Dziś jestem nieprzytomna. Kawa nie pomaga i z niecierpliwością czekam aż zegar wybije 16. Wpadnę do domu, wrzucę kurczaka do piekarnika i włączę sobie grey's anatomy, aby się emocjonalnie pociachać bardziej. Jedyny serial na którym płaczę.
Pogoda też nie poprawia nastroju. Czekam na dobre warunki, bo chcę ruszyć w teren porobić kilka fajnych fotek na konkurs, a tu jak na złość dupa.
Jakim cudem tak łatwo przyszło mi porzucić młodzieńcze marzenia. Kiedyś obiecywałam sobie, że nie będę taka jak wszyscy dorośli. Teraz? Sama jestem bezbarwna, wciągnięta w wyścig szczurów i z wiecznym brakiem czasu na to, by choćby w spokoju usiąść z herbatą i ciekawą książką.
Kiedy się budzę, mój mąż jest już od dwóch godzin w pracy. Widzimy się wieczorem, ale wtedy oboje jesteśmy zbyt zmęczeni, aby rozmawiać. Mówimy do siebie, lecz nie rozmawiamy z sobą. Wymieniamy się informacjami. Przysięgałam sobie, że tak nie skończymy, że jesteśmy wyjątkowi. O naiwna!
Chciałabym włączyć pauzę i przewinąć nasze życie do momentu w którym to wszystko się zaczęło. Dawniej tacy nie byliśmy. Praca nie przesłaniała nam świata. Teraz mam wrażenie, że mój mąż widzi tylko ją. Już nawet z nią nie rywalizuję o jego względy. Wiem, że przegram tą bitwę. Cierpliwie znoszę to, że wiecznie jestem sama, że on od siedmiu lat nie miał urlopu, że od dwóch lat nie wyskoczyliśmy nigdzie nawet na weekend.
Nie wiem zatem dlaczego nadal uważam, że chcę mieć dziecko, skoro on nie będzie miał czasu by poświęcić mu uwagę. I choć wiem, że jest dobrym człowiekiem i wiem, że zaharowuje się by utrzymać nas i jego rodziców, to jednak czuję się jak słomiana wdowa. Jak żona emigranta. Widujemy się tylko w niedzielę. Jeden dzień w tygodniu, cztery dni w miesiącu! To nie normalne... Jak to się stało, że dorośliśmy i jak to powstrzymać?
Miałam dziś w biurze klientkę, która była w ciąży i ma mniej więcej ten sam termin porodu, który był mi wyznaczony. Uświadomiłam sobie jaki duży byłby już mój brzuch, gdyby wszystko się nie spieprzyło.
Od razu humor poszedł w pizdu...
Dziś monitoring o 19. Czuję jednak, że nie będzie owu, że clo nie poradziło sobie tym razem. Nie czuję zupełnie nic, żadnego ukłucia w jajnikach. Normalnie zgięta w pół chodziłam, teraz cisza.
Lekarz oczywiście miły i krzepiący, kazał wyłączyć głowę... Ja się tylko zaśmiałam i powiedziałam, że się nie da i powoli zaczynam się oswajać. Zapytał z czym. Odpowiedziałam, że no właśnie z niczym. Już nie skomentował. Chyba też już nie wierzy, że coś może ze mną ugrać. Podejrzewam, że jeszcze ze dwa cykle i znowu wspomni o klinice ze Szczecina. Ja już jednak będę miała dość. Jeżeli zapisane jest, że dzieci mieć nie będę to trzeba się z tym pogodzić, a nie szarpać na siłę z życiem, które i tak w końcu pokaże nam środkowy palec. Tak... Jestem już pogodzona z losem. Coraz mniej przezywam porażki, stają się obojętne. Wiadomo, że nadal czuje się to nieprzyjemne ukłucie żalu, ale już nie zwala z nóg.
Wiążę duże nadzieje z tym cyklem. Nie wiem dlaczego, znowu mam przejrzyste myśli. Oczywiście w razie porażki wiem co się będzie ze mną działo. Każdy taki cykl z "dobrymi przeczuciami" odchorowywałam długo. Dziś i jutro skupiamy się na Tym razem nie dam P. możliwości wymigania się... Albo on to ze mną zrobi, albo wyjdę na ulicę i poproszę przypadkowego faceta... Taka zdesperowana jestem. Na szczęście P. poważnie zaczął traktować ten cykl (przypuszczam, że pod wpływem wyrzutów sumienia) i myślę, że nie będzie powodów do zmartwień. W poniedziałek zaliczę tylko wizytę kontrolną i zacznie się wielkie oczekiwanie... Nie znoszę tej fazy cyklu. Poranne modlitwy do termometru są męczące i chyba nawet trochę upokarzające.
P.S. Ktoś może wie co się dzieje z forum? Nie mogę wejść na tematy, w których uczestniczyłam... Poważnie zastanawiam się nad zakończeniem płacenia abonamentu, ciągle mają jakieś problemy... Za co płacimy?
3dpo - czekamy... Głowa boli, spać mi się chce i mam ochotę walnąć się do wyra i przespać kilka najbliższych dni.
Zamiast tego, dziś wizyta kontrolna czy aby faktycznie pęcherzyki popękały i jest po co robić sobie złudne nadzieje... Tak jak pisałam wyżej, mam dobre przeczucia, jednak doskonale wiem, jak to się do tej pory kończyło więc jakoś tak na luzie. Zobaczymy jak to będzie jak @ zawita.
A tak btw. Annao0 - śniło mi się, że zrobiłam za Twoimi plecami test ciążowy, no i wyszło, że jesteś w tej ciąży i taka uchachana biegłam ci to powiedzieć, żebyś się już nie martwiła. To zadziwiające, że miałam sen o osobie, której osobiście nie widziałam nawet na oczy.
P.S jesteś brunetką?
Zanim jednak weszłam na wizytę przede mną była inna para. Kiedy wyszli okazało się, że spodziewają się bliźniaków. Wszyscy się cieszyli, tylko mnie szlag trafił... Wiem zazdrosna zołza ze mnie, jestem najgorszym człowiekiem ever. Oczywiście życzę im wszystkiego najlepszego i trzymam kciuki za spokojną ciążę, ale jednak to poczucie niesprawiedliwości pognębiło mnie trochę. Panie Boże, dlaczego dajesz innym podwójną radość, a mi nawet takiej pojedynczej szczędzisz?
Generalnie tak jak teraz bałam się ciąży mnogiej, która jest częstym efektem ubocznym wspomagaczy owulacji, tak teraz mówię, przyjmę wszystko nawet trojaczki! Z każdej płci po jednej! - cytując jeden z moich ulubionych filmów. Biorę hurtowo. Najwyżej za jedną męczarnią wyrobię plan na życie.
Teraz tylko czekanie i modlenie się do termometru. Nie cierpię tej fazy.
W każdym razie uświadomiłam sobie, że jeżeli po raz kolejny nic z tego nie będzie, to najpewniej zwariuję. Nie znajdę już siły na kolejny cykl, tabletki, wizyty kontrolne, zastrzyk, codzienne mierzenie temperatury. Jestem wykończona i nie znajdę w sobie tyle energii by ponownie walczyć. W grudniu będą równo 3 lata starań, od stycznia zacznie się czwarty rok. Jestem załamana. Panie Boże, ty widzisz, że nie dam już rady, więc to musi być TEN CYKL!
Nie wiem w sumie na co czekam, na fax z nieba?
Szanowna Pani
W odpowiedzi na Pani prośbę, uprzejmie informujemy, że mamy Panią w dupie.
Z poważaniem
...
W sumie mogli by dać znać, czy jest sens się katować, bo kiedyś się uda, czy lepiej odpuścić sobie i zająć się procedurą adopcyjną.
Już sama nie wiem.
Dziś 5dpo.
Wykończę się do 16-09...
Potrzebuję urlopu od starań...
A na domiar złego dziś 3 rocznica ślubu. Mąż oczywiście oznajmił mi wczoraj, że dołożyli im roboty do pakietu i od dziś będzie w pracy do 18-19. Powrót więc planowany na 20...
Nie ma co rocznica jakich mało.
Oszaleję do 16-09, na bank oszaleję i będą mnie wywozić w kaftanie...
Walczę sama ze sobą, aby nie pójść do apteki po test i jutro nie siknąć, ale nie zrobię tego. Fajnie jest się połudzić trochę dłużej. Tym bardziej, że objawy zaczynają przypominać te, które miałam przy pierwszej ciąży. Nie nakręcam się jednak. Mogłam to sobie przecież sama uroić. Umysł ludzki jest potężny i lubi płatać figle.
Śniło mi się dziś, że się strasznie z teściową pokłóciłam, ale tak na noże... W ogóle ostatnio mam jakieś porąbane sny...
Dużo stresu, za dużo...
Wczoraj też okazało się, że znajoma, która ma obok mnie biuro,nie może mieć dzieci i zapatruje się na adopcje od przyszłego roku. Obiecała mi przynieść książki i ulotki o tym.
Okazało się bowiem, że nasz "prorodzinny" rząd od przyszłego roku wprowadza dodatkowy podatek... Małżeństwa, które nie mają dzieci będą dokładać do skarbu państwa dodatkową kaskę...
No pewnie, przecież na 500+ muszą mieć. Co za jawna niesprawiedliwość! Nie dość, że nie masz dzieci i wierci ci to dziurę w mózgu to jeszcze dopierdzielą ci z drugiej strony wysysając kasę.
P. jak się o tym dowiedział, to się wściekł. Może to go przekona do adopcji? Nie lubi kiedy rząd zabiera mu jego wypracowaną kasę.
Postanowione, jutro testuje, ale nie będę się załamywać gdyby wyszedł negatyw, bo to będzie dopiero 12dpo i ma prawo nie wyjść nic.
Spodziewany termin miesiączki 16-09 w razie co zatestuje drugi raz.
No i kurde jest!!!
Cieszę się bardzo, ale próbuję opanować entuzjazm. Dobrze przecież pamiętam, co się ostatnim razem stało. Tym razem się nie dam. Poleciałam na Bete i progesteron. Niech się dzieje wola Nieba
Zdjęcie testu:
https://zapodaj.net/537061a407977.jpg.html
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 września 2016, 09:31
Hmmm... Moje siostry też mnie nie rozumieją, obie mają po 3 dzieci. Nie planowały żadnego. W sensie planowały, ale nie w tym momencie. Po z tym o co mi chodzi ? Przecież młoda jestem, mam czas. No nie mam, im wcześniej tym lepiej dla mnie dla dziecka - nie jestem okazem zdrowia. Trzymam kciuki, żeby Twój kolejny cykl zakończył się zielonością !