Dowiedziałam się, że mam 6 procent szans na naturalną ciążę. Ginekolog mi wytłumaczył, że zdarza się, że pod ciśnieniem, z jakim wpuszcza się kontrast do jajowodów, one czasem się kurczą, co daje fałszywy obraz. Sam mi powiedział, że był zdziwiony, bo znalazł moje stare hsg, gdzie kontrast do lewego jajowodu w ogóle nie chciał wpłynąć, a teraz bez większego problemu pięknie wpłynął do obu jajowodów i zatrzymał się na samym końcu, przy wejściu do macicy, z obu stron.
Mamy nie robić sobie nadziei, ale starać się jak najbardziej przez dwa cykle.
Potem rozważać in vitro, jeśli jesteśmy do niego przekonani.
Powiedział mi też, że nasze miasto od sierpnia będzie dopłacać 5000zł dla zakwalifikowanych do programu par. Mamy duże szanse, bo jest dokumentacja medyczna z dobrego leczenia i dokument stwierdzający niedrożność jajowodów Wie o tym, bo był w komisji tworzącej ten program i sypnął,że Invimed dostał największy kontrakt.... Musimy się zastanowić.
Wcześniej nigdy nie myślałam o in vitro... przerażało mnie. Teraz myśli się kłębią i zmieniają.
Najbardziej obawiam się tego, co dalej z zamrożonymi zarodkami....właśnie tego. Jeśli byłoby ich dużo, to co z nimi dalej?.....Ciężka sprawa. Mamy dwa cykle na przemyślenie wszystkiego.
Z jednej strony oswoiłam się z myślą,że jest to już game over. Z drugiej strony ciężko tak się poddać po trzech latach walki, gdzie oboje jesteśmy zdrowi, wszytko gra, oprócz jednego szczegółu.
Cóż, trzeba będzie przemyśleć na spokojnie jedną z najważniejszych decyzji w życiu.
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 czerwca 2017, 21:37
Wiadomość wyedytowana przez autora 21 sierpnia 2017, 08:08
Selektywne hsg pod kontrolą RTG polega na wprowadzaniu do jajowodów mikro cewników, którymi owe jajowody są udrażniane, udrażniają też część jajowodów przy ujściu do macicy, czyli to najgorsze miejsce, także i moje miejsce.
Zabieg daje ogromne szanse powodzenia.
Jest niestety jedno wielkie ale.... Jest to udrażnianie mechaniczne niestety, niszczy rzęski jajowodów, czyli tak czy inaczej komórka nie ma jak wędrować. Tak jak wspominał mój ginekolog - w większości przypadków kończy się to ciążą jajowodową.....
ZONK
Przeryłam internet i fora, dziewczyny piszą, że zabieg się udał, ze jajowody udrożnione, ale jakoś informacji o ciąży brak,nie doszukałam się informacji o tym, że jakiejś dziewczynie udało się w ciążę zajść.
Zatem znowu duuupa.
Dziewczyny kochane, wiem że stosowałyście okłady borowinowe, możecie mi skrobnąć jak to się stosuje? Chciałabym spróbować, nie zaszkodzi. Jak to się robi, ile razy dziennie, czy jeden plaster można użyć kilkukrotnie, czy w określonych dniach cyklu je się nakłada, jak długi czas je stosować? Używałyście tylko okładów, czy jakieś nasiadówki?
Będę wdzięczna za każde info. xoxo
MałaU - borowiny mają super działanie przeciwzapalne, łagodzące, zmiękczające, w sanatoriach robi się też tampony i kąpiele borowinowe, również na niedrożne jajowody. Coś ta borowina musi mieć w sobie bardzo dobrego. Okładasz się jak piszą dziewczyny, po ustaniu krwawienia - do owulacji, potem stop. Leżysz sobie z takim plasterkiem około pół godziny. Przeciwwskazaniem jest min. endometrioza.
Ja niestety z borowiną muszę poczekać aż blizny po laparoskopii całkowicie się zagoją i nie będą takie czerwone. Poczekam zatem cykl lub dwa. Do borowin dołożę zioła ojca Klimuszko nr 1 i będę rozkminiać temat in vitro.
Jestem osobą dość niecierpliwą, jak drążę jakiś temat, to do skutku, tym bardziej jak mocno mnie interesuje
Chodzi oczywiście o to selektywne hsg. Wypytałam 4 ginekologów, 2 chirurgów i 1 naprotechnologa. 2 ginekologów nawet nie wiedziało o czym mówię, reszta lekarzy odradza. Metoda niby mało inwazyjna, skuteczna jeśli chodzi o zabieg, ale mało efektywna jeśli chodzi o finał - czyli ciążę. Istnieje szansa, że jajowód udrożni się już przy podawaniu kontrastu - wtedy ok, natomiast wkładanie cewnika, nawet mikro upośledza funkcje jajowodu, bo uszkadza rzęski (czy jakoś tak), które odpowiedzialne są za popychanie komórki w odpowiednią stronę - efekt - ciąża pozamaciczna lub brak ciąży.
Odpuszczam temat, żeby nie zrobić sobie większej krzywdy.
Wyskoczyłam z pracy do Lidla po naleśniki, bo strasznie miałam ochotę na naleśniki z serem i jak wracałam, to przypomniały mi się rady ojca Sroki, dotyczące poczęcia dziecka
Mamy lipiec, miesiąc moich urodzin - czyli potencjalnie kobieta w takim miesiącu jest najbardziej płodna.
Zbliżają się dni płodne, wczorajszy test owulacyjny z ciemniejącą krechą, podejrzewam owulację dziś lub jutro. Zatem staramy się na rosnącym księżycu he he, jak przykazuje ojciec Grzechu.
Ja nie wierzę, że nam się uda, że byłabym w tych 6% szczęśliwych kobiet, którym jajowody kurczą się w momencie dmuchania w nie lub wpuszczania rozmaitych środków. Za to mój mąż - on cały czas ma nadzieję, nie dociera do niego prawda.... Dobrze, niech przynajmniej on wierzy.
Ja wiem, ze damy z siebie wszystko, póki tli się najmniejsze chociaż światełko, to będziemy próbować, nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa.
Półsłówkami szepczę mężowi strzępy informacji o in vitro, kieruję na temat.... niech się oswoi. Ja też czytam i zastanawiam się, czy sama oswoję temat.
Zobaczymy.
Jestem przeszczęśliwa, że mam mojego kochanego chłopca, który nie pozwala mi myśleć, rozpaczać, rozkminiać. Tak szczętnie wypełnia mi czas, że wieczorem padam razem z nim.
Najgorszy jest moment, kiedy jestem sama w łazience, kiedy mam tą odrobinkę czasu dla siebie wieczorem, podczas kąpieli. Wtedy lecą łzy.
Ale trwa to chwilę, ocieram łzy, uśmiecham się i wracam do mojego syneczka
Wiadomość wyedytowana przez autora 5 lipca 2017, 13:18
Dziś od rana pogoda do dupy, nastrój do dupy.... jeszcze 8 dni duphaston i humor się poprawi. Pieprzone hormony.
Byłoby fajnie.
Z drugiej strony niech już mi nikt nie robi nadziei.
Z trzeciej strony gadam do brzucha "moja córeczko", każę jej walczyć, przedzierać się dzielnie przez jajowody, błagam, zaklinam, modlę się. Durna baba, prawie 4 dychy na karku,a w głowie sieczka
Moja przyjaciółka rozpoczyna przygotowania do in vitro. Dają sobie lato na odpoczynek i relaks, a we wrześniu machina rusza. Jest mega podjarana tym wszystkim, a ja jej z całego serca życzę, żeby się udało. Oboje mają 40 lat, nie udało się długi czas, dziecka jeszcze nie mają, zatem będę się modlić o powodzenie dla nich.
Myślimy o psiaku, żeby dać dom jakiemuś biedakowi ze schroniska. Musimy dobrze sprawę przemyśleć, bo jesteśmy typami podróżników, a na dodatek często nie ma nas w domu i wracamy wieczorem. Codziennie oglądamy zdjęcia psiaków w necie i patrzymy, która mordka pasowałaby do naszej pokręconej rodzinki, na wizytę w schronisku nie jesteśmy jeszcze gotowi, bo ja to wzięłabym je wszystkie
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 lipca 2017, 13:53
Co jakiś czas podsyłam mężowi mailem informacje o in vitro.... bez szczegółów. O szczęśliwych zakończeniach, informacje z klinik itp. Wiem, że czyta i myśli, zaczyna się łamać. Jak on się złamie to i ja też. Tematu w rozmowach skutecznie unikamy, ja widzę, że on nadal wierzy w naturalny cud, ja już nie.
Zrobiłam ostatni test ciążowy, wzięłam ostatni duphaston. Test oczywiście negatywny, dziś rano już plamienie.
Zatem moja historia starania o drugie dziecko dobiegła końca.
Staram się zaakceptować sytuację, by móc ruszyć dalej. Jest mi ciężko, gdzieś w głębi serca chyba już zawsze będzie tlić się iskierka nadziei, że może jakoś tam się uda.
Jeśli chodzi o in vitro, to musimy to przemyśleć, niestety nie jest to plan na teraz. Położna z gabinetu mojego lekarza powiedziała mi mądrą rzecz: w tym przypadku nic na siłę, tu musi być zgoda obojga... miała rację, nic na siłę.
W staraniach o dziecko ciągle nam coś przeszkadzało. Może tak ma być i to coś nas strzegło? Mamy już jedno szczęście, a w przyrodzie jedni mają troje, inni jeszcze więcej, niektórzy jedno, a niektórzy walczą chociaż o jedno.... zatem muszę zaakceptować porządek panujący we wszechświecie.
Czy żałuję tych lat?
I tak i nie.
Żałuję tego, że faszerowałam się tyloma lekami, że przeszłam bolesny zabieg, wylałam tyle łez, przeżyłam tyle rozczarowań, żałuję że wpadłam w szaleństwo staraniowe gdzieś tam kosztem mojego synka.
Nie żałuję natomiast znajomości, które tu zawarłam i radości z kilku ciąż dziewczyn, które tak długo walczyły. Życzę Wam, żeby ciąże minęły zdrowo i bezproblemowo, żebyście na finiszu przytuliły do serca zdrowe, różowe bobasy.
Zostało jeszcze kilka mega fajterek. Dziewczyny, jesteście wielkie. Dopóki tli się iskierka nadziei w tunelu - walczcie wszelkimi możliwymi sposobami. Pokonujcie przeciwności losu krok po kroku, aby osiągnąć wymarzony cel. Wierzę, że Wam się uda, że będziecie mamusiami, nie ważne czy pierwszy raz, drugi, czy kolejny.
Będę czasem zaglądać, ale teraz muszę lizać rany, oczyścić głowę, znaleźć coś, co wypełni pustą do połowy szklankę.
Monia i Dorcia, chciałabym pozostać w kontakcie, będę za Was trzymać kciuki z całych sił.
Ściskam Was mocno wszystkie fajterki.
K*O*N*I*E*C
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 sierpnia 2017, 07:50
Wiatr zawiał w skrzydła, jestem tak podjarana, że oczywiście natychmiast muszę o tym napisać.
Co nas stopowało w decyzji o in vitro z pominięciem wszystkich bla bla bla o sztuczności i przekonaniach? Kasa.To nie tak, że nas nie stać. Nie stać nas teraz, a jak nas będzie stać, to nie będziemy mogli skorzystać z dofinansowania przez miasto, bo już nie będziemy jego mieszkańcami.
TIK TAK TIK TAK goni czas...
Zatem, od słowa do słowa na papierosie z koleżanką i przypomniało mi się o niskooprocentowanych pożyczkach w mojej firmie.
PUK PUK w głowie.
Telefon do męża.
On jest na tak.
No żesz qrwa, zajebiście !!!!!!
Chce mi się śpiewać i tańczyć -
na tą chwilę - bo znów piłka w grze.
Jeśli udzielą pożyczki i załapiemy się na program.
Jak nie udzielą, to trudno - tym razem i na pewno już tak ma być.
Jeśli nie załapiemy się na program - będzie na wakacje i też dobrze, albo odłożymy i dozbieramy resztę - też dobrze.
Kochane moje: ile tak na prawdę kosztuje in vitro (z lekami i badaniami). Może któraś robiła w Poznaniu?
W programie są trzy kliniki: Invimed, Polna i IVITA. Może korzystałyście z którejś?Polecacie?
Bardzo ważna dla mnie informacja: jakie badania należy wykonać przed wizytą kwalifikacyjną najlepiej i ile wydałyście na leki?
Muszę wiedzieć ile tej pożyczki wziąć....
EDIT: nie ma co czekać - wniosek o pożyczkę składam w poniedziałek, po rozmowie z dyrektorem nie będzie z tym problemu. Zadzwoniłam sobie do Invimedu i zapisali moje dane, zadzwonią jak program ruszy. Mąż napalony i najarany na działanie (ech te chłopy, problem z kasą i baranieją )
Przegrałam wiele bitew, ale ponownie liczę na to, że wygram tą wojnę
Wiadomość wyedytowana przez autora 18 sierpnia 2017, 11:43
W zakresie norm to obniżona płodność, bo dopiero < 0,3 to niska płodność.
Robią in vitro z takim wynikiem?
Ratunku!!!!!!!!!!!
Czekam i czekam na telefon z kliniki, a oni milczą. Zatem umówiłam się na przyszły piątek do tej drugiej kliniki. Wizyta jest bezpłatna, zatem dlaczego nie skorzystać. Jak zadzwonią z wybranej prze nas kliniki, to też pójdziemy i będzie porównanie Chcę wiedzieć co lekarz powie na moje wyniki, zwłaszcza na nieszczęsne AMH, które też do mnie nie przemawia.... Jakoś trudno mi uwierzyć w tak niski wynik, chyba że laparoskopia tak nadwyrężyła moją rezerwę?
Póki co za poradą Kajki w weekend zaopatrzę się w Q10 i wit.D 2000 na razie, bo boję się o piach na nerach.
Na razie wstrzymam się z wszelkimi badaniami, bo nie wiem czy lekarz nie zleci dodatkowych.
Tak sobie pomyślałam, że jeśli faktycznie to AMH jest takie niskie, to robienie in vitro nie będzie napychaniem nas w balona? Sama nie wiem, no ale wiedzieć nie będę dopóki ktoś mądrzejszy ode mnie nie wyłoży mi kawy na ławę.
Postanowiłam nie pokazywać wyniku amh. I tak będę miała zlecone badania, które trzeba będzie wykonać w 3 dc, zatem dla własnej spokojności powtórzę wynik w innym laboratorium (oby jeszcze gorszy nie wyszedł ). Obstawiłam się suplementami. Zakupiłam wit.D z wit.K2, która lepiej rozprowadza wapń, może przysłuży się i nie będzie tworzył się piasek na nerkach, jeśli wapń z wit.D pójdzie tam, gdzie trzeba.
Diagnoza niedrożnych jajowodów i tak kwalifikuje mnie do IVF, a do amh muszę się ostatecznie upewnić, chociaż po lekturze informacji w necie, wiarygodność tego badania do mnie nie przemawia. Dziewczyny miały taki rozstrzał wyników, nawet w górę, zatem jak to możliwe? Namnożyły się jajeczka?Tak same, z siebie? W ogóle na tej wstępnej wizycie dowiem się, czy wynik amh jest podstawą dofinansowania (dlatego go nie pokażę, bo kryteria mogą być inne niż przy rządowej refundacji, a jak za kilka dni wyjdzie lepszy, to zamknęłabym sobie furtkę - czasem trzeba wierzyć w garbate aniołki ) Jak to ja, oczywiście czekam na telefon z drugiej kliniki, bo co opinie z dwóch, to nie z jednej
Wiadomość wyedytowana przez autora 31 sierpnia 2017, 13:15
Nie chciałam iść do TEJ kliniki, natomiast wyszłam z wizyty zachwycona. Lekarz super. Nie taki pitu pitu, tylko z jajem. Dokładny, przejrzał całą moją dokumentację i wyniki męża. Jeśli chodzi o męża, to nie ma o czym mówić, wynik nasienia super.
Oczywiście nie pokazałam wyniku amh i chyb dobrze zrobiłam...
Zdecydowanie moje niedrożne jajowody kwalifikują nas do in vitro bez dwóch zdań.
Mam zrobić w 3 dc:
- amh (niestety jest kwalifikacją refundacji)
- estradiol,
- FSH.
Oprócz AMH o refundacji też decyduje FSH i estradiol, zatem nie jestem do końca na straconej pozycji.
Oprócz powyższych badań:
- TSH i FT3
- na tydzień odstawić metformax, na dwa dni dietę (ha ha, jaką dietę) i zbadać po 12 godzinach niejedzenia glukozę i insulinę.
Mąż ma zrobić posiew nasienia na bakterie tlenowe i beztlenowe.
Z tymi wynikami zgłaszamy się na wizytę i jak się lekarz wyraził "działamy".
Teraz oczywiście modlę się, żeby wyniki wyszły ok... Chociaż niech to mi będzie oszczędzone.
Boże, sięgnęliśmy już po ostatnią deskę ratunku, tak bardzo chcemy tego dziecka. Nie wiem jak to zniosę, gdyby zostało mi to brutalnie odebrane.
Walczę już resztkami sił. Taka byłam radosna, jak podjęliśmy decyzję o IVF... Mam już dość dostawania plaskaczy z każdej strony.
Kuźwa, niech no wreszcie gładko pójdzie.....
glukoza na czczo: 4,78 (3,89-5,49)
insulina na czczo: 6 (2,6-24,9)
Wniosek (oczywiście mój własny ): na czczo jest bardzo dobrze, gorzej ma się sprawa po jedzeniu, czasem czuję jak insulina szaleje, jest to słabość, mroczki przed oczami, mrowienie połowy twarzy. Zatem dieta, dieta i jeszcze raz dieta, by jak najdłużej ustrzec się przed cukrzycą.
Jak to możliwe....3 tygodnie temu moje amh wynosiło 0,3, zrobiłam dla pewności w innym labo i TADAM!!!!!:
- AMH - 0,878 (0,405-6,96)
Czułam, że w tamtym labie musieli się pomylić.
Pozostałe wyniki:
- FSH 12,13 (3,50 - 12,50) nie za wysokie?
- Estradiol 56,06 (12,40 - 233)
- TSH 0,82 (0,22 - 3,05)
- FT3 2,56 (2,00 - 4,40).
Moja lekarka napro, z którą spotkałam się na kawie, stwierdziła, że chyba w głowie coś musiało mi się odblokować Ale jeszcze kazała sprawdzić homocysteinę, zanim "zrobię jakiekolwiek In vitro", wynik podesłać i zdecydujemy czy robimy MTHFR.
I tak czekamy na posiew nasienia męża, który będzie robił dopiero w przyszły piątek, zatem mogę trochę się przebadać
9,8 (5,0 - 12,0)
Niby w normie, ale lekarka twierdzi, że za wysoki i upiera się, żeby zrobić MTHFR, że wynik jest za wysoki jak na mój wiek, powinno być do 8......
Przed zrobieniem homocysteiny nie przerwałam picia Miovarianu - formy metylowanej kwasu foliowego, pewnie też zakłamało wynik.
Teraz oczywiście miotam się jeśli chodzi o MTHFR. Badania w formie wymazu z policzka są okrutnie drogie, jest też wersja w badaniu krwi....o wiele tańsza.
Czy macie doświadczenie w tym temacie? Pomóżcie
Wiadomość wyedytowana przez autora 20 września 2017, 14:22
Przynajmniej tak jest u mnie....
Już trochę zaczynam trząść portkami przed sobotnią wizytą w klinice, to jakby czekanie na wyrok: nadajemy się na in vitro, nie nadajemy się na in vitro....
Jakie leki jeszcze będę musiała brać dodatkowo .... Lekarka twierdzi, że Acard to ona już by mi zaleciła, z uwagi na przynajmniej trzy podejrzenia ciąży biochemicznej.
No, a jak to się ma do niedrożnych jajowodów? Może rzeczywiście moje jajowody się buntują, jak coś się w nie wlewa i się zaciskają?
Im dalej w las, tym ciemniej.
Dziś powinien być wynik MTHFR, ale odbiorę pewnie jutro.
Izuś przez dwa miesiące na pewno podejmiesz decyzję co zrobić,a może nie będziesz jej musiała podejmować,bo właśnie uda się w tym czasie,ja w każdym razie mocno trzymam kciuki.A powiedz mi kochana,czy w takim razie samo Hsg nie pokaże dokładnie obrazu jajników i macicy tak,jak laparo?czyli,że jest to badanie pokazujące tyle o ile?
Izuniu,myślę,że lekarz ma rację,że starać się musicie.Jak koleżanka uważam,że przez 2cykle wiele się może wydarzyć :)a in vitro daje szanse z której warto skorzystać.Znam parę par dla których była to ostatnia deska ratunku i dziś cieszą się zdrowymi dziećmi.Zastanówcie się Kochana :*
Przemyśl to na spokojnie. Na pewno podejmiesz dobrą decyzję w zgodzie ze sobą i swoim sumieniem Przez te dwa miesiące zawsze możesz jeszcze skonsultować u kogoś innego - niektórzy podejmują w końcu próbę udrażniania jajowodów, ale nie wiem z jakim skutkiem. Wiem, że dobre opinie ma dr Tomaszewski z Białegostoku.
Eh biedna, dobrze wiem, jak ta decyzja przeraża - współczuję Ci, że musisz przez to przechodzić...:( Sama na początku nie mogłam się przekonać nawet do inseminacji, bo wydawało mi się to jakieś takie sztuczne. Stwierdziłam jednak, że za wiele już się nacierpieliśmy, za daleko zaszliśmy, za bardzo chcemy mieć dzieci, by się teraz wycofać... Przemyśl to sobie wszystko dobrze:* Dofinansowanie z miasta to spore ułatwienie - może też jakiś znak, skoro tylko kilka miast w Polsce postanowiło wspierać, a Ty mieszkasz w jednym z nich?:) Z drugiej strony jest to 6%, a nieraz czytałyśmy, że wystarczało... Czas jednak płynie nieubłaganie, my stajemy się coraz starsze i będzie coraz trudniej zajść. Pytanie czy warto czekać, tracić cenne lata, skoro nie ma gwarancji? No ale na to wszystko sama musisz sobie odpowiedzieć...:*