Byłam dzisiaj prywatnie na badaniach, takich ogólnych, to co mnie najbardziej interesuje: prolaktyna, progesteron, tsh, glukoza i insulina.
I znów prolaktyna podwyższona:/ no i jak zwykle cukier.
Ja nie wiem co ja mam z ta prolaktyną, ale jak mi endo zleciła badanie kontrolne prolaktyny to wyszła w normie, ale te badania co wychodziły w normie były robione w 1 fazie cyklu, a te co źle w drugiej. Teraz mój wynik to 24,33 przy normie 23,30. Niby nie wiele, ale jednak... Pamiętałam, żeby dzień wcześniej nie robić żadnych ćwiczeń, nie obżerać się ani nic co by mogło zafałszować ten wynik. Ani nawet się nie stresowałam. No i nie wiem ... napisałam do mojej Endo. Aplikacja Medicover umożliwia zadawanie pytań lekarzom i dość sprawnie odpowiadają.
Co do glukozy to wiem, że muszę zacząć odżywiać się zupełnie inaczej niż do tej pory i wprowadzić ćwiczenia... tak ... łatwo powiedzieć, ale nie potrafię wprowadzać żadnej diety, a juz najbardziej zrezygnować z tluszczy, cukru, lodów ...
Progesteron - ładny: 17,12 co znaczy, że owulacja była. Temperatura też zresztą na to wskazuje.
TSH -ładne : 1,9 - uff
Insulina - 7,8 - tez ponoć w normie.
Ponadto zadzwoniłam do Gyncentrum zapytać o wyniki AMH, wit D, i wymazy z mycoplasma, ureaplasma itd.
Babeczka powiedziała mi, że już są, więc poprosiłam ją o wysłanie mi ich mailem, bo przy pierwszej wizycie wypisywałam formularz wyrażając zgodę na wysyłanie wyników mailowo. No i czekam...
i nie mogę się doczekać, pewnie dopiero jutro mi je wyślą.
Wymaz:
W preparacie barwionym metodą Grama wykonanym z wymazu pobranego do podłoża transportowego stwierdza się:
komórki nabłonka płaskiego : 2-4 wpw
leukocyty : 2-4 wpw
Lactobacillus spp : 2-4 wpw
ziarenkowce G(+) : 5-30 wpw
blastospory : brak w preparacie
Wyhodowano florę fizjologiczną pochwy. Grzybów nie wyhodowano.
Chlamydia - negatywny
ureaplasma - negatywny
mycoplasma - negatywny
AMH 4.53 ng/ml (norma Kobiety: wiek 30 - 34 : 0,711 - 7,59)
Vitamin D -40.62 ng/ml ( 30 - 50 ng/ml)
Amh mam takie samo jak miałam 4 lata temu. Tylko wtedy wynik 4,5 niby był poza norma... a teraz widzę tu jakieś szerokie widełki, jakoś nie rozumiem czemu to się tak zmienia)
Co do wymazu - nie umiem zinterpretować tego wyniku, nie wiem czy to dobrze, że tak są jakieś leukocyty, ziarenkowce? Czy to duzo, czy malo? Nie wiem.
EDIT. Udało mi się zapisać na jutro do Provity, Dr. Marta Paliga. Opinie ma spoko, a termin akurat się zwolnił. Chciałam do innego lekarza, ale terminy mieli na listopad:/ podobno bardzo dobry specjalista. No ale zobaczymy najpierw u tej babeczki. Niech coś się zacznie dziać...
Wiadomość wyedytowana przez autora 26 lipca 2018, 20:39
Jestem po wizycie u dr Paligi.
Naprawdę jestem pozytywnie zaskoczona, bo właśnie tak powinna wyglądać wizyta u lekarza. Przemiła kobieta, przeprowadziła bardzo dokładny wywiad, przeanalizowała wyniki nawet te sprzed paru miesięcy. Dla niej miały one znaczenie. W przeciwieństwie do dr Czerwinskiej z Gyncentrum, która nie patrząc na wyniki, nie rozmawiając z pacjentem usiłowała mnie naciągnąć.
Porównując te dwie Panie to jak Anioł i Szatan. Generalnie czego się dowiedziałam? Ano tego ze w zasadzie to mi nic nie jest Wyniki wszystkie ok. Co do prolaktyny to mam sobie zrobic dodatkowe badania na nią, nie pamiętam teraz dokładnie jak się nazywał bo zapisane mam je na kartce. Jeśli wyniki wyjdą źle to można wprowadzać jakieś leczenie. Narazie nie ma potrzeby. Powiedziala mi takze ze w drugiej fazie cyklu prolaktyna moze nieznacznie wzrastac i tylko to dodatkowe badanie może potwierdzić czy to jest jakaś nieprawidlowosc czy nie.
Co do męża to przy takiej morfologii plemnikow i ilości ta słabsza ruchliwość nie ma znaczenia. Zleciła zrobić posiew nasienia, test Mar i DNA . Jeśli okaże się, że wyniki wyjdą kiepskie to mamy się zgłosić. Wyniki można wysłać jej mailem więc nie trzeba biegać na kolejną wizytę żeby je omówić. I wtedy ona zadecyduje co robić dalej. Dała mi też skierowanie na HSG, ważne pół roku. Ale powiedziała, żebym się z nim nie spieszyla, mam poczekać jeszcze że 2-3 miesiące, bo ona wierzy że na pewno w ciaze zajde i mogę sobie oszczędzić dodatkowych kosztów i bolesnego badania. Dodatkowo powinnam zrobić przeciwciała na rozyczke i toxoplazmoze. Tego jeszcze nie robiłam. Skomentowała mój wynik AMH i uważa że jest super, żadne pcos tylko dobra rezerwa jaknikowa.
W usg wyszło endometrium 13mm więc też super. A owulacja była z lewego jajnika. Wiedziałam! Czułam i tym razem. Chyba ogólnie przez parę ostatnich miesięcy miałam z lewego.
Pytała, czy się obserwuje, nie przewracala oczami jak co niektórzy lekarze, że mierze temp. Ogółem dobry wywiad, bo naprawdę zainteresowała się wszystkim.
No więc tak... mam nie panikować Więcej cierpliwości:) A i w okresie owulacji starac się nie kochać w każdy dzień tylko co 2, bo zanim przyjdzie owulacja to te plemniki się już mogą nie nadawać do niczego :p
Powiedziała także o suplementach to co i ja uważam, mianowicie te wszystkie plodnosciowe multiwitaminy typu profertil, że kuracje za 200 zł miesięcznie to tylko wydawanie kasy w błoto, stężenie tych witamin jest małe i w niczym nie pomaga na dobra sprawę. I teraz od razu brzecza mi słowa dr Czerwinskiej z Gyncentrum, która kazała nam kupić w aptece zestaw miesieczny za 190 zł. Lekarka, która nie słuchała, że uważam że mam owulacje co miesiąc i ginekolog potwierdził że było ciałko żółte. Tylko od razu monitoring od 11 dc bo suplementy przyspiesza mi owulacje i to już po 2 tygodniach przyjmowania... taaaa...
Cieszę się, że tak mi się udało zapisać z dnia na dzień do dr Paligi. I w zasadzie uspokoiła mnie, wszystko wyjaśniła, nie naciagala na niepotrzebne badania. Wyjaśniła dlaczego jakieś badanie nie ma sensu, rzeczowo i konkretnie.
No dobrze to wrzucmy na luz... postaram sie.
Obsypalo mnie dwoma wielkim diodami po obu stronach brody:/ mąż się śmieje że wyglądam jak konsola Nintendo
Zaczyna się... PMS:/ cycki puchna, sutki bolą, humor? ... Nic tylko mi miotły brakuje.
Nie wierzyłam dziś temp bo byliśmy na weekend u teściów i jakoś nie w smak mi było budzić się o 6, nawet termometru nie zabrałam. Ale po co i tak moja temp szału nie robi.
Generalnie nie ludze się, że jakaś ciąża z tego naszego pojedynczego serduszkowania wyniknie, wczoraj wypiłam 3 lampki wina, ogólnie jakoś nie specjalnie rezygnuje z przyjemności. Nie chce zwariować.
Owu pokazuje że prawdopodobieństwo pozytywnego testu wychodzi 17% dzis.
Pobolewa mnie czasem lewa strona, ni to jajnik ni to macica ale chyba bardziej jajowod :p takie kłucie. Od 2 dni ale nie ciągle.
I tak wiem że nic z tego nie wyjdzie.
Wczoraj siedząc na dworze w nocy z tym winkiem gapilam sie w niebo i spadla gwiazda. Pomyślałam życzenie... chyba każdy tu domyśla się jakie:)
Może kiedyś..
Wiadomość wyedytowana przez autora 30 lipca 2018, 23:09
Chyba wariuje. Od paru dni nie umiem robić nic innego tylko czytać owuf i pamiętniki. Weszłam do łóżka z książka już hmm 3 dzień z rzędu i co robię? Siedzę z telefonem i myślę....Myślę.... Myślę... będzie z tego ciąża czy nie będzie.
Ciągle pobolewa mnie dół brzucha. Normalnie nigdy nie odczuwam bólów przed miesiączką. Ale może mi się poprzestawialo
Nie testowalam. Powinnam ?
Boję się że za wcześnie. Znów te same obawy i lęk przed rozczarowaniem.
Ile ja bym dała żeby się wyluzować. I zapomnieć o tym że się staram.
Idzie @ ...
Podczas badania szyjki zauważyłam lekko brązowe uplawy. Ogółem cały dzień pobolewa mnie brzuch jak na okres i kręci w jelitach. Plus wahania nastrojów, próbuje się skupić na czymś innym...Ale nie wychodzi. Już zdołała sobie wkręcić w połowie dnia zanim nie zauważyłam plamienia, że może się udało, no bo mnie brzuch na okres nigdy nie boli. Plus te dziwne kłucie w jajnikach... Ale nope to kolejny objaw mojego jakże bogatego w doznania PMSu
Za to zdecydowanie jestem pewna że wywarła na sobie ogromną presję w tym miesiącu...obawiam się że z każdym kolejnym może być gorzej. Jak nie czułam ciśnienia, to teraz się spinam. Wrrr. Najlepszym rozwiązaniem by było odciąć się od pamiętników, temperatury itd
Żeby tylko to było takie łatwe...
Wogole to szukam lekarza który ewentualnie prowadziłby moja ciaze, jeśli by już taka się zdarzyła. Mówię tu o wizytach na nfz lub medicover, bo prywatnie to myślę, że mam:)
Znalazłam dr Sojke w medicover, która ma bardzo dobre opinie ale niestety nie ma żadnych dostępnych terminów, przynajmniej jak patrzę na aplikację. Ciągle zerkam czy się coś nie pojawi...Ale nie... może jak bym się umawiala na wizytę osobiście to by się coś znalazło..? Będę kiedyś próbować.
Jest @.
No trudno nie tym razem, to następnym:)
Szok. Okres skończył się bardzo szybko, 3 dni intensywnego krwawienia potem lekkie plamienie I koniec. Za to już szyjka dzwignela się do góry i zaczyna się otwierać... czyli to będzie cykl 27 dni... takie są moje prognozy A sluz plodny pojawi się w 11 zobaczymy czy trafiłam:)
Chciałam zmienić taktykę w tym miesiącu i kochać się częściej nawet przed plodnymi i zamiast tak późno wieczorem, to rano... ale mąż... on jest jak mucha w smole:/ nic mu się nie chce a libido zero, a jak już słyszy że ja chce to jemu się już całkiem odechciewa. Czasem rośnie we mnie frustracja, dotychczas jakos potrafiłam to przełknąć i musiało wystarczyć mi 3x w miesiacu:/ czasem więcej jak się zaczęły starania ale... I tak zero spontaniczności. Eh... już go wytargalam dziś pobiegać, żeby się ruszył z fotela i poprawial kondycje...ale ciezko bylo.
A ja ostatnio mam coraz większego bzika i coraz większe pragnienie posiadania dziecka... nie chciałam tej presji...
Sluz plodny faktycznie pojawił się wcześnie od 11dc rozciagliwy, szyjka cały czas otwarta jednak testy owu wychodzą bardzo mocno negatywne bo nawet drugiej kreski nie ma na tescie, co znaczy, że nawet hormon LH ani nie drgnal.
Za to my ruszyliśmy dupska, 2 dni z rzędu cwiczylam z Mel B. (Bo na Chodakowska nie mam jeszcze siły:p), mąż biegał a dziś biegalismy razem. Zakwasy mam takie, że ledwo się ruszam czuje się i wyglądam jak boczek:p
Chciałabym schudnąć 7kg... chociaż moje je bMi jest w normie tak czy siak, bo waze 63kg przy wzroście 165. to i tak czuje się jak boczek. Ilość cellulitu jest niemilosierna:/ To moja największa waga w życiu i w dodatku rośnie... pewnie przez tą tarczyce. Tak jak i cholesterol. Z jednej strony chce wziąć się za ćwiczenia, z drugiej myśli, że jak zajde w tą ciaze, to i tak przytyje. Ale... chce się czuć zdrowo, bo narazie to daleko mi do kondycji a bliżej do roztycia.
Dziś owu na bank. Wczoraj pozytywny test, dziś druga kreska odrobinkę jasniejsza. Do tego po 11:00 poczulam pulsujacy bol jajnika... lewego znow. Który tak trwał że 30 min. W tym samym czasie pojawiło się sporo wodnistego śluzu i ogólne poczucie wilgoci To na pewno ten dzień...
Zawsze się zastanawiam ile czasu komórka jajowa jest zdolna do zapłodnienia od uwolnienia jej:P Statystyki statystykami ale jak jest u mnie hmmm ...
Oby się udało.
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 sierpnia 2018, 18:23
Chyba wciąż mam płodne. Temperatura zasadniczo nie wzrasta. Taka sama jak wczoraj. I szyjka wciąż była otwarta i nad wyraz miękka i rozpulchniona, sprawdzałam wczoraj i dziś i śluzu wodnistego wokół szyjki było sporo. No więc jak tylko się obudzilam o 6 rano na mierzenie temp i siku i zobaczyłam że jeszcze jest szansa, a wczoraj mieliśmy dzień przerwy z racji niedomogi mojej zalegajacej na kanapie nieruchomosci ( ), tak dziś przyatakowalam. Niech się dzieje.
Trafiłam wczoraj na obszerny opis dotyczący owulacji, zapłodnienia, tak jak nigdzie indziej nie było to opisane szczegółowo. Wrzucę linka za chwilkę. Wynika tam z tego np że plemniki trafiając do szyjki macicy nie są zdolne do zapłodnienia przez 6 godzin... do jajowodu trafia po około 30 min ale ok 6 godzin im potrzeba na przystosowanie i dojrzałość do zapłodnienia. Przy czym jajeczko podobno największa szansę na zapłodnienia ma do 6 godzin od uwolnienia się z pecherzyka... Chyba tak to było.
Dodatkowo takie info, że pęcherzyki może przygotowywać się do pęknięcia pod wpływem hormonu lh ale gdy jest niedomoga lutealna, może do tego pęknięcia nie dojść a mimo to może pojawić się ciałko żółte i wzrastać temperatura...:o lepiej jak wrzucę tego linka i zacytuję, żeby niczego nie pomieszać bo mogę coś przekręcić.
https://sonomedico.pl/oferta/leczenie-nieplodnosci/zaplodnienie
"Problemem może okazać się też tzw. zespół luteinizacji niepękniętego pęcherzyka - LUF (luteinized unruptured follicle syndrome). Zazwyczaj w ciągu 38 godzin od wyrzutu LH pęcherzyk pęka, ale oocyt nie zostaje uwolniony. Może to być spowodowane problemami hormonalnymi - złą pracą przysadki i zbyt niskim stężeniem LH. Przyczyną może być również zespół policystycznych jajników. Zaburzenie to wykrywa się dzięki badaniom USG i testom na LH. Czasem niepęknięty pęcherzyk przekształca się w ciałko żółte bez uwolnienia jajeczka, dlatego też testy na progesteron w drugiej fazie cyklu mogą nie wykazywać nieprawidłowości, a w przypadku mierzenia temperatury podstawowej ciała obserwuje się hipertermię. Leczenie polega na podawaniu HCG, jeśli problem spowodowany jest zaburzeniami hormonalnymi."
Wiadomość wyedytowana przez autora 18 sierpnia 2018, 16:01
Wykształcone jajeczko wychwytywane jest natychmiast przez strzępki jajowodów. U kobiety z niedorozwojem czy brakiem jednego jajowodu, podobnie jak w przypadku jajników, całą aktywność przejmuje ten zdrowy. Możliwe jest wychwycenie jajeczka przez przeciwny jajowód, co do jajnika, z którego zostało uwolnione. Zapłodnienie może się dokonać w tzw. bańce jajowodu, jak też w każdym innym odcinku jajowodu. Są teorie, że komórka jajowa wydziela pewne substancje chemiczne, które powodują, że plemniki nie mają problemu z jej znalezieniem. Jajeczko zwykle żyje 12-24 godzin, choć podejrzewa się, że do zapłodnienia zdolne jest tylko przez 6.
Badania wykazały, że stosunek tuż po owulacji bardzo ogranicza szanse na zajście w ciążę. Plemniki zwykle docierają do jajowodów w ciągu kilkunastu minut, ale nie są zdolne do zapłodnienia. Potrzebują około 6 godzin pobytu w szyjce macicy i przejścia przez proces tzw. kapacytacji, aby osiągnąć ostateczną dojrzałość. Dlatego najlepszy czas na stosunek to dzień przed lub dzień po jajeczkowaniu. Plemniki zdolne są do zapłodnienia średnio 24-48 godzin. W przyjaznych warunkach, w obecności śluzu płodnego w drogach rodnych kobiety, potrafią przeżyć nawet 5 dni. Płodnym okresem jest więc czas dwa dni przed owulacją i jeden dzień po. Ma to znaczenia w momencie, kiedy nie znamy dokładnego czasu uwolnienia jajeczka (owulacja nie jest u kobiety łatwo rozpoznawalna)."
Czekam na @. Jak narazie się nie zapowiada. Dopiero co zaczęły boleć mnie bardziej piersi. W zasadzie to powinna być dziś ale nie miałam plamien żadnych jeszcze. No ale bez ekscesow czasem mój cykl trwa 30 dni. A czasem 32. Chociaż wg. moich obserwacji i poprzednich cykli to gdy sluz plodny pojawiał się tuż po miesiaczce A miesiączka skończyła się szybko to zawsze był 27. Także myślałam, że i tym razem tak będzie.
Nie jestem w ciąży, wiem o tym, nie czuje tego totalnie. Żadnych objawów, totalnie żadnych, wyjątkowo łagodny pms. Nawet piersi nie doskwieraly. Nie jestem placzliwa, ani nie mam wkurwa.Totalna obojętność.
Od września kończy mi się abonament w ovu.Chyba nie wykupie. Będę sobie zapisywala obserwacje gdzieś w jakiejs aplikacji ale juz bez szalu. Tak myślę, że to mi dobrze zrobi. Nie umiem się do końca wyłączyć chociaż powinnam.
Tęsknię za dzidzia:) trzeba myśleć pozytywnie! Potęga podświadomości niech zadziala:)
Wiadomość wyedytowana przez autora 29 sierpnia 2018, 09:11
Widzę cień cienia...!!
Czy ... naprawdę się udało?...
Na wszelki wypadek kupię kolejny test...
Udało mi się zapisać nawet do gin na październik, do tej co chcialam:) Oby wszystko było dobrze A dzisiejsze testowanie nie bylo snem.
OvuF. się zmieniło, nie odpowiada mi ten cały layout, źle mi się to otwiera na komórce, zawsze robiłam wpisy i przeglądałam portal z telefonu i wszystko było ładnie czytelne, teraz nie otwiera się ta strona w całości, dopiero jak zaznaczam "wersja na komputer" to jest cala strona widoczna w komórce:/ taki paradoks... beznadziejnie. Ale nie ważne...
Jest mi wciąż ciężko, bardzo ciężko, co jakiś czas zbiera mnie na płacz.
Od dwóch dni leże w domu, brzuch mnie ciągle boli, jak mam okres nie mam takich bóli, a tu już od poniedziałku boli i boli... niestety ten ból brzucha mi przypomina o tym co sie stało. Nie chce mi sie wychodzić z domu ani nawet sily nie mam, raz dziennie mała krótka drzemka, bo po prostu czuje się jakbym sie naćpała. Nie wiem czy to przez antybiotyk, ale nie powinnam się tak czuć. Może, jeszcze ciążowe hormony... wciąż jeszcze bolą piersi i sa nabrzmiałe.
Nie wiem jak dlugo będzie trwac krwawienie po zabiegu i ile czasu zajmie mi by wrócić do normalnego cyklu, w ktorym pojawi sie owulacja.
Nie wiem po jakim czasie dostaniemy zielone światło do starań.
Narazie jest to tak swieza sprawa, ze o tym nie mysle, ale wiem, ze nie bede chciala za duzo czekac.
Zobaczymy...
Narazie czuje tylko ból mojego serducha Rozmawiam z siostrami na skajpie, rozmawiam z 2 letnim chrzesniakiem, ktorego kocham nad zycie, pieknie juz mówi, ładnie składa słowa i mówi mi : ciocia Ila kosiam cie
łzy napływają mi do oczu, myśląc, ze juz w maju urodziłaby mu sie kuzynka albo kuzyn i spędzaliby razem wakacje.
Plakać mi się chce, gdy widzę dzieciątka w wózkach, szczęśliwe mamy z brzuchami, odwracam głowę...
Nikomu nie zazdroszczę, nie jestem zawistna, zawsze cieszę się szczęściem innych. Po prostu tak bardzo cieszyłam się swoim chwilowym szczęściem, które teraz tak szybko uleciało.
Nawet nigdy bym nie pomyślała, ze będę tak to przeżywać, mówią, że na początku ciąży jest łatwiej ją stracić. Sama jestem zdziwiona, ze to jednak tak boli.
Wchodzę na facebooka, Instagrama oglądam posty lasek z kolejnymi problemami, czy ten lakier pasuje mi do torebki, strojące dzióbki do telefonu, czy zdjęcia pogody za oknem... mam ochotę wywalić swoje konta w eter,żeby nie oglądać ludzkich "problemów".
Mam też ochotę napisać do wszystkich wielkiego dupnego posta z tym co czuje... ale jakie to by było płytkie... żal chyba odbiera mi rozum.
Chwilami się zamyślam i prowadzę w myślach rozmowę z Bogiem, że czemu dał mi tak cudowny dar i go odebrał, tak szybko. Czy zostałam wystawiona na próbę i jej nie sprostałam? Czy byłabym zlą mamą.
Ale wiem, ze takie myślenie to tylko katowanie się.
Mój mąż jest ze mną blisko, kiedy tylko wraca do domu, przytula, rozmawiamy, pociesza. Co ja bym bez niego zrobiła...
Mam plan, że jeżeli przestanie mnie juz ten brzuch bolec i minie dyskomfort, to w końcu wybiorę się do siostry i posiedzimy razem, może przebywanie z moim chrześniakiem uleczy mój głód bycia mamą. Strasznie za nim tęsknię.
Co do mojego wolnego czasu, to chyba mam go za duzo, dlatego tyle myślę. Ale nie zapuszczam się i nie pozwalam,żeby popaść w depresje i nic nie robienie. Rano śniadanie, sprzątanie, później jakiś obiadek. Relaksuje mnie robienie na drutach. Nigdy nic nie zrobiłam do końca, zawsze tylko się uczyłam i kończyłam na paru rzędach. Planuje zrobić żółtą poszewkę na jaśka, wcześniej miał być z tego szalik, ale uznałam, ze lepiej i oryginalniej będzie udziergać poduszkę. No i jakiś mi to wychodzi. Nauczyłam sie z youtube Mój plan był wcześniej taki, że nauczę się potem czegoś bardziej skomplikowanego i zrobię skarpetki dla maleństwa albo sweterek:D ... no to będę miała jeszcze dużo czasu by się nauczyć.
Na czytanie książek nie mam czystego umysłu, wciąż wchodzę na fora związane z ciążą, poronieniem, ile odczekać na kolejne staranie itd... w zasadzie ciągle przychodzi mi do głowy coś nowego w temacie ciążowo - staraniowym. Także na powieściach nie umiem się jeszcze skupić.
Pozdrawiam Was dziewczyny starające się i te oczekujące na dzidziusia i te po stracie cieplutko:*
Kiedyś i dla mnie wyjdzie słońce. Ściskam mocno!
Wczorajszy zaliczam do jakiegoś armagedonu bólowego. Wstałam rano jak nowo narodzona, wszystko było ok, krwawienia są już bardzo bardzo sporadyczne, ale jeszcze są. Uznałam, ze to dobry moment wybrać się do siostry 60km dalej. Zjadłam śniadanie ( duża porcję owsianki) i pojechałam.
Ok 12 dostałam takich strasznych wzdęć i zaparć, że nie umiałam się skupić na niczym. Trochę się pobawiłam z chrześniakiem, ale ból nie mijał, ciągle leżałam. W zasadzie byłam nieobecna. Siostrzyczki, bo obie tam byly, rozumialy mnie i kazały leżeć. Ledwo zjadłam obiad. Do tego latałam siku co chwilę, a zaparcia dalej doskwierały. Dopiero jak siostra miała chwilę, to pojechała do apteki po czopki glicerynowe i espumisan. Uff o 16 zaczęło przechodzić, potem złapała mnie drzemka i się kimnęłam 15 min:/ taki pożytek miała ze mnie siostra:/ o 18 musiałam sie zbierać do domu, jak wróciłam do 19 to znowu się zaczęła powtórka z rozrywki. Czopek i znów tron... myślałam, ze mi dupsko odpadnie od tej męczarni.
Wniosek... błonnik! O zgrozo! Nigdy przenigdy nie jedz go w takich ilościach, nie pijac duzo wody...
Tak, zapomniałam, że w trakcie okresu zdarzały mi się wcześniej zaparcia, tylko to było już parę miesiecy temu jak nie brałam niepokalanka, potem nie miałam żadnych problemów.
Owsianka zawsze wywołuje we mnie wzdęcia a teraz mam stan jakby w trakcie okresu, gdzie ruchy jelit mam spowolnione. Armagedon.
Na szczęście dziś jest dobrze. Owsianka fee.
Siedzę sobie i myślę ile czasu zmarnowałam, aż mam wyrzuty sumienia. Zaraz trzeba się zabrać za obiad. Potem chciałam jechać do marketu, kupić coś przyjaciółce na jej mieszkanie nowe, bo jeszcze u niej nie byłam odkąd się wprowadziła, a to było chyba w maju. W sobotę jej mąż z moim umówili sie na KSW... yh... uznałam, że nie mogę siedzieć i się nad sobą użalać, dlatego pojadę. Przynajmniej nie muszę udawać przed nikim nic, bo wiedzą co się stało i wcale nie muszę ani silić się na udawaną radość, ani nie muszę ściemniać, czemu nie mam ochoty na lampkę wina.
Nie mam w prawdzie imprezowego nastroju, ale trzeba robić małe kroczki.
Co do małych kroczków, to postanowiłam kupić znów wszystkie suplementy i znów nas przygotowywać.
Mnie jeszcze trochę zejdzie zanim organizm się przestawi. Ale męża plemniczki nie mogą się osłabiać, więc niech łyka znów lkarnityne, mace i cynk.
Ja też wrócę do inofemu,wiesiołka, niepokalanka i tym razem kupiłam kwas foliowy z metafolinami, droższy ale ponoć lepiej się wchłania. No i standardowo wit D.
Najważniejsze to teraz oczyścić umysł, zacząć cieszyć się małymi drobiazgami i rozdmuchiwać chmury, aby wyszło słońce.
"Gdyby miłość mogła uzdrawiać, a łzy wskrzeszać, dziś byłbyś z nami"
edit.
Aha, zeby nie kończyć tak całkiem posępnie, anegdotka z wczoraj.
Moj 2-letni chrześniaczek jeszcze nie do końca wypowiada słowa w całości, czasem ucina jakieś głoski, wiadomo.
Z wypowiedzeniem mojego imienia nie ma większych problemow, bo i tak wszyscy mówią do mnie "ila", na męża Adik,
ale nie umie powiedzieć Adik i wczoraj mówi: ciocia Ija tutaj, a ujek Dik ?
no to wujek ma ksywkę Dick
Wiadomość wyedytowana przez autora 5 października 2018, 12:13
Rano wszystko ok, pojechałam zrobić badania tsh i ft4, bo w środę wizyta u Endo. Niestety medicover wywołuje we mnie wspomnienia ciążowe, szłam tam niechętnie. Jeszcze 2 tyg temu robiłam tam badania krwi dla 1. Trymestru.
Pani w rejestracji w komputerze wciąż ma zaznaczone że ciąża.
Spytała dla potwierdzenia. Aż wzdychnelam, bo ciężko było mi przejść przez gardło zwykle: już nie.
Łzy napłynęło mi do oczu ale chyba nikt nie zauważył, bo od razu wyszłam.
Wyniki badań już się pojawiły...tsh 2,11, ft4 19,69.
Widzę że ft4 szybuje w górę. A tsh co wizytę mniejsze. Narazie jest ok. Ale żeby się nie okazało, że z niedoczynności przechodzę w nadczynność.
W każdym razie przyczyna poronienia nie mogła być tarczyca.
Popołudnie...
Powtórka z rozrywki... dostałam strasznych skurczów i znów zaparcia. Siedziałam na kibelku próbując się oproznic i nie pomagało. Wzięłam czopek znów. 15 min leżenia. Krwawienie większe. Wczoraj nie było nic dziś się rozkrecilo. Polecialam do wc myśląc że to już ten czas że czopek zadziałał.
I co? Nagle wypływa ze mnie "COŚ". I to z pochwy. Łapie to A tam kawałek czegoś przypominajacego kawałek miesa:(( nie wiem co to naprawdę jest. Nie jest to skrzep. To się nie rozchodzilo, było twarde, miało blone i miało jakies 2cm może więcej o nieregularnych kształtach.
poplakalam się.
Nie wiem co to dokładnie było. Nie przypominało zarodka. Raczej jakieś pozostałości... wraz z wydaleniem tego. Skurcze ustały jak ręką odjal...
I teraz się boję, czy oni mnie nie dokładnie oczyscili. I stąd te skurcze... wizyta u gin to zweryfikuje. Mam nadzieję, że to było wszytko, bo przeżywam mini porody od 3 dni... nie życzę nikomu takich przejść. To nie pozwala zapomnieć...
Ps. Dziewczyny kochane dziękuję wam za wszystkie słowa wsparcia...to naprawdę wiele dla mnie znaczy i podnosi na duchu.
Wiadomość wyedytowana przez autora 6 października 2018, 17:02
Super wyniki :) ja też mam problem ze zdrowym odżywianiem. Nie wyobrażam sobie być na diecie, uwielbiam wszystko co niezdrowe. Daj znać jak reszta wyników :)
Ja miałam prolaktynę mieszczącą się w widełkach a mimo to zbijałam ją lekiem. Cukier też miałam lekko za wysoki na czczo i brałam glucophage. Wszystko to miało wspomóc moją owulację. Nie wiem czy coś to pomogło, bo jak wiesz później okazało się, że mąż ma te nasienie beznadziejne. Ale jak widać załapałam z ciążą w pierwszym możliwym (a nawet niemożliwym) cyklu, więc może coś to dało, bo brałam te leki cały czas. Ale kurcze tak serio to nie wiem... bo równie dobrze mogłam mieć prawidłowe owulacje wcześniej i bez leków może by poszło gładko. Progesteron też mi zawsze rósł w drugiej fazie cyklu, ale mój gin twierdził, że to nie świadczy o PRAWIDŁOWEJ owulacji. Cokolwiek to znaczy.
Jak widać co lekarz to inna opinia. Jak byłam u gin z wynikiem 13 to mi mówił że to jest ładny wynik świadczący o owulacji. Z kolei cukier ciągle mam podwyższony i każdy lekarz każe mi się tym nie przejmować tylko zdrowo odżywiać i nie przepisuje lekow. Z tą prolaktyna mój Endo to samo. Ale zobaczymy co teraz powie.
ja też mam prolaktynę lekko podwyższoną. Z tym, ze u mnie norma do 25 a ja mialam 29 i ginka powiedziała, że ok. TO są tylko normy umowne, nie ma co patrzeć ze jest podwyższona delikatnie, bo jakby norma była większa to by było ok. Don't worry ;)