Zapisz się i otrzymuj powiadomienia o
zniżkach, promocjach i najnowszych ciekawostkach ze świata! Jeśli interesują
Cię tematy związane z płodnością, ciążą, macierzyństwem - wysyłamy tylko
to, co sami chcielibyśmy otrzymać:)
Beta z wczoraj 251, przyrost jest, ale jakiś taki marny. Po luteinie progesteron też podskoczył i jest w normach dla I trymestru. Nie wiem już co mam myśleć, coraz częściej nachodzą mnie myśli, że to ciąża pozamaciczna. Mam nadzieję, że uda mi się jutro złapać panią doktor i że coś się wyjaśni. Ehhh byle do jutra.
Moja dzisiejsza wizyta u pani doktor niewiele wyjaśniła. Na chwilę obecną na ciążę pozamaciczną to nie wygląda. Na usg nic nie było widać, poza ładnym ciążowym endometrium. Jutro znowu powtarzam betę i zobaczymy ile wyjdzie. Już nawet pisać o tym nie za bardzo mi się chce.
A wiesz co? Tak sobie pomyślałam i coś mi sie przypomniało... Znam taką sytuację o ile czegoś nie pomyliłam, że zagnieżdżają się dwa zarodki z tym, że jeden jest słaby i obumiera. W tej sytuacji beta trochę rośnie potem trochę maleje i potem już tylko rośnie wytwarzana przez tylko ten jeden zarodek... Takie rzeczy się zdarzają... Ale oczywiście tylko o tym słyszałam i nie wiadomo jak jest u Ciebie. Życze wszystkiego najlepszego
Moja wczorajsza beta wynosiła 397, wzrost jest, ale mały. Byłam dzisiaj u pani doktor, powiedziała, że trzeba obserwować. W poniedziałek robię betę jeszcze raz, a potem mam nadzieję, że uda mi się dostać do kolegi pani doktor na konsultację.
Nie będzie mnie tu na razie, za dużo nerwów mnie to kosztuje. Muszę się wyluzować a ovu mi w tym nie pomaga. Jeszcze raz dziękuję za wsparcie . Myślę, że pojawię się tu jak sprawa się wyjaśni.
Lentilko życzę Ci bardzo udanego wyjazdu, odpoczynku i żebyście wrócili we trójkę.
Tova a Tobie życzę bardzo spokojnej ciąży i żeby w pracy wszystko poukładało się tak jak tego chcesz.
Tym razem historia bez happy endu, czekam aż beta spadnie i się oczyszczę. Jestem potwornie zmęczona już tym wszystkim. Psychika mi siada, teraz przydałby mi się urlop i jakiś wyjazd, ale na to raczej nie mam co liczyć, bo M nie dostanie urlopu. Jak już się oczyszczę, to musimy dwa miesiące odczekać przed ponownymi staraniami. Nadal będę stosować odwyk od ovu, bo tak jest mi lepiej, ale zaglądać i śledzić Wasze losy będę, bo zżyłam się z Wami dziewczyny .
Stało się, zaczęłam się oczyszczać, dobrze będzie mieć to już za sobą i może w końcu przestanie boleć, przynajmniej fizycznie. Psychicznie chyba szybko do siebie nie dojdę. Jest mi potwornie ciężko, popadam ze skrajności w skrajność. W jednej chwili jest wszystko ok, a po chwili siedzę zalana łzami. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego znowu ja. Ile jeszcze będę musiała w życiu znieść? Wiem, że życie nie jest łatwe, ale czemu akurat u mnie musi być aż tyle cierpienia?
Wiem, że żadne słowa w takich sytuacjach nie pomogą, ale spójrz na sprawę z innej strony. Ze strony Twojego dziecka. Prawdą jest, że samoistne poronienia spowodowane są słabą komórką jajową czy plemnikiem. Zarodek wtedy ma wady i także dziecko urodziłoby się z wieloma wadami. Wiem, że pewnie kochałabyś każde jakie byłoby Ci dane, ale czy mogłabyś patrzeć całe życie na jego cierpienie? Więc może lepiej, że tak się stało teraz. Następnym razem fasolka będzie silna i zdrowa, beta będzie pięknie przyrastać i doczekasz swego dziecka. Musisz myśleć pozytywnie, bo negatywy tylko opóźniają sprawę. Organizm wtedy czuje, że nie jesteś psychicznie gotowa na dziecko i się buntuje. Pozdrawiam Cię cieplutko i trzymam kciuki za Twój szybki powrót do sił i pełnych starań.
Zajrzałam do Ciebie bo dawno Cię nie było na naszym wątku.
Przytulam Cię! Przykro że musisz to wszystko znosić. Najgorsza ta huśtawka nastrojów....
mocno pozdrawiam i ściskam.
Czuję się niepełna, czuję się tak jakby mi ktoś zabrał cząstkę mnie. I choć bardzo się staram patrzeć optymistycznie na przyszłość to nie jest to łatwe. Z pozytywów - byłam dzisiaj na usg, moja macica i jajniki wyglądają pięknie, oczyściłam się bardzo ładnie. Gdyby tak jeszcze opuściły mnie wszystkie boleści byłoby fajnie. I jeszcze te upały, dobrze że jutro nie idę do pracy, to trochę sobie odetchnę.
Jest do bani. Choć fizycznie zaczynam dochodzić już do siebie i w końcu przestaje mnie boleć, to psychicznie jestem na dnie. Nienawidzę siebie i nienawidzę swojego życia. Wszystko idzie nie tak jak powinno. Wiary w lepsze jutro już mi brak, tak jak i w to, że będę matką...
Doskonale Cię rozumiem, bo sama dwa razy przeżyłam to samo co Ty... Przez każdą fazę trzeba przejść- teraz nienawidzisz siebie i wszystkiego wokół, bo przerasta Cię poczucie niesprawiedliwości. Ja do tej pory potrafię sobie zadać pytanie dlaczego akurat ja?
Ale, choć to banalnie brzmi: w końcu będzie dobrze. Pogodzić się z taką decyzją losu nie jest łatwo, a jednak z czasem przychodzi spokój duszy i pęknięte serce zaczyna na nowo funkcjonować, przepełnione nadzieją. Będziesz matką. Teraz musisz dojść do siebie. Odpoczywaj jak najwięcej :* Albo wręcz odwrotnie- dużo sobie planuj na każdy dzień, to świetnie zajmuje myśli a zmęczenie paradoksalnie pomaga szybciej przywrócić nam siły życiowe. Ściskam Cię mocno!
Pierwszy dzień od miesiąca, gdy nic mi nie dolega, nic mnie nie boli, już prawie zapomniałam jak to jest. Całe szczęście, że organizm wraca do normy, bo w sobotę mamy wesele. Nie mam w ogóle ochoty na nie iść, ale nie mam wyjścia, bo to bliska rodzina M. Nawet się pobawić nie będę mogła, bo powinnam się jeszcze oszczędzać. Może się trochę napiję, ale też raczej bez szaleństw, już chyba przeszła mi ochota upicia się. Psychicznie bywa różnie, po ostatnim wybuchu (ostatnim wpisie) trochę się uspokoiłam, ale takie napady bezsilności, bezradności, złości pojawią się jeszcze pewnie nie raz. Pytanie: czemu znowu ja? ciągle pojawia się w mojej głowie. Szkoda, że nigdy nie poznam na nie odpowiedzi.
Na pytanie dlaczego pewnie nigdy nie uzyskasz odpowiedzi :-( ale co do tego, że będziesz mamą nie trać nadziei nawet przez chwilę! Poczucie bezradności, bezsilności, smutku i żalu będzie ci towarzyszyć jeszcze nie raz, ale pomyśl wtedy, że i tak spełnisz swoje marzenie, osiągniesz swój cel. Spróbuj się uśmiechnąć i wmawiać sobie, że będzie dobrze, a tak będzie - to tylko kwestia czasu... Ja straciłam juz dwie ciąże i w pełni rozumiem twój stan emocjonalny...
Powolny powrót do normalności, chociaż czym tak na prawdę jest normalność? Już nie wylewam łez, choć zdarzają się trudne sytuacje, np wczoraj byliśmy na weselu i generalnie było ok, trochę potańczyliśmy, trochę wypiliśmy. Ciężkim momentem były podziękowania dla rodziców i piosenka Cudownych rodziców mam, odkąd mój tata odszedł tak nagle, zawsze ten moment wesela doprowadza mnie do łez i dołka. Wczoraj jeszcze doszła myśl, że powinnam być w ciąży, a w niedalekiej przyszłości zostać matką. Dobrze, że M stanął na wysokości zadania i jakoś dałam radę to przetrwać bez większego rozklejania się. Staram się nie myśleć za dużo, coby jakoś to przetrwać. Z niecierpliwością czekam na @, jakby mi ktoś kiedyś powiedział, że będę czekać na okres, to bym go wyśmiała normalnie, a tu proszę taka sytuacja, że czekam i to z niecierpliwością. Mam nadzieję, że przyjdzie po 4 tygodniach od poronienia, a nie po 6 czy więcej. Bardzo brakuje mi seksu, który jest teraz niewskazany, w jakiś sposób blokuje to mój całkowity powrót do "normalności".
Ja też wczoraj bawiłam się na wseleu;) Wesela zawsze skłaniają mnie do jakiś wewnętrznych przemyśleń i tez czasami wpadam w dołek z powodu braku ciązy;/
Totalnie nie wiem co się ze mną dzieje, ciągle jestem zmęczona, senna i nic mi się nie chce. Momentami w pracy ciężko mi pracować, bo mam wrażenie, że moja głowa wyląduje na klawiaturze. Mam nadzieję, że ten stan szybko minie, bo jest to upierdliwe.
Co do mojego stanu psychicznego, to może wyda się to dziwne, ale jest już dobrze. Potrzebowałam dwóch tygodni, żeby dojść do siebie, myślałam, że zajmie mi to więcej czasu. W końcu dotarło do mnie, że co się stało to się nie odstanie. Poroniłam i nic już tego nie cofnie. Owszem mogłabym siąść i przeryczeć kilka tygodni, tylko coby to zmieniło? Niczego by nie zmieniło i na pewno by to nie pomogło. Wzięłam się w garść i staram się żyć tak jak żyłam przed poronieniem. Teraz jest nawet trochę lepiej, bo nie myślę obsesyjnie o ciąży i staraniach. Dwa miesiące przerwy, tyle zaleciła mi pani doktor i posłucham jej rady. Myślę, że dobrze mi to zrobi, takie dwa miesiące odpoczynku od tego wszystkiego, a potem, potem prawdopodobnie znów zaczniemy działać .
Dzisiaj nasza druga rocznica ślubu. Przez te dwa lata było trochę trudnych sytuacji i kłótni - pewnie niepotrzebnych, ale razem stawiliśmy im czoła i razem daliśmy radę. Wiem, że razem przebrniemy przez wszystko, choćby nie wiem co się działo. Oczywiście były nie tylko trudne chwile, bo było też wiele radości i uśmiechu, no i oczywiście bardzo dużo miłości.
Świętować będziemy w domu, chociaż M jeszcze o tym nie wie . Jako, że poniedziałki mam wolne, to miałam czas żeby przygotować jakiś taki fajniejszy obiadek, na który będzie pierś z kurczaka nadziewana pieczarkami i oscypkiem, kurczak w każdej postaci to ulubione danie mojego męża . Na deser tarta z jabłkami, bitą śmietaną i lodami . Mam tylko nadzieję, że M wyjdzie normalnie z pracy, bo ostatnio często zostawał po godzinach . Co prawda pisał, że nie ma dzisiaj takiej opcji żeby został dłużej, ale z jego prezesem to nigdy nic nie wiadomo.
Wiadomość wyedytowana przez autora 22 marca 2016, 19:36
Uwielbiam jak mój organizm leci sobie w kulki. Przez ostatnie dwa wieczory, jak tylko położyłam się do spania to zaczynał mnie boleć brzuch miesiączkowo. Przez cały dzień nic, przez cały wieczór nic, a jak chciałam iść spać to bach. Oczywiście zasnąć nie mogłam, pozycji do spania znaleźć sobie nie mogłam, tylko przekręcałam się z boku na bok. Oczywiście się nie wyspałam i do pracy poszłam średnio przytomna. A dzisiaj w pracy lekko nie było, zwłaszcza że chyba mam pms i szybko się wkurzam. Ranek w pracy zaczął się bólem głowy, potem tłum pacjentów atakujących mnie z każdej strony, żem się tak nalatała, że brzuch mnie zaczął boleć. Jak siadłam o 12 na dupie to już na nic nie miałam siły, dobrze, że jak trochę posiedziałam to ból brzucha przeszedł. Dzisiaj profilaktycznie wzięłam już proszki przeciwbólowe, chciałabym zasnąć o normalnej porze. Ciekawe kiedy @ mnie nawiedzi, mogłaby w sumie już przyjść, bo chciałabym już zacząć normalny cykl, ciekawe czy będzie owulacyjny.
Marzyłam o tym żeby się wyspać - trochę mi nie wyszło, walczyłam do 4 rano aż w końcu sen nadszedł, ale nie na długo, bo obudziłam się przed 6, przed budzikiem. Oby w pracy było spokojnie, mam nadzieję że nie zasnę z głową na klawiaturze . Byle do 14, choć jak się uda to się może zerwę wcześniej...
Kurde co z tym rokiem jest nie tak? Włamanie do nas do mieszkania, włamanie do brejdaka do domu, moje poronienie, a teraz jeszcze M przez głupotę ludzką może stracić pracę. Co jeszcze, ja się pytam co jeszcze?
Może nie będzie tak źle (pewnie do następnego razu), ale sytuacja wyglądała niefajnie i trochę nerwów nas to kosztowało. Chyba mam dość na dziś, dobrze że udało mi się wcześniej wyrwać z pracy, ledwo na oczy widzę, jak się uda to idę spać .
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 sierpnia 2015, 13:49
Ehhh i tak na wieczór naszły mnie niefajne myśli, a mianowicie, że jak znowu zajdę w ciążę to znowu ją stracę. Wiem to głupie myślenie, ale ciężko odgonić takie myśli, zwłaszcza jak się obserwuje jak dziewczyny będące po poronieniach zachodzą w ciążę i walczą żeby ją utrzymać i niestety nie zawsze im się to udaje. Wiem, że nie powinnam o tym myśleć i się zadręczać, tym bardziej, że w chwili obecnej się nie staramy, ale czasami to nie jest łatwe. Wiem też, że w przyszłości widok dwóch kresek szczęścia mi nie da, bo dwie kreski na teście ciążowym to jeszcze nie wszystko... Chyba trzeba iść spać, bo strasznie smucę.
kochana ja jestem w podobnym wieku, moze troche starsza ;) tez stracilam ciaze... ale trzeba wierzyc, ze sie uda... skoro raz sie udalo, to uda sie i drugi to tylko kwestia czasu, a po 9 miesiacach uroczy bobas :)
Siedzę i ryczę, wiem że to głupie, ale nie mogę przestać, łzy same ciekną mi po twarzy. Wieczory ostatnio nie nastrajają mnie pozytywnie. Nienawidzę siebie, gdy moja psychika nie daje sobie rady. Właściwie sama już nie wiem czy moja huśtawka nastrojów związana jest z tym co się stało czy z tym, że okres mi się zbliża. Bo chyba się zbliża, choć pewności nie mam. Ale brzuch mnie boli, szybko się wkurzam, od kilku dni jest mi niedobrze - chociaż to mi się wczesniej nie zdarzało, wysyfiło mnie na gębie - w dodatku bardziej niż zwykle. @ mogłaby się już pojawić, może byłoby trochę łatwiej, no i zostałby tylko miesiąc do powrotu do całkowitej normalności. Tylko, a może aż miesiąc, chociaż normalnie już nigdy nie będzie...
No i przeczucie mnie nie myliło, dzisiaj przyszła @. Z jednej strony się cieszę, bo oznacza to że organizm wraca do normy, z drugiej boję się, że mogę nie dać rady w pracy. Mamy ciężki tydzień, kilka osób jest na urlopie i momentami nie wyrabiamy ze wszystkim. Brzuch mnie boli i raczej wątpliwe żeby do jutra mi przeszło. Dobrze, że jeszcze tylko dwa dni, bo wracam z pracy padnięta. Atmosfera też jest średnio fajna, bo chodzimy i warczymy na siebie, a mnie w dodatku bardzo łatwo wyprowadzić z równowagi przy mojej burzy hormonów, ale może teraz jak już @ przyszła to się trochę uspokoi. Czuję się potwornie zmęczona i czuję, że potrzebuję urlopu, niestety jak na razie nie ma takiej opcji, ale może jak już wszyscy wrócą z urlopów to wezmę sobie ze dwa dni wolnego, ale zobaczymy jak to będzie.
Co do tego cyklu to jeszcze bez starań, tak jak radziła pani doktor. Niech organizm trochę odpocznie i wróci do stanu z przed ciąży. Jak tylko skończy się @ wracam do brania leku na zbicie prolaktyny. Ciekawi mnie też jak tam stan mojej tarczycy, wczoraj robiłam tsh, ale wynik będę znała jutro, mam nadzieję, że nie skoczyło jakoś bardzo.
Myślałam, że poradziłam sobie już z tym co się stało, ale dzisiejszy dzień wyprowadził mnie z błędu - nie poradziłam sobie i nadal boli jak cholera. Wiadomość o ciąży koleżanki po prostu mnie rozwaliła. Wiem, że nie powinnam tak reagować, ale się poryczałam, co gorsze w pracy, ale nie byłam w stanie powstrzymać łez. Zresztą nadal jest mi ciężko. Jestem zła na siebie, bo rozum mówi jedno, a uczucia i emocje idą swoim torem. Zdaję sobie sprawę, że moja reakcja była przesadzona (dobrze, że o tej ciąży dowiedziałam się od osób trzecich), ale nie mogłam nad tym zapanować. Być może minęło za mało czasu, a może moja psychika ma już po prostu dość, bo jak dużo człowiek jest w stanie w życiu znieść? Oby jutro było lepiej...
Ja dzis też sie o jeden ciazy dowiedziałam- rozryczałam sie i waliłam pięścią w poduszke ze złości...nie jestem z tego dumna;/ ale nie mogłam się powstrzymac i "udało sie za 1 razem" ehhh
Podobnie reaguje na ciaze wsrod znajomych. Zamiast sie cieszyc, zazdroszcze. I to uklucie zadrosci boli najbardziej.
Tez niedawno poronilam. I nie ma dnia zebym nie przypomniala sobie o tym.
Ale nic to. Nie przyspieszymy niczego. Musimy czekac. Czekac cierpliwie i wierzyc, ze nastepnym razem bedzie inny final.
16 dzień pierwszego cyklu po poronieniu - czy ten cykl się kiedyś skończy? Nie dość, że cykl zmarnowany, to jeszcze strasznie się ciągnie. Jeszcze dwa tygodnie najbidniej, a znając życie pewnie dłużej. Ciekawe czy w ogóle będzie owulacja w tym cyklu, niby płodny śluz jest, ale temperatury jakieś takie niskie. I jeszcze seksu mi się chce , ale jak się nie staramy to się nie staramy, także dopóki płodny śluz jest to seksu nie ma . Do tego wszystkiego dochodzi potworny ból głowy, który ostatnio nawiedza mnie tak mniej więcej co dwa dni, bez tabletek przeciwbólowych nie daję rady wytrzymać, a wolałabym ich nie łykać w takich ilościach, ale jak chcę normalnie funkcjonować to niestety nie mam wyjścia. Nie wiem czy to przez pogodę czy przez co. Jakiś większych stresów ostatnio nie mam, więc to nie to. Sypiam normalnie, więc zmęczona jakoś bardzo też nie jestem. Także nie wiadomo o co chodzi.
Z niecierpliwością czekam do 28 września, na wizytę u mojej pani doktor, ciekawa jestem co mi powie. Mam nadzieję, że ten czas szybko zleci. Najbliższa sobota minie szybko, bo wybieramy się na piknik rodzinny w teścia firmie. Następny weekend minie jeszcze szybciej, bo przyjeżdżają do nas moi bratankowie, więc weekend będzie intensywny . Byle do 28...
No i jestem po wizycie u mojej pani doktor. Usłyszałam nie do końca to co chciałam. Pani doktor stwierdziła, że powinniśmy odczekać jeszcze dwa miesiące. Średnio mi się to uśmiecha, więc że tak powiem poszłyśmy na kompromis i następny cykl również będzie bez starań. Jedyny plus tej sytuacji jest taki, że pod koniec października pójdę na wesele nie zastanawiając się czy jestem w ciąży czy nie. Pani doktor kazała mi się nie przejmować poronieniem i do dotychczasowych leków dodała mi jeszcze siofor 500. W cyklu listopadowym mam się stawić na usg, coby zobaczyć jak rosną moje pęcherzyki. Ehhh kolejny miesiąc oczekiwania i pewnie będzie mi się bardzo dłużyć . W dodatku prawdopodobnie przypałętała mi się jakaś infekcja, zresztą tak coś podejrzewałam. @ przychodź jak najszybciej...
Treści zawarte w serwisie OvuFriend mają charakter informacyjno - edukacyjny, nie stanowią porady lekarskiej, nie są diagnozą lekarską i nie mogą zastępować zasięgania konsultacji medycznych oraz poddawania się badaniom bądź terapii, stosownie do stanu zdrowia i potrzeb kobiety.
Korzystając z witryny bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na użycie plików cookies. W każdej chwili możesz swobodnie zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich zapisywaniu.
Dowiedz się więcej.
Viowieczka cały czas wierzę w happy end tej historii. Jeny Ty to masz przejścia, przytulam. Trzymaj się kochana
Ja też wierzę, że bedzie dobrze, daj znac jutro co Pani doktor na to:*
Koniecznie uderz do lekarza! Życze pomyślności ;-)