Czasem olewałam wszystko i kładłam się z Młoda na drzemkę.
A teraz jest lepiej.
Skróciła drzemki w dzień. tzn do południa czasy prześpij od 1 do 2,5 h i popołudniu od 20 minut do godziny. Ale zasypia wczesnym popołudniem.
Rano je kaszle z owocami lub owsianke/jaglankę, w środku dnia obiad i około 17-18 druga kaszke lub owoc/zależy.
I to się sprawdza, bo po kąpieli zasypia i w nocy są 2 pobudki. I to mega pozytywnie wpływa na moje samopoczucie, w końcu czuję że mam siły na cokolwiek. Oby tak zostało.
Rehabilitacja daje efekty, młodą jest stabilna, tzn w foteliku siedzi stabilnie i nie ma problemów z krzywdzeniem. Dlatego wprowadzam jej pieczywo. Zrobiłam jajecznicę, to porozrzucala, trochecwziela do buzi.
Dziś jadła sama podczas naszego śniadania. Przyznam, że miałam trochę obaw z uwagi na to obniżone napięcie ale jest ok. chociaż wg mojej teściowej to takie dzieci już cały chleb ze skorķa jedzą, bułkę z szynką itd. tja
Mile rady już chyba zostaną na zawsze.
Mała ustawia się w końcu do pozycji czworaczej. I giba na boki. czasu rusza głową jakby robiła minipogo. Ciągle gada mama, pewnie nieświadomie. Chociaż ciotki się zdziwił bo gdy nie chciała u nich na rękach być tobwołała pełnym żalu głosem "mama"
Jeszcze kwestia kup. czy wasze dzieci po rozszerzeniu diety też robią od 3 do 9vrazy dziennie? nie są rzadkie, ani zatwardniałe, normalne gniotki
Obiady gotuje, je różne mięsa, kaszę,warzywa. Sloiczkami się nie najada(mówię o tych duzych)
Wróciłam do ćwiczeń 3 razy w tygodniu po 30 minut. muszę poprawić kondycję, koordynację i refleks. ogólnie kondycję mam do bani.
Wiadomość wyedytowana przez autora 28 marca 2019, 15:02
I jeszcze taka sprawa, jak ktoś jest z Katowic i używa pieluch pampres premium care to w aptece europejskiej w galeri libero jest promocja 29 zł za paczkę 52 sztuk (my kupiślmy rozmiar 4) a druga paczka połowę taniej (15 zł!). Zrobiliśmy zapas. Promocje są na wszystkie rozmiary.
Asymetria prawie się cofnęła, zostało jeszcze obniżone napięcie ale i tak jest lepiej. O wiele.
Ściąga z szafki dvd i chce lizać. Nie interesuje się zabawkami, tylko rzeczami codziennego użytku. Dalej próbuje wylizać nogi od ławy. I kabinę prysznicową. Ucieka z maty i zawija się w dywanik.
Musimy kupić łóżeczko turystyczne.
Powątpiewałam w teorię soków rozwojowych, ale znów w nią wierzę. Ostatnie 3 dni to gehenna, nie mogłam nic zrobić, nigdzie się ruszyć bez niej a pracy pełno i w domu i z roboty. Byłam bliska szaleństwa. Nie chciała spać w dzień przez ostatnie 3 dni. Nic i nigdzie jej nie pasowało. Ręce jak macki ośmiornicy, wszystko wszędzie chwyta.
Dziś nad ranem zaniosłam ją Staremu, który sobie całą noc chrapał i powiedziałam: teraz to Twoje dziecko.
I zamknęłam się w sypialni, zasnęłam na 2 h. To uratowało mi życie.
Noce różnie, czasem spoko, raz przespała 6 h ciągiem. A czasem budzi się pierdyliard razy.
Je duże porcje. I potem zapija mlekiem przed drzemkami.
Ostatnio jest ciężko. Czasem myślę, czy to depresja, czy frustracja.
Tłumaczę sobie, że wszystko przemija
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 kwietnia 2019, 16:21
Dzięki za rady odnośnie łóżeczka, chcemy na stałe i na wyjazdy (póki co bardziej to pierwsze), łóżeczko przyda się w ogrodzie latem, lub w salonie/kuchni kiedy będę chciała coś zrobić i mieć Młodą na oku w bezpiecznym miejscu (boję się, że zapodzieje się gdzieś w domu i znam ją znajdę, to zrobi sobie krzywdę). Wczoraj zamówiliśmy łóżeczko z kinderkraft
Noce różnie, czasem wstaje co godzinę, possie chwilę i zasypia dalej... przytulać się chce. Dopiero około 3 nad ranem zjada porządną porcję. Podejrzewam, że to może być prganienie albo zęby. Marudzi cały dzień, krzyczy (!) ma takie decybele, że nikt mi nie uwierzył dopóki na własne uszy nie doświadczył... Głowa pęka, ale ja jej współczuję.
Psiekam Dentosept przed drzemkami (o ile są... wczoraj przez cały dzień spała raptem 20 minut a potrafi i 3 h ciągiem) a jak jest tragedia to dentonix. Ma opuchliznę w miejscu górnych jedynek i dwójek. Rano odrzuciła kaszki, woli kanapki (i dla mnie lepiej bo razem sobie jemy, dzisiaj na dokładkę wcinałyśmy mandarynki). Chleb wcina ładnie i sama, potrafi wtranżolić 2 kanapki z bieluchem (kroję w wagoniki). Lubi też awokado, jajecznice, w sumie co jej się poda. Sama sięga po bidon i wypija. I wypluwa część wody. Nie wiem, czy się tego jakoś oduczy. Uwielbia i doidy cup i bidon (który jest tak upierdzielony po posiłkach, że każdorazowo nadaje się do mycia). No ale pluje. Sporo wypija, bo dużo po tym sika i nie ma zaparć (początkowo była masakra po kaszy gryczanej).
Wieczorem/ późnym popołudniem wntranżala owsiąnkę z 3 łyżek płatków, banana i wiśni/truskawek. Dodaję też różdżki smaku od czary mamy dla urmzaicenie, testujemy różne kaszki.
Miałam spięcie z teściami. Znowu, tym razem tuż przed tym jak miałam podawać Małej obiad, chcieli jej wcisnąć kruszonkę (!) z ciasta drożdżowego. Po jakiego dzwona. Powiedziałam, że nie. Że cukru przed 1 rokiem życia nie podaje się niemowlętom. Teściowa zaczęła piskliwym głosem :a ty to co jadłaś jak byłaś mała? i żyjesz. Dla niej to są wymysły. Nie odezwałam się, bo byłam tak zmęczona, że wyszłam do kuchni zaparzyć sobie melisę, ponieważ wzbierała we mnie agresja, jak zaczęli gadać te swoje nieśmieszne żarciki typu "niedobra mama nie dała", nie pozwala mama jeść i ich ulubiony " nie dają dziecku jeść".
Jestem w niekomfortowej sytuacji bo wprost wyrzucić ich nie mogę. I powiedzieć wprost co wtedy myślę też. Mój mąż uważa oczywiście, że przesadzam. Była kłótnia. Bo ja uważam, że podważanie autorytetu matki/rodziców przy dziecku jest słabe. Może i jeszcze niewiele rozumie, ale wkrótce zacznie.
Ale po cholerę psuć słodyczami dziecko, które ładnie je tzn ma apetyt i zjada mi obiadki, kaszki, kanapki, warzywa.
Tak, czuję że będę prześladowana za to, że chcę dziecku wpoić zdrowe nawyki, nieprzetworzoną żywność, aby nie miała problemów z otyłością (mój mąż jako dziecko był otyły... co w tamtych czasach było rzadkością. Ciekawe czemu?).
Muszę zebrać w sobie siły, aby grzecznie, kulturalnie, acz dosadnie postawić temu kres.
No i problemu skórne. Nie wiem,czy to ma jakiś związek z jedzeniem, bo czy eliminuję pewne produkty, czy też nie to one cyklicznie wracają. Wizyta u dermatologa dopiero 6 maja (takie terminy...) i nie wiem, co zrobić. Smaruję kremem dermaveell póki co bo nie chcę ładować sterydu.
Zmiany pojawiają się na brodzie, w okolicach łokci i jedna plamka na plecach. Raz są bardziej czerwone, a raz ledwie pomarańczowe, czasem skóra jest sucha w tym miejscu. A czasem znikają bez śladu.
Kąpiemy od urodzenia w produktach z hippa... może po takim czasie coś ją uczulić?
Moja siostrzenica ma AZS, też jej się tak zaczynało, po zrobieniu panelu pokarmowego okazało się, że to nic z jedzenia, tylko kurz, kot i ... kwiatki.
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 kwietnia 2019, 11:09
Dziecko padnięte, wszyscy mówią że pośpi mi w nocy, i taką miałam nadzieję, że bo miałam długi, ciężki dzień i w pracy młyn.
W nocy wybudzała się z wrzaskiem, nawet śpiąc ze mną, chciała być cały czas przy piersi, w sumie to nie wiem ile razy przysnęłam na siedząco bo ciągle kryzys. No ale to nic.
Od rana odmawiała jedzenia, na widok łyżeczki zaciskała buzię i odwracała głowę, płakała już podczas wkładaania do fotelika. Nie chciała spróbować ani kęsa kaszki. Robiłam te kaszki kilka razy i NIC. Z obiadu zjadła tylko marchewkę w słupkach. udało się też podać trochę banana, ale tylko to co zjadła sama z rączki. Na widok łyżeczki histeria. Pić też nie chciała, ani z doidy ani z bidonu. Pierś od biedy ale mniej, niż zwykle.
Dzwoniłam do lekarki, kazała zrobić badanie moczu (wyszło ok), bo ani wymiotów, ani gorączki, nic. Po popołudniowej drzemce zjadła sporo pieczywa z bieluchem i pomidora (muci ile widzi).
Na drugi dzień apetyt wrócił, dziecko pogodne jak zwykle.
I tu się zastanawiam, czy nie wpływają na mnie moje emocje. Albo stres, że zostaje z kimś innym. Albo zaburzone rytuały i odreagowuje.
Ostatnio czuję się jak wrak. Moje poczucie wartości = zero. Wyglądam staro i zmęczenie. mam przesuszoną skórę pod oczami. Nie mam czasu dla siebie, nie odpoczywam poza moim prototypem snu (myślałam, że to ładne spanie już zostanie, czułam się jak młody bóg), bo albo sprzątam (i to biegiem), albo ogarniam przy dziecku, albo pracuję (bo praca z domu) i ciągle ktoś coś chce i to mnie przytłacza. Niezapowiedzane wizyty,ciągła nieprzewidywalność, nieliczenie się ze mną, moimi planami, kłótnie z mężem przy próbach rozmowy (ludzie chyba nie akceptują asertywności). No ale. Mam plan B.
Przepraszam za żółć, musiałam to gdzieś z siebie wyrzucić, żeby się otrzepać i ogarnąć życie od nowa.
Wczoraj dostałam okres, i to bezbolesny (!) a Mała samodzielnie usiadła! Miała z tego taki ubaw, piszczała na głos i przebierała nogami. Siadła z pozycji czworaczej, przesuwając się do tyłu i tak manewrowała, że w końcu siadła i z każdym razem szło coraz szybciej. Siedzi w miarę prosto, ale nie idealnie. Potrzebuje wzmocnić plecy, co ponoć nastąpi podczas raczkowania.
Do tego jak coś zrzuci, to woła "bach". Chętnie woła tata, mama dalej tylko jak chce spać. Pewnie to jeszcze nie rozumne, chociaż rozumie, jak mówię: powiedz baba i powtarza, powiedz tata i też powtarza. Mama rzadko powtórzy. No i bach i "be". Pełźnie do ławy, wie, że kiedyś uderzyła się w nogę i mówi "bach, bach".
Nauczyła się "plumkać" językiem. Lubi jeść sama. Ma patent, chwyta pomidora/warzywa/pieczywo w piąstki i wyciska do buzi przez szczelinę pomiedzy kciukiem a resztą palców. Chodzi za rurą od odkurzacza centralnego. Interesuje się też gniazdkiem od odkurzacza i chce obgryzać schody.
Poza tym. Poobserwowałam trochę inne dzieci, starsze i uważam, że z niemowlakiem, nawet mobilnym to jeszcze nie jest tak przerąbane. Ruchliwi chłopcy, w wieku przedszkolnym to dopiero meksyk. Trzeba mieć oczy dookoła głowy, szybko naciskają zabawki, zwłaszcza te grające, hałasują, wyrywają zabawki Małej, a kiedy dla bezpieczeństwa włożyłam ją do kojca, w sekundzie znaleźli się nad nią i zaczeli nad głowa wrzucać zabawki. To nie na moje nerwy.
Zastanawiam się, czy tu faktycznie słodycze + elektronika nie pobudza nadmiernie dzieci, bo rozumiem, ruchliwość itp. ale jest chyba jakaś granica między nadpobudliwością, a zdrowym zachowaniem.
U nas jest diagnoza: AZS. Mamy dietę eliminacyjną, b restrykcyjną. Dermatolog powiedziała, że to typowa pokarmówka, chociaż objawy się są jakoś bardzo nasilone - zmiany skórne na twarzy (zwłaszcza na brodzie, skóra mega czerwona, sucha), na łokciach i plecach. Na twarz dostała cortineff, a na resztę robioną maż z hydrokortyzonem. I z twarzy zmiany zeszły. Na łokociach prawie zniknęły, ale wczoraj znowu w jendym miejcu nasiliła się wysypka.
Z diety minął niecały tydzień, psychicznie mi ciężko, bo 3 razy dziennie jem mięso, żeby wyrobić się z zapotrzebowaniem na białko (wszystko potejcnalne alergeny mam wyeliminować na 3 tygodnie i potem co 4 dni robić prowokacje, obserwując dziecko), czyli nie jem drobiu, wołowiny, jajek, ryb, orzechów, nabiału, słodyczy,strączków, produktów przetorzonych. Mięsa indyk, schab piekę sama. Psychicznie ledwo to znosze, bo nie przepadam za miesem. U młodej też restrykcja, gotuje królika do dań ale póki co wiele dan i owoców ze słoiczków. Do kanapek gerberki (jako pasta) np królik z jarzynką.
U mnie też była zmiana skórna na zgięciu nadgarstka - skóra wyglądała na poparzoną. I zniknęła przy te diecie eliminacyjnej. A problem był od momentu ciąży.
Byłyśmy trochę chore, ale przeszło (niby nic groźnego ale lejący katar 1,5 tyg czyt 1,5 tyg spanie jeszcze gorsze, niż było).
Nie wiem, czy to przez azs tak się budzi (?) Często. Zapisałam ją do alergologa. Wkurza mnie, że mimo ograniczonej diety po prawie 3 tyg zmiany na rękach wracają, chociaż twarz wygląda dużo lepiej niż przed wprowadzeniem eliminacji. Więc pewnie problem jest złożony. Albo to coś innego.
Robi nie raz taki numer, że budzi się przed północą i bawi się do po 1 (przy próbie dostawienia do piersi lub uśpienia drze się jakby ją zarzynali). Po czym rano wstaje przed 7. Tak odbija sobie znowu moje chodzenie do pracy.
I nie wiem, czy to lęk separacyjny czy jest hajnidem. Sama bawi się tylko jak ma kupę w pampersie. Ew. gdy stawia klocka. W innym wypadku raczkuje za mną, żałośnie wołając "mama". Gdy zostaje z mężem, robi to samo.
Żeby nie było, do mnie nie powie "mama" tylko "cycy". Raczkuje do mnie, pokazuje na bluzkę i mówi cycyc. W nocy budzi się i też woła cycy, tzn ona to mówi takim półszeptem. Chyba kojarzę się głownie z jedzeniem. Powtarza i rozumie proste słowa typu "bach" (celowo zrzuca przedmioty i tak mówi), oraz "nie ma".
Gdy leżymy w łóżku, idę do wc i zostaje z mężem - jest ryk.
W rozwoju ruchowym mamy progres: jak już siadła, to nagle zaczęła wstawać, wszędzie gdzie się da wspina się i raczkuje bardzo sprawnie.
Wpada do spiżarki i bawi się miotłą. W łazienkach przewraca kosze na śmieci. Zbiera paprochy. Krąży wokół krzesełka do karmienia i niemal zawsze wygrzebie w okolicy jakieś resztki jedzenia.
Wcale mnie to wspinanie nie cieszy.
Z tej okazji Mała rozbrykana na całego - raczkuje, czemu często towarzyszy radosny pisk. Mało tego, wszędzie się wspina, najbardziej lubi na krzesełko do karmienia i krzesła. Zwłaszcza pod stołem przemieszcza się wokół krzeseł. Tańczy gdy gram muzyka, lub jej śpiewamy. Lubi jak jej się śpiewa.
Ładnie woła tata, zaczepia męża takim pytającym tonem "tataaa?"
Mama standardowo, gdy jest rozżalona i chce spać.
Generalnie trzeba mieć oczy dookoła głowy. Zabawki średnio ją interesują. Wygląda pilotów, telefonów... wszystkiego co zakazane.
Przeraża mnie, że wie jak podświetlić telefon i że trzeba przesuwać palcem aby coś zobaczyć. Chyba z obserwacji.
Jemy razem. Obiady gotuję wspólnie, tylko jej nie solę. Radzi sobie z różnymi konsystencjami, nawet surówki pochłania (kocha marchewkę, jadła też kalarepę, białą rzodkiew). Lubi truskawki.
Upały dały w kość. Oszczedziłysmy ubrań i prania, bo biegała w samym pampersie. Korzystała z baseniku i nawet jej się podoba. Wczoraj wsadziliśmy ją do wanny z bąbelkami, i potem padla zmęczon o 19! dla mnie wybawienie.
Co do AZS.
Zrobiliśmy panel pediatryczny, nic praktycznie nie wyszło (jeden wynik wskazywał na skłonność do alergii na roztocza kurzu domowego). alergolog pozwoliła jeść wszystko, i o dziwo skóra lepsza. Smarujemy miejscowo balsamem avene. I jest super
W drzemkach mamy totalny rozpiździl. Jak spała od 19 do 7 (z przerwami na cycyka, rzecz jasna), tak teraz brak jakiejkolwiek logiki i trudno cokolwiek przewidzieć.
A w dzień, kiedy wracam z pracy idzie spać niby na noc, po 40 minutach się budzi, śmieje się i szaleje do północy. A tu trzeba dom ogarnąć, obiad ugotować (bo mąż dowiedział się w ostatniej chwili że ma iść do pracy na 12 h). Wczoraj usnęła dopiero w huśtawce, trzymając mnie za rękę. Nie chce zasypiać ani na piersi, ani na rękach. Najlepiej w wózku, trzymając coś w rękach z pieluszką przy buzi. Za to śpi do 8 -9! Więc cały rytm dnia uległ zmianie. Czasem, ku mojej rozpaczy zdarza się nocna impreza. Pokazuje "nunu" na nawilżacz powietrza i woła ciągle husiu husiu.
W dzień śpi od 30 minut do 3 godzin. Jak śpi krócej, to marudzi cały dzień, a tak to jest pogodna.
Stoi bardzo stabilnie, puszcza się jedną ręką, robi przysiady. Chodzi wokół ławy czy szafek nocnych. Lubi oglądać buty. Już nie boi się zostawać sama na macie/podłodze, chętnie eksploruje świat (a już się bałam, że buczenie jej nie przejdzie). Czasem posiedzi w kojcu, ale to max 5 minut. Potem wstaje i szuka przygód, interesuje się tym co gotujemy i mlaska na widok warzyw, ziemniaków, mięsa, owoców.
Rozumie dużo.
Kiedy stoi przy krześle i proszę, by przyszła do mnie to kuca i pędzi raczkując. Przytula się, kładzie na mnie.
Czytamy razem Pucia (zabawy dźwiękonaśladowcze), z różnym skutkiem (interesuje się wszystkim dookoła i łatwo się rozprasza), ale okazuje się, że coś tam wyciąga z tego, bo umie pokazać psa, krowę, dziecko i oczywiście telefon.
Ma zabawkowy telefon. Wczoraj pokazała rehabilitatnce, że trzeba go włączyć bocznym przyciskiem. Zaskoczona stwierdziła, że młoda jest bystra.
Jak wpadnie do spiżarki, to pokazuje palcem "nunu", kręci głową a potem robi swoje i ciągnie ją do zakazanych rzeczy.
Tańczy. Do disco polo (stary jej puszczał, gdy z nią zostawał). Na kwiatki prycha i robi apsik.
W warzywniaku jak widzi pomidory to szaleje. Generalnie jak jemy wspólnie, to musimy z mężem szybko zjadać pomidory bo ona jak zje swoje, to chce nasze. Generalnie z posiłku pierwsze zjada warzywa.
Więc jestem nieraz umordowana po całym dniu, tak jak piszecie, wszystko robiąc na raty. Najtrudniejsze są momenty, kiedy padam, a ona po kąpieli dalej szaleje i zastanawiam się skąd ona bierze energię. Czy to młodość?
Zastanawiam się, czy gdybym była młodsza to miałabym więcej energii. Pamiętam na studiach, po nieprzespanej nocy człowiek się otrzepał i jakoś to było. Pewnie świadomość byłaby mniejsza. Inaczej wychowywałabm córkę, nie wiedziałabym wielu rzeczy. Coś, za coś.
W każdym razie czuję ogólne wyczerpanie, mąż ciągle w pracy lub ogarnia podwórko, które powoli przestaje przypominać dziki zachód (nie pytajcie jak duże mamy...). Z jego pracą łatwiej nie będzie.
Pewnie pomyślicie, że jestem stuknięta, ale zazdroszczę ludziom, który nie muszą przeznaczać całego dnia na posprzatanie domu - bez pomocy z zewnątrz nie dałabym rady ogarnąć.
Czasem puszczają mi nerwy. moja babcia się obraziła, gdy wkurzyłam się na to, że odłożyła gryzak na pieniądze aby go wiatrak nie zdmuchnął. Wyparzam, myję te gryzaki ale wg niej to przesadzam. ehh
Co do zębów, to w sumie wyszło 6.
Czas na krótkie podsumowanie, niespełna roku. Intensywnego. Wymagającego psychicznie i fizycznie.
Co u Młodej?
- powiedziała MAMA! w sumie to często mnie teraz woła. A to lament przy zmęczeniu, a to jak przychodzi i chce się przytulić małymi rączkami. Słodko jest, gdy rano się budzi i z uśmiechem mówi "mama" Stary mi trochę zazdrości.
- nie boi się ekspolorwać terenu. Ucieka na taras. Nie boi się zraszaczy ani zimnej wody... raczkuje po trawie. ja jej nie puszczam, ale dowiedziałam się że teściowa tak ją kładzie pod moją nieobceność...
- wspina się i jak dorwie zakazaną rzecz, to kręci głową, ale jakoś nie powstrzymuje ją ostatecznie przed zrobieniem czegoś "zakazanego"
- chodzi wokół ławy
- odkręca wodę w bidecie
- ciężko ją przewinąć, ucieka z gołym tyłkiem
- pokazuje palcem nunu. i czasem mówi "nunu"
- wszystko, co się kołysze to jest "husiu". tak kojarzy od huśtawki. Wczoraj zastanawiałam się na spacerze, czemu tak ciągle woła husiu a tu sie okazało, że trawa się kołysała od wiatru
- na kwiatki oraz wszystko co zielone robi "apsik" i kręci głową nunu - tak po swojemu utrwala to co jej tłumaczymy, że kwiatki wąchamy ale nie wolno jeść
- uwielbia zaglądać do zmywarki
- zabawki dźwiękonaśladowcze idą coraz lepiej, pokracznie naśladuje szczekanie psa
- dalej lubi jeść, ciumka na widok jedzenia i mlaska. jak widzi kogoś z jedzeniem to przychodzi i się przyłącza
- kocha pomidory. Zjada do kolacji całego (obranego ze skórki), awokado też wielbi. Borówki, porzeczki, brzoskwinie też są ok.
- skóra lepiej, mimo że jemy obie wszystko
- ma 7 zbęów
- "pyskuje" czasem się wykłóca i "dyskutuje" jak przyjaznym ale stanowczym tonem tłumaczymy, że czegoś nie wolno
- chodzi późno spać... i później wstaje. Rekord w niedziele - wstała o 10. Bywały dni, że 8 - 9. Czuję się niemal wypoczeta. Nie przyzwyczajam się, bo co 2-3 tygodnie zmienia wzorce snu i ledwo przywyczaję się do jakiegoś trybu (np. jak wstawała o 6 to rano jechałam z nią na tar, załatwiałam sprawy na mieście, szłam do bibliteki)
- ma bardziej przewidywalny rytm dnia np. wiem, że od porannej pobudki do drzemki są zawsze 3 h aktywności. I potem śpi z reguły 2-3 h przy otwartym tarasowym oknie. Śpi więcej, niż wtedy gdy miałą 2 miesiące.
- nocne pobudki różnie - czasem daje się zasmoczkować. Czasem kładę ją obok siebie na poduszce i potem przesypia całą noc. Chyba potrzebuje takiej dużej bliskości. W łóżeczku jest histeria, rzucanie się i uderzanie o szczebelki. Poza tym bolą mnie nadgarstki od jej ciągłego wyciągania.
- waży prawie 10 kg i nosi ubrania 80/86. zostały jej niebieskobłękitne oczy a włosy zgęstniały i zrobiły się jaśniejsze.
no i w sumie mogłabym pewnie pisać i pisać
Ale noce nie najgorsze, tylko śpi z nami. Przybiera różne pozycje. Czasem udaje "zatkać" się smoczkiem i nocne karmienia są ograniczone do 1-2. Czasem chwila ssania i zasypia.
Wczoraj pojechaliśmy spontanicznie na basen. Strzał w dziesiątke. Młoda szalała, uśmiech nie schodził jej z ust, nie przejmowała się gdy ktoś/coś ją ochlapał, w brodziku wkładała ręce do fontanny. Pływała w kole (takim w kwadrat, dla maluchów, fajnym, stabilnym) i przebierała nogami tak, że płynęła sama. Zrobiła awanturę przy wyjściu kręcąc głową, wolając nienie.
Trochę zniesmaczyło mnie, jak niektórzy rodzice brali maluchy do wody bez pampersów... w samych majtkach niemowlaki.
Niestety mam jeszcze nieogar pod prysznicem i ją wykąpałam od razu (by było już przed 20), a siebie tylko opłukałam.
Zasnęła w samochodzie na noc.
Wczoraj też wchłonęła (z dokładką) spagehtti z ciecierzycą po meksykańsku, z makaronem orkiszowym. Cieszy mnie to, bo danie jest szybkie i można gotować na 2 dni, a mam już dość stania przy garach, sprzątania i roboty głupiego. W kółko to samo.
Wczoraj też stary trzymał ją na blacie kuchennym, zagapił się przez okno a ona dorwała nektarynkę i zaczęła wcinąć, jakby robiła to setki razy... Umyliśmy jej i zjadła sama 3/4 owocu (był miękki i soczysty).
Dziecko mi dorasta
Zaczęła wspinać się po schodach. Super, bardzo się cieszę.
Na kilka sekund się puszcza, kiedy stoi
Każde zwierze to hał hał. Nie rozróżnia jeszcze psa od kota ale jej tłumaczę.
Na pojemnik z pianką do mycia Hipp w kształcie kaczuszki też mówi "hau hau". I oczywiście jest awantura, bo chce się tym bawić, gryź i wsysać piankę.
Potrafi urządzać sceny, nie zabraniam jej wiele, ale są rzeczy na które kategorycznie się nie godzę. Macha wtedy rękami, wykrzykuje, czasem się pręży ale trudno, po chwili przechodzi. Kiedy się da, staram się odwrócić jej uwagę.
Zaliczyła pierwszą "bójkę" z rok starszą kuzynką. Ma charakterek, tamta też, wyrywa zabawki a dzieci spośród 10 różnych zazwyczaj upatrują sobie tę jedną. Nauczyła się odpychać czyjeś ręce, jak nie chce, aby ktoś dotykał jej zabawek albo zabierał ją ode mnie na ręce.
Trochę o jedzeniu.
Ma 4 główne posiłki i pierś: rano, po drzemce (bo śpi długo i budzi się wściekła), i przed snem. W nocy są z reguły szybkie strzały.
Na śniadanie jest różnie: czasem placuszki bananowe od alaantków (je sama) z dodatkiem owoców, czasem pieczywo, częściej owsianki, płatki jaglane czy kasza manna. Na wodzie lub z jogurtem naturalnym i owocami.
Do niektórych posiłków dodaję mielony słonecznik/pestki dyni/orzechy, nie tylko oliwę (zamawiam extra virgin z Krety), olej rzepaaowy czy masło. Czyli różne tłuszcze.
Do pieczywa bieluch, jajko na twardo lub jajecznica, pasty z twarożku i ogórka/rzodkiewki, pasta z zielonego groszku i pieczonego czosnku, a dzisiaj zrobię jej hummus bo ciecierzyca ostatnio jej posmakowała. Do kanapek musi być pomidor - piszczy z radości na jego widok i najpierw zjada pomidora, potem kanapki.
Obiady różnie, tu często karmię łyżeczką gdy sprzątanie mnie przerasta. Czasem awaryjnie podaję słoiczek. Często to co jemy, ale jej wersję bez soli (tak jak spaghetti, ostatnio jadła też lżejszą wersję pieczonych ziemniaków znanych na śląsku - ziemniak, burak, marchewka, cebula przekładane warstwowo, gotowane na parze - i to fajne bo jadła sama).
Jadła już chyba wszystkie kasze: gryczaną, jaglaną (to hit), orkiszową, bulgur, jęczmienną, komosę, ryż, ziemniaki, bataty. Na zamianę. Najszybszy obiad jaki jej gotuję to: kawałek mięsa gotowany osobno, w drugim garnku wrzucam kaszę + warzywa. Później całość łączę, dodaję oliwę, zioła, natkę pietruszki i z głowy. Czasem trochę w malakserze rozdrobnię.
Z postępów moich - pracuję nad asertywnością. Nad przekonaniami. Nie daję już sobie wchodzić na głowę, ale staram się też nie być agresywna (chociaż niektóre osoby dalej budzą moje instynkty pierwotne). Staram się to załatwić tak, aby same kisiły się w swojej kwasocie, a im nie daję satysfakcji, że mnie to dotknęło. Robię swoje.
Poza tym udało mi się schudnąć do 59 kg. Czyli ważę mniej, niż przed zajściem w ciąże. Ale brzuch juz nie ten. I dupa mniejsza (wcześniej była okrągła a teraz bardziej płaska). No ale to nic, porobie przysiadów, może poćwiczę.
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 lipca 2019, 10:06
Noce się skiepściły, znowu jest pierdyliard pobudek + rzucanie + ryki i krzyki. Ostatnio też chciała się bawić od godz. 2 do 4 Noszenie, ale tylko w pionie (nie da się uśpić na rękach), usypianie w wózku (o ile zechce się położyć). Mój kręgosłup płacze.
Z jednej długiej drzemki w dzień też dupa, znowu robi sobie 1-2 drzemki po max 1 h. Chodzi spać późno (znowu). Chyba znowu idą zęby, bo dziś w nocy dałam czopek z paracetamolem i nie było rzucania i wybudzania w nocy.
Mąż mnie czasem wkurwia. A to że zakupy na styk, w sensie kupione na kilka dni a nie cały tydzień, a to coś tam. Całymi dniami go nie ma, a dla mnie zakupy to wyprawa samochodem z jęczącą Młodą, której całą drogę trzeba śpiewać (20 min w jedna stronę), a potem loteria jak zachowa się w sklepie. Wkładam ją do tego siedziska w wózku i ostatnio wytrzymała, ale wszystko mi wyciągała z wózka- a to ser żółty, a to jogurty. Jak przy stoisku wybieram banany, to ona też nachyla się i wyciąga. Naśladuje.
Niby skoki rozwojowe to trochę ściema, ale może coś w tym jest. Bo odkąd jej zachowanie jest znowu wymagające, poszła do przodu: zaczęła zadawać pytania "cio to?" a kilka razy wyraźnie powiedziała "co to". Zdębiałam. Na początku myślałam, że przejęzyczyła się w swoim chińskim języku. Wczoraj zapytała o pulpety, dziś o guziki od mojej piżamy.
Jak jej mówię, że czegoś do buzi nie wolno, to mówi "be", jak zrobi kupę i ją przewijam, też mówi be.
Weszła do spiżarki (muszę założyć blokady), dorwała nieobranego, brudnego ziemniaka i mlaska jak do jedzenia.
Wkurzyłam się trochę na teściową, bo jak byłam w pracy to mi się wzięła a porządku tzn miałam w misce odłożona bielizne moja i męża, i w pokoju "prasowalniczym" trochę bałagan (bo robię wszystko na raty, często z Młodą, czasem rozpaczliwie łącząc to z pracą i nie wyrabiam się by mieć wszystko zajebiście pod kreskę).Pewnie chciała dobrze, miała dobre intencje, ale źle się czuję z tym, że ktoś mi do garderoby zagląda (swoja droga tam staniki do karmienia są pomieszane z erotyczna bielizna i majtakmi "okresowymi'). Wiem, że muszę posprzątać w garderobie, ale ciągle wpadam w koło zamknięte "gotowanie,sprzątanie, pranie" i doby brak, albo sił bo na drzemkach Młodej pracuję.
Aha i hit, mimo że mam zasiłek macierzyński (jeszcze), który podwajam (praca) to i tak dowiedziałam się, że mąż "robi" na mnie i dziecko. W sensie takie wytłumaczenie, że całymi dniami go nie ma.
A na mnie trzeba pracować. Zaśmiałam się w duchu, pozostawiłam bez komentarza. Zwłaszcza, że mąż obiecywał że będziemy się dzielić obowiązkami bo dom jest duży... A same wiecie jak jest przy dziecku, które wszędzie wspina, wszędzie chce być...
Jak stoi przy zabawce (stojaku gimnastycznym) to puszcza się i macha rękami próbując utrzymać równowagę, ale po chwili leci.
Rehabilitacja oficjalnie zakończona. Trochę to trwało. Kontrola po 2-3 tyg jak zacznie chodzić, z tym że przy jej poziomie rozwoju powinna zacząć samodzielnie dreptać do 13 miesiąca. I trzeba pilnować, by obciążać prawą stronę podczas zabawy, uważać na którym boku/biodrze ją opieram w czasie noszenia, bo ta pieprzona asymetria lubi wracać.
A najpiękniejsze jest, kiedy wezmę ją w ramiona i słyszę "mama", przytula się do mnie. Po uprzednim buczeniu i jojczeniu - w 90% kiedy chcę coś zrobić w kuchni to buczy albo otwiera drzwi do spiżarki (muszę założyć wreszcie te blokady).
Co do posiłków to zrobię kiedyś o tym szerszy wpis oczami specjalistów. Ważne, aby posiłki były w miarę zbilansowane (ale nie chodzi o liczenie kalorii, bo takie wyliczenia byłyby bez sensu) a te wieczorne zawierały w składzie źródła tryptofanu (pomaga zasypiać).
Generalnie u nas pieczywo się przyjęło, Młoda ostatnio ma taki apetyt, że zjada 2-3 kromki co wg mnie stanowi trochę dużą porcję, ale trzeba się nacieszyć bo po roku prawdopodobnie to się zmieni. Kanapeczki kroję w wagoniki, smaruję np. masłem, a obok daję np.jajko/jajecznicę i zawsze warzywo, np. starty ogórek gruntowy (cały) lub pomidor (bez skórki). Albo dodatki takie jak twarożki, wędlinę dam pewnie jak wreszcie coś upiekę. Jak podrośnie to może dostanie okazjonalnie piratki z lidla (są bez konserwantów, mam zboczenie na punkcie tego by nie dawać malutkim dzieciom wędlin z dodatkiem azotanów - to z toksykologi na II roku studiów jeszcze mi zryło psychę). Dzisiaj z torby po zakupach wyciągała mi pomidory, wzięła jednego i mówiła "mniam".
Wczoraj w spożywczaku zrobiła mi trochę wstyd, bo jak wychodziłyśmy do sklepu weszło kilku osiedlowych alkoholików, jeden bardzo brudny, Młoda spojrzała na niego i powiedziałą "bee"
Rano, żeby w spokoju zjeść robię jej owsiankę na gęsto, ze startym jabłkiem i do tego masło albo zmielony słonecznik. I bardzo to lubi.
Powoli uczę jedzenia łyżeczką, tzn nakładam a ona pokracznie wkłada do buzi, po czym odrzuca pustą łyżeczkę/widelczyk i chce jeść rękami.
Jeżyku, w skrócie kupując produkty dla dzieci najlepiej kierować się prostotą - jak najmniej przetworzone rzeczy.
Np. jogurt naturalny najlepiej bez mleka w proszku i tu masz bakoma bio, bakoma ta rzadka 1,5% tłuszczu i... pilos z Lidla. Zamiast bielucha też spoko są serki homogenizowane naturalne z Lidla. Smakowe to niestety w 99% zło. W Lidlu mają tam też fajny jogurt kokosowy, chociaż to bardziej dla alergików.
Generalnie takie małe dzieci nie powinny jeść więcej niż 13,5 g cukrów prostych na dobę i prawda jest taka, że owoce załatwiają sprawę. To jest mniej niż 3 łyżeczki cukru.
Ze spaniem są takie akcje, że szaleje do 22, zwłaszcza gdy męża nie ma w domu, bo wraca późno, przytula się do niego i dopiero idzie spać. Tęskni.
W nocy z reguły budzi się raz, aby pojeść/przytulić się do cycusia, a potem je nad ranem ( u nas w łóżku oczywiście, zmieniając pozycję pod każdym kątem).. Śpi do 8, na ogół. Raz mąż zamarzył, że wyśpi się w sobotę to wstała o 5:40, wsadziła mu palec do oka i mówiła tata.
A poza tym.
Mam straszny sajgon w głowie. Życie pisze różnie, nieprzewidywalne scenariusze.
Na piątek mamy zamówioną imprezę urodzinową w lokalu, i tego samego dnia wypada pogrzeb z rodziny - samobójstwo. Oszczędzę szczegółów.
Pamiętam ten wieczór i każdy kolejny dzień, każdy moment jak stopklatkę. Dopakowałam ostatnie rzeczy do torby szpitalnej, zjadłam największy deser lodowy w mieście a na kolację, jak nigdy w życiu - parówki, którymi gardzę na co dzień. Kiedy odszedł mi czop, mąż się ze mnie podśmiewywał, że się boję. Za to kiedy po godzinie chlusnęły mi hollywoodzko wody na środku salonu sam wpadł w panikę, bo był przerażony. Była godzina 22. Obdzwonił rodzinę, że jedziemy do szpitala, początkowo nikt mu nie wierzył, no bo jak to - przecież termin jest na 23 sierpnia. Nikt nie traktował poważnie tego, gdy mówiłam, że urodzę wcześniej, bo tak czuję. Było gorąco, skurcze co 30 sekund i minimalne rozwarcie, bolało. Przyjęcie w szpitalu, podejście raczej zlewkowe bo zachciało mi się rodzić podczas niedzielnego dyżuru, wszyscy mieli czas, nikt mnie o niczym nie informował, męża nie wpuścili na pierwsze usg.
Potem ktg i co chwilę sprawdzanie szyjki, podczas skurczów. W czasie tej jednej godziny około 10-15 razy badano mi szyjkę i to wspominam jako najokropniejszy ból. Nagle wszyscy zaczęli wokół mnie biegać,znikąd pojawił się tłum, ktoś podrzucił świstek do podpisu ze zgodą na cc i po 5 minutach leżałam już na stole, gdzie co chwilę ktoś zadawał mi pytania, na które odpowiadałam półprzytomnie, w strachu o życie dziecka, które zaraz po porodzie mi zabrali. Tętno dziecka na ktg było tak wysokie, że nie zapisywało się - poza skalą.
Później szpital, baby blues, złote rady, moje wahania, poczucie niebycia sobą, bezradność, poczucie niekompetencji (jak odbić dziecko? czy jest głodne? czy dobrze przewijam?) walka o laktację, czekanie w szpitalu na wyniki badań małej. Potem nieludzkie zmęczenie (czasem zastanawiam się, jakim cudem to przeżyłam). Dociniki teściów. Głośne prace budowlane wokół domu, które można było spokojnie zrobić za rok, no ale... wyszło że nie mam nic do powiedzenia w tej kwesti bo teście załatwili ekipę. Mąż mnie przywiózł rozdygodatną ze szpitala i pojechał po materiały budowalne. Zostawił mnie z tesciową, której musiałam zaparzyć kawę (chodząc jak zombie po cc) z nawałem (cycyki jak kamienie). Byłam wściekła, chyba mu tego nigdy nie wybaczę.
Z perspektywy czasu zastanawiam się, skąd matki czerpią siłę, aby funkcjonować mimo nieziemskiego zmęczenia. Cieszę się, że ten etap już za mną, chociaż na zdjęciach czule wspominam kruche maleństwo, które tak bardzo się zmęczyło i tyle mnie nauczyło przez ten rok. Maleństwo, które tak dynamicznie się zmieniło.
Z perspektywy czasu olałabym sprzątanie i chęć udowodnienia wszystkim jak cudownie sobie radzę, gotując codziennie obiady w połogu, mając dom na błysk.
Posłałabym do diabła ludzi ze złotymi nieproszonymi radami, krytykantów i robiła swoje bez wyrzutów sumienia ufając intuicji - bo jak się okazało, ta mnie nie zawiodła, a tak wątpiłam w swoje kompetencje. Szkoda, że trochę mi to pozabijało radości z macierzyństwa.
Dzisiaj, w dni roczku Młoda zadała pierwsze pytanie pełnym zdaniem: co to jest?
Pyta, ale nie często. Lubi dzieci, najbardziej w podobnym do siebie wieku.
Impreza urodzinowa - ogólnie udana. Chociaż dzień był długi i ciężki. Bo trzeba było zgrać wiele rzeczy i to na styk, a Młoda poprzestawiała sobie wszystkie drzemki. Z dekoracji sali pojechałam prosto na pogrzeb, którym sam w sobie jest pełen trudnych uczuć i emocji... po kilku godzinach impreza. Hałas, mnóstwo dzieci, gości. Młoda była zaaferowana samochodzikiem, na którym moze siadać i odpychać się nogami, ale póki co chce go prowadzać i pchać. Co ja mówię, ona z nim biega i trzeba było ją asekurować. ostatnio ma manię pchania wózka, a teraz ten samochodzik.
Podczas przyjęcia zdenerwowałam się, bo teściowie znowu zaczęli mnie hejtować - i to przy mojej rodzinie. Odripostowałam im, ale zbyt kulturalnie, w domu poprosiłam męża by z nimi pogadał, bo dłużej tego nie wytrzymam i jeszcze raz a nie będę przebierać w słowa, bo nie pozwolę sobie na takie traktowanie. Uważają, że jak dziecko skończyło roczek to ma zacząć jeść boczek i kiełbasę, ma jeść normalnie słodycze. Mają już dwoje otyłych wnucząt,sami są otyli ale czepiają się mnie. I uważają, że nasze dziecko źle je bo budzi się w nocy(!). A to, ze ich wnuk ma 7 lat i dalej budzi się w nocy,przuchodząc do łóżka rodziców już się nie liczy. Jak rozmawiam ze znajomymi, to większość jednak budzi się w nocy. Nasza budzi się raz, a jak idą zęby to milion razy.
Ogólnie uważam, że oni szukają za wszelką cenę dowodów na to, że zdrowie żywienie jest szkodliwe. Boję się, że będą chcieli coś robić wbrew mnie, po kryjomu lub najzwyczajniej namieszają dziecku w głowie podczas mojej nieobecności.
Chociaż przeglądając zdjęcia z imprezy widzę, do kogo dziecko się uśmiecha a na czyj widok płacze... I odpycha przy próbie kontaktu.
Swoją drogą podczas imprezy najbardziej interesował ją talerz z owocami i pokazywała np. że chce banana.
Wczoraj też zrobiła sama pierwszy, mały pojedynczny kroczek.
Wpis jest trochę "nabuzowany" bo mam PMSa.
Dalej kp mimo nacisków otoczenia. No jedynie maż mi kibicuje i o dziwo namawia by do 2 rż karmić (bo to jednak zabwienne na azs w naszym przypadku - zero zmian aktualnie). Bo już duże, już czas na butle... I reakcje znajomych no jak to, że się nie napiję tyle czasu, powinnam ściągnąć pokarm albo odstawić już dziecko. No tak.
Jeżyku, mąż sam nie wie o co teściom może chodzić i przyznaje, że jego też to wkurza... bo podziela moje zdanie. A mi już szkoda energii na przepychanki.
Anemic, nie sądzę, żeby Twoja była jakoś w tyle za moją, czytając Twoje wpisy mam odmienne wrażenie
Rozważam zakup stolika wodno piaskowego. Bawiła się już czymś takim, tylko trzeba uważać, aby piachu nie pakowała do buzi (zdarzyło się). Ale generalnie obłocona=szczęśliwa. I przynajmniej wtedy nie pcha nic (np wózka). Poza tym jak wyszaleje się na dworze to szybko pada i twardo śpi.
Dzidzusiowe zabawki już poszły w odstawkę. Woli autka (robi brrrym i nimi jeździ), zwierzątka, dinozaury (wszystko jest hau hau).
Kiedy je, mówi mniam i am. Czyli już coś zapamiętuje z książeczki Pucia. Chyba kupię kolejną część o pierwszych słowach, tylko myślę czy nie za wcześniej?
W markecie jest szczęśliwa na dziale z warzywami, mlaska.
Z chodzeniem ostrożna - z punktu a do punktu b najpierw szacuje odległość i kiedy jest na wyciągnięcie ręki robi susa. W innym przypadku kuca i raczkuje. Po zrobieniu 1-2 kroków (samodzielnie) przewraca się. Moja mama mówi, że ja w jej wieku nie byłam taka asekuracyjna, leciałam przed siebie i zamykałam oczy upadając.
Wiadomość wyedytowana przez autora 12 sierpnia 2019, 09:51
Pierwsze zdarte kolano. Pierwsze buty też zajedzie... ma je od 2 tygodni, a nie wyglądają już na nowe.
Dziś byliśmy na szczepieniu, trochę się pożaliła po wkłuciu, ale nie jest źle. Lekarka powiedziała, ze rozwija się prawidłowo, przybrała na wadze 2,5 kg od ukończenia pół roku (średnio powinno być około 2 kg). Waży 10,5kg. Ubrania nosi 80/86 a buty 21. Oby nopów nie było.
Znowu chodzi spać późno. Po kolacji płacze, jojczy i marudzi, a po kąpieli i cycu szaleje jak króliczek duracell. Takie cyry są głównie, jak mamy spokojny dzień w domu i wokoło domu - bo jak jadę np. do mojej siostry, tam ma dzieci i siedzimy na podwórku, to pada jak kawka.
Nie chcę chwalić ale noce lepsze - jak chodzi późno spać, to prawie całe przesypia, często budzi się dopiero około 4. Ale zdarzają się też 3-4 pobudki. Bo idą zęby - czwórki.
A ja sie czuję taka wypruta.
We wrześniu prawdopodobnie pojedziemy nad morze na 10 dni, są fajne hotele na travellistach i gruponach, w dobrych cenach. Muszę pomyśleć, co tam zabrać.
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 sierpnia 2019, 13:31
Po trawie na boso biega, prowadzona za rączkę (jedną, zmieniam jej strony) na kostce biega (a prowadzę bo boję się upadku na twardej szorstkiej powierzchni, już kilka razy porządnie zdarła kolana)
Pierwsze buciki - prawie wyrasta. Chyba rozejrzeć się za jesiennymi. Bo nad morzem z pogodą może być rożnie, a jak będzie mokro to w sandałkach zaraz mi przemoknie.
Rozumie, kiedy się do niej mówi normalnie, jak do starego. Jestem zaskoczona. Np. jak wożę na autku i mówię nogi do góry (żebym mogła ją popachać) to podnosi. Kiedy mówię : idziemy do wanny to zmierza w kierunku łazienki, do miejsca gdzie się kąpiemy. Po przebudzeniu mlaska, gdy jest głodna.
Jak widzi świeże warzywa i owoce w kuchni, to awanturuje się.
Miewa dni, kiedy je jak ptaszek. Nie wmuszam. A bywa i tak, że to co jej uszykuje teatralnie zrzuca na podłogę. Np. naleśniki... bywa i tak.
Z borówkami i pomidorami nie znam umiaru - ile dostanie, tyle zje... Kupy są potem epickie.
Byliśmy w galerii na zakupach, to 3 razy odwiedziliśmy pokój maluszka. Konieczność przewinięcia. Jak zrobiła "dwójkę" to na cały sklep krzyczała "be be be". Ciężko ją było wyciągnąć z tamtego pokoju, bo zafsacynowało ją liczydło i kręciła głową, że nie chce iść.
Swoją drogą, trochę się spóźniliśmy bo było już prawie po wyprzedażach. Szkoda, bo czasem w dobrej cenie można coś kupić. Upolowałam kilka rzeczy np. rajstopy w smyku po 3 zł, kapelusik w groszki za 7 zł, legginsy w h&m za 15 zł czy bodziaki w reserved za 15 zł. Ale to pojedynyncze. Komplety dresowe kupiłam w pepco bo i tak je zajedzie. Poza tym mamy w domu sporo lumpów używanych, takich koło domu czy do jedzenia (bo je całą sobą potrawy takie jak spaghetti).
Finał akcji z teściami jest taki, że przywożą dziecku maliny, borówki i pomidory. Pewnie psioczą na mnie, ale wiedzą że to już nic nie zmieni. Uwielbiają wnuczkę, a synową muszą ścierpieć.
I z drzemkami jest tak, że jak ma dwie to zasypia po 22... a jak jedną i porządnie się wymęczy poza domem to śpi jak suseł o 20. Tylko, że kiedy idzie spać późno, przesypia prawie całą noc. A ja się budzę i zasnąć nie mogę. Chyba z przyzwyczajenia. O ironio, kiedy można w końcu pospać...
Z pracą muszę pomyśleć, jak zwiększyć zarobki bo macierzyński się skończył i trzeba płacić większy zus (nie tylko składkę zdrowotną). Póki co system miałam w mairę ogarnięty bo dziecko miało mamę, a ja robotę ogarniałam raz szybciej (czasem w 2 drzemki popisałam wszystko) a raz dłużej, ale mam wykalkulowane ryzyko, obsuwy tak, że nie zawaliłam jeszcze nigdy terminu - znam swoje możliwości.
Swoją drogą pomogła mi książka "Pani swojego czasu". Przerabiam też kursoksiążkę o asertywności, ale to dla mnie wyzwanie bo przypomina pracę z terapeutą - rozbrajasz szkodliwe przekonania. Ale pomaga.
Dobrze że jest lepiej i oby było coraz lepiej! Tak dobre rady chyba a zostaną już z nami na zawsze. Gratuluję pozycji czworaczej i usłyszenia mama. To musi być przecudowne!tak od rozpoczęcia rozszerzania diety moj mały robi trzy kupy dziennie a wcześniej robił jedną.