, to znaczy nie wiem ale na to mi wygląda. On przypuszcza że to cos jeszcze gorszego,ale ja chce wierzyć że to "tylko" infekcja. Cokolwiek to będzie , będę go wspierać i motywować, przejdziemy przez to razem. Jest mój i nie pozwolę mu chorować..to tyle idę się dalej cieszyć , i ochłodzić bo podkusiło mnie pójść na solarium i teraz wyglądam jak gotowana parówka i tak też sie czuje :P

Wiadomość wyedytowana przez autora 27 czerwca 2013, 16:31

28 czerwca 2013, 17:04

Po tych wszystkich humorkowych górach i dolinach , nagle wstąpił we mnie spokój, może dlatego że pierwszy raz czuję że mam nad tym jakąś kontrolę. Wiem że wiele zależy ode mnie , i nabrałam takiej energii jak jeszcze nigdy.Czekam ze spokojem na kolejną @. W poniedziałek jadę zbadać Tsh, bo tego hormonu akurat jeszcze nigdy nie badałam, umawiam się też na mój pierwszy monitoring cyklu. Najlepsze w tym jest to że nie czuję presji , jeszcze nie ;) czuję właśnie spokój. Jeśli nawet się nie uda, to z pewnością zrobię wielki krok do rozpoznania problemu. Gdzieś mi już tam w głowie świta,że następnym badaniem będzie hsg, to na wypadek niepowodzenia. I nawet nie mam w sobie tej niechęci jak dotąd do robienia testów ciążowych. Wcześniej Moje Słońce musiał mnie do tego niemal zmuszać a ja robiłam to z oporami i negatywnym nastawieniem,będąc święcie przekonana że wynik będzie negatywny. Teraz sama będę niecierpliwie czekać dnia, w którym będę mogła sprawdzić czy się udało. Endo_kobietko kochana tak się cieszę Twoim szczęściem, i życzę Ci żeby wszystko przebiegało wzorcowo :) część mojego nastawienia to Twoja zasługa , jeszcze raz gratulacje

29 czerwca 2013, 22:05

Zawsze byłam humorzasta i zmiany hormonalne wywierały mocny wpływ na moje nastroje ale ostatnio jest coraz gorzej. Z tego pewnie powodu zbadałam to AMH , bo już sama zaczęłam się zastanawiać czy czasem nie wchodzę w okres menopauzy. Jestem kilka dni przed @ już powoli zaczynam słyszeć jej kroki. A mimo to jestem spokojna, tylko taka wyobcowana, w tym czasie zazwyczaj szukam powodu do kłótni a tym razem nie. Co nie zmienia faktu, że nie mam ochoty na niczyje towarzystwo, w pracy byłam i do nikogo się nie odzywałam, byłam tak pogrążona w własnych myślach, właściwie to o niczym konkretnym, że jak ktoś do mnie zagadał to podskakiwałam wystraszona.Zachowuję się jak dziwak, ludzie nawiązują ze mna rozowę a ja tylko kiwam głową i myśle żeby przestali gadać. Wróciłam i dalej to samo, D.. chciał się zobaczyć , ale powiedziałam mu że nie mam ochoty na towarzystwo i przestał się odzywać ,nie wiem czy ma focha czy co. Tłumaczę sobie że to wpływ nadchodzącej @, poznałam już te mechanizmy i wiem że nie ma się czym przejmować .. kto wie jak jeszcze przez rok nic z dzidzi nie będzie to chyba wrócę na tabletki anty , bo po nich miałam jeden stabilny humor przez cały miesiąc i nie męczyłam sie tak sama ze sobą.. I ta senność, nic tylko bym spała. Wcześniej nie widziałam w tym nic złego , bo chodzę spać o 23.30 a o 4.20 wstaje więc cudem byłoby sie wyspać, ale czasem wracam z pracy i o 17.00 się kładę , śpie do rana a budzę się tak samo zmęczona. Przez godzine po kawie jest ok, a potem w pracy nagle znowu low battery, w domu jak wracam i nie planuję drzemki to prowadzę ciagłą walkę z sennością - może tarczyca ehh

Wiadomość wyedytowana przez autora 29 czerwca 2013, 22:18

1 2 3 4 5