X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Tak bardzo bym chciała....
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4 5

12 czerwca 2015, 07:13

Tak na szybko moje przemyślenia z rana. Obudziłam się wcześniej niż zwykle, mierzę temperaturę i co widzę 36,77 i sobie myślę co jest do cholery, takich wysokich temperatur to ja nie miewam. Po czym myśl, że może w pokoju jest wyższa temperatura niż ostatnio i dlatego i u mnie wyższa temperatura, no ale tego na 100% nie wiem. A potem przerażenie a co jeśli zaszłam w ciążę?, jak tu w środę wyjazd na wakacje. Miał to być odpuszczony cykl - nie do końca nam to wyszło, mieliśmy dłuższą przerwę w seksie, a ja przez kilka dni miałam niesamowitą ochotę na seks, no i któregoś pięknego dnia nie wytrzymałam i prawie rzuciłam się na M., zresztą myślałam, że jestem już po owulacji, a potem okazało się, że owulacja była dzień później haha. Jakbym zaszła teraz w ciążę to można by rzec, że to jakiś absurd :P, mieliśmy przerwę ze dwa tygodnie, a przed owulacją kochaliśmy się tylko raz - no nie byłby to absurd?? :P. To było by chyba tyle z porannych przemyśleń - po przeczytaniu tego co napisałam stwierdzam, że są one głupie i śmieszne :P. Nie dajmy się zwariować :P. Czekam na @, który powinien przyjść w poniedziałek :P.

14 czerwca 2015, 07:47

Absurdu nie będzie, temperatura spadła z hukiem, więc pewnie jeszcze dziś albo jutro zawita @. Jakie są moje uczucia - mieszane. Z jednej strony fajnie, pojedziemy na wakacje na luzie, nie myśląc o tym, że powinnam na siebie uważać, że tego mi nie wolno, tamtego mi nie wolno. Będzie zwiedzanie, plażing i alkoholing :P. Z drugiej strony, jednak rozczarowanie. Było pięć pęcherzyków i co i nic. Jak w takiej sytuacji nam się nie udało, to może nigdy nam się nie udać. Wiem, że być może wpływ na to miała dłuższa przerwa w seksiku i maluszki może nie były za bardzo ruchliwe, ale nadzieja, że tym razem się uda cały czas gdzieś tam była. Nie udało się trudno, może za miesiąc. Czas skupić się na wyjeździe i nie zamartwiać się, bo z zamartwiania i tak nic dobrego nie wyniknie.

16 czerwca 2015, 21:47

Drugi dzień z rzędu prześladuje mnie myślę, że nigdy nam się nie uda. Wiem, że to głupie, ale nie mogę wypędzić tej myśli z głowy, wczoraj wieczorem nie wytrzymałam i się poryczałam. Może to dlatego, że jestem już na urlopie, siedzę w domu i nie mam za dużo do roboty, zresztą nie za bardzo chce mi się cokolwiek robić bo brzuch mnie boli. A może to przez to, że mam okres, który zresztą jest jakiś dziwny. Wczoraj do pewnego momentu równo się ze mnie lało, a dzisiaj niewiele, ciekawe co będzie jutro. Dobrze, że już jutro wyjazd i nie będzie czasu na takie durne myśli :), mam zamiar odpocząć, wyluzować się i nabrać sił na dalsze starania :).

17 czerwca 2015, 17:23

To będzie bardzo krótki wpis, no to lecimy na wakacje i wszystko byłoby super, gdyby nie bolał mnie lewy jajnik :(, ale co to tam, dam radę :)

24 czerwca 2015, 22:58

I wróciliśmy, wypoczęci, zrelaksowani, z nową energią do pracy. Tego właśnie potrzebowałam, oderwania się od rzeczywistości i przygnębiających myśli. Wyjazd jak najbardziej udany. Kreta to piękna wyspa, cudowne widoki, no po prostu raj, nie chciało się wracać do domu. Nie mam siły za dużo pisać, zresztą co tu pisać, było ekstra i tyle. Baterie naładowane. Teraz przede mną kilka intensywnych dni - jutro od rana pranie, później imieniny babci, w piątek rano fryzjer, później trza mamę wywieźć na działkę :P, w sobotę rano do pracy, potem do teściów, a wieczorem panieński koleżanki, a w niedzielę pewnie będę odpoczywać :P. I jeszcze w międzyczasie wypadałoby nadrobić Wasze pamiętniki, ale to chyba zacznę od jutra, bo dzisiaj padam już z nóg.

25 czerwca 2015, 23:05

Od czego by tu zacząć, może napiszę coś więcej o wyjeździe. Jak już pisałam wcześniej wyjazd bardzo udany, choć można powiedzieć, że zaczął się tak średnio. Lecieliśmy z Lublina o 20:50 trochę późno, ale dzięki temu odpadła nam droga do Warszawy. Już na lotnisku okazało się, że leci z nami sporo dzieci w różnym wieku niestety. Niestety, bo leciały z nami także dzieci poniżej roku, więc lot był męczący, bo ciągle któreś płakało. Pewnie część z Was się ze mną nie zgodzi, ale uważam, że takie małe dzieci nie powinny latać samolotami (no chyba, że w jakichś skrajnych sytuacjach). Nie dość, że jest to męczące dla pasażerów, to również dla tych dzieci. Całe szczęście lot trwał tylko 2,5 godziny i dało radę jakoś wytrzymać. Na Krecie wylądowaliśmy jakoś po północy ichniego czasu, po czym jechaliśmy autokarem jakieś 3 godziny. W hotelu byliśmy ok 4 rano, taka pora, że w sumie nie wiadomo co robić, czy iść spać czy nie. Położyliśmy się, ale ok 7 byliśmy już na nogach. Pokój generalnie był w porządku, poza prysznicem, który był chyba metr na metr i po wyjściu z niego cała łazienka była mokra, ale dało się to przeżyć :). Położenie hotelu po prostu bajka, jak jedliśmy posiłki mieliśmy widok na morze i góry, po prostu cudo :). Nie będę opisywać wycieczek na których byliśmy. Powiem tak Kreta to bardzo piękna wyspa, idealne miejsce, żeby odpocząć fizycznie i psychicznie, żeby się zrestartować i nie myśleć o problemach. Wyłączyłam się tam totalnie, ważne było tylko tu i teraz. Ważni byliśmy my i tylko my :). Potrzebowałam tego, chyba oboje tego potrzebowaliśmy. Choć jesteśmy niecałe dwa lata po ślubie na nowo odkrywaliśmy siebie, seks był boski :D, nie wymuszony, spontaniczny (termometr po długich przemyśleniach został w domu :P). W zasadzie wszystko był tak jak być powinno :).

A teraz trochę z innej beczki. Jak byliśmy na wyjeździe miałam dostęp do internetu, ale postanowiłam, że nie będę wchodzić na ovu. I to był bardzo dobry pomysł, bo dzięki temu udało mi się wyłączyć ciągłe myślenie o dziecku. I tak po powrocie stwierdziłam, że chyba muszę jeszcze bardziej przystopować z ovu, zaglądać tu rzadziej, dla własnego zdrowia psychicznego. Kibicuję Wam wszystkim i trzymam za Was kciuki, ale czasami jak czytam Wasze pamiętniki to sama zaczynam nakręcać siebie czarnymi myślami, a to nie jest dobre. Nie zrezygnuję z ovu, wykresu i Waszych pamiętników. Wykres będę prowadzić, bo dzięki temu wiem kiedy nadejdzie @, a najbliższych miesiącach będzie to dla mnie istotne, bo mamy dwa weselicha, zresztą już się przyzwyczaiłam do pomiaru temperatury :P. Wasze pamiętniki też będę czytać, bo jakby nie patrzeć, ale "zżyłam" się z Wami, w tych najtrudniejszych momentach byłyście ze mną i zawsze mogłam liczyć na wsparcie i dobre słowo z Waszej strony. Czytać będę, tylko rzadziej, wyjazd uświadomił mi, że mogę żyć bez wchodzenia na ovu po kilkanaście razy dziennie i czuję się wtedy zdecydowanie lepiej. Podsumowując nie rezygnuję, a będę rzadziej i cały czas będę Wam kibicować i trzymać za Was mocno kciuki.

Tak na koniec mojego wpisu kilka fotek z wyjazdu.

Taki widok mieliśmy z balkonu
f53e936094a0125dmed.jpg

Taki jak jedliśmy posiłki
05b9a625517c9c9bmed.jpg

Gdzieś na zachodzie Krety, nie pamiętam w chwili obecnej nazwy zatoki :P
72a6f85e1183ae38med.jpg

Płaskowyż Lashiti, czyli pola uprawne Kreteńczyków otoczone górami
0e16a0c90c72ed36med.jpg

Jezioro w miasteczku Agios Nikolaos
0c0dc4b3acfcc914med.jpg

Wiadomość wyedytowana przez autora 25 czerwca 2015, 23:22

30 czerwca 2015, 07:11

Rozwalił mnie wczoraj mój mąż. Przyszedł do łóżka z pół godziny później niż ja i zaczyna mnie miziać po plecach, se myślę cholera seksu mu się chce, a ja ani ochoty ani chęci, dodatkowo gardło mnie boli, latam sikać co pół godziny, więc nie reaguję. Po jakichś dwóch minutach przestaje, kładzie się na plecach i mówi do mnie tak: kochanie jak my stoimy z tymi dniami starań o dzidzię, bo mi się nie chce i nie mam ochoty, ale bym mógł. Po prostu szok, chyba coraz bardziej zaczyna mu zależeć, bo wcześniej jak nie miał ochoty i mu się nie chciało, to seksu nie było. Wczoraj też nie było, stwierdziłam, że jak nam obydwojgu się nie chce to po co. I tak w tym miesiącu jakoś wyjątkowo dużo razy się kochaliśmy :P. Poza tym wydaje mi się, że jestem już po owulacji, więc to i tak nic by nie zmieniło, a jak nie jestem po owulacji to trudno, choć nie będę ukrywać, że mam ogromne nadzieje co do tego cyklu, choć życie i tak pewnie spłata mi figla i za 13 dni przyjdzie @ i tyle będzie z moich nadziei. No nic trzeba lecieć do pracy, obym się szybko przyzwyczaiła po dwutygodniowej przerwie :).

3 lipca 2015, 07:39

Nie ma to jak wrócić z wakacji do domu i prawie od razu złapać przeziębienie. Zaczęło się od bólu gardła, a potem doszedł katar. Gardło już nie boli, a z katarem nadal walczę, oczywiście sposobami naturalnymi - miodem i cytryną, bo może się udało. Chociaż myślę, nie ja nie myślę ja to wiem, że się nie udało. Takie jakieś mam przeczucia ehhh.

7 lipca 2015, 18:42

Byłam dzisiaj u endokrynologa na kontroli, moje tsh jest idealne bo wynosi 1,14 :). Przynajmniej jeden powód do radości :P. Musiałam sobie wykupić receptę i tak przez całą drogę od lekarza do apteki zastanawiałam się czy kupić przy okazji test ciążowy. No i kupiłam i tak się teraz zastanawiam po co :P. Myślałam nad zrobieniem testu w sobotę bo idziemy na weselicho, ale prawdopodobnie byłoby jeszcze za wcześnie, bo to byłby 12 dpo czy jakoś tak, więc szkoda testu marnować :P. Moje przeczucia co do tego cyklu są nadal takie same - nie udało się i tyle. Ciążowo się nie czuję, objawów żadnych nie mam, chociaż cycki bolą mnie jakoś inaczej niż zwykle, ale to żaden objaw :P, temperatura też jakaś taka bez szaleństw, chociaż nie wiem czy przy tych panujących upałach to jest ona miarodajna.

9 lipca 2015, 06:59

Zaczyna dobijać mnie ten cykl, mógłby się już skończyć tak właściwie. Od wczoraj chodzę jakaś taka nie w humorze, wszystko mnie drażni, a M to najbardziej. Odpycham każdy jego dotyk i czułości, którymi chce mnie obdarzyć. Z jednej strony chciałabym aby ten cykl już się skończył, z drugiej boję się. Boję się kolejnego rozczarowania i bólu. Dlatego nie zrobię testu, bo @ boli mniej niż jedna gruba, samotna krecha na teście. To jest nasz 18 cykl starań (właśnie policzyłam) i jeśli nam się nie udało to pewnie zaboli bardziej niż te wcześniejsze cykle. Od 18 miesięcy to był pierwszy cykl tak na prawdę na luzie, gdzie seks był dla nas, a nie z myślą o ciąży, gdzie odpoczęliśmy i świetnie się bawiliśmy i jeśli nie pomogło to to ja już nie wiem. Po co mi te wszystkie leki i witaminy jak i tak nic z tego nie wychodzi?

9 lipca 2015, 22:05

Normalnie można powiedzieć, że przeszłam chrzest bojowy w zajmowaniu się dziećmi. Odkąd mój brat ma dzieci to zawsze w wakacje moja mama bierze ich na 3 tygodnie, bo przecież coś wakacje trzeba z dziećmi zrobić. W tym roku na dwa tygodnie miała pojechać z chłopakami nad jezioro, a tydzień mieli spędzić w domu. Z nad jeziora mieli wrócić w najbliższą niedzielę, a tu rano mama do mnie dzwoni, że ją rozłożyło (już od kilku dni źle się czuła, ale dzisiaj to już bardzo źle) i wracają dzisiaj. No i wrócili koło 19. Mama ledwo żywa, chyba nigdy jej nie widziałam w takim kiepskim stanie, od razu położyła się do łóżka, a chłopakami trzeba było się zająć. Jako, że to już po 19 było to trzeba było ich wykąpać i zrobić kolację, zawsze robiła to mama, ja to bardziej do zabawy z nimi. Ciotka stanęła na wysokości zadania - wykąpała, kolację zrobiła i o dziwo wszystko ładnie zjedli bez marudzenia, a teraz już chyba śpią :). Od razu humor lepszy :). Jedyny minus taki, że od kilku dni pobolewa mnie w okolicach łopatki, tak jakbym coś sobie naciągnęła i podczas kąpania chłopaków nadwyrężyłam sobie to jeszcze bardziej, a w sobotę wesele, oby mi chociaż trochę przeszło. Jutro ciąg dalszy zajmowania się chłopakami, wzięłam wolne w pracy, coby mama na spokojnie pojechała do lekarza. Ciekawe do której dadzą mi pospać hehe.

10 lipca 2015, 16:49

Ku..waaaa co jest?? 26 dzień cyklu a ja zaczęłam plamić, po prostu zajebiście. Pewnie jutro dostanę okresu, a jutro wesele. Jestem wściekła, chce mi się ryczeć, chce mi się krzyczeć, dobry humor prysł jak bańka mydlana. I jeszcze M w pracy nie wiadomo do której. Do dupy, to wszystko jest do dupy ;(.

11 lipca 2015, 07:08

Wiecie co, zrobiłam test, wklejam zdjęcia, chociaż są niewyraźne, bo robione na telefonie

395b8a8f53eb3643med.jpg

af85f6802386564bmed.jpg

Wiadomość wyedytowana przez autora 11 lipca 2015, 07:11

11 lipca 2015, 13:02

No i mam wynik, który wynosi 89,9 według norm laboratorium w którym robiłam jest to 1-2 tydzień ciąży, chyba nie wierzę w to co widzę, no i czemu brzuch mnie pobolewa jak na okres?

12 lipca 2015, 09:40

Dziękuję dziewczyny, ale z gratulacjami poczekajcie do jutra, będzie druga beta, będzie przyrost - będą gratulacje. Ja to jednak jestem głupia. Byliśmy wczoraj na weselu, ja oczywiście bez szaleństw, chyba moje pierwsze wesele bez alkoholu i z tańczeniem tylko wolnych kawałków :P. I co ja mądra zrobiłam zmierzyłam se temperaturę po przebudzeniu, czyli jakoś ok 8:40, wynosiła ona 36,54 - cholera jak na tą godzinę bardzo niska i od razu wiadomo w jakim kierunku podążają moje myśli. Tylko tak na prawdę jaka jest wiarygodność takiej temperatury, jak zasnęłam przed 5, przed 7 wstawałam do toalety, a przed 9 już znowu nie spałam? I oczywiście jestem ledwo żywa i prawie na oczy nie widzę.

13 lipca 2015, 14:14

Beta spadła do 73,7. Staram się nie denerwować i nie myśleć o tym za dużo. Jutro pójdę zrobić jeszcze raz, a w środę będę łapać moją panią doktor, bo jutro niestety nie mam jej na oddziale.

13 lipca 2015, 21:53

No i nie wytrzymałam, poryczałam się, czy mi pomogło? nie za bardzo. Mam dość, czy chociaż raz nie mogłoby być normalnie?

15 lipca 2015, 10:11

Wczorajsza beta trochę urosła, ale niewiele. Jestem po konsultacji z panią doktor. Od dzisiaj luteina 2 razy dziennie. Jutro beta i progesteron w innym laboratorium, w poniedziałek powtórka i zobaczymy co dalej. Na usg było ładne endometrium, bez cech złuszczania. Poza tym było widać ciałko żółte, czyli owulacja była. Przy tak małym stężeniu hcg nic więcej widać nie było. Dziękuję dziewczyny za Wasze wsparcie, kciuki i słowa pocieszenia :*. Wybaczcie, że nie odpisuję na Wasze komentarze i nie czytam pamiętników. Nie mam na razie do tego głowy, potrzebuję wyciszenia i ogarnięcia się. Już nawet miałam całkiem zrezygnować z ovu, ale jeszcze trochę z tym poczekam heh. Będę tu zaglądać, ale rzadziej. Trzymam za Was mocno kciuki dziewczyny i jeszcze raz bardzo dziękuję :).

17 lipca 2015, 14:37

To będzie krótki wpis, zresztą nie ma za dużo do pisania.
Wczorajsza beta 103 według normy 2-3 tydzień, nie porównuję bo robione w innym laboratorium.
Wczorajszy progesteron robiony też w innym laboratorium dużo niższy niż norma dla I trymestru.
W poniedziałek jeszcze raz zrobię te badania, a w środę pójdę do pani doktor i zobaczymy co dalej.
Uspokoiłam się, wyciszyłam, staram się nie myśleć. Co ma być to będzie, widocznie Bóg tak chciał. Jak nie uda się tym razem to uda się następnym...

18 lipca 2015, 11:01

To będzie wpis typu: czuję potrzebuję poużalania się nad sobą. M poszedł do pracy, a ja nie za bardzo wiem co ze sobą zrobić, zresztą nie za bardzo mam na cokolwiek ochotę. Myślałam, że może gdzieś dzisiaj pojedziemy, żeby się trochę oderwać od rzeczywistości, ale niestety u M w pracy czasami są takie momenty, że terminy ich gonią i muszą pracować w weekendy.
Przedstawię Wam w skrócie historię mojego trzydziestoletniego życia. W zasadzie do 15 roku życia nic szczególnego się nie działo. Żyliśmy przeciętnie, nigdy nam się nie przelewało, nie zawsze miałam to czego chciałam, ale byłam szczęśliwym dzieckiem i za nic nie zamieniłabym swojego dzieciństwa. A potem przyszedł rok 2000. W styczniu po kilku miesiącach walki moja siostra cioteczna zmarła na raka, była ode mnie tylko rok starsza. Był szok i niedowierzanie, ale trzeba było żyć dalej. Miesiące leciały, nadszedł lipiec, nagle i niespodziewanie okazuje się, że mój wujek - brat mojego taty, jest chory, po kilku dniach w szpitalu umiera. Pojawiają się myśli, że to jakiś koszmar, ale prawdziwy koszmar był dopiero przed nami. 6 października otrzymaliśmy wiadomość, że mój tata zginął w wypadku. Miałam wtedy 15 lat, od miesiąca byłam w nowej szkole. Łatwo nie było. Cała moja rodzina modliła się, żeby rok 2000 już się skończył i nic więcej się w nim nie wydarzyło. Liceum jakoś przeleciało, były wzloty i upadki, najgorzej z tamtego okresu pamiętam maturę. Nigdy nie byłam jakimś orłem, ale matura to była jakaś porażka, ledwo bo ledwo, ale zdałam i udało mi się dostać na studia. Przed samym rozpoczęciem studiów poznałam chłopaka i się zakochałam z wzajemnością :). Problemem było to, że Piotrek był ode mnie starszy o 7 lat. Przez rok ukrywałam ten związek przed mamą. Tak mniej więcej po roku mama się o nas dowiedziała, łatwo nie było, ale jakoś poszło i w końcu zaakceptowała nasz związek. Tą miłością cieszyłam się do stycznia 2008. W styczniu 2008 roku Piotrek wylądował w szpitalu, a po czterech dniach usłyszałam, że nie żyje. Nie za bardzo pamiętam tamten okres mojego życia. Mam pół roku wyjęte z życiorysu. Pół roku, gdy dzień w dzień płakałam. Pół roku myśli samobójczych, nie zrobiłam tego tylko ze względu na mamę i mojego chrześniaka. Po sześciu miesiącach wzięłam się w garść, zaczęłam myśleć co dalej. Ból był, jest do tej pory i pewnie będzie zawsze, bo nigdy nie przestanę kochać Piotrka, po mimo tego, że mam męża, którego też kocham. Postanowiłam pójść na drugie studia. Poznałam nowych ludzi, a dzięki koleżance poznałam mojego obecnego męża. I tak w sierpniu 2013 roku wzięliśmy ślub i praktycznie od razu zaczęliśmy starać się o dziecko. Chociaż tak właściwie to zaczęliśmy od grudnia, bo na własnym weselu wyskakałam sobie kamienie nerkowe, z którymi męczyłam się jakoś do października, ale chyba mogę być z siebie dumna bo urodziłam je własnymi siłami :P, bez żadnej pomocy medycznej. I tak po 18 miesiącach starań zobaczyłam dwie kreseczki na teście ciążowym. Resztę już znacie. Po tym wszystkim co przeszłam w swoim życiu już chyba nie wierzę w szczęśliwe zakończenie obecnej sytuacji. Dobija mnie ten stan zawieszenia w którym się teraz znajduję. Mam nadzieję, że w środę jak pójdę do pani doktor to zapadną decyzje co dalej. Chyba zaczyna brakować mi już sił, na pokonywanie tych wszystkich trudności jakie życie przede mną stawia...
1 2 3 4 5