Tak się zaczęło, mama miała wielki wpływ na moje marzenia, czasem mam wrażenie że jej marzenie przeszło na mnie ze zdwojoną siłą ale ja się nie poddam
Wiadomość wyedytowana przez autora 4 czerwca 2014, 01:33
Mąż poszedł i pierwszy cios - mała liczba plemników, poniżej normy, myślałam że zapłaczę się na śmierć
Nie pamiętam co się stało że nie postanowiliśmy poszukać powodów niskiej ilości ale po pewnym czasie po prostu jakbyśmy o tym zapomnieli...
Nadal chodziłam po różnych ginekologach sprawdzając czy u mnie wszystko jest ok i cały czas słyszałam tylko 2 odpowiedzi: "trzeba schudnąć" i "spokojnie proszę czekać, potrzeba czasu", tylko że ja już nie chciałam czekać. Kolejne miesiące i miesiączki powodowały coraz więcej łez i sprzeczek między nami ale nigdy nie pomyśleliśmy o rozstaniu.
Kolejne lata i cały czas te same odpowiedzi "proszę spokojnie czekać" ale jak mam czekać jak to już nie jest rok starań tylko 3 lata?!
Skoro lekarze nie widzą problemu to sama się zdiagnozowałam i poszłam do lekarza po potwierdzenie wyroku jaki sama sobie wydałam - PCO, wiedziałam że będzie bardzo ciężko ale liczyłam na lekarzy na to że lekami da się pobudzić moje jajniki, mój organizm do poprawnego funkcjonowania i zajdę w ciążę. Myliłam się, nikt nie chciał mi pomóc - nie chciał bo wystarczyło chcieć a mnie zbywano
Wiadomość wyedytowana przez autora 28 grudnia 2014, 19:02
Od października 2013 miałam zacząć walkę i rzeczywiście zaczęłam ale z mężem bo leki, które dostałam doprowadziły mnie do fatalnego stanu psychicznego.
W lutym 2014 przestałam brać te tabletki i w krótkim czasie poczułam się lepiej na początku marca postanowiliśmy zadziałać i wykonać telefon do kliniki leczenia niepłodności z myślą o inseminacji.
Wiedziałam, że łatwo nie będzie, że trochę to potrwa, że pieniądze popłyną daleko od naszego konta ale dziecko, moje dziecko jest tego warte
16 kwietnia 2014 nadal brak miesiączki ostatnia 24 luty. Takie opóźnienia się nie zdarzały. Jaka pierwsza myśl? Ciąża? wydawało się to takie nie możliwe i możliwe jednocześnie wolałam jednak nie czekać na nie wiadomo co i od razu dzwoniłam do kliniki aby umówić się na wizytę.
17 kwietnia - wizyta - torbiel 3,5cm myślałam że się rozpłaczę jeszcze na fotelu ;(
Tabletki na wchłonięcie torbieli i wywołanie miesiączki...
5 maja - nadal brak miesiączki a w mojej głowie tylko czarne myśli.
6 maja - kolejna wizyta - torbieli nie ma więc kolejne tabletki i wywołujemy okres.
7 dni tabletek i w ciągu 3 dni powinna być miesiączka - nie było
Po dwóch dniach w pracy koleżanka powiedziała że jest w ciąży zapytałam czy mogę pomacać i się zarazić - "jasne" - następnego dnia dostałam okres zapewne to nie zasługa wczesnej ciąży koleżanki tylko tabletek ale szkoda że nikt nie zrobił mi zdjęcia kiedy rano zobaczyłam że dostałam okres
szybko umówiłam się na HSG i HSC - w końcu
Dlaczego mi się jeszcze nie udało? dlaczego nie ja? co ja takiego w życiu złego zrobiłam, że nadal nie mogę cieszyć się macierzyństwem? czy ja w ogóle kiedykolwiek usłyszę "mama" skierowane do mnie?
Już od długiego czasu czuję że jestem z tym sama, mam wrażenie że nikt nie rozumie tego jak mi cholernie ciężko, jak bardzo źle mi z tym że wszystkie koleżanki/znajome dookoła albo rodzą albo zachodzą w ciąże. Gratuluję zazwyczaj ale przez łzy.
A kiedy słyszę o kolejnym zamordowanym dziecku, o porzuconym na śmietniku czy pobitym to pojawia się pytanie gdzie jest sprawiedliwość? dlaczego tu gdzie dziecko dostało by mnóstwo miłości nie ma go a tam gdzie jest niechciane pojawia się i musi cierpieć?
Tyle myśli krąży mi po głowie, tyle pytań bez odpowiedzi... Wszystko krąży wokół jednego - ciąża i dziecko.
Im dalej jesteśmy na tej drodze tym więcej mam żalu, że nie zaczęliśmy wcześniej, że dałam się oszukiwać lekarzom; mam żal sama do siebie, że nie tupnęłam nogą i nie powiedziałam "dłużej czekać nie będę".
Moja kolej - emocje opadły - rozbieram się od pasa w dół, wkładam ochronne szpitalne buciki zawiązuje w pasie coś co dostałam od pielęgniarki żeby pupy później nie było widać wchodzę na salę i z dziwnym spokojem zwyczajnie kładę się na łóżko; pani anestezjolog podaje narkozę i po kilku sekundach zasypiam.
Godzina później - budzę się na szpitalnym łóżku w tej samej sali gdzie czekałam na badanie. nic mnie nie boli, nie mdli mnie, mój wzrok - kurde zdecydowanie lepiej widzę..., nie jestem już śpiąca... czy wykonali mi to badanie? a może źle reagowałam na narkozę i nic nie zrobili?
Podchodzi przemiła pielęgniarka
- "dobrze się pani czuje? wszystko w porządku?"
- "tak ale pić mi się chce"
- "jak tylko się pani dobrze wybudzi"
więc ja chce wstać, ja już przecież nie śpię
Dalej już było nudno
Najważniejsze że opis/ wynik badania poprawił mu humor zmian nie wykryto, brak przeszkód do inseminacji/ivf
Teraz można zaczynać walkę pełną parą o nasze wymarzone szczęście, o naszego Sebastianka/Wiktorię i nie obrazimy się jak dostaniemy podwójny prezent
Przeczytał wyniki, zbadał (standardowo jeden jajniczek chowa się bezczelnie) i wypisał receptę na Clostilbegyt
Jedno co mnie dziś zasmuciło to słowa lekarza, który powiedział, że w tym miesiącu była owulacja tyle lat bez owulacji tyle czekania a tu akurat w miesiącu kiedy przechodziłam 2 badania przy których nie mogliśmy działać była owulacja no nic tylko się popłakać ;(
Póki co pozostaje czekać na @ i od 3dc zaczynam najważniejszą podróż chciałabym wierzyć, że jestem już blisko ale po tych 5 latach coraz trudniej ale będę walczyć o nasze maleństwo
JESZCZE PROMYCZKA NIE MA A JUŻ GO KOCHAM NAJMOCNIEJ NA ŚWIECIE :*
Oglądaliśmy dziś jeden odcinek z mężem mało ważne o czym.
Kilku letni chłopczyk pyta tatę skąd się biorą dzieci, odpowiedź wywołała u mnie łezkę i pytanie "właśnie, dlaczego to nie jest właśnie tak?" Oczywiście wiem dlaczego i nawet podoba mi się droga poczęcia ale kiedy co miesiąc witam się z kolejną @ powraca smutek i chęć "łatwiejszego załatwienia sprawy"
jeśli to czytasz pewnie zadajesz sobie pytanie "co to za odpowiedź padła"
ODPOWIEDŹ OJCA "Kiedy tatuś i mamusia bardzo się kochają zamykają oczy i razem wypowiadają życzenie"
Ja po ponad 5 latach chciałabym aby to było takie proste...
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 czerwca 2014, 12:48
Ale w tym miesiącu cieszę się nadchodzącym okresem bo przecież od tego zależy wszystko na czym mi najbardziej zależy - dziecko.
Naprawdę zaczynam wierzyć że w końcu się uda
W sobotę moja chrzestna organizowała swoją 50tkę, taka mała impreza rodzinna w końcu miałam komu się wygadać i trochę wyżalić.
Teraz wiem jak ważny jest dobry wybór chrzestnych, dopiero teraz rozumiem tytuł "rodzice chrzestni" niby to ciocia ale jednak psychicznie bliższa, szczególnie od śmierci mamy[*]
Jutro zaczynam Clostilbegyt 2 lipca wizyta i szykowanie do inseminacji coraz bardziej wierze w to, że się uda
Wiadomość wyedytowana przez autora 1 lipca 2014, 14:55
Próbowałam wczoraj się pomodlić o ile można to tak nazwać kościół przestał dla mnie istnieć od śmierci mamy kiedy przed mszą pogrzebową podczas spowiedzi usłyszałam od księdza że "przesadzasz, nie jesteś już małą dziewczynką" może i trafiłam na **** ale wtedy potrzebowałam wsparcia a nie opierdzielania mnie... później kiedy dowiedzieliśmy się o kiepskich wynikach męża poszłam już do innej parafii z nadzieją "tutaj ktoś mnie zrozumie i wesprze" jednak było podobnie "zaufaj Bogu i nie eksperymentuj z medycyną"... kurcze czy naprawdę tak jest wszędzie?
Od tamtej pory wizyty w kościele ograniczałam do minimum - ślub, chrzciny, pogrzeby. Jestem wierząca i kiedyś nie było niedzieli bez mszy, triduum obowiązkowe i święta nie istniały bez pasterki czy rezurekcji a teraz? Teraz wierzę, że Bóg istnieje tylko świat wymknął się spod kontroli
"Jak trwoga to do Boga"
przez ostatnie prawie 6 lat "obraziłam się" na Boga ale wczoraj coś pękło. Jesteśmy już na końcówce naszej drogi do szczęścia i potrzeba nam tego małego "pstryczka". Nie wiem czy potrzeba nam kciuków i ciepłych słów od rodziny oraz znajomych czy cudu od Boga ale wolałam pogadać z Tym tam na górze może akurat miał chwilę wolną i chociaż z nudów posłuchał może akurat się zlituje i pomoże
Śniło mi się, że miałam robione jakieś badania i wynikło z nich że dzieci nigdy i w żaden sposób mieć nie będę czułam jak płaczę przez sen obudziłam się w potwornym lękiem i mnóstwem przerażających myśli ;( a co jeśli naprawdę moje jajniki nie chcą współpracować albo jajeczka są jakieś pancerne?
Ale z drugiej strony jest we mnie jakiś dziwny spokój bo skoro tyle czasu się nie udawało to teraz tak po prostu za pierwszym razem zapewne się nie uda... im więcej o tym myślę tym więcej "dwóch stron" się pojawia
Niby po HSC i HSG powinnam być spokojniejsza a jednak jest inaczej
Jutro wizyta i mam nadzieję, że lekarz mnie uspokoi bo zwariuję...
Wiadomość wyedytowana przez autora 30 czerwca 2014, 13:56
Dostałam jeszcze Fostimon i zobaczymy co się będzie działo, martwię się tylko bo mam zastrzyk zrobić dziś (już zrobiony), w czwartek i w sobotę a dopiero w poniedziałek wizyta i zobaczymy co się dzieje a to już będzie 16dc... czy to aby nie za późno? moje ostatnie cykle to od stycznia 37 dni ale bez stymulacji.
Na wszelki wypadek podziałamy w sypialni
Musi się udać! Najlepiej w lipcu to w kwietniu będziemy świętować podwójne urodziny - moje i bąbelka
a na poprawę nastroju gofry
Dlaczego tak trudno jest spełnić marzenie, marzenie które dla innych jest czym normalnym a dla niektórych nawet przekleństwem
Jak to jest, że my wszystkie tutaj tak strasznie chcemy, staramy się i zrobiłybyśmy wszystko dla macierzyństwa a inni tak bardzo tego nie chcą, tak bardzo, że "pozbywają się problemu" albo nie - nazwijmy to po imieniu -> ZABIJAJĄ. "wypadła mi z rąk", "zapomniałem zawieźć do przedszkola", "chcieliśmy dobrze" tyle wymówek a mi z każdą kolejną nóż w kieszeni się otwiera ;(
Coraz częściej utwierdzam się w tym iż nie którym za łatwo to poszło i albo nie potrafią docenić albo zwyczajnie to szczęście im przeszkadza.
tyle szczęścia że dziś mamy wizytę i okaże się co się tam dzieje, mam nadzieję że jeszcze w tym tyg doczekamy się inseminacji i pozytywnego zakończenie
Jejciu... Czytałam ten wpis i doszłam do wniosku... skąd ja to znam... Co prawda moja mama nigdy nie powiedziała mi, że jest chora... Powiedziała to mojemu mężowi podczas naszego ostatniego spotkania 4 miesiące po naszym ślubie i powiedziała, że ma nadzieję, że doczeka wnuka... Ale też niedoczekała... Niecałe pół roku po ślubie zmarła...
Jejciu... Czytałam ten wpis i doszłam do wniosku... skąd ja to znam... Co prawda moja mama nigdy nie powiedziała mi, że jest chora... Powiedziała to mojemu mężowi podczas naszego ostatniego spotkania 4 miesiące po naszym ślubie i powiedziała, że ma nadzieję, że doczeka wnuka... Ale też niedoczekała... Niecałe pół roku po naszym ślubie zmarła...