D.. wrócił w czwartek , tyle dni na niego czekałam a w końcu dałam się zaskoczyć bo w ogóle się nie spodziewałam że tego wieczoru sie pojawi. Była 22.00 ja siedziałam przed komputerem , coś czytałam i nagle pies podniósł głowę i pobiegł do drzwi a po chwili usłyszałam chrobotanie w zamku. To był trudny czas. Dużo rozmawialiśmy, przedstawiliśmy oboje swoje wizje naszej przyszłości. Chcemy tego samego, z tym że uświadomiłam sobie że ja jestem niebieskim ptakiem, chce żeby się stało samo z siebie a mieszkanie które przy sprzyjających wiatrach będzie kosztowało 200tyś kupi się samo. Za co? Skoro ja nie pracuje, wynajem kosztuje sporo i jeszcze jakoś trzeba żyć. On zaś twierdzi że mieszkanie, posiadanie tego naszego małego gniazdka na własność to jego cel. Cel dla którego haruje a który pozwoli nam być razem, spokojnie bez troski o to że coś nagle się stanie w jego pracy i nie będzie nas stać na obecne mieszkanie i wtedy nie wiadomo właściwie co by było dalej. Rozmawialiśmy o tym dwa dni ale ja czułam niedosyt. Czułam że to jeszcze nie wszystko, że rzeczywiście ostatnio strasznie się oddaliliśmy od siebie. Kiedyś przeczytałam że dwa lata to czas kryzyzu dla większości związków, czas w którym odrobinę słabnie namiętność i zaślepienie , które wcześniej dawało siłę na to żeby nieustannie przymykać oczy na wady partnera. Myślałam że nas to ominie, że z racji odległości będziemy na tyle głodni siebie że nie wpadniemy w ten stan....Trochę się sprzeczaliśmy , głównie ja krzyczałam. O to że się nie odzywał , że teraz jak wrócił to jeździ gdzieś wiecznie coś załatwia zamiast siedzieć ze mną.Krzyczałam że jestem nieszczęśliwa , samotna i mam tego dość , nie chce sie dłużej tak czuć. W końcu kolejny raz powiedziałam że chce odejść, wrócić do domu , rodziny , dawnego życia. W przeszłości robiłam to już kilka razy,na swoją obronę mam niewiele. Dla mnie to był akt desperacji, kiedy czuję że jemu jest to wszystko obojętne , kiedy nie zachowuje się tak jak bym chciała rzucam te słowa bo wiem ,że go to ruszy i będzie mnie zatrzymywał a ja wreszcie poczuje że jednak jest inaczej. Tym razem jednak wpadłam w własne sidła , D. powiedział że może powinnam tak zrobić. To był szok, jak to ? To nie będzie mnie powstrzymywał, nie będzie prosił żebym została? Nie usłysze że mnie kocha na tyle że nie wyobraża sobie beze mnie życia. Na chłodno omówiliśmy plan mojego powrotu, zaoferował się że mnie odwiezie z całym moim potężnym arsenałem rzeczy, bo przecież pociągiem nie dałabym rady. Ustaliliśmy co ze sprawami które nas łączą w jakiś sposób. Wspólne rachunki, umowy, mniejsze i większe zobowiązania. I nagle coś we mnie pękło , bo ja też nie wyobrażam sobie życia bez niego. Chciałam być silna ale nie mogłam. Rozpłakałam się jak głupia i nie mogłam się powstrzymać z tym płaczem , wyrzucałam z siebie lawinę słów , że to nie tak miało być. Mieliśmy mieć dziecko, zestarzeć sie razem, mieć wspólny dom, psa i walczyć o siebie tak długo jak będzie między nami miłość. A przecież jest , nadal jest gorące uczucie to dlaczego? To był ważny moment bo D. wreszcie też sie otworzył, powiedział że ma dość, że ostatnie miesiące słucha tylko moich narzekań, żyje w poczuciu że daje mi nieustannie powody do złości, że unieszczęśliwia mnie głęboko i sobie z tym nie radzi bo chciał żebym była szczęśliwa. Powiedział że na dłuższą mete nie da się żyć ze świadomością że człowiek którego się kocha jest przez Ciebie nieszczęśliwy, że każde moje słowa o odejściu dawały mu poczucie że zostałam tylko dlatego że mnie przekonał , nie dlatego że chce. Nie ma już sił na to by przy swojej stresującej pracy , nieść jeszcze na barkach moje niezdecydowanie i wahania nastrojów. Kurwa.. nie wiedziałam że tak to odbiera, myślałam że wiedział że to całe moje gadanie o odejściu to tylko desperacki krok , którego naprawdę nigdy nie chciałam ..Zapętliliśmy się oboje w dawnych krzywdach o których już dawno powinniśmy zapomnieć, w mylnym poczuciu, moim że jego uczucia osłabły i jego odczuciu że jestem z nim na siłe. Bo to przecież wszystko nieprawda. Tym razem ja z całą mocę musiałam się zmierzyć z tym co kiedyś tak łatwo mu fundowałam, z poczuciem że osoba którą kocham całą sobą, nie wie czy chce ze mną być- to straszne uczucie i nikomu tego nie życzę. D. stwierdził że zdaje sobie sprawę z tego , że może nigdy nikt nie będzie go już kochał tak jak ja, że czasem błądzi na tyle że z nas dwojga to ja mam większe szanse na poznanie kogoś lepszego, kogoś na kogo zasługuję i kto będzie bardziej mnie doceniał. Tylko że ja nie chce nikogo innego. Narzekam , psioczę ale nie wyobrażam sobie siebie z kimś innym. Tak wiele było między nami niedomówień, mylnego myślenia i to raczej jego wina , nie rozmawiał ze mną , nie mówił o swoich uczuciach - jak to facet. A ja żyłam w nieświadomości że takie rzeczy dzieją się w jego głowie a za moimi plecami. Zrozumiałam to dopiero kiedy powiedział mi że był pewny że kiedy wreszcie pozwoli mi odejść to ja przyjmę to ze spokojem , że odetchnę na nowo i odejdę nie okazując żadnych emocji. Szok!!Przecież to moje marudzenie wynikało właśnie z troski o nas, żeby było lepiej choć może nie potrafiłam tego przedstawić jak trzeba. Jak to się właściwie stało ? Kiedyś codziennie zasypiałam i budziłam się z wielką radością , że mam cudownego faceta, którego kocham i on mnie kocha i życie jest piękne bo los nas połączył , dał szansę na bycie razem. Miałam w sobie tyle siły na walkę z przeciwnościami losu a potem nagle przerodziło się to w złość. Budziłam się i na starcie czułam niezadowolenie. Chce wrócić to tego co było, znowu cieszyć sie sobą jak kiedyś, udowodnić sobie , jemu i całemu światu że to może się udać , że miłość przetrwa wszystko. Pamiętam że jak się poznaliśmy ja byłam na etapie , że miłość nie istnieje , że to wymysł. A ludzie żyją ze sobą bo tak im wygodniej , bo nie chcą być sami.D. przekonywał mnie że jest inaczej, że miłość to coś pięknego, uczucie które daje pewność że odnalazło się swój cel, swoje miejsce na świecie , że nie widzi się nikogo innego poza ukochaną osobą i nic nie jest w stanie zawrócić nas w wyznaczonego kursu. To były takie początki , pierwsze rozmowy , kiedy nie było między nami uczucia albo jeszcze nie byliśmy go świadomi. Powiedział mi wtedy że kiedyś to zrozumiem, że może nie będziemy mieli już wtedy z sobą kontaktu ale przypomnę sobie tą rozmowę i pomyśle - miał rację! Okazało sie że poczułam to właśnie dzięki niemu. Kocham go , tak bardzo go kocham a on kocha mnie czego chcieć więcej? Mamy wiele do naprawienia,i pewnie trochę to potrwa. Może nam się uda może nie , tego nigdy nie wiadomo. Niemniej nie chce poddawać się bez walki , nie chce obudzić się któregoś dnia sama z poczuciem że nie zrobiłam wszystkiego co było do zrobienia .Nie zakładam porażki, po prostu zawsze jest ona możliwa ale chce czuć że zrobiłam wszystko. Ciężko mi o tym pisać , to takie intymne - może nawet nie powinnam tego robić ale musiałam to z siebie wyrzucić musiałam zakończyć ten temat. Będziemy walczyć o siebie , obyśmy wygrali .....Teraz rozumiem dlaczego dziecko nie chciało do nas przyjść
to smutne ale to nie był właściwy moment..jeszcze nie. Zostało nam pół roku rozłąki , do tego czasu powinnśmy mieć już całą kwotę na nasze mieszkanko i wtedy już nigdy nie chce się z nim rozstawać na dłużej.
Moja droga, ja tu widze jednak postep! Moze nie w cyklach, skoro tak twierdzisz, ale za to w Twoim nastawieniu. Do tak ladnie otwartych czakr (jakkolwiek sie to pisze, to z jogi takie magiczne punkty na ciele) bedzie teraz plynac mnostwo pozytywnej energii! :-)
nie przesądzałabym - nie dostałaś jeszcze @ za wcześnie to nie ma co płakusiać. Zresztą nie wiesz... jeden cykl o niczym nie przesadza ani o tym że już na stałe się cofnęłaś... ile ja znam dzieci z dni cyklowych idealnie niepłodnych!!! Prawie wszystkie "trzecie dzieci" to efekt nie docenienia zdolności organizmu :P mój płodek zresztą też zrobiony w cyklu "przymiarkowym". A usg pokazuje ze nie ma tam pęcherzyka i nie pęka?
dodam tylko że już w przeszłości mam za sobą historię 2 lat starań z pomocą lekarzy i d...a wtedy była. Jedyne co wiemy, to że nic nie wiemy.
aaa i założę się - stawiam flaszkę mleka!!!, że nim urodzę w ciąży będziesz...
Moja kochana Błysk_koteczko ; ) widzę, że nastawienie też się zmienia na bardziej pozytywne u Ciebie... tak coś czuję, świetny pomysł z tym wywalaniem niepotrzebnych mysli które Cię męczą : ) Miłej niedzieli
a ja zapisuję się pierwsza do czytania Twojej powieści!! :)
oooo, ja też przeczytam chętnie :)
A probowalas castagnus (mniszek lekarski)? Ja bralam razem z wiesiolkiem i zaszlam, dwa razy.. Zobaczymy co pokaze nastepny cykl. Glowa do gory:)
Za radą Mychowe postanowiłam znaleźć jakies info nt. mniszka lekarskiego i musze przyznać, że dopiero na czwartej stronie z kliku odwiedzanych znalazł takie info: " Kwiaty stosuje się w trakcie leczenia przewlekłych nieżytów gardła i jamy ustnej. Regulują także zaburzenia miesiączkowania i jajeczkowania." Moze to i sposób jest bo ja tez mam problemy z jajeczkowaniem...
ps. wiecej info na tsronie: http://poznajziola.pl/ziola/mniszek-lekarski-144.html
W pierwszej ciazy,ktora nistety sie nie udala, zaszlam z mniszkiem za pierwszym cyklem jego brania (10 miesiecy staran,9 bez mniszka). Po poronieniu po pierwszym okresie znowu zaczelam go brac i zaszlam od razu.. teraz w 8 tygodniu ciazy mam nadzieje na szczesliwsze zakonczenie:) Trzymam za Was kciuki i pamietajcie nie brac mniszka ani wiesiolka po owulacji.
Mychowe - Castagnus to nie jest mniszek lekarski tylko niepokalanek mnisi. To inne ziele ;)