W tym cyklu starania zeszły na dalszy plan.
Wczoraj pożegnaliśmy naszego psa. Właściwie mojego, bo był ze mną 2 razy dłużej niż mąż, ale on pokochał go równie mocno jak ja. Uwielbialiśmy nasze wspólne długie spacery. Mamy masę fajnych wspomnień. Straciliśmy dobrego przyjaciela, ale myślę, że miał szczęśliwe życie. Teraz to my musimy pogodzić się z pustką, jaka po nim została...
Wieczorem, jak już wylaliśmy morze łez, położyliśmy do łóżka i rozmawialiśmy o tym, że bardzo chcemy zostać rodzicami. Do tej pory przelewaliśmy naszą miłość na zwierzaka, ale pragniemy, żeby w naszym życiu pojawił się mały człowiek. Mąż powiedział, że zrobi wszystko, żeby udało nam się w tym roku. Ja też będę robić wszystko.
Tylko niestety nie wszystko od nas zależy.
Znowu dół...
Czerwiec, mój ulubiony miesiac, wreszcie przyszła piękna pogoda. Wokół ludzie z dzieciami, psami... zakochane pary. Nie rozpaczam na ich widok, ale czuję pustkę. W weekend śniło mi się że urodziłam synka. Od tamtej pory chodzę jak struta. Byliśmy u teściow. Wiedzą, że się staramy i są delikatni. Ale ich zdaniem lekarze nam nie pomogą. Rozwiązaniem na wszystkie choroby są witaminy i modlitwa. (Albo modlitwa i witaminy). Nie kłócę się z nimi, bo szkoda mi nerwów. Wiem, że invitro nie zmieści się w ich glowie, więc jeśli do tego dojdzie, nie będę chciała im mówić.
Dziś w pracy, gdy byłam sama, włączyłam sobie playlistę z piosenkami Korteza, Rojka i innymi depresyjnymi kawałkami i upajałam się moim smutkiem. Było mi dobrze samej. Szczerze, mam taki moment teraz, że nie chce mi się przebywać z ludźmi. Po pracy weszłam do szmateksu i kupiłam sobie 2 pary obcisłych szortów na wakacje. Z ciążowym brzuchem na pewno bym w nie nie weszła... Przynajmniej takie pocieszenie.
Wczoraj zrobiłam kontrolnie morfologię krwi, by sprawdzić, czy coś ruszylo po suplementacji. Pierwszy raz w życiu mam WSZYSTKIE parametry w normie 😯 Szok! No i okazuje sie, że te wszystkie omdlenia, zasłabnięcia i ogólne zmęczenie, które mi towarzyszyły przez całe życie, dało się ot tak wyleczyć paroma składnikami w kapsułce... Rzeczywiście czuję się teraz lepiej, nie zasypiam przed monitorem i nie jest mi słabo, gdy długo stoję. Teraz zastanawiam sie, jak to z tym żelazem jest, jedne źródła mowia, że powinno się go brać cały czas przy staraniach, a inne, że tylko do poczęcia, i potem po 8 tc... Czyli jeśli nie mam już niedokrwistości to powinnam odstawiać żelazo po owulacji, tak jak wiesiołek? 🤔
Druga sprawa, to wyniki męża. Zrobił sobie pakiet badań ogolnych w diagnostyce i wyszedł mu wysoki cholesterol. Tak więc czas wziąć się na serio za nawyki żywieniowe. Rok temu, jak pierwszy raz wyszły kiepskie wyniki nasienia, miałam fazę na zdrowe gotowanie, a potem jakoś nam się to rozjechalo... Grille, kiełbaski, lody z bitą śmietaną, inne mniejsze i większe grzeszki... Jesteśmy wysocy i szczupli, więc niestety pozwalamy sobie na wiecej. Pora się ogarnąć 😛
Plan działania na najbliższy czas: w piątek wymazy na obecność bakterii, dalej wizyta konsultacyjna, histeroskopia z laparoskopią już za niecałe 2 miesiące. Wiem, ciągle daleko... ale w przeciwieństwie do ostatnich miesięcy przynajmniej coś się dzieje. A po drodze też trochę będzie się działo: urodziny, rodzinne imprezy, nasze wakacje, więc liczę na to, że czas do zabiegu szybko zleci. A potem? Że wreszcie się uda.❤️
Tak bardzo chcę, żeby nam się udało...
Coraz rzadziej tu zaglądam, włączyłam chyba tryb "wyciszenia". Miesiączka ani mnie nie zaskoczyła, ani specjalnie nie zmartwiła. Po prostu przyszła, jak co miesiąc. Niewiele się u nas dzieje. W ostatnim miesiącu skończyłam 29 lat, z tej okazji sprawiłam sobie rower, którym zamierzam teraz dojeżdżać do pracy i wybywac z domu, jeśli rodzinka da w kość 😉.
Mąż powtorzyl badania nasienia ( jego inicjatywa, znalazł promocje na dzień ojca w gyncentrum). Nie jest tragicznie, ale wciąż szału nie ma. Ilość, koncentracja ok, ruch tak sobie, morfo 2%. Startujemy z ferlilman plus na 3miesiace. We wtorek wizyta z programu rzadowego, pewnie znowu stracimy pół dnia w poczekalni 😒. Powinni mieć już moje wyniki wymazów, powinnam też dostać listę badań do zrobienia. Histeroskopia już w przyszłym miesiącu! 😃
[Po wizycie z programu.] Korona ma swoje pozytywne skutki. Szpital pusty, przychodzimy na wizytę na godzinę, Pani dr po nas wychodzi, opóźnienie (jak na nfz-towskie realia żadne), tylko 15 min 😛 Jednak tu się kończą pochwały... Kurczę, całe szczęście, że pomyślałam, aby się zapisać na wizytę kontrolną przez histeroskopią. Chciałam mieć pewność, co jeszcze mam przygotować, jakie badania zrobić. No i co się dzisiaj okazało - gdybym nie przyszła, prawdopodobnie zabieg by się nie odbył ze względu na dzień cyklu! Otóż, termin operacji to 10 sierpnia, a to wypada mi 13 dnia cyklu (+- 2 dni). Pani dr dziś mi powiedziała, że pacjentki po 14 dc nie kwalifikują się do zabiegu (!) TERAZ się dowiaduję, nie wspomniała o tym ani poprzednia lekarka, która wystawiała skierowanie, ani pani w recepcji, z którą ustalałam termin 😡 (fakt, że z półrocznym wyprzedzeniem trudno o dokładność, no ale przynajmniej można było poinformować pacjentkę...) Całe szczęście, że dzisiejsza wizyta była 6 dc, bo od dzisiaj mam brać antyki, aby mieć pewność, że za miesiąc do zabiegu zostanę dopuszczona. Uh, ręce mi opadają z tą "służbą zdrowia".😑
No nic, dobrze, że już (chyba) wszystko wiem. Do zrobienia: grupa krwi, cytologia, prawdopodobnie muszę powtórzyć chlamydię, bo był problem z wynikiem. Tabletki już zakupione. Dzisiaj pierwszy raz w życiu przyjmę antykoncepcję hormonalną. Dziwne uczucie... 29 lat się uchowałam bez tego... owszem, był czasem lęk przed wpadką, 2 razy się zastanawiałam nad tabletką dzień po... ale nigdy nie wzięłam. A teraz, kiedy tak bardzo czekam na każdą owulację, i szkoda mi każdej niewykorzystanej szansy, muszę odpuścić 2 całe cykle. To jest chyba w tym wszystkim najtrudniejsze. Nie operacja, bieganie na badania, leki. Tylko ta świadomość, że muszę wziąć tę cholerną tabletkę, która zablokuje moją naturalną szansę na dziecko. Może przesadzam, wiem, że to tylko środek do celu, że np. przed ivf to standard, ale jednak coś w tym jest, że gdy robimy coś wbrew instynktowi, to nie czujemy się z tym dobrze.
Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie znalazła plusów 🙂 Antyki mam brać ciągle do zabiegu, a to oznacza, że nie będę mieć okresu, który oczywiście miał pojawić się w samym środku urlopu 😛 Dodam, że w warunkach mocno "campingowych" bez dostępu do prysznica codziennie. HA, @ przechytrzona, chociaż ten 1 raz! 😆
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 lipca 2020, 17:47
Trudny weekend za nami. Spędziliśmy go u mojej rodziny, na chrzcinach synka kuzynki, a mój mąż sprawdzał się w roli dumnego ojca chrzestnego. Bardzo się tym zadaniem przejął 😁 Spędziliśmy trochę czasu z dzieciakami, zostaliśmy na noc u rodziców chrześniaka. Przyglądałam się tej chaotycznej atmosferze rozbieganych dzieci i ich zmęczonym rodzicom. Widziałam nutkę zazdrości w ich spojrzeniu, kiedy opowiadałam im o naszych planach wakacyjnych, podczas gdy oni jadą z dziećmi nad morze. Byliśmy świadkami napadu histerii malucha, któremu nie odpowiadał odświętny strój do kościoła 😆 Mój mądry Mąż stwierdzil, że wszyscy sobie czegoś zazdrościmy. Wieczorem posiedzieliśmy jeszcze z kuzynka i jej mężem, którzy padli że zmęczenia przed północą, a dzieci zarządziły pobudkę o 6. Nie przywykliśmy do takiego trybu zycia. Wstajemy w niedzielę przed 9 tylko jeśli wyjeżdżamy na wycieczkę 😛 Czasem zastanawiam sie, czy podołam tym wszystkim obowiązkom. Ale gdy 2-latka o oczach herubinka przychodzi do mnie, by się przytulic, albo gdy trzymam na rękach niemowlę to pękam. Tego nie da się niczym zastąpić. Mamy fajne życie i korzystamy z niego na ile się da, ale czuję, że to już czas by ono się zmieniło. O ile tam, na miejscu trzymałam się dzielnie i naprawdę zabawa z maluchami sprawiała mi radość, to w domu został już tylko smutek i strach, że nigdy nie będzie nam dane wyprawiać chrzcin...
Po urlopie... Było swietnie, spełniliśmy nasze małe marzenie, wypoczelismy aktywnie i poznaliśmy fajnych ludzi 🙂 teraz krótki powrót do pracy a w poniedziałek histero-laparoskopia! Nareszcie się doczekalam, dziś już dzwonili do mnie ze szpitala aby potwierdzić termin. Mam nadzieję, że nic nie wyskoczy po drodze bo nie chciałabym czekać następne pół roku 🙄. Dalej jestem na antykach, rzeczywiście @ nie przyszła, tylko od dwóch dni mam delikatne plamienia. Jak dobrze nie mieć okresu, ja tak poproszę na kolejne 9 miesięcy 😆 Odrobinę się stresuję zabiegiem, ale też jestem podekscytowana, że coś się wreszcie dzieje.
Wczoraj zszokowała mnie informacja, że koleżanka, która dopiero co urodziła pierwsze dziecko, teraz bierze rozwód. Widocznie nie można mieć wszystkiego... Czasem się boję o nasze małżeństwo, ile jesteśmy w stanie przetrwać? Czy nasza miłość będzie na tyle silna, gdy pojawią się kolejne kryzysy, by walczyć? Krótko po tym jak się dowiedziałam o koleżance, poszliśmy do kościoła. Było piękne kazanie, o małżeństwie właśnie... Takie historie uświadamiają mi, że nasze problemy to jest tylko kropka w kosmosie. Każdy, prędzej czy później dostanie po tyłku od życia, kwestia tylko, jak sobie z tym poradzi. My nie jesteśmy w żaden sposób pokrzywdzeni, bo nic nam się nie należy. Szczerze, cieszę się, że mamy to, co mamy.
O wszystko inne będziemy walczyć.
Dzwonili ze szpitala, operacja odwołana z powodu koronawirusa. Nie wiadomo kiedy wznowią zabiegi... może za miesiąc, może na jesień, albo i za rok? W całym Krakowie szpitale zamykają się na nowo. 😭
Do dupy z tym wszystkim!
Byłam dzisiaj w szpitalu w którym miałam miec histero-laparoskopie. Znajoma lekarka doradziła, żeby pójść, spróbować. W szpitalu tłumy, jakby koronawirusa nigdy nie było... Pacjentki wołane na zabiegi jedna za drugą. Laska za mną przyszła też z programu, na drożność. Przyjęli ja. Ja odbiłam się od ściany. Dokładniej od pani w recepcji. Zabiegu nie będzie bo nie mają lekarzy, którzy zostali oddelegowani do innych szpitali, więc tną zabiegi o połowę. Takie szczęście że padło na mnie 😂 Co zrobisz, nic nie zrobisz, z przegrodą w macicy można żyć, a że w ciążę nie zajdę... Who cares.
Jedyne co załatwiłam to przełożenie terminu na 12 października, za 2miesiace. W sumie lepiej nic pół roku... Pod warunkiem, że epidemia jakims cudem się skończy i będą przyjmować planowo 😂 czyli 0 gwarancji.
Wyszłam stamtąd rycząc całą drogę do pracy. Z bezsilności, poczucia niesprawiedliwosci, złości na siebie, że nie umiem walczyć o swoje. Nigdy nie miałam "genu bezczelności" i nieraz przez to traciłam.
Wokół tyle bobasów... jeszcze nigdy nie było mi tak przykro na ich widok...
Wracam wspomnieniami do początku.
2 lata temu, w naszej wymarzonej podróży poślubnej podjęliśmy decyzję, że nie ma na co czekać. Ah, jakie to były emocje! Podekscytowanie, strach, radość.... Wszystko podsyconie niesamowitymi okolicznościami islandzkiej przyrody. Wieczorami, pod rozgwieżdżonym niebem snuliśmy marzenia, o tym jak będzie wyglądała nasz rodzina. Gdyby ktoś wtedy powiedział mi gdzie będę dziś, chyba pękłoby mi serce. Ale czas uodparnia. Z tych emocji na początku, teraz został tylko strach. Doszło za to rozgoryczenie i smutek.
Chciałabym bardzo wrócić do tego pozytywnego nastawienia, ale trzeba też docenić to, co zyskaliśmy. Pokora, cierpliwość, wytrwałość, to cechy, które trenujemy codziennie 😛 no i oczywiście ten czas, który został nam dany jeszcze we dwoje. Kto wie, może już nigdy nie będziemy tak beztroscy, jak teraz?
Udało się przełożyć zabieg! Mam się zgłosić do szpitala za 2 tygodnie. Teraz z niecierpliwością oczekuję na @ bo po ostatnich przygodach z tabletkami wszystko się niemiłosiernie rozwleka. Oby tym razem się udało!
Dziś zrobiłam wymazy na covid potrzebne przed zabiegiem. Dlaczego mam wrażenie że wynik zgubią, albo wyjdzie pozytywny, czy cos? 🙈 Generalnie mam obawy, że znowu coś pójdzie nie tak. Jeśli natomiast tym razem los się do mnie uśmiechnie, to w środę będę już po. Zdaję sobie sprawę z tego, że wcale nie musi to przyczynic się do zajścia w ciążę. Ale czepiam się usilnie tej histero-laparoskopii, bo to jedyna rzecz, która nas trzyma przed pójściem naprzód. Potem będziemy się martwic, co dalej. Oby do środy...
Powoli przestaję wierzyć, że przejdę ten etap. W szpitalu, owszem, byłam. Podczas mojego 5-cio godzinnego (!) pobytu wyniki zostały sprawdzone, wszystko ładnie pieknie, zostałam przyjęta na oddział, ba, nawet łóżko już dostalam. I kiedy już zdawało mi sie, że chyba tym razem wreszcie się uda, wzięto mnie na usg. 13 dzień cyklu i jak się okazało jest już po owulacji, endometrium za grube do zabiegu. 🤦 Wcześniej mówiono mi, że mam być przed 14 dc...
Lekarka potwierdziła - polip jest, a nawet 2, i to książkowe 😂 widać także mała przegrodę w macicy. Zabieg przełożony na następny cykl, koło 10 dc. Oczywiście wcześniej test covid.
Już nawet nie chce mi się denerwować.
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 września 2020, 14:29
Aaa nie mam pojęcia co się dzieje... Od dwóch, może trzech dni mam takie delikatne bóle, jakby okresowe, a na papierze zauważyłam blade ślady plamienia. Myślałam, że może to ze stresu przed zabiegiem. A dziś silne plamienie, jakby @ się miała rozkręcać. Cholera jasna, 14 dzień cyklu, co jest?! Owulację mi wczoraj potwierdzili, na usg było widoczne ciałko żółte.
Jeszcze pół roku temu chwaliłam się książkowymi cyklami, a teraz wszystko takie rozpieprzone, cykle 35-dniowe, przeciągające się krwawienia, plamienia 😖
Nie wiem, co w takim układzie z tym zabiegiem, a nie mam lekarza prowadzacego, którego mogłabym o to zapytać. 😟
Uff udało się!
Wczoraj miałam histero-laparoskopie! I drożność jajowodów! Polipy usunięte, jajowody oba drożne, a za 2 tygodnie wyniki histopatologii. Pacjentka zakończyła program. 🙄 Nie było źle, myślałam że będę bardziej obolała. Ale możliwe, że leki jeszcze działają. Dowiedziałam się za to, że kiepsko znoszę narkozę, rzygalam po niej jak kot, choć nie bardzo było czym 😛
Teraz czas na odpoczynek, który marzył mi się od dawna 😊 i jeszcze w tym cyklu wracamy do gry 💪
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 października 2020, 14:19
Fizycznie wracam do siebie po zabiegu. Z dolegliwości miałam tylko lekko ciągnące rany, poczucie "nagazowania" oraz zdrętwienie ręki od kroplówki. Zwolnienie mam do wtorku, ale nawet nie chce mi się myśleć o powrocie do pracy. Może to kwestia pobytu w szpitalu, emocji, może ta parszywa pogoda, ale zaległam w domu i nic mi się nie chce 😒 A miałam tyyyle zrobic! (Przy komputerze, bez obciążania się) A zamiast tego snuję się po domu i udaję że coś robię, byle nie siadać do roboty.😂
Oczywiście wciąż analizuję nasze aktualne szanse. Skoro anatomicznie jest już wszystko ok, cykle i hormony cacy, to nie pozostaje nic innego jak tylko próbować... Mąż ma zrobić znów badanie nasienia, żeby zobaczyć czy te suplementy były coś warte. Wtedy będziemy mieć pełny obraz. I zostaje najtrudniejsza część ... staranie i czekanie 🙄 Dajemy sobie czas do końca roku na pewno. Wiem, że powinnam być pełna nadziei, przecież tak długo czekałam na zabieg i wreszcie wszystko się udało, a jednak... za długo to trwa, żeby teraz tak naiwnie oczekiwać cudu.
Kiedy szłam do szpitala, w tej godzinie akurat były wypisy z porodówki. Dumni tatusiowie jeden za drugim wynosili gondolki z maluszkami. A za nimi szły zmęczone, ale szczęśliwe dziewczyny. Spojrzałam na męża, który mnie odprowadzał i wiedziałam, że myśli o tym samym.
Może kiedyś...
Z góry przepraszam, wpis "światopoglądowy".
Patrzę na to, co dzieje się w tym kraju i nie mam złudzeń, że tu kiedyś będzie normalnie. Społeczeństwo, które wstydzi się rozmawiać otwarcie o seksie, czy niepłodności, dostaje ekstazy, gdy tylko padnie słowo "aborcja". Na ten temat każdy ma swoją świętą rację. Zwłaszcza ci, których temat najmniej dotyczy. Bardzo chcę mieć dziecko, od dawna jestem na to gotowa. Zdrowe dziecko. Najbardziej na świecie boję się wiadomości, że z ciążą jest coś nie tak. Nie wiem, naprawdę nie wiem, co byśmy z mężem w takiej sytuacji postanowili. Mam spore pojęcie o tym jak wygląda opieka nad niepełnosprawnymi. Całkowite poświęcenie swojego życia, pasji, planów. Pomoc? Praktycznie żadna. Cierpnie mi skóra na myśl, że ktoś już za mnie zdecydowal. Usłyszałam w tv zdanie, że trzeba by upaść na głowę, aby obecnie starać się o dziecko. Taa, może upadłam na głowę, a może nie mam juz wiele czasu na czekanie na lepsze czasy... Jest mi tylko cholernie żal, że ci, ktorzy decydują mają nas tak głęboko w dupie.
Czekam na nią. Mogłaby już przyjść, żebym nie musiała znów oglądać tej jednej kreski z uczuciem upokorzenia. A z drugiej strony, im bliżej jej nadejścia, tym bardziej nie chcę jej widzieć. Umysł podsyła mi projekcje, jak wyglądałoby nasze życie gdyby się tym razem udało. Piękna forma tortur. Nie mam w domu ani jednego testu. Z premedytacją zamówiłam kilka dopiero wczoraj, żeby mnie nie kusiło za wcześnie. A może po to, aby wydłużyć nadzieję..?
Typowy staraczkowy zespół przedmiesiączkowy... da się to wyłączyć? 😂
Wiadomość wyedytowana przez autora 5 listopada 2020, 12:28
Dopadła mnie w nocy wredna 🐒 powodując że nie mogłam spać z bólu. Testy muszą poczekać do kolejnego miesiąca i kolejnej dramy 🙈. Ok muszę przyznać, że trochę na wyrost miałam tą nadzieję, że po histeroskopii od razu zaskoczy. No ale gdy okres się spóźnia to rozum śpi🤷🏻♀️. W kolejnym cyklu wrócę do mierzenia temperatury, bo wolę widzieć na wykresie co się dzieje. Co dalej? Do końca roku działamy bez specjalnego planu, zrobimy tylko badanie nasienia. Jak się nie uda to w przyszłym roku chyba pójdziemy w stronę inseminacji.
Tymczasem postanowiliśmy skorzystać z pogody i wyskoczyć w ten weekend w góry aby przewietrzyć głowy 🙂
Kiedy byłam dzieckiem, miałam wrażenie, że mam najstarszych rodziców na świecie. Moja mama urodziła mnie w wieku 37 lat. Zazdrościłam koleżankom, że mają takie młode, fajne mamy i babcie, które biegają za nimi w parku. I chociaż moi rodzice byli bardzo aktywni, to było mi głupio, gdy ktoś pytał mnie o ich wiek... Pewnie dlatego, jako dziewczynka postanowiłam sobie, że chcę być jedną z tych "młodych, fajnych mam". Potem oczywiście się to trochę zmieniło, czekałam na odpowiedniego faceta, na skończenie studiów, ślub... Ale chciałam się tak wyrobić ze wszystkim, aby urodzić pierwsze dziecko przed trzydziestką. Dziś wiem, że to się nie uda, chociaż przecież wszystko szło zgodnie z planem... Wiem, że świat bardzo się zmienił, że ludzie coraz później decydują się na dziecko i nie będziemy żadnym "ewenementem" w tej kwestii. A jednak, z tej perspektywy wciąż czuję ten niepokój związany z uciekającym czasem. Moich dziadków oraz taty nie ma już z nami. Z siostrą dzieli mnie kilkanaście lat różnicy. Kiedy patrzę na moją mamę, widzę, że czas leci bardzo szybko. Czy będzie miała energię aby zająć się wnukami?
Totalnym przeciwieństwem jest rodzina mojego męża - młoda i liczna. Może nie idealna, ale zawsze jest na kogo liczyć. Jego dziadkowie bardzo czekają na prawnuka. Chciałabym stworzyć taką rodzinę, a na to potrzeba czasu. Pierwsze dziecko po 30 - ok, ale drugie? A trzecie? Czy zdążymy?
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 listopada 2020, 13:29
ojej :( smutno :( pamiętam jak mój pies odszedł... to tak jakby stracić członka rodziny :(
Bardzo mi przykro. To chowanie członka rodziny...
Bardzo ale to bardzo mi przykro. Moi rodzice nagle stracili psa dwa tygodnie temu, placza za nim codziennie i codziennie pala znicz na jego grobiku w ogródku. Ja też płacze. Pies jest jak człowiek, nawet lepszy...