Ból głowy nadal nie odpuszcza. Dziś jakoś dałam radę ale wczoraj było kiepsko. Udało mi się złapać wizytę na środę u pani igiełki. Oby coś zaradziła.
Dziś dzwoniłam do siostry z życzeniami imieninowymi i po raz pierwszy słyszałam malutką, a ma już prawie 2 m-ce. Bardzo dziwnie się czułam. Nie mogłam się skupić na niczym poza słuchaniem kwilenia dziecka.
Wiadomość wyedytowana przez autora 6 lipca 2021, 22:11
Jajniki coraz bardziej dają się we znaki. Ciężko już siedzieć, stać, przewrócić się z boku na bok. Czuję się jak oferma.
Byłam dziś na akupunkturze i pani doktor twierdzi, że w jakiś swój magiczny sposób wyczuwa, że dużo dzieje się na jajnikach. Jutro się okaże...
Poratowała mnie igłami na ból głowy. Oby przyniosło to efekty.
Pożaliłam się doktorowi, że jestem obolała i mam brzuch ważący 100 kg. Powiedział, że do punkcji może być jeszcze gorzej.
Dziś ruszam się jak słoń, a chodzę jak kaczka. Każdy ruch zajmuje mi dwa razy więcej czasu. Nie spodziewałam się, że będzie tak ciężko.
Doedukowałam się w necie, że to jednak mało pęcherzyków 🙁 Tylko dlaczego dr twierdzi, że dobrze zareagowałam na stymulację?
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 lipca 2021, 23:08
Przyszedł kryzys emocjonalny 😔 Pękłam o 1 w nocy przy zastrzykach z cetrotide. Zmęczona, zaspana, z obolałym brzuchem, z mdłościami. Zastrzyki były bolesne i powstały cholernie piekące i swędzące odczyny. Wyłam jak bóbr pytając sama siebie pod nosem czym tak bardzo w życiu zawiniłam, że muszę przez to przechodzić.
W klinice usłyszałam dziś, że wynik stymulacji jest bardzo przeciętny. Tyle bólu i poświęcenia, a efekty kiepskie 😔 Martwię się z iloma zarodkami zostaniemy.
W dodatku olśniło mnie, że nie mam wymazów z szyjki, bo dr miała pobrać w wybranym przez siebie momencie. No ale jest na urlopie więc zostałam z tym wszystkim sama i błądzę jak dziecko we mgle.
Jeszcze mnie nastraszyli w rejestracji, że do poniedziałku nie zdążę z covidem więc nie mogę podejść do punkcji! To co do cholery mam sobie sama wyjąć te jajka na czas?!?!
Za dużo niewiadomych, za dużo na głowie, za dużo nerwów. Jestem na to za cienka 😔
Jest decyzja o punkcji! Odbędzie się w poniedziałek o 11:30.
Okazało się, że stymulacja przyniosła dobre efekty:
▫️jajnik lewy 7 pęcherzyków 18x20
▫️jajnik prawy 8 pęcherzyków 16x20
Musiałam dorobić kilka badań i wymaz na covid. Dr pobrał jeszcze wymaz na chlamydię.
Pozostało mi leżeć i pachnieć do poniedziałku, bo jestem cholernie obolała, brzuch jest jak balon, a jajniki pękają w szwach. Usg tak potwornie bolało, że zaciskałam zęby żeby wytrzymać do końca. Byle do poniedziałku...
W nagrodę za dzielne wysiadywanie jajek kupiłam sobie torebkę 😁👜
Nie obyło się bez wrażeń. Zemdlałam po wybudzeniu i wstaniu z łóżka. Musiałam dłużej poleżakować z dodatkową kroplówką.
Efekt stymulacji mnie nie zadowala. A raczej jakość moich komórek. Pobrano 19, z czego tylko 9 jest dojrzałych i nadaje się do zapłodnienia. Martwi mnie sugestia pani embriolog, że należy zapłodnić wszystkie 9. Niby argumentem jest mój wiek ale przewija mi się myśl, że może kiepsko je oceniła. Jutro po 14 mamy dzwonić po informację ile się zapłodniło.
Tak bardzo bym chciała żebyśmy mieli 3-4 zarodki. Kolejny raz nie dałabym rady tego przechodzić.
Wiadomość wyedytowana przez autora 12 lipca 2021, 16:47
Ehh... ręce mi opadają. Wydajemy kolejne setki złotych. W aptece zostało 470 zł, do tego wizyta 200 i w piątek jeszcze kontrola. Wiem, że zdrowie jest ważniejsze ale zaczyna mnie to przerażać.
No i to tak cholernie boli 😢 Dobrze, że eMek ma urlop, bo nie jestem w stanie sama nic zrobić. Podnosi mnie z łóżka, sadza na toalecie, pomaga się myć.... A to wszystko okupione strasznym bólem i łzami.
Z dobrych wiadomości... zapłodniło się 7 komórek z 9 i jeszcze ósma jest pod znakiem zapytania, bo trochę wolniej jej to idzie. W sobotę info ile przetrwało i nada się do zamrożenia 🙏 Tak bardzo się o nie martwie 😔
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 lipca 2021, 22:41
Od wczoraj nic się nie zmieniło. Postęp jest jedynie taki, że dwa razy wstałam z łóżka bez pomocy eMka. Wieczorem, po całym dniu, wyć mi się chce z bólu. Brzuch jest tak twardy i napięty, że popękały mi naczynka w pępku i zrobił się siny. Kiedy wreszcie to się skończy?! 😢
Byłam w klinice na kontroli. Jajniki wciąż wielkie, a płynów w brzuchu przybyło ale spłynął na dół. Podobno to dobrze, bo jest już daleko od płuc i będzie stopniowo schodzić. Mam przedłużone zastrzyki i nakaz leżakowania. Mam nadzieję, że najgorsze już za mną i z dnia na dzień będzie lepiej. W poniedziałek koniecznie muszę iść do pracy, za co dostałam opr od lekarza. No ale nie mam wyjścia.
Jutro będziemy wiedzieć ile maluszków dotrwało do 5 doby. Mam nadzieję, że na tyle dużo, że nie będę musiała kolejny raz przechodzić procedury. Chyba bałabym się po tym co przeszłam w ostatnich dniach.
Czuję się już w połowie mamą 😁💖
Jestem trochę spokojniejsza. Biorąc pod uwagę problem immunologiczny, potrzebujemy większej ilości zarodków. Nie wiadomo, który transfer, z jakim zestawem leków będzie owocny.
Wracam po mału do życia. Wczoraj nawet pojadłam. A jutro wracam do pracy.
To był mega ciężki czas. Ciesze się, że mam to już za sobą.
Śmieję się do eMka, że przypuszczalnie ma 4 różowe księżniczki, a on się łapie za głowę, bo przeraża go ta ilość różu 😃
Po przyjęciu do organizmu całej tej chemii @ przeszła samą siebie. Cierpiałam całą noc i ranek. Wyłam i wiłam się z bólu. Oby przetrwać dzisiejszą noc i jutro będzie już lepiej.
Doktor był bardzo zły, że puścili mnie z nie wyleczoną hiperką i bez zaleceń brania leków i dalszych kontroli. Nie zostawił suchej nitki na miejscowych klinikach. Pracuje w szpitalu mówi, że ciągle ratują przestymulowane pacjentki zostawione same sobie, których leczenie wszystkim jest nie na rękę ze względu na koszty.
Jest mi przykro, że mam takie złe doświadczenia z kliniką. Zupełnie nie tego się spodziewałam. Naprawdę miałam przekonanie, że pacjenci podchodzący do procedury są traktowani jakoś specjalnie. Ze względu na kasę jaką się tam zostawia i z powodu trudnosci i wagi całego tego procesu. Przecież są to pary z problemami zdrowotnymi, po poronieniach, po latach starań, cierpienia psychicznego i fizycznego. Okazuje się, że jesteśmy tylko źródłem dochodu. Przykre to...
Te szczepienia to moja ostatnia szansa i jedyna nadzieja. Wmawiam sobie, że jeszcze tylko to i się uda. Boję się myśleć, że to nic nie da i wtedy dojdę do ściany. A przecież tak też może się stać.
Pamiętam jak 1,5 roku temu zawitałam na forum i pierwszy raz przeczytałam o szczepieniach. Był to dla mnie kosmos i coś niesamowicie abstrakcyjnego. Pomyślałam wtedy, że współczuję dziewczynom, które mają tak ogromne problemy i muszą przez to przechodzić. Byłam przekonana, że nigdy nie znajdę się w podobnej sytuacji. A gdzie jestem dzisiaj?
Myślałam o tym ile bólu fizycznego i psychicznego doświadczyłam przez ostatni rok. Przeraża mnie to. Przecież to ponad ludzkie siły.
Mała ma 3 miesiące, jest śliczna, pogodna i bardzo grzeczna. W moim mniemaniu jest po prostu dzieckiem idealnym. Dopiero trzeciego dnia odważyłam się ją wziąć na ręce, a teraz najchętniej w ogóle bym jej nie odkładała.
Patrząc na nią, staram się nie myśleć o swoich dzieciach ale to jest silniejsze. Moje maleństwo z pierwszej ciąży byłoby miesiąc starsze więc widzę, w jakim momencie byśmy teraz byli. Natomiast w drugiej ciąży zaczynałabym trzeci trymestr z dwoma brzdącami. Ciagle mam ból serducha, gdy obserwuję ciąże dziewczyn na tym samym etapie. Źle mi z tą zazdrością ale nie da się tego pozbyć. Boję się, że nie będę mogła nigdy doświadczyć tego szczęścia, które obserwuję w domu siostry.
Tymczasem w przyszły wtorek drugie szczepienie limfocytami. Mam nadzieję, że przejdę je znacznie lepiej niż pierwsze. Do dziś mam bolące, swędzące guzy.
Ehh... kiedy w końcu doczekam się transferu? 😔
Najgorzej, że dziś miałam drugie szczepienie limfocytami i nie wolno mi brać żadnych leków. Mam wytrzymać najdłużej jak się da ale minimum 3 dni. Nie wiem jak dam radę 😔
Jakby tego było mało, w czwartek mamy wesele. Zapowiada się rewelacyjnie biorąc pod uwagę migrenę w pełni i dolegliwości po szczepieniu. Mam nadzieję, że tym razem nie dadzą mi w kość tak bardzo jak przy pierwszej dawce.
Mam straszne nerwy na siebie, że jestem takim słabym fizycznie człowiekiem, że wszelkie choroby się mnie imają, a dolegliwości odczuwam ze zdwojoną siłą.
Nawet nie poczułam lata w tym roku. Lipiec spędziłam w łóżku cierpiąc podczas stymulacji i hiperki, a sierpniowy urlop zabrała mi migrena. W poniedziałek wrócę do pracy wykończona. Tyle z życia...
Głowa tak mi dziś pęka, że łzy same lecą po policzkach 😢 Nie wolno mi wziąć leków żeby nie popsuć efektu szczepienia. Do tego mdłości i zawroty głowy. Nie wytrzymam tego dłużej! 😢
Edit. Nie dałam rady... Zrobiło mi się tak słabo z bólu, że położyłam się na podłodze tam gdzie stałam. Nawet nie zdołałm dojść do łóżka. Wzięłam leki i jest odrobinę lepiej, choć nadal łupie.
Przedtem płakałam, bo tak bolało, a teraz płaczę, że musiałam wziąć leki. Nie daruję sobie jeśli przez to, wyniki będą kiepskie.
Rety jak ja już mam tego wszystkiego dość!
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 sierpnia 2021, 23:38
✊🍀😊