X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Już nie takie początki początków - przygotowania do... narodzin :)
Dodaj do ulubionych
‹‹ 3 4 5 6 7

8 listopada 2017, 09:13

22 dc, 7 dpo
Kondycja fizyczna - - 99%
Kondycja intelektualna - -93%
Kondycja psychiczna - może być (jak na to, co mnie czeka)

Do brzegu.
Im dalej w las, tym więcej drzew. A ja naiwna myślałam, że coś się rozwiąże w mojej kwestii.

Byłam psychicznie nastawiona na wstępną diagnozę - podejrzenie wrodzonego przerostu nadnerczy (postać nieklasyczna). Wcześniejszym lekarzom nie pasowałam do takiej diagnozy. Endo się pytał z troską w oczach, czy dobrze się czuję, nie mam żadnych dolegliwości, czy na pewno nic mi nie jest. No nic, poza małym bólem egzystencjonalnym od czasu do czas ale to wszyscy mają.

Pooglądał mnie od góry do dołu (dosłownie). A tak się cieszyłam, że przynajmniej u tego lekarza nie muszę prezentować podwozia. Podobno mogą być zmiany w narządach płciowych - u mnie na szczęście brak.
Endo też stwierdził, że mam niską insulinę (3,7). I zastanawiał się czy to nie błąd labolatorium. Rok temu badałam i wyniki podobny.

No i teraz żeby nudno nie było, dla potwierdzenia diagnozy mam wykonać jeszcze profil steroidowy (pojadę z sikami z dobowej zbiórki do Warszawy - w której o ironio mieszkałam tyle lat;/) i do Katowic do kliniki nefrologii zbadać aldosteron i aktywność reninową osocza (?). Mam też oznaczyć kortyzol i ACTH.
Od wyników będzie zależało moje leczenie, ale w szufladzie już czeka recepta na dexametazon. Mam go jeszcze nie tykać, dopóki nie zrobię profilu steroidowego a badanie robi się w 7-9 dc.

Kurczę, nie czuję się taką chorą antylopą, jak wychodzi z tych wyników.
Zastanawiam się, czemu poprzednia endo nie zleciła mi tych wyników dodatkowych.
Gdybym się nie uparła i z własnej inicjatywy nie zmieniła endokrynologa - w klinice nikt by się nie doszukiwał przyczyn wysokich andorgenów, byłabym stymulowana pewnie bez skutku.

10 listopada 2017, 11:11

24 dc, 9 dpo
Gdyby nie wykres, pewnie bym nawet nie pamiętała który to dzień cyklu.
Za to pamiętałabym, że to druga połowa - mam pełnoobjawowego pmsa- bolą mnie cycki, jestem nerwowa, mam zmienne nastroje i z trudem panuję nad sobą. Do tego dużo kremowego śluzu i uczucie rozbicia - jednym słowem człowiek jest rozwalony jak gnój w polu. I są takie momenty, że kompletnie NIC mi się nie chce. Muszę wrócić do regularniejszych treningów jogi, bo wtedy lepiej się czułam.

Kiedyś to przynajmniej miałam nadzieję pod koniec cyklu, że "może się uda", odliczałam z niecierpliwości dni, latałam jak głupia na betę i robiłam po kilka sikaczy. A teraz jakbym zaszła w ciążę, sądzę że ogarnęłaby mnie przerażenie bo nie wiedziałabym co robić - czym musiałabym brać wlewy na te komórki NK i łykać dexametazon? Przecież muszę się jeszcze dodiagnozować. Lekarz powiedział, że wszystko zależy od tych wyników, które dopiero zrobię.
Tak więc grzecznie czekam na miesięcznicę. Mam nadzieję, że kulturalnie pojawi się w terminie.

Tak poza staraniami wymyśliłam sobie zrobienie torta dla małża na urodziny - nauczona złym doświadczeniem sprzed roku, kiedy miał być tort z imitacją kiełbaski a wyszło jak wielka wstrętna kupa.
No więc teraz miał powstać malinowy król z bloga słynnej blogerki. Z opisu wydawał się prosty - no co mogło się nie udać? Dla zwiększenia szans i oszczędności czasu kupiłam gotowe blaty tortowe.
Mimo moich wielkich chęci obawiam się, że wyszedł mi malinowy ciul. Może moja mascarpone było zbyt gęste i tak kiepsko się nakładało? Poza tym chyba wyszło mi za dużo masy i w ogóle za bardzo nasączyłam biszkopty. Ku mojemu przerażeniu odpadł mi kawałek góry. Szybko zakeliłam. Czułam się jak "ch.jowa pani domu".
Poobkładałam go malinami i czekoladowymi serduszkami co zakryło niedoskonałości i modlę żeby nie rozleciał się w lodówce. Najbliższe godziny będą decydujące.

13 listopada 2017, 07:46


"nie poddawać się i czekać przyjdzie czas
on nam wcale nie ucieka - zmienia nas
idzie długo, bo z daleka niesie ognia blask"

Wow, 27 dc. Nawet nie wiedziałam, że tak późno - zajęłam się kilkoma sprawami i dni leciały jak szalone.
Malinowy ciól wszystkim smakował. Mąż docenił fakt, że jest to tort od serca - dziewczyny miałyście racje. Goście stwierdzili, że szacun skro to był mój pierwszy raz. A że wygląd miał rustykalny to nic.

Jutro jadę na badania, które wymagają ode mnie pionizacji -2-3 h przed badaniem trzeba chodzić/stać. Mam nadzieję, że nie dostanę nagle okresu bo nie będę mogła wziąć żadnej tabletki przeciwbólowej. Brzuch pobolewa już okresowo, ale tempka jeszcze nie spadła.

15 listopada 2017, 20:09

"Wytrwałość oznacza, że wykonujesz kolejny krok naprzód" Regina Brett, "Kochaj"

To myśmy, za przeproszeniem kurka zrobili ich tysiące. Wczoraj.
Pojechaliśmy z mężem na badania. Miałam być przez 2 h w pozycji stojącej - badania wymagały pionizacji.
Po 1 h czekania w kolejce do szpitalnego laboratorium polecanego przez endo usłyszałam, że badania nam nie zrobią bo nie mam szpitalnego skierowania. W innym miejscu usłyszałam, że mogę spróbować u dyrekcji szpitala to jakoś załatwić. Pomyślałam wtedy o kolejce 30 dziadków tam czekających i stwierdziłam, że pierdziele - idziemy do najbliższego punktu diagnostyki. Czyli 2 km. Nie mogliśmy podjechać autem, bo miałam być w tej cholernej pionizacji - nie wolno mi było usiąść. I tam eureka - prawie brak kolejki, załatwiliśmy wszystko w 5 minut.

Wyniki tego samego dnia mnie zdziwiły nieco : acth 22,66 pg/ml przy normie 7,2-63,3 kortyzol 15,91, czyli też w normie. A przy wpn powinno być za mało kortyzolu i dużo acth. Zatem co mi jest?
Czekam jeszcze na aktywność reninową osocza i aldosteron.
I w nowym cyklu ten profil steroidowy.

Za to mężowi poprawiło się nasienie - ruchliwość i żywotoność już jest w normie, za to martwi mnie ilość - w ejakulacie tylko 11 ml :( Fakt, że badanie było po 2 dniach od wstrzemięźliwości ale to wpłynęłoby aż tak? Koncentracja wyszła też niska, bo około 3 ml a powinno powyżej 17. Fuck. Jak nie urok, to sraczka. Widzę, że bez wspomaganego rozrodu u nas ani mru mru.

24 listopada 2017, 07:57

18 cs
9 dc (już?)

Nie wiem, gdzie się podział ten tydzień, dopiero był poniedziałek a już jest piątek. Czas mi leci szybko odkąd przestałam z utęsknieniem czekać no owulację, by potem zatestować po 10-14 dniach, bo może się uda prawda? Mogłabym tak latami.

Oddałam mocz do badania (z dobowej zbiórki) na profil steroidowy. Próbka została wysłana do Warszawy. Cieszę się, że nie musiałam tam jechać, nie żałowałam nawet 40 minutowego stania w kolejce, bo tylko oddać próbkę i uiścić opłatę w cenie 250 złota. Ponoć warto, bo w końcu dowiem się co mi jest.

Dobowa zbiórka nie była dla mnie łatwa - może je zrobić tylko w określone dni cyklu (7-9) i trzeba zebrać każdą ilość moczu. Jakby wspaniale było gdybym trafiła na weekend. Ale nie. Środek tygodnia i praca wyjazdowa 80 km (od pół roku tak nie miałam), więc musiałam logistycznie zaplanować jak pracując z ludźmi upchnąć do torebki słoik. Nie uśmiechało mi się czekać do następnego cyklu z badaniem, zwłaszcza że czas oczekiwania na wyniki wynosi 54 dni robocze(!). Wiozłam te siki jak sztabkę złota (mój umysł podpowiadał chore wizje: że mi się coś rozleje, pęknie słoik, zapomnę i wysikam się do wc itd).
ale wszystko się udało.
Do tej pory nie przypuszczałam, że tyle sikam. Ograniczając kawę wyszło mi ponad 3,5 litra! Fakt, dużo piję, plus woda z jedzenia to trochę tego wychodzi.

W laboratorium natknęłam się na 2 ciężarne. Robiły krzywą cukrową. Jakoś to zniosłam, spodziewałam się gorszych emocji - wcześniej, w gorszym okresie czułam na ich widok bolesne ukłucie.

W ostatnim czasie przeżyłam też 2 imprezy pełne dzieci. Istne kinder party. I też się dziwię, że dosyć dobrze to zniosłam. Pewnie byłoby gorzej tuż po nieudanej inseminacji albo w trakcie starań połączonych z farmakologią.
Bo teraz czuję się tak, jakbym była wykluczona ze starań. Z wykresów widać, że jest cykl regularny, jest owulacja, jest sex - a dziecka nie ma. Jakie to nielogiczne.

Kupiłam też książkę "Nadzieja na nowe życie" napisaną przez psychologów.
I żałuję, że nie kupiłam jej wcześniej. Uniknęłabym wiele bólu, lepiej bym chroniła swoją psychikę.
Bo prawda jest taka, że my kobiety walczące z niepłodnością mamy przerąbane - stres porównywalny do choroby nowotworowej, koszty, niepewność powodzenia terapii. Autorki uważają, że mamy prawo do uczuć, które nami targają, tylko kwestia co z nimi zrobimy. Ale mamy prawo się chronić, zwłaszcza kiedy czujemy się w dołku i nie mamy ochoty na kontakty z małymi dziećmi i ciężarnymi.

Mieszkamy jeszcze z moją rodziną, czekamy na wykończenie nowego domu. Niemal co weekend do domu zwala się ktoś z dziećmi. Poprosiłam, by przez jeden weekend tak nie było - (to był okres nieudanej inseminacji i termin porodu utraconej ciąży - wszyscy wiedzieli o tym) bo chcę się wyciszyć i odpocząć, że to dla mnie trudne słyszeć płacz niemowlęcia. I wiecie co usłyszałam? że HISTERYZUJĘ
Kurtyna.
Tak człowiek się dowiedział, że na wsparcie we własnej rodzinie liczyć nie może. Wiem, żalę się. Ale musiałam to z siebie wyrzucić

29 listopada 2017, 07:44

18 cs
14 dc

Niespełna grudzień.
Zimno.
Napadało śniegu.
Temperatura mojego ciała niejednoznaczna. Śluz też- raz kremowy, raz wodnisty, raz rozciągliwy. Za to libido kilka dni temu miałam godne pozazdroszczenia :D Mąż szczęśliwy.

Nadzieja mi wróciła, bo na ovufriendzie spotkałam pamiętnik sprzed kilku lat piszącym przez dziewczynę z takim problemem jak mój - podwyższony 17-og progesteron. I ma dwójkę dzieci teraz. Da sie? Da. Zamiast in vitro, zaszła w ciążę w po kilku miesiącach brania dexametazonu. Naturalnie.

Pogodziłam się, że nie będę miała dziecka teraz, już. I dlatego ćwiczę bez względu na dzień cyklu. Kiedyś się bałam, bo a to zagnieżdżenie a to za bardzo naprężam mięśnie brzucha, a to prolaktynę sobie podniosę. Oczywiście bez szaleństw, ale regularnie.
I dobrze mi to zrobiło na psychice. Rozpacz gdzieś sobie poszła. Niecierpliwość też.

Postanowiłam też zakupić koenzym q10 w postaci aktywnej (ubichinol)(poprawa jakości komórek jajowych) i olej z czarnuszki tłoczony na mazurach (dobry na nasienie i ogólnie na wszelkie zaburzenia hormonalne). Czekam na dostawę.

Postanowiłam sobie, że jeśli ma być IUI to najwcześniej luty-marzec. I do tego czasu podreperuje mój styl życia i chcę wierzyć, że będzie dobrze.
Byłoby wspaniale wprowadzić się do nowego domu z lokatorem w brzuszku :) Dzisiaj miałam taki sen - że moja mama zrobiła mi spontanicznie usg i w środku był zarodek z nogami, rękami i głową i... siusiakiem.

2 grudnia 2017, 10:29

17 dc
i nagle 6dpo ? Niezłe jaja. Nie powiedziałabym. Ale ovufriend może się jeszcze rozmyślić. Z resztą. My się teraz serduszkujemy głownie dla funu. Spóźniłabym się do pracy przez to dziś, bo w międzyczasie piekliśmy jeszcze babeczki, a mąż wcale nie miał na myśli szybkiego numerka, tylko raczej delektowanie się. :)

Fajnie, ale mamy ostatnio mało czasu dla siebie. Bardzo mało. Czuję się jak słomiana wdowa. Mówili że po ślubie często tak jest, że w narzeczeństwie to ma się więcej czasu dla siebie. Niestety prawda.

W jodze robię postępy. Umiem wykonać w końcu świecę z prostymi nogami i nie boli mnie to. Nawet relaksuje. I na leżąco w końcu daję radę dać stopy za głowię. Moje zastane ciało się rozruszało, ale chcę więcej - podobają mi się giętcy ludzie.

Poza tym dobrze mi to głowę robi.
Bo nie raz mam wahania nastroju. Zwłaszcza w piątek wieczorem mam doły, łatwo łapię focha i nerwy mam sama na siebie. To chyba zmęczenie, frustracja i jeszcze raz zmęczenie, bo w pracy wyczerpuję ogromne pokłady empatii i samokontroli.
Bo tak, ludzie mnie czasem wkurwiają. I muszę wyznaczać granie tak, aby ich nie urazić i jednoczesnie nie płaszczyc się przed nimi. Dużo mnie to kosztuje.

8 grudnia 2017, 17:11

- Dlaczego tak przeklinasz? - zapytał zdziwiony mąż.

- Bo mam PMSa. jestem sfrustrowana. Mój organizm przygotowuje się do comiesięcznej klęski. - odparłam. Bez godności, pomyślałam.

Dorzućmy do tego przepracowanie, które minie dopiero w okolicy świąt by nabrać tempa od nowego roku,to nim się obrócę, będzie wiosna.

Zabroniłam też nazywania siebie "mamuśką" co wg mojego męża brzmi pieszczotliwie, a wg mnie z jego ust brzmi to jak obelga: określenie krowy/innego zwierzęcia z wyciągnietymi wymionami po ziemię. Coś jak madka, a nie matka, bo do tych drugich nic nie mam. O dziwo.

Bo Pan Bóg mnie chociaż z jednym wysłuchał.
Nie dał mi dziecka. Ale dał ww końcu siłę i cierpliwość by zmagać się z tym wszystkim. Z ciężarnymi, rodzącymi i dziećmi dookokoła. Mogę im kibicować bez bólu. Czasem z nutką żalu, że być może szczęście tego typu może mnie ominie.

Zrozumienie dla tych, którzy nie rozumieją i właśnie przez to mogą wbić bolesną szpilę.
Siłę do olania "głupich krów" czy potocznie innych ciuli którzy tak naprawde życzą ci źle, patrzą na ciebie z góry (ha, jestem lepszy bo spłodziłem syna! a ty gorsza bo nie). Trzeba im współczuć, że wywyższają się na nieszczęściu innych.

Przynajmniej tyle z błogosławieństw. Szczere to doceniam, bo zeszły okres świąteczny przeszłam źle. Chciało mi się płakać. Ciągle.. Kiedy moja siostra narzekała na dolegliwości ciążowe. Kiedy w kościele widziałam dzieciątko Jezus. Kiedy patrzyłam na dzieci, dowiadywałam się o ciążach. Kiedy wszyscy wokoło życzyli nam dziecka. Kiedy słyszałam że się opieprzamy, a moja siostra ma już drugie w drodze.

Ten dystans, znieczulenie, obojętność - być może w duchu to pierwszy krok do pogodzenia się z tym, że jest jak jest. A może zacznę dopiero świrować, jak podejmę konkretne leczenie?

Gdyby nie ovu i na odczepnego zmierzone temperatury, nie wiedziałabym, że jest 23 dc i 8 dpo. Tylko PMS by zdradził, że okres tuż tuż czyli 5-7 dni.

Trochę mi smutno, ale daleko do rozpaczy. Poradziłam sobie z wizytami mikołajowymi, obdarowywaniem dzieci, nawet sama cofnęłam się w rozwoju i pobawiła się z nimi lalami, autkami i zagrałam w grzybobranie.

9 grudnia 2017, 11:01

24 dc
9 dpo

sobota

Dziś o dziwo czuję się lekko.
Zaczyna mi się przypominać, że w podobnym okresie rok temu zaszłam w ciążę. I czuję się tak jakoś lekko, ciepło w środku. Tak jak wtedy.
Czasem mam ból miesiączkowy, czasem piersi zakują.
Chyba zwariowałam.

11 grudnia 2017, 15:29


"Po śmierci pewnemu człowiekowi dane było zobaczyć ścieżkę swojego życia. Widział ją jako ślady stóp na piasku czasu. Były tam odciski dwóch par stóp: jego i Jezusa. Cały czas, jedne obok drugich. Jednak gdy tylko pojawiały się jakieś trudności w życiu jedna para stóp znikała. Zaniepokojony tym faktem człowiek zapytał:
- Jezu, zobacz, całe życie kroczyłem obok Ciebie. Nasze ślady stóp są jedne obok drugich. Jednak ilekroć potrzebowałem Cię najbardziej, tyle razy widzę tylko pojedyncze ślady! Dlaczego? Jak mogłeś mnie opuścić właśnie wtedy?
- Nie opuściłem Ciebie synu. Widzisz pojedyncze ślady, bo wtedy niosłem Ciebie na rękach"

12 grudnia 2017, 15:05

27 dc
12 dpo

PMS Pozwól Mi Skonać
Tak się czuję

Przeżywam oglnowkurwienie. Bez miotły nie podchodź.
Nakrzyczałam na męża, jak dotknął mi cycki.
Moje libido jest ujemne, zaczyna się sezon na "daj mi spokój". Tak, na te kilka dni mogliby mi zaszyć dół.
I w ogóle ja ma ochotę teraz się zaszyć. Tak, wiem, to minie. Dostanę okresu i będę łagodna niczym łania.
A teraz? Mąż mówi, że jestem "dopolona". A sam mi kiedyś tłumaczył że w dzisiejszych czasach nie można być miękki ch.. znaczy wackiem robionym, bo będą mnie wykorzystywać.

Sadzę, że czarę goryczy dopłełnił fakt, ze miałam poprzedni ciążki tydzień a weeekend nie odpoczęłam, miałam dosłownie 30 minut z zegarkiem w ręce dla siebie. Za to usiałam wysłuchiwać, jakie to cudze dzieci są zdolne i cudowne. Nie byłoby w tym nic złego gdyby to trwało 20-30 minut do godziny. A nie 3 bite godziny jeden temat. To tak, jakbym zafascynowała opowiadała wszystkim o mojej robocie.

W Książce "nadzieja na nowe życie" napisali, że nie masz obowiązku uczestniczyć w takich spotkaniach, gdzie jest pełno dzieci. Nie musisz się nimi zachwycać na każdym kroku. Ale zdaje się, że mojego męża to nie obchodzi, bo on jest towarzyski i lubi zasiadywać się u ludzi. I zamiast 2-3 h muszę to wszystko znosić 5-6 h i więcej. Muszę to z nim uzgodnić, jak to wszystko ma wyglądać.
Zwłaszcza, że czasem ze względów grzecznościowych, okolicznościowych jestem zmuszona odwiedzać ludzi, których nie lubię. Ma ktoś na to złotą radę?

14 grudnia 2017, 08:42

29 dc
14 dpo

Miałam okropne sny: że podmienili mi męża na innego i rozpaczałam, ze chcę tego mojego i że była na jakiejś podwójnej konsultacji w klinice leczenia niepłodności.

Obudziłam się rano i dla formalności sięgnęłam po termometr. Trochę się odkryłam, więc sądziłam że temp spadnie. A tu patrze i jest 36,90. W dniu okresu tak mi nie grali. Zanim wstałam z łóżka przejrzałam wszystkie stare wykresy i faktycznie, nie było tak.
Wygrzebałam jakiś zachomikowany test ciążowy, będący gratisem do suplementów męża. Z trzęsącymi rękami zrobiłam test. Wkropiłam ten mocz. Czekam. Patrze - biel wizira. Myślę, super mnie wykres w wacka zrobił a ja naiwna uwierzyłam. Po chwili pojawiła się druga kreska.

Poleciałam na betę (i przy okazji progestreon,tsh i ft4).
Wyniki popołudniu.

Wygrzebałam też duphaston, mam ze 30 tabletek.
Jestem w przyjemnym szoku i zaczęłam już rozumieć, skąd moje potworne zmęczenie w ostatnich dniach.

Na szybcika zapisałam się do losowej lekarki w klinice, że podpytać co tymi moimi komórkami nk, czy coś się z tym robi teraz w ciąży? jakiś intralipid czy nie?


Obiecałam sobie mieć teraz same pozytywne myśli w głowie. Cokolwiek się wydarzy.

14 grudnia 2017, 08:42

Ciąża rozpoczęta 16 listopada 2017
Przejdź do pamiętnika ciążowego i czytaj kontynuację mojej historii
‹‹ 3 4 5 6 7