Zapisz się i otrzymuj powiadomienia o
zniżkach, promocjach i najnowszych ciekawostkach ze świata! Jeśli interesują
Cię tematy związane z płodnością, ciążą, macierzyństwem - wysyłamy tylko
to, co sami chcielibyśmy otrzymać:)
O mnie: Rocznik 86. Raczej pesymistka, która lubi wszystko mieć zaplanowane.
Czas starania się o dziecko: Starania od grudnia 2015, z przerwami na zabieg męża i moją operacje
Moja historia: Historia chyba taka jakich wiele. Gdy ustabilizowała się sytuacja finansowa zdecydowaliśmy, że postaramy się o dziecko. Najpierw 3 miesiące przyjmowania kwasu foliowego, a potem jeden wielki, nieustanny zawód i cierpienie.
Moje emocje: Chyba brak we mnie już jakichkolwiek pozytywnych emocji. Tylko smutek, żal, poczucie niesprawiedliwości
Nikt mnie nie rozumie. Nikomu nie mogę mówić o moich problemach, bo przecież co mi można doradzić, ile razy można słuchać że ciągle nie mogę mieć dziecka. A ja odczuwam potrzebę aby o tym pomówić tylko nie mam z kim. Może pisanie mi pomoże. Zobaczymy.
Gdy postanowiliśmy, że chcemy mieć dziecko, dość szybko, bo po chyba 3 miesiącach okazało się, że potrzebny jest zabieg u męża. Czas oczekiwania: pół roku. Wtedy myślałam, że no cóż bywa, nie ma tragedii. Teraz żałuję, że nie poszliśmy na zabieg prywatnie. Byłoby szybciej. A tak stracone pół roku. Przez te pół roku oczekiwania na zabieg staraliśmy się, bo lekarze nie powiedzieli, że się nie może udać. I tak minął pierwszy rok. Potem po zabiegu badanie nasienia i morfologia poniżej 1%. W klinice usłyszeliśmy, że tylko in vitro. Lekki szok - no bo jak to in vitro? Przecież jesteśmy młodzi, coś się chyba komuś pomyliło, a nawet jeśli nie to skąd wziąć pieniądze. Nie wiem ile czasu poświęciłam na czytanie artykułów na temat tego jak poprawić morfologię. Mąż dostał mnóstwo witamin, mace, orzechy brazylijskie, zaczął się ruszać. Po trzech miesiącach miał wykonać kolejne badanie, ale zachorował i dostał antybiotyk. I trzeba było czekać kolejne 3 miesiące. Normalnie zwariować można, ciągle tylko czekać i czekać. W międzyczasie zrobiłam wszystkie podstawowe badania, drożność jajowodów. Niby wszystko ok. Choć jeden lekarz sugerował Hashimoto, ale znowu inny powiedział, że to bzdura. Dostałam mnóstwo leków. Był moment, że dziennie łykałam 16 tabletek. Ale źle się po nich czułam, więc odstawiłam, tym bardziej, że przecież lekarze mówili, że w naszym przypadku tylko in vitro. Mój mięśniak zaczął rosnąć, ale wszyscy lekarze mówili, że jest w takim miejscu, że nie przeszkadza w zagnieżdżeniu zarodka i aby nie usuwać.
Po trzech miesiącach zrobiliśmy badanie nasienia w innej klinice, ponieważ zależało nam na konkretnym andrologu. Tam okazało się, że morfologia 4%. Niby duża radość, ale jednak nie, bo lekarz powiedział, że patrząc ogólnie na wyniki męża, to przez ostatnie dwa lata powinnam przynajmniej zajść w ciąże i poronić, a u mnie nic. A to oznacza, ze coś ze mną jest nie tak
Jakbym czytała swoją historię. Czekaliśmy na poprawę i się doczekaliśmy ale to nic nie dało, były cykle na clo i nic. Flustracja sięgnęła zenitu. Zdecydowaliśmy sie na in vitro, udało się w pierwszym transferze. O dziwo moje komórki też nie były dobre, sporo odpadło w pierwszym dniu hodowli. Nikogo nie namawiam na in vitro. Ale wiem co znaczy ciagłe czekanie wcale nie pomaga
Mąż i ja - słabe nasienie. In vitro - bez powodzeń. To tak gwoli wstępu, że rozumiem.
Kochana, nam lekarze powtarzają, że mężczyźni produkują plemniki różnie - jeżeli się poprawiło to szansa jest! Nam np. się nie poprawiło za bardzo to rozumiem, że diagnoza brzmi, że raczej się nie uda. Ale skoro Twojemu się poprawiło tzn, że jest nadzieja. Wg ginekologów inf jest najskuteczniejszą i najszybszą metodą leczenia i mają rację zapewne ale natura też Was może zaskoczyć!
Jesteśmy w podobnym wieku. Mąż badał fragmentację DNA plemników i HBA? U nas parametry bardzo się poprawiły po suplementacji wiec dajemy sobie czas do końca roku jeszcze a potem in vitro. Nie ma na co czekać.
Tak, metodą ICSI.
Fragmentacji DNA i HBA u nas w kraju nie robią. Robiliśmy tylko badanie ruchliwości, wyszło ponad 90% wszystko niby super, przy cyklu z clo i zastrzykiem na pęknięcie gin mowil ze nie ma szans że się uda na pewno. Ale nie udało, a między nami zaczęło się psuć bo ja nie dawałam psychicznie rady gdyby w rodzinie kolejne ciąże.
Nie żałuje in vitro, żałuje tylko, że tak późno. Mieliśmy zacząć stymulację w lutym ale lekarze zapewniali, że uda się naturalnie jak wyniki męża się poprawiły.
Nie chce w żaden sposób namawiać i zapewniać o powodzeniu tej metody, każdy musi sam zdecydować. Szwagierce się nie udało, próbowali kilka razy, wszystko zawsze ksiazkowo ale byli młodsi, mając tyle lat co my teraz mieli papiery z OA i czekali na dziecko,stwierdziła wtedy, że „tak musiało być a Chłopczyk, którego adoptowali był im przeznaczony”.
Próbowaliście cyklów ze stymulacją? Bądź inseminacji? Może spróbujcie dwa cykle z inseminacją, jak się nie uda wtedy stanowcze kroki
W kolejnej klinice niepłodności usłyszałam, że mój mięśniak nie przeszkadza w zajściu w ciąże, ale jest już tak duży, że może przeszkadzać w utrzymaniu ciąży. Do tego, jest tak duży, że można go wyciąć tylko poprzez tradycyjną operacje. A to oznacza, że nawet jeśli kiedyś będę wciąży to czeka mnie cesarskie cięcie. Szłam do kliniki z myślą o inseminacji lub in vitro, a wyszłam z zaleceniem operacji. Chciałam aby rok 2018 był ostatnim rokiem starań. Gdyby nie udało się z pomocą medyczną to znaczyłoby, że po prostu nie możemy mieć dzieci. Ale nie może być nigdy tak jak sobie zaplanuje. Wszystko znowu się przedłużyło. W międzyczasie kupiliśmy dom. Bardzo długo nie lubiłam wchodzić do pokoju, który w myślach przeznaczyłam dla naszego dziecka. W końcu mamy dom, ale jest on dziwnie pusty. Zaczęłam chodzić do psychologa. Trochę to pomogło, ale tylko na początku, potem to już było zwykłe wyciąganie kasy od osoby która nie radzi sobie z problemem.
Lekarz do którego poszłam aby umówić się na operację, powiedział że mięśniak jest duży ale on wytnie mi go laparaskopowo. To była duża ulga. Na operację czekałam 4 miesiące. Czekałam z nadzieją, że może jednak w między czasie zajdę w ciąże naturalnie. Ale oczywiście cud się nam nie przytrafił. Pobyt w szpitalu był okropny. To jak traktują w szpitalu człowieka jest straszne. Po operacji usłyszałam, że mam teraz odczekać pół roku, aż macica się zagoi. Nie wolno mi było zajść w ciąże. A co się stało podczas pierwszej owulacji - pękła prezerwatywa. Aby nie ryzykować musiałam wziąć tzw. tabletkę po. To było dla mnie straszne, przecież ja chciałam mieć dziecko. Tyle czasu, pieniędzy na to poświęciłam, aby być w ciąży, a ostatecznie musiałam łykać tą durną tabletkę, aby macica mogła się w spokoju zagoić.
pół roku od operacji minie w styczniu. Przez te pół roku niby miałam odpocząć od tematu dziecka, ale nie potrafię. Ten temat i tak jest przy mnie codziennie. Nie ma dnia, abym o tym nie myślała. Są momenty, że nawet jestem skłonna zrezygnować ze starań, ale po innych dziewczynach na forum, widzę że chyba od tego tematu nie da się odciąć. Ostatecznie i tak do mnie wróci.
Moja koleżanka, która długo starała się o drugie dziecko urodziła we wrześniu. Myślałam, że pojadę do niej zobaczyć małego synka. Myślałam, ze może warto spróbować, bo może nam też w przyszłym roku się uda. Przez chwilę miałam pozytywne nastawienie. Przez chwilę, bo 3 tygodnie temu dowiedziałam się, że znajomi od razu w pierwszym cyklu starań zaszli w ciąże. Tak po prostu. Ja i mój mąż tyle przeszliśmy, tyle badań, tyle cierpień, prawie się rozstaliśmy, a oni tak po prostu bez problemu będą mieli dziecko. Uważam świat za niesprawiedliwy. Nie rozumiem czemu musimy przez to przechodzić. Przestałam spotykać się ze znajomymi, którzy mają małe dzieci lub od których mogę usłyszeć, że będą mieli dziecko. W niedzielę mąż sam jedzie do znajomych aby zobaczyć ich nowego syna, bo ja nie dam rady. Od stycznia znowu możemy się starć, ale lęk przed tym, że znowu się nie uda zniechęca mnie do tego. Nie wiem jak poradzę sobie z tym. Na in vitro nie mamy pieniędzy, a z drugiej strony nie wiem czy nawet jakbym je miała to oddałabym je klinice niepłodności w zamian za jakąś tam szanse, ze może się uda. Nie chcę próbować, bo boję się, że się nie uda. Nie chcę znowu tak cierpieć i przeżywać co miesiąc, że znowu się nie udało. Ale z drugiej strony nie potrafię zmusić siebie aby nie myśleć o dziecku.
Doskonale rozumiem co czujesz. Moja kuzynka zaszła w ciąże za pierwszym razem. Później po wielu próbach i Nam się udało. Byłam taka szczęśliwa. Niestety szczescie nie trwało długo. W 10tc straciłam ciążę. Zaraz ona urodziła. Nie potrafiłam jej nawet pogratulować. Dalej sie staralismy. Po prawie roku udało się. Jestem w ciazy. Oczywiscie owa kuzynka rowniez - znowu za pierwszym razem. Gdybym dowiedziała sie o jej ciazy, nie bedac samej w ciazy - chyba pekło by mi serce. W dodatku jest młodsza ode mnie. Wiem co czuje kobieta, ktora na około jest bombardowana samymi wiadomosciami o ciazy. Trzymam kciuki, zeby nowy rok był dla Was owocny. :)
Bardzo dobrze Cię rozumiem. Czytając Twoje wpisy czytam swoje myśli. Mamy również duże trudności w zajściu w ciążę i jej donoszeniu a wokół sami szczęśliwy znajomi praz rodzina..nikt nas nie rozumie, a ja coraz bardziej odsuwam się od świata i od ludzi. Jak wróciłam do pracy po poronieniu rok temu, trzy koleżanki z pracy zaraz zaszły w ciążę...myślałam, że tego nie przeżyję..ale żyłam nadzieją, że przecież mi też się zaraz uda - nie stało się tak. Minęło 12 miesięcy (prawie 13 miesięcy) od poronienia a ja w ciążę nie zaszłam, koleżanki porodziły dzieci, kolejne własnie w ciążę zaszły a u nas nic nie drgnęło. Nie che wychodzić do ludzi, nie chce chodzić do pracy, nie chce spotykać się z rodziną... chcę zasnąć i obudzić się będąc szczęśliwą.
JJ. mi też nie chce się chodzić do pracy, najchętniej nie wychodziłabym z domu, aby przypadkiem nie trafić na kobiete w ciąży lub z małym dzieckiem. Trochę to straszne, ale nie potrafię tego zmienić
Mój mąż właśnie poszedł do sąsiada. Ja zostałam w domu, aby nie patrzeć na jego małe dzieci. Łatwiej jest mi żyć w samotności, z dala od ludzi z dziećmi. Chętnie pobawiłabym się z małymi sąsiadkami, ale po co skoro potem będzie mi smutno z tego powodu.
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 listopada 2018, 21:04
Ale czasem mobilizowanie się do ludzi to pomaga potem, albo właśnie "narażanie" się na kontakt z maluchami może trochę uodporni na stresy? Sama nie wiem...
Prawie każda z nas przechodzi ten etap - unikanie wszystkich dzieci na świecie, ciężarnych i pchających wózki. Fajnie, że mąż nie zmusza Cię do udziału w tych spotkaniach towarzyskich, mój nie jest taki wyrozumiały.
Przeczytałam kilka Twoich wpisów i faktycznie u Was te starania się przeciągają, ale wzięłabym to za dobrą monetę - pokonujecie przeszkody i może się wtedy uda, naturalnie. Gorzej jak wszystko jest ok i lekarze rozkładają ręce a lata mijają. Mało która z nas ma też komu się wygadać , a już o zrozumieniu w ogóle nie ma mowy - żadna kobieta czy para która zaszła bez problemów w ciążę nie jest w stanie nas zrozumieć. Tu pomaga forum :)
Kalija widzę, że u Ciebie też to wszystko sie ciągnie i ciągnie, a teraz III próba in vitro przed Tobą. Mój mąż wolałbym abym jezdziła do znajomych z dziećmi razem z nim, ale wie w jakim potrafię być stanie gdy zaczynam się mocno przejmować. To on musiał w najgorszych momentach podnosić mnie zapłakaną z podłogi gdy znowu się nie udało i chyba on nie chce wracać do tych momentów
Dziś rano kupiłam prezent dla dwumiesięcznego synka znajomych i wysłałam męża samego. Chciałam zobaczyć znajomych, ale wiem, że po powrocie płakałabym, pewnie nie mogłabym zasnąć, więc w sumie doszłam do wniosku, że niewarto. Zrobiłam obiad i oglądam seriale, w sumie lepsze to niż oglądanie słodkich dzieci. Powoli odlczam czas do kontrolnej wizyty po operacji. 15 grudnia dowiem się czy możemy już się starać czy dopiero od stycznia. Jak zwykle w mojej głowie kolejne wątpliwości: niedawno zmieniłam pracę,na taką która w końcu mi się podoba. Jeśli jakimś cudem by nam się udało to nie dostane umowy na czas nieokreślony i nie będę mogła wrócić do tej fajnej pracy. Tylko co odkładać starania - to byłoby głupie, bo nie mam czasu aby tak sobie odkładać starania. W sumie przecież i tak nie wierzę, że nam się uda. Jak zwykle wszystko w mojej głowie jest zagmatwane. Zawsze muszę znaleźć jakiś problem. Ale z drugiej strony robię jakieś postępy: znajduje problemy, ale staram się na nich nie skupiać
Dziś dowiedziałam się, że jedna dziewczyna z pracy jest w ciąży. Pół roku temu wróciła z urlopu rodzicielskiego. Dziecko nieplanowane, po prostu wpadka. Kiedyś gdy coś takiego słyszałam to było mi przykro. Teraz jedyne co odczuwam to złość. Jestem zła i mam dość słuchania takich historii. Wiem, że jest to częścią naszego życia, ale wolałabym po prostu nie musieć brać w tym udziału. Wszystkie koleżanki, które są matkami zachwycają się tą ciążą, a ja mam dość słuchania tych zachwytów. Ale co zrobić takie życie.
Nie rozumiem tylko dlaczego niektórzy mogą mieć dzieci bez żadnego problemu i ile chcą, a inni są pokrzywdzeni.
Rozumiem cie. Masz swieta racje. Niektore kobiety sa wiatropylne a drugie latami staraja sie. Gdzie jest sprawiedliwosc? Nie ma jej. Przekonuje sie o tym na kazdym kroki.
Łączę sie w bólu...
Niedawno zmieniłam pracę. Prawie wszystkie moje koleżanki mają dzieci. Gdy słucham ile mają obowiązków to doceniam to, że jednak nie mamy dzieci. Ostatnio doszłam do wniosku, że ja tak w sumie nie chcę już dziecka. Kiedyś bardzo chciałam, a teraz w sumie dochodzę do wniosku, że ja po prostu obawiam się samotności i wykluczenia. A to chyba słaby powód na posiadanie dziecka. Och, aby takie nastawienie już ze mną zostało. Nie chcę wracać do poprzedniego nastroju. Takie podejście jest lepsze. Tylko w sumie gdy czytam inne wpisy to chyba zawsze pragnienie dziecka powraca. Oby nie w moim przypadku
Nie chce mi się jechać na święta. Nie widzę w nich nic przyjemnego. Na pewno trafię na małe dzieci, a próbuje ich unikać od 2 miesięcy.
Lekarz powiedział, że już wszystko się zagoiło po operacji i możemy się starać. Ale ja już po prostu nie chcę. Po trzech latach starań mam już tego dość. Po prostu zostane sama. Już nawet z mężem śpimy w oddzielnych pokojach. To jest efekt naszych starań. W ogóle nie rozumiem zamysłu istnienia na świecie. Po co to wszystko?
Wiadomość wyedytowana przez autora 21 grudnia 2018, 19:13
Ja organizuje swieta u siebie przychodzi do mnie siostra z mezem i dziecmi i akurat tu cale szczescie bo ja rowniez nie moge zniesc widoku dzieci i ciezarnych ale dzieci od siostry mi nie przeszkadzaja kupilam im tez prezenty natomiast na viezarne kuzynku to nie umiem spojrzec nawet i unikam takich sytuacjini szczerze to nawet wolalabym w 2 spedzic swieta niz przezywac takie rzeczy. Z mezem nie umiemy sie w zadnej kwestii dogadac on mnie ma dosc i ja jego t9 okropne bo i czasu dla siebie nie mamy maz ucieka fo pracy ja w sumie podobnie i nie ma czasu nawet sie poprzytulac odetchnac:( o rozwodzie nawet dzisiaj byl temat
Czyli masz podobną sutuacje. Staranie się o dziecko chyba powinno wyglądać inaczej. Ja z perspektywy czasu uważam ten cały okres starań za błąd. Żałuje, że nie potrafiłam nad sobą zapanować i zapragnęłam dziecka. 3 zmarnowane lata
Te 3 ostatnie lata były oczekiwaniem na dziecko, które miało nam przynieść szczęście. Ale okazały się najgorszym ojresem w moim życiu. To dziecko, którego nie ma przyniosło nam tylko smutek, ból i cierpienie. Ja już nie chce dziecka. Chcę się od tego odciąć, tylko że jest to trudne, gdy przez 3 ostatnie lata nie było dnia, abym nie myślała o dziecku, którego nie ma. Ciągle traciłam tylko czas na bafania, czytaniu artykułów o niepłodności. Zdecydowałam się na operacje, która nic nie dała poza bólem. Chyba nie tak powinno wyglądać zakładanie rodziny. Ja już nie chce dziecka. Zbyt wiele mnie ono kosztowało do tej pory.
Jaka operacje mialas? Powiem Ci ze ja tez wierzylam w leki badania itp ale zycie zweryfikowalo plany inaczej mialam tez zastrzyki ovitrelle w konsekwencji spuchlam mialam duze wahania nastroju i wypryski bromergon dal mi mdlosci zmagalam sie z nimi przez tydzien a i tak czasami slabo mi bylo wszytsko aby spelnic marzenie i walka nieustajaca walka dziecko nas nie chce a my sie oddalamybid siebie nie tak mialo byc chyba powrocimy do zabezpieczen bo w maju jedziemy na wczasy i szczerze nie chce wyladowac w szpitalu .
Miałam wycinany mięśniak. Operacja miała przynieść ulgę w bólu podczas okresu, a jest tak jak było czyli tragicznie. My w marcu też jedziemy na wczasy, pierwszy raz od kilku lat. Trzeba w końcu przestać wierzyć w cuda
Jak maz zamawial wczasy pwoiedzialam mu nie zamawiaj a to bylo we wrzesniu bo do tego czasu napewno nam siw ida i co stracimy kase widocznie mial przeczucie a ja szczelilabym glupote teraz nie moge sie ich doczekac to nie sa drogie wczasy nie stac nas na takie cala kase wydalismy na lekarza i leki ale najwazniejsze ze bedziemy razem
Byłam w klinice niepłodności. W kwietniu podchodzimy do inseminacji. Moglibyśmy już w lutym, ale nie mam czasu na badania, a w marcu jedziemy na urlop. W sumie to nie chcę tego zabiegu. I tak nie wierzę, że się uda. Nie tak to powinno wyglądać i w sumie to już tego nie chcę. Zgodziłam się tylko ze względu na męża. Nie chcę aby kiedyś mi wypominał, że nie spróbowaliśmy. Mój znajomy ma rocznego syna. Prosiłam go aby nie mówił mi jeśli będzie wiedział, że jego żona jest znowu w ciąży. Taka informacja jest dla mnie zbędna. Ale on oczywiście nie wytrzymał i musiał mi powiedzieć, że będą mieli kolejne dziecko. Jest mi przykro, wolałabym nie wiedzieć.
Już nawet nie mam ochoty na seks, bo gdy pomyśle że potem znowu się zawiodę to wolę nawet nie próbować. Chcę już zakończyć ten temat. Chcę wrócić do normalnego życia sprzed starań.
Co lekarze mówią na temat Twoich bolesnych menstruacji? Skoro nie poprawiło się po wycięciu mięśniaka to może coś jeszcze jest na rzeczy? Sama mam bardzo bolesne miesiączki i wybieram się do specjalisty od endometriozy. Może coś zobaczy na usg albo zaleci histero/laparo? Obecnie piję zioła na zrosty i mięśniaki. Ostatni okres był nieporównywalnie mniej bolesny. Wzięłam tylko jedną tabletkę a bywało że zjadałam całe opakowanie.
juna lekarze w klinice powiedzieli, że niektóre kobiety po prostu mają bolesne okresy bez powodu i ja najwyraźniej się do nich zaliczam. U mnie nie ma endometriozy. Lekarz który mnie operował powiedział, że nic nie było co wskazywałoby na endometriozę. Pozostaje mi cierpieć co miesiąc. Gdy piłam zioła ojca sroki to bóle były mniejsze.
Poziomka rozumiem Cię. Starania sprawiają, że traci się radość z życia, z tego co tu i teraz. Myśli krążą tylko wokół jednego. A może Twój mąż zrozumie, że wcale tego nie chcesz? Może najlepsze, co możecie teraz zrobić to sobie odpuścić, zrobić wakacje i na nowo zacząć cieszyć się życiem? 3maj się!
Mam owulacje i brak ochoty na seks. Jak zrobić dziecko gdy na myśl o seksie robi się niedobrze? Nie wiem co robić: iść do męża i poprosić o seks gdy nie mam najmniejszej ochoty. To jest bez sensu, to jest okropne. Do czego te całe starania nas doprowadziły.
Znam to uczucie, choć w trochę mniejszym stopniu. Sama z cyklu na cykl czuję coraz większą frustrację. W końcu udało mi się zająć myśli remontem mieszkania, tym że w kwietniu lecę z siostrą do Grecji a jak się uda to może na zimę odwiedzimy Madagaskar. I jak myślę o wszystkich przyjemnościach związanych z all inclusive to myśli o ciąży są mniej intensywne :) Dużo mi pomogło zaprzestanie czytania wykresów i pamiętników lasek, które już mają jakieś dziecko (a jak widzę wykres gdzie babka pisze, że stara się już x czasu o któreś z kolei i już czuje się "zmęczona i zrezygnowana" to mnie wkurwienie bierze). To samo jeśli chodzi o bachorki innych ludzi. Ignoruję je, traktuję jak powietrze. To też pomaga. A przede wszystkim nie rezygnuję z żadnych przyjemności (czy to alkohol czy coś innego) bo później jak już będzie ciąża to będzie trzeba ograniczyć wiele spraw. Trzeba korzystać póki można. I te wszystkie myśli sprawiają, że zaczynam się uczyć na nowo życia na luzie jak w czasach gdy dziecko nie było jeszcze priorytetem.
Czy wszyscy w pracy muszą mówić o swoich dzieciach. Czy nic innego nie dzieje się w ich życiu. Czy muszę tego słuchać czy mogę za każdym razem wychodzić z pokoju, tylko ktoś może odebrać to jako niegrzeczne zachowanie. I co tu zrobić?
Ja staram się nie unikać dzieci, nie unikac znajomych. Bo to ze zostajesz sama i uciekasz od ludzi tez wcale nie pomaga. A wręcz tylko sprzyja dolowaniu sie. Czasem zdarza mi się poplakac po takiej wizycie, ale z drugiej strony czy to ich wina że ja mam problemy z zajściem w ciążę...? Nikt tu nie jest winny. Taki los, takie życie. Trzymaj sie!
Cały tydzień budzę się o 1 w nocy i nie mogę spać przez jakieś 2 godziny. Potem chodzę niewyspana. Nie mam pomysłu skąd to się bierze. Przecież nie stresuje się bardziej niż zwykle. Może trochę w pracy więcej stresu, ale w sumie lubię, że w pracy mam tyle obowiązków bo nie mam czasu na myślenie o dziecku, którego nie ma. Chcę się w końcu wyspać. Chcę w końcu nie myśleć o dziecku, którego tak w sumie już nie chce. Chyba już nie chce, no bo przecież ciągle o tym wszystkim myśle. Od kilku dni ciągle chodzę głodna, mój mózg już po cichu na coś liczy, ale to za wcześnie na objawy. Po prostu kolejna ciąża urojona.
Znowu nic z tego. Co prawda nie miałam nadziei, że się uda (tylko taką głęboko ukrytą), ale jednak jest mi trochę przykro i jestem lekko przez to poddenerwowana. Do tego nie mam tabletek przeciwbólowych w domu, więc czeka mnie ciężka noc. Czemu za każdym razem musi to tak na mnie wpływać. Przecież staram się odsunąć ten temat na tory nieważnych tematów.
Byliśmy na urlopie. Jak ktoś mi jeszcze raz kiedyś powie "jedź na urlop, odstresujesz się i od razu zajdziesz w ciąże" to chyba nie wytrzymam i dojdzie do rękoczynów. Teraz jestem po pierwszej IUI. Na razie czekam. O dziwo jakoś dobrze idzie mi to czekanie. Jestem szczęśliwa, że mam to za sobą i tyle. Mam leki przygotowujące do kolejnej IUI w maju. Dwie próby i koniec tematu, a przynajmniej przerwa. Mój mąż bardzo to wszystko przeżywa. Chyba wpadł w depresje, bardzo łatwo się denerwuje. Też ma już tego dość. Więc w sumie to odliczam dni do kolejnej IUI. Odliczam dni do końca tego etapu w życiu. Po nim nastąpi spokój.
raczej urlop to nie jest recepta na dziecko ;) bo jeśli by było to już powinnam była być w co najmniej 5ciu ciążach :P ale wakacje pomagają się odstresować i trochę odpocząć od starań ;) na pewno pomagają psychicznie ;) mam nadzieje, że Tobie też pomogły. A nie myślałas o jakiejś pomocy psychologicznej? Widzę, że bardzo źle wpływają te starania na wasze małżeństwo :( rozmawiacie z mężem o swoich uczuciach? Wierzę, że wszystko się ułoży!
Chodziłam do psychologa i w moim przypadku uważam to za strate pieniędzy. A z mężem oboje mamy dość tematu dziecka i do IUI podchodzimy w sumie tylko po to, aby to zaliczyć, mieć z głowy i móc sobie powiedzieć, że próbowaliśmy wszystkiego.
Dowiedziałam się, że moja sąsiadka która skończyła 40 lat niedługo rodzi. Myślałam, że nie będziemy jedynymi na osiedlu bez dziecka, ale jednak nie. Zostaliśmy tylko my: dziwaki bez dzieci. Nie rozumiem jakim cudem ona może mieć dzieci, a ja dużo młodsza jednak nie.
Nie martw się ja też ma osiedlu sama jedna. Wokół mnie dzieci albo emeryci. Z początku to mnie wkurzało, teraz uwagi na to nie zwracam. Mam swoje życie oni swoje. Ten na górze ma inne plany wobec mnie.
U mnie w szpitalu miejskim byla taka sytuacja kobieta wiek 40 trafila z silnymi bolami jamy brzusznej na ginekologie bol zokalizowany w miejscu macicy okazalo sie ze jest w ciazy a myslala ze menopaze przeszla :D lekarz jej oznajmil ze ciaza a ona ze nie mozliwe bo 20 lat starali sie o dziecko i nogdy nie wychodzilo...
niektóre miasta mają dofinansowanie do in vitro. Może akurat wasze ma? albo może możńa coś pokombinować typu przemeldowanie, żeby dostac dofinansowanie w innym mieście.
U mnie nie ma dofinansowania, a na badania kliniczne się nie dostałam. A przynajmniej nie ma odezwu z kliniki, choć wiem że do innych dziewczyn się odezwali. A ja już nie mam siły tego ciągnąć. To trwa już prawie 4 lata. 4 stracone lata z mojego życia. I teraz nawet nie wiem jak wrócić do normalności, bo już nie pamiętam jak to jest nie liczyć co miesiąc na ciąże. Jak kiedyś przywrócą in vitro to będę już za stara.
Wiesz co mi tez sie wudaje ze IUI to strata kasy nie wiem czemu jesli chodzi o ivf to widzialam ze duzo klinik oferuje cos takiego jak na raty dzisiiaj sie troche popytalam jest tez projekt 3 razy jak wyjdzie za 1 to zwracaja kase i w przelicze iu to jest jaka tam znizka ja tez juz mam dosyc tego najgorsze ze losciol przeciwny adopcji siw nie podejme a moje jajowody sa okropne mogloby w ogole ich nie byc...
Ja od sierpnia 2016 oczekuje na ciaze udalo sie gdy zupelnie sie wlurzylam i mialam wywalone normalnie wmowialam sobie ze niec chce dziecka i wtedy zaszlam nie wiem jak to dziala moze musimy zapomniec o forach itp jednak jak dlugo w tym tkwisz to potrzebujesz tego wsparcia i zrezygnowac jest ciezko....
Nie wiedziałam, że kościół jest przeciwny adopcji. Jeśli jesteś wierząca to faktycznie jesteś w trudnej sytuacji. Ja nie chce adoptować dziecka, przynajmniej w tym temacie nie będę się męczyć
Kochana u mnie też dofinansowania brak. Na 1 procedurze kasę znajdę, ale na kolejne.... Szkoda że państwo tak o nas dba. Ja się staram już 3 lata, ale to źle udało, ale nadziei już nie mam, a sił to już nie mówię.
Dziś dowiedziałam się, że na moim osiedlu w tym roku urodziły się 3 dzieci, w trzech domach obok mnie. Niech moje tuje szybciej rosną, abym mogła się od ludzi odgrodzić.
Nie będziemy podchodzić do kolrjnej IUI, bo to tylko strata pieniędzy i czasu. Na in vitro nas nie stać. Może jeśli PIS przegra kolejne wybory to znow będzie dofinansowanie do in vitro, tylko wtedy to ja już będę za stara. Zaczynam myśleć o adopcji. Nigdy tego nie chciałam, ale chyba nikt kto adoptował dziecko na początku tego nie chciał. Ja nadal nie chce, ale gdy na samą wizyte czeka się chyba ok. 2 miesiące, potem na kurs ok. roku, sam kurs trwa 3 miesiące to może lepiej teraz o tym pomyśleć i przez 1,5 roku może zmienie zdanie co do adopcji. Tylko czy to ma sens: pchanie się w coś co spowoduje że znowu będzie mi przykro. Może lepiej już niech zostanie tak jak jest teraz, tzn. powolne godzenie się z losem?
Nie poddawaj sie wsparcie kobiet z tym samym problemem jest wazne poplacz podoluj sie i wracaj ale nie poddawaj dzisiaj moj maz .owil ze znajomym sie udalo po 3 IUI eiec do dziela moze jeszcze jakas diagnostyka ? Moze jeszcze czegos nie zrobiliscie?
Ale nam się nie uda i żadne kolejne próby tego nie zmienią. Po prostu wiem, że nie będzie dziecka, po tylu latach starań to byłby cud, a ja w cuda nie wierze. Na kolejne starania z pomocą lejarzy nie mam siły. Bardzo przeżyliśmy IUI, nie chce tego przechodzić ponownie. Czas zacząć żyć normalnie. A Ty na jakim etapie jesteś?
Samosiowa staraczka widzę, że przed Tobą IUI lub in vitro. Ja byłam gotowa podejść do in vitro, ale gdy pomyśle o kredycie który potem rok bym spłacała to jednak wolę nie próbować. Życzę pwodzenia.
Tego nie wiem, pewnie będę żałować. Ale wiem też że jeśli miałabym spłacać kredyt za nieudane in vitro to przy każdej racie kredytu bardzo bym to wszystko przeżywała. A nie chce już przeżywać, chcę aby ten okropny etap w moim życiu był już za mną. Chociaż pewnie nigdy do końca się od tego nie uwolnie.
Z drugiej strony nigdy nie wiesz jak historia z in vitro sie skonczy. A jak bedzie szczesliwe zakończenie? To wtedy bedziesz zalowac ze wcześniej nie zaryzykowałas ;) przemysla to jeszcze.
Hej, nie poddawaj się. Mamy tą samą metrykę :P i prawie ten sam start starań, tyle, że my już od 2014... I nagle coś zaskoczyło (bez IUI i bez in vitro) jeszcze na tą chwilę nie wiem, czy to nie sen, a nawet piękna drzemka tylko, ale na pewno wiem, że nigdy nie można się poddawać. Może potrzebujecie świeżego spojrzenia innego lekarza, a może jeszcze jedna próba IUI? Beznadzieja z tym brakiem finansowania in vitro :( ale może to się kiedyś zmieni, może już za rok? Ale pieniądze to tylko pieniądze, myślę, że późniejsze żałowanie, że się nie spróbowała może dużo bardziej boleć. Mocno ściskam i życzę więcej nadziei.
Dziś koleżanka z pracy, która od niedawna stara się o drugie dziecko powiedziała, że jest w ciąży. Tak po prostu, bez problemu od razu jest w ciąży. Jest 6 lat starsza ode mnie i tak po prostu bez problemu. Nie chce wracać do tej pracy. Nie wiem jak tam wytrzymam gdy w pokoju bez przerwy rozmawiają o jej dziecku. Do tego ja dostanę część jej pracy, jakbym swojej miała mało. Wszystkie koleżamki w pokoju mają dzieci. Wszystkie bez problemu. W różnym wieku. Tylko ja jestem jakimś wyrzutkiem. Czuje się gorsza. Nie chce tam wracać. Najchętniej zostałabym w domu i nigdzie nie wychodziła, aby nie spotykać innych ludzi. Jak ja mam tam wrócić nie płakać i funkcjonować ?
Wiadomość wyedytowana przez autora 5 czerwca 2019, 19:29
Doskonale cię rozumiem, ciężko jest wytrzymac z takimi osobami. Co najgorsze tamta będzie na L4 a ty będziesz mieć nadmiar obowiązków. To takie niesprawiedliwe. A myślałaś o zmianie pracy?
Ja już nie wierzę, że się uda. Staram się tylko jakoś nauczyć się funkcjonować w społeczeństwie co marnie mi wychodzi. Najchętniej wyprowadziłabym się do miejsca gdzie ludzie z dziećmi nie mają wstępu
Treści zawarte w serwisie OvuFriend mają charakter informacyjno - edukacyjny, nie stanowią porady lekarskiej, nie są diagnozą lekarską i nie mogą zastępować zasięgania konsultacji medycznych oraz poddawania się badaniom bądź terapii, stosownie do stanu zdrowia i potrzeb kobiety.
Korzystając z witryny bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na użycie plików cookies. W każdej chwili możesz swobodnie zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich zapisywaniu.
Dowiedz się więcej.
Skąd ja znam ten ból... nikt mnie też nie rozumie. Czuję się całkowicie inna niż reszta społeczeństwa? bo przecież to tak łatwo zajść w ciążę....
Jakbym czytała swoją historię. Czekaliśmy na poprawę i się doczekaliśmy ale to nic nie dało, były cykle na clo i nic. Flustracja sięgnęła zenitu. Zdecydowaliśmy sie na in vitro, udało się w pierwszym transferze. O dziwo moje komórki też nie były dobre, sporo odpadło w pierwszym dniu hodowli. Nikogo nie namawiam na in vitro. Ale wiem co znaczy ciagłe czekanie wcale nie pomaga
Mąż i ja - słabe nasienie. In vitro - bez powodzeń. To tak gwoli wstępu, że rozumiem. Kochana, nam lekarze powtarzają, że mężczyźni produkują plemniki różnie - jeżeli się poprawiło to szansa jest! Nam np. się nie poprawiło za bardzo to rozumiem, że diagnoza brzmi, że raczej się nie uda. Ale skoro Twojemu się poprawiło tzn, że jest nadzieja. Wg ginekologów inf jest najskuteczniejszą i najszybszą metodą leczenia i mają rację zapewne ale natura też Was może zaskoczyć!
Jesteśmy w podobnym wieku. Mąż badał fragmentację DNA plemników i HBA? U nas parametry bardzo się poprawiły po suplementacji wiec dajemy sobie czas do końca roku jeszcze a potem in vitro. Nie ma na co czekać.
Salsefia udało Wam się za pomocą in vitro?
Tak, metodą ICSI. Fragmentacji DNA i HBA u nas w kraju nie robią. Robiliśmy tylko badanie ruchliwości, wyszło ponad 90% wszystko niby super, przy cyklu z clo i zastrzykiem na pęknięcie gin mowil ze nie ma szans że się uda na pewno. Ale nie udało, a między nami zaczęło się psuć bo ja nie dawałam psychicznie rady gdyby w rodzinie kolejne ciąże. Nie żałuje in vitro, żałuje tylko, że tak późno. Mieliśmy zacząć stymulację w lutym ale lekarze zapewniali, że uda się naturalnie jak wyniki męża się poprawiły. Nie chce w żaden sposób namawiać i zapewniać o powodzeniu tej metody, każdy musi sam zdecydować. Szwagierce się nie udało, próbowali kilka razy, wszystko zawsze ksiazkowo ale byli młodsi, mając tyle lat co my teraz mieli papiery z OA i czekali na dziecko,stwierdziła wtedy, że „tak musiało być a Chłopczyk, którego adoptowali był im przeznaczony”. Próbowaliście cyklów ze stymulacją? Bądź inseminacji? Może spróbujcie dwa cykle z inseminacją, jak się nie uda wtedy stanowcze kroki