. Drugi dzień po powrocie z pracy do domu siedzę i ryczę. Powód jest absurdalny - wczoraj dowiedziałam się, że kolega z pracy będzie ojcem, w czerwcu brali ślub... Oni od razu, a my już ponad dwa lata... Wiem, że nie powinnam tak reagować, ale to tak cholernie boli jak innym się udaje, a mi nie. Choć tak na prawdę u mnie teraz nie ma co się udawać, bo nawet się nie staramy, jeszcze miesiąc, wytrzymać jeszcze ten pieprzony miesiąc. Tylko co to zmieni? Przecież i tak od razu nie zaskoczy, może nigdy nie zaskoczy...
.
. Ciężki był ten tydzień, nie dość że miałam okres, to jeszcze w pracy był straszny młyn, dawno już tak ciężko nie było, dobrze że teraz trzy dni wolnego
. Od wczoraj jestem bardzo optymistycznie nastawiona do życia i chyba po raz pierwszy od naszego ślubu uwierzyłam w to, że w końcu doczekamy się własnego maleństwa. Może nie w tym cyklu, może nie w następnym, ale w końcu nam się uda. Skąd ten nagły optymizm i wiara - nie wiem, ale mam nadzieję że utrzymają się jak najdłużej
.
.
. W następnym cyklu idę na monitoring do innego lekarza, który wiem, że zrobi mi go od początku do końca i nie będzie robił problemu z tego, żebym przychodziła co dwa dni. Ale tak to już jest jak się nie chodzi prywatnie, tylko szuka lekarzy na oddziałach... Nawet jeśli owulacja była, to ilość serduszek w tym miesiącu też nie poraża. Ochoty na serduszkowanie po prostu totalnie brak, a ze zmuszaniem się bywa różnie. Ja mogę się zmusić, ale z M już jest problem, spina się, zaczyna myśleć, zamiast działać no i nic z tego nie wychodzi. Szanse na maleństwo w tym cyklu są bardzo małe. Trudno. Nie w tym to w następnym
. Tyle, że w następnym sprawdzę czy te mojej pęcherzyki pękają. Jak będzie z serduszkowaniem to nie wiem, na to za dużego wpływu nie mam niestety. Czas pokaże.
.Generalnie jest ok, wiem że muszę być cierpliwa i cały czas uczę się tej cierpliwości. Tak sobie dzisiaj pomyślałam, że może to i lepiej, że się nie udało w tym cyklu - jakby się udało to termin porodu miałabym na początek sierpnia - średnio fajnie, bo to okres urlopowy i mojego lekarza mogłoby nie być w dniu porodu i doszedłby dodatkowy stres. Jak to się mówi we wszystkim trzeba widzieć plusy i minusy
.Teraz czekamy aż @ sobie pójdzie i zabieramy się do roboty
.
Trochę mnie tu nie było, ale ostatnio jakaś taka podłamana chodziłam. Najpierw moje pęcherzyki rosły strasznie opornie i już myślałam, że szykuje mi się cykl bezowulacyjny. Potem okazało się, że mój mąż musi powtarzać prześwietlenie kręgosłupa, bo źle mu fotki pyknęli, no zajebiście kolejna dawka promieniowania. Przez kilka dni biłam się z myślami czy nie powinniśmy wstrzymać starań na 3 miesiące. W poniedziałek jak byłam na którymś tam w tym miesiącu usg okazało się, że jest ładny pęcherzyk i idealne endometrium, więc doktor u którego byłam kazał działać po mimo prześwietlenia. Dzisiaj jeszcze poszłam dopytać moją panią doktor czy rzeczywiście nie powinniśmy odpuścić (poszłam dopytać bo w styczniu mam brać clo i chciałam mieć pewność) i ona też kazała działać, a przy okazji zrobiła mi usg, pęcherzyk dopiero co pękł, było widać ciałko żółte i płyn w zatoce. Nie będę ukrywać, że poprawiło mi to humor
. Analizowałam przed chwilą mój wykres i co mi wyszło? Jeśli nam się nie uda w tym miesiącu to małpiszon przyjdzie w sylwestra, dobrze że nie mamy żadnych planów
, będzie dobra wymówka, żeby wcześniej pójść spać hahaha
.Podsumowując ten rok 2015 stwierdzam, że nie należał on do najlepszych. Włamanie do nas, włamanie do mojego brata, moje poronienie, złamanie ręki przez mojego chrześniaka - tak, że była potrzebna operacja, problemy zdrowotne u mojej babci. Z pozytywów bardzo udany wyjazd na wakacje. Dobrze, że ten rok już się kończy, oby ten nadchodzący był pozytywniejszy i łaskawszy...
Beta <2...
Odstawiam luteinę i czekam na nowy cykl...
Oby był lepszy...
Nie wierzę, nie wierzę i jeszcze raz nie wierzę - ciągle zerkam na wynik, żeby upewnić się, że nic nie pomyliłam.
Jak zobaczyłam wynik to myślałam, że się poryczę.
Nadal jestem w szoku.
Moje modlitwy zostały wysłuchane - od stycznia odmawiam Nowennę Pompejańską i jak widać Matka Boża wysłuchała mojej prośby.
Oby tylko tym razem nasza kruszynka została z nami...
Wiadomość wyedytowana przez autora 22 lutego 2016, 12:57

właśnie mam to samo... zabija mnie to
ja już sama nie wiem czego chcę...chcę,boję się,nie chcę i tak w kółko w zależności od dnia cyklu