test OWU (Rebe wiesz o co chodzi) nr 2
nie widze roznicy miedzy tym a wczorajszym. Dalej daje minus.
photo host
Dziś była moja kolejna kontrolna wizyta u gina. Jakiś miałam lęk przed nią i złe przeczucia, że powie mi coś złego, ale pogrzebał, pogrzebal, pozaznaczał na tym swoim monitorku i mówi, że:
no ciałko zółte w prawym jajniku (ha wiedzialam!) zadnych zmian endometrialnych, wszystko ładnie wygląda, mówi Pani, że się dobrze czuje, śluz jest, cykl trochę długi ale taka natura Pani, (podsuwam mu swoje wydrukowane wykresy) noo ładne wykresy, widać, że cykl dwufazowy, ostatni progesteron wysoki, jajowody przedmuchane az miło, no więc co? badamy męża?
mówie, że pasowało by chyba... dał mi adres do jakiejś kliniki w Krakowie, żeby tam sie umówić, ale nie na takie zwykłe badanie tylko rozszerzone i teraz uwaga- probuje sie doczytać z kartki: fragmentacja DNA plemników oraz test wiązań kwasu hialuronowego? przez plemniki. I tłumaczy mi, ze to podstawowe badanie mimo, że wychodzi, ze jest duzo plemników i ruchliwe to 20% z tych mezczyzn nie zapłodni kobiety bo np własnie ten material genetyczny jest słaby. Potem wypytał o sperme meza, czy jest jej duzo czy malo, czy wodnista czy nie, czy pali, czy pije przed stosunkiem - cały raport. No i potem patrzy na te wykresy znowu i mówi, żeby w dniach około owulacyjnych kochać sie co dwa trzy dni a nie codziennie, bo że chłop to nie krowa, żeby codzien swieze plemniki produkować i dobrze wykształcone tylko dać im czas, no i po stosunku lezec przynajmniej pol godziny a nie od razu z siebie to wypłukać...
A potem... zaczeły się jego opowieści...
Jak to miał pacjentki (jeszcze w dawniejszych czasach gdzie się tak nie praktykowało badan nasienia i zawsze byla wina kobiety) i tak pacjentka nr 1 starala sie 5 lat z mezem u niej wszytsko ok i nic- puscila sie na jakiejs imprezie firmowej i bach ciaza, inna tłamszona przez tesciów, po latach staran rozstała sie z mezem, wziela szybko slub z innym i bach zaraz ciaza, trzecia jakas to samo i już mialam takie głupie mysli słuchajac go, że pomyslalam "co Ty mi chłopie sugerujesz? mam sobie skok w bok zrobic?" ale juz chyba widzial moja mine i sprostowal mowiac "chodzi mi o to, że nie zawsze to wina kobiety ) ale i tak jakos to dziwnie odebralam nie tak jak powinnam chyba.
Więc cóż trzeba sie umawiac i badamy żółnierzyki!!!
Troszkę czasu mnie nie było, ale pracowałam nad swoją psychiką i przemianą w zimną sukę, która niczym się w zyciu nie przejmuje a juz napewno nie tym, że znowu nie zaszła w ciązę, chociaz celowała super zajebiście w płodne (i nawet mąż nie narzekał i współpracował) ani nie tym że (mimo, że byłam na nią gotowa) @ zaskoczyła mnie 5 dni wczesniej, jak kurde zima kierowców i siedzalam na kiblu z niedowierzaniem przez pół godziny, ale to wszyyystko nic, kiedy ta oto wielmożna @ okazała się plamieniem i super hiper rozkrecila się od wczoraj. I już takim sposobem mam 7 dzien z @ co mi się zaczyna powoli nudzić bo nie ukrywam, że troszkę nadrobiłabym spraw łóżkowych. Ale z kim?? o to jest pytanie, kiedy mój mąż ma jutro badanie plemniczków i chodzi obsrany juz od tygodnia, zestresowany i sie do mnie nie odzywa nic (nie wiem jak jutro przezyje z nim droge do KRK - dobrze ze radio dziala w samochodzie to chociaz jego posłucham). Nie no dobra pogadal ze mna jak trzeba mu bylo pomoc w uwalnianiu zołnierzy, ale dobrze, że chociaz wtedy sobie o mnie przypomniał.
Nie licze na cuda w tym badaniu. Już nawet jestem psychicznie nastawiona na in vitro (finansowo nie) Mój maż widze ze tego nie ogarnia umyslem i nie wie co sie w okol nas a w sumie mnie dzieje. Jakby żył na innym swiecie, no ale trudno ja wkońcu zimna suka się tym NIE PRZEJMUJE.
Mój guru na ostatniej wizycie mówił mi, że jesli maz bedzie miec dobre wyniki to musze sobie jakies klocki w glowie poprzestawiac ja - zeby zaskoczylo, bo ze moge miec blokade, bo ze moze chce bo to takie zadanie a moze tak naprawde sie boje, albo nie wiem czy to dobry czas, dobry facet... nie wiedzialam ze mój gin czyta mi w myslach hmmm
Ostatnio widzialam sie z taka jedna kumpela, ktora jako jedyna z moich kumpeli wie o naszych nie udanych staraniach, ale z nia fajnie sie gada bo ona nie planuje dzieci narazie, nie ma jeszcze slubu ze swoim nie mieszkaja razem i zawsze mi mowi eee no co Ty na impreze idziemy, na wakacje lecimy a nie bedziesz mi dzieci rodzic- takie luzne trzezwe podejscie bez zadnych ojej ojej aleś Ty biedna bla bla bla. I ostatnio tez jej mowilam ze dupa maryna ciagle i powiedziala takie zdanie "ze czym Ty sie martwisz jest wiele opcji do zostania mama np adopcja" i wtedy jak to powiedziala to tak sobie w glowie az przesylabilizowalam to słowo A-DOP-CJA i mówie nooowaaay. Nie umiałabym chyba zrezygnować z przezycia tego momemntu kiedy nasikam wkoncu na ten test i zobacze dwie krechy, kiedy uslysze pierwsze bicie serca, bede czuc jak rosnie tam w brzuchu maly fasolek, kiedy pierwszy raz poczuje jego ruchy... kiedy potem bedziemy myslec po kim ma oczy a po kim usta... no pała mała. Wtedy sobie uswiadomilam ze na ta chwile - adopcja dziecka odpada;/
I ze... jestem mega nastawiona na samą CIĄŻE a nie na posiadanie tego dziecka. Jakby to nie brzmiało tak jest...
Poza tym, nie chcąc urazić nikogo - mam dzieciowstręt. Nie moge patrzec na te mamusie spacerujace z wozeczkami po lesie, na te buciki male w sklepach, na zdjecia fb z mam miesiac, dwa trzy, piec, dziesiec, zjadlem kaszke, zupke, mleczko, zesralem sie bla bla, mama sie musi kazdym zdjeciem pochwalić.
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 maja 2016, 19:20
Jeśli któraś z Was kochane zna się na tych wynikach to bardzo Proszę o wszystkie porady..
Upłynnienie (min) 15 norma <60
Objętość (ml) 4 norma >1,5 ml
ph 8,1 norma >7,2
Barwa prawidłowa
Lepkość duża
OCENA MIKROSKOPOWA
Koncentracja plemników (mln/ml) 1 norma> 15 mln/ml
Całkowita liczba plemników w ejakujacie (mln) 4,0 norma >39mln/ejakujat
Ruch postępowy (%) 30,8 norma 32%
1,2 norma >12,5 mln ejakujat
Ruch całkowity (%) 30,8 norma >40%
1,2 norma >15,6 ml/ ejakujat
Brak ruchu (%) 69,2
Zywotność (%( 78 norma >58%
3,1 norma >22,6 mln/ejakujat
Plemniki o prawidłowej budowie (%) 0 norma >4%
0,0 >1,6 mln/ ejakujat
Koncentracja komórek okrągłych (mln/ml) <5 norma <5 mln/ml
Koncentracja Leukocytów (mln/ml) 1,2 norma <1 mln/ml
UWAGI:
Oligoasthenoteratozoospermia
Leukocytospermia
Wynik testu HBA 40% norma >80
Wskazane powtórzenie badania z posiewem bakteriologicznym
% plemników z nieprawidłowa struktura chromatyny - brak halo (DFI) 22%
% plemników z prawidłową struktura chromatyny - obecność halo 78%
Normy uszkodzeń chromatyny plemnikowej:
Nasienie prawidłowe 0-15%
Obniżona płodność nasienia 16%-30%
Wysokie ryzyko bezpłodności >30%
Piszę ale sama nie wiem co chce napisać...
Po pierwsze licząc moje wszystkie plamienia przed i po moja @ trwa juz 12 dni, umeczona tym jestem na calego. Ale ten szczegol jest akurat mało wazny.
Po drugie wyniki męża... gdzieś z tylu głowy czułam, że cos bedzie nie tak, że nie uda się tak poprostu zajsc z zajebistego sexu w zaciszu domowej sypialni, wiec przyjelam to bez jednej emocji na twarzy. Przeskoczyłam wszystkie fazy akceptacji przechodząc do ostatniej.
Moj maz przyjał to strasznie, do tej pory nie chce ze mna rozmawiac, jest czlowiekiem ktoremu porazki podcinaja skrzydla i zamyka sie w sobie, zawsze mial niska samoocene a teraz mysle ze to juz jest dol dolu... ale nie umiem go pocieszyc, bo boje sie ze sama sie rozpadne... Robie dobra mine do zlej gry i mowie ze jakos sobie poradzimy...Ale chyba sama w to nie wierze.
Dziwie sie ze udalo mi sie to przyjac i się nie rozplakać, nie uroniłam ani jednej łzy, czuje sie jakbym wylaczyla czlowieczenstwo, emocje, jakbym przestala zyc. Widze tylko jak oddalamy sie od siebie, nie dostaje nawet buzi na dobranoc, nie dotyka mnie mijamy sie codziennie...
Nie wiem co bedzie dalej.
Ale potrzebuje chyba takiej meskiej silnej reki obok, bo pierwszy raz czuje sie taka malutka, taka slaba.
Mam juz skierowanie na podstawowe badania oraz skerowanie do androloga zeby wypisal reszte.
Trzeba dzialac to mi pozostało.
Wczoraj wyczytalam ze z moja endometrioza, kwalifikuje sie juz rzadowego in vitro.. nie widze w tym momencie innego wyjscia, nie bede czekac na cud ze moze sie uda...
Ale mam jakas psychiczna blokade, zastanawiam sie czy to na prawde moj czas na zostanie mama? czy z tym mezczyzna? Nagle zaczelam sie czegos bac, chociaz wiem ze im szybciej zaczne dzialac z tym tematem tym lepiej...
Uznalam ze poczekam co powie androlog i moj gin u ktorego mam byc w drugiej polowie lipca bo niestety jest na urlopie. Moze po leczeniu za 3 miesiace cos te wyniki sie mu poprawia a jak nie to wtedy zaczne dzialac. Chyba ze calkiem moje zycie wywroci sie do gory nogami.
Kochane dziewczynki oprocz moich wywodów chcialam Was poprosić (jezeli kochacie zwierzeta) o odwiedzenie strony schroniska w korabiewicach, mozna tam dokarmiac zwierzatka
Ja dziś zglosilam sie jako wirtualny opiekun mojej ulubienicy Sansy ( i tak od czasu do czasu przelewalam na to dokarmianie a 50 zł w miesiacu to nie jakies ogromne pieniadze, nie moge jej wziasc do domu to chociaz tak pomoge)
http://schronisko.info.pl/adoptujsanse
ale psiaków jest całe mnóstwo i czekaja na pomoc i na adopcje
Jak zaczynałam moją przygodę z ovu, w życiu bym nie pomyślała, że dojdę do tego etapu, że to będzie 7 cs. Naiwnie wierzyłam, że uda się wcześniej, ale teraz już wyzbyłam się naiwności.
Jestem wykończona, najpierw to wesele w domu, kłotnia z mezem, zanim odespałam to była sroda a w piatek o 6 rano juz wyjazd na Master Trucki, ogólnie impreza masakra- upał 35 stopni to na lotnisku, zero cienia, zero wiatru, kible tylko toi toi w srodku mozna bylo wytrzymac z 30 sekund taka sauna, że się człowiek rozpływał.Zero bierzącej wody. Grubi faceci chodzili sobie bez koszulek z wywieszonymi bebechami az do zrzygania.Dobrze, że chociaz samochody fajne do pooglądania.
Ja od piąteku rano okres - warunki sanitarne masakra, a tak mi bol dał w kość, że ledwo zyłam jeszcze na tym słońcu. Leciałam na ketonalu przepijac piwem ;/
W piątek wieczorem jak juz bylismy w hotelu łyknelam jeszcze jakiś ibuprom sprint max i do tego dostałam moich boli w klatce piersiowej, a tetno mialam chyba ze 150, brzuch nie przeszedl, w pokoju duszno jak w piekle - myslalam ze zejde. Musialam przykryc sie mokrym recznikiem i w takich spazmach dopiero usnelam - reszta dni wygladala podobnie. Dawno mnie tak nie bolalo az mna szarpalo, ostatnie takie akcje mialam jeszcze gdy rosly sobie u mnie tobiele. Takze dzisiaj dopiero jest pierwszy dzien od 5 dni kiedy nie czuje bolu, ale tak mnie wykonczyl ze nie moge dojsc do siebie plus te nie przespane noce- potrzebuje odpoczynku!
W czwartek mielismy jechac ze znajomymi na weekend nad morze ale widze prognozy to chyba zmienimy plany i pojedziemy na słowacje do tatralandii.
Dziś mój męzowaty ma wizyte u androloga. Chodzi od poniedziałku taki nabuzowany, że masakra. Wypchałam go wkońcu na badanie hormonów - na szczescie wszystkie w normie.
Zobaczymy co dziś powie androlog. Wczoraj oczywiscie sie z nim jeszcze poklocilam bo chcialam wejsc z nim do tego lekarza a on powiedzial ze NIE, bo on nie jest idiotą wie o co ma pytać itd, nosz kurde już to widze, pewnie sie zestresuje i zapomni jezyka w gebie! W końcu stanelo na tym, ze ma mnie pod koniec zawolac juz po badaniu... ale jak mu wsadzi w palca w dupe to mysle ze zapomni jak sie nazywa a co dopiero mnie wołać ;/ wiec chodze zła z tego powodu ale takim fochem zarzucił ze jak sie znowu odezwe to stanie na tym ze sobie pojedzie sam ehhhh co ja juz z nim mam...
oprocz tego jestem zaniepokojona naszym poprzednio cyklowym sercowaniem - kiedy ja odpuscilam z namawianiem i czekalam tylko na jego inicjatywe AZ DWA SERCA NA 28 DNIOWY CYKL wooow oczywiscie nie trafione, ale coz tez ma to gdzies.
Czuje sie tak bardzo z tym sama ze masakra.
I tak z innej beczki pytanie- jest mozliwe przesuniecie owulacji w stanie wysokiego podniecenia seksualnego?
Juz po wizycie u androloga!
Baaaaardzo mieszane uczucia,
ale od poczatku - przyjechalismy, doktor wychodzi (mily starszy Pan) i woła NAS razem na co maz wstaje wchodzi do niego i mowi, ze zona moze pozniej... doktor tak sie spojrzal na niego na mnie i mowi "no Pana decyzja" wiec calego wywiadu nie slyszalam, pewnie naklamal ze bzykamy sie jak zajace.. coz. Po jakiejs dluzszej chwili otwiera drzwi i mnie woła.
Juz po badaniu oczywiscie i doktor mówi, że na podstawie jednego seminogramu to on nie moze nic okreslic, ze trzeba koniecznie powtorzyc bo "mogly zaistniec zle warunki" , ze wyniki hormonow sa super wiec on nie ma przelozenia na tak beznadziejny wynik nasienia, ze salfazin wystarczy dalej brac nic wiecej i zeby w recepcji umowic sie na USG jader i z nim do niego wrocic a ja WTF? to Pan nie robil tego USG? no okazalo sie ze on nie robi tylko inny lekarz specjalnie od tego i ze jak zobaczy to USG to powie pod jakim katem powtorzyc badania nasienia i te z DNA najprawdopodobniej tez bo sa "na granicy" USG 31 lipca ehh
Potem spytal tylko o moja endometrioze w jakim to stanie i czy moze poczekac... mowie teraz ok ... ale skad mam wiedziec co bedzie za miesiac, dwa?
Na sam koniec tylko stwierdzil ze jak sie wykluczy zylaki i powtorka bedzie rownie zla to ze to moze jakis wynik z czasu dojrzewania...
I co ja mam teraz robic?
Myslec o tej inseminacji, in vitro? czekac i leczyc meza? nie wiem...
aaa edit:
wracajac mowie mu ze i tak musimy sie starac normalnie bo sie moze udac a nie odpuszczac tak jak ostatni cykl a on "po co? czytalem ze nie ma szans" cooooool
I bez kitu - naprawde zaczelam ten cykl z bojowym nastawieniem- mierzenia tempki, testy owu zakupilam, ziolka znowu pije chociaz ich nienawidze, chce obserwowac siebie jak sie da- bo tez musze o siebie zadbac przy endo.. a on mowi ze nie ma po co sie starac. Ja pierdole.
Naprawde chyba zostawil jaja u tego androloga- powinien mnie teraz bzyknac tak zebym do konca zycia zapamietala ale nie lepiej sie pouzalac nad soba.
Do tego znowu wrocily moje nerwobole.. jak on sie nie wezmie w garsc to nie wiem jak ja to dluzej zniose.
Wiadomość wyedytowana przez autora 22 lipca 2015, 21:36
Wczoraj miałam mega mocny ból jajników i bół owulacyjny, az mnie rozsadzało, do tego zalewały mnie hektolitry rozciągliwego śluzu... serducho było, dziś tez troche pobolewaja jajniki ale juz mniej. Dziś rano był lekki skok mam wrażenie, że mogła być wczoraj owulka ale testy ovu narazie tego nie potwierdzaja- wszystkie bledziochy... no nic czekamy.
Od ostatniej historii z mężowatym, musiałam ostro mu wejść na ambicję- zbesztać, wypłakać się, nawtykać, że zaden z niego facet bo nie mam w nim oparcia, że "staranie się" jest dla mnie rownoznaczne z "uprawianiem sexu" i że się czuje przez niego jak gówno i że nie wiem co będzie z nami dalej...
Oczywiście odwracał kota ogonem bo to zawsze musi być MOJA wina, no ale kilka dni młynu i podziałało... nagle zaczął się SAM przystawiać i z dumą musze przyznać, że wszyskie serca są praktycznie z jego inicjatywy.. chociaż to chore być dumnym z czegoś takiego. No ale cóż... do tego miał urlop więc było prościej.
Oczywiście mnie nawqrwiał przez te 2 tygodnie urlopu- robiłam za jego prywatnego kierowce, kiedy on pił i nawet nie zapytał, ani nie zaproponował - kochanie moze ja pojade...
Po co.. Jestem mega wyczerpana, nie wyspana i rozdrazniona nie wiem co mi się dzieje w ogole, codziennie po poludniu spie a rano nie moge odespac urlopu nie moge wziasc bokasy malo i trzeba robic, trzy dniowy urlop w Tatralandii w ubiegly weekend jakos mnie tylko zmeczył
Zawsze w czasie owu mam niezliczone pokłady energii a teraz? co najmniej jak PMS, wiec co bedzie przed @??
Dziś byliśmy też na USG jąder... wyszło:
"liczne mikrozwapnienia i jądra niejednorodne"
18 sierpnia wizyta u androloga z tym wynikiem, ale z tego co czytam... a naprawdę nie chce sie nakrecac i wierzyc wujkowi google, to jest kurde ŹLE!
idę spać!
Czekam sobie na @... nie wiem jak przezyje ją po raz kolejny w tym upale.
I nawet nie robię sobie jakich kolwiek złudzeń że mooooże jednak się udało. Nie uda się wiem to. Oprócz tego że mam wszystkie przed @ objawy czyli - PMS, trądzik, ból podbrzusza i obzeram się na potęgę normalnie jak jakoś prosiek- jem ciągle i wszystko co mi wpadnie w ręce... (ale mimo to chudnę- bo stres, brzuch tylko ciążowy, szkoda ze od ciązy spożywczej)
Do tego naprawdę mam jakiś małżeński kryzys, nie mam sił się o nas starać, odsuwam się na bok a mąż tak na mnie z boku patrzy, nie ma pocałunków na dobranoc, nie patrzymy na siebie tak jak kiedyś, nie dotyka mnie, widze ze mnie nie pożąda... nie powie mi nawet ale pieknie wygladasz, czy sexi, ostatnio mi tylko pojechał "czemu sie tak ciagle garbisz"?
Nie wiem co dalej bedzie, kocham go bardzo chce miec z nim to dziecko, a on znowu ostatnio wymyslil ze sie zwalnia z pracy, bierze kredyt i otwiera biznes, a ja mówie - aha a jak nie zrobimy rządowo n vitro, to skad wezmiemy kase na nie jak Ty juz kredytow nabierzesz? on nie mysli o tym W OGOLE.
Do tego nic nie mogłam znaleźć na temat tych jego mikrozwapnienien, napisalam na naszym bocianie do eksperta - dr Wolskiego i dostałam taka odpowiedz:
"Witam!
Nasienie jest złe, a paradoksalnie dobry poziom testosteronu oraz mikrozwapnienia sugerują, że leczenie będzie nieskuteczne.
Dodatkowo układ "niepłodność + mikrozwapnienia" zwiększają szansę na raka jąder co najmniej o 17%.
Kierunki:
1. IVF
2. Stały nadzór urologa. Koniecznie trzeba jeszcze wykonać oznaczenie kolejnych markerów nowotworowych: bhCG i LDH.
Można rozważyć biopsję jąder pod kątem zagrożenia onkologicznego.
Pozdrawiam
JK Wolski"
Jak nasz androlog to potwierdzi to mój maz juz chyba calkiem sie załamie, podejrzenie nowotworu? masakra..
Dodatkowo nie wiem na ile wierzyc tej opinii jak np androlog zaproponuje jakies leczenie? czy jest sens to robic czy to wyłudzanie kasy?
Mam Leb jak sklep + masa innych zyciowych problemów które sypią się jak z rekawa...
@ przyszla jak zwykle, nawet mnie to nie zdziwilo, nawet na nią czekalam.
Mniejsza o to, moje emocje są już jakby poza mną, jakby nie mega ból brzucha to nawet nie zwróciłabym na to uwagi.
Jutro kolejna wizyta u androloga, wcześniej udało mi się zadać jeszcze dodatkowe pytanie na bocianie:
"Dziękuję za szybka odpowiedz Panie Doktorze. Mam jeszcze pytanie co do tych mikrozwapnien. Czy one mogą prowadzić do azoospermii? Czy ta choroba będzie się pogłębiać co spowoduje coraz gorsze parametry nasienia? ile przypuszczalnie możemy mieć czasu?
Pozdrawiam
Ekspert Bociana
Witam!
Odpowiadam po kolei:
1. Mogą.
2. Będzie.
3. Nikt tego nie wie. Problem uszczegóławia wynik biopsji jąder.
Pozdrawiam
JK Wolski"
No cóż kolejne "dobre" wieści, ciekawe czy jutro dr Bergier potwierdzi ta opinie? jeśli nie to komu mam wierzyć? I co dalej robić?
Czuje się cholernie sama, tak sama jak jeszcze nigdy nie byłam. Nie potrafie sama podjąć decyzji, umawiać sie do kliniki in vitro? mrozic nasienie meza? zapomniec o dziecku? adpocja? jak dalej ma wygladac nasze wspolne zycie?
Jestem w kropce.
Pragne NASZEGO dziecka jak niczego na świecie, ale widze, że coraz czesciej sama uciekam w jakąs inna rzeczywistosc, zeby nie myslec ale do czego mnie to zaprowadzi?
Czy chociaz raz w zyciu ktos moglby podjac decyzje za mnie????
Nie mogłam się zebrać żeby tu znowu napisać, w ogóle nie mogę się zebrać do niczego związanego ze staraniami, badaniami, myslec nad tym wszystkim. Nie chce mi się wchodzić na ovu, pisać, analizować. Mam lekki dół psychiczny to pewnie dlatego nabieram jakiegoś wstrętu..
Wczoraj mieliśmy kolejną wizytę męża u androloga - z wynikami z USG.
Wizyta wyglądała mniej więcej tak:
Pan Doktor zmartwił tymi mikrozwapieniami, powiedział, że są to dosyć rzadkie przypadki i że ich przyczyna nie jest do końca znana,że mogło to być od urazu lub np od stanu zapalnego i że mogą one być przyczyną tych słabych wyników nasienia. Istnieje też takie przekonanie że w tych zwapnieniach może byc rak, ale to bardzo bardzo zadkie przypadki i jezeli markery nowotworowe będą ok to nie tzeba się tym martwić i robić biopsji tylko raz na rok na dwa kontrolowac (jeden marker jest ok)
Potem powiedział, że konieczne jest powtórzenie seminogramu, ponieważ znał przypadki że miedzy jednym a drugim badaniem różnica plemników była o 50 milionów! i że z tym drugim wynikiem bedziemy decydować co dalej, wspominał tez cos o jakis tabletkach które mogly brac na poprawę przez 3-4 miesiace. Ogólnie powiedział, że in vitro bedzie bardzo duzym obciazeniem dla mnie że to ostateczność i że jeśli ten drugi wynik byłby chociaz troche lepszy ok 4-5 milionów to zeby sprobować najpierw inseminacje i że musze byc cierpliwa, że wie, że celem nadrzednym jest to, żebym była w ciązy ale on tez musi zadbac o zdrowie meza i fizyczne i psychiczne, zeby wiedzial ze jest normalnym pelnowartosciowym czlowiekem. Ogólnie chyba wyczuł jakies moje napięcie i totalne zrezygnowanie meża ktory nie odezwal sie ani słowem...
Troche tak jakby mnie pocieszył i dał malutką nadzieje odnosnie tego drugiego wyniku, ale nie chce sie nakrecac..
Drugim torem moja tesciowa zalatwiła mezowi wizyte na NFZ u jakiegos urologa - ponoc bardzo dobrego (znajomy jakiegos tam lekarza) zeby zdobyc druga opinie. Sama nie wiem po co boje sie ze nam bardziej w glowie namiesza tylko ale maz mamusi nie odmowi tylko mnie sie zali - wizyta jutro.
Oczywiscie maz pyta czy pojadę z nim, a ja tak sie zaczelam zastanawiac czy on chociaz raz zwolnil sie/ wzial urlop zeby isc ze mna do gina? NIE wiecznie jezdzilam tam sama i obgryzalam paznokcie w poczekalni ehh
I tak jest ze wszystkim, że nic nie docenia. Ostatnio dziwił się ze jeden znajomy wyremontował całą górę na pikuś (chociaz chce budowac dom) i potem wprowadzila sie do niego narzeczona.. a ja mówie, że ona taka jest ze nie zamieszka w byle jakich warunkach zeby odkladac na dom tylko już chciała miec teraz na cacy - nie wszystkie są takie jak ja ze wprowadzą się do domu do generalnego remontu, który sie ciagle i remontuje i jednoczesnie mieszka. Troche sie zamknął wtedy.
Ogólnie mąż ma teraz etap użalania się nad sobą, nad tymi wynikami, nie chce mu sie chodzić do pracy, zrobic zakupów, ugotować obiadu, przelecieć żony. Mysli, że jest nieudacznikiem i tyle i że już nic nie musi. A ja naprawdę chciałabym go wspierać i udaje twardą - akcja - reakcja. Trzeba działać a nie płakać, ale.. no własnie, ale kurcze gdzie te czasy gdy to kobieta była słaba a mężczyzna twardy, i po prostu o nią dbał i obejmował silnym ramieniem a ona czuła się bezpieczna? dawno się tak nie czułam - nie w jego ramionach.
Nie wiem co mam z nim już robić, sama mam powoli dość. A najgorsze ze w takich zwyklych zyciowych sprawach gdzie trzeba podjac decyzje co na obiad albo czy porobimy cos fajnego on wzrusza ramionami, zero zainteresowania niczym nawet to, że rzeczy z kosza sie juz wysypuja go nie rusza.
Gdzieś kiedyś przeczytałam, że w facecie meskie jest to, kiedy w łóżku traktuje Cie w cudzysłowiu "jak szmate" a w normalnym zyciu jak ksiezniczke, walczy o nią, opiekuje się nią, broni przed tym czego sie boi i otwiera głupie drzwi w aucie.
Mam takiego kolegę, który tak skacze koło mnie i wybiega zeby mi drzwi od auta otworzyć a ja mu ciągle mówie, żeby przestał bo się przyzwyczaje - a w domu tego nie mam, a on nie moze zrozumieć jak "mając taką perełkę tak się o nią nie dba" Więc przy takich tekstach dostaje tylko rozszczepienia mózgu i myśle co ja mam robic???
Ze spraw poza staraniowych - przez ostatnie dwa tygodnie przytyłam 2,5 kg brzuch mam - 4 miesiac conajmniej, kupilam sobie ostatnio sukienke biala w czarne pasy mega obcisla i gdyby nie ten brzuch... Od kad zaczelam starania pelna para olalam fitnes, basen, wszystko! nie myle w ogole o sobie.. powiedzialam koniec z tym. Dzis wzielam Tekile i zamiast isc na spacer - pobiegłysmy wrocilam po pol godzinie z zadyszka i kolka, Teska tez padła, ale chyba jej sie podobało kondycja na razie licha ale moze cos sie z tym zrobi, potem planuje jeszcze zrobic brzuszki, mam nadzieje, że wytrwam w tym postanowieniu. A od wrzesnia jak otworza basen kryty w szkole - obowiazkowo raz w tygodniu!
9 dpo
Dawno mnie nie było, ale nie potrafilam siąść i co kolwiek tu napisac, probowałam olać sytuacje - a zagladajac do pamietnika ciągle sobie o niej przypominałam.
O sytuacji beznadziejnej.
O tym, że czuje się pusta w środku, nie wypełniona ani emocjami, ani dzieckiem na które czekam..
O tym, że w najbliższym czasie go mieć nie będę a może i w ogole?
W skrócie - wizyta u urologa beznadzieja, wiem wiecej niz on, zasugerowal leczenie hormonami ktore moj ma w normie. Strata czasu dobrze, że chociaz nie pieniedzy.
Zrobiliśmy powtórkę badań nasienia - kolejna beznadzieja teraz juz <1 mln a leukocyty skoczyły z 1,2 na 3,8 do tego komorki okragle mocno poza norma. Reszta wyników nie została zrobiona ze względu na niskie parametry..Mąż oczywiscie- optymista myslal ze za drugim razem nagle wyjdzie mu 100 mln.. wiec musialam znowu znosić jego humorki, po czym stwierdzil, ze nie wie jak on to wytrzyma te wszystkie badania itd. Wkurzylam sie, bo w lipcu moj gin zapisał mu biseptol, który brał 10 dni a potem mnie dziewczyny tu uswiadomily, ze on pogarsza jeszcze nasienie, androlog nie zlecil posiewu bo 1,2 a norma 1 to jeszcze ok a teraz prosze.. wiec teraz na wlasna reke robimy posiew i dopiero do niego pojdziemy bo on mysli ze jeleni znalazl i na kazdej wizycie bedzie zlecac jedno badanie i tak kasowac po 150 zł za kazdym razem a my tam bedziemy jezdzic jak na sraczke bo za duzo mamy czasu i pieniedzy Teraz trzeba skupic sie na wyleczeniu tej infekcji, reszcie badan moich i jego a potem moze jakies podejscia do in vitro.. insemka juz wiem ze odpada i tez sie nie dam nabrac ze z tym wynikiem da sie zrobic. Nawet nie wiem czy in vitro sie da..
Wiem, tylko, że nie wyobrazam sobie zycia bez dziecka. I tak jak dziś kiedy mi hormony wariują, mam mega PMS i płacze co chwile o głupoty wiem, że pragnę go bardziej niż kiedy kolwiek. Znowu przyjdzie @ z nią ból i zawsze jakies rozczarowanie - tym razem, że cudów nie ma, przynajmniej nie dla mnie.. nie w tym zyciu i nie na tym swiecie.
8dc
Dzień dobry mam na imie Matylda, mam 28 lat i chcę powiedzieć, że się poddaje.
Pierwszy raz od prawie dwóch lat starań, właśnie dziś poczułam, że ja naprawdę moge nigdy nie miec tego dziecka. Nigdy.
Chce mi się tylko wyć.
Musze odpoczac od zycia, od siebie,od meza, od lekarzy, zostac sama, zeby po dzisiejszej wizycie w klinice pozbierac sie do kupy bo jestem emocjonalnie rozpierdzielona. Nie potrafię NIC wiecej udzwignac.
Moze za jakis czas bede umiala znowu udawac jak to mi sie super zyje, chociaz w srodku placze i krzycze codziennie. W tym momencie nawet tego nie potrafie. Kończe się całą sobą.
I moge przezyc kazde rozczarowanie w zyciu, ale jesli na starosc nie bede mogla wyciagnac zdjecia mojego dziecka z portwela i powiedziec innym, ze wszystko mi sie spiepszylo, ale tak jedna rzecz mi wyszla, to juz w tym momencie nie mam po co zyc.
Ide wyć dalej.
Może kiedys tu wroce i cos jeszcze napisze, a moze nigdy.
Od poprzedniego wpisu - milion mysli - tak to wygladalo w mojej glowie. Nie wiedzialam co robic, do kogo pojsc po porade... szukalam kliniki, lekarza zeby jak najszybciej umowic sie na wizyte, potem in vitro dzialac dzialac dzialac, w miedzy czasie wyplakac sie w rekaw mojego gina.
Ale minely tygodnie a ja tak naprawde nie zrobilam nic. Stanełam w miejscu bo wiedzialam, że nie dam rady tego wszystkiego udzwignac i ogarnac.. nie mam na to poprostu siły. Dałam sobie, mojemu umyslowi odpoczac...
A dziś kiedy udało mi się na to wszystko spojrzec trzezwym okiem...
Nie mamy w tym momencie kasy na komercyjne in vitro, ja nie mam stabilnej pracy, tak naprawde dopiero zaczynam ,zdobywam kontakty, ostatnimi czasy zlapalam bardziej wiatr w zagle ale wiem ze ciaza to przerwie. Mój maz tez nie zarabia kokosow i mysli nad zmiana pracy.
A do tego czeka nas remont w domu dosc powazny i konieczny przed urodzeniem się ewentualnego dziecka.
Patrzac racjonalnie powinnam dac temu czas- zajac sie praca na 100%, wyremontowac to co trzeba i dopiero myslec o in vitro.
Po cichu, naprawde po cichutko podjelam dzis w sobie taka decyzje..
Serce mnie boli ale wiem, ze nawet jak teraz sie uda i przetrwam to (cholernie boje sie in vitro) bede cala w nerwach ze tyle rzeczy do zrobienia.
Jedyne co to, nie wiem co z plemniczkami mojego moze trzeba je zamrozic?
Czy moja endometrioza jeszcze tyle wytrzyma?
I czy mój organizm który co miesiac błaga o zaplodnienie jeszcze zniesie tyle?
I czy dam rade powstrzymac łzy na kazda informacje o czyjejs ciazy lub poprostu na widok dziecka?
Nie wiem.
24 dc
Minał miesiąc od mojego poprzedniego wpisu, minął miesiąc sama nie wiem kiedy. Czy coś sie w moim zyciu zmieniło? nie, a czy w mojej głowie? tak
Miesiąc był bardzo pracowity, co mnie bardzo cieszy bo udalo sie zarobic na wspominany remont, ktory zaczyna sie wlasnie dzis. Pomaga nam moj tata, widze ze tez mu zalezy i widze ze mam w kolo ludzi ktorzy mnie kochaja.
Poza tym jakis czas temu rozmawialam z moim mezem, że moze trzeba rzeczywiscie trzeba odłożyc te starania dopoki finansowo i remontowo nie wyjdziemy na prosta tak zeby nie wyszlo ze zajde, zapozyczymy sie a wszystko w kolo bedzie lezec i wtedy powiedzial mi cos co przekonało mnie ze nie warto czekac, ze jesli zajde to pieniadze nie beda problemem, ze nawet spod ziemi je wyciagnie, ze chodzby mial po nocach wszystko robic sam to, to zrobi- zeby tylko bylo na czas i tak jak trzeba kiedy dziecko sie pojawi.
Rozczulil mnie tym na maxa.
Mój proces zbierania sie w sobie moze jeszcze trwa, ale prawda jest taka, ze chcialabym do konca roku zalatwic wszystko kwalifikacje tez, mam nadzieje ze kasa sie jeszcze znajdzie, jesli nie to wezmiemy na poczatku roku kredyt. I in vitro.
Boje sie strasznie, ale skoro to jedyna droga to nia pojde, musze tylko jeszcze nastawic sie na to ze nie od razu moze sie udac i zeby sie tym nie zalamywac.
Bedziemy rodzicami - to wiem napewno.
A wiec jeszcze jakis czas temu wybralam gamete w łodzi jako klinike w ktorej chce miec in vitro. Troche z polecenia przez jedna pare. Potem zaczelam troche czytac grzebac i tak sama do konca nie bylam przekonana. Poza tym z Krk do łodzi... jest kawałek i czy te wyprawy mnie nie dobija. Potem pomyslalam o Gymcentrum w Katowicach, mam duzo blizej a tez ze slyszenia bylo wszystko ok. mialam tam upatrzonego jednego gina (tak bardziej z ryja) do ktorego sie umowie na wizyte i zobaczymy. Ale potem znowu zaczelam czytac i weszyc na forach glownie na bocianie i niestety klinika nie ma pozytywnych opinii, wiecej jest tych negatywnych. Do tego pisza ze mimo ze ma sie komplet badan (tak jak ja np meza) i to aktualnych wszystko kaza powtarzac u siebie, ze jest tasmowka, lekarze mowia pol slowkami, ze wizyty sa krotkie i jak sam nie dopytasz to nie wiesz nic.
Wiec tez zrezygnowalam.
I tak mi dzis zaswitalo. To Macierzynstwo w Krk do którego jezdzilam z mezem, mamy wszystkie badania z tamtad (Te jego) androlog tez w sumie odeslal mnie do jednego gina tam (krzysztof Mirocki) zeby mogli cos ustalic, ja wtedy mialam z tylu glowy jednak ze nie chce Krk... ale poczytalam o klinice o tym Mirockim i brzmi to naprawde dobrze...
No i mam nam miejscu. Jak mi sie nie spodoba to przeciez nie musze tam zostac...
umowilam sie na 4.12 taki maly prezent na mikolaja.
Wybor lekarza to dla mnie ciezka rzecz bo moj gin to jedyny lekarz do ktorego chodze z wlasnej woli i ktoremu ufam.A teraz musze zaufac kolejnemu. Nie wiem czy dobrze wybralam. Mam nadzieje ze tak. Ze rozpisze mi jakie badania i gdzie mam zrobic zeby przystapic do kwalifikacji.
Dzień po wizycie w klinice Macierzyństwo W Krakowie.
Nie wiem od czego mam zacząć- chciałam od początku, kiedy szłam tam z nadzieją na naszą nową szanse na dziecko, ale jednak na pierwszy plan wchodzi odczucie, że mój koszmar wrócił.
Lekarz bardzo sympatyczny, nie mam mu nic do zarzucenia, tlumaczyl mi cierpliwie, chociaz ja sama bylam w takim stresie, ze zapomnialam jezyka w gebie i o polowe spraw ktore chcialam to nie spytalam. Patrząc na wyniki meża- tylko in vitro. Powiedział, że z moja endometriozą kwalifikujemy sie od razu i można sie zapisać na liste oczekujących- w tym momencie terminy są na kwiecień. Zalecił też zrobienie genetyki, ze względu na parametry męza (jestem umowiona do Łodzi na 8go stycznia - czeka sie ok 6-8 tygodni) Myśle ok, zapisujemy sie, robimy kariotypy będą ok w kwietniu in vitro. Ale nie nie, badanie USG a tam co? torbiel endometrialna 4 cm na prawym jajniku, więc mam nawrót choroby (pół roku temu na podglądaniu jeszcze jej nie było) na lewym torbiel 0,5 cm. Powiedział, że do 5 cm można jeszcze to przyjac powyzej 5 cm trzeba wycinać - czyli kolejna laparoskopia i pol roku leczenia... Przy okazji pobrał mi cytologie, wszystkie wymazy na bakterie, potem z krwi rezerwa jajnikowa, tarczyca, prg. Ale... czy do kwietnia ta torbiel nie bedzie wieksza? pewnie tak, przy mojej ostatniej laparo miala 8 cm. Zaproponował, żeby np w styczniu podejsc komercyjnie i miec refundowane leki koszt ok 3 tysiecy, potem mozna luty- marzec jeszcze raz komercyjnie plus kolejna refundacja leków i w kwietniu już rządowe, - ktorego powiedział, ze tez nie gwarantuje bo ponoć rząd chce zakazać wciągania w program nowych par.. Rozmawiajac z mezem w sumie sie zdecydowalismy ze tak zrobimy ALE przeciez nie bedziemy miec jeszcze kariotypów. Nie wiem co mam robic refundacja leków też jest do końca czerwca. Czekając do kwietnia załapie sie na jedno podejscie, a potem juz pewnie zaplace i za in vitro i za leki.. no i ta torbiel masakra...
jestem w dupie.. Nie wiem, szukac gdzies indziej? Ginowi rozpłakalam sie przy biurku bo juz takiej guli dostalam, a jak wyszlam to godzine siedzialam w aucie i sie nie moglam uspokoic. Juz wszystko we mnie peklo...
Przy okazji dowiedzialam sie jeszcze ze mam macice tyłozgiętą.
Dziś się zostaliśmy zapisani na listę oczekujących na rządowe in vitro w Macierzyństwie. Kolejka zajęta na początek kwietnia.
Plan jest taki:
Robimy kariotypy na NFZ 8go stycznia, czekamy na odbior (6-8 tygodni) jak wyniki będą ok i moja torbiel też podchodzimy od razu komercyjnie(okolice marca). Potem drugi raz rządowo (okolice kwietnia)
I mam nadzieje ze ten plan wyjdzie! i w miedzy czasie nie przyjdzie mi te torbieli jeszcze wycinac.
I dzięki dziewczyny za dobre slowa Oczywiscie diete stosuje już od dawna
Ten wczorajszy jakby ciemniejszy :)
Ja tez uwazam tak jak Maua. Ze ten jasniejszy jest.
jutro zrobie jeszcze jeden i szczele focie trzem :)