Sylwester udany. Przyjechały 2 pary z dziećmi - spotkanie u nas bo 1. duży dom i każdy miał gdzie spać, 2. nasza Mała jest najmłodsza i nie chciałam serwować jej spania i rozbicia w obcym otoczeniu. Zwłaszcza, że ząbkuje. Ewidencie idą dwie górne jedynki i dziąsła są stasznie opuchnięte.
Wracając do Sylwestra, to siedzieliśmy do 5 rano. A wstaliśmy o 8. W międzyczasie karmiłam Małą. Najlepsze, że obudziła się na jedzenie zaraz po tym, jak ja się położyłam... Życie. Fajerwerki przespała.
Dobrze zrobiłam, że schowałam 90% jej zabawek, bo byłyby niepotrzebnie zmacane i byćmoże zniszczone przez inne dzieci zakres wiekowy od 1 do 7 roku życia). Te starsze brały się za rozmotowywanie maty ze skip hopa i średnio reagowały na upominanie. Jeden chciał też rozmonotować jej stojak gimnastyczny w wersji 3w1. Jakby zespół regulację, to Młoda długo by się nie nacieszyła...
Poza tym Mała jak zwykle grzeczna przy ludziach. Wszyscy mówili, że jest do zacałowania, żywa namowa na kolejne dziecko... hehe tja. Szkoda, że nie widzieli jak dzień wcześniej myłam podłogę - bo zawsze gdy jestem sama i jest dużo do zrobienia trafia jej się najgorszy humor. Więc wsadziłam ją do chusty, w jednej ręce trzymałam gryzak by ulżyć dziecku w cierpieniu a w drugiej mopa i tak przejechałam całe domostwo.
Co do rodzeństwa dla Młodej.
To kwestia sporna. W mojej głowie.
Mam fajne dziecko. Czasem daje popalić, ale jest na prawdę fajna. I byłoby cudownie mieć drugie, bo mamy warunki, finanse, miejsce...
Mąż bardzo pragnie drugiego dziecka. On by już chciał robić! Ale pilnuję go, bo jestem po CC, mam bajzel z tarczycą, a poza tym musiałabym brać sterydy przed zajściem co by zbić androgeny i zmniejszyć ryzyko poronienia (przez moje nadnercza). Do tego czas działa na moją niekorzyść - im będę starsza tym trudniej zaciążyć z moją chorobą.
Uważam, że sama ciąża czy poród, nawet te baby bluesy byłby do przeżycia. Już wiem, co i jak. Nie dałabym wejść sobie na głowę ani nie pozwoliłabym wmawiać różnych głupot odnośnie bujania, smoczków, usypiania no i mojego pokarmu. Wszyscy widzą, jak Mała rośnie i siedzą już cicho.
Co mnie blokuje:
To, że wiąże się to z większą zależnością finansową od męża, który prowadzi rodzinną firmę, czyli też od teściów. I to, że będę im podporządkowana a nie chcę, by ktoś mną rozporządzał. Może wyolbrzymiam to. Bo mąż nigdy nic nie wydział, nie żałował... Powiedziałabym, ze wręcz przeciwnie.
Druga sprawa to moje negatywne doświadczenia związane z rodzeństwem. Nigdy nie chciałabym, aby powtórzył się ten sam schemat co w mojej rodzinie. Obiecywałam sobie nawet kiedyś, że moje dziecko będzie jedynakiem, aby nie przechodziło przez to, co ja.
Bo byłam/jestem tym dzieckiem mniej kochanym, chociaż wszyscy słownie zaprzeczali, choć cyzny wskazywały na coś innego.
Różnica wieku niecałe 2 lata.
Miałam być zawsze starsza i mądrzejsza. Nawet gdy wypominałam mamie, że 2 lata temu też tak mówiła i siostra osiągneła już ten wiek, kiedy ja miałam być mądrzejsza. Wypominanie mi, że jestem "Suką" bo nie chcę pisać wypracowań za siostrę. Bo ona jest malutka i taka biedna. Matura - musiałam uczyc się u babci, żeby moja siostra miała swój pokój gdzie dzień w dzień przyjmowała chłopaka (bo miałyśmy mieć swój pokój). Ledwie zdawała z klasy do klasy, sprawiała problemy (alkohol narkotyki). Kiedy szukałam pracy (po studiach miałam smutny okres, wróciłam do rodzinnych stron po rozstaniu z chłopakiem i pisałam projekt o dofinansowanie na założenenie firmy) sprawadzała swojego chłopaka, z czasem zamieszkali ze mną w jednym pokoju. Wyobraźcie sobie moje skrępowanie, kiedy ona szła do pracy na rano, a on spał ze mną w jednym pokoju. Kiedy mówiłam, że mnie to krępuje, moja mama ich tłumaczyła i mówiła, ze oni tacy biedni, a ja jestem suką, że tak mówię. Egoistką. Bo prywatność sobie wymyśliłam. Aha i jeszcze moja mama opowiadała wszystkim w pracy jak to ja sobie nie mgoę życia ułożyć, bo moja siostra to ma chłopaka i w ogólę pracę, a ja to nic...
I ostatnio. Ja dostałam opierdziel, że zahaczyłam wózkiem o próg i trochę porysowałam, a siostra wjechała mamie w auto i wgniotła drzwi to było od razu: "nie przejmuj się" i pocieszanie, ze nic się nie stało.
I moja mama twierdzi, że to jest równe traktowanie.
I właśnie tego się boję.
Ale do brzegu. Mogę pogadać ze Starym i ustalić, jakiego traktowania dzieci chcemy uniknąć. Poza tym warunki mamy inne, dzieci miałyby swoje pokoje.
Druga sprawa, dlaczego o tym myśle. Gdyz mam dylemat.
Do 8 stycznia muszę się zdeklarować czy chce płacić preferencyjny zus dla małych przedsiębiorców. Mogę z tego korzytać przez 3 lata. I to byłoby super bo póki mała nie pójdzie do przedszkola mogłabym sobie pozwolić na pracę 1-2 dni w tygodniu.Bez dużych kosztów. Ale...
...ta zniżka dotyczy składek społecznych czyli jakbym zaszła w drugą ciążę to dostałabym jakieś marne grosze, może z 200 zł na czysto. miesięcznie.
Z drugiej strony może być tak, ze bede bulic od sierpnia duży zus pracujac 1-2 dni w tyg, a w ciążę nie zajdę lub bede sie starać długo. Pesymistycznie, wiem ale to jest ruletka. Znając moje szczęście to zaszłabym szybko po przejsciu na niski zus
Nie wiem.
Kupilismy tez wózek Babetto Nico. Fajna spacerówka, siedzisko ma wyżej, a pidnóżek podbity ekoskóra. Młoda zadowolona bo wreszcie wszystko widzi. A wózek super sie prowadzi, amortyzuje wstrząsy w lesie.
Wczoraj wyrwałam sie z domu na 2 h. Szał. Byłam w 6 miejscach- bank, urzędy, apteka, biblioteka, etc. Wykupiłam arsenał na ząbkowanie - dentosept A - fajny bo do psikania miejscowo, anaftin baby - z aplikatorem- szczoteczka do masowania oraz czopki viburcol na wyciszenie bo nie chce już co wieczór dawac ibuprofenu. bez niego są ryki i nie chce spać. Będę testować po kolei. Mamy tez smoczek gryzaczek.
Posilki ze sloiczkow wcina chetnie, nawet brokul z groszkiem który w smaku nie ma szału. Za to z cyckiem problem, muszę karmic na spiocha bo swiruje.
Sorki za błedy, pisze z tel.
Miałam wyjść dziś z domu i zostawić me Dziecię z Mężem, ale z powodu pogody zmieniłam plany aby nie ryzykować. Zaśnieżyło nas totalnie.
A miałam rozmrożone mleko, odciągnięte w pocie czoła. i szkoda wylać.
Wiec po nakarmieniu brokułem ( zjada ładnie pół słoiczka, nie wypluwa nic) zaproponowałam butle, z aventu (ta co zawsze) i... dupa. Dupa blada. Nie zje. Wlałam troche mleka do doidy cup i chciała sie zapalić. od niedawna interesuje sie mną gdy piję kawę i chce mi wyrywać kubek. Trochę wypiła. Trochę bo ja się bałam, czy nie za mała, czy sie nie udławi a byłyśmy same. Dopoiłam piersią. i tu chętnie zjadła.
5 razy ją przebierałam dziś bo przesikuje bokiem pampersy. może spróbujemy pieluchomajtek? albo taki dzień... albo przez to ząbkowanie, bo co chwile je w nocy to i wysikać musi. ja niby nie czuje sie jakos bardzo wykończona ale odkryłam ze mam popuchniete powieki i podkrążone oczy. chyba trzeba mi wiecej regeneracji.
No i chudne. Brzuch zmalał. Jednak trzeba ćwiczyć. Najczęściej to tabate bo trwa 4 minuty. I po kąpieli dziecka kiedy to niby spi. Niby bo po 40 minutach sie budzi i szaleje do godz 23.
A Maz chce 2 dziecko
Pojechaliśmy do znajomych. Miałam pilny tel, więc mąż wszedł z Małą. Zaufałam bo przecież jest ojcem. Ona zna tych ludzi, to miejscje.
A jednak.
Jak wybuchła to płacz nie do ukojenia. Szloch, łkanie i dzikie wrzaski. 30 minut uspokajania. Podejrzewam, że zmęczenie i zęby zrobiły swoje. Po nurofenie i czopkach viburcol inne dziecko... Niemniej u mnie wyrzuty sumienia ogromne. Zawsze łagodnie ją wprowadzałam w inne miejsca i było ok. W moich ramionach. Mąż mówi, żę początkowo się śmiała a potem wybuch.
Druga sprawa.
Mam decyzję. Myślałam dzien i noc, co z tym zusem, co z dzieckiem nr 2 i żadna decyzja nie była łatwa. Rozmowy z mężem też. Przeczytałam moj pamietnik z początków macierzyństwa. Reakcje teściów, próbę narzucenia sposobu postępowania, wypominanie z kim mam prawo się spotykać.
Najbardziej jednak biorę pod uwagę Małą - w pierwszych 2-3 latach życia chcę poświęcić jej uwagę, skupić się na niej. Próbowałam sobie wyobrazić codzienność z 2 maleńkich dzieci, jedno mobilne a drugie w wózku. Dzieci są różne, niektóre bardziej zajmujące. Niemowlaki, zwĺaszcza noworodki są zajmujące. Np. Moje Młode przez pierwsze 2 miesiące chodziło spać okolo 2 w nocy.
Do tego mąż ma nieprzewidywalną pracę. Wczoraj miał jechać na chwilę a wrócił o godz 21. Miał dobre chęci, żeby mi pomóc ale warunków brak. Dopadła mnie choroba niestety i mój nos jest jak cieknący kran. Chodze z maseczka na twarzy i wpycham sobie chusteczki co by na dziecko nie poszlo kiedy ją przewijam etc.
No więc tak. Przez 2,5 roku bede płacić niższy zus (składki społeczne niecałe 300 zł zamiast 900 zł) więc praca 1-2 razy w tygodniu i czas dla dziecka.
Ciężkiego tygodnia. Dobrze, że już się kończy.
Młoda skończyła już 5 miesięcy. Ale ten czas zapitala. Na początku pieczołowicie odliczałam dni i tygodnie, a teraz to sprawdzam w aplikacjach, że już 23 tydzień leci.
4 dni męczył mnie katar. Chodziłam w masce wypchanej papierem toaletowym, bo kapało niemiłosiernie.
3 dni temu dostałam w nocy gorączki. Najpierw myślałam, że jest zimno i zaczęłam przykrywać dziecko, ale patrzę: mąż rozkopany, temperatura na nawilżaczu powietrza wynosi 23 stopnie. I tu mnie tknęło. Trzęsłam się cała karmiąc dziecię, obudziłam męża, 4 razy wytłumaczyłam gdzie leży termometr i zmierzyłam temperaturę. Dochodziło już do 37,7. Wzięłam dwa apapy, poubierałam się, przykryłam kołdrą i próbowałam ogrzać. Jak na złość dziecko wstawało co godzinę na jedzenie (te pierońskie zęby...)
Generalnie o poranku byłam nieżywa i ogarnęłam się resztkami siły woli, ale wyskok z temperaturą się nie powtórzył. Bo już się martwiłam powoli co z moim kp... i czy nie zarażę dziecka tym pieroństwem.
Leczyłam się: lipą (piła napar 2-3 razy dziennie), herbata z dzikiej róży, prenalenem (saszetki, nie jestem pewna czy to coś daje, może placebo), w ogóle dużo piłam i porzuciłam obowiązki domowe - spałam, kiedy młoda spała w dzień. Bo noce były do kitu. Generalnie jesteśmy w trakcie rozgryzania snu naszego dziecka, gdyż wychodziły różne kwiatki: imprezki o 3 nad ranem, pobudka 30 minut po zaśnięciu (po kąpieli), albo budziła się wyspana około 23 kiedy my szliśmy spać.
Wczoraj nie dałam jej spać popołudniu, zasnęła mi na spacerze i nie obudziła się po powrocie, spała w wózku w pralni (wchodziłyśmy tyłem domu, zwlaszcza jak wózek zafajdany jest od śniegu) i spała tak łąznie 2,5 h. Popołudniu mąż ją wybawił, a ja wyrwałam się do Lidla, przy okazji popatrzyłam jaka jest teraz sezonowość warzyw i zapopatrzyłam nas w białą rzodkiew, brukselkę, buraki etc bo jednak warzyw jemy dużo. Bardzo dużo.
Młodej wzięłam jabłka bio. Uparowałam kawałek i wsadziłam do gryzaka z dziurkami. SSała sobie, kiedy my jedliśmy śniadanie. Smakowało jej Wydawała takie dźwięki, jakby przeżywała jakąś mega przyjemność.
Co do jedzenia, to moja teściowa nie wytrzymała i wtrąciła swoje 3 grosze, że źle karmimy dziecko. Że dziwnie, chciała mężowi wyrwać łyżeczkę i pokazać mu jak sie karmi bo my to robimy dziwnie (na szczęście mąż przytomnie jej nie dał). Dziwnie, bo wkładam na płasko do buzi i dziecko samo zlizuje. A ona kazała wkładać głębiej i przechylać w dół, żeby jej spadało.
Wkurwiłam się.
Nie będę karmić dziecka przy nich. W ogóle to jak zacznie sama siedzieć, to pozwolę na samowolkę. Niech robi bajzel. Moim obowiązkiem jest nauczyć jej samodzielności. A nie tuczenia jak gęsi byle dziecko szybko zjadło i z głowy.
Tak w ogóle co do butli 2 wpisy wcześniej.
Myślałam o tym, zęby dawać na śpiocha bo tak często je pierś (kiedy świruje). Ale jest jeden problem. Ona czasem robi sobie drzemki 2,5-3 h w ciągu dnia i budzi się głodna. Wtedy na śpiocha nie zje.
Ale nic. Pocieszam się, że za miesiąc , góra dwa repertuar spożywczy jej się poszerzy.
Decyzja z odroczeniem drugiego dziecka wydaje mi się słuszna, bo po jej podjęciu poczułam wewnętrzny spokój. Mąż trochę niepocieczony, ale jego podejście "jakoś to będzie" to jednak za mało. Ostatnio było wiele sytuacji, kiedy na prawdę chciał mi więcej pomóc ale w pracy miał tyle nagłych zdarzeń, że ciągle mu się przeciągało. I w efekcie często byłam z dzieckiem sama. I jak dla mnie nie ma w tym nic złego, dopóki nie dopada mnie niemoc - choroba i/lub skrajne niewyspanie.
Teście chyba trochę zaskoczeni, że wracam do pracy. Coś tam przebąkiwlai,czy mi się to będzie opłacać, czy będę mieć klientów sratata. A co jeśli będę mieć startę - no właśnie dopóki jestem na macierzyńskim to nie będę i mam pół roku żeby się ogarnąć.
Mąż też coś w złości powiedział, że kariera jest dla mnie ważniejsza niż rodzina.
Jaka kariera? Praca 1 dzień w tyg żeby nie wylecieć z obiegu? Nawet na konferencje póki co nie planuję jeździć tylko dokształcać się zaocznie. Bardzo ciekawe, że jak facet pracuje całymi dniami, to dla dobra rodziny przecież a jak kobieta ma jakiekolwiek aspiracje to jej się przewraca...
Jakbym została w domu to byłoby gadanie, że się zorbiłam wygodnicka i pracować mi się nie chce. To tak jak z KP. Nie karmisz - źle, bo to i tamto, a jak karmisz to też coś pewnie źle, mleko za chude, woda sama i dziecko jak płacze to przez ciebie.
W każdym razie postanowiłam słuchać swojej intuicji. Jak wyjdzie w praktyce tego jeszcze nie wiem, ale trzeba się przekonać. Najważniejsze jest dla mnie to, aby jednak dziecko więcej czasu spędzało ze mną. Nie mogę doczekać się wiosny
Wiadomość wyedytowana przez autora 12 stycznia 2019, 12:10
Co do tesciow. Agresja zadziałać nie mogę. To skomplikowane i nie chce tu wchodzić w szczegóły. Myślałam o tym i postanowiłam działać dyplomatycznie, choć nie wiem na ile to wyjdzie bo czasem ledwo utrzymuje nerwy na wodzy.
W ten weekend postawiłam sprawe jasno tesciowej bo mąż nie umiał....
Zaprosiła nas na kawe. Mówię spoko, mozemy isc (mimo wszystko staram sie nie izolowac Małej od dziadkow i mezowi robic przykrosci), tylko wrocimy na kąpiel. Była oburzona, ze jak to nie posiedzimy a dziecka przeciez nie musimy kąpac codziennie. Powiedzialam, ze musimy, bo potem Młoda imprezujevw nocy, ja nie spie i potem brak mi energii na codziennosc. Bo w dzien nie moge dosypiac w nieskonczonosc.
Byłam stanowcze. Powotrzylam spokojnie kilka raz to samo i postawiłam na swoim. bo u nas kapiel=sen nocny. I własnie dziecko zaczyna mi sie regulować to znowu mi zrobie taka akcje... Poza tym nie lubie siedziec teraz do polnocy jakby to oni chcieli (lub dluzej) bo wstaje do Młodej 4 razy na karmienie. Swoja droga znowu zaczyna sie gadanie typu ze teraz to dzieci tak dterylnie sie chowa (bo myje rece przed przewinieciem) a kiedys szlo sie w pole i oblewalo dziecko woda z butli i było. Albo jak dziecko po drzemce płacze to "nie lec, zostaw" i w ogule to dziecko najlepiej jakby caly dzien zajmowało sie samo soba.
Jestem już tym zmęczona.
Mąż mówi ze oni tak gadaja bo tak maja zeby to zlewac.
Jakos moj tata nie rozporzada mi pod nosem co mam robić.
z innej beczki.
Młoda ma już ponad 70 cm długości
Woże ja w spacerowce na lezaco bo w gondoli już ciasno z tymi kombinezonami.
Na tle siayek centylowych who wydaje sie długa...
Leci nam 25 tydzień. Wspólny. 5,5 miesiąca.
Młoda zaciekle ćwiczy prowizorkę raczkowania. Zwłaszcza wieczorem, przed kąpielą. Woli u nas na łóżku, niż na macie. Poszczególne części ciała nie współpracują ze sobą - a to ręka gdzieś w tyle. Ugina nóżku, dźwiga pupę. Bardzo wysoko podnosi głowę, odrywa klatkę piersiową, tryskając jednocześnie radością, zawiadacko się uśmiechając. Patrzy tak bystrze na wszystko.
Nie lubi być sama. Na macie czasem się zajmie, ale jak znikną z pola widzenia to krzyczy. Lubi przyglądać się różnym czynnościom domowym. Wieszanie prania ją raduje. Lubi moje stare, brzydkie, kolorowe legginsy. Cieszy się do nich, kiedy wiszą lub mam je na sobie.
Obraca się na boki, czasem na brzuch (jak jej się zechce). W łóżeczku przekręca się i leży w poprzek, wystawia nogi na barierkę lub kopie przewijak tak, że podskakuje. Rzuca smoczkami.
Ogólnie w ciągu dnia grzeczna, tylko towarzyska i wszędzie muszę ją brać. Chodzimy na spacery, chociaż trochę wkurza się na ubiór i marudzi - bo celowo nie biorę jej w porze drzemki - co by się zmęczyła i zasnęła w domu.
Udało się ją w miarę uregulować, tj, chce się kąpać i spać na noc około 19-20. Śpiewa "aaa" nawet jak jesteśmy w gościach i wybudziła się z drzemki. Nawet teściowa ostatnio nas nie zatrzymywała tylko powiedziała żeby faktycznie brać Małą do kąpieli.
To, że idzie spać na noc to jedno. A to że wstaje co 1-1,5 h to drugie.
I uznałam, że mój powrót do pracy to trochę szaleństwo, ale dzieci tak prędko nocy nie przesypiają (np. mojej siostry córka ma 1,5 roku, wstaje w nocy i drze się, ze chce mleko - bo idą jej zęby i umie mówić).
No i podpisałam w zeszłym tygodniu umowę, zaczynam 6 lutego.
Obecnie przygotowuję się (rodo-srodo - przetwarzam mnóstwo danych i muszę dostosować wiele spraw, ale już powoli się wdrażam i ogarniam, nawet zakupiłam specjalny pakiet dla mojego zawodu).
Ostatnio jak wyszłam z domu, to maż musiał Małej dać o 9 obiadek, nie chciała mojego mleka (świeżego) z butli. Pluła. Jak wróciłam, to jadła pierś i co chwilę zerkała z uśmiechem do góry, czy na pewno jestem. Cwaniak. Cycek.
I dlatego zamówiłam kaszki helpa. Będą ją powoli uczyć. Dziś ugotowałam trochę kaszy jaglanej zwykłej, ekologicznej, na wodzie, dodałam odrobinę masła i brzoskwinie z hippa niedosłądzane. Bardziej grudkowata konsystencja i widzę, że mniej jej podchodziła, niż papki.
I w ogóle jest bardzo zainteresowana jedzeniem. jak jem owsiankę, to siedzi mi na kolanach i patrzy. Otwiera buzie...
Chce mi wyrywać kubek. Kilka razy dawałam po łyku z doidy cupa, ale jeszcze mnie to przeraża.
Daliśmy jej też trochę pić przez słomkę, b ostrożnie. Ciągnie. Chcemy kupić bidon ze słomką, polecacie coś? Na allegro widziałam cos takkiego: https://allegro.pl/oferta/b-box-innowacyjny-bidon-ze-slomka-rozowy-7793732671 i zastanawiam się czy jest warte uwagi.
A u mnie na wadze 65,5 kg.
Rozpisałam sobie dietę. Jadłam powyżej 2000 kcal coś miedzy 2200-2400, wszystkie kasze, ryże, makarony, żadnych mega restrykcji. Tylko zblilansowane na chude źródła białka i dużooo surowizny. Jemy sporo surówek. No i ćwiczyłam. Nic ambitnego. Tabtta 4 minutowa (zawsze po rozgrzewce) i czasem jakiś trening aerobowy lub pośladki z melb. No i codzienne spacery od 30 do 60 minut.
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 stycznia 2019, 12:48
Przez to bardziej się męczy i szybciej zasypia. Co z tego, że na rękach, skoro zajmuje to nieraz od 1 do 5 minut? Max?
Czytałam o bestialskiej metodzie usypiania dzieci (Blogojciec co tym ostatnio pisał). Metoda 5-10-15. Mam znajomą, która tak trenowała dziecko, w sensie wkładała do łóżeczka i czekałą aż zaśnie, co chwilę podchodząc do dziecka (w sensie nie czekała aż będzie płakać). Przez jakiś czas dziecko faktycznie zasypiało samo, ale bliżej roku, kiedy nauczyło sie samo wstawać szlag trafił metodę bo co włoży dziecię do łóżeczka to samo wstaje i już nie zaśnie.
Moja za to wczoraj zrobiła sobie 4(!) drzemki w ciągu dnia. Przez to w sumie uciekł nam spacer. I poszła ładnie spać na noc po kąpieli, już nie wybudzając się co godzina, wstała o północy. Za to zrobiła sobie imprezkę o 3:20. Nosiłam ją przez 40 minut i nic. Puściłam w łóżeczku misia chicco i oglądała go kolejne 30 minut, a ja się drzemłam. Potem wyjęłam, dałam cyca i moment usnęła. Z nami w łóżku. I spała do 8... a nie ustawiałam budzika, bo pobudki mamy o 6,a tu pech bo dziś trzeba było jechać na badania krwi i wszystko na wariata zawsze dłużej śpi, jak gdzieś trzeba jechać...
Wprowadziłam kaszki Helpa. Na pierwszy rzut owsiano-jaglano-gryczana, bo proso i gryka są bogatsze w żelazo, a w tym kierunku idziemy. Lubi i smakuje jej (dodałam troszkę brzoskwini z hippa, niedosładzana jest dość cierpka ale lubi - i uwaga - rozluźnia stolce, więc jak ktoś ma problem z zaparciami polecam brzsowkinie heh)
Oglądam filmiki z BLW. Chciałabym z Młodą spróbować, bo ma ciągaty do jedzenia. W sumie nie wiem, czy to ciekawość do wszystkiego na tym etapie czy fascynacja naszym jedzeniem, ale uwielbia śledzić każdy mój ruch podczas posiłku. Od talerza do buzi. Jak jem owsiankę (my robimy taki koktajl z truskawek, jogurtu, banana, siemienia i płatków owsianych - pewnie za niedługo też jej to podam) to otwiera buzie na widok łyżki. Wyrywa mi paprykę z ręki (tak, czasem z wygody jem rękami bo zapominam widelca), maca mi kanapki. Dałam jej kiedyś łyżeczkę z resztkami obiadku do oblizania i całkiem ładnie operowała nią z ręki do ręki i trafiła do buzi.
No i BLW byłoby wygodne, bo gotowałabym wspólnie dla wszystkich, tylko jej inaczej bym doprawiała. A jemy przecież i zupę krem z kalafiora, i bataty pieczone, ragout (potrawka z soczewicy,marchewki i papryki, jak trochę rozgniotę to półpapka będzie, a wszystko jest miękkie), czy ryba z piekarnika, pieczona w rękawie więc nie spalona (mam dobrego źródła prosto z Norwegi bez glazury), podana z ziemniakami i jakimiś warzywkami. Teraz jak myślę, to żywienie dzieci powinno być proste. I chciałabym żeby jadła z nami, bo to najlepsza zachęta dla dziecka. Może w ten sposób ominiemy neofobię?
Co do zmęczenia. To częste pobudki odbijają się na mojej kondycji intelektualnej.
Ostatnio do męża zwracałam się w liczbie mnogiej tzn siedzę zamyślona i mówię "wiecie...?"
Chciałam wykąpać dziecko, naszykowałam ręcznik, kosmetyki etc, niosę do łazienki jak zwykle i patrzę, a tu zapomniałam nalać wody do wanienki. Mało tego, ja jej nie naszykowałam.
Mąż się śmiał z mojej listy zadań zanotowanej na karteczce. Było tam napisane "umyć się". Ubawo po pachy, że się zapominam w takich rzeczach. A ja tylko numerowałam listę czynności, które zrobię szybko bez odrywania w czasie drzemki.
Na szczęście kryzys chyba mija, bo zauważyłam, że tej nocy jadła więcej i miałam dłuższe przerwy między karmieniami. Jest różnica wstawać co godzinę, a co 3 godziny.
W nocy mamy 6-7 pobudek, z czego 1 raz je porządnie a resztę ciumka. Trochę mnie to wykańcza. Zastanawiam się czy to przez zęby czy piąty skok rozwojowy. Bo ma lęk s separacyjny jak zostaje sama A w towarzystwie złote dziecko. I te zmienne nastroje. 2 dni temu zaniosła się mężowi kiedy ją przebierał. zareagowała dopiero po kilku dmuchnięciach
Bardzo nas przestraszyła.
W ogóle to cud że chudne bo moje tsh wynosi 6.88. Niedługo będzie 6 miesięcy po porodzie A ja mam dalej rozpizdzil hormonalna. No ale idę do przodu mimo wszystko. na oparach do wiosny
Wiadomość wyedytowana przez autora 29 stycznia 2019, 20:19
Dzwonili z recepcji i mówili, że na pierwszy dzień mam full klientów. Wszystkie terminy zajęte i kolejne też się zapełniają. Czyli ludzie dzwonią. A teściu mój tak się podśmiewywał ze mnie, że jak przyjdzie co do czego to wyjdzie kicha... I za stówkę do pracy nie będę chodzić. Nawet za stówkę bym szła, bo od czegoś trzeba zacząć i rozwinąć. Tak, pokora jest ważna.
Przy Dziecku też pokora to priorytet. I spokój. I cierpliwość.
Bo im bardziej spinam poślady bo "przecież tyle muszę zrobić" tym bardziej dziecina jest nerwowa. Oj w poniedziałek dała mi taki wycisk... Nic nie zrobiłam przez cały dzień, jak tylko zniknęłam z oczy to włączały się syreny.
Przerażona byłam faktem, że jestem wykończona 7 krotnym wstawaniem w nocy, co godzina (chociaż po kąpieli teraz jak zaśpi to te 2-3 godziny pośpi ciągiem).
No dobra, ale potem zmieniłam taktykę. Zamiast siłować się z dzieckiem, postanowiłam poświęcić jej swój czas i uwagę. Leżałam na macie, czytałam książeczki, nosiłam na rękach - i co? Zaczęła sobie urządzać drzemki w ciągu dnia takie po 2-2,5 h,czasem 3 h ciągiem! I eureka, okazało się, że wtedy mogłam sobie spokojnie ogarnąć RODO-srodo i nawet zrozumieć o co w tym chodzi, zwłaszcza w mojej działalności. I teraz czuję się spokojna, bardziej przygotowana.
Z racji, że pierwszy dzień w pracy mam komplet, Mąż zostanie z Dzieckiem od 14 do 20:30 lub dłużej. Ha, zobaczymy, czy dalej będzie czepilaski, bo mnie dalej o pierdoły się czepia, podczas sama przyłapałam go na "nieogarnięciu" jako zostawał z dziekciem, uwaga na GODZINĘ (np. jak szłam do dentysty lub na badania). W sensie po obiadku i nakarmieniu Młodej zostawił rozpiździl, bo zapomniał.
Czasem tracę cierpliwość, nie wiem, czy on nie ma nerwicy natręctw bo utrzymanie katalogowego stanu domu, NON STOP jest niemożliwe, zwłaszcza gdy funkcjonujesz w wersji zombie.
Kłócę się z nim o to, wpadam nieraz w szał, a on mi wtedy zaczyna prawić komplementy, że ładnie wtedy wyglądam, i w ogóle to go kręci, a przecież do kurki wodnej daleko mi do uroczo wkurwionych postaci granych przez Penelope Cruz.
Do tego kilka faktów.
Moja waga spadła. Do 64,9 kg. Chociaż nie ćwiczę regularnie, to nie żrem słodyczy i staram się kontrolować pieczywo (ważę). Dalej jem około 500 g warzyw dziennie. I owoców trochę. Lubie banany. I masło orzechowe (100%). To moje słabości.
Młoda waży 7850 g. Wczoraj była szczepiona 3 raz. Jedno ukłucie. Trochę popłakała, nakarmiłam ją na korytarzu po czym błogo zasnęła i mogłam ją spokojnie ubrać.
Do tego dalej preferuje stronę prawą i mamy się skonsultować z fizjoterapeutą.
Pediatra orzekła, że zęby idą. I górne i dole. Zajebiście. Stąd taka marudna i wstaje w nocy, i nie chce wteyd smoczka, tylko pierś i mnie, bo na leżąco jej nie nakramię co by kimnąć tylko muszę siedzieć i co chwilę tyrpać męża co by przestał chrapać (raz, kiedy nic nie działało zabrałam się z dzieckiem spać do innego pokoju).
Co do zębów to wyłażą już chyba z miesiąc i nic Wiem, że jest jej ciężko, więc noszę, przytulam, bujam- co chce. Na szczęście w nocy śpi ładnie, głęboko zasypia jak już się nasyci moi cyckiem.
Najgorsze, jak rano kiedy sobie smacznie śpimy budzi nas budzik męża. I dupa blada.
Z zasypianiem problemów nie mam. Kładę się i śpię. To mnie chyba ratuje po tych licznych pobudkach. Rano potrzebuję więcej czasu na "rozruch".
Posiłki idą ładnie. Młoda ma apetyt i wpiernicza cały słoiczek z obiadkiem (ten mały słoiczek). Moja teściowa oczywiście wypomina mi subtelnie te słoiczki, bo ona gotowała zupkę i dawało się butelką a nie to, co teraz tak dobrze mamy.
Kaszka helpa z bananem też wchodzi. Ze starym jabłkiem mniej. Za to z owocami ze słoiczka (patrzę, żeby były bez cukru i słodzideł bo różnie bywa).
No i morfologia jest elegancka, o niebo lepsza niż po suplementacji żelaza.
Aha, jeszcze co do pracy. Miałam nosa, żeby wrócić bo trochę sytuacja finansowa się zmieniła (chwilowo) i okazało się to potrzebne. Może nie na gwałt, ale wskazane. Teraz będzie mi trochę ciężko, bo noce są mocno nietegsowe, ale za kilka miesięcy sobie podziękuję.
Wiadomość wyedytowana przez autora 2 lutego 2019, 12:00
Napiszę na szybko, bo jestem w niedoczasie - organizuję sobie właśnie wszystko na nowo.
Wczoraj minęło dokładnie pół roku. Narodziny Małej wydają się teraz takie odległe, a jednocześnie ten czas leciał tak szybko...
Wczorajszy dzień szalony. mała od rana marudziła, strzeliła 3 kupy jak nigdy, zadzwoniłą fizjoterapeutka (bardzo dobra), że ma czas podjechać, aj w proszku bo pakowałam sprzęt do pracy (dzień wcześniej się nie udało... Młoda nie chciała iść spać po kąpieli, a zasypiała na cycu) i zasnęła po 22. A jeszcze musiałam ugotować obiad na 2 dni. I podrukować rzeczy do pracy. Mąż zajmował się dzieckiem przez popołudnie i stwierdził, że to pracochłonne i czas ucieka przez palce.
Fizjoterapeutka zauważyła obniżóne napięcie mięśniowe, Mała nie napina mięśni brzucha, nadaje się do rehabilitacji FUCK. Nikt mi nie powiedział, że jako noworodek nie powinna unosić głowy do góry. Teściowa zachwycała się jakie silne dziecko, a ja byłam nazbyt nieogarnieta wtedy, rozklekotana baby bluesem, nie wiedziałam... W każdym razie zauważyłam, że od jakiegoś czasu nie chce się obracać na boki, chętnie leży na brzuszku ale nie turla się...
W ogóle to fizjo stwierdziła, że dziecię duże, że do 8 miesięcznych takich jeździ... W sumie ubrania mamy 74, a pajace 80. Może i duża.
Tak czy siak jestem przepełniona wyrzutami sumienia, że nikt nie kareślił problemu wcześniej. Rehabilitacja ma potrwać około 2 miesiące, 2 razy w tygodniu.
Byłam też w pracy. Przed moim wyjazdem wymeiniliśmy się z mężem na styk... Przyjechał jakieś 15 minut przed moim wyjściem. Młoda zasnęła, dokarmiłam ją trochę na śpiocha (bałam się w ogóle moje cycki to znioną, kilkugodzinną rozłąkę - w pracy taki ogień, że brak czasu na odciąganie pokarmu).
W międzyczasie przyjechali teście, siedzieli ponoć całe popołudnie, Młoda zjadła prawie cały duży słoiczek, potem odmawiała mleka i nie chciała nic jeść do mojego powrotu. Akurat jak wróciłam o 20 to mąż ją kończył kąpać i tyle co ubrał, więc nakarmiłam (były wrzaski, płacz, krztuszeni się, aż w końcu padła... musiałam ją nosić). O północy też się wybudziła i płakała, tak że musiałam ją nosić.
Wiedząc, ze przyjada tescie zostawiłam mężowi na kartce zalecenia od fizjo. M.in. zakaz zadzania dziecka na kolanach (ma być karmiona w krzesełku, poza tym nie sadzać) a teściowa to tak lubi całe popołudnie przesiedzieć, bo nie ma siły jej nosić, w końcu już klocek...
Przez te kilka godzin w pracy strasznie stęskniłam się za Małą, jak wróciłam to nie mogłam się natulić, i w ogóle miałam wyrzuty że tak ją zostawiłam... to chyba hormony. To tylko jedne dzien w tygodniu, poza tym chcę w tym systemie pracować do jej 3 roku życia.
Pracy mam dużo, jak na 1 dzień wyjdę na swoje, zarobie więcej niż wynosi moja "zapomoga" od zusu.
Podczytuje Was podczas KP, bo tylko wtedy mam czas.
Dzięki za wsparcie pod poprzednim wpisie.
Mała ma asymetrię i obniżone napięcie mięśniowe. Do drugie może być od ciężkiego porodu (skończonego cc, głowę wpychali jej do macicy z kanału rodnego podczas operacji).
Pierwszą rehabilitację zniosła dzielnie, od czasu do czasu popłakiwała ale staraliśmy się ją zagadywać. Była dzielna, nawet kobitka to potwierdziła. Rehabilitantka przyjezdza 2 razy w tyg.
Mój powrót do pracy zbiegł się z zabkowaniem - wyszły dwie dolne jedynki na raz. Przebiły się, są ostre jak igły chociaż nie ukazały się w pełnej okazałości jeszcze. Mała czasem mnie gryzie, zwłaszcza jak podczas KP postanawia robić "dwójkę".
W foteliku siedzi, poobkładana kocykami, żeby było stabilnie bo głowę musi mieć prosto.
Obraca się na boki i na brzuch, zaciekle chce ćwiczyć raczkowanie ale... ma ponoć słabe ręce. I brzuch. Rehabilitacja ma pomóc, ale nie wiadomo ile potrwa.
Główkę ma trochę krzywą niestety, widać to od tyłu. Ponoć ma się wyrównać.
Nie wolno jej stawiać na nogi (mąż musi przypilnować teściowej...), mamy ją karmić tak jak do tej proy to robiłam czyli poziomo wkładamy łyżeczkę do buzi (a nie zahaczać o górną wargę) bo to też wpływa na mięśnie i zabawki dawać do trzymania na wprost by wyrobić symetrię.
Tymczasem ja reorganizuję się na nowo, bo w pierwszym tygodniu ilość pracy mnie przytłoczyła, moje dziecko średnio spało i w dzień i po kąpieli, jednym słowem brakowało mi czasu... (a pracę niestety mam taką ze lwią część zabieram do domu). Ale miałam wsparcie i pomoc, za co jestem wdzięczna i teraz wiem, że dam radę. Powtarzam sobie, że muszę o siebie zawalczyć bo zostanę delikatnie mówiąc "ubezwłasnowolniona" psychicznie.
Przywyczaiłam się do średnio 4 pobudek w nocy (zawsze to nie 7, i nie imprezka od 3 do 5 rano). I jakoś funkcjonuję, nawet nie jak zombie. Może to adrenalina, może wyćwiczenie dyscypliny (nie mam czasu na zamrtwchywstanie rano, muszę zbierać się i ogarniać). Niemniej czasem jestem zmęczona. I to bardzo.
Odmawiam kolejnych zleceń. Dostałam propozycję 2 razy więcej pracy ale nie chcę. Chcę mieć czas dla Małej. Chodzić z nią na spacery. Praca to miał być dodatek.
Ot, proza życia, momenty próby.
Już wiem, jak czują się przestymulowane dzieci.
Miałam tak. Nie mogłam zasnąć po pracy, wirowały mi rozmowy, głosy, wrażenia, natłok jednym słowem.
Do tego fizycznie byłam okropnie zmęczona i wiedziałam, że zaraz zacznie się seria pobudek nocnych.
Noce mamy okropne. Raz złe, a raz gorsze i nie wiem czemu. Czy przez zęby. Czy tak uzupełnia sobie posiłki mleczne. Mam wrażenie, że je często i po trochu. Possie i śpi. A najchętniej na mnie.
Dziś rano o 7 zasnęłam z nią na siedząco. Przekimałyśmy tak 40 minut.
Mąż dobrze sobie radzi z Małą. nie mogę narzekać. Został z nią ponad 6 godzin, bo musiałam iść na dłużej do pracy. Chcicałam być taką otwartą matką, nie nadętą co to chłopu palcme wszystko pokazuje i dałam mu wybór, mówie daj jej jakiś obiadek, potem ugotuj kaszę, dodać owoce.
A on zadowolny wybrał jej DUŻY słoiczek Schab ze śliwką, a potem ugotował kaszę, dał owoce ze słoiczka brzoskwinia z bananem. A wiecie co jest po brzoskwini.... <kupa>
I tak oto Młoda kupczyła mi przez całą noc, jakby pobudek 7 było mało. To potem tyłek do mycia, usypanie na rękach, śpiewanie. Kupy jak kupy - nie jakieś "chore", ale kurcze do tej pory załatwiała takie rzeczy za dnia. A ja rano wyglądam jak zmięty lisek. Lękam się mojego odbicia w lustrze - blada twarz, podkrążone oczy, szarość na licu. Dobrze, ze robię makijaż. Tzn muszę bo inaczej sama bym swojego widoku nie zniosła.
Grubo zastanawiam się, czy jej nie ugotować kaszki jaglanej po kąpieli i potem podać pierś. Nie mam pojęcia.
Bo na spacery chodzimy, przed kąpielą ją wyciszam...
Albo idą górne jedynki.
Druga sprawa. Rehabilitacja idzie nawet sprawnie. Fizjo zdziwiona, że takie duże dziecko dobrze znosi, dzisiaj przez 3/4 ćwiczeń gadała sobie "dada, ble, blabla", nawet trochę się śmiała pokazywałam jej torchę zabawek, dopiero pod koniec strasznie płakała. Mała jest ogólnie bardzo pogodna, piszczy radośnie, śmieje się, a jak pracjuę na poddaszu i marudzi staremu to przynosi ją do mnie i od razu promienieje. Serce mi rośnie.
Mimo pracy i zmęczenia mam do niej więcej cierpliwości. Bo jednak mam kiedy się stęsknić za nią. I nie przeszkadza mi noszenie jej na rękach (wszyscy narzekają, że taka cięzka, teściowa to po 5 minutach ma dość, nawet mąż co dużo bardziej muskularny ode mnie jojcy, że cieżko tak). No a ja drobno, jem takie "bele co" (kiełbasy nie jem) i daję radę. Chyba stopniowo przez te wszystkie miesiące wyrobiłam sobie mięśnie.
Do tego mała jest b. ruchliwa, cały czas obraca się na brzuch. Na przewijaku, na macie, na łóżku, podczas zakładania pampresa. Jak myję jej tyłek po dwójce to chce ściągać wszystko z umywalki, dotykać kranu.
Ze starym mieliśmy rozmowę.
Uznaliśmy, że tak dalej być nie może - zmieniliśmy się w dwa dokuczające sobie, dogryzające stetryczałe zgredy. Ostrzegłam go, że kiedy on dla mnie jest bezlitosny to i ja sieję odwet, a przecież nie o to chodzi.
On chce mieć fajną żonę. tak powiedział. Chyba tęskni za dawnym ja. Inaczej też na mnie patrzył jak ubrałam się do pracy, kiedy to wbiłam się w panieńską sukienkę (ku naszemu obupólnemu zdziwieniu) i wyglądałam lepiej, niż zakładałam (czytaj chudziej niż jestem bo musze zrzucić jeszcze 2 kg). Nawet stwierdził, że boi się, że ktoś mu mnie porwie. Miłe. Tak więc przedyskutowlaiśmy sobie wiele spraw i chcemy dbać o naszą relację.
I wg mnie to prawda, że związek, jego jakosć zmieniają się po narodzinach pierwszego dziecka. Ponoć pierwszy rok jest najdłuższy.
No i poznałam się na innych ludziach, ale to dobrze, że teraz.
Za każdym razem, gdy mi ciężko (jestem zombie z praca intelektualna w domu), to przypominam sobie: po co to robię, co z tego będę miała i co bym straciła. Bo wiele sytuacji o których już nie chcę pisać utwierdza mnie w tym.
W ogóle waga spadła poniżej 65 kg. Ale muszę poprawić się z ćwiczeniami. Póki co i tak cieszę się, że chodzę na spacery. Aura jest super, czuć wiosnę, ostatnio spotkałam na spacerze 2 sarny, gapiły się na mnie i po chwili czmychnęły.
Dlatego koko dżambo i do przodu. A jak padnę na pysk, to troche odpocznę i wstanę.
Jest mega ślinotok, liczne pobudki w nocy, popołudniami zaczyna się jojcenie w zasadzie "nic mi się nie podoba, wszystko be" no chyba, że ma do dyspozcyji więcej niz 1 osobę jednocześnie to jest radość.
Rano radość, po przebudzeniu radość. Ciągnie mnie za nos lub męża za palce. Bo w nocy ląduje między nami.
Bolą mnie nadgarstki od licznego podnoszenia do karmienia.
Nauczyła się turlać i pełza na wstecznym. Ciągle zmienia położenie i ląduje na krańcach maty lub przy szafce.
Umie pić z bidonu przez słomkę. Doidy cup uwielbia, trochę rozlewa, ale strasznie się do niego garnie (ulga dla dziąseł?) a ja mam zawał, jak widzę z jaką prędkością chce pochłaniać wodę bo dla mnie to taki dzidziuś jeszcze i chyba mi się to w głowie nie mieści, ze tak syzbko dorasta. Boję się, że sie zachłyśnie.
Młoda robi postępy w rehabilitacji. Fizjo pochwaliła że prawidłowo trzyma głowę, nie podciąga barków do góry i ogólnie jest lepiej. choć to musi jeszcze trwać.
I kamień z serca że nie płacze mimo tych naciągań bo to jednak nietypowe pozycje dla niej.
Mąż bardziej docenia, co robię. zwłaszcza jak spędzi popołudnie z marudzacym dzieckiem.
Nie wiem o co chodzi z nocami.
Dzień przed tym jak ide do pracy śpi z mniejszą ilością pobudek (np. teraz były tylko dwie!) za to jak przychodzę po pracy i trzeba spać to jest pierdyliard pobudek. Dziś od 22 wstawala co 15 minut, karmiłam, nosiłam, finalnie o 24 zaczęła ciągnąć mnie za nos i się prezyc, histeria przy usypianiu. poddała sie i wzięłam ja do salonu na mate. A ona fik na brzuch i pelza do książeczek. do godz 2 zrobiła 2 kupy. A moje powieki wazyly z 2 tony. Potem, do 5 co chwila pobudka mpotem usypianie. prężnie. rano pytam męża czy jadła coś innego niż ustaliliśmy A ten się obraził. Nie wiem. całe popołudnie byli teście, było głośno, podejrzewam ze nie wyciszyli jej przed kąpielą i ma zaburzone rytuały.
Muszę zwrócić na to uwagę w przyszłym tyg.
Do tego ten tydzień ciężki, czuję się jak stara zmęczona życiem baba
Wiadomość wyedytowana przez autora 21 lutego 2019, 07:13
wiem, że stara się jak umie. ale jednak spędza z dzieckiem mniej czasu i musi się jeszcze trochę nauczyć. nie chce powtórki z rozrywki.
Dzisiaj,w porze obiadowej kiedy to w końcu zasnęła A ja razem z nią (odłożone wpadla w ryk, musiałam spać przytulna z nia) zadzwonił dzwonek do drzwi. Zgadnijcie kto przyszedł. Muszę zaznaczyć jakieś granice...
Wiadomość wyedytowana przez autora 21 lutego 2019, 19:53
Z tym, że w porze kąpieli młoda śpiewa, że chce aaaa (czytaj: spać), po czym umyta, wypachniona, nakarmiona dostaje powera i przebiera kończynami. A jak zaśnie, to co chwila woła: zazwyczaj woli się przytulić, ewnetualnie zassać pierś i zasypia.
Wczoraj zasnęła o 21:30. I pobudek w nocy mniej, chociaż stary został dla własnego dobra wyeksmitowany do innego pokoju a my z Młodą mamy do dyspozycji małżeńskie łoże. Bo tak mi wygodniej. Jak zaczyna się wiercić to przytulam, wkładam smoka, ostatecznie nakarmię lub pokołyszę. I jest bez imprez, wybudzania, kupczenia nocnego.
Fizjoterapeutka mówiła, że dzieci tak się "mszczą" jak mamy wracają do pracy, że tęsknią i rekompensują sobie noce.
I im starsze dziecko, tym gorzej, więc teraz trzeba to po prostu przetrwać.
Bardzo delikatnie (na razie) zasugerowałam mężowi, żeby wyciszał dziecko przed snem kiedy mnie nie ma, przygaszał światła, wybierał spokojnijsze zabawy, czytanie książeczek etc (a nie wszystkie światła na pełną za przeproszeniem "pi*de", drący się jego rodzice itp).
Postanowiłam porzucić słoiczki. Tzn na razie mam tylko te z rybką (bo czekam na dostwę dobrej ryby) i ewentualnie owoce (jakbym musiała dodać do kaszki) ale staram się bazować na świeżynie.
Ugotowałam bulion warzywny, na łagodnych przyprawach bez soli (użyłam piramidki smaku z LIDLA na rosół, spoko jest), do tego bataty, marchewkę, pietruszkę, cukinię, indyczka. Mięso gotuję osobno, jarzyny osobno (wrzucam na wrzątek). Zblendowałam wszystko i dodałam oliwy. O niebo smaczniejsze od dań gotowych! mimo, że bez soli. Młoda jadła, aż miło.
Pokupowałam różne warzywa bio. Zawiodłam się na włoszczyźnie z LIDLA bo spleśniała. Moja babcia (akurat miała po drodze) wymieniła na inną, ale okazało się że też spleśniałą, tylko mniej. fuck.
Niemniej zamierzam jej gotować różności, żeby próbowała. Bo słoiczki to w kółko: ziemniak, marchewa, seler, pietruszka, przecier pomidorowy. Czasem coś z cukinią i brokułem. Dobre na początek, ale jak dzieciak je więcej to będę gotowała, zwłaszcza że większość potraw które jemy da się dostosować do niemowlaka (z podobnych składników zrobię wersję "baby")
Z pracą się muszę ogarnąć. Tzn jakiś sposób znaleźć, chyba magiczny. Bo mąż co się zdeklaruje z dzieckiem zostać, ja zaczynam robotę to okazuje się, że musi gdzieś iść/jechać/załatwić. Już nawet się nie denerwuję. Jemu jest głupio. Wiem, że chłop się stara. Sprząta w domu. Daje Małej stałe posiłki i karmi ją "ładniej", niż ja.
Choć nie wiem, czy to dobre.
Bo po mnie dziecko jest całe upierdolone. Już zwrócilam mu uwage, że nie pozwala dziecku dotykać jedzenia "bo się ubrudzi". Po to ma fartuszek, żeby się ubrudzić.
I kiedy zabrał jej miseczkę odmówiła jedzenia kaszki. A kiedy pozwolił jej dotknąć jedzenia (kaszka była później wszędzie - pod szyją, na oczach) to zjadła całą porcję.
WNIOSEK; rodzice często nieświadomie zabijają w dzieciach ciekawość jedzenia i potem narzekają na "niejadki". Dobra, wiem, to głębszy temat. Ale zastanawiam się,czy tak nie jest.
Tymczasem kilka shotów.
Zgodnie z przpuszczeniami bieżąca środowa noc o niebo lepsza, od poprzedniej. Przypadek? Nie sądzę. Po powrocie z pracy nie było awantury, Młoda zajadła się cycem. I zasnęła błogo. Na jakieś 40 minut. I tak nam robi wieczór w wieczór. Budzi się, podśpiewuje "nananana" (ulubiony ciąg ostatnich dni) i śmieje się. Potem radośnie robi kupę i tak urzęduje do 22-23. Chociaż w nocy,która następuje po dniu mojej pracy jest bardziej wymagającą: nie daję się tak łatwo odkłądać po nocnym karmieniu i trzeba ponosić, pobujać, śpiewać i odkładać "po kawałku" (nachylam się nad nią kiedy ją kładę i stopniowo wycofuję ręce).
Śpię z Młodą w łóżku, a stary dalej w biurze. Poza tym niemiłosiernie zaczął chrapać.
Co do wieczornych wybudzeń,
Przyczyny upatruję się w nowym systemie drzemek mojego dziecka. Najwięcej śpi, gdy jest ze starym (ostatnio 4 h! w dzień!) lub pod czyjąś opieką. Nie wtedy, kiedy mogłabym swobodnie popracować. I najlepiej idzie spać około 15-16. To za późno.
Rehabilitacja jakoś idzie. Pod koniec, zwłaszcza przy ćwiczeniach angażujących ręce dużo płacze Niestety ręce ma słabe.
Za to na brzuchu leży chętnie i dużo, w sumie to cały czas się przekręca na brzuch, obarca się wokół własnej osi i pełza. Zwieła mi kilka razy ze środka maty skip hoop, znalazłam ją na podłodze, najczęściej dąży do pudełka z zabawkami. Kilka razy wyciągała sobie samodzielnie wybraną zabawkę.
Rozgadała się. Lubi wykrzykiwać lub nawet melodyjnie wydawać dźwieki typu "nienienie", "nananana", "mamamama" (to wtedy, kiedy jest głodna (?) albo ma jakąś potrzebę, może przypadek) i dada, tatatata (stary bardzo się cieszy).
Z pracą dalej próbuję wypracować system. Muszę ogarniczyć zlecenia, zrezygnować z usług on-line. Z rejestracji dali znać, że mam wszystkie terminy na marzec zapełnione. Ciszę się, ale czasem mnie to przytłacza. Zwłaszcza wtedy gdy jestem mega zmęczona. Praca jest pełna wyzwań, ludzie są różni, czasem "ciężcy".
Bardzo przydaje mi się moja "wioska". W pojedynkę nie pociągnęłabym tego. Zwłaszcza, że mimo pomocy przez ostatni miesiąc miałam bardzo mało czasu dla siebie.
Jogę zrobiłam raz na 2 tygodnie a ze sportu uprawiam spacery. Szał. Mimo to nie poddaję się, jem dużo warzyw, wczoraj nagrzeszyłam pączkami (bardzo). Dziś waga 64 kg co mnie raduje, cieszy i zastanawia. Nie jest idealnie, a chudnę. Kupiłam sobie skakankę, będę dorywczo ćwiczyć przy dziecku.
Co do rehabilitacji jeszcze. Rozmawiałam z wieloma osobami i okazuje się, że problem jest dość powszechny... mnóstwo maluchów przez to przechodziło i udało się je "naprostować".
U nas taki problem, że młoda odrzuciła prawego cycka, gryzie lub się pręży przy nim, zjada tylko legwego. Z prawego odciągam (jakbym miała mało zajęć) i dodaję do kaszek.
Wiadomość wyedytowana przez autora 1 marca 2019, 10:09
1. Młoda chodzi późno spać (22, 23, a jak wracam z pracy to i później, bo trzeba się matką nacieszyć i poopwiadać co wyprawiało się z ojcem).
2. I wstaje wcześniej. 6:30-7 max. Na szczęście chce leżeć ze mną w łóżku i daje zając się jakaś zabawką, ewentualnie nosem ojca (o ile ten odważy się z nami spać). Ja wówczas dogorywam i zmartwychwastję. Czekam aż zaczną działać leki na tarczycę i idę z zrobić śniadanie. I kawę.
3. Wcina kaszki. Lubi z owocami. Jednak te błyskawiczne z holle i hippa wydają mi się przetworzone. bardzo. Z helpy bliżej normalnego żarcia. Daję jej owoce: casem banana wgniotę, jabłko zetrę lub dam coś ze słoiczka.
4. Obiadki też je. Raz więcej, raz mniej. Bo okresowo ma chyba napady bólu od zębów i wtedy aptety od razu mniejszy.
5. Gryzie mnie w cycka, jak jest najedzona. Pluje w niego, gada, gryzie i się śmieje. Mówię jej "nie wolno" i grożę, że już nie dostanie jak będzie tak robić. Kuresko boli.
6. Zakres ruchu ma szerszy - jak zechce, to i się poturla po całej macie, kręci się dookoła własnej osi, podnosi dupkę, wyciąga ręce do góry i próbuje chwytać szafki, w czasie kp próbuje siadać, łapie sie za stopy, kolana, wszystko ją ciekawi, karmię ją tylko w sypialni bo się nie skupi.
7.Jak ma ludzi wokół siebie to jest przeszczęśliwa. Na widok innych dzieci piszczy i się śmieje. Jak jest tylko ze mną, to po pewnym czasie się nudzi.
8. Nie zostanie ma macie sama ani chwili. Jest ryk. Mam być i kropka. Nawet gdzieś na boku, nawet ona sobie robi swoje, pełza do pudełka z zabawkami i chce sama wyciągać wszystko. Albo liże nogi od ławy.
9. Jak jest radosna to woła piskliwym głosem tatatata a jak odchodzę/jest głodna/śpiąca to mamamaomamo coś takiego.
10. Za to ja bywam wykończona.
11. Minął miesiąc mojej pracy.
12. Zarobiłam więcej niż dostaję od zusu. Pracując niby 1 dzień w tygodniu. Niby bo robotę biorę ze sobą.
13. Uważam, że to jest trudne. Ale się nie poddam mimo tego.
14. Marzę aby się wyspać.
Jutro niby ma być już wiosna, jej powiew już czuć, ale marzec póki co jest kapryśny. Silne wiatry trochę ograniczają nas w spacerach, Młoda ma trochę zapchany nos ale nic jej nie leci. obwiniam zęby bo coś muszę.
Chodzenie spać uregulowało się na tyle, że pierwsze 2-3 h śpi dosyć twardo. Potem wyczuwa ten moment kiedy się kładę i jest ryk. Nocnego wstawania nie komentuję, bo szkoda w ogóle poruszać ten temat. Tyle chociaż, że nie imprezuje. I wstaje 6-7 a nie 5. To lepiej.
Ma dwie drzemki w ciągu dnia. Do południa śpi od 20 minut do 2-3 godzin. Zależy od dnia. Popołudniu 30-50 minut. I dzięki temu chce się kąpać około 19 i ładnie zasypia na cycku.
Jada 2-3 posiłki. I tak się przyzwyczaiła, że w ich porach już nie chce piersi, woli stałe. Dzisiaj zrobiła mi awaturę przy śniadaniu i musiałam dać jej do pomemlania bułkę grahamkę.
Wielbi banany. I jogurt naturalny (daję bio z bakomy). Obiady raz gotuję, a czasem są ze słoiczka. Zależy. Teraz chcę dawać więcej mrożonek, przez ten okres przejściowy.
Lubi kaszę jaglaną, po gryczanej muszę dawać więcej wody do picia bo ma zatwardzenia.
Ostatnio jadła kaszę mannę z malinami (rozmroziłam i zblendowałam). Kwaskowe ale jadła.
Rehabilitacja postępuje, umie już zrobić amfibie. Ale ręce ma dalej słabe. Stąd dbam, aby dużo czasu spędzała na macie. Fizjo mówiła, że ona najpierw zacznie raczkować, dopiero potem siadać, z pozycji czworaczej bo tak będzie jej łatwiej. Ale rozwój ocenia ok. Po prostu wymaga trochę pracy. Nie jest już taka wiotka, w foteliku do karmienia siedzi prosto. Turla się i pełza.
Umie domagać się swego. Jak za wolno ją karmię to mnie ponagla. Często woła mamamama, zazwyczaj gdy czegoś chce albo zrobi klocka. Najlepsze, że marudzi na mój widok, siedząc z mężem nie daje po sobie poznać, że narobiła w pieluchę.
Kiedy idziemy w gości, początkowo nie daję jej nikomu, trzymam ją na rękach, pozwalam się porozglądać. Jak się zakilamtyzuje, to śmieje się do wszystkich, "gada", najczęściej leży na podłodze (w gościach na jakimś kocu) i jest w 7 niebie, kiedy zagadują ją inne dzieci. Lubie je obserwować.
Zaliczyliśmy też jedną imrezę, powiedzmy taneczną. Bałam się, jak to wyjdzie bo to godziny późnopopołudniowo-wieczorne, muzyka, dużo ludzi. Ale przyszliśmy jako jedni z pierwszych więc Młoda się przywyczaiła, karmiłam ją w szatni i tam też szłam na drzemkę. Muzyka o dziwo i światełka bardzo jej się podobały, przebierała kończynami, śmiała się a wszyscy komentowali tylko " o jakie grzeczne spokojne dziecko" i zdziwieni, że nie płacze. No my też byliśmy zaskoczeni.
W międzyczasie dopadło mnie przemęczenie, wypalenie, totalny brak energii spowodowany niedospaniem, przepracowaniem, próbą radzenia sobie ze wszystkim i przytłoczeniem. Moje zdolności poznawcze uległy takiemu osłabieniu, że zrobiłam głupotę, za którą mi wstyd i muszę teraz zapłacić. A wszystko przez nieuważność, pośpiech, niewyspanie, złą pogodę, zmianę swoich planów pod cudze i kumulację kilku okoliczności.
Mam nauczkę, by się jednak wysypiać (ostatnio olałam wszystko i poszłam spać w dzień z Młodą), nie brać na siebie za dużo i słuchać swojej intuicji. Bo jest mi strasznie wstyd, głupio i źle, że wyszło jak wyszło.
majac takie foswiadczenia na pewno nie zaserwujesz tego swoim dzieciom. Ja bardziej boje siebo to aby relacje miedzy dziecmi byly ok. Bo moje rodzenstwo, mojego taty, mojego meza i innych par, pokazuja mi, ze rodzice nie zawsze sa w stanie zapanowac nad ta kwestia. Bardzo Ci wspolczuje traktowania przez najblizszych... moj tata jest czarna owca w rodzinie, moj maz tez... wiem jakie yo jest nieprzyjemne i niesprawiedliwe. Ale yo, ze sama przeszlas pieklo nie oznacza, ze zafundujesz takie swoim dzieciom. Tak samo jak nie wszystkie dzieci alkoholikow musza nimi byc w przyszloaci. Sa niektóre ambitne , doświadczone przez zycie i za nic nie chcialyby isc w slady takiej patologii. Przepraszam za ekstremalne porownanie. Ale twn przyklad pokazuje, ze nie zawsze powiwla się model. Jestes madra i wspaniala kobieta. Do tego silna. Nic nie stoi na przwszkodzie, aby byc tez: SPRAWIEDLIWA :) samych dobrych rzeczy w 2019 dla Ciebie i tych ktorych kochasz :)
Kochana ale to Twoja mama tak was traktowala a tt mozesz byc zupelnie inna matka. Ja mam dwoje rodzenstwa i roznica wieku 7 i 5 lat i to jest przepasc. I nie mamy kontaktu prawie wcale. I dlatego zdecydowalismy na drugie malenstwo tak szybko. Rodzenstwo jest fajne ale to rodzice maja wplyw na to czy trzymaja sie razem czy nie.
A ja jestem z bliźniaków :) Zawsze byłam porównywana,zawsze odwalalam czarna robotę, a brat taki "biedny" bo to i tamto...Bo ja sobie radzę,a on nie.Ale...wlasnie ale...kocham brata, zawsze mogę na niego liczyć,a szczera rozmowa z Rodzicami oczyszcza zawsze atmosferę.Ciesze się,ze go mam.Nie wiem jak by wyglądało moje życie bez niego. Sama też chciałam mieć dużą rodzinę.Bo pomimo wszystko ja jestem córeczka Tatusia,a on syneczkiem Mamusi,choc wiem, że obydwoje Rodzice bardzo kochają :) czasem sie tylko pogubia :P Moja Córcia już kocha i szaleje na punkcie Braciszka, a on na jej widok pije wręcz.Wiadomo,ze z czasem będą się kłócić itp,ale będę starała się by ich relacje były jak najlepsze :)
Z rodzeństwem bardzo różnie bywa. Ja i mój brat też nie byliśmy traktowani równo zwłaszcza jako małe dzieci. Brat wykorzystywał to że jest młodszy udawał że go uderzyłam albo zabrałam mu zabawkę po to by osiągnąć swoje cele a rodzice oczywiście mu wierzyli bo był młodszy. Później jak byliśmy starsi też nie byliśmy traktowani równo Ale prawdę mówiąc nie uważam że powinniśmy. W końcu mieliśmy inne charaktery inne problemy inne zagrożenia. Mój brat głównie siedział w książkach a mnie ciągnęło w zupełnie inne strony dlatego musieli mi narzucić większą dyscyplinę. Choć wtedy uważałam to za niesprawiedliwe że on młodszy może wiecej. Ostatecznie żalu do nikogo nie mam. Z bratem kontaktu jednak też większego nie utrzymuję. Jest zupełnie inny niż ja i w dorosłym życiu mamy mało wspólnego. W dodatku mieszka za granicą. Piszemy do siebie na internecie bardzo bardzo rzadko i są to raczej suche wymiany zdań. Jasne gdybym potrzebowała pomocy w jego dziedzinie mogę na to liczyć ale jego dziedzina to dla mnie totalna abstrakcja. Czasami czuję się nawet jakbym nie miała brata zwłaszcza gdy patrzę na rodzinę męża. Tam wszyscy są blisko spędzają razem mnóstwo czasu i mają wspólne tematy ale też mieszkają blisko siebie. jeśli jest to jedyna rzecz która cię blokuje to myślę że jeszcze będziesz myśleć nad tym tematem. Skoro miałaś takie doświadczenia to na pewno starałabyś się nie zafundować czegoś takiego swoim dzieciom..