Ale z drugiej strony mimo niepewności staram się nie stresować i zrobić to co zależy ode mnie - w miarę się oszczędzać i dbać o siebie. I czekać,bo jak ma być dobrze to będzie.
W dodatku jestem przeziębiona. Leżę w łóżku i piję jakieś mikstury imbirowe. Muszę się wykurować, bo mam w pracy szczyt sezonu.
Za za 1,5 tyg ustaliłam sobie wizytę u ginekologa. Miałam się zgłosić na monitoring cyklu, a tu mam nadzieję pokarzę się w ciąży. Ciekawe, czy coś już będzie widać. Będzie to 6 tydzień.
Póki co czekanie. Jak na ironię tytuł pamiętnika ze starań pasuje do stanu faktycznego
Mam nadzieję, że zostanę tu szczęśliwie do września.
Miesiączka nie przyszła. Żadnych plamień.
Przedwczoraj byłam u mojej endokrynolog. Pierwsze pytanie: ciąża jest? A ja na to: jest.
No i dobrze!
Ponoć u mnie wystarczyło wyrównać tarczycę: FT4 podciągnięte w górną normę, a TSH spadło do 0,2 z czymś. 3 miesiące temu wynosiło 4,3 i pewnie przez to nie mogłam zajść w ciążę. No i prolaktynę miałam wysoką, ale spadła po przyjmowaniu magnezu i witaminy B6. I zdystansowaniu się do życia naturalnie, bo niepotrzebnie się wszystkim stresowałam.
Ze względu na przeziębienie (katar niagara i łomot w głowie) dostałam zalecenie, aby zostać kilka dni w łóżku, bo pozostaje tylko się wyleżeć i stosować ludowe metody leczenia.
Dostałam też reprymendę pt "trzepnę panią w łeb", po tym jak spytałam, co z dawką letroxu, jeśli ciąża się nie utrzyma.
Hmm, czyli lekarz we mnie wierzy. Ponoć to bardzo dobrze, że zaszłam w ciążę bez stymulacji i sterydów. I że prędzej zaszkodziłoby mi przeziębienie, niż moje wariackie hormony. W pewnym sensie jest to jakieś pocieszenie.
Póki co nie będę się nakręcać. Zrobiłam sobie kilka dni wolnego, bo stwierdziłam, że są rzeczy ważne i ważniejsze. Odwołałam klientów, przystopowałam troszkę.
Styczeń będzie trochę ciężki, ale od lutego postaram się mniej brać na siebie.
A teraz?
Pracuję z łóżka.
Piję z 3-4 litrów płynów dziennie, głównie niesłodzone herbaty i wywar z imbiru (świetna sprawa, przy okazji likwiduje nudności).
Jem zupy krem z buraków, kaszy jaglanej i soczewicy. I owsianki, jaglanki.
Wkupiłam arsenał medykamentów w aptece dla ciężarnych (dużo tego nie ma, głownie roztwór wody morskiej, maść majerankowa, prenalen do picia, osscillococinum czy jakoś tak (homeopatyczne) i spore dawki witaminy C).
No i ten katar już prawie mi przeszedł. Dobrze, bo w piątek czas do pracy.
Poza tym od czasu do czasu pobolewa mnie podbrzusze, dziś w nocy w sumie odczuwałam to trochę mocniej.
I mam mdłości po jedzeniu.
Zrobiłam sobie kawę i mi nie smakuje.
Perfumy Męża - Gucci Guilty- śmierdzą mi Bondem i pieprzem.
No nic, zobaczymy co to będzie.
Wiadomość wyedytowana przez autora 24 stycznia 2017, 11:44
Beta w 29 dc wynosiła 187, progesteron 24,85.
Jutro (w sobotę powtórka). Jestem dobrej myśli, czarne wyganiam.
Mąż był w szoku. Do szufladki wsadziłam małe góralskie wełniane bucicki (jakiś prezent ślubny) a do nich włożyłam test ciążowy z dwoma kreskami. Poprosiłam go by otworzył szufladę (oczywiście było tam pełno innych rzeczy ale buciki na pierwszym planie). W szoku zapytał co to? Mówię zajrzyj. Nie mógł uwierzyć. Ucieszył się jak wariat Też już tracił nadzieje...
Bo w klinice nie dawali nam szans innych, niż inseminacja. Moje pęcherzyki przy stymulacji rosły byle jak. Jedna IUI się nie udała z resztą. Ogólnie nasza historia medyczna jest niejasna, bo czekam na ostateczne wyniki badań w kierunku potwierdzenia WPN.
Wierzę, że będzie dobrze.
Z objawów mam ślinotok i ogromną potrzebę spania. W pracy ledwo siedzę, niczym zombie. Ale nie narzekam. Czekałam na to
Beta w 31 dc 512
Przyrost 168%
Rośnij kruszynko!
W pon. pojechałam do kliniki. Zrobili mi betę na cito, czekałam jak na szpilkach i wynik 1250 czyli się podwoiła od soboty. Na usg widoczny pęcherzyk ciążowy 3 mm ( a był wtedy 4 tydz i 4 dni). Dostałam kroplówkę z intralipidu na komórki NK. I w piątek powtórka z USG, żeby sprawdzić czy pęcherzyk dobrze rośnie.
Wbrew logice czuję, że trochę się denerwuję. Wiem, że w niczym mi to nie pomoże i staram się zapanować nad tym.
Jest jeszcze druga sprawa. Endokrynolog dał mi receptę na encorton, ale dopiero jutro zadecyduje czy go wprowadzić (jutro właśnie mam zrobić badania androgenów i shgb i skonsultować wyniki). Bo jak sam stwierdził, są plusy i minusy, trzeba to wyważyć.
Co do pracy - uczę się asertywności. Klienci mnie wkurzają, niektórzy nie przychodzą na spotkania mimo smsów przypominających,a chcieli się za przeproszeniem zesrać żeby spotkać się teraz, już przed świętami. Dlatego teraz daję dalsze terminy i nie biorę na siebie zbyt wiele. I basta.
Planuję pracować coraz mniej. Na początek 2-3 razy mniej. Zwolniłam tempo i dobrze mi z tym chyba powoli leczę się z pracoholizmu.
Będzie dobrze. Jest dobrze. Tak sobie powtarzam.
Co do ciąży to trochę mi ulżyło. Wczoraj był 5 tydz i 1 dzień, widziałam zarodek na usg a w środę mamy zgłosić się na wizytę serduszkową! A myślałam, że to dopiero po nowym roku.
Ale w klinice mają chyba jakiś zajebistszy sprzęt.
Biorę encorton. Na chwilę obecną 5 mg/dobę, pół tabletki rano i pół wieczorem (to ponoć ze względu na nadnercza). I trzeba to pogodzić z moją immunologią.
Andorgeny niestety szaleją, wzrosły w ciąży ale spodziewałam się tego. Dlatego modlę się, aby dzidzia była chłopcem...
Bety więcej nie robię. A czwartą zrobiłam tylko dlatego, że i tak miałam pobieraną krew (oznaczali mi właśnie te androgeny).
Co 3 tygodnie będę dostawałam wlewy z intralipidu (do 18 tygodnia ciąży).
Teraz do środy czas szybko zleci Cieszę się, bo do pracy wracam po Nowym Roku. Póki co czuję się bardzo dobrze (oprócz zmęczenia, które dopada mnie wieczorem). Piersi nie bolą, są "tylko" wrażliwe. Z tego co wiem, u mnie w rodzinie nikt nie rzygał, więc liczę że i mnie ominie.
Trzymam kciuki za Wacusia (tak go roboczo nazwaliśmy) aby ładnie rósł
Wesołych Świąt Dziewczyny!
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 grudnia 2017, 10:29
(6 tyg. i 0 dni)
Miesiąc: 2
Trymestr: 1
Wczoraj mieliśmy usg nr 3.
Kosztowało mnie trochę nerwów bo dojazd do kliniki okazał się katorgą - nagle wszyscy wybrali się na wyprzedaże, przez co przejechanie 3 km zajęło nam bitą godzinę. I spóźniliśmy się na wizytę, ale nas przyjęli. Z resztą słysząc kolejnych pacjentów w recepcji wynikało, że wszyscy się spóźnili.
Na usg zobaczyliśmy tętno. Mąż uparł się, że jeśli to możliwe będzie ze mną chodził na wizyty. I obserwował, jak leżąc z nogami na za piętnaście trzecia gmerają mi w podwoziu. Uroczo to wyglądało, jak podleciał do monitora, żeby zobaczyć migającą kropkę To wielkie szczęście dla nas wiedząc, że na tym etapie jest wszystko ok. Mam dobre przeczucia do tej ciąży i uparłam się, że urodzę dziecko w sierpniu 2018
W roku, który będzie dla nas wyjątkowy. Bo wprowadzimy się do nowego domu i powitamy nowego członka rodziny Cieszę się, że to koniec udręki, niewygody, zaciskania zębów, kompromisów.
Dodzwoniłam się do Warszawy i okazało się, że zrobili mi szybciej profil steroidowy. Gdyby nie gorąca interwencja to czekałabym na wyniki nawet do marca. Konkretne wyniki będą do obioru w diagnostyce (jak znam życie to za tydzień -dwa) natomiast telefonicznie dowiedziałam się, że mam nieklasyczny wrodzony przerost nadnerczy - chorobę genetyczną, na którą nie wyglądam. Ale potwierdziło się podejrzenie endokrynologa.
Tak więc dzięki klinice leczenia niepłodności nie zaszłam w ciążę - ale dowiedziałam się, co mi jest i jak tę ciążę prowadzić.
Kolejna wizyta 8 stycznia - i wtedy też dostanę kroplówkę z intralipidu.
Z objawów ból piersi ustąpił, ale są bardziej wrażliwe, do tego urosły
Rano mam zawroty głowy, a wieczorem uczucie kołatania serca (ale ciśnienie i puls ok) + mega senność w godzinach wieczornych. Ale to nic. Baby wszystko zniosą.
6 tyg i 6 dni
Jednak mam mdłości. Najgorzej jest wieczorem, ale wtedy kładę się spać.
Mam mdłości nawet wtedy, kiedy czytam książki, więc nie czytam a czytałam je namiętnie. Co się ze mną porobiło.
Do pracy chodzę, ale tylko na kilka godzin. Uprzedzam klientów w smsach, że z chorymi się nie spotykam. Trudno, muszę być asertywna a ciężko mi wysiedzieć w domu. Zaczyna mnie nosić.
Co do sterydu... szkoda, że nikt mnie wcześniej nie uprzedził, że wypłukuje potas ;/ Co prawda biorę dawkę 5 mg a wiem, że niektórzy biorą 20 mg, ale dało mi to w kość, bo mam kołatania serca a w piątek zaliczyłam mega spadek energii, nogi miałam jak z waty.
Konsultowałam się z endo i zalecił łykanie potasu. Do tego jem ziemniaki i piję sok pomidorowy, chociaż już mnie od niego cofa. Mam więcej energii ale kołatania sera mam dalej.
Mówią, że ciąża to nie choroba... ale dalej utrzymuję, że baby zniosą wszystko.
Wyleciała mi plomba z zęba i miałam konfrontację stomatologiczną bez znieczulenia. A należę do osobników o bardzo wrażliwych zębach. Za bardzo. Sam podmuch czy dotknięcie zęba było dla mnie dotkliwe, ale zniosłam borowanie zaciskając pięści.
Tak wiem, że są niby jakieś znieczulenia dla kobiet w ciąży ale bałam się ryzykować. Moja ś.p. prababacia mawiała, że wolała rodzić dzieci niż chodzić do dentysty. A urodziła 4. Chyba mam zęby po niej.
Druga sprawa. Nie tyję, nawet chudnę (-1kg) ale brzuch mi rośnie albo mam takie wzdęcia ;/ Wczoraj jedna ze współpracownic wytknęła mi, że przytyłam bo rozwaliło mnie wokół brzucha. Zgoniłam na święta i obżarstwo.
Wczoraj miałam lekkie obawy przed usg - ale pojawiła się wielka ulga, kiedy zobaczyliśmy serduszko. Maluch ma 1,16 cm.
Dostałam też drugi wlew z intralipidu. Tym razem dla miłej odmiany nie bolała mnie ręka, ale wypiłam z litr wody podczas przyjmowania kroplówki.
Ostatnio zwolniłam też tempo życia. Tak teraz postanowiłam zaciągnąć hamulec ręczny. Postanowiłam, że nie będę narażać Wacusia na wirusy (a szaleje grypa, wszyscy wkoło kaszlą i prychają) i zostanę w domu do końca stycznia/początku lutego czyli do końca 11 tygodnia ciąży. Dziecko jest najważniejsze, a ja tym samym uniknę stresu, że ktoś mnie zarazi. Bo jednak ten encorton może mi obniżać odporność.
Niektórzy klienci rozumieją, inni są oburzeni a jeszcze inni wkurzeni. Poznaję też prawdziwe oblicza innych osób - miałam zrobić za darmochę wykład za 3 tygodnie dla pewnej osoby i na wieść że jestem na l4 rzuciła słuchawką. Zero pytań, czegokolwiek - kij z nią.
Dziś byłam też na badaniach krwi. Trzecia w kolejce. Potem zeszło się trochę osób. Ciężarna chciała się wbić przede mną bez kolejki, na co spokojnie powiedziałam, że też jestem w ciąży i byłam wcześniej. Przyjęła to ok, a ludzie na poczekalni kręcili z pogardą głowami. Chyba mają jakiś problem z kobietami w ciąży. Tzn inne kobiety - chyba, że to były akurat kobiety które mają problem z zajściem i stąd takie podejście. Ale w diagnostyce jak byk napisane było, że kobiety w ciąży mają pierwszeństwo. I moje koleżanki z tego korzystały, nawet na początku ciąży.
Mam kartę ciąży Zapisałam się do lokalnego ginekologa, żeby oszczędzić sobie dojazdów a do kliniki będę jeździła na intralipid i do endokrynologa.
Maluch ładnie urósł i była duża rozbieżność między wynikiem sprzed 2 dni: w pon miał 1,16cm a w środę 1,68 cm I z usg wychodzi, że jest dzień do przodu.
Przeszłam też bardzo niefajną sprawę: jelitówę. Zaczęła się na poczekalni u ginekologa. Było spore opóźnienie i ledwo doleciałam do wc, a już haftowałam. Potem powtórka przed apteką, musiałam wybiec bo w kolejce ustalił się facet śmierdzący potem. I znowu żyg. Pod apteką. Już nie niej nie wróciłam, ogarnęłam się i poszłam do innej. Potem jeszcze przytulałam porcelanę cały wieczór. Nic mnie nie bolało, stąd sądziłam że to typowe wymioty ciążowe ale potem podskoczyła mi jeszcze temperatura. Wzięłam paracetamol i zeszła. W nocy i część kolejnego dnia przeżyłam katharsis od dołu. Jak dobrze, że coś mnie podkusiło by kupić suchary i elektrolity. Byłam wykończona i martwiłam się o Wacka. Czy mu to nie zaszkodzi. W internetach wyczytałam, że jelitówa ogranicza się do układu pokarmowego i nie szkodzi dziecku. I niech tak będzie, tego się trzymam.
Do tego, odpukać, nikt z domowników nie podzielił moich objawów.
Teraz dochodzę do siebie. Dziś już żyję. Nie życzę nikomu.
Dobrze, że mam l4 i mogę odpocząć.
ks. Jan Twardowski
8+6 dni
Na wstępie dziękuję Dziewczyny za wsparcie w komentarzach
A teraz tak.
Myślałam, że poukładałam sobie wszystko w głowie i już jestem nastawiona mega pozytywnie. I ten mój spokój zburzyła wizyta u endo.
Lekarz myśli nad zmianą dawki encortonu, ale decyzję podejmie jak powtórzę badania hormonalne (andorgeny) za 2 tygodnie. Bo stwierdzi, że za mało spadają. Z testosteronem i androstendionem przekraczam wszelkie normy. Za to tsh spadło do 1,6 i z usg wynikało, ze tarczyca jest unormowana.
Za to usłyszałam, że moja ciąża jest trudna, że mogę mięć powikłania: tycie, rozstępy, obrzęki, gestozę (mój mąż twierdzi, że tego nie słyszał), nadciśnienie, a dziecko niską masę urodzeniową.
I że mam za duży brzuch jak na ten tydzień ciąży - mimo, że nic nie przytyłam a moja waga jest wręcz 1 kg mniejsza, niż na początku ciąży. Dzisiaj rano ważyłam 61,7 kg przy wzroście 171 cm.
Sterydy będę mieć do końca ciąży.
Mój mąż twierdzi, że przesadzam i wcale nie było tak źle. Mój optymizm opadł i mam zdeka doła. Czuję, że muszę się pozbierać i wziąć w garść, bo wiem że jojczenie nic nie da. Dla zdrowia psychicznego postanowiłam zapisać się na usg w przyszłym tygodniu do gina prowadzącego. Może i panikuję, może i przesadzam, ale do lutego nie wytrzymam w tej niepewności, nie z tym co usłyszałam wczoraj.
Czytałam (artykuł naukowy, pisany m.in przez mojego endo), że przy nieklasycznym wpn jest 2 krotnie większe ryzyko poronienia wynikające z zaburzeń wydzielania progesteronu przez ciałko żółte i druga sprawa, że androgeny mogą utrudniać zagnieżdżenie. Na pierwsze biorę dupka, a zagnieżdżenie już nastąpiło, skoro jestem już niemal w 10tc?
Mdłości to mój codzienny towarzysz. Pojawiają się tuż po wstaniu z łóżka.
A dziś rano puściłam pawiana. Na czczo. Takiego z nicości, tylko tego co w żołądku jest. Potem panowałam na sobą, bo przecież biorę leki.
Dziewczyny macie rację - nie ma co dobierać sobie do głowy. Co dzień - co drugi dzień się ważę - waga i obwody póki co bez zmian. Ale będę to śledzić.
Po kilku dniach ta cała nadmierna sromota która ogarnęła mnie po słowach lekarza przeszła. Wszyscy wokoło byli zdziwieni, że się tym przejęłam, zwłaszcza że gdyby nie wyniki badań androgenów, nikt by nie powiedział że jestem chora. Bo chora się też nie czuję.
Druga sprawa, jak z telenoweli.
Do tej pory, aby nieco zaoszczędzić robiłam badania w punkcie diagnostyki gdzie dostępna jest zniżka 30%. A że badań robię drugie tyle, co przeciętna zdrowa ciężarówka - opłacało mi się. Do pewnego momentu.
Jakież było moje zdziwienie, gdy odebrałam grupę krwi z wynikiem A Rh -
Moi rodzice mają 0 Rh+. I byli badani w szpitalu, przed zabiegami.
Z 6 lat temu też miałam operację i na jej potrzeby oznaczałam grupę krwi i wyszło 0 Rh+.
Wróciłam się do pielęgniarki i pytam o co chodzi, czy to na pewno moja grupa krwi? Skoro zawsze miałam 0 Rh+ i moi rodzice i każdy kto liznął w życiu genetykę wie, że to niemożliwe abym miałam nagle grupę krwi A... Ta stwierdziła, że badania są robione bardzo rygorystycznie, że oni to sprawdzają podwójnie i w ogóle niemożliwe aby doszło do pomyłki.
Myśli w głowie miałam różne - czy moje leki wpłynęły na wynik? Czy rodzice mieli źle oznaczone grupy krwi? A co z moim oznaczeniem sprzed kilku lat? Czy jestem adoptowana?
Pojechałam do innego punkt diagnostyki, gdzie badania robią na miejscu.
Odebrałam dziś wynik: 0 Rh+. Kurtyna.
Nie zostawię tego tak, bo to zbyt poważne uchybienie.
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 stycznia 2018, 17:14
11+5
I tak czas liczony w tygodniach. Ostatnio leci mi coraz szybciej.
Wczoraj miałam rutynową wizytę ginekologiczną. Maluch ma się dobrze (jest 2 dni mniejszy niż data OM ale lekarz kazał się nie przejmować). Przypomina już ludzką istotę
Nie ukrywam, że byłam zestresowana przed wizytą bo w zeszłym tygodniu minęła ta magiczna data 11 tygodni, kiedy to belly pokazuje, że ryzyko utraty ciąży znacznie spada. Wielkie ufff jak się ma problemy immunologiczne i nie tylko. Zwłaszcza, że tyle się naczytałam, że ciąża u takich osób często rozwija się do 10 tc. Tak więc to wielka ulga. Ogromna.
I nadszedł też czas trudnych decyzji. Styczeń przesiedziałam w domu, aby uniknąć infekcji przy mojej osłabionej odporności (sterydy) i sądziłam, że w lutym spokojnie wrócę do pracy. Klienci odwoływali spotkania często na ostatnią chwilę lub przychodzili przeziębieni/chorzy. Zdarzało się, że pracy było na 2 h a siedziałam cały dzień - bo tak rozjechały się godziny spotkań.
Lubię moją pracę. Miałam dobre zarobki. Ale nie mogę ryzykować zdrowia mojego dziecka. Mąż jest tego samego zdania i chce mnie zatrzymać w domu. Zwłaszcza, że niedługo będziemy się wprowadzać i trzeba jeszcze podjąć mnóstwo decyzji: jakie lampy, farby, szafy etc.
Minusem własnej jednoosobowej działalności jest to, że nie ma kto cię zastąpić, musisz się zastanowić co z lokalem bo okres wypowiedzenia to 3 miesiące, więc musisz za niego płacić kiedy nie zarabiasz a zus w pierwszym miesiącu każe sobie płacić pełną składkę 1200 zł z hakiem, mimo że nie pracujesz i nie masz zarobków a pieniądze z chorobowego ujrzysz po 30 dniach. Taka nagroda za to, że sama sobie zorganizowałam miejsce pracy i 5 lat łożę składki.
Ale to nic. Najważniejsze, że dzieciątko rośnie. Wierzę, że ten rok będzie w końcu lepszy: nowy członek rodziny w nowym domu. A do pracy zdążę wrócić.
Dziś mam jeszcze wizytę u endykrynologa a w piątek badania prenatalne.
12+3
Tęcza po burzy
W piątek byliśmy na badaniach prenatalnych. Uznali mi skierowanie (dołączyłam wyniki badań potwierdzających nieklasyczny wpn) i badania połówkowe też będą na nfz. Chociaż tyle Bo dojście do tego momentu kosztowało trochę monet, a miesięcznie wydajemy na ciążę około 1000 zł. Niedługo będzie mniej, bo odpadnie intralipid.
Ale najważniejsze - wszystko wyszło w porządku. Odetchnęłam z ulgą, bo przed badaniem dostałam do przeczytania pouczenie, że jedno na 100 dzieci rodzi się z wadą, że w moim wieku szansa na dziecko z Zespołwem Downa to 1:900 z hakiem, a obawa że zaszłam w ciążę bez obstawy lekami i leczenie wdrożono, gdy organonegneza już trwała i endokrynolog koniecznie kazał dać znać po badaniu prenatalnym co wyszło dało mi do myślenia - jak zwykle za dużo.
Po uwzględnieniu wyników z usg, ryzyko ZD szacowane na 1:4800 a pozostałych trisomi <1:20 000. Czekam jeszcze na wyniki testu pappa.
Badanie super - mąż siedział wpatrzony jak sroka w ekran i wypatrywał serduszka, główki, nóżek. Widzieliśmy jak maluch się wiercił i machał nóżkami, zakładał nogę na nogę i generalnie się wypiął tyłkiem tak, że lekarka wykonująca badanie kazała mi "kaszleć" i go to nie ruszało bo ciężko było cokolwiek zmierzyć. Pukała głowicą w brzuch i też nic. Niewzruszony leniuszek spał. I dlatego też płeć została dla nas tajemnicą. Za ta maluch wyszedł "większy" niż z wieku ciążowego o 3 dni. A u mojego gina na usg pokazuje, że jest 2-3 dni młodszy.
Za to mamy serię zdjęć usg, 3 ujęcia 3d oraz filmik.
Co do samopoczucia - mdłości raz są, a raz nie. Już miałam chwalić się, że czuję się lepiej aż tu po tygodniu wszystko mi wróciło. W piątek zaliczyłam 3 ciążowego porannego żyga. Mam nadzieję, że to koniec sensacji
Do tego obserwuję dziwne zjawisko - nie tyję jeszcze a rosnę. Tzn na wadze ciągle około 62 kg a obwody nie pozwalają komfortowo mieścić się w spodnie - stąd dzisiaj zrobiłam małe zakupy w H&M. Kupiłam spodnie, legginsy i bluzkę - wyszło prawie 200 zł ;/ Reszty poszukam na allegro. Chyba.
Ale za to mega wygodne, w końcu nic mnie nie uciska. I ubrania nie są workowate, po zakupie doczytałam, że spodnie to model super skinny więc pewnie pochodzę w nich max do końca drugiego trymestru. Bo jestem pewna, że dupa mi urośnie. Na bank.
Wiadomość wyedytowana przez autora 11 lutego 2018, 17:45
Zaraz będę w II trymestrze! Fajnie
Rano powitało mnie walentynkowe rzyganko. Na czczo, znowu z nicości. Potem ze smakiem zjadłam śniadanie. Zadziwia mnie to. A co ciekawe - nie mam już mdłości, a mimo to co jakoś czas zbiera mnie na poranne pawie. Oby II trymestr przyniósł to co obiecują wszystkie poradniki - że to taki złoty okres ciąży. Pewnie nie licząc bólu kręgosłupa
Miałam problem co kupić mężowi na walentynki. Bo to, że on mi coś kupi, jest więcej niż pewne. Mimo, że prosiłam, aby się powstrzymał.
I tak postawiłam na coś symbolicznego, kubek z nadrukiem (kubków nigdy za wiele, zwłaszcza że się wprawdzamy wkrótce do nowego domu), zdrowsze wersje słodyczy z działu eko żarcia (czekolada z surowego kakao o smaku capucciono z migdałami) i batony z liofilozowanych truskawek. Dla równowagi piwo mu dorzuciłam, jakiś amerykańskie Apache z nutką pomarańczy. Żeby nie mówił, że żona zła.
Nie mogę doczekać się przeprowadzki. Uważam, że 2-3 dorosłe samice homo sapiens na terenie jednego gospodarstwa domowego, a nie daj Bóg kuchni to przepis na katastrofę. Różnica pokoleniowa i wyzwaniowa. Wyznaję podejście praktycznie a seniorki rodu - matki polki super star wiecznie udręczonej, poświęcającej się dla wszystkich, ociekające frustracją i brakiem pasji w życiu innej, niż sprzątanie. Gdzie garnek po zupie leżący godzinę w zlewie to katastrofa.
Wytrzymam jeszcze trochę.
II trymestr
13+1
101015 - współczuję zwracania wszystkiego, co zjadłaś. Bo to już musiało być bardzo przykre. U mnie to był luz, bo chwila nieprzyjemności i ulga.
Spróbowałam właśnie z tym jedzeniem, tuż przed wstaniem z łóżka. Przyjęłam na czczo letrox, odczekałam, zjadłam kilka wafli ryżowych, poleżałam z 10 minut a potem normalne śniadanie. Polecam, działa. Ten dzień był bez sensacji, lekkie mdłości pojawiły się dopiero wieczorem - ale to pikuś do I trymestru.
Agusia_pia z tym kręgosłupem nasłuchałam się od znajomych, które były w ciąży i narzekały strasznie- nawet jak nie przytyły dużo. U mnie pojawiają się bóle krzyża (bardziej nerwobóle), ale to przez zasiedzenie przy kompie, kiedy szukałam lamp, fototapet i paneli szklanych. Muszę robić częstsze przerwy. Zastanawiam się, czy fakt że łożysko jest na tylnej ścianie macicy wpływa na to?
Do tego mam hit z diagnostyki. Odezwali się skruszeni, przeprosili, obiecali oddać pieniadze - okazało się, że podczas badań podmienili próbki krwi - moje i jakiejś innej pacjentki. Jeśli oznaczała odczyn coombsa to niewykluczone, że też była w ciąży i gdyby nie moja interwencja w karcie ciąży miałaby wpisaną MOJĄ grupę krwi (0 Rh+) a ja jej czyli A Rh-. Ale to tylko domysły. Bo grupę krwi oznacza się do zabiegu lub ciąży - najczęściej.
Druga sprawa - chcą zwroty ORYGINAŁU wyniku - tego z błędnie oznaczoną grupą krwi. Że mam niby jechać do punktu i oddać oryginał lub wysłać pocztą, bo potrzebują go do jakiś procedur. I to teraz, w tym tygodniu. Czy to nie jest podejrzane? Bo dla mnie to wygląda, jakby chcieli mnie pozbawić dowodu...
Nie chcę się mścić po sądach i nie chodzi już o to pieniądzę, tylko przeraża mnie myśl że dochodzi do takich pomyłek. Tam, gdzie próbki mają kody a pod wynikiem badania podpisują się dwie osoby.
13+5
Zaczynam rosnąć. Waga delikatnie idzie ku górze - obecnie 63 kg. Ciśnienie w granicach 80/57, u lekarza oczywiście wyższe - średnio 110/70.
Do tego jest nas dwóch - ja i mój brzuch. Wywala mnie. W drugiej części dnia bardziej. Do tego wszystkie biustonosze są już za małe (co mnie cieszy ) Jutro ma się pojawić jakaś odzież ciążowa w Lidlu, więc może uda mi się na coś załapać. Pojadę około południa lub przed wizytą u lekarza, aby uniknąć bitwy pod lidlem.
Wczoraj byłam na intralipidzie nr 4, 2 h leżenia pod kroplówką z emulsji tłuszczowej. Wypiłam 1,5 litra wody w tym czasie.
I mam wyniki testu papp-a:
trisomia 21 ryzyko podstawowe 1:971 skorygowane 1:19 418
trisomia 18 ryzyko podstawowe 1:11459 skorygowane <1:20 000
trisomia 13 podstawowe <1:20 000 skorygowane takie samo
Więc zakładam, że jest dobrze.
14 + 5
Właśnie gotuję ciecierzycę i buraki. Na obiad planuję spaghetti po meksykańsku z ciecierzycą a na kolację sałatkę z burakiem,sałatą, cytrusem i sosem jogurtowym, całość posypię słonecznikiem lub pestkami dyni. Uwielbiam tę sałatkę i mój Mąż też. Twierdzi, ze gotowane mięsiste buraki mógłby jeść jak jabłka.
Od ciotki, która fascynuje się tradycyjną medycyną chińską dowiedziałam się, że buraki i ogólnie takie "mięsiste" warzywa wpływają pozytywnie na przepływy w łożysku. I na malca. Podobnie działają (wg tego co mówi) pieczarki - na które tydzień temu miałam taką chcicę, że robiłam pieczarkową zamiast rosołu w niedzielę, potem szaszłyki z mięsa,warzyw i pieczarek, do kaszy dodawałam grillowane pieczarki i na koniec do gulaszu z fasolki szparagowej, papryki i mięsa.
A teraz miałam fazę na bakłażana i wczoraj robiłam prostą pastę właśnie z pieczonego bakłażana i papryki. Smakuje jak marynowana
Ogólnie staram się jeść zdrowo. Czasem zjem coś słodkiego - ale 1-2 razy w tygodniu. I trochę. Dzień przed badaniami najadłam się wafli ryżowych i trochę chałwy, i cukier wyszedł prawie 92. Przestraszyłam się trochę, bo wg nowych kryteriów jak przekroczy 92 to może oznaczać cukrzycę ciążową. Nie chcę cukrzycy. Wiem, że przy sterydach cukier możne wzrastać, dlatego się stopuję. Idę w orzechy, dużo warzyw i trochę owoców. Produkty pełnoziarniste. I do tego nie jem jak ptaszek, wprost przeciwnie jem więcej niż przed ciążą a mój przyrost ciążowy wg dzisiejszej wagi to uwaga - 700 g. Moja babcia z oburzeniem twierdzi, że powinnam jeść więcej niezdrowych rzeczy żeby przybrać na wadze. Dziękuję.
Nie będę Wacusiowi szkodzić.
Morfologia w miarę tzn hemoglobina trzyma mi się na poziomie 13,4 (tak, jak była), za to mam nieco podwyższone leukocyty do 11,4 - to fizjologia, pęcherz czy sterydy? Czekam jeszcze na wyniki androgenów. Mam nadzieję, że spadły bardziej po zwiększonej dawce sterydu.
Za to mam problem z bakteriami w moczu. Ph moczu już wróciło do normy, ale te kurewskie bakterie tam są. I azotyny. I nic więcej - nabłonków, leukocytów itd. Lekarz zalecił oprócz żurawitu urosept. I zaczęłam też pić rumianek, bo kiedyś mi pomagał. I dużo wody z cytryną, żeby dużo sikać - chcę się pozbyć tych cholernych bakterii.
Na współżycie mamy bana - lekarz póki co nie zalecał, bo miałam do niedawna bóle podbrzusza i lepiej dmuchać na zimne. Z ćwiczeniami dla ciężarnych kazał się wstrzymać, dopóki bóle całkiem nie ustaną. Od kilku dni w sumie gdy bardziej się oszczędzam, to jest w miarę ok.
I wydaje mi się, że czuję ruchy. Tzn takie plumkanie, bulgotanie, pulsowanie, wiercenie - trudno to opisać. Ale nie jestem pewna, czy to nie moje jelita.
No i nasz dom. Zaczyna przypominać dom i jesteśmy już coraz bliżej przeprowadzki
(wg usg 16+5, czego już się nie da ukryć - bebzon mi wystaje).
Obudził mnie okropny sen. Najpierw, że zdechł mi kot, a potem usłyszałam, że to nieprawda, że jestem w ciąży, że beta nie rośnie i nie będę miała dziecka. Jak się obudziłam, to przez chwilę nie mogłam dojść do siebie. A potem poczułam gejzer w brzuchu - tak, jakby Wacek tam się kotłował lub urządził sobie dżakuzzi. Może chciał dać znać "stara wyluzuj"?
Te sny wynikały pewnie z małego lęku przed kolejną wizytą u ginekologa. Niby mniej się denerwuję, ale jednak lekka trema była.
Z ciążą wszystko ok Maluch większy niż OM, waży już 156 g i ma prawie 11 cm długości. Usg pokazuje termin na 15 sierpnia (blisko naszej drugiej rocznicy ślubu ).
I prawdopodobnie chłopiec - ale to jeszcze do potwierdzenia. Lekarz też pokazał mi jak maluch się intensywnie rusza. Nie trzeba mi więcej do szczęścia!
Hej. gratuluję!U mnie też bardzo wczesna ciąża. Beta w 12dpo - 84. Pozdrawiam :)
Dzięki :) no to wychodzi, że mamy dzieci w podobnym wieku :) i pewnie termin porodu też podobny, mi pokazuje 26.09 :)