X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki W poczekalni do pełni szczęścia :)
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4 5
WSTĘP
W poczekalni do pełni szczęścia :)
O mnie: Kobieta rocznik '79. Wspaniały mąż, cudowne dziecko, życiowa stabilizacja. Wspaniale poukładane klocuszki zaczęły się sypać w marcu 2016... najpierw poronienie w 11tc, teraz doszła nieciekawa sytuacja w pracy.
Czas starania się o dziecko: Od kwietnia 2016, pierwszy normalny cykl po stracie. Po badaniach wiem, że mam lekką niedoczynność tarczycy - biorę leki.
Moja historia: Mam 36 lat, męża, córeczkę - rocznik 2008, stałą pracę, dom i do niedawna uważałam się za szczęściarę. Za super szczęściarę zaczęłam się uważać w styczniu 2016, kiedy po 8 latach okazało się, że znów jestem w ciąży! Świat oszalał, ja i mąż oszaleliśmy ze szczęścia, bo do tej pory specjalnie nie staraliśmy się o drugie dziecko. Było nam tak dobrze we trójkę, że nie było czasu tęsknić za kimś czwartym... A tu taka spontaniczna niespodzianka. Niestety, nasze szczęście zachwiało się z początkiem marca 2016, kiedy to poroniłam w 11 tc. Według USG rozwój ciąży zatrzymał się na 8 tygodniu, pojawiło się krwawienie, a potem łyżeczkowanie. Moim największym marzeniem jest znów zajść w ciążę i urodzić zdrowe dziecko.
Moje emocje: Nie wiedziałam, że tak bardzo pragniemy drugiego dziecka, póki go nie straciliśmy. Mój pamiętnik ma tytuł "W poczekalni do PEŁNI szczęścia, bo nie śmiem mówić, że w ogóle go nie mam. Mam wspaniałą córkę i kochającego męża i spokojny dom. To chyba dość, by być wdzięcznym. A jednak brakuje mi naszego okruszka, który już nawet miał wybrane imię, jeśli okazałby się chłopcem lub dziewczynką.

11 marca 2016, 22:58

Zadania do wykonania:

-wizyta u endo, prawdopodobnie niedoczynność tarczycy, w 5tc tsh 3,3800. Gin powiedział, że tragedii nie ma, ale zapisał Euthyrox 50. Brałam go do dnia poronienia, potem odstawiłam, niech endo mnie przebada po swojemu

-walka z nadmiarowymi kilogramami. W pierwszej ciąży zaczynałam z takiego samego pułapu i nawet cukrzyca się nie przyplątała, ale to było 8 lat temu :( Teraz kto wie, choć glukozę na czczo mam w normie. W 2014 r. schudłam 24 kg, a potem waga się zatrzymała, a mnie zabrakło dalszej motywacji. Na szczęście nie odrobiłam strat. Ale nadal jest z czego zrzucać... na pewno endo mi to wypomni.

Boję się lekarzy :( Kiedy byłam mała jeździłam do wielu, a już jako dziecko miałam nadwagę i trafiłam na starą lekarkę, która była specjalistą od odchudzania. Baba z 80+ lat wówczas, ciemny gabinet w jej starym domu i upokarzające badanie, łącznie z zaglądaniem mi między nogi - obcesowe komentarze, wyśmiewanie i wpędzanie w poczucie winy i wstydu, że jestem grubym dzieckiem. Dla mnie, jako 11 latki to była trauma. Jeździłam do niej 3 razy. Od tej pory boję się takich lekarzy, przykrych komentarzy, jakie mogę usłyszeć. Ciśnienie w gabinecie skacze mi średnio na 150/100. W domu mam normalne.

Z powodu strachu przed lekarzami zaniedbałam swoje cykle, nie starałam się dociekać, czemu są takie popieprzone, do gina zmuszałam się iść tylko na cytologię. Do rodzinnego, jak już nie dałam rady zwlec się do pracy, np. z powodu grypy.

12 marca 2016, 10:51

Miałam dziś męczący sen. Byłam w pracy i zgubiłam swoją torebkę. Jedno wiedziałam, że była pusta, skórzana, zamszowa listonoszka. Szukałam jej po różnych pokojach, ale bez skutku.
W ogóle nie jestem przesądna, nie wierzę w horoskopy i senniki, ale kiedyś interesowałam się Freudem i psychoanalizą i od razu po obudzeniu pomyślałam sobie, że torba to symbol narządów kobiecych. Wklepałam hasło "torba" do sennika i ciekawe rzeczy wyszły. Bardzo, bardzo prawdziwe.

"Sen o zgubieniu torebki lub portfela:
Wersji snu może być wiele, a wszystkie mają jeden punkt wspólny - pojawia się podejrzenie, że zginęła nam torebka albo portfel.

Zastanawiamy się, czy je gdzieś przełożyliśmy, czy ktoś nam je ukradł. Szukamy gorączkowo zaginionego przedmiotu, z reguły nie możemy go znaleźć... szybko pojawia się panika.
Jak interpretować sny o zgubieniu torebki lub portfela?

Sen o tym, że gubimy torebkę lub portfel pojawia się często w momencie, gdy zmienia się coś w naszym życiu - zaczynamy nową pracę, spodziewamy się pierwszego dziecka, wysyłamy dzieci na studia itp. To klasyczny sen lękowy - z równowagi wyprowadza nas niewielki kryzys, nawet nie do końca pewny - w końcu nie wiemy, czy za kilka chwil zguba nie znajdzie się w najbardziej oczywistym miejscu. Zachowanie we śnie symbolizuje naszą reakcję na zmianę, jaka zaszła w ostatnim czasie w naszym życiu. Zaginione przedmioty uosabiają naszą tożsamość. Jeżeli ostatnio wydarzyło się coś, co zachwiało naszym życiem, np. przeprowadzka, zmiana pracy czy sytuacji życiowej, i nie czujemy pewnego gruntu pod nogami, możemy kwestionować swoją tożsamość i zastanawiać się, czy aby na pewno spełniamy się w swojej roli.
Jak sen o zgubieniu torebki lub portfela zinterpretowałby Freud?

Dla Freuda torebka w marzeniach sennych była symbolem kobiecych narządów rozrodczych, przede wszystkim macicy. Jej pojawienie się we śnie jest przejawem seksualnego lęku.
Jak sen o zgubieniu torebki lub portfela zinterpretowałby Jung?

Dla Junga portfel symbolizuje Personę - jeżeli pojawia się we śnie, to oznacza, że tracimy poczucie tożsamości oraz siłę."

http://www.sennik.biz/symbol23545,sen-o-zgubieniu-torebki-lub-portfela.html

12 marca 2016, 16:20

Sielsko - anielska sobota. Trochę lenistwa, spacer do lasu, a zaraz jedziemy po zakupy, bo lodówka świeci pustkami.
Mąż jest dla mnie bardzo czuły, ta przykra sprawa jeszcze bardziej zbliżyła nas do siebie. Poza tym strasznie się do siebie kleimy. Ciężko nam wytrzymać 6 tygodniową wstrzemięźliwość, jaką zalecono na wypisie ze szpitala. Na szczęście są inne sposoby ;-)

Chwilami myślę, że na pewno mam jakieś ciężkie schorzenie, że więcej dzieci nie będzie. Innym znów razem, że pewnie poronienie było jednorazowe, że niby dlaczego ma się znów nie udać. Uda się na pewno i ciąża będzie bez komplikacji. Od nadziei do pesymizmu - to chyba typowe, nie?

13 marca 2016, 10:15

Dopadł mnie katar, trochę boli gardło. Córka mnie zaraziła. A nie chorowałam całą jesień i zimę, nawet gdy w pracy mieliśmy epidemię grypy w lutym, mi nic nie było. Wówczas na zwolnieniach była blisko połowa pracowników, wielu chodziło chorych do pracy, a ja w ciąży czułam się bardzo dobrze...
Teraz myślę, że to się zbiegło w czasie z obumarciem ciąży w 8tc. Czy możliwe, że do dziecka dostały się wirusy, podczas, gdy mi nic nie było?

Lekarz, który badał mnie w szpitalu i stwierdził obumarcie i początek poronienia (było to w 11tc, jak przyjechałam z krwawieniem) powiedział, że coś jest w powietrzu, bo od połowy stycznia do marca mają znacznie więcej takich przypadków, jak ja. Czy to mogły być wirusy?
Teraz już się nie dowiem. Z jednej strony kusi mnie, by zrobić szereg badań, spróbować ustalić przyczynę, a z drugiej strony ginekolog mówi, że to był jednorazowy incydent, że jedno dziecko mam przecież zdrowe, że od następnego cyklu możemy się starać, i że mam wyrównać hormony. Może to przez tarczycę? Może niepotrzebnie wydam setki, tysiące złotych na badania immunologiczne, genetyczne i nic nie wyjdzie, a winne były hormony, albo wirusy, albo jakaś przypadkowa wada genetyczna, jak sugeruje ginekolog. Wiadomo, im starsza matka tym ryzyko większe.

Jutro jadę zrobić wyniki, tsh, ft3 i ft4 bo jadę w środę do endo. Może zrobić też testosteron? Gin na usg dwa razy opisał, że jajniki mam w normie, ale z drugiej strony te nieregularne cykle, to może PCOS? Jestem otyła, to pasuje do obrazu, ale z drugiej strony nie mam trądziku ani zbędnego owłosienia, nawet nóg nie muszę golić, a pod pachami mam jakiś śmieszny "koper".
W każdym razie gin zapisał mi Miovarian, taki środek bez recepty, ale właśnie dla kobiet z PCOS! Ma on regulować cykle.
Nie wiem, jaki jest sens robienia badań hormonów jutro, w tak krótkim czasie od poronienia, bo hormony jeszcze się nie ustabilizowały, ale wizyty u endo nie chcę przekładać, a chcę ŻEBY JUŻ COŚ SIĘ DZIAŁO w kwestii mojego zdrowia. Wezmę wyniki z początku ciąży i obecne i zobaczę, co mi powie. Żeby to tylko nie był konował! Tyle czytam tu o dziewczynach, które trafiają na lipnych lekarzy. Nie mam czasu na eksperymenty, mam 36 lat, do jasnej ciasnej!

Wiadomość wyedytowana przez autora 13 marca 2016, 11:35

13 marca 2016, 22:50

Może ja jestem jakaś dziwna, ale po poronieniu płakałam tylko około tygodnia i tylko czasem. Jakoś od początku ciąży mówiłam sobie "może być różnie". Naprawdę uwierzyłam w tę ciążę w 7tc, jak zobaczyłam serce, potem z niepokojem czekałam na usg w 12 tc (nie doczekałam się :( ) Jak mi w szpitalu powiedzieli, że maluch nie żyje, przyjęłam to spokojnie. Zaraz zaczęłam sobie tłumaczyć, że natura zdecydowała, że coś było nie tak. Trzymałam się takiego myślenia, chwilami łzy wygrywały, potem znów stawiałam się do pionu. Dopiero na ovu poczytałam, że przyczyn może być więcej niż genetyka, bo myślałam, że jeśli nie chorowałam, nie piłam, nie palę, to winna była genetyka.
Obecnie jestem jakby w zawieszeniu, sama się dziwię, że nie łapię doła, że mam chęć śmiać się z mężem i córeczką, że nie czuję żałoby... żal tak, ale nie żałoba.
Niedługo wracam do pracy, trochę się boję, bo jest dość stresująca, a w między czasie zmienił się szef. Nowy szef, nowe porządki, a ja po przejściach, czy zdołam się skupić na pracy i zrobić dobre wrażenie na szefie? A może to wtedy dopadnie mnie depresja? Jeśli okaże się po badaniach, że coś mi jest, że drugie dziecko to mrzonki, jeśli nie uda się zajść w ciążę?
Pisałam na jednym z wątków, że boję się wpadnięcia w "syndrom staraczki", czyli wszystko to, co czytam w wielu postach na forum i u wielu dziewczyn w ich pamiętnikach: nadzieja i jej utrata, rozpacz z powodu @, wyszukiwanie najmniejszych objawów ciąży, maniakalne testowanie, odarcie seksu z przyjemności i sprowadzenia go do roli prokreacji, co może odbić się negatywnie na związku.

Może to wszystko mi się nie przytrafi? Może już samo to, że znam zagrożenia, pomoże mi ich uniknąć. Jestem uważana za niezłomną osobę, twardą kobietę, rozsądną, obym nie zmieniła się w emocjonalną galaretę.

Wiadomość wyedytowana przez autora 13 marca 2016, 23:32

14 marca 2016, 12:21

Miałam jechać na pobranie krwi do tych wszystkich badań, ale dzieć mi się rozłożył, ucho boli, więc pojechaliśmy do pediatry, potem było już za późno na wyniki, muszę jechać jutro. Acha, nie mówiłam, że do miasta mam ok 40 km ;-)

Wiadomość wyedytowana przez autora 14 marca 2016, 12:36

14 marca 2016, 22:03

Katar nie pozwala mi spać, uszy swędzą, przygłuchłam, jak to zwykle przy katarze. Już daaawno nie miałam takiego okropnego przeziębienia. Oczy mi łzawią, w gardle ciągle czuję gulę, jakby mi utknęła tabletka. Dziś wzięłam następujące medykamenty:

2x antybiotyk (połyżeczkowy od gina)
2x rutinoscorbin
2x gripex max (saszetka do rozpuszczania)
2x spraj do nosa na katar
2x probiotyk (między antybiotykami)
2 saszetki Miovarinu.

Chyba będę świecić, albo wątroba ogłosi strajk.

Podczytuję forum, zaglądam do pamiętników, a tak w ogóle to od zeszłego tygodnia lecę 4 (!!!) raz wszystkie sezony Sherlocka z Benedictem Cumberbatchem. Ło Jezusicku! Ale z niego ciacho... zwłaszcza w tej roli.
tumblr_o3h80cwuJ11tkcfooo1_500.gif

Wiadomość wyedytowana przez autora 15 marca 2016, 01:57

15 marca 2016, 13:07

Wróciłam z miasta lżejsza o prawie 400 zł. 319 za badania i 50 za parkowanie bez biletu (nie zauważyłam parkometru!). Zniżka, jaką dostałam w labie pójdzie na opłacenie mandatu wrrr!!!
Do tego coś mnie ząb poćmiewa (???) Niemożliwe! W październiku byłam na kontroli i było wszystko w porzo. Trzeba dziada obserwować i jak nie odpuści to do dentysty. Wiecie, dobrze, że 13tka była w marcu, bo bym nie wyrobiła finansowo. Ginekolog, badania, jutro endo...

Nie mam chęci myśleć o świętach. Nie, żebym miała depresję, ale zwyczajnie mi się NIE CHCE. Po pierwsze, nie mam siły, jestem sponiewierana fizycznie i myśli zaprzątają mi inne sprawy. Po drugie, udało mi się schudnąć 3 kg w 2 tygodnie (długie spacery + głodowe porcje) i nie chcę tego zaprzepaścić sporządzając góry tuczącego żarcia, a taką masochistką, że gotuję, a nie jem - nie jestem.
Moja mama "pocieszyła" mnie dziś, że marnie wyglądam, że zmarszczki mam i powinnam zacząć regularnie chodzić do kosmetyczki. Chyba ma rację. Wyglądam jak kupa. Włosy w strąkach, poobcierany nos, załzawione oczy, a mój ślepy mąż, jak po drodze zajechałam do niego do pracy powiedział, że ślicznie wyglądam. Miłość jest ślepa. Całe szczęście!

Są już moje wyniki, podaję ich część:

TSH - 2,3600 (styczeń 3,3800)
FT4- 16,34 ( w normie, bez większych zmian)
FT3 - 4,92 (w normie)

Beta HCG spada, w dniu poronienia miałam ponad 5000, dziś 19.
Glukoza na czczo 95 (w styczniu 80) - norma do 99.

Morfologia nie najgorzej, trochę ponad normę bazofile i eozynofile, ale zwalam na razie na chorobę.
Zleciłam też badania w kierunku zespołu antyfosfolipidowego.

Podpytam, czy nie byłoby warto zrobić krzywej cukrowej, bo z tą otyłością to może być coś na rzeczy, a jeszcze się naczytałam na forum ovu, że dziewczyny biorą Metforminę i ładnie po tym chudną i cykle się poprawiają/ zachodzą lepiej w ciążę. Może mam insulinooporność? No i jeszcze prolaktynę warto byłoby zmierzyć, ale nie wiem, czy byłby dziś sens, może po ciąży jeszcze jest podwyższona. W sumie zapomniałam go dziś zlecić, drogo by nie wyszedł.

Wiadomość wyedytowana przez autora 15 marca 2016, 18:44

15 marca 2016, 23:57

Niech to szlag! Czuję się gównianie. Jak dawno nie miałam takiego złego okresu! Poronienie, mega przeziębienie, a teraz dołączył bolący ząb, a to dopiero połowa miesiąca! Właśnie wzięłam przeterminowany o miesiąc Dexak, bo z bólu nie mogę zasnąć. 3 saszetki zostały mi sprzed paru lat, kiedy mi dentysta wypisał na ból zęba. Jutro od rana będę próbowała umówić się do dentysty. Naprawdę mam nadzieję, że do mojego się dostanę, do nikogo więcej nie mam zaufania.

Wiadomość wyedytowana przez autora 16 marca 2016, 07:52

16 marca 2016, 22:17

Dziś czuję się już trochę lepiej, katar zelżał, choć nadal nie czuję zapachów i aromatów jedzenia.
Ząb ćmi, dentysta "umarł", bo ciągle zgłasza się sekretarka, a dzwonię na stacjonarny, więc już nawet napisałam maila.

Byłam u endo, strasznie dziwny człowiek. Raz gada merytorycznie, a raz jakieś anegdoty snuje. Zastrzelił mnie pytaniem, "Czy sprawcą tej ciąży był pani mąż?" A potem zaczął wypytywać, czy nam się dobrze razem układa i czy jestem "dobra dla męża". O_O
O tyle dobrze, że nie objechał mnie za moją wagę, ale oczywiście delikatnie dał mi do zrozumienia, że tarczyca nie wydoliła w ciąży przez to, że musiała obsłużyć taką masę. Moje nieregularne cykle też wynikają z otyłości, o czym z resztą czytałam.
ps. ps. dodać muszę, że endo podkreślił, że tarczyca nie miała nic wspólnego z poronieniem, nie przy takim poziomie tsh i przy zastosowanym euthyroxie, który brałam od 6 tc. Jego zdaniem zawiniła jakaś poważna wada,"błąd natury".

Generalnie facet sympatyczny. Moje obecne hormony tarczycy są ok, powiedział, że mogę zachodzić w ciążę. Przepisał Euthyrox (połowa tabletki 75) i wit. D3. Kazał przyjść przed wakacjami, a jeśli zajdę w ciążę to mam się zgłosić szybciej i zlecił mi badania, z tym że mam je wykonać przed następną wizytą, aby hormony doszły do siebie po ciąży.

Powiedział, że teraz po ciąży mam "zresetowane" jajniki i musimy im pozwolić działać, bo wielce prawdopodobne jest, że płodność wróci szybko, a jeśli będzie problem, to mi przepisze Metforminę, ale muszę jeszcze wykonać badania (insulina itd). No i dodał, że im waga będzie niższa, tym łatwiej to wszystko pójdzie, no tyle to wiem. Generalnie - pozytywnie.

Strasznie, ale to STRASZNIE męczy mnie pewna rzecz. Od wczoraj czuję gulę, kluchę, ciało obce w przełyku. Jakby mi tabletka utknęła. Męczące to strasznie!!! Mam lekką chrypę, zdarzało mi się takie uczucie kilka razy po mocno wysilonym głosie, ale nawilżające tabletki pomagały, a teraz nic nie pomaga. Chwilami mi to mija, zwłaszcza jak jem, ale jak tak siedzę, nic nie mówię, to czuję i czuję. Tarczyca raczej odpada... Ciało obce? Zapalenie? Powinien obejrzeć laryngolog. Ja się zastrzelę!!

Wiadomość wyedytowana przez autora 16 marca 2016, 22:21

17 marca 2016, 11:50

Odkopałam z zakładek ciekawy symulator wagi. http://modelmydiet.com/eywomen
Wpisuje się obecny wzrost i wagę - można przełączyć z cali i funtów na cm i kg, typ sylwetki (klepsydra, jabłko, gruszka), a nawet w dodatkowych opcjach określić kolor włosów, cery, fryzurę i zobaczyć się obecnie i jak by się wyglądało w innej wadze.

Wiadomość wyedytowana przez autora 17 marca 2016, 11:46

17 marca 2016, 18:52

Ucieszyłam się, pojawił się dziś rozciągliwy śluz. To dopiero 15 dni po poronieniu. Krwawiłam, a potem plamiłam do 7 dnia (potem w 9 i 10 dniu maleńki epizod ze smugą czerwieni na papierze), a tak to śluz mam przeważnie wodnisty i dziś też zaznaczyłam wodnisty, a teraz patrzę, że jednak rozciągliwy. Takie coś to ja rozumiem. Teraz poproszę owulację :-) Następnie okres i zaczynamy nowy cykl i seks na całego :-)

17 marca 2016, 21:51

Mam koleżankę ze studiów, kilka lat temu wyszła za mąż i mieszka w innym mieście, na razie nie mają dzieci i tak między wierszami zrozumiałam, że mają z tym problem, ale nie wypytywałam, bo widziałam, że nie jest skora do mówienia. Czasami się odwiedzamy, parę razy w roku dzwonimy, wysyłamy kartki na święta. Dodam, że byłą moją świadkową na ślubie, a ja byłam gościem na jej.
W lutym zadzwoniłam do niej, bo już od lata nie mieliśmy wieści od nich i niestety, nie wytrzymałam i powiedziałam o mojej ciąży, pogratulowała mi. Rozmowa była miła, na przeróżne tematy, wcale nie ciążowe, bo zdaję sobie sprawę, że jej mogło być przykro, jak się dowiedziała, ale też bez sensu byłoby nie mówić nic, w końcu to nie moja wina, że u nich się nie udaje.
Tuż po poronieniu napisałam do niej sms, że straciłam dziecko, krótko napisałam co i jak. Odpowiedź, jaką od niej dostałam była... dziwna. Dosłownie taka, cytuję: " :( "

Właśnie otrzymałam list od niej, po grubości koperty domyśliłam się, że to życzenia świąteczne, ale oczekiwałam jakiegoś nawiązania, choćby zawoalowanych słów pociechy, wyrazów współczucia, czegokolwiek... A dostałam sztampowe życzenia smacznego jajka, bogatego zająca i mokrego dyngusa!
Kurczę, przecież byłyśmy tak blisko... zwierzałyśmy się sobie... To już koleżanki z pracy do mnie dzwonią i dopytują o samopoczucie, a nie nazwałabym ich swoimi przyjaciółkami, po prostu koleżanki, z dobrymi relacjami, ale jednak tylko w pracy. Przyznam, że odczułam przykrość. Próbuję ją tłumaczyć, może miała swoje powody, może przeżywa jakąś własną tragedię związaną z niemożnością poczęcia, ale większość kobiet tym bardziej (chyba) poczułoby się solidarnie i chciało to okazać, a tu... milczenie. Jak to rozumieć?

Wiadomość wyedytowana przez autora 17 marca 2016, 22:35

18 marca 2016, 11:08

Jestem w poczekalni u gina,ma mi przedluzyc zwolnienie do świąt. Pokaże mu najnowsze wyniki i zapytam co dalej.

18 marca 2016, 22:57

Dzisiejsza wizyta u gina przebiegła w całkiem nieoczekiwany sposób. Przyjechałam na czas, ale czekałam godzinę na swoją kolej. Weszłam.
- Dzień dobry Pani Anno, co tam słychać?
- Dzień dobry, panie doktorze, przyjechałam bo dziś kończy mi się zwolnienie i miałam przyjechać po przedłużenie do świąt, przy okazji, byłam u endokrynologa i mam informację na piśmie od niego i mam też najnowsze wyniki.
- Ale ja tego nie odczytam, to jest niewyraźnie napisane [faktycznie bazgroły]
- To ja mogę streścić, bo wiem, co jest napisane... [w pracy nie takie hieroglify odczytuję]
- Dobrze, ale teraz wypiszę pani to zwolnienie... do kiedy?
- Do 25 marca, ale ja potrzebuję trzy... pracuję w trzech miejscach.
- Ile? Trzy? Nie, ja tego nie wypiszę. Ja mam inne priorytety, to znaczy przebadać pacjentki, które tam czekają!
- No to co ja mam zrobić, w poniedziałek w takim razie muszę stawić się do pracy...
- Pani Anno, ja dziś tego nie ogarniam, za dużo tego wszystkiego. Proszę wyjść i poczekać, jak obsłużę pacjentki, to wypiszę pani te zwolnienia.
- A ile to może potrwać [pytam, bo już wkurwa czuję i chaotycznie pakuję moje papiery]
- Nie wiem dokładnie, niech pani poczeka.

I odprowadził mnie do drzwi. Siadłam na krześle i poczułam, jak się we mnie wszystko gotuje ze złości. Poczułam się potraktowana, jak osoba drugiej kategorii! Nosz kuźwa, przecież sam mi kazał na tę godzinę przyjechać, odsiedziałam godzinę i jeszcze mnie wyprasza za drzwi i każe czekać!? Za każdą wizytę kasował po 180 zł, więc trochę szacunku dla mojego czasu też się chyba należy! I się rozbeczałam. Normalnie czułam, jak łzy cisną się do oczu, wyciągnęłam chusteczkę i płakałam, baby na mnie patrzały dziwnie, ale nie zamierzałam się tłumaczyć. Przeszły dwie pacjentki, minęło ok 15 minut. Drzwi do gabinetu się otworzyły i wyszedł lekarz, minął tę pacjentkę i poprosił mnie do środka. Zobaczył, w jakim jestem stanie i strasznie mu się chyba głupio zrobiło. Usiadłam na przeciw niego.
- Pani Aniu, bardzo panią przepraszam, zaraz wypiszemy te zwolnienia.
- Dobrze, tu są nipy zakładów pracy.
- Nie, niech pani dyktuje lepiej. Ale czemu aż trzy prace? [zaczyna wypisywać pierwsze]
- Panie doktorze, to godzinka, tu dwie, wie pan jak teraz nauczyciele pracują...
- A pani wie, jak lekarze pracują?
- Wiem, ale tego nie można porównać. Pokaż lekarzu, co masz w garażu... Ja oczywiście nikomu do kieszeni nie zaglądam, ale sytuacja w oświacie jest trudna. Człowiek każdej godzinki się chwyta.
- Rozumiem, to jaki jest pierwszy nip?
- ....

Dalej podawałam te nipy, doktorek żartował, że mój pesel to będzie znał na pamięć, zajrzał do wyników, zdziwił się, że beta wysoka jeszcze (raptem 19... ale kazał powtórzyć wynik za 2 tygodnie). Streściłam mu, jakie zalecenia dał endo. Zapytałam o parę innych spraw, umówiliśmy się z wizytą na 20 kwietnia. Dał mi gratisowe saszetki Miovarinu (takie, co to przedstawiciele handlowi mu dają). Wstałam, podałam mu rękę i powiedziałam:
- Przepraszam pana za mój emocjonalny wybuch.
- To ja panią bardzo przepraszam za tę sytuację.
- No to do zobaczenia w kwietniu.
- Do widzenia Pani Anno. [Uśmiechy]

No i tak to wyglądało. Co do mojej pracy, to pracuję w szkole, ale mam dwie inne drobne pracki (2 godzinki w jednym miejscu, 2 w drugim), ale wszędzie zwolnienie muszę zanieść osobne. Takie buty.
Teraz to mi się śmiać chce... bo w sumie z tych nerwów dogryzłam mu z tym, co ma lekarz w garażu... No bo czy tak nie jest? Nie umniejszam roli lekarzy, mam do nich (do większości) duży szacunek, ich studia były ciężkie i całe życie muszą się dokształcać i odpowiedzialność mają ogromną... Ale stawki chyba im to wynagradzają... przynajmniej w gabinetach prywatnych. Ale normalne, że nie chcę być poniżona, niby z jakiej racji. Dobrze, że to jednak dobry człowiek. Umieliśmy zostawić dobre wrażenie po tej wizycie. Widziałam, że mu zależało i to nie było na pokaz. Nawet proponował, że może mi dać więcej zwolnienia, ale nie skorzystałam. Miał może gorszy dzień, przytłoczyła go ilość pacjentek może... ? Trzeba zrozumieć człowieka, bo ja też poczułam się zrozumiana na koniec.

ps. pytałam ile należy się za wizytę, ale nic nie chciał :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 20 marca 2016, 09:25

19 marca 2016, 19:59

Właśnie wróciliśmy ze szpitala, dokąd zabraliśmy córkę, bo po upadku na rolkach boli ją nadgarstek. Po RTG okazało się, że ani to złamanie, ani zwichnięcie, stłuczenie - ufff!

Ze spraw intymnych, od paru dni pojawia mi się śluz rozciągliwy, dziś zaczął mnie ćmić lewy jajnik i śluz rozciągliwy pojawił się pod wieczór. Tempki nie mierzę w tym cyklu, z resztą przy tej chorobie to bez sensu. Myślicie, że słusznie domyślam się, że mam/będę miała owulację? U mnie kłucie jajnika oznacza owu, bo obserwuję od lat, że po takim epizodzie kłucia @ dostaję około 2 tygodnie później. Obie ciąże, dokładnie to wiem, to efekt seksu bez zabezpieczenia właśnie w trakcie bólu jajnika (ew. dzień przed). Czekam zatem, czy @ przylezie za dwa tygodnie. Jeśli tak się stanie, to będę happy, bo nie dość, że moje obserwacje byłyby słuszne, to jest duża szansa, że płodność (owulacja) wróciła, i że cykl będzie przyzwoitej długości. Dziś 17dc licząc od łyżeczkowania.

20 marca 2016, 17:49

Jedna z dziewczyn napisała dziś w pamiętniku, że straciła lata. Mogłaby już mieć dwójkę dzieci, a nie jedno. To poniekąd także mnie dotyczy, ale nie do końca.
U mnie instynkt macierzyński uruchomił się późno, dopiero ok 28 roku życia, już po ślubie. Wcześniej nigdy nie pociągały mnie maluszki, nie czułam żadnego drgnienia w sercu na ich widok, nie rozczulały mnie, nie chciałam brać na ręce dzieci znajomych, nie czułam, że już się do tego nadaję. Po urodzeniu córki zaś nie mogłam się doczekać, kiedy zrobi się "kontaktowa". Siedzenie w domu ze śliniącym się niemowlakiem, choć miało swoje uroki, nie jest na szczycie listy "najpiękniejsze wspomnienia macierzyństwa". Najfajniejsza część tej przygody zaczęła się gdzieś po roku, jak zaczęłam pokazywać córce świat, a ona mogła mi "odpowiadać".
Po około 2 latach rodzinka zaczęła zagajać o rodzeństwo dla małej, ale ani ja ani mąż nie czuliśmy się gotowi na takie decyzje. Nasze warunki lokalowe to 1 pokój, dopiero zaczynaliśmy stawać finansowo na nogi, a ja musiałam "pilnować" pracy. A szczerze mówiąc znów miałam etap "nie pociągają mnie śliniące się niemowlaki".
Dopiero, jak córka skończyła 5 lat zaczęliśmy wspominać, że chyba byłby czas na drugie, ale bez spinania się. Ale od tego mniej więcej czasu znów zaczęłam ciekawie zaglądać do wózków, obserwować kobiety w ciąży, odwiedzać koleżanki, które właśnie zaczynały rodzić rodzeństwo dla swoich jedynaków. Niestety, moja waga właśnie wtedy osiągnęła swój krytyczny pułap, moje cykle niemal ustały. Otyłość dopadła także mojego M. Przeszliśmy z mężem na dietę, zaczęliśmy się ruszać i tak powoli, drobnymi kroczkami w 2014 roku ja doszłam do wagi sprzed 1 ciąży, a mąż prawie że wrócił wagą do stanu sprzed ślubu. Cykle znów zaczęły mi się rozkręcać, poprawiła się ich regularność.

Czy straciliśmy czas? Zapewne tak, ale z drugiej strony czy mieliśmy "robić" drugie dziecko bo tak by wypadało, bo oczekuje tego rodzina? Gdybym urodziła w tym roku we wrześniu, to byłoby dla mnie optymalnie. Teraz zaś czuję lęk, że się nie uda. Teraz czuję, że 40 dyszy na karku. Pod tym względem zmarnowałam czas.

Wiadomość wyedytowana przez autora 20 marca 2016, 22:00

21 marca 2016, 18:00

Byłam dziś u laryngologa, bo od tygodnia czuję tę "utkniętą tabletkę" w gardle. Kobita obejrzała nos, uszy i gardziel i powiedziała, że mam jeszcze czerwone gardło, że widzi podrażnienie głęboko w gardle i podejrzewa refluks. :( Mam zrobić gastroskopię (!!!) i jeszcze iść do alergologa, bo mam obrzękniętą śluzówkę nosa.
Co za popierdzielony miesiąc! Nie byłam na zwolnieniach od lat, nigdy nic poważnego poza jakimś większym grypopodobnym stanem nie miałam. A teraz niby refluks? Może to przez leki? W końcu 10 dni antybiotyk brałam i przeziębiona na maksa byłam.
Refluks kojarzy mi się ze zgagą, pieczeniem przełyku, odbijaniem... a ja nie mam niestrawności, żadnych takich objawów. Tylko ta "gulka". Jutro idę do rodzinnego.

Wiadomość wyedytowana przez autora 21 marca 2016, 17:56

22 marca 2016, 19:02

Dziś był pierwszy wiosenny dzień. Rano deszcz, ale do południa piękne słońce i wygrzewające się muchy na ścianie za oknem. Srali muchy, idzie wiosna, będzie nowa trawka rosła :D Nawet nie wiem, skąd to znam.
Gula w gardle leciutko odpuszcza po oleju nawilżającym do gardła, pastylkach propolisowych i tabletkach (ohydnych z wit. A+E).
Poszłam dziś do rodzinnego, pokazałam wyniki (lekarz powiedział, że dobre). Powiedziałam w skrócie co i jak, z poronieniem, ginekologiem i endokrynologiem. Wywalczyłam skierowanie na TSH i lipidogram (ale na badanie insuliny, poziomu wit. D i usg tarczycy nie chciał dać - a to także muszę zrobić ). Dokładnie powiedział mi tak:
Nas nie musi interesować, że pacjentka chodzi prywatnie do lekarza. Mogę pani dać skierowanie do poradni endokrynologicznej, poczeka pani na termin za 1,5 roku i tam panią pokierują na badania.

No to jest chore!! Tyle się mówi o profilaktyce, a w rzeczywistości nikogo nie obchodzi zapobieganie. Myślę, że najlepszą profilaktyką jest zdrowa dieta (utrzymanie dobrej wagi) i ruch, żeby nie musieć odwiedzać lekarzy.
Co do kluski w gardle, powiedziałam (pokazałam kartkę od laryngologa), że lekarka sugeruje refluks i zaleca gastroskopię, ale rodzinny nie pociągnął tematu, zapytał czy mam zgagę, odbijanie, pieczenie w przełyku, a ja mówię, że nie, to mi zapisał witaminki do ssania i mleczko magnezowe na zgagę. Poleczę się preparatami od laryngologa i rodzinnego parę dni, ale jak po świętach nie przejdzie, to wrócę do rodzinnego... Ehh...
Z pracy też nie mam fajnych wieści. Napotkana koleżanka opowiedziała mi to i owo o nowych zarządzeniach nowej władzy. Boję się, żeby ta praca nie stała się koszmarem.

24 marca 2016, 14:38

Dochodzę do wniosku, że strasznie tutaj smęcę. No jakoś więcej rzeczy mnie dołuje niż cieszy. Może zatem będę trzymać się faktów.
Nieśmiało i zaciskając kciuki obstawiam, że kończą mi się dni płodne. Owulacja była i czekam na @. Śluz mam bardzo dobry w tym cyklu, czy nie za dobry? Dziś 23 dc, większość dni jest mokro, wodniście, a ostatnie 5 dni śluz był rozciągliwy, dziś zaczął się kremowy, ale wciąż dość mokro.

Jeszcze zastanawiam się nad badaniami insulinooporności. Niby glukoza na czczo mieści się w normach (bliżej górnej niż dolnej granicy), ale krzywej nie robiłam. Endo kazał zrobić krzywą za 3 miechy, jak będę się do niego wybierać na kontrolę. Ale czy warto tyle czekać? Laski z IO mają też często problem z tarczycą, nadwagą, zaciążeniem, nieregularne cykle... to by pasowało do mnie. Dostają metforminę (połączenie metamfetaminy z morfiną? ;) ) i tracą na wadze (na pewno też trzeba zwracać uwagę na dietę) i poprawia się im płodność. Może ja tu tracę czas na mozolne zrzucanie kilogramów, a mogłabym sobie pomóc lekiem. Oczywiście nic na własną rękę.

Osobiście marzę sobie, że do czerwca będę znów w ciąży! O naiwności! Ale marzyć nikt nie zabroni :)

Idą święta, ale tego nie czuję. Porobiłam stroiki wczoraj, robię jakieś pozorowane ruchy w kierunku sprzątania, ale wywraca mi się wszystko do góry nogami. Najchętniej nie jeździłabym w gości.

Wiadomość wyedytowana przez autora 24 marca 2016, 14:35

1 2 3 4 5