Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Zapisy tylko do 30.11   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Od zielonego światełka do zielonej kropki
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4 5

21 września 2013, 21:11

Dzisiaj będzie typowo Ovufriendowo , bez moich humorów i dziwnych rozważań o życiu. Nie wiem co jest , owulki według mnie nie było. Po @ miałam jeszcze kilka dni plamienie, choć nawet nie jestem pewna czy można to nazwać plamieniem. Na majtach nie było ani śladu, podczas serduszkowania też nic ale jak szłam siku to na papierze już były czerwone ślady- sorki dziewczyny za drastyczne opisy ,ale nie da się tego inaczej opisać a jakoś sądzę że żadnej z Was to nie krępuje i nie szokuje. Potem śluz był jak woda, dosłownie jak woda. Przezroczysty i płynny, nie ciągnął się , jak woda i koniec. Z pewnością nie pomyliłam go z śluzem z podniecenia - bo ten znam na wylot i wiem jak wygląda ;) Z tym że szyjka wtedy nie była jeszcze jakoś specjalnie wysoka, była twarda i przy dobrych chęciach średnio otwarta. Potem śluzik zaczął się robić już mleczny, a obecnie jest typowo kremowy. W czasie mlecznego ,szyjka była już wysoko i otwarta i nic już z tego nie wiem . Po tym jak ovu wyznaczył mi ovulkę i to przerywaną linią wynika że @ przyjdzie 21 dnia czyli w leczeniu mam regres . Męczy mnie już to , i nie chodzi o to że liczyłam że w tym cyklu się uda. Dałam sobie już z tym spokój a jak D. wyjechał przed płodnymi to w ogóle pomyślałam że tam na górze nam nie sprzyjają. Chodzi o to że fajnie by było mieć świadomość że wszystko jest ok i idzie ku lepszemu a nie że zamiast iść do przodu to jadę na wstecznym wrrr!! Umysł zajęłam , jakby to dziwnie nie zabrzmiało piszę coś na kształt powieści , winę za to ponosi Inessa bo to ona mnie zmotywowała :* jeśli ktoś myśli że zwariowałam to potwierdzam ale plus jest taki że oczyściłam łepetyne z wszystkich niepotrzebnych , męczących myśli . ...

22 września 2013, 23:25

Przełom .. ale i moralniak straszny.. Otóż , udało mi się w ostatnim czasie w dużym stopniu zbliżyć z siostrą. To nie tak że kiedykolwiek byłyśmy na ścieżce wojennej. Po prostu było między nami zawsze wielkie niezrozumienie , wynikające z zupełnie odmiennego podejścia do życia i wszystkich niemalże spraw. Trudno jest się dogadać z kimś , kto w każdej sprawie stoi po przeciwnej stronie. Niemniej jest moją siostrą i ją kocham wiem że ona na swój własny, troche niezrozumiały dla mnie sposób też mnie kocha. No więc , dzisiaj przyznała że zaczyna myśleć o dziecku. Szok , zawsze prezentowała mi postawę pełną obojętności na kwesię posiadania dzieci i ja starałam się to szanować. Teraz też nie chce oceniać czy to późno, jest 5 lat starsza. Nie mam prawa i nie chce , dla każdego odpowiedni czas jest inny. Cieszy mnie to , bo wiem że to jeszcze bardziej nas zbliży, że czekają nas godziny rozmów o staraniach. Moralniak wynika jednak z tego , że mimowolnie przez głowę przeszła mi myśl, jak ja przeżyję jeśli jej się od razu uda? Nie powinnam tak nawet myśleć, życzę jej tego żeby nie musiała długo czekać ale do cholery trochę się boję , że źle to wpłynie na mój z takim trudem wypracowany dystans do własnych nieudanych prób. Nie chce też żeby starania przerodziły się w wyścig. Ogólnie to w kwestii starań przystopowałam i to jest dobre, ale dużo myślałam o samym związku i życiu i mam zamiar poważnie pogadać z moim D jak tylko wróci. Życie ucieka mi kolejny raz między palcami , tym razem mam zamiar zacisnąć pięści i nie pozwolić mu się tak po prostu wymykać .. :)

23 września 2013, 19:43

Którego dzisiaj mamy aaa 15 dc hahahah uwielbiam to i chyba nigdy nie przestanie mnie to bawić. Niestety po zawodach, mojego jak nie było tak nie ma i czort jeden wie kiedy wróci. A przypominam miało go nie być 4,5 dni!!. Bawi mnie to , dzisiaj jakoś wszystko mnie bawi , choć przyznaje sie bez bicia ,obudziłam się w iście PMS'owym humorze i denerwowało mnie nawet to że muszę oddychać. Potem nagle mi przeszło. Z każdej sytuacji należy wyciągać jej dobre strony, powtarzam sobie tak długo aż w to mój móżdżek uwierzy. No więc ja, podczas nieobecności pana i władcy żyje kompletnie i całkowicie w zgodzie z samą sobą. Moim obecnym i jedynym budzikiem jest mój własny pęcherz , znajdujący się ok 8.00 lub 9.00- normalnego czasu;) na granicy wytrzymałości. Mierzenie temperatury w tym cyklu to jakaś porażka , między 6.00 a 9.00 to raczej nie da wiarygodnego wykresu ale olać to miałbyć luzik co nie ;) Nie gotuje , co jest świetne bo choć gotować lubię, to nie znoszę codziennie odpowiadać na jedno z najtrudniejszych życiowych pytań " Co dzisiaj na obiad?" szlag mnie trafia. Irytujący jest fakt , że mężczyzna -istota która nie przeżyłaby jednego dnia bez ciepłego posiłku ,tak mało ma związanych z tym pomysłów. Systematycznie poszerzam nasze menu i Słońce za każdym razem chwali , mówi że ten o to dzisiejszy obiad musimy jeszcze kiedyś powtórzyć.Jednak na to właśnie problematyczne pytanie . Co chcesz dzisiaj na obiad, odpowiada , nie wiem , wymyśl coś. Teraz jestem wolna od tego problemu i od tygodnia jem ciągle to samo. Dla równowagi śniadanko lekkie i zdrowe, świeża bułeczka i gigantyczny jogurt. A potem już tylko frytki , zasypane potworną ilością soli i pływające w ketchupie. I na kolację znowu jogurt, w przerwach owoce. Jakoś nie może mi się to znudzić, choć od tej soli to kolejny raz woda zatrzymała mi sie w organizmie i mam cycki jak balony ......

Pomyślałam przeanalizowałam i ostatecznie pogodziłam się z ciążą mojej siostry. Ciążą której jeszcze nie ma i nie wiadomo kiedy będzie. Głupia jestem , powinnam się martwić tym, że jeśli jej się uda , to jedynemu mojemu prawdziwemu , rodzonemu siostrzeńcowi , będę prawie obca. Mieszkając 700 km od Sis , raczej nie zacieśnię z nim relacji rodzinnych, i to jest problem. Nie mam prawdziwych siostrzeńców , za to moja była i przyszła szwagierka to wulkany płodności. Była ma trójkę dzieci , przyszła już dwójkę mimo że jest młodsza o dobre 6 lat. Niech się dzieci rodzą , to mój Bąbel będzie miał się z kim bawić.
Jest też kolejny plus nieobecności mojego , przycisnęłam go ostro do sprawy kredytu i sam się napalił , więc jak tylko wróci to będziemy działać i może już niedługo kupimy własne M. Bo i tak kredyt z czynszem wyjdzie nam taniej niż obecny wynajem, no i zwiększy się szansa na to że skończą się wreszcie te wyjazdy- oby. Cykl na straty, trudno. Kolejne starania będą pod koniec października albo początkiem listopada. W tym też jest plus, po pierwsze według mojej intuicji jak już kiedyś wspominałam , wszystkie ważne wydarzenia w naszym związku dzieją się w lipcu. Poznaliśmy się w lipcu, zamieszkaliśmy ze sobą w lipcu a jak zaskoczę w listopadzie to w lipcu -urodzę i wszystko będzie ok. No i w listopadzie - pod koniec mój kochany ma urodziny- chciałabym mu dać taki prezent w postaci dwóch kresek na teście. Starania przeszły na etap radości. Widzę kobietę z brzuszkiem to się uśmiecham, widzę dziecko uśmiecham się jeszcze szerzej a to dlatego że jest we mnie silne przekonanie , że już niedługo to wszystko będzie i moim udziałem . I tyle.. nie często zdarza się u mnie taki optymizm więc warto to było zapisać i zachować dla potomnych. :D

Jestem wyleczona z urojonych ciąż, mam wreszcie prawidłowy pogląd na sprawę. Sutki mnie swędzą ale po ostatniej solarce i trzech dniach z wyglądem gotowanej parówki wszystko mnie swędzi. Brzuch boli ale kogo by nie bolał po maratonie z frytkami i śliwkami , zero myślenia czy to aby nie ciąża - yupi !

Wiadomość wyedytowana przez autora 23 września 2013, 19:58

25 września 2013, 22:02

Brzuch zaczyna boleć , cycki są nie do zniesienia i humorek też jakiś taki byle jaki.Wnioskuję z tego że @ będzie do tygodnia. O ile owulacji zupełnie nie ogarniam , to @ wyczuwam na kilometr i wiem że gdzieś sie już czai na mnie i zbliża wielkimi krokami. D. nadal nie wrócił co więcej drugi dzień nie dzwoni i nie odbiera moich telefonów .. skończony dupek

26 września 2013, 07:51

A ja właśnie mysle ,że Karola po części ma rację. Próbowałam w myslach go usprawiedliwiać , bo takie są kobiety, taka jest miłość. Niemniej jak natrętna mucha pojawia mi się w głowie pytanie , co ja do cholery robię z tym facetem?. Rozumiem, jest w pracy i pracuje tam po 16 lub więcej godzin ale wysłanie jednego smsa, nie zajmuje aż tyle czasu ,żeby było to aż takim wyzwaniem. Mało że ja nie wiem co się z nim dzieje , czy jest zdrowy i bezpieczny to jest jeszcze kwestia mojej osoby. Czy jego naprawdę nie interesuje co się ze mną dzieje?. We wtorek mógł mnie szlag trafić i on by nawet o tym do dzisiaj nie wiedział, bo nadal nie ma z nim kontaktu. To przykre, bardzo przykre i smutne. Wiem że czeka nas poważna rozmowa po jego powrocie i czas na jakieś konkretne decyzje. Ja z tą moją cholerną prolaktyną nie mogę się starać w takich warunkach, bo codziennie budzę się ciężko wkurw.. i cały dzień chodzę na przemian wściekła lub rozżalona, jego podejściem i zachowaniem. I dlaczego właściwie mam być taka wyrozumiała, doskonale wiem że on by nie był. Gdyby sytuacja była odwrotna i to ja bym się zachowywała w ten sposób to byłaby z tego gruba afera...

26 września 2013, 16:56

Odezwał się wreszcie i oczywiście porządnie mu się oberwało. Nie będę przytaczać jego tłumaczenia bo nawet do mnie ono nie przemawia i oszczędzę Wam tych dyrdymałów. W ogóle to jestem zdania że to nie rozmowa na telefon i w tym się zgadzamy. Tu trzeba usiąść i poważnie porozmawiać. Czy jest w nim chęć zmiany? Jest, dlatego że już kilka rzeczy zmienił w sobie na moją prośbę czy groźbę. Jestem wyrozumiała, zdroworozsądkowo wyrozumiała. Dlatego wiem że ma prawo być zmęczony, normalnie na kontrakcie pilnuje robót jednej załogi na jednym statku, obecnie pilnował trzech statków i co za tym idzie trzech brygad co daje potężną liczbę osób i jak sam twierdzi jest psychicznie wykończony, szczególnie że jego szef to fajtłapa. Nie zmienia to jednak kwestii nas, to powinno być poza tematem. Jego zachowanie jest karygodne i woła o pomstę do nieba a ja sama miałam moment że chciałam to rzucić w cholere i wracać do tatusia. Najpierw jednak rozmowa i mam zamiar nie ustępować ani na krok. Nie chce mi się już o tym myśleć , kosztowało mnie to zbyt wiele nerwów. Jest zupełnie inna kwestia, dziecko. Bo po to w końcu tu jestem. Czas współżycia mamy słaby według owu, i wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią mi jasno że @ przyjdzie ale co by było gdyby nie przyszła?. Akurat w takim momencie. Ani przez moment oczywiście nie pomyślałam że żałowałabym , że dziecko byłoby niechciane .. nie ,instynt macierzyński i pragnienie dziecka jest we mnie tak silne że cieszyłabym się całą sobą..Niczego to nie zmieniło. Pragnę dziecka , choć już nie jestem pewna czy z tym facetem...Nie takie jest moje wyobrażenie ojca

28 września 2013, 15:22

Za trzy dni ma być @ i pewnie przyjdzie , nie łudzę sie. Tyle dobrze że nie mam żadnych złudnych objawów ciąży, raczej te pmsowe choć też słabiutkie, może po prostu nie skupiam się na sobie tak bardzo. Dzisiaj byłam na grzybach , było pięknie i nazbieraliśmy całe wiadro pięknych grzybków. Choć rzadziej tu zaglądam to myślami jestem z Wami dziewczyny i każdej z Was życzę owocnego cyklu :*

30 września 2013, 23:42

Jutro ma być @ , i będzie bo ją czuje w napięciu brzucha i piersi. To takie złudne kiedy temperatura pięknie wspina się na szczyty naszych nadziei , po to tylko żeby potem rzucić nas w otchłań kolejnego rozczarowania. Nie napalam się, na nic nie liczę , choć wczoraj i dzisiaj po mierzeniu temperatury przeszła mi myśl że byłoby tak cudownie, gdyby nie przyszła przez kilka dni, gdybym mogła zrobić test , którego nie robiłam już dawno i gdyby okazało się że pokazują się dwie kreski. Jednak znam swój organizm, może w badaniu szyjki tylko ciągle błądzę , bo badam codziennie i cały czas mam wrażenie że jest wysoko a dzień przed @ powinna być nisko. Tymczasem wczoraj po wieczornych igraszkach poczułam okropny ból w podbrzuszu, czasem tak mam właśnie przed @ , że po wszystkim zwijam się w kłebek i wyje tak mnie tam w środku rozrywa. Chyba właśnie od tego że szyjka jest nisko , nie wiem ,lekarzem nie jestem ale miałam taką scenę ze dwa razy już wcześniej i wiem że na drugi dzień wywieszałam czerwoną flagę. Z każdym miesiącem odpuszczam coraz bardziej i to chyba dobra droga. Kiedyś spełnię to marzenie wiem to , tylko przyjdzie mi na to chyba jeszcze trochę poczekać.

1 października 2013, 10:41

D.. wrócił w czwartek , tyle dni na niego czekałam a w końcu dałam się zaskoczyć bo w ogóle się nie spodziewałam że tego wieczoru sie pojawi. Była 22.00 ja siedziałam przed komputerem , coś czytałam i nagle pies podniósł głowę i pobiegł do drzwi a po chwili usłyszałam chrobotanie w zamku. To był trudny czas. Dużo rozmawialiśmy, przedstawiliśmy oboje swoje wizje naszej przyszłości. Chcemy tego samego, z tym że uświadomiłam sobie że ja jestem niebieskim ptakiem, chce żeby się stało samo z siebie a mieszkanie które przy sprzyjających wiatrach będzie kosztowało 200tyś kupi się samo. Za co? Skoro ja nie pracuje, wynajem kosztuje sporo i jeszcze jakoś trzeba żyć. On zaś twierdzi że mieszkanie, posiadanie tego naszego małego gniazdka na własność to jego cel. Cel dla którego haruje a który pozwoli nam być razem, spokojnie bez troski o to że coś nagle się stanie w jego pracy i nie będzie nas stać na obecne mieszkanie i wtedy nie wiadomo właściwie co by było dalej. Rozmawialiśmy o tym dwa dni ale ja czułam niedosyt. Czułam że to jeszcze nie wszystko, że rzeczywiście ostatnio strasznie się oddaliliśmy od siebie. Kiedyś przeczytałam że dwa lata to czas kryzyzu dla większości związków, czas w którym odrobinę słabnie namiętność i zaślepienie , które wcześniej dawało siłę na to żeby nieustannie przymykać oczy na wady partnera. Myślałam że nas to ominie, że z racji odległości będziemy na tyle głodni siebie że nie wpadniemy w ten stan....Trochę się sprzeczaliśmy , głównie ja krzyczałam. O to że się nie odzywał , że teraz jak wrócił to jeździ gdzieś wiecznie coś załatwia zamiast siedzieć ze mną.Krzyczałam że jestem nieszczęśliwa , samotna i mam tego dość , nie chce sie dłużej tak czuć. W końcu kolejny raz powiedziałam że chce odejść, wrócić do domu , rodziny , dawnego życia. W przeszłości robiłam to już kilka razy,na swoją obronę mam niewiele. Dla mnie to był akt desperacji, kiedy czuję że jemu jest to wszystko obojętne , kiedy nie zachowuje się tak jak bym chciała rzucam te słowa bo wiem ,że go to ruszy i będzie mnie zatrzymywał a ja wreszcie poczuje że jednak jest inaczej. Tym razem jednak wpadłam w własne sidła , D. powiedział że może powinnam tak zrobić. To był szok, jak to ? To nie będzie mnie powstrzymywał, nie będzie prosił żebym została? Nie usłysze że mnie kocha na tyle że nie wyobraża sobie beze mnie życia. Na chłodno omówiliśmy plan mojego powrotu, zaoferował się że mnie odwiezie z całym moim potężnym arsenałem rzeczy, bo przecież pociągiem nie dałabym rady. Ustaliliśmy co ze sprawami które nas łączą w jakiś sposób. Wspólne rachunki, umowy, mniejsze i większe zobowiązania. I nagle coś we mnie pękło , bo ja też nie wyobrażam sobie życia bez niego. Chciałam być silna ale nie mogłam. Rozpłakałam się jak głupia i nie mogłam się powstrzymać z tym płaczem , wyrzucałam z siebie lawinę słów , że to nie tak miało być. Mieliśmy mieć dziecko, zestarzeć sie razem, mieć wspólny dom, psa i walczyć o siebie tak długo jak będzie między nami miłość. A przecież jest , nadal jest gorące uczucie to dlaczego? To był ważny moment bo D. wreszcie też sie otworzył, powiedział że ma dość, że ostatnie miesiące słucha tylko moich narzekań, żyje w poczuciu że daje mi nieustannie powody do złości, że unieszczęśliwia mnie głęboko i sobie z tym nie radzi bo chciał żebym była szczęśliwa. Powiedział że na dłuższą mete nie da się żyć ze świadomością że człowiek którego się kocha jest przez Ciebie nieszczęśliwy, że każde moje słowa o odejściu dawały mu poczucie że zostałam tylko dlatego że mnie przekonał , nie dlatego że chce. Nie ma już sił na to by przy swojej stresującej pracy , nieść jeszcze na barkach moje niezdecydowanie i wahania nastrojów. Kurwa.. nie wiedziałam że tak to odbiera, myślałam że wiedział że to całe moje gadanie o odejściu to tylko desperacki krok , którego naprawdę nigdy nie chciałam ..Zapętliliśmy się oboje w dawnych krzywdach o których już dawno powinniśmy zapomnieć, w mylnym poczuciu, moim że jego uczucia osłabły i jego odczuciu że jestem z nim na siłe. Bo to przecież wszystko nieprawda. Tym razem ja z całą mocę musiałam się zmierzyć z tym co kiedyś tak łatwo mu fundowałam, z poczuciem że osoba którą kocham całą sobą, nie wie czy chce ze mną być- to straszne uczucie i nikomu tego nie życzę. D. stwierdził że zdaje sobie sprawę z tego , że może nigdy nikt nie będzie go już kochał tak jak ja, że czasem błądzi na tyle że z nas dwojga to ja mam większe szanse na poznanie kogoś lepszego, kogoś na kogo zasługuję i kto będzie bardziej mnie doceniał. Tylko że ja nie chce nikogo innego. Narzekam , psioczę ale nie wyobrażam sobie siebie z kimś innym. Tak wiele było między nami niedomówień, mylnego myślenia i to raczej jego wina , nie rozmawiał ze mną , nie mówił o swoich uczuciach - jak to facet. A ja żyłam w nieświadomości że takie rzeczy dzieją się w jego głowie a za moimi plecami. Zrozumiałam to dopiero kiedy powiedział mi że był pewny że kiedy wreszcie pozwoli mi odejść to ja przyjmę to ze spokojem , że odetchnę na nowo i odejdę nie okazując żadnych emocji. Szok!!Przecież to moje marudzenie wynikało właśnie z troski o nas, żeby było lepiej choć może nie potrafiłam tego przedstawić jak trzeba. Jak to się właściwie stało ? Kiedyś codziennie zasypiałam i budziłam się z wielką radością , że mam cudownego faceta, którego kocham i on mnie kocha i życie jest piękne bo los nas połączył , dał szansę na bycie razem. Miałam w sobie tyle siły na walkę z przeciwnościami losu a potem nagle przerodziło się to w złość. Budziłam się i na starcie czułam niezadowolenie. Chce wrócić to tego co było, znowu cieszyć sie sobą jak kiedyś, udowodnić sobie , jemu i całemu światu że to może się udać , że miłość przetrwa wszystko. Pamiętam że jak się poznaliśmy ja byłam na etapie , że miłość nie istnieje , że to wymysł. A ludzie żyją ze sobą bo tak im wygodniej , bo nie chcą być sami.D. przekonywał mnie że jest inaczej, że miłość to coś pięknego, uczucie które daje pewność że odnalazło się swój cel, swoje miejsce na świecie , że nie widzi się nikogo innego poza ukochaną osobą i nic nie jest w stanie zawrócić nas w wyznaczonego kursu. To były takie początki , pierwsze rozmowy , kiedy nie było między nami uczucia albo jeszcze nie byliśmy go świadomi. Powiedział mi wtedy że kiedyś to zrozumiem, że może nie będziemy mieli już wtedy z sobą kontaktu ale przypomnę sobie tą rozmowę i pomyśle - miał rację! Okazało sie że poczułam to właśnie dzięki niemu. Kocham go , tak bardzo go kocham a on kocha mnie czego chcieć więcej? Mamy wiele do naprawienia,i pewnie trochę to potrwa. Może nam się uda może nie , tego nigdy nie wiadomo. Niemniej nie chce poddawać się bez walki , nie chce obudzić się któregoś dnia sama z poczuciem że nie zrobiłam wszystkiego co było do zrobienia .Nie zakładam porażki, po prostu zawsze jest ona możliwa ale chce czuć że zrobiłam wszystko. Ciężko mi o tym pisać , to takie intymne - może nawet nie powinnam tego robić ale musiałam to z siebie wyrzucić musiałam zakończyć ten temat. Będziemy walczyć o siebie , obyśmy wygrali .....Teraz rozumiem dlaczego dziecko nie chciało do nas przyjść :) to smutne ale to nie był właściwy moment..jeszcze nie. Zostało nam pół roku rozłąki , do tego czasu powinnśmy mieć już całą kwotę na nasze mieszkanko i wtedy już nigdy nie chce się z nim rozstawać na dłużej.

2 października 2013, 07:23

Wykres mam wzorowy , i będzie co ma być. Nie chce się nakręcać , bo ciągle czuję się jak na @ , jednak to trudniejsze niż myślałam. Ciągłe myślenie robić test czy nie
? Niby chciałam mieć tą szansę , chciałam choć raz w życiu zrobić BETE a teraz się boje. Czy ja nie mogę być normalna? Dzisiaj mam spotkanie w sprawie pracy, na luzie , a mimo to wstałam przed budzikiem- zobaczymy. Tak czy siak jest się z czego cieszyć, wrzesień był cholernie trudnym miesiącem , miałam tyle stresu że byłam pewna że @ przyjdzie po 19-21 dniach więc jestem zadowolona że dzisiaj 24 dzień i jeszcze jej nie ma, choć męczy mnie ta niepewność kiedy idę do wc i z niepokojem patrze czy czasem nie przyszła. Obiektywnie patrząc nie ma co się łudzić , bo nawet gdybym chciała się dopatrzyć objawów ciąży to ich po prostu nie ma. Nic , zero , null. Żadnych mdłości, wyczulenia na zapachy, nawet piersi powoli przestają boleć. Miałam dzisiaj robić test jeśli @ by nie było ale teraz się waham i chyba jednak trochę poczekać, może lubię się łudzić czy po prostu oszukiwać..żyć nadzieją i marzyć że może jakimś cudem się udało . To wszystko jest zdecydowanie zbyt trudne..

3 października 2013, 09:28

Test zrobiony , negatywny oczywiście , bez cienia szans. W pierwszym momencie oczywiście chciałam się klasycznie rozkleić i rzucić się na poduszkę , płakać, ryczeć, szlochać aż zabraknie mi sił. Nagle pomyslałam - Co mi to da? Zapuchniętą twarz i nic poza tym , bo niczego to już nie zmieni. Cykl jest ładny , długi pomimo nerwów i stresu ogromnego, dający nadzieję na to że powoli się to normuje. Trzeba żyć dalej, choć strasznie mi przykro że się nie udało.

8 października 2013, 21:20

Odpuściłam na dobre , zaglądam tu raz na tydzień żeby sprawdzić co u Was i ile dzieciaczków przybyło. Kalendarzyka nie prowadzę, żadnych teperatur , szyjek , śluzów niczego. Nawet nie myśle o tym , od tamtego dnia kiedy zrobiłam test , wyszedł negatywny i później dostałam okresu -ostatecznie skapitulowałam. Dopiero teraz to sobie uświadomiłam , i jestem w szoku, nawet nie wiem , który to dzień cyklu. Tak jest lepiej , łatwiej , wygodniej ..

14 października 2013, 20:47

Zaglądam oczywiście, z sympati do Was i dlatego że każdej z Was życzę z całego serca sukcesu. Jeśli zaś chodzi o mnie , to ciąża mi nie grozi w najbliższym czasie , bo nie mam z kim. D. wyjechał , a między nami i tak jest na tyle niemrawo , że nawet gdyby tu był , to raczej bym się zabezpieczała. Wiek taki jak mój, już do czegoś zobowiązuje , więc muszę być odpowiedzialna. Miałam walczyć o ten związek , i robiłam to ostatnie dwa tygodnie ale efekt jest marny - więc to zrozumiałe że myśli o dziecku odpłyneły w niebyt. Wszyscy mi mówią , że dzieci , są dla tych którzy nie chcą , i że teraz to wpadnę - śmieszne. Znalazłam pracę i wreszcie znalazłam tutaj swoich własnych znajomych. Żyję innym życiem , niż w czasie tych intensywnych starań. Czasem w sklepie z butami czy ciuchami jak zobaczę coś takiego malutkiego , kaftanik , buciki to mnie za serce łapie jakaś niewidoczna ręka i wyciska je jak cytrynę. I gdzieś tam mam dziwne przeczucie , że w przyszłym roku się uda, ale to tylko sekunda , a potem wracam do swojego świata ,w którym nie ma dzieci , nie ma planów żeby je mieć.. To mimo wszystko strasznie proste , choć bardzo przypomina rzucanie nałogu :)

23 października 2013, 22:42

Góra się chyba wybitnie na mnie uwzieła, musiałam nieświadomie sporo nagrzeszyć. Od prawie już 1.5 roku mieszkam w Trójmieście, nikogo tu nie poznałam , mam na myśli koleżanki , przyjaciółki z którymi mogłabym czasem wyskoczyć do kina , na zakupy czy babskie pogaduchy. Po części jest to moja wina , bo nie chciałam na własne życzenie zaprzyjaźnić się z żadną z dziewczyn , przyjaciół mojego D.. a teraz jest już na to za późno. Tak więc wolny czas , którego teraz , mimo pracy mam w nadmiarze nie miałam zupełnie czym zapełnić , brakowało mi też kobiecego towarzystwa , które nie da się niczym zastąpić , bo kto nas lepiej zrozumie jeśli nie inna kobieta. Postanowiłam więc wziąć sprawy w swoje ręcę , i raz dwa poznałam świetną dziewczynę. Prawie w moim wieku , o podobnych zainteresowaniach, doświadczeniach życiowych z podobnym podejściem do życia. Świetna , po kilku spotkaniach czułam jakbym znała ją od 10 lat, bardzo ją polubiłam , podobno z wzajemnością. Ona nie planuje dziecka narazie , założyła spiralkę miesiąc temu , bo to dla niej jeszcze nieodpowiedni czas. Wszystko ładnie pięknie , gdyby nie dzisiejszy sms.. Będziesz ciocią .. wpadka przed założeniem spirali .. Nawet nie wiem jak mam to skomentować , pogratulowałam owszem , ale męczące było słuchanie , jak to jej nie na rękę , jak jej się świat od tego zawali. Lubię ją nadal, i niby zobojętniałam na takie rzeczy , ale nie wiem czy przetrwam słuchanie o tym na dłuższą mętę ...Życzę jej dobrze , niech jej się ułoży, niech z czasem zapragnie tego dziecka niech się nim cieszy ..niemniej jakoś to mimo wszystko boli . Zapomniałam dodać , moja tymczasowa praca , w sklepie z ciuchami .. super, od pierwszego dnia przydzielili mi dział dziecięcy -ku...a dlaczego los nie daje mi o tym zapomnieć , a może tylko chce mnie jeszcze bardziej uodpornić?? :)Jestem twarda a przynajmniej staram się taka być

Wiadomość wyedytowana przez autora 23 października 2013, 22:46

1 2 3 4 5