Do tego dziś przysłali mi projekty nowej strony internetowej mojej firmy i muszę nad tym pomyśleć, aże nie mam w ogóle takiego talentu graficznego to nie wiem co mam robić. No nic.
Ale glównie zaczełam dziś pisać bo mam jakieś głupie wyrzuty sumienia w stosunku do mojego męża, głupie dlatego, że wydaje mi się, ze jemu się coś robi w głowę jak go stopuje, a potem mi go żal ehhh. Ogólnie, mój Mąż pracuje sobie na etacie, ale jest takim typem, że nie lubi rozkazów itd więc marzy mu się jego własny biznes i... codziennie, CODZIENNIE, wyskakuje mi z jakimś nowym pomysłem na biznes. Niektóre (w sumie wiekszosc) pomysłow, są poprostu masakryczne, albo zupełnie nie opłacalne, albo on nie ma o tym zielonego pojecia (np gastronomia, nie rzróznia drobiu od wołowiny, ale co tam zostane szefem i menegerem restauracji) no i dziś też miał taki jakiś dziwny pomysł i już nie wytrzymałam i powiedziałam mu wprost, że nie ma do tego predyspozycji. Skonczył temat. Potem robił jakiś głupi test na facebooku, typu "jaki zawód jest dla Ciebie?" i wyszło mu, że pisarz. Na co ja wybuchnęłam śmiechem i powiedziałam "chyba bajkopisarz, na temat nowych pomysłów na biznes" I się obraził, zarzucił typowym dla niego foszkiem. No i pojechał do pracy a mi głupio.
Wiem, że on się jara takimi pomysłami, ale mam mu na wszystko przytakiwać? Nie wiem co mam z nim zrobić już, wiem, że nie lubi swojej pracy, na rynku ciężko o inną a rozkręcić firmę nie tak hop siup. Już nie wspominając, że namówił mnie na początku roku (kiedy musiałam założyć własną działalność) na wzięcie dofinansowania na pewien biznesik, który wymyślil, czyli Fotobudkę, pomysł mi się wydał nie głupi, kasa i tak z urzędu więc mówie ok zrobie to ale to będzie taka Twoja iskierka, którą się będziesz zajmować. I co? kupa! Ja pisałam sama cały wniosek, potem zajmowałam się stroną, reklamą, bieganiem po urzędach, zusach itd a on w między czasie wymyślał nowe rzeczy, kiedy ta jedna jeszcze dobrze nie jest nawet zrobiona, tylko wszystko w jednym wielkim rozpierdzielu ehh. A on mówi, że on nie lubi siedzieć w papierach. I co ja mam robić? ehhh Dać upust jego fantazjom czy stopować moim realizmem?
Wiadomość wyedytowana przez autora 11 marca 2015, 15:16
Ale przeczytałam własnie poradę dnia i tak mnie rozczuliła strasznie:
"
Starając się o dziecko nie zapominajcie o sobie! Oto kilka walentynkowych rad:
1. Przypomnij sobie Wasz najpiękniejszy wspólny moment, opisz go na pięknej kartce i podaruj swojej drugiej połowie w prezencie. Spróbujcie wspólnie powrócić do tych wspomnień. A może nastroi to Was na coś więcej?
2. Wygospodarujcie trochę czasu i spędźcie go razem aktywnie. Wspólny trening, wspinaczka lub kurs tańca pomogą Wam spojrzeć na siebie nowym, świeżym okiem. Wysiłek doda Wam więcej sił witalnych i wprawi Was w dobry nastrój.
3. Odkryjcie wzajemny masaż stóp – dotyk stóp pozytywnie wpływa na cały organizm, relaksuje i odpręża ciało i umysł. Po kilku wspólnych sesjach masażu poczujecie poprawę samopoczucia, a wzajemny dotyk zbliży Was do siebie jeszcze bardziej.
4. Jesteście już trochę zmęczeni wiecznymi rozmowami o zajściu w ciążę? Nie rozmawiajcie na ten temat przez kilka dni. Nic a nic. Każdy potrzebuje trochę przerwy!
5. Nie poprzestawajcie na Walentynkach - wyznaczcie sobie dziś wspólny przyjemny cel do realizacji w najbliższym czasie. Co powiesz o regularnych cotygodniowych randkach przez następny miesiąc lub rozpoczęciu pisania wspólnego bloga? Eksperci są zgodni, że im więcej przyjemnych rzeczy pary wspólnie robią, tym szczęśliwsze są ich związki w dłuższym okresie czasu."
I przypomniało mi się, że na naszą pierwszą rocznicę ślubu, rok temu w lipcu wymyśliłam, że na każdą rocznicę, będziemy sobie dawać z mężem taki list do siebie, w którym napiszemy co w sobie kochamy, najlepsze wspomnienia z danego roku i tez to co nas boli. A potem schowiemy je do takiego sekretnego pudełeczka i tam będziemy je zbierać. A jak kiedyś przyjdzie taki dzień, że będziemy źli na siebie to zanim zrobimy lub powiemy coś złego to sobie je poczytamy i jeszcze raz się zastanowimy. No i tak sobie leży w tym pudełeczku na razie po jednym liście. I tak sobie pomyslalam, ze wkurzam się tak na niego a i tak go bardzo kocham Pamietam, że napisał w tym liście, że w kolejnym roku małżeństwa chciałby, żebyśmy doczekali się małego Franka, niestety w 3 miesiace do lipca to nie urodze ale moze chociaz cos zacznie rosnac
O taka myśl na dobranoc
Ale nie to chciałam napisać, tylko taką pewną historie (pewnie pomyślicie,że jestem walnięta, ale co tam) otóż spędzając kolejny bezproduktywny dzień myślalam, skąd we mnie jest takie wewnetrzne przeczucie, że kiedyś ta mama będę- że np nigdy nie przemyslalam tematu ewentualnej kiedyś tam adopcji. I to się bierze z tego, że wierzę w pewną wróżbę....
Jak byłam dzieciakiem, moze miałam z 7 lat mój wujek, brat taty, pokazał mi dla zabawy pewną wróżbę, polegającą na tym, że wieszało się na nitce obrączkę i wrózylo z ręki ile i jakie sie będzie miało dzieci. I pokazywało to tez w dokladnej klejności np, że najpierw dziewczynka, potem chłopiec. I ja jako taki smarkacz tak się w to wkręciłam, że wrózylam całej rodzinie, kolezanka i kolega rodziców, sąsiada a najchętniej to cała wieś bym obeszla i wszytskim bym wrózyła. A najlepsze jest to, że to sie sprawdzalo! np moi dziadkowie mieli 3 dzieci - chlopiec, potem dwie dziewczyny i tak wyszlo z wrozby i tak sie zgadzalo wszytskim! a ten wujek co mnie tego nauczył to wywrózylam jemu i zonie trzecie dziecko i za jakies dwa lata się urodzilo. No i oczywiscie wrozylam tez sobie - dwoch chlopcow a że wierze w to bez kitu, to nawet nie wybierałam nigdy imion dla dziewcznek tylko zawsze chlopcow potem gdy bylam w gimnazjow i w liceum, wierzylam w to do tego stopnia, że gdy miałam jakiegos chlopaka i wywrozylam mu inne dzieci niż mnie, lub np ich brak to np z nim zrywałam albo wiedziałam, że z tego nic nie będzie... potem jak już troche "zmadrzałam" i poznałam mojego obecnego meza, obiecałam sobie, że nie będą juz taka glupia i mu nigdy nie powroze!no ale coż... jakieś pół roku do ślubu wszytsko zaplanowane, mnie zaczely brac jakies dziwne wątpliwości... i co? po pijaku, wziełam i mu powróżyłam i wyszlo mi dwóch chłopców tak jak mi!! i wtedy to już wiedziałam, ze on mi jest przeznaczony (wiem, wiem glupia jestem) oczywiście jak mu potem powiedziałam co to za wrózba to zafoszył i powiedział, że jakby wiedział, to by mi w życiu nie pozwolił. No ale dobrze się skończyło no i tak czekam do tej pory na tych naszych dwóch chłopczyków i dalej w to super wierze- tylko wykonanie nie takie proste.
Ooo taka historia na czwartkowy wieczór.
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 maja 2016, 19:06
Już nie wspomnę, że mąż się dopytuje czy już koniec @ więc ma ochotę na małe co nie co (może zeń-szeń zaczął działać )
Cięężko wrócić do pracy i rzeczywistości po takim "urlopie chorobowym" ale mam trochę zaległości, także nawet nie mam czasu rozmyślać o moim nowym cyklu, ale na ovu zawsze znajdę chwilę, żeby wejść hihi.
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 maja 2016, 19:07
Opowiadała, że też miała długie cykle i późna owulację, że też prowadziła wykresy itd a okazało się, że synek powstał z serduszkowania zaraz po okresie. I badz tu człowieku mądry.. uznałyśmy, że musiała mieć owulkę bardzo wcześnie a przy okazji żółnierzyki przeżyły bardzo długo. Mówiła też,że w sumie zaszli po suplementacji męża (3 miesiące wspomagaczy) a mnie się wydaje, że ona po prostu się odblokowała psychicznie, kiedy już całkiem odpuścili zaczęli myśleć o adopocji, w końcu jakieś spontaniczne przytulanko i się udało jak ja bym chciała tak odblokować umysł
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 maja 2016, 19:07
28 rok życia dziś mi stuknął, w sumie nie czuje, że mam urodziny. Tak sobie tylko przypomniałam, że zawsze chciałam urodzić pierwsze dziecko do 26 roku życia, ale widać nie wyszło... już mam obsuwy dwa lata a nawet w ciąży nie jestem Ale nie ma co marudzić, wczoraj okres w końcu mi odpuścił, pojechałam z mężem na jakieś urodzinowe zakupy, do solarium (do tego umalowalam się uczesałam i wyglądam jak człowiek), a wieczorem czekał mnie najlepszy na świecie i wyczekany urodzinowy seks w końcu na pełnym spontanie a nie że dziś trzeba i już i tak powinno być zawsze
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 maja 2016, 19:08
test 1. 23.03
image upload no limit
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 maja 2016, 19:11
55 przysiadów
35 brzuszków
Wykonane!
Piesi już odżyło dupsko po zastrzykach zjadła nawet trochę karmy dietetycznej mam nadzieję, że wszystko zostanie w brzuszku
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 maja 2016, 19:11
Spaaać spaać spaaaaaaaać, chodzę cały tydzień nie przytomna, ale dziś już jest szczyt wszystkiego, najchętniej zdrzemnęłabym się na biurku, bo do pracy też zapału nie mam. Przydało by mi się wolne przed świetami ale nie nie, nie ma takiej możliwości.
Mąż siedzi na l4 troszkę mi marudzi bo mu się nudzi i nawet nie mam czasu spokojnie coś w domu tutaj napisać.
Wykres miał być piękny, a jest jaki jest no cóż nie wszystko można mieć w życiu, ale w sumie może być najbrzydszy na świecie byle by się skończył zielono
Dziś pomyślałam, że może tak poszłabym dziś do spowiedzi, ostatni raz byłam przed ślubem dwa lata temu w lipcu, moi nowi domownicy raczej nie sa zbyt praktykujący więc nikt się tam nigdy do spowiedzi nie wybierał i nie miałam jakby tego "motywatora" teraz też zagadałam do męza ze byśmy poszli do tej spowiedzi i w świeta do komuni ale uznał, że nie... chyba wybiorę się dziś sama bo chyba będę miec po świetach wyrzuty sumienia... a tak to moze tam na górze, ktoś mnie lepiej wysłucha w sprawie wiadomej
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 maja 2016, 19:12
Tyle mam myśli w głowie i tyle bym chciała napisać a siedzę już chwilę przed komputerem i nie umiem zdania sklecić. To był najdłuższy weekend w moim życiu. Nie nawidze takiej niepewności, raczej jestem z tych co mają wszystko zaplanowane od a do z a tu taki psikus. Chodzę ciągle i mówię, sobie, że to na pewno nie ciąza, że okres się pewnie spóźnia, zamieram za każdym razem jak ide do toalety... zaczęłam już wymyślać, że to pewnie coś złego, jakaś anomalia, że tak się @ spóźna, ale na pewno nie mam tyle szcześcia, że fasolka się zagnieździła. A potem łapie, się na tym, że myślę sobie jakby to było fajnie itd i bije się po twarzy i mówie sobie nie marz! bo jutro dostaniesz wyniki i się rozczarujesz tak, że będzie załamka na maksa. I mniej więcej tak w kółko minął mi piątek, sobota i niedziela. I z każdym negatywnym testem tak się właśnie w tym wszystkim motam i gubię i chcę, żeby w końcu coś się wyjaśniło.
AAAAAAAAA!
Zakończyłam swój 36 dniowy cykl. Strasznie dziwny, strasznie długi a przede wszystkim dającym mega nadzieje...
Było miło w jeden weekend myśleć sobie, że jest się w ciąży,
Było miło odmówić napicia się piwa z mężem, myśląc, że jakiś mały człowieczek w tobie rośnie,
Było miło obudzić się w nocy na brzuchu i położyć się na plecach bo może w końcu się udało,
Było miło bać się nosić ciężkie zakupy, bo coś się może ci stać,
Było miło spojrzeć w oczy męża i widzieć nadzieję jak patrzy na ciebie potem na Twój brzuch i pyta jak się czujesz,
Było miło pomarzyć, że dostanie się w tym roku najpiękniejszy prezent pod choinkę,
Było miło pomodlić się w święta, prosząc o tej mały cud.
Ale podobno jeśli chcesz rozśmieszyć Boga opowiedz mu o swoich planach i śmiejesz się teraz Boże?
W końcu emocje i adrenalina opadły, w końcu mogę usiąść i się najzwyczajniej w świecie wypłakać.
Muszę się ogarnąć, wyluzować, zabrać do pracy bo wszystko leży, muszę chociaż na jeden dzień zapomnieć o tych staraniach żeby nabrać sił i oddechu bo walka dopiero się zaczyna.
Ale mi się dłuży ten okres już myślałam, że w weekend pozwolimy sobie na małe co nie co a tu taka powódź Ogólnie miałam pracowity weekend więc nie miałam nawet czasu, żeby myślec o 'tym wszystkim' ale chyba psychicznie już czuję się dużo lepiej
Mimo, że w przeciągu ostatnich trzech dni były dwa pępkowe, na szczęście nie musiałam uczestniczyć w żadnym z nich, w piątek tylko pomagałam koledze wybrać jakieś śpioszki i body dla małej, ale nawet sprawiło mi to przyjemność, nie czułam się zazdrosna czy smutna, tak tylko pomyślałam, że fajnie by było wybierać te rzeczy dla naszego maluszka, więc myślę, że dzielnie to przeżyłam, chociaż wszyscy wkoło mówią już o drugim dziecku chrzestnego mojego męża z duuużo młodszą dziewczyną (młodszą nawet ode mnie:P) ale cóz na każdego przyjdzie czas
Zauważyłam też, że strasznie łamią mi się paznokcie ;/ normalnie co drugi wystać więc musiałam wszystkie obciąć i zaopatrzyc się w lakier utwardzający i jakieś witaminki, mam nadzieję ze cos to da ;/ w sumie na gęściejsze włosy tez by się cos przydało ale jak widze ile ja już tego łykam wszystkiego to mój 90 letni dziadek tyle nie łyka chyba;/
Czekam teraz na nadchodzący tydzień mam nadzieję, że dostane się do swojego gina poza kolejką bo normalną wizytę mam dopiero 1 lipca umówioną i zobaczymy co z tym hsg, nawet chyba przestałam się tego bać i chcę to zrobić i mieć święty spokój. Jedna laparo przeżyłam to to też przeżyje...
Szybka piłka. 16.30 telefon 17.30 wizyta HSG w sobotę 25.04.
Wiem,że w końcu będę wiedzieć co się dzieje, czy jest ok, czy da sie coś z tym zrobić, czy czeka mnie tylko in vitro, ale najchetniej teraz bym siadla i plakala, że mnie takie rzeczy spotykają...
Milion myśli na minute!
Matyldo pozniej napisze szczegolowo ale na ta chwile tylko tyle: wlasna firma to nie bajka. Co to znaczy, ze nie lubi rozkazow!? Kazdy absolutnie kazdy slucha rozkazow nawet jesli ma swoja firme...zawsze jest jakas gora, urzad, inspekcja... To raz- dwa napisze wieczorem.
On żyje w przekonaniu, że tylko on będzie sam sobie panem we własnej działalności, gdzie on będzie kogoś ustawiać a nie jego ktoś. Ale myślę, że to jest do tylko do momentu, jak w końcu umoczy gdzieś wszytskie nasze oszczedności i splajtuje... czyli dopiero jak się naprawdę sparzy. A on już jest taki "typ niepokorny" nawet nie zapina pasów bo "nikt mu nie będzie kazać zapinać" nie ważne, że się może zabić i powinien to robić dla siebie. Naprawdę ciężki przypadek :P Pozdro!