Zapisz się i otrzymuj powiadomienia o
zniżkach, promocjach i najnowszych ciekawostkach ze świata! Jeśli interesują
Cię tematy związane z płodnością, ciążą, macierzyństwem - wysyłamy tylko
to, co sami chcielibyśmy otrzymać:)
Jest też druga strona medalu, kiedy dzwonię trzeci dzień z rzędu, marudna , niezadowolona z wszystkiego a On rozmawia ze mną cierpliwie , pogodnie i tak ciepło mówi Kochanie spokojnie ,to zaczynam zauważać że życie ze mną też nie jest łatwe. Jest we mnie jakiś błąd, który uniemożliwia mi bycie szczęśliwą, cieszyć się z tego co mam i doceniać to. Dzisiaj powiedziałam w pracy że odchodzę , tym razem definitywnie. Jestem wykończona, psychicznie i fizycznie , w lipcu przepracowałam ponad 300 godzin i mam dość. Gdzieś tam czuje jakbym coś straciła, kolejny raz życie toczy się zupełnie nie po mojej myśli, miałam zajść w ciąże i zagrać im na nosie tymczasem nic z tego. Nie ma ciąży, pracy też nie , ale na ten moment czeka mnie jeszcze dwa tygodnie okresu wypowiedzenia i chce wreszcie odpocząć , nacieszyć się morzem, dokończyć badania , uspokoić się i stać sie z powrotem sobą. Normalną , pogodną , wierzącą w to że będzie dobrze
ile godzin??? o matko, jestes chyba z zelaza:))Ja tez najpierw chcialam aciazyc potem rzucic prace, ale najwyrazniej dziecko sie zaparło ze mam sama swoje sprawy załatwic wciagania go w to i nie chcialo sie pojawiac:)
Odpocznij, rozluznij sie, poukłada sie i uda sie zobaczysz:)
Zazdroszczę Wam dziewczyny ;)) Jesteście naprawdę odważne, ja walczę z podobnym problemem od ponad roku... i wciąż sobie powtarzam ... byle do ciąży... Też chciałabym już odejść, rzucić tym wszystkim i skupić się na sobie i dzidzi... Ostatnio nerwy w pracy, cięcia, sfrustrowani pracownicy - dosłownie dom wariatów... i ciągłe pretensje... Ależ ja Ci ZAZDROSZCZĘ i GRATULUJĘ !!!
Co do pracy odważna decyzja.... ale powiem Ci, że kiedyś też podjełam taką decyzję, bo miałam dość i byłam wypalona, i to była najlepsza decyzja w moim życiu!!! Odpoczniesz psychicznie, wyluzujesz i na pewno będzie dobrze :)
nie ty jedna masz problem z byciem szczesliwa....w polsce to jakas prawdziwa epidemia....ja, chodz nie mieszkam w pl wyssalam to z mlekiem matki.......
nauczona nas,ze aby byc szczesliwy wszystko musi sie dobrze ukladac...ale zycie jest takie,ze nie ma idealnej sytuacji,nigdy nie jest super fajnie,a my....nie umiemy tego zaakceptowac i ciagle cierpimy.....w kolko analizujemy bledy,wracam do przeszlosci,zwalamy na siebie winy,na innych....a zycie takie jest....nieidealne.....niedoskonale,a co najwazniejsze nie mamy wplywu na wydarzenia....mamy wply tylko i wylacznie na swoja reakcje na to...od nas zalezy czy wybierzemy szczescie czy bedziemy sie babrac w niepowodzeniu....
Brawo dobrze zrobialas!!! Znam to pracować po 300 godzin i bycie w domu tylko gościem. CZy ty również zapiepszasz w gastronomii??? Bo ja pracowałam i rok temu odeszłam bo moja psychika nie dawala rady. Bylam non stop nerwowa do tego stopnia ze zaczelam się zmuszać chodzic do pracy! Plakalam co drugi dzien. Bylam u neurologa i u naszej lekarki i wszyscy mówili ze mam zmienić prace. Teraz już od roku szukam i nic ale nie zaluje ze z tamtej zrezygnowałam!!! Zycie jest tylko jedno i trzeba je przezyc z uśmiechem na twarzy i niczego nie zalowac :-)))
Eavonne , trafiłaś prawie, obługa gastronomii hotelowej w Trójmieście .. jest szczyt sezonu i w pracy istne szaleństwo a kierownictwo chce wycisnąć pracowników do ostatniej kropli. Na poniedziałek wymyślili już 14 godzin od 4 - 18 i wtedy powiedziałam sobie stop! Nie mówie że nie , gdybym była w ciężkiej sytuacji i nie mogła sobie na to pozwolić to bym została. Całe szczęście nie muszę, mam dość tego miejsca , które odbiera mi siły i radość życia, nawet mój mówił że to przegięcie żeby człowiek był tak zmęczony że nic go nie cieszy. W lipcu miałam pół dnia wolnego , o 6.00 skończyłam 12 godzinną zmianę w niedziele a w poniedziałek byłam już o 6.00 znowu w pracy. Tym razem miało być tak samo , wszystko oczywiście w szarej strefie, oficjalnie mam 40 godzinny tydzień pracy -śmiech na sali ..dziękuję za wspracie, czuje że wyjdzie mi to na dobre
To jakiś syndrom Sztokholmski chyba.. Raz też byłam w pracy i czułam, ze jest toksyczna i powinnam to rzucic od razu i męczyłam się 3 miesiace. Jak na mnie to i tak długo i do dziś mi nie dobrze jak pomyślę o tamtej pracy. Idiątką byłam, że nie posłuchałam intuicji. Słuchaj siebie! Będzie dobrze.
Mam takie odczucie jakbym Cię znała jak łysego konia, bo każde Twoje zdanie jest jak kalka z mojego życia. Myślałam do tej pory, że jestem jakimś dziwolągiem, a tu proszę tyle nas! Sama też rezygnowałam z pracy już parokrotnie i muszę Ci powiedzieć, że za każdym razem wyszło mi to na dobre. Bardzo wierzę w powiedzenie, że "nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło". W którymś wcześniejszym wpisie pisałaś o czasie,że tyka nieubłaganie. Mam 36 lat i myślałam, że ciąże tak późno zwłaszcza te pierwsze zdarzają się chyba tylko gwiazdom Hollywood. A tu los dał mi przytczka w nos, moja najbliższa koleżanka w pracy zaszła w pierwszą ciążę w wieku 42 lat i urodziła mając 43. Nie poddaję się, na własne oczy widzę, że to możliwe i bardzo mocno wierzę,że dla nas tu wszystkich również, niezależnie od tego co mówi kalendarz.
To zaledwie jeden dzień komfortu psychicznego, a tak pozytywny. Cieszyło mnie niemal wszystko a najbardziej brak pośpiechu. Koniec z wiecznym lataniem, szybko do sklepu, szybko z psem, szybki obiad, szybka kąpiel. Rozkoszuję się tym spowolnieniem, planuję czas rozdzielając go na przyjemne czynności. Uwielbiam gotować , robić przetwory a nie miałam dotąd na to czasu i teraz wreszcie będę mogła rzucić się w wir takich przyziemnych zajęć.Wiem - minie tydzień lub dwa i zacznie mnie nosić , zacznie uwierać nadmiar czasu... W czerwcu w dzień moich urodzin zapisałam się na kurs prawa jazdy i tego też do tej pory nie zrealizowałam , bo właśnie wtedy zaczęły się kłopoty w pracy i z ośmiu dziewczyn zostałyśmy we trzy , nadrabiając ich pracę. Tak więc kurs dopisuję do planu, może jeszcze jakiś kurs znajdę, bo lubię poszerzać swoje umiejętności, chyba mam to po mamie bo ona miała wyuczone trzy zawody i kilka kursów a ja też na swoim koncie mam już parę. Zawsze myślałam że jestem beztalenciem jeśli chodzi o fryzury czy pielęgnację paznokci a teraz zauważam że jednak gdzieś to we mnie tkwi. W pracy wszystkie znajome zawsze myślały że mam tipsy i pytały ile płaciłam a ja robię to sama , i lubię swoje paznokcie , w 100% naturalne , może jakiś kurs w tym kierunku? Nabrałam niesamowitego apetytu na życie , jakbym obudziła się ze śpiączki , chce mi się wszystkiego , bo wcześniej przez wieczne zmęczenie i niedospanie nie miałam już powoli nawet ochoty na sex i tylko pragnienie dziecka i to że widzimy się z D.. tak rzadko potrafiło to utrzymać. Chce spacerów z psem długaśnych, chce posiedzieć na plaży z książką, wycieczek rowerowych , wybrać się na grzyby..chcę, chcę ,chcę ! Dzisiaj planowałam plażowanie ale w nocy o 2.00 obudziło mnie ciężkie dyszenie psa, myślałam że się struł i koniecznie trzeba biec z nim na spacer , niczym strażak poderwałam się z łóżka i wskakiwałam już w spodnie , kiedy zobaczyłam pierwszy błysk i oddalony jeszcze nie co pomruk burzy. Mój piesio strasznie się boi- wszystkiego a burzy i fajerwerków najbardziej. Żałowałam że nie ma D.. on ma jednak w sobie ten spokój, tą siłę męską która daje poczucie bezpieczeństwa, pewności że nic nie grozi i to działa na pieska mocno. Ja nie potrafie chyba tego dać , nie mam tego w sobie. Jedyne co mogłam zrobić to zamknąć wszystkie okna, zasłonić je i przytulić biedaka przemawiając do niego uspokajająco. Pogody nie ma więc plaża odpada, ale nie martwi mnie to , zrobię coś pysznego dla mojego Słońca , bo jutro znajomi do niego dojeżdżają to zabiorą po drodze .. jestem szczęśliwa , jak niewolnik odzyskujący wolność
Ciesze się ze nabralas checi do zycia bo ja jeszcze jestem w ,,śpiączce".. Ale mam nadzieje ze się tez w końcu wybudzę! Dobre nastawienie to sukces w staraniach o dzidziusia:-))
no widzisz, wiedziam, ze to dobra decyzja.... Mi sie taka wolnosc wcale nie znudzila a juz z 3 lata trwa... Chyba ednak wole byc niz miec - owszem wygodny standard jest potrzebny ale bez szalenstwa. Moze teraz dziecko poczuje ze masz na nie czas i przyjdzie :)
Ze względów bezpieczeństwa zostałaś wylogowana po 30 minutach bezczynności. Jeśli nie chcesz być automatycznie wylogowywana, zaznacz opcję "Pamiętaj mnie" logując się do OvuFriend.
Zaloguj się ponownie
OK
po raz drugi coś takiego mnie spotyka podczas pisania mega długiego wpisu, i jak tu się nie denerwować.. chyba napiszę w tej sprawie do Ovu bo mnie to już wkurwi..a kobiety starające się nie powinny mieć za wiele stresów, szczególnie takie jak ja z podwyższoną prolaktyną. A wpis był i o tym , że część moich stresów to ja sama, głupia , wymyślająca problemy ,gdzie ich próżno szukać , mieląca negatywne myśli bez końca , spinająca się niepotrzebnie. Czasem jednak tak trudno dostrzec mi jasną stronę życia...
Jeszcze pięć dni i I'm free like fucking bird ;p , o znalezieniu czegoś nowego nie myśle, gdyby się trafiła jakaś fajna oferta to owszem , ale chce odpocząć, jak moje Słońce wróci , chcemy choć na tydzień pojechać odpocząć, tylko my i pies . Po ostatnich ciężkich chwilach przyda nam się trochę relaksu, odprężenia. Boli mnie to ,że gdzieś tam zgubiliśmy do siebie drogę - czas ją odnaleźć. przerwa na zapisanie posta - drugi raz bym tego nie przeżyła Uwielbiam gdy mówi mi , jesteś wszystkim co mam, najważniejszą osobą - taka jestem zachłanna na jego uczucia ,że to też powoduje u mnie spinkę , wymyślam że dla byłej gotował bo ona nie potrafiła, bardziej się starał więc może bardziej kochał. Tylko że z nią nie chciał mieć dzieci, nie planował przyszłości , bo jak sam mówi czuł że to się rozsypie a to ja będę matką jego dzieci - będę i koniec! To ze mną chce sie zestarzeć - czego chcieć więcej? Po co komplikować? Powoli zaczynam rozumieć jego złość, pokochał wesołą , ugodową dziewczynę a żyje z marudnym, kłótliwym babsztylem , bo fakt jest taki że każda nasza kłótnia ma jeden schemat. Ja rzucam focha, obojętnie czasem za jedno niewłaściwe słowo- kolejna przerwa trzeba być czujnym Mój foch zamiast przemijać , łagodnieć - przybiera na sile, nawet jak wykrzyczę co mi nie leży to dalej rośnie. Robię się złośliwa, staję okoniem na wszelkie próby załagodzenia konfliktu. D.. mówi "nie prowokuj mnie" a ja brnę uparcie ku nieuniknionej burzy , a potem on wybucha- hardcore nie disco -uwierzcie i koniec końców jest tym podłym nieczułym bydlakiem ehh czasem ciężko mi ze samą sobą. Zodiakalny bliźniak, jak bum cyk cyk dwie osobowości, dr Jekyll i mr Hyde to ja. Teraz to widze i po raz setny obiecuje sobie że następnym razem będzie inaczej , a potem w ułamku sekundy amnezja, jakby ktoś mnie zresetował i jest jak zawsze. Szczególnie przed @ powinnam wsiąść na wielbłąda i udać się na pustynie by przeczekać ...Co do starań to zupełnie o nich zapomniałam , troche dlatego że ich w tym cyklu nie było, troche dlatego że moja podświadomość vel orzeszek którym rozumuję wreszcie zrozumiał że póki nie spadnie prolaktyna to nie ma co marzyć o dzidzi. Dzisiaj kolejna , trzecia dawka dostinexu, i mam nadzieje że działa choć odrobinę. W lutym prl 430 a w lipcu 560 więc kiepsko. Temperatury nie mierzę, tylko śluz , którego sporo ale żaden on płodny tylko budyń śmietankowy cały czas . Za tydzień ostatnia dawka leku i kontrola ole udało się
wiele z nas ma kilka osobowosci tez zdarza mi sie pieklic bez powodu a potem tak strasznie sie glupio czuje ale musze przyznac ze udalo mi sie to jakos opanwac jak czuje ze mnie ponoci przypomiam sobie co najbardziej kochanego zrobil J. i ze bedzie mi glpio i czesto udaje mi sie ta eskalacje opanowac. Mam tez takie przyslowie - male sy szczekaja najglosniej wiec wiem ze jak aczynam skakac to znaczy ze mam problm i staram sie sama z soba dogadac jaki. Wiadomo ze czasem to nie dziala ale zredukowalam sporo moje wybryki.
dziękuje i mocno pamietam chociaż mnie zaglądam ostatni czytam Twój pamietnik wierz mi kochana. Napisze coś wiećej moze w srode bo jutro mam cieżki dzień :) trzymaj sie i odpoczywaj <3
Miałam podobnie z tą wybuchowością dość spory czas temu i w końcu mój mąż zadał mi pytanie, "ale o co Ci właściwie chodzi?" Jakby mnie piorun uderzył, no bo o co właściwie mi chodzi... o to czego mieć nie mogę. Jak już sobie odpowiedziałam to jakoś się uspokoiłam i troszkę wyciszyłam nawet. Naczytałam się fantastycznych opowieści, gdzie ludziom po iluś tam latach się udało, właśnie wtedy gdy tego się najmniej spodziewali i wtedy nowa nadzieja zawitała u mnie. Staram się jej nie zgubić i trzymać mocno - to każdego dnia daje mi siłę i utwierdza w przekonaniu, że się uda :)
Fajnie, że planujesz urlop - wyjedźcie gdzieś i poszukajcie siebie. Bez pośpiechu, ciesząc się każdą wspólną chwilą - odnajdziecie siebie :) Trzymam kciuki za badania kontrolne i za dobre wieści!
Tak czytam co piszesz to tak jakbym troche czytała teksty o sobie. Tylko ja mam tak tydzień przed"upragnioną" @ jestem wtedy niedozniesienia przez samą siebie a współczuje męzowi. Wydaje mi się,że ten problem narasta u każdej z nas wtedy gdy przez dłuższy czas nic się nie udaje chodzi tu u macierzyństwo. Zaczyna się okres buntu,złości, "niemożności" czesem beznadziei. To wszystko dołuje a jak dołuje to mnie np to wyprowadza z równowagi bo byłam osob,a pełną nadziei i optymizmy a ostatnio dużo spraw widzę w czarnych kolorach i mnie samą to wkurza. WIem jedno,że przychodzi taki moment,ze trzeba sobie odpuścić bo tak nie można zyć wciągłym napięciu( to podwyższa prolaktyne a to w dalszej kolejności powoduje,że nie można zajść wciaże i koło się zamyka) ja zawsze po takich sytuacjach staram sie rozmawiac z moim mężem, tłumaczyć mu o co chodzi (nawet jak ja sama nie wiem o co mi chodzi) rozmawiać mówić mu jak moja psychika działa zwłąszcza w dniach przed @ oraz podczas nieudanych starań.
Czytajac Twój pamietnik tak sobie myśle,że musisz Twojego PANA bardzo kochać !!! Przydałby się Wam obu wypoczynek, relaks, wiecej pobycia ze sobą takiego zwyczajnego.
A co do chudniecia no to wasnie nie powinno się chudnąć podczas starań, ćwiczenia tak ale też trzeba uważać, polecają wtedy spacery, basen,odadzany jest joging i cieższe ćwiczenia aby się nie przestymulować.
Kochana czytam Twój pamietnik nawet jak mało się odzywam. Zycze dobrego odpoczynku, więcej spokoju, radości, optymizmu i powodzenia w staraniach :D Pamietam
Wczoraj przed snem wziełam ten cholerny dostinex , masakra co się ze mną rano działo. Nudności okropne , "flaki" wirowały mi jak w pralce automatycznej, zaczęły mnie boleć mięśnie rąk, nóg ,pleców, co mnie zszokowało , bo od jakiegoś czasu biorę magnez z witaminą b6 , w połowie dnia dopadła mnie taka senność że mało nie zasnęłam na stojąco, na nockach nie miałam takiego kryzysu .. całe szczęście przeszło i mogłam zacząć myśleć o czymś innym niż o tym że zaraz puszczę pawia. Ostatnio jakoś zmienił mi się gust kulinarny, wcześniej wszystko soliłam na potęgę , nie jadłam słodyczy ale chipsy, paluszki,krakersy to mój żywioł, szczególnie przez @ .. a frytki o to już było przegięcie , nikt nie był w stanie zjeść moich frytek a ja wsuwałam trzy porcje , tak osolone że każdego odrzucało. Przez to wszystko zawsze zatrzymywała mi się woda w organiźmie, puchłam jak balon. A teraz nie mam ochoty, jem jałowe , lekko kwaśne potrawy , zupełnie bez soli i jest ok -chyba się starzeję. Co lepsze waga wczoraj pokazała mi 49.9kg szok , nieźle mi ta praca dała w kość , ostatnio ważyłam tyle mając 19 lat. Nie ma co się łudzić jednak ,posiedzę w domu, będę jadła regularnie i obiadowo, na co ostatnio czasu nie miałam i znowu wrócę do dawnej wagi. Nie wiem na ile uda mi się dotrzymać to postanowienie ale mam zamiar uruchomić mój rower;) lubię sie na nim zmęczyć, tylko pogoda musi być inna bo dzisiaj pocę się jak szalona, jest tak duszno że można zemdleć. O dziecku myślę mało , prawie wcale a jeśli już to wyobrażam sobie że już je mam , bez wcześniejszych stresów o owulację i czy trafimy w moment , bez frustracji że D.. jest na wyjeździe w te dni, bo przecież nie mam tych dni na dobrą sprawę.Jedyne czego jestem ciekawa , to czy cykl mi się po tym cholerstwie wydłuży .. zobaczymy
masakra - to można tyle ważyć ... ;O
szok - ja ważyłam 52kg - i lekarze mi radzili przytyć bo to niby może zagrozić ciąży...
a zawsze marzyłam o twojej wadze ;D
Zazdroszczę Ci, że udało ci się zapaonwać nad tym napięciem - ja mam masakrę... całymi dniami czytam co jeść... co wspomaga śluz... kiedy może wypaść owulacja...
jestem w takim dołku (niestety nagle powrócił - nasilony) że mam wrażenie że tylko dzidzia może uratować moje życie...
jestem pełna podziwu... że udało Ci się ogarnąć sytuację ;)
wiesz to jeszcze zależy od wzrostu , przy moim taka waga to nic strasznego, przez dobre 15 lat ważyłam równe 50 kg i nikt w tym nigdy nie widział nic złego, potem troche utyłam i doszłam już do 54.5 kg . Najgorsze jest to że mimo różnic wagi proporcje ciała i tak się nie zmieniają więc u mnie to w zasadzie bez różnicy, zawsze tak samo , góra szczuplutka a tyłek wielki , grunt to polubić siebie
W poniedziałek badanie kontrolne i dowiem się czy prolaktyna spada czy nie ,nie będę kłamać trochę się denerwuję ale bez tragedii , najwyżej trzeba będzie kontynuować leczenie. Skupiam się na innych rzeczach, i staram się relaksować jak tylko mogę. Spotkania z ciotką mojego D. zawsze na mnie działają dobrze, w niedzielę wybieramy się razem do Rewy na plażę, wieczory spędzam z książką, staram się nie gonić, nie spieszyć nigdzie. Z moim Słońcem układa się poprawnie, spokojnie , bardzo wziął sobie do serca to co powiedziała mu pani doktor , żeby mnie nie denerwował , naprawdę się stara a ja to doceniam. W pracy zostało mi tylko kilka dni, pozbędę się kolejnego stresu , bo tam zawsze nerwowo i jeszcze ciągły hałas który też działa stresująco. Jak widzę bobaski to się uśmiecham i one do mnie zazwyczaj się też uśmiechają, choć częściej ekscytują się na widok mojego puchatego psiego przyjaciela i zawsze wtedy pojawia się obrazek w wyobraźni, mojego własnego maleństwa , które będzie miało tego pieska na własność. A ja od najwcześniejszych lat będę je uczyć szacunku do zwierząt... marzenia.. Jedyne co nie daje mi spokoju to rozterka, czy jak Słońce wróci to robić kolejny monitoring i starać się trochę pod dyktando , czy może dać się ponieść swobodzie. Swobodniej będzie przyjemniej ale biorąc pod uwagę że On znowu potem na dwa miesiące wyjedzie wolałabym nie przegapić odpowiedniego momentu , pozostawię tą decyzję , bo jeśli prolaktyna się nie unormuje to problem sam się rozwiąże
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 sierpnia 2013, 21:38
spokojnie - miałam hiperprolaktynemie i udało się wiec luzik :) poza tym może nie trzeba bedzie pod dyktando bo bedziecie oboje mili ochote na siebie wlasnie w odpowiednim czasie :)
spokojnie - miałam hiperprolaktynemie i udało się wiec luzik :) poza tym może nie trzeba bedzie pod dyktando bo bedziecie oboje mili ochote na siebie wlasnie w odpowiednim czasie :)
Ginekolog , która przepisała mi dostinex ,kazała powtórne badanie zrobić w 20dc, wyjdzie to akurat w niedzielę. Dlatego też badanie zrobie 21 dnia cyklu , a dzisiaj nie wiem czemu, chyba powoli PMS, zaczynam mieć czarnowidzenie. Nie lubię tego gdybania i w tym przypadku wolałabym być facetem, oni nie stwarzają sobie takich problemów i dylematów. No więc , moje cykle systematycznie się skracają, ostatni miał 21 dni , i jeśli teraz będzie to samo, to jestem w czarnej dupie. Skoro planuję zrobic to badanie 21 dnia , a wtedy dostanę @ to już nie będzie 21 dzień tylko 1 i co ja wtedy pocznę? I jeszcze nie wiedzieć czemu , pomyślałam że to pewnie nie koniec moich problemów, nawet jeśli prl się unormuje to pewnie wyniknie coś innego , jakaś niedrożność albo wieczny brak płodnego śluzu uniemożliwi mi ciążę. Mam nadzieje że to tylko pms. Obserwuję swoje ciało już jakiś czas i trochę je poznałam, jak dotąd , żadnych oznak zbliżającej się @ , piersi nie bolą, nerwowość nieco ponad normę ale nic strasznego , lekko wzrósł mi apetyt a to zawsze zapowiada powoli @ ale tak tydzień przed. Swoją drogą ta oznaka @ strasznie mnie zawsze irytuje( jak jest cykl starań) bo budzę się głodna i po chwili już mam nudności przez co zaczynam sobie wkręcać ciażę a to tylko @ . Dzisiaj klasycznie po pracy zjadłam obiad i padłam, obudziłam się z potworną niestrawnością i jeszcze głupia zjadłam pół kg śliwek matko i córko co ja teraz przeżywam.
Zgadzam się z Tobą, najgorsze w nadchodzeniu @ jest to, że objawy przypominają ciążę. mam wtedy wrażenie, że przysłowiowo jedna moja półkula myśli o ciąży a druga o @. Mr Jekyll i Pan Hyde w jednym, oszaleć można!
moje objawy wczesnej ciąży były takie, że dałabym sobie rękę uciąć, że to PMS i nadchodząca miesiączka wiec moim zdaniem trudno to rozróżnić na tym etapie.
O, to , to! Ile to ja juz razy w ciazy bylam, a potem okazywalo sie, ze jednak @! Ja to jeszcze lepsza jestem, bo nawet jak mam @, to szukam na sile, czy mozna miec @ w ciazy!!! No bo moze mam i jestem?! Pozdrawiam!
PMS- pełną parą, może nie fizycznie ale psychicznie zdecydowanie. Wolę nawet nie rozmawiać dzisiaj z moim Słońcem , bo mam tak nieodpartą ochotę się czepiać że szok. Rzuciłam się w wir sprzątania, choć normalnie tego nienawidzę ,to w te dni mi pomaga, uspokaja. Pozwala odepchnąć natrętne myśli. Nie wiem dlaczego tak się dzieje, ale jestem jak tykająca bomba a zarazem perpetum mobile, bo nawet jeśli nic sie złego nie dzieje , to sama ładuję się złymi emocjami. Przypominają mi się jakieś zamierzchłe nieporozumienia i mam ochotę to na nowo rozgrzebać- nienormalna i do tego mam tego świadomość. Przez dwie godziny rozmawiałam przez telefon z koleżanką i jak w tej całej swojej paplaninie , wypaliła nagle że jej chłopak nie chce dziecka narazie , a ona powiedziała mu że nie ma zamiaru jak ja, obudzić się po 30 z poczuciem niespełnienia , to myślałam że mnie szlag trafi. Ludzie , którzy sami przez to nie przechodzą nie potrafią tego zupełnie zrozumieć. Dlatego pewnie tak uzależniamy się od Ovu, bo czujemy się bezpieczne, rozumiane, nikt nie wyskoczy z durnym tekstem - typu a myśleliście o adopcji? Doceniam podejście mojego taty i jego żony oraz mojej najlepszej przyjaciółki. Po prostu milczą i czekają aż sama coś powiem, pocieszają dobrym słowem. Nie wyrywają się w głupimi tekstami , co najwyżej mówią że bardzo by się ucieszyli gdyby się udało. .. ehh mieszkanko lśni , obiad na jutro w połowie już gotowy więc teraz książka i leżakowanie, trzeba skierować myśli na inny tor , zanim komuś się oberwie, w końcu obiecałam że będę z tym walczyć
hm..czasami przjaciolka tez moze zabic tekstem..mnie smiesza teksty,ze odlozymy TO za pare lat, a teraz to dom budujemy,ae teraz to plytki kladziemy a potem jak juz to wszystko bedziemy miec to szast!prast! zrobi sie. Paplanina mlodych..wpuscic jednym uchem,,wypuscic drugim i robic swoje. Na mnie wszyscy patrza jak na aliena,ze ja w wieku 33 lat chce miec dziecko - przecie to za wczesnie!!!Tylko trzeba brac poprawke,ze mowia to 25latki a 20 tki pukaja sie w czolo..Z tymi emocjami zlymi - nie daj sie!Humor sobie popsujesz,faceta wkurzysz nie warto..Wal patelnia -jak mowi moja psiapsiolka - wal patelnia prosto miedzy oczy..tym zlym myslom a nie facetowi oczywiscie :)
no to kolezanka Ci pojechala....mam nerwa na takie komentarze,ludzie lubia sie pocieszac niepowodzeniami innych,walic to.....nie mamy wplywu na to ci inni mowia i mysla,mamy wply tylko na siebie....niech twoja baba zegarowa wybuchnie gdzies z dala od domu....tak jest lepiej :) powodzenia!!!
Nie pociesze cię - ja walczę z kretyńskimi pytaniami: kiedy drugie? Nie rozumiem dlaczego ludzie roszczą sobie prawo pytania o najintymniejszą rzecz na świecie, bo przecież prokreacja dotyczy seksu, więc to tak jakby mnie pytali czy i kiedy współżyję z mężem! Zazwyczaj odpowiadam: a jak pani/panu/tobie układa się pożycie?
Zapada wymowna cisza.
Ci ktorzy nie siedzieli nigdy w tej sytuacji, nigdy jej nie zrozumieja. Nie zrozumieja, jak latwo nas wszystkie zranic, wkurzyc i zasmucic. Czasami lepiej nic nie mowic, niz za duzo lub co nieodpowiednie.
Dla nich wszystkich to sie wydaje takie latwe, a to jest dlanas caly swiat..
do Gosi ;D ja to już mam dość pytań o pierwsze - nie mówiąc o tym ze ostatnio ludzie zaczynają mi podsuwać pomysły na leczenie i różne możliwości walki z niepłodnością... nawet nie biorą pod uwagę faktu że jeszcze się nie staramy ;//// Mam już dość :///
i zgadzam się z mychowe ... Ludzie są podli, żadko myślą o tym co mówią (jak ostatnio bliskiej osobie z rodziny powiedziałam że cierpię bo ona dopiero co urodziła a ja mam depresję i już sobie nie radzę - to się zapytała - a tak szczerze ???), mało ludzi jest na tyle wrażliwych by móc się zachować odpowiednio ... Ja powiedziałam jej bezpośrednio w czym problem i co mi dolega a ona mnie wyśmiała... Mam już dość wszelkich kontaktów rodzinnych
Kochana - masz prawo do złych dni, a zwłaszcza żalu do koleżanki, która chyba mało przeszła w swym życiu. Niestety, nie można liczyć, że osoby, które nie doświadczyły bólu niezrealizowanego marzenia macierzyństwa (z powodu chorób) zrozumieją nas. Czasami myślę, że to ludzie o innym poziomie wrażliwości i empatii. Pewnie każda z nas zmaga się z wścibskimi ludźmi, którzy tylko patrzą po brzuchu i plotkują: czy już? Dlaczego tak późno? Pewnie mają jakiś problem... Najlepiej niech każdy zajmie się swoim życiem, bo zapewne jest czym. A Ty nie martw się, PMS przejdzie i znowu wróci optymizm oraz siła do dalszej walki. Ja jestem jeszcze w trakcie @, a już irytują mnie nawet muszki dobierające mi się właśnie do winka :)
Brzuch mnie boli, po obu stronach , znajome ciągnięcie jajników i śluz zrobił się bardziej wodnisty, co oznacza że dzisiaj albo jutro zjawi się @ i tak jak przewidywałam badań nie zrobię.I nawet nie wiem co dalej w takim wypadku, chyba napiszę po prostu do tej mojej ginekolog i zapytam. Humor jak zawsze o tym czasie mam wyjątkowo podły. Sinusoida: smutek przechodzący w złość i złość przechodząca w smutek. Chciałabym coś na to poradzić ale zwyczajnie nie potrafię.Już teraz wiem że bez pracy oszaleje w krótkim czasie
Brzuch mnie boli, po obu stronach , znajome ciągnięcie jajników i śluz zrobił się bardziej wodnisty, co oznacza że dzisiaj albo jutro zjawi się @ i tak jak przewidywałam badań nie zrobię.I nawet nie wiem co dalej w takim wypadku, chyba napiszę po prostu do tej mojej ginekolog i zapytam. Humor jak zawsze o tym czasie mam wyjątkowo podły. Sinusoida: smutek przechodzący w złość i złość przechodząca w smutek. Chciałabym coś na to poradzić ale zwyczajnie nie potrafię.Już teraz wiem że bez pracy oszaleje w krótkim czasie.. A głupie Ovu pokazuje mi dzień płodny i jak tu temu wierzyć, fakt owulacji nie wykazał ale u mnie przy 21 dniowych cyklach dzień płodny 20 dnia to kpina
Wiadomość wyedytowana przez autora 11 sierpnia 2013, 21:14
Swoją drogą taki krótki cykl (o ile to to) to chyba objaw albo braku owulacji albo za niskiego progesteronu. Więc niech Ci gin coś zaradzi i weźmie się do roboty
No to kochana dzwoń do gina niech powie co i jak :D
Wspieram w PMSie i współczuje bo ja mam już tydzień a dziś doszedł ból brzucha jutro @ :(
a co do monitoringu może pogadaj ze swoim ukochanym i zastanówcie sie czy teraz robicie przerwe czy póxniej(choć liczę,że później nie bedzie) Oamietam kochana o Tobie <3 dobrego tygodnia
A moze jednak to owulacja?Sluz wodnisty ovu przyjmuje jako plodny, a ciagniecie jajnikow to moze wlasnie owulacja? Moze Ci sie wydluzyl cykl i jestes w polowie?
Czas pokaze:)
Moze poukladaj ubrania w szafie zeby tak sie nie stresowac?
Zawsze tak jest, że kiedy człowiek może sie wyspać do woli ,to akurat wstaje skoro świt. Ja budziłam się od 5.00 co godzinę, w końcu od 7.00 zwlokłam się z łóżka. @ ani śladu choć brzuch boli dalej , zapowiadając jej rychłe przybycie. Jakaś zestresowana byłam wewnętrznie nie wiem czemu, i dla uspokojenia całą drogę do Gamety czytałam książkę , żeby zająć myśli i nie powtarzać sobie w kółko "nie stresuj sie". Na miejscu zamiast dobrze znanej mi pielęgniarki jakaś nowa pani, co gorsza ucząca się, rety gapiła się w moją żyłe dobre 10 minut , masując i pukając i jak tu się nie bać. Zazwyczaj pobranie krwi znoszę zupełnie bezstresowo ale wielka igła w rękach tej niepewnej kobiety ,wprawiła mnie w zaniepokojenie. Przeżyłam choć nie powiem- bolało. Teraz czekam na wynik PRL, ktory znając Brussa będzie już o 12.00 . Nie wiem czy dobrze zrobiłam , bo nadal czuje że dzisiaj @ mnie odwiedzi ale przecież ,jest możliwość że nie i nie mogłam czekać bo i tak robię to badanie dzień później. Idę łyknąć dostinex , ostatnią porcję , choć może i nie ..wszystko zależy od wyniku...Zauważyłam że tam w Gamiecie, klinice leczenia niepłodności wcale nie działał na mnie widok cieżarnych, może dlatego że mam świadomość że to kobiety, która jak ja walczyły o swoją ciążę i udało się im, potrafiłam z uśmiechem obserwować ich brzuszki i z nadzieją że mi też sie kiedyś uda. Chyba denerwują mnie tylko typowe wpadki i ciąże od tak w pierwszym cyklu starań
Wiadomość wyedytowana przez autora 12 sierpnia 2013, 11:11
Mnie tez denerwują wpadki i pierwsze owocne cykle. TAk tez było z moim kuzynem który wpadke zaliczyl podczas swojej nocy poślubnej a wcale nie chcieli mieć tak szybko dzidziusia. Oczywiście moja zadrosc była ogromna i ten tekst ,,wam tez się uda" zenujace!!!
ejj... proszę mi tu nie dyskryminować zajścia w ciążę w pierwszym cyklu!!! Też mamy swoje uczucia i przechlapane i nie zawsze udaję się taką ciąże utrzymać i musimy o nie walczyć.
Przeczytałam wszystkie dzisiejsze wpisy , jak zresztą każdego dnia. Mamy kolejny wysyp ciąż, to tak cieszy , bo przecież znam wasze losy, i przeżywam wszystkie wzloty i upadki razem z wami. U mnie spokojnie , mimo moich przypuszczeń @ nadal nie ma, a śluz dalej wodnisty, nie wiem o co chodzi ale nie chce mi się nawet dociekać. Wierzę w swoje przeczucia, zawsze gdzie w głowie kołatała mi się myśl , że w moimi hormonami nie wszystko jest ok. Już 7 lat temu jak odstawiłam tabletki antykoncepcyjne i mineło kilka miesięcy, czułam po prostu czułam że nie jest ok. I trochę jestem zła na niekompetentność lekarzy, jedna ginekolog powiedziała że moje hormony muszą być ok bo mam wypryski , długoletni lekarz kazał zrobić lh i fsh i było ok to mu wystarczyło, kolejny już pan doktor heh też tylko lh i fsh . Mi to jednak nie dawało spokoju , odwiedzałam kolejnych lekarzy ale większość twierdziło że musi minąć rok i wtedy dopiero badania.Po roku robili mi jakieś bzdurne usg które pokazywały tylko że jakieś pęcherzyki są więc musi być dobrze , i tak straciłam tyle lat, mogłam mieć już 6 letnie dziecko...Jest żal , ale i poczucie że wszystko dzieje sie według ustalonego scenariusza, tak miało być i koniec..tylko że zawsze chciałam być młodą mamą a na to szans juz nie mam. Pozostaje mi tylko wierzyć że moje przeczucie spełni się do końca, bo intuicja podpowiadała mi że mam drobny problem z hormonami, który nie będzie trudny do usunięcia i to się sprawdziło... Ostatni cykl miał 21 dni , ten ma 22 i chciałabym żeby trwał chociaż 26 dni. Zazwyczaj czytam o waszych oczekiwaniach na @ po 35, 40,50dniowych cyklach co dla mnie jest zupełną abstrakcją
Niestety, wiele z nas straciło dużo cennego czasu przez "konowałów". Czasami mam ochotę zapytać swojego lekarza czy wyobraża sobie życie bez swojego syna? Czy przypuszcza, co przeżywałaby co miesiąc jego żona? Może wtedy uświadomiłby sobie, że każda kobieta, która do niego przychodzi po pomoc, ma uczucia i tak jak on chce mieć normalną, kochającą rodzinę. Tylko tyle i aż tyle. Czasami trzeba niewiele, jedno badanie i trochę wysiłku intelektualnego, a marzenia mogą się spełnić. Potrzeba jednak także chęci i empatii w naszej służbie zdrowia, której czasem brakuje. Kochana - jestem z Tobą. Wierzę, że gdzieś czeka odpowiedni lekarz, który spełni Twoje pragnienie. Obyś znalazła go jak najszybciej :*
Pojechałam do mojej gin , po receptę na dostinex, na cholerne Karwiny , strasznie daleko ode mnie. Ubrałam mój ulubiony beżowy,cieniutki kardigan i oczywiście nonszalancko nie zabrałam parasola. Już w autobusie zobaczyłam że pada, kurde kolejny raz zwyzywałam się w myślach od idiotek, po pierwsze za brak parasola a przede wszystkim za brak prawa jazdy. Tyle lat wszyscy mnie na to namawiali, już drugi rok D. też nad tym pracuje, a ja jak oślica się opierałam i mam teraz za swoje. Zamiast grzać tyłeczek w ciepłym autku i rozkoszować się muzyką , musiałam zastanawiać się czy przestanie padać zanim zajadę na miejsce. Oczywiście padać nie przestało, autobus z opóźnieniem nadawał przystanki więc wysiadłam jeden dalej i gnałam w deszczu żeby znaleźć własciwy adres, bo jeszcze nigdy nie byłam tam sama, zawsze mnie Słońce zawoził.Zmokłam jak kura a przenikliwy wiatr dał mi tak popalić ,że czułam od razu że skończy się to przeziębieniem, z trzy razy wpadłam butem w kałużę bo goniłam jedyną w polu widzenia kobietę , żeby zapytać czy idę we właściwym kierunku. Lekarka dała mi receptę na 4 tabletki , dwie mam brać po połowie co tydzień i następne dwie po 1/4 więc wystarczy na długo, życzyła mi zdrowia i dzidziusia- bardzo miła kobieta , choć czasami strasznie stanowcza. Bezpośredni autobus do domu mam tylko jeden z tego miejsca i oczywiście mi zwiał , pół godziny siedziałam na przystanku , sweterek przemókł całkiem, nadął się i bardziej ziębił niż grzał. Całe szczęście miałam ze sobą książkę "50 twarzy Greya " - dla mnie głupia i chyba zachwycałabym się nią z 5 lat temu, na dzisiaj ani mnie nie szokuje ani nie zachwyca. Choć rozumiem że niektórym może się podobać, dokładnie wiem dlaczego , mnie właśnie z tego samego powodu jest obojętna. Przede wszystkim jest nieciekawie napisana, irytująco ale tyle recenzji. Obiecałam że ją przeczytam , mojemu D. od którego ją dostałam , i przyjaciółce która jest nią zachwycona. Swoją drogą targam grubą książkę a parasola nie - dramat. Pojechałam zamiast do domu, to do centrum handlowego , bo od tygodnia szukam farby do włosów, tej którą kupiłam poprzednio i jak na złość nigdzie jej nie ma. Tam zresztą też nie było i kupiłam inną bo moje odrosty , przyprawiają mnie o ból głowy za każdym razem kiedy spojrzę w lustro. Oprócz tego kupiłam trzy bluzki i torebkę , humor od razu mi sie poprawił , a jak dostałam jeszcze karnet na siłownię zupełnie za free to już byłam w siódmym niebie. Teraz tak myśle czy czasem nie sprawiam wrażenia, pustej laleczki na którą mężuś , bądź partner pracuje a jej jedynym zajęciem jest shopping i kosmetyczka i dlatego dostałam ten karnet do kompletu hehe ale mam to w nosie , wiem jaka jestem a opinię innym mam gdzieś tam, gdzie światło dochodzi bardzo rzadko.W aptece miałam rozkminkę, kupować całość czy nie , lekarka wyraźnie powiedziała że jak zajdę to od razu przestać a jeśli nie to dopiero po pół roku. A we mnie gdzieś tli się nadzieja , że się uda , że nie będzie to potrzebne. I to wygrało, ta wiara że będę mamą już niedługo, wziełam odpis recepty i wykupiłam tylko 2 tabletki. @ nadal nie ma , wściekłość gdzieś uciekła, nawet nie mam tego tak normalnego dla mnie w czasie pmsu , znienawidzenia do własnego wyglądu. Bo własnie w pmsie nie mogę na siebie patrzeć , wszystko mi się w sobie nie podoba, w połowie cyklu zaś czuję się boginią śluz nadal wodnisty- cholewcia czyżby cykl aż tak mi się wydłużył że to owulacja? Wiem to dopiero 23 dzień , i @ może przyjść za minutę ale trzeba sie cieszyć z małych rzeczy.. Dzidzia , jeśli się niedługo zjawisz , to będziesz miał mamę zadowoloną z życia i uśmiechniętą , no i z prawem jazdy bo jutro zaczynam kurs ehh
Wspaniały dzień :) Pamiętam miałam kiedyś identyczny przygodę jak jechałam do swojego gina na drugi koniec miasta. Też prawa jazdy nie mam ale niestety jestem kompletne beztalencie - wiem bo byłam na kursach. Ale swojego faceta wysłać muszę koniecznie bo musi być samochód w rodzinie. No i zazdroszczę bycia zadbaną panienką - ja sobie ciągle obiecuję i ciągle mi się nie chce :( i łażę jak sierota najczęściej :(
jaka tam ze mnie panienka? lat 32 i rozwódka hehe , wcale jakoś tam specjalnie o siebie nie dbam , znaczy moglabym bardziej ale nie chce mi się i nie ma dla kogo bo mojego ciągle nie ma.. geny mam dobre za to :D obym ja też nie okazała sie beztalenciem
Nieźle się uśmiałam, czytając twój wpis (jest mi on nadwyraz bliski - przewidywalność też nie jest moją mocną stroną ;) A ja mam prawko od jakichś 6 lat (zdałam za pierwszym razem) i praktycznie nie jeżdże bo panicznie boję się, że mogę mieć stłuczkę albo, co gorsza kogoś potrącę :) Życzę wam dziewczyny więcej "samochodowej" odwagi - jak będzie maluch napewno się przyda ;)
cudownie ;D Cudny dzień ;D a jak owulacja to nie ma co się rozpisywać tylko - czas na amorki ... JAk to mówią "Bez pracy nie ma kołaczy ... " he he ... gdyby każda praca była taka przyjemna, to pewnie bym została pracoholikiem ;P
I ja też nie mam prawka. i nie zanosi się, żebym je w najbliższej przyszłości miała, bo panikara ze mnie straszna :) Ale mam osobistego szofera (czyt. męża) więc nie narzekam :)
Porada dnia
Jeśli od roku (a jeśli masz powyżej 35 lat od 6 miesięcy) bezskutecznie starasz się o dziecko nie zwlekaj dłużej, zgłoś się do lekarza i poproś o zlecenie wykonania badań ogólnych zarówno przez Ciebie jak i Twojego partnera. Minimum badań, które powinniście wykonać to: analiza nasienia (badanie plemników), monitoring owulacji (sprawdzenie czy owulacja występuje), pomiar stężenia głównych hormonów we krwi (określenie rezerwy jajnikowej), badanie ultrasonograficzne macicy i jajników oraz histerosalpingografię (HSG – badanie drożności jajowodów i jamy macicy).
hmm lekki szok, bo skoro tak to dlaczego lekarze tak zwlekają z tą podobno podstawową diagnostyką ? Jeśli nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. Z tego minimum zostało mi tylko HSG, od strony czysto technicznej , z racji wyuczonego zawodu ( elektroradiolog) dokładnie wiem na czym to badanie polega, co jednak nie umiejsza mojego strachu.Dzidzia mogłabyś mamusi tego zaoszczędzić ehh. Co do mojego kursu , to chyba tego nie przemyślałam, wybrałam kurs intensywny - teoria w 4 dni . Wczoraj myślałam że dostanę pęcherzy na tyłku , a już po 6 godzinie wykładu czułam że zupełnie nie przyswajam wiedzy.Pocieszam sie myślą że w niedzielę kończę teorię i w poniedziałek albo wtorek będę już mogła zacząć jeździć i jeszcze we wrześniu iść na pierwszy egzamin.W związku z czym we wrześniu pewnie znowu mi prolaktyna podskoczy W nowym cyklu jako że mam wolne , wrócę do mierzenia temp. wcześniej mierzyłam zawsze po śnie ale o róznych godzinach, wiadomo praca na zmiany nie było innego wyjścia. Teraz zrobię wszystko zgodnie z instrukcją i zobaczymy jak to wygląda. Nie wiem czy mój , przyjedzie do czasu ewentualnej owulacji, nie wiem nawet czy owulacja już wróciła. Gdzieś tam na dnie duszy jestem zniechęcona do tego wszystkiego, a moze to tylko pms..
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 sierpnia 2013, 06:33
brak partnera blisko to faktycznie problem, bo co by nie było jest potrzebny do zapłodnienia :P
ale oczywiście też jest zrozumiałe, że musi zarabiać i dlatego go nie ma.
A poza tym co do badań - nie masz jeszcze skończonych 35 lat. Ale jak masz wątpliwości to zbadaj drożność abyś miała pewność, że wszystko ok jak regularna owulacja wróci - a będzie to już niedługo. Bo robisz szybkie postępy z poprawą hormonów.
A może jednak spróbuj hsg, miłe to nie jest ale mi otworzyło oczy i okazało się że mam prawie całkowicie oba niedrożne a nigdy nie miałam żadnych zapaleń ani operacji. Więc nie wiadomo dlaczego. Teraz przynajmniej cos wiem i działam dalej. A my musimy mysleć za lekarzy, nie czekaj aż ich oświeci. Powodzenia:)
porady swoja droga, a lekarze swoja,po pierwsze oni maja to i tak w dupie,czy ty zajdziesz,czy nie,a juz na pewno maja w dupie,ze stracilas pol albo i rok na diagnostyke,a po drugie......jakbym ja miala ze wszystkim niepokojacymi objawami zgloszac sie do lekarza-jak to radza porady internetowe,to chyba bym musiala codziennie miec wizyte u jakiego specjalisty......nawet o paleniu fajek pisza,zeby sie zgloscic do rodzinnego jesli nie mozesz rzucic......a co rodzinny na to ...........Pani......ja tez od 20 lat rzucic nie moge!!!!!!
Kolejny cykl zakończony, trwał 25 dni - wiem że dla wielu dziewczyn to krótko , ale dla mnie to milowy krok do przodu. Tylko 4 dni i aż 4 dni Zauważyłam że po wyregulowaniu prolaktyny , objawy pmsu były dużo łagodniejsze, miałam tak podobnie w czasie przyjmowania castagnusa. Zupełnie nie czułam piersi, które wcześniej przyjmowały gigantyczne rozmiary(jak na mnie) i bolały przy choćby najmniejszym dotknięciu. Nawet stanik mnie raził i marzyłam o tym żeby go tylko wreszcie zdjąć, nie powiem były fajne, duże i bardzo jędrne , niemal jak silikony ale co z tego kiedy sprawiały taki ból. Psychicznie też jakoś łagodniej, miałam wczoraj chwilę że wszystko mnie drażniło, ale nic po za tym a wcześniej w pmsie , płakałam, krzyczałam , łapałam doły. Są więc powody do zadowolenia, dostałam zalecenie żeby kontynuować leczenie aż do pozytywnego testu ciążowego lub przez pół roku jeśli ciąży nie będzie. Wychodzi na to że to będzie ta druga opcja , bo moje Słońce nie ma szans na powrót, przepadł mi jak kamień w wodę , nie ma zastępstwa dla niego. Jestem zła, na jego szefa że tak wszystko na jego głowę zwalił i nie pomyśli że też mamy jakieś życie. Jest mi też smutno, czuję pustkę ,bo mój świat od dwóch lat kręci się jak Ziemia , wokół Słońca... mojego Słońca :)Bardzo mi go brakuje , już nawet abstahując od starań o dzidzie , po prostu żeby był , żebym mogła sie obok niego obudzić , przytulić itd tych wszystkich zwyczajnych chwil , których nie docenia sie kiedy są zawsze
A ja z kolei zawsze miałam cykle 25 dniowe. A od kiedy się staramy to mi się zaczely wydluzac.. Oj wspolczuje Ci tej Waszej rozlaki to musi być straszne. Ale wiem tez ze można do wszystkiego się przyzwyczaić. Jestes silna i dasz rade wszystko przezwyciezyc!!!!
wiedziałam na co sie decyduję i przyzwyczajona jestem do rozstań , ale jak trwają zbyt długo to wpadam w dół , no i jak tu się o dziecko starać kiedy tyle km .między nami ehh
Oj strasznie to smutne... Rozumiem cie w zupelnosci, moj maz rowniez jezdzi w delegacje i wtedy to mnie szlag trafia.... Mam ochote przespac te dni rozlaki z nadzieja ze jak sie obudze to on juz bedzie w domku :/// a z tymi melonami to mam tal samo- i jestem w szoku ze jest na to lekarstwo :0. Myslalam ze musze do konca zycia tak cierpiec -ze to za kare czy cus...
Ja też źle noszę bycie samą. Ostatnio byłam w kwietniu przez miesiąc w pl i myślałam, że zwariuję. Podziwiam Twoją wytrwałość i determinację!!! A piersi będziesz miała wielkie i obolałe na początku ciąży, a że cykle Ci się ładnie regulują... to może Ty pojedziesz do niego parę razy na "te dni"?
Oj, wiem, jak to boli. I nie mowie o piersiach, tylko o rozlakach. Na poczatku tez mielismy zwiazek na odleglosc i... doszlismy do wniosku, ze albo razem, albo osobno. Od paru lat mieszkamy wiec razem w Niemczech
Jestem wredną, złośliwą i zemstliwą babą .. Od trzech tygodni , kiedy mojego D . nie ma , ciaglę mu tłumaczę, krzykiem , groźbą i prośbą, że skoro jesteśmy tak daleko to powinniśmy dbać o nasze relacje. Powinniśmy spędzać ze sobą czas, w ten chory jakby nie było skypowy sposób i rozmawiać. Nie dociera, nasze kontkaty wyglądają następująco.
Telefon1 On: No cześć Słońce potrzebuję żebyś doładowała mi konto .
Ja: Dobrze
On: no to ok, muszę kończyć
Telefon2 Ja: Cześć Słonće słuchaj bo dzisiaj to miałam taki dzień..
On: zadzwoń za 5 minut jestem zajęty
Telefon 3 Ja : miałeś się odezwać (foch)
On : mam urwanie głowy , pogadamy wieczorem
I tak w kółko, czasem mnie wysłucha, zazwyczaj nie ma czasu. I ja to rozumiem, jest w pracy, wszystko na jego głowie, jest tego naprawdę dużo. Niemniej przychodzi weekend , wieczór, mamy wolne i też kontakt jest zerowy. Próbowałam otworzyć mu oczy, nie dało się. Były awantury, żale , pretensje i próby wypracowania kompromisu, obietnice że coś z tym zrobi.Po czym powielał swoje zachowanie. W piątek wybuchłam kolejny raz , on kolejny raz przekonywał że coś zmieni. Wczoraj gadaliśmy może 10 minut po czym poszedł na drzemkę i kazał się obudzić za 2 godziny, obudziłam go ,dałam czas na rozbudzenie, po godzinie zadzwoniłam już wkurzona i co? Dowiaduję się że gra z kolegami w playstation - to już nie pierwszy raz . Coś we mnie pękło i powiedziałam sobie głośno basta!!!. Nie będę płakać po nocach, nie będę miała wyrzutów sumienia że swoimi fochami zatruwam mu życie- bo po prostu mam rację. Skoro koledzy , których codziennie widuje po 13,14 godzin są dla niego ważniejsi i dla nich znajduje czas a dla mnie nie potrafi znaleźć godziny to ok. Napisałam kilka mocnych słów i milczę. Dzisiaj na jego telefony odpowiadam smsami typu : jestem zajęta , zadzwonie jak znajdę chwilę..
On na to : dobrze Ci radzę zadzwoń
Ja: jak będę potrzebowała twojej rady to o nią poproszę.. i milczę zawzięcie i konsekwentnie, wiem że to głupie ale to mnie ugryzło do żywego , że jestem na szarym końcu jego priorytetów, jego listy osób z którymi chce spędzać czas , i wiem że mam rację .. zamieniłam smutek na złość , przez co jest mi lżej. Mam co robić z czasem , nie jestem sierotą , która musi wisieć na drugiej osobie bo nie potrafi sobie zorganizować sensownie czasu. Jeśli chce żebyśmy ostatecznie się od siebie oddalili , to ok ja już nie mam siły walczyć. Wcześniej jeszcze trafiały do mnie argumenty, że kiedy kłócimy sie podczas jego powrotu to jest to moja wina i on wtedy bierze ten ciężar na swoje barki , więc teraz ja mogę. Mogę owszem , ale nie trzy tygodnie, dzień po dniu. Są o mnie pewne prawdy ,które wyłożyłam mu jasno , kawa na ławę na początku znajomości. Nie jestem niewolnicą, nie jestem męczęnnicą, nie potrafię udawać. Kocham go i starałam się. Jednego dnia napisałam mu smsa na spontanie " Bardzo mi Ciebie brakuje " - zero odpowiedzi.. przemilczałam .. kolejnego dnia sms Kocham Cie ..w odpowiedzi dostałam " A Tobie co się stało?" no kurwa mać , no własnie , co mi się stało? Chyba mnie posrało że tak sie staram , jak nigdy jeszcze dla nikogo. Zostawiłam na Śląsku wszystko, i kocham , na ślepo wierze, wybaczam tak wiele , po to żeby dowiedzieć sie że playstation jest ważniejsze niż moje gęganie o tym co u mnie nowego .. wrrr
Jak ja Cie rozumiem!!! Moze trafilas na podobny egzemplarz, jak moj - tez nie jest wylewny. Ale POKAZUJE, ze kocha w subtelnie-praktyczny sposob.
Cierpliwosci Ci zycze! :*
hmmm
a jak dlugo macie zamiar zyc na odleglosc???
bo wiesz....wszystko mozna wytrzymac pod warunkiem,ze wiemy dokad zmierzamy i kiedy ta meczarnia ma sie skonczyc...rok,dwa...bo chcemy na cos odlozyc,ale musi byc gdzies limit...dlugo juz jestescie na doleglosc?
moj zwiazek tez byl na odleglosc pierwsze 2 lata....moj tez nie odpisywal na kazdego smsa....ale zrozumialam ze juz tak ma,taka jego uroda,nie odpisany smsa wcale nie swidczy o braku milosci czy szancunku, wiec nie walczylam z tym,chodz nie chce porownywac,bo moze problem jest bardziej zlozony,oprocz zwyklego kontaktu staracie sie jeszcze o dziecko a w taki warunkach-na odleglosc i w takich nastrojach nie jest najlatwiej....
(chodz odpowiedz....radze ci zadzwon- mnie tez by wkurzyla,dobrze mu odpisalas)
Jesteśmy ze sobą dwa lata, od początku na odległość. Zdecydowałam się na to świadomie, i nie mam pretensji że on wyjeżdża , rozumiem. Mamy cel a raczej dwa, albo nazbierać w Polsce na własne mieszkanie, żeby on już nie musiał wyjeżdżać albo ja kończę to prawko i wyjeżdżam do Norwegii , gdzie razem pracujemy . Na początku jednak potrafił znaleźć dla mnie czas zawsze, teraz nawet nie wymagam żeby zawsze ale choć godzinę, dwie dziennie i przede wszystkim boli mnie to że on to robi jak sam mówi nieświadomie, czyli wewnętrznie nie ma takiej potrzeby - nic tylko ciąć się wzdłuż żył , w przenośni oczywiście bo jeszcze mnie nie pogieło żeby się chlastać przez faceta. Najbardziej boli fakt, że on dla mnie jest wszystkim, wypełnia niemal każdą myśl a ja pojawiam się w jego myślach kiedy widzi że czegoś potrzebuje i ja mogę to dla niego zrobić. Znam też siebie , kropla do kropli aż nazbiera się morze , którego już nie będę wstanie przekroczyć , za którym w końcu pojawi się moja obojętność , której nie będzie mógł pokonać choćby potem na rzęsach stawał....
Wspolczuje Wam, ze jestescie daleko od siebie, gdyby to sie zmienilo bylby to tak jakby sprawdzian dla Waszego zwiazku.
Nie kazdy kocha tak samo, sama sie o tym przekonalam po 3 latach zwiazku i roku malzenstwa,ale my sie dotarlismy i jestesmy bardzo podobni. Oboje wiemy czego pragnie druga osoba i oboje chcemy jej to dac.
Moze jak juz nie bedziecie na odleglosc to on sie zmieni i bedzie Wam lepiej..
Tego zycze:)
Chyba tez bym tak zrobiła. Wydaje mi się, ze on musi zatęsknić i poczuć jak to jest bez ciebie na każde zawołanie. Teraz nic nie tracisz, bo i tak jest na odległość (gorzej jakbyś miała dni płodne, a tu ciche dni ;) ). Myślę, ze przetrzymaj go jeszcze chwilę, a potem rzeczowo i spokojnie jeszcze raz spróbuj mu wyjaśnić, ze ci go po prostu brakuje. Nie wylewałabym wtedy wszystkich żali, bo facet (żaden :) )nie jest w stanie ogarnąć tylu informacji naraz. Powiedz, że tęsknisz i ciężko ci kiedy nie ma dla ciebie czasu. Dałaś mu chwilę na przemyślenie, trzymam kciuki, żeby tak właśnie się stało. Jeśli masz taką możliwość to wyjdź sobie gdzieś ze znajomymi, żeby nie myśleć. Pomyślnego rozwiązania tej sprawy ci życzę!!! :)
Dzięki za pocieszenie, faktycznie nie pomogło, ale się uśmiechnęłam ;) Buziaki!
Ech... kiedyś też się tym przejmowałam teraz wiem, że on na prawdę woli grać z kolegami w gry niż słuchać mojego paplania wiec zmieniłam strategię i przynoszę mu piwo i chrupki. Sam przychodzi jak potrzebuje, nie złapię go na siłę - faceci to dzikie zwierzęta. Polecam książkę "Dzikie serce, tęsknota męskiej duszy" jak się wywali wszystkie katolickie kawałki (jeśli ktoś nie jest katolikiem) to świetna książka.
Rozumiem Cię. Też żyję w związku na odległość. Jednak nie od początku. Po 3 latach związku zgodziłam się na jego wyjazd. Stwierdziłam, że jeśli zatęskni podejmie jakieś kroki określające naszą dalszą przyszłość, jeśli nie, to nie będziemy sobie dłużej mydlić oczu. Po 2 miesiącach oświadczył mi się i postawiłam warunek: albo razem w Polsce albo w ogóle. No i ustaliliśmy, że zbieramy na wesele, tydzień wcześniej wraca i już zostaje na stałe. Na początku tęsknota była ogromna. Nie mogłam się przyzwyczaić do tego, że rozmawiamy tylko wieczorem, a w ciągu dnia zero rozmowy. Dopiero po roku, jak się ostro pokłóciliśmy, wygarnęłam mu, że czuję się samotna, że brakuje mi kontaktu z nim. Bywało, że wieczorami nie mieliśmy o czym gadać. Oddalaliśmy się od siebie. Od tej kłótni (właściwie to powiedziałam mu, że to koniec) zrozumiał. Teraz co dzień wita mnie sms-em. Nie zmuszam go, żeby mi codziennie wyznawał miłość, wystarczy, że napisze: "dzień dobry moje kochanie" i już dobrze zaczynam dzień, bez doła :) w ciągu dnia jeszcze wymienimy się jakimiś informacjami i potem rozmawiamy po pracy na spokojnie :) faceci nie są zbyt wylewni, zresztą ja też nie lubię mówić o uczuciach.
Myślę, że dobrze zrobiłaś. Żeby do faceta coś dotarło, trzeba odpłacić mu się tym samym. Wtedy zaczyna się zastanawiać: czemu ona już tyle nie pisze, czemu nie potrafi znaleźć dla mnie już tyle czasu i zaczyna się na nowo starać. Musisz go po prostu troszkę "olać", zignorować. Ilekroć tak robiłam zawsze działało:) niestety później wracał do swojego wcześniejszego zachowania, więc ja znowu to samo :D troszkę taka zabawa. Dopiero jak poczuł, że może mnie stracić to do niego coś dotarło. Nie mięknij szybko, niech on pisze, że tęskni a Ty wyjdź ze znajomymi, niech ma świadomość, że bez niego też dobrze się bawisz. Kiedy zadzwoni i zapyta, czemu się nie odzywasz, powiedz że jesteś w pubie ze znajomymi czy coś (nawet jeśli nie będziesz) to go na pewno ruszy :))
Powodzenia :*
"kolejnego dnia sms Kocham Cie ..w odpowiedzi dostałam " A Tobie co się stało?"
za coś takiego obraziłabym się na najbliższy miesiąc :) Ale ja nerwowa jestem:)
A nie myślałaś, żeby te wszystkie swoje żale i uczucia opisać w liście do Twojego M? My tak właśnie robiliśmy, gdy ja miałam trudności w mówieniu o co mi właściwie chodzi :) Pisałam listy, krótsze, dłuższe typu: dzisiaj czuje się tak i tak.., bo to i to.. Gdy zachowujesz się tak i tak, to ja czuję się tak i tak.. Na początku było trudno. Przychodziłam do domu i myślałam, jak mój M zareaguje na to, co napisałam. Ale on miał czas, żeby sobie wszystko przemyśleć i ochłonąć, więc potem to już była spokojna rozmowa:) Do tej pory często zostawiamy sobie różne karteczki przypięte gdzieś na szafce, czy lustrze.
Również bym tak postąpiła... Ostatnio wyznaję zasadę, NIEWŁAŻENIA NIKOMU W D... NIECH SAM SIĘ POSTARA JEŚLI MU ZALEŻY... i też mam focha na męża, chyba to bardziej żal, że muszę przez to wszystko przechodzić (jakby to była jego wina), że nie stara się tak bardzo jak ja... i że to ja świruję, to ja rycze, krzyczę, jem różne trawy itp... a Ciebie to PODZIWIAM - miłość na odległość wymaga wielkiej siły i naprawdę silnego uczucia, jest narażona na dużo większe próby... I masz w zupełności rację, musisz mu pokazać że Ciebie to boli i że tobie sieto nie podoba, a najlepiej to jakbyś mu to napisała albo powiedziała (chociaż facet to lepiej jak ma czarno na białym, aby do niego dotarło - oni są tak naprawdę bardzo prymitywni i nie zastanawiają się zanim coś zrobią).... On na pewno Cię bardzo kocha, tylko że przywykł że jesteś na każde zawołanie i zapomniał że o kobietę też trzeba się starać... (przerabiałam to w swoim związku kilka razy - i uwierz mi facet potrafi dla kobiety naprawdę dużo zrobić - tylko trzeba mu to jasno i rzeczowo wyjaśnić) ... z resztą sama sobie odpowiedz, czego chcesz i czego oczekujesz od swojego partnera, ojca swoich dzieciaczków... i powiedz mu o tym... Będzie dobrze !!! Najważniejsze żebyś wiedziała czego Ty pragniesz i co sprawia ci szczęście - bo partnerstwo polega właśnie na wzajemnym uszczęśliwianiu !!! 3mam kciuki Kochana
Wiesz, może Twój facet jest podobnym typem jak mój? Mój mą znie potrafi oswoic komunikacji innej niż "na żywo" telefon go męczy, skype, w ogóle strasznie, i stra się nawet, wymusza na sobie dzwonienie... ale to poprostu inny człowiek w tedy. Żyliśmy na odległość 2,5 roku, najgorsze , bo pierwsze, na samym początku, kiedy kontaktu łaknie się tak bardzo i kryzysy były wyłącznie w tedy, gdy widzieliśmy się było naprawdę super. I o tym jak jest w bezpośrednim kontakcie postanowiłam pamiętać, a na codzień jakoś zająć się pracą, znajomymi - szczesliwie to bylo w trakcie studiów to zawsze sprzyja kontaktom. Teraz już zanmy się jak łyse konie, jest inaczej, wiem że on docenia, że nie zmuszam go do kontaktu przez telefon, sms, skype, wiem, że myśli o mnie, pamięta, staram się czytac między wierszami, co tam się u niego dzieje, ale wiem że po powrocie bedzie czekać na mnie wysprzątany dom i ciasto, które upiecze, bo tęskni, i opowie o wszystkim, no ale przez telefon... dramat i też fatalnie się na początku z tym czułam i nie radziłam sobie z tym za dobrze, były fochy, czas zrobił swoje, może i u Was poukłada wszystko?
Najlepiej zrozumie Cie inna kobieta- to fakt. Po 30 tym telefonie skapitulowałam, pogadaliśmy i względnie doszliśmy do porozumienia. Choć we mnie pozostał żal, poczucie że trochę wymuszam na nim coś na co on nie ma do końca ochoty. Oczywiście usłyszałam , że nic się nie dzieje, przesadzam, dramatyzuję a cała akcja jest zupełnie niepotrzebna. Już więcej nie będę zwracała mu na to uwagi , bo to nie był pierwszy raz , tylko do niego uparcie nie dociera. Wytłumaczyłam wszystko dokładnie i przecież jest inteligentnym facetem, powinno wystarczyć. Wieczorem wzorcowo był gotowy. Zapytał czy dalej będę się bawić w fochmistrza , nawet zapamiętał o której mam jazdy w środę bo zazwyczaj moje słowa cudownie mu umykają. Jakiś taki jednak był nieobecny myślami, nerwowy. Znam go nie oszuka mnie. Zapytałam wprost a on powiedział mi że miał straszny dzień i nie jest zły na mnie tylko po prostu zestresowany... że pewnie zaraz się położy spać bo go to wykończyło. I ok nie mam pretensji , rozumiem, choć kiedy usłyszalam że jeszcze musi na skype pogadać z kolegą, to znowu poczułam złość. Nerwowa to była rozmowa, ja czułam że bardzo wymuszona, gdyby nie moja afera to pewnie zwyczajnie by się nie odezwał. A u mnie co w sercu to i na ustach. I co , powiedziałam co myśle a w odpowiedzi usłyszałam że mam przestać dokazywać , bo nie ma na to nerwów i jeszcze jest dla mnie miły.. Jeszcze jest dla mnie miły..jeszcze jest dla mnie miły -szok , jak echo to brzmi w moich uszach do teraz.. Powiedziałam że w takim razie może na tym zakończymy i sama się wyłączyłam. Odpuszczam sobie, kosztuje mnie to zbyt wiele nerwów, tym razem to ja mam ochote pomilczeć na dłużej. Kiedy rozmawialismy tak szczerze to powiedziałam mu żeby odpowiedział sobie na jedno pytanie. Czy musi mnie zabraknać w jego życiu , żeby zrozumiał jak bardzo tego niedoceniał , kiedy jeszcze było jego. Myślałam że to zadziała ale gdzie tam to tylko facet. Zapytał mnie czy czymś mu groże ... ręce z majtkami opadają ..Mamy kryzys, nie da się ukryć. To ciężki układ , kocham go ale drugi raz mając tą wiedzę chyba bym się nie zdecydowała
Blysk_kotka, nie przejmuj sie tym tak bardzo. Poprostu brakuje ci twojego mezczyzny, kontaktu z nim. Pracuje daleko, taki macie uklad i narazie sie tego nie zmienisz. Gdy kobiete cos boli, czuje potrzebe, zeby sie wygadac. Facet ma odwrotnie, zamyka sie w swojej jaskini i milczy. Mozesz krzyczec, plakac, tupac i tak nie wyjdzie do poki mu nie przejdzie. Rozumiem twoja bezsilnosc - tez przez to przeszlam. Zeby wyciagnac go z jaskini jest tylko jedna rada i uwierz mi, TO dziala. Zaskocz go:) Twoj facet ciebie dobrze zna i wie jak reagujesz na jego zachowanie. Wiec teraz zareaguj zupelnie odwrotnie, np. Jesli ostatnio sie zloscisz na niego jak ci mowi o swoich kolegach, to teraz przekaz pozdrowienia dla tego, o ktorym wlasnie wspomnial. Wazne jest, zebys zareagowala zupelnie odwrotnie niz dotychczas i zobaczysz, efekt murowany. Wzbudzisz tym jego zainteresowanie i uznanie. A przeciez o to chodzi. I nie daj sie poniesc emocjom. Jesli to nie zadziala, tzn ze ma naprawde jakis problem i trzeba go zostawic w jego jaskini, az sam wyjdzie. Takie rzeczy sie zdazaja w zwiazkach na odleglosc, on wie ze jestes zdenerwowana i jesli ma jakies klopoty to nie chce cie obarczac dodatkowo tylko prubuje sobie samemu z tym poradzic. Faceci nie lubia rozmawiac o klopotach i tego nie zmienisz. Wiec glowa do gory :) wszystko sie ulozy :)
Masz rację , czasem zachowuję się jak księżniczka , której nic nie można złego powiedzieć . Tymczasem sama jak mam zły dzień to lepiej mi z drogi schodzić. Każdy ma prawo do gorszego dnia , niech będzie. I tak , złagodniał przez ostatni rok . Ja chyba po prostu muszę sie bardziej skoncentrować na czymś innym , zbyt dużo wolnego czasu jakoś mi nie służy
Kochana - wiem, że trudno jest Ci samej, zwłaszcza w tak ciężkim okresie starań. To chyba naturalne, że potrzebujesz czułości, wsparcia i zaangażowania. Przecież to nie będzie tylko Twoje dziecko - normalne więc, że chciałabyś być w życiu swego mężczyzny numerem 1. Z pewnością jesteś. Nie musi Ci tego stale udowadniać, gdyż jest z Tobą i stara się zrozumieć nawet te złe okresy. To jest właśnie miłość... A co do zainteresowania... Wydaje mi się, że w tym całym zachowaniu naszych facetów jest dużo naszej winy. Poznali nas jako roześmiane dziewczyny, pełne miłości i optymizmu. Teraz, kiedy się nie udaje, często popadamy w depresje i mamy pretensje w zasadzie o nic. Taka zmiana to dla nich szok. Przeżywają wszystko na swój sposób, ale nigdy (nawet pomimo szczerych chęci) nie zrozumieją naszego instynktu macierzyńskiego. Twój facet chce mieć u boku tą dziewczynę, w której się zakochał. Nie umie jeszcze poradzić sobie z tym całym stresem, który Tobie towarzyszy. Może warto sięgnąć do czasu, kiedy wszystko wydawało się łatwiejsze? Jakieś cudowne wspomnienia... Czasami warto je ożywić, by odnaleźć siebie na nowo :)
no tak - faceci - muszą pójść po rozum do głowy... bo za często się resetują, a później nie potrafią wszystkiego ogarnąć... wciąż trzeba ich ustawiać i pilnować... dlaczego oni poprostu sami sięnie potrafią postarać zrzumieć KOBIETY??? Ja to aby zbudować kochającą rodzinę wciąż czytam, staram się nauczyć komunikować z mężem, rozumieć jego potrzeby... a on??? Ani razu nic podobnego nie zrobił, a później się dziwi że wciąż się wymądrzam, czyli jak to faceci lubią mówić : "marudzę", "zrzędzę"... itp. A przecież to PRAWDA ABSOLUTNA: ZWIĄZEK POLEGA NA WZAJEMNYM DOCIERANIU!!!! przecież
Do TANGA TRZEBA DWOJGA !!!
Na Ovu jestem 18 cykl - masakra i gdyby każdy ten cykl był cyklem starań to pewnie troche bym się podłamała. Widziałam już tu wiele podobnych historii i właściwie wszystkie przechodzimy podobne etapy emocjonalne:
najpierw był seks spontaniczny, bez myślenia czy się uda czy nie, z nadzieją że a nuż..Po pierwszym takim cyklu pomyślałam : nie ,nie , dziewczyno źle kombinujesz , pewnie przegapiłaś właściwy dzień- sex musi być regularny. Zaczełam czytać na temat owulacji i uświadomiłam sobie, że tak naprawdę niewiele o tym wiem. Kolejny etap to już regularne serduszkowanie, także zakończone niepowodzeniem , i nowa myśl , ledwo jeszcze kiełkująca może nie wszystko jest ze mną ok? Jeszcze jednak wierzyłam w nie potrwierdzone żadnym faktem gadanie lekarzy , że musi sie udać , nie ma się czym przejmować , że to za szybko , że wszystko jest w porządku. Potem po kolejnych niepowodzeniach , przy regularnym serduszkowaniu sama zaczełam jeszcze bardziej zgłębiać temat i myśl że coś jest nie tak urosła do gigantycznych rozmiarów. Kolejny etap to badania , emocjonalnie ciężki okres, zmęczenie oberwacją temperatury, frustracją że wciąż sie nie udaje, straszne rozczarowanie kiedy przychodzi kolejna @. Wreszcie diagnoza , juz wiem co mi jest, już z tym walczę to mój etap na dziś. Następna może być ciąża albo kolejny problem do pokonania, więc albo będę spokojna jak teraz, szczęśliwa bo się udało, albo na nowo będę przechodzić przez falę złości pt. "Dlaczego mnie to spotyka" . Mój D. wraca za ok 2 tygodnie wiec owulację przegapi , dzisiaj mnie to jeszcze nie denerwuje , ale jeśli owulacja potwierdzi się śluzem , temperaturą i szyjką to wiem że będzie mi smutno że tracimy szansę. 18 miesięcy a prób moze ze 5,6 z czego część jeszcze własnie w nieświadomości a raczej poczuciu że jestem kompletnie zdrowa. Lekarzom nawet nie mówie że prób było tak niewiele bo wtedy nie traktowaliby problemu z należytą uwagą. Świat jest dziwny... dzisiaj pierwsza jazda w samo południe ...mam stresa
powodzenia na jazdach. I pamiętaj ciągle bierzesz leki i ciągle polepszasz swoje zdrowie i jesteś zdrowsza w każdym cyklu. Może ten kolejny, gdy D. już wróci, to będzie właśnie TEN!
zgadzam sięz tymi lekarzami - też pewnie walnę ściemę że staramy się od np listopada i nic z tego - albo lepiej odrazu powiedzieć że staramy się ponad rok ;D wtedy to już nie mają wyjścia - muszą działać ;D
Mam za sobą straszny dzień , niby nic się nie stało a jednak. Wstałam jak zawsze o 7.00 żeby zmierzyć temperaturę i zasnełam ponownie. Na dobre obudziłam sie o 9.30, wyspana, wypoczęta. Wyprowadziłam psa, zrobiłam zakupy i zabrałam sie za sprzątanie. Problem w tym że nie bardzo jest już co sprzątać , bo od dwóch tygodni siedzę w domu i sprzątam w kółko jak szalona. Na drugi spacer z psem ,wybrałam się do pobliskiego lasu, niebo ciężkie, pochmurne , jesienne . W lesie spokój ,jakbym nagle przeniosła się w inne miejsce na Ziemi , jakby nie było to te same osiedle w wielkim mieście. Fajnie jest sie tak zmęczyć, podejście pod dosyć stromą górkę, wywołało u mnie zadyszkę, u psa też tylko że on na ludzkie ma z 80 lat a i tak podbiegł trzy razy szybciej niż ja. Powietrze grzybowe, wiem że nie ma takiego określenia ale tak pomyślałam, że to zapach grzybów, mimo że żadnego nie znalazłam. Poczułam kłucie w jajniku , czyżby zbliżała sie owulacja? Ta myśl zupełnie zepsuła mi humor, bo co z tego , kiedy jestem sama i kolejny cykl idzie na straty , nawet bez spróbowania. Wróciłam do domu biegiem , w deszczu , i dobrze bo ledwo powstrzymałam sie od łez. Hormony ! mam takie dni , kiedy wszystko wydaje mi się do bani, dół w który wpadam a który nie ma dna, lecę w niego głębiej i głębiej. Leżałam i myślałam że moje życie to ciągłość niepowodzeń. Jak znajdę pracę to jest beznadziejna, facet którego kocham jest daleko, rodzina też , w ciąże też nie mogę zajść normalnie , bez wspomagaczy i latania po lekarzach. Kaszanka !! Tak naprawdę chodzi tylko o to że nie spróbujemy ani teraz , ani we wrześniu. D.. wraca 7.09 a ja 10 mam mieć @ , wyjedzie to jeszcze będzie pewnie daleko do owulki i znowu nie będzie go 6 tyg. Już nie daję rady, juz mam tego tak dosyć ,najlepiej bym uciekła. Rozmawialiśmy potem na skype i powiedział że w sumie mógłby wrócić za tydzień ale chce zostać , bo jakoś mu się tam z podatkiem przez to uda ..eee nawet nie wiem, bo nie słuchałam , kolejny raz sam nie pomyślał że są ważniejsze sprawy. Pieniądze to nie wszystko , a nam przecież niczego nie brakuje, mamy oszczędności .. wyłączyłam się zupełnie na to jego gadanie , niech robi jak chce . Po cholere mi to w ogóle było? W poprzednim zwiazku było to samo, ciągle pieniądze ,to na samochód , na wczasy , na czarną godzinę a dziecko może poczekać . W końcu odpuściłam sobie , najpierw starania a potem faceta . Teraz znowu to samo, różnica tylko taka że ten twierdzi że chce ale przecież już wiem że dzieci nie biorą się od samego "chcenia" Taka byłam spokojna jak już się wtedy poddałam . Po co mi było , wkręcanie się w ten cyrk na nowo? Muszę znaleźć pracę która mnie pochłonie bez reszty
kochana a nie możecie pomyśleć nad tym aby mąż zmienił prace, albo żebyś ty z nim przebywała tam gdzie on pracuje? Bo powiem szczerze że pieniądze szcześcia nie dają, ale czas spędzony przy boku drugiej połówki owszem powodzenia życzę :)
Oj biedna Ty... :( Nie wiem co bym zrobiła mają faceta z takim podejściem jak Twój...Jeszcze ta odległość,i te krótkie bycie ze sobą...Może ta odległość tak to psuje?
po to on tyle pracuje i po to ja na stare lata robię prawo jazdy którego nigdy nie chciałam żeby być razem ale to potrwa jeszcze ...to chwilowy dól ale dzisiaj wydaje mi się nie do przeskoczenia
Chciałam właśnie zadać to samo pytanie co Layla. Nie możesz do niego pojechać na kilka dni? Nacieszylibyście się sobą i może na świecie pojawiłby się piękny owoc tego spotkania ;) My wszystkie narzekamy, ale prawdą jest, że chociaż staramy się, by nie zaprzepaścić kolejnego cyklu. Ty zaś jesteś na to niestety skazana przez trudną sytuację w związku. Kochana, musi być jakieś rozwiązanie tej sytuacji. Trzymam kciuki, byście wspólnie doszli do konsensusu. Jak czytam pamiętniki na Ovu, dochodzę do wniosku, że czasami zupełnie niepotrzebnie narzekam. Jestem z Tobą, nie martw się. Wszystko się ułoży.
Wiem co czujesz ja tez dziś miałam ciezki dzien. I ostatnio 5 razy w tyg taki mam. Jeśli człowiek jest bez pracy dluzszy okres i ciagle siedzi sam to rozne myśli kraza po glowie. Zobaczysz jak znajdziemy prace i będziemy miały mniej czasu wolnego od razu zmieni nam się podejście do zycia. Mój men na początku naszego związku tez jezdzil za granice ale ja się na to nie zgodziłam i znalazł prace w kraju. Teraz tylko problem ze mna bo minal już rok siedzenia w domu!!!!
Związki na odległość z reguły bywają trudne i nie jesteście wyjątkiem (jeśli to cie pocieszy, a pewnie nie). U mnie pół rodziny tak żyje i nawet w najpiękniejszych związkach pojawiają się napięcia między małżonkami, bo tęsknota, bo codzienność do udźwignięcia tylko na jednych barkach. Los czasami zmusza do podjęcia takich decyzji, ale wtedy myślę, trzeba przewartościować swoje życie i odpowiedzieć sobie na pytanie co jest dla mnie najważniejsze, jak chcę, żeby moje życie wyglądało za 5 lat i już teraz zacząć to realizować. Jeśli waszym celem jest dziecko, to pomęcz partnera, żeby jednak przyjeżdżał kiedy mu się tylko trafi okazja nie patrząc na kaskę, która i tak się rozejdzie prędzej czy później niepostrzeżenie. A młodość mija bezpowrotnie i szanse na dziecko kiedyś też nam się ulotnią. Dla mnie temat bliski, bo mój tata też wyjeżdżał i życie nam się posypało i nikt nie był winny. Choć wiele można było w tej sprawie zrobić kiedy jeszcze był czas.
Pokuś męża na skype jakąś seksowną bielizną! :D Powiedz, że albo teraz, albo dopiero w połowie grudnia. Niech go hormony trochę zmotywują! :) Walczcie o siebie i wasz związek, który jest niepowtarzalny. Fajnie, ze robisz prawko i on też pewnie się stara. Grunt, żebyście nie powiedzieli kiedyś, ze jeszcze to i to można było zrobić...ale już za późno. Póki są dobre chęci to na pewno się uda! Przetrwacie wszystko! Tylko mi się kochana nie poddawaj! Ty jesteś motorem napędzającym wasz związek i musisz być w formie! Kuś, kuś i jeszcze raz kuś, niech go skręca aż nie wytrzyma i przyjedzie wprost na staranka :)
popieram dziewczyny :) masz oszczędności więc jedź do niego na parę dni (to jest powiedzmy czarna godzina ;)) zrób mu niespodziankę i działajcie ;) pozdrawiam
Może i dzieci nie biorą się z samego "chcenia", ale to też jest cholernie ważne. Obserwuję teraz koleżankę i jej męża, którzy zaliczyli "wpadkę" - trudna sytuacja. Serio. Psychiczna gotowość na dziecko to już bardzo dużo! Życzę powodzenia!
Wierzę w przeznaczenie , widać tak ma być. Policzyłam wszystko dokładnie , Słońce gdybym się uparła najszybciej przyjechałby za tydzień , czyli tuż po owulacji. Ja do niego nie polecę , bo stres związany z podróżą i tak by mnie załatwił na starcie, wiem to bo w czerwcu u niego byłam właśnie celem zapłodnienia Według prognozy cyklów z ovu kolejną owulację będę miała 22.09 a Słońce będzie na miejscu do 21.09 więc dzień przed. Teraz uwaga , wyższa matematyka biorąc pod uwagę fakt że Ovu liczy moje cykle jako 26 dniowe to zyskuję jeden dzień , bo ostatni cykl miał 25 dni. Jest więc iskierka szansy, ale to takie naciągane bo z kolei jeśli cykl mi się wydłuży to dupa , chyba że jak już złapię mojego pana to go nie puszczę , i będziemy ściemniać że nie może jechać , już tak kiedyś zrobiliśmy podczas staranek. Dopadła mnie myśl że tak ma być i koniec , może nie jest mi to pisane i czas się pogodzić z tą myślą. A może to jakiś większy plan, którego jeszcze nie pojmuję
Kochana trzymam za Ciebie kciuki i będę motywować abyś dla dobra sprawy jednak do swojego Słońca poleciała :) Samoloty nie są takie złe :) Trzeba zwiększać szanse jak najbardziej to możliwe! :)
1 dzien przed owulacja wystarczy - wiem co mowie, nam wystarczyl, nawet 2-3 dni przed moga byc wystarczajace, wiec probujcie, a po probach bardzo dbaj o siebie, nie wysilaj sie najlepiej przez cale 2 tygodnie po owulacji nic nie rob. Jak nam sie udalo, to po owulacji naprawde chodzilam do pracy i spowrotem, zero sportu, zero sprzatania, zero stresu, duzo spacerow i zdrowego jedzenia.
Treści zawarte w serwisie OvuFriend mają charakter informacyjno - edukacyjny, nie stanowią porady lekarskiej, nie są diagnozą lekarską i nie mogą zastępować zasięgania konsultacji medycznych oraz poddawania się badaniom bądź terapii, stosownie do stanu zdrowia i potrzeb kobiety.
Korzystając z witryny bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na użycie plików cookies. W każdej chwili możesz swobodnie zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich zapisywaniu.
Dowiedz się więcej.
Odważna decyzja :) Powodzenia!
ile godzin??? o matko, jestes chyba z zelaza:))Ja tez najpierw chcialam aciazyc potem rzucic prace, ale najwyrazniej dziecko sie zaparło ze mam sama swoje sprawy załatwic wciagania go w to i nie chcialo sie pojawiac:) Odpocznij, rozluznij sie, poukłada sie i uda sie zobaczysz:)
Zazdroszczę Wam dziewczyny ;)) Jesteście naprawdę odważne, ja walczę z podobnym problemem od ponad roku... i wciąż sobie powtarzam ... byle do ciąży... Też chciałabym już odejść, rzucić tym wszystkim i skupić się na sobie i dzidzi... Ostatnio nerwy w pracy, cięcia, sfrustrowani pracownicy - dosłownie dom wariatów... i ciągłe pretensje... Ależ ja Ci ZAZDROSZCZĘ i GRATULUJĘ !!!
Co do pracy odważna decyzja.... ale powiem Ci, że kiedyś też podjełam taką decyzję, bo miałam dość i byłam wypalona, i to była najlepsza decyzja w moim życiu!!! Odpoczniesz psychicznie, wyluzujesz i na pewno będzie dobrze :)
nie ty jedna masz problem z byciem szczesliwa....w polsce to jakas prawdziwa epidemia....ja, chodz nie mieszkam w pl wyssalam to z mlekiem matki....... nauczona nas,ze aby byc szczesliwy wszystko musi sie dobrze ukladac...ale zycie jest takie,ze nie ma idealnej sytuacji,nigdy nie jest super fajnie,a my....nie umiemy tego zaakceptowac i ciagle cierpimy.....w kolko analizujemy bledy,wracam do przeszlosci,zwalamy na siebie winy,na innych....a zycie takie jest....nieidealne.....niedoskonale,a co najwazniejsze nie mamy wplywu na wydarzenia....mamy wply tylko i wylacznie na swoja reakcje na to...od nas zalezy czy wybierzemy szczescie czy bedziemy sie babrac w niepowodzeniu....
Brawo dobrze zrobialas!!! Znam to pracować po 300 godzin i bycie w domu tylko gościem. CZy ty również zapiepszasz w gastronomii??? Bo ja pracowałam i rok temu odeszłam bo moja psychika nie dawala rady. Bylam non stop nerwowa do tego stopnia ze zaczelam się zmuszać chodzic do pracy! Plakalam co drugi dzien. Bylam u neurologa i u naszej lekarki i wszyscy mówili ze mam zmienić prace. Teraz już od roku szukam i nic ale nie zaluje ze z tamtej zrezygnowałam!!! Zycie jest tylko jedno i trzeba je przezyc z uśmiechem na twarzy i niczego nie zalowac :-)))
Eavonne , trafiłaś prawie, obługa gastronomii hotelowej w Trójmieście .. jest szczyt sezonu i w pracy istne szaleństwo a kierownictwo chce wycisnąć pracowników do ostatniej kropli. Na poniedziałek wymyślili już 14 godzin od 4 - 18 i wtedy powiedziałam sobie stop! Nie mówie że nie , gdybym była w ciężkiej sytuacji i nie mogła sobie na to pozwolić to bym została. Całe szczęście nie muszę, mam dość tego miejsca , które odbiera mi siły i radość życia, nawet mój mówił że to przegięcie żeby człowiek był tak zmęczony że nic go nie cieszy. W lipcu miałam pół dnia wolnego , o 6.00 skończyłam 12 godzinną zmianę w niedziele a w poniedziałek byłam już o 6.00 znowu w pracy. Tym razem miało być tak samo , wszystko oczywiście w szarej strefie, oficjalnie mam 40 godzinny tydzień pracy -śmiech na sali ..dziękuję za wspracie, czuje że wyjdzie mi to na dobre
To jakiś syndrom Sztokholmski chyba.. Raz też byłam w pracy i czułam, ze jest toksyczna i powinnam to rzucic od razu i męczyłam się 3 miesiace. Jak na mnie to i tak długo i do dziś mi nie dobrze jak pomyślę o tamtej pracy. Idiątką byłam, że nie posłuchałam intuicji. Słuchaj siebie! Będzie dobrze.
Mam takie odczucie jakbym Cię znała jak łysego konia, bo każde Twoje zdanie jest jak kalka z mojego życia. Myślałam do tej pory, że jestem jakimś dziwolągiem, a tu proszę tyle nas! Sama też rezygnowałam z pracy już parokrotnie i muszę Ci powiedzieć, że za każdym razem wyszło mi to na dobre. Bardzo wierzę w powiedzenie, że "nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło". W którymś wcześniejszym wpisie pisałaś o czasie,że tyka nieubłaganie. Mam 36 lat i myślałam, że ciąże tak późno zwłaszcza te pierwsze zdarzają się chyba tylko gwiazdom Hollywood. A tu los dał mi przytczka w nos, moja najbliższa koleżanka w pracy zaszła w pierwszą ciążę w wieku 42 lat i urodziła mając 43. Nie poddaję się, na własne oczy widzę, że to możliwe i bardzo mocno wierzę,że dla nas tu wszystkich również, niezależnie od tego co mówi kalendarz.