Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Zawsze pod górkę - tak było, teraz ma być z górki
Dodaj do ulubionych
‹‹ 5 6 7 8 9

5 października 2017, 18:36

Jestem posiadaczka mutacji MTHFR C677 w wersji homozygotycznej. Hmmm.Brzmi to obco ;) Z dwojga złego jak twierdzi lekarka homo leczy się łatwiej niż hetero. Cokolwiek to wszystko oznacza. Lekarka mi wytłumaczyła jak przysłowiowej krowie na rowie, że skutkiem tej mutacji są kłopoty z zagnieżdżaniem zarodków, zakrzepami, przepływem krwi, przyswajaniem witamin B12,B6 i kwasu foliowego w wersjach innych niż metylowane, zatem problem z metylacja. Dodatkowo występuje predyspozycja do chorób autoimmunologicznych. Kuźwa, wystarczy ;). Jak do tego dodamy hipoglikemie, wysoką homocysteine, niedoczynność tarczycy i parę innych kwiatków, to w moim wieku mam tego więcej niż moja babcia w wieku 80 lat... Lekarka proponuje trzymiesieczne leczenie przeciwzapalne. Cóż. W sobotę mam wizytę w klinice i zobaczymy, co lekarz z kliniki na te rewelacje, choć wydaje mi się, że lekarz z kliniki powinien być obyty z takimi przypadkami, może bedzue miał inną propozycję? Szacun dla mojej lekarki, jest lepsza w tropieniu niż pies Szarik, a dr House to przy niej zwykły pionek ;)

Wiadomość wyedytowana przez autora 5 października 2017, 18:37

6 października 2017, 07:34

Dziewczyny, odpowiadam na wszystkie pytania, tak będzie łatwiej:
- badanie robiłam z krwi, podstawowe, w dwóch wersjach (zakrzepica, poronienia),
- hetero też da się ustawić, wszystko jest do zrobienia. Lekarka zaproponowała lek o nazwie Sulfasalazin na 3 miesiące (ulotka wymiata;) ), do tego metylowane formy witamin i kwasu, znalazłam fajny i niedrogi preparat, ale lekarka kazała jeszcze troszkę dorzucić wit.B6, nawet zwykłej, mogę podesłać link, jak jesteście zainteresowane,
- do kliniki idę w sobotę (jutro), sama jestem ciekawa co tam usłyszę.
Wiem kim jest mój wróg, zamierzam o nim poczytać. Zauważyłam, że znacznie lepiej się czuję jak w ogóle nie jem nabiału, nie wiem do końca jak jest z glutenem, bo chleb jem żytni na zakwasie...czytać i jeszcze raz czytać - to co mnie czeka w najbliższym czasie ;)
Zauważyłam też, jak zaczęłam brać komplet witamin poprawił mi się metabolizm. Nie miałam z tymi sprawami większych problemów, ale jest jeszcze lepiej, zatem nie wiem czy to przypadek ;)

Edit: chyba coś namieszałam z homo i hetero ;) Sorry, raczkuje w temacie ;)

Wiadomość wyedytowana przez autora 7 października 2017, 15:17

7 października 2017, 15:14

Z emocji nie śpię dziś od 4 rano ;)
No to nastąpił początek końca, bo to już ostatnia, ostateczna możliwość. Wielka rozgrywka przed nami.
Na początku odkręcam, bo namieszałam z mutacjami ;) Jest tak, jak twierdzi Kajka i Mała U - homozygota jest bardziej oporna na leczenie, przekręciłam słowa lekarki, bo mi się wszystko jeszcze myli ;)
Wizyta w klinice ok. Jeśli chodzi o kompetencje pań w recepcji, to są przemiłe, ale mało zorientowane. Brak informacji o dokumentacji, brak informacji w ogóle, a drażni mnie to bardzo, bo sama przecież wiem, jak z drugiej strony lady powinno być.
Lekarz, podobnie jak za pierwszym razem bardzo na tak.
Wizyta bez pośpiechu, wszystko tłumaczył, jednocześnie nie owija w bawełnę, a ja tak właśnie lubię.
Wyniki mam na pograniczu, na refundację leków załapię się, do finansowania przez miasto także.
Zrobił mi usg, ale że to dopiero 3 dc, to moje jajniki postanowiły zrobić psikusa i się nie ujawnić. Pierwszy raz taka sytuacja.... zatem w środę kolejna wizyta.
Plan na mnie jest taki:
po środowej wizycie, jeśli jajniki się pokażą i będzie można ocenić ilość pęcherzyków, to dostaję zastrzyk na sztuczną menopauzę, żeby wyciszyć jajniki i organizm (mój mąż przerażony).
Pójdziemy niestandardowo długim protokołem, ale oszczędnym, bo idziemy w jakość, a nie w ilość pęcherzyków. Jak się wyraził lekarz, łatwo nie będzie, ale z takimi wynikami ciąża też cudem nie będzie ;) Chcemy jedno jajo, a dobre ;)Bo raczej kolejnego podejścia nie będzie.
Mam brać DHEA Eljot 3x dziennie,
Jodid 1x dziennie,
Q10 1x dziennie,
Euthyrox 75 1x dziennie,
witaminy metylowane na zbicie homocysteiny,
Witaminę D,
Miał wątpliwość co do Metforminy, bo wskaźnik Homa R mam w porządku. Czyli jednak schudnięcie, jako taka dieta i ruch robią swoje, trzeba tyko uważać, żeby napady hipoglikemii nie powtarzały się i obserwować po jakim jedzeniu się dzieją. Zatem jestem żywym przykładem, że IO może się cofnąć :)
Dostaliśmy masę papierów do wypełnienia, w środę prawdopodobnie dostanę zastrzyk (muszę o tym poczytać),będę miała pobrane wymazy, a w przyszłą sobotę zrobimy całą wirusologię.
W gabinecie było całe moje audytorium w postaci męża i syna, tylko przy badaniu byłam sama.
Acha - w odpowiednim momencie dostanę też Acard i zobaczmy co z heparyną.
No to - niech się dzieje :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 7 października 2017, 15:16

11 października 2017, 12:44

Coś jest mocno nie tak.
W niedzielę rozpoczęłam suplementację Jodid i DHEA Eljot.
Wczoraj pouczyłam się bardzo dziwnie, jak któraś wie jakie jest uczucie przy wysokim ciśnieniu to właśnie tak....i trzyma do dziś.
Zwykle mam ciśnienie 90/60, a dziś zmierzyłam to jakaś masakra 154/57.....
Odstawiłam wszystkie leki i suplementy, coś mi nie służy, lub coś z połączeniem czegoś.
Rano zdążyłam wziąć Euthyrox i jedną tabletkę Dhea.... serce wali, uszy i poliki czerwone...masakra.
Idę dziś do kliniki na usg+decyzja o podaniu zastrzyku na wyciszenie jajników oraz pobranie wymazów.
Zapytam lekarza o co chodzi, bo czuję niepokój, jest mi gorąco i jest to dość niebezpieczne, zwłaszcza przy prowadzeniu auta.
Jeszcze nie zaczęłam, a już schody.

12 października 2017, 08:38

Zadziało się na wczorajszej wizycie.
Prawdopodobnie to, co dzieje się ze mną spowodowane jest przez zażycie jodu.
Doktor przypuszcza, że ruszyła moja metylacja, witaminy i kwas zaczęły się przyswajać i mogła też ruszyć do pracy tarczyca atakowana euthyroxem od wielu lat.
Miałam wczoraj pobraną krew na hormony tarczycy:
- TSH 1,0611 (0,3500-4,49400)
- FT3 2,03 (1,71-3,71).
Rzeczywiście czułam się jakbym wpadła w mego nadczynność, ale wyniki temu przeczą. Dziś nie wzięłam rano euthyroxu i czuję się lepiej (oprócz mega niewyspania, bo telepało mną w nocy), zatem dlaczego wyniki wyszły dobre?
Wyślę sms do doktora, bo prosił i zobaczymy co on na to.
Pobrał mi też wymaz na chlamydie, cytologię i biocenozę.
Jajniki moje też go zaskoczyły, na prawym był jeden dominujący pęcherzyk, na lewym trzy mniejsze bez cech pco. Lekarz stwierdził, że coś z tego będzie i jest mile zaskoczony.
Decyzja o zastrzyku na menopauzę została odsunięta.
Między 23-25 października mam przyjść na podglądanie i przynieść już wyniki badań na wirusy, jak wszystko będzie ok, to około 26 października dostanę ten zastrzyk (receptę już dostałam).
Około 10 dni po zastrzyku powinna pojawić się miesiączka i prawdopodobnie rozpoczniemy stymulację długim protokołem.
Dołożył mi tez większą dawkę kwasu metylowanego, 400mg firmy Solgar (6 dych w aptece wbiło mnie w podłogę, następny zamówię na allegro).

EDIT: lekarz kazał odstawić jodid i zmniejszyć dhea do dwóch tabletek

Wiadomość wyedytowana przez autora 13 października 2017, 14:01

13 października 2017, 12:11

Tadadadadadadam.
Jeden powód do radości już jest.
Po roku bujania się z rozmaitymi bakteriami w pochwie, posiew z kanału szyjki macicy wyszedł czysty.
Niczego nie wyhodowali, candidy też nie, ani tego paskuda gbsa :)
Dla mnie to ogromny powód do radości :)
Czyli leczenie raz, a dobrze, wdrożone przez mojego mruczącego profesora, było tym najlepszym leczeniem. Do tego dieta, ruch na świeżym powietrzu i .....kapusta kiszona ;) oczywiście do jedzenia - to było to.
Bardzo się cieszę :) :)

15 października 2017, 18:19

Wczoraj zrobiliśmy badania podstawowe z krwi i moczu oraz badania na wszelkie wirusy. Mąż zestresowany pobieraniem krwi ;) już o 5 rano pobudził wszystkich, zatem o 7 byliśmy gotowi do drogi. Męski, zupełnie dla mnie niepojęty stres związany z upuszczaniem krwi sprawił, że oczywiście wieczorem musieliśmy pojechać odebrać wyniki, bo ciekawość sięgała zenitu. No skoro już musiał być tak torturowany, to chociaż niech przekona się, że wszystko dobrze ;)
Oczywiście, że wszystko wyszło dobrze, do późna, przy kieliszku wina było wielkie porównywanie wyników sprzed roku, dwóch lat i jeszcze wcześniejszych. Och, jakże był dumny z siebie :)
U mnie też ok. Wyszło, że musiałam w przeszłości złapać wirusa CMV i to zanim poznałam męża, bo wynik w klasie igg był pozytywny. Zatem mam przeciwciała przed tym paskudztwem.
Teraz po latach przypominam sobie incydent bólu wątroby, wysokich enzymów wątrobowych...Ale byłam młoda, jakoś szybko przeszło. Uroki pracy w służbie zdrowia, a wówczas miałam bezpośredni kontakt z pacjentami.
Teraz czekamy na wyniki cytologii i chlamydii.
Dziś też zamówiłam w aptece Zoladex, jutro będzie do odbioru. Za tydzień w poniedziałek wizyta ze wszystkimi wynikami.
Nadmiar jodu opuszcza mój organizm, czuję się coraz lepiej. Chyba po DHEA jestem dość pobudzona. Niby fajnie, mnóstwo energii....noo, ale nie cały czas.... Jakoś staram się rozłożyć te wszystkie suplementy na cały dzień, a spodziewam się, że dojdzie tego jeszcze więcej.

24 października 2017, 07:27

Kolejna wizyta w klinice zaliczona, zostaliśmy zakwalifikowani medycznie do procedury in vitro. Wszystkie wymazy i wyniki wyszły ok.
Jeszcze raz to napiszę, że gdyby nie lekarz, to zrezygnowałabym z tej kliniki.
Panie są przemiłe, pomocne i pod tym względem nie mogę im niczego zarzucić, ale panuje spory chaos i bałagan. Lekarz mówi, proszę iść do położnej wypełnić dokumentację, położna każe wypełnić w domu, w teczce z dokumentacją, otrzymaną w rejestracji brak kilku dokumentów, ponownie powrót z położną do rejestracji i wykłócanie się przy pacjencie, że przecież wszystko wydrukowane.
Stałam jak wmurowana, dobrze, że lekarz przyszedł do rejestracji po chwili, bo chyba uciekałbym gdzie pieprz rośnie ;)
Doktor nie chce się zbytnio spieszyć, chciałby żebym jeszcze trochę pojadła dhea, żeby na ile się da wzmocnić moje komórki jajowe. Poza tym wyjeżdża na jakieś dwa tygodnie za granicę i nie chce zostawić mnie "rozgrzebanej", z rozpoczętą stymulacją, bez jego kontroli (chyba niezbyt lubi przekazywać pacjentki innym doktorom ;) ).
Czekamy na miesiączkę, między 1-5 dniu cyklu podajemy już ostatecznie Zoladex, po około 10-14 dniach przyjdzie krwawienie i wówczas mam przyjść na wizytę. On musi jeszcze ze spokojem wszytko przeanalizować, bo waha się, który protokół u mnie zastosować. Wyniki mam takie sobie, ale w usg widać, że jajka ładnie rosną same.
Na dodatek nikt nam nie powiedział, że wniosek o dofinansowanie z miasta powinniśmy dawno złożyć, bo miasto dość opieszale je rozpatruje.... to jak? Właściwie jestem gotowa do stymulacji, a my nadal nie wiemy na czym stoimy w sensie finansowym.
Mąż dziś dostał misję zawiezienia wniosku do kliniki, bo przecież ja ciągle nie mogę zwalniać się z pracy.
Jakoś wczoraj dopadły mnie wątpliwości. Rzadko płaczę, ale wczoraj puściło. Przestraszyłam się, że nie dam rady, już mnie nosi do zwykłym dhea, a co będzie dalej? Czy damy radę? Jak przejdziemy przez to? Z jakim skutkiem psychicznym dla naszej rodziny?
Po suplementach na zbicie homocysteiny czuję się doskonale, mam wrażenie, ze mój organizm wraca na swoje tory, co znalazło też odzwierciedlenie w wynikach krwi, moczu i wymazach.
W czwartek zobaczymy jak suplementacja działa, bo będę sprawdzać homocyteine, witaminę B12, kwas foliowy i witaminę d.

27 października 2017, 21:14

Odetchnęłam z ulgą, bo homocysteina spadła po 3 tygodniach brania suplemenów do poziomu 7,4. W tym przypadku "możemy się starać" ;). Przeciwciała anty TPO też ok,
Natomiast:
- witamina B12 658,5 (191,0-663,0) dość wysoko,nie wiadomo czy to już wysycenie, czy nadal "zatrucie" wit B12 w formie niemetylowanej, którą zażywałam przez rok,
- kwas foliowy - 19,8 (4,6-18,7), za dużo, ale ponad rok zażywałam tylko jego metylowaną formę.
Zatem supel na homocysteinę będę zażywać co 2 dni, kwas codziennie, ale naprzemiennie Solgar z suplem na homocysteinę.
- witamina D 25OH - 36,65 (<30) - zdecydowanie za mało, zatem zaczynam naprzemiennie 2000zK2 na 4000 i zobaczymy.
Czuję się coraz lepiej :) DHEA już mnie tak mocno nie spina, a energia, którą mam zaczyna być fajna i może też organizm trochę się przyzwyczaił :)
Jestem uśmiechnięta, spokojna wewnętrznie, paszcza mi się nie zamyka, biegam, skaczę, sprzątam, wygłupiam się z dzieckiem, jakoś tak żyć mi się chce :)
Mam poczucie, że wszystkie kawałki układanki trafiły na swoje miejsce, a reszta w rękach Boga (i lekarza ;) )

3 listopada 2017, 12:18

No to się zaczęło na dobre, mam już implant w brzuchu, wyciszamy moje jajniki.
Zostałam ostrzeżona, że mogę być bardziej nerwowa i wybuchowa, mogą być kłopoty ze snem...
Lekarz zalecił usunięcie z diety wszystkiego co zbędne ;) oraz melisę wieczorem, będzie mi łatwiej przetrwać ten czas.
A wino? Lampeczka czerwonego, pysznego winka przy weekendzie? Czytałam, że to wręcz zdrowo, zatem małe odstępstwo chyba można poczynić ;)
Współpraca z Urzędem Miasta w kwestii dostarczania dokumentów - żenada...., nie będę więcej pisała, bo pewnie nie o urząd, a o osobę chodzi ;)

6 listopada 2017, 18:49

Właśnie odebrałam telefon z kliniki,że Urząd Miasta pozytywnie rozpatrzył nasz wniosek o dofinansowanie in vitro. Odetchnęliśmy z ulgą ;). Teraz ze spokojem możemy działać. Jak na razie nie czuję jakiś upierdliwych skutków ubocznych Zoladexu, oprócz bólu głowy, ale jakoś funkcjonuję, tylko dzisiaj musiałam zażyć tabletkę przeciwbólową. Ach kamień z serca spadł chociaż jeden ;)

Wiadomość wyedytowana przez autora 7 listopada 2017, 07:33

10 listopada 2017, 18:01

Jestem z natury dociekliwa... Do końca nie potrafiłam zgłębić tematu mutacji, którą posiadam. Lekarze swoje, internet swoje...czułam, że internet ma rację, ale nie czułam się do końca dobrze lecząc się w internecie. Niby wiem co brać, jakie suplementy, ale co dalej? Homocysteina zbita, kwas i witamina B12 w górnych granicach norm...co dalej?
Umówiłam się do hematologa i to był najlepszy krok, jaki mogłam zrobić. Doktor bardzo dobrze ma opanowany temat mutacji.
Pytałam, czy powinnam dalej się diagnozować, szukać drugiej mutacji, bo pewnie taka jest. Po wywiadzie i otrzymanej informacji o niedawnym zawale mojego ojca, stwierdził,że nie ma sensu bo sprawa jest jasna, że jestem zagrożona zakrzepicą. Brać dalej te same witaminy, wyniki są dobre. W trakcie starań sprawdzać poziom co miesiąc i gdyby działo się coś niepokojącego przyjść.
Padło pytanie o Hashimoto, odparłam, że nie, mam tylko niedoczynność. Pokręcił głową...Kiedyś endokrynolożka świętej pamięci, która prowadziła moją jedyną ciążę, po porodzie i wynikach badań stwierdziła, że jest Hasimoto, anty TPO były ok, ale anty TG były podwyższone. Później chodziłam do innego endo, który absolutnie zaprzeczył, że Hashi jest... w zeszłym roku powtarzałam przeciwciała i anty TPO było ok, a anty TG kosmiczne, bo 17,51 (0,00-4,11), wtedy stwierdził, że anty TG są bez znaczenia, to po co je zlecał? A ja głupia teraz jak robiłam badania, pamiętałam jego słowa i samo TPO zrobiłam, które wyszło oczywiście ok. Obecna endo nie kazała tego sprawdzać. Lekarz z kliniki pierwsze pytanie zadał o Hashi, oczywiście zaprzeczyłam, a on mi jod wtedy walnął...
W każdym razie hematolog jest pewien, że Hashi jednak jest. Wobec tego kazał zrobić badanie genetyczne w kierunku celiakii HLA-DQ2 i HLA-DQ8 i jeśli wyjdzie dodatnie to pc p transglutaminazie tkankowej IgA IgG oraz endomyzjalne IgA IgG i włączyć dietę bezglutenową. Sprawdzał mój brzuch i jak naciskał, to bolało mnie tam gdzie jak twierdził jest jelito grube... Kosmiczne to wszystko....
Zasugerował przebadanie synka.... i tak też zrobię.
Badania są drogie, ale nie mam wyjścia, po kolei, wszystkie badania zrobimy.
Ostatnio też jak opętana szukałam jakiegoś preparatu witaminowego, który mogłabym brać w ciąży, znalazłam jakieś angielskie.... ale hematolog twierdzi, że trzymać się metyli i brać osobno to, czego potrzeba w ciąży, a preparaty multiwitaminowe też nie są jakieś bardzo dobre, nic nie zastąpi porządnej, zdrowej diety.
Jestem wściekła na tamtego endokrynologa, takiego super i hiper, zawiódł mnie dwukrotnie....
Co lekarz z kliniki na to wszystko?
Dostałam też zalecenie heparyny w ciąży, 40 mg.... Mam nadzieję, że doktor z kliniki nie będzie wymyślał, bo tylko o Acardzie wspominał... Nie wyobrażam sobie, żeby on nie prowadził mojej ciąży, jeśli w nią zajdę, ale jeśli będzie opór co do heparyny, to będę musiała poszukać innego lekarza, bo lekarka napro da mi receptę bez problemu, ale ja też potrzebuję ginekologa.
Oczywiście wybiegam mocno w przyszłość, obawiam się, że sprawa Hashi coś namiesza w planach lekarza co do stymulacji i całej procedury....nie wiem.
Im głębiej kopię tym gorsze gów....o znajduję, ale wolę wiedzieć niż nie wiedzieć.

Wiadomość wyedytowana przez autora 10 listopada 2017, 18:00

15 listopada 2017, 14:16

Po dzisiejszej wizycie mam od jutra odstawić DHEA i zacząć smarować się żelem Testim 1ml.
Do startu przygotowały się trzy pęcherzyki, największy na lewym jajniku, ale Doktor spisuje go na straty, bo już nam potrzebny nie będzie ;)
W następną środę mam wizytę i podejrzymy pęcherzyki, dostanę już rozpiskę leków. Trochę się zasmuciłam, bo nie wiem czy punkcję będzie mi robił mój doktor, bo będzie wyjeżdżał, ale to zależy jak będzie przebiegała stymulacja.
Oczywiście jak to on, żadnych nadziei nie daje, zero optymizmu, ale sam powiedział, że lepiej mieć takie podejście, niż nastawić się na wielkie WOW, jeśli nic z tego nie wyjdzie, bo AMH nie jest przecież najlepsze.
Mam też obiecane Clexane od transferu.
Rzygać mi się chce moją pracą ostatnio.... mam szczerze dość bałaganu, zamętu i chaosu....

15 listopada 2017, 14:16

Dubel wpisu

Wiadomość wyedytowana przez autora 15 listopada 2017, 16:24

22 listopada 2017, 16:42

Wieści z dzisiejszej wizyty.
Według doktora wszystko wygląda przyzwoicie. Stosowany testosteron w żelu powoli hamuje wybuchy gorąca .... i dobrze ;) Te wybuchy jeszcze nie są tak szkodliwe, najgorsze są nocne poty, które wybudzają ze snu i libido, a raczej totalny jego brak.
Miejmy nadzieję, że mąż to zniesie ;) bo ja bez problemu, skoro wcale mi nie brakuje ;).
Od 24.11 mam brać Estrofem mite
Od 28.11 Gonal 150 i Mensinorm 150 oba w brzuch wieczorem, o stałej porze. Pani w apece obok kliniki obeznana z tematem co nieco usiłowała mi wytłumaczyć jak się miesza ten Mensinorm, ale sama czułam, że mam ośli wyraz twarzy... Muszę to w weekend przy winie rozkminić. Gonal jest w penie, zatem jakoś pójdzie.
No, to tyle dobrego ;) Natomiast chcąc odżywiać się jeszcze bardziej zdrowo robiłam sobie koktajle z dodatkiem szpinaku baby. No i mam za swoje ;) Od wczoraj pojawiło się znajome pieczenie w dole brzucha, przy sikaniu i ból promieniujący do lędźwi. Zapomniałam już o tym jak to jest wspaniale, a miałam już problemy ze szczawianami wapnia. Nawet jak doktor załadował sondę od usg, to aż syknęłam.
Przepisał preparat z żurawiną, pobrał biocenozę czy tam wszystko gra i kazał zrobić badanie moczu i pilnie wysłać mu wynik.
Strona Diagnostyki z wynikami on line nie działa, to sobie poczekam. Wygrzebałam jeszcze jakiś zapomniany Rowatinex i łykam razem z litrami wody. Może zejdzie wszystko bezproblemowo. Oby...
Nie byłabym sobą, gdyby coś się nie wydarzyło ;) ale tylko się z tego śmieję, bo co innego mam robić? :) ;) :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 22 listopada 2017, 16:45

23 listopada 2017, 11:36

Tak, jak się spodziewałam. Wynik moczu nie jest dobry. Bakterii nie ma (jeszcze), ale za to są leukocyty i erytrocyty, co w powiązaniu z mdłościami mówi o schodzeniu jakiegoś piachu czy kamienia.... masakra.
Wysłałam wynik do lekarza, ale na razie nie odpowiada.
Znowu mam cholernego pecha.
Już czuję to pieprzone pieczenie w cewce. Jeśli do jutra nie poprawi się, to zapalenie pęcherza murowane....jak mi te kryształki coś tam na dole zaryły.
Łykam Rowatinex, witaminę c, żurawinę.
Błagam, organizmie walcz, nie daj się, nie teraz...obiecuję, że już szpinaku nie ruszę...obiecuję. Jutro rozpoczęcie stymulacji,a ja w takiej dupie.

EDIT: doktor oddzwonił, że na razie spróbujemy Urosept+żurawina+dużo pić. Jak nie przejdzie to zrobię w poniedziałek badanie moczu i posiew.

Wiadomość wyedytowana przez autora 24 listopada 2017, 07:21

28 listopada 2017, 09:48

Dzisiejsza poranna sytuacja:
Mąż (szukający swojego blistra z witaminą D): moja koleżanka, co tak się zna na suplementach, to mówi, że ja to chyba powinienem brać z 6000 iu witaminy d i to z witaminą K2....
Żona: może i tak, ale po badaniu...(w myślach: od pół roku trąbie o K2 i łykam jakoś od dwóch miesięcy)
Mąż: ta koleżanka też się stara o dziecko i łyka tak dużo suplementów, chyba z osiem
Żona: tak mało?
Mój osobisty mąż nawet nie wie jaką torbę suplentów i leków wożę ze sobą i łykam w ciągu dnia ;) ach, wiedział tylko, że koleżanka łyka metyle tak jak ja (brawo on).
Ubawił mnie, ale jego mina była bezcenna gdy wysypałam na stół swój arsenał, który przecież on zamawia na różnych stronach internetowych.
Dziś wieczorem pierwsze zastrzyki, ulotki już chyba znam na pamięć, zobaczymy jak wypadnę w praktyce :) Mąż oczywiście zajęty (na widok igieł robi się siny, a na widok zastrzyku odpływa), będę sama. Może i lepiej, bo tylko by mnie drażnił ;)

29 listopada 2017, 07:39

Dostałam na maila wczorajszy wynik moczu, miałam dobre przeczucie, wynik jest ok, wyszły liczne szczawiany wapnia,znowu....ale bakterii brak. Czekam jeszcze na posiew, no ale tu poczekam kilka dni.
Pierwsze koty za płoty, jeśli chodzi o zastrzyki. Byłam nieźle zestresowana, ręce mi się trzęsły ;)
Młody, żeby zbytnio nie interesować się co mama robi dostał pozwolenie na gry, zatem miałam przynajmniej dziecko z głowy ;)
Uszykowałam akcesoria, ulotki i do dzieła. Odetchnęłam, rozluźniłam się (no powiedzmy ;) ). Na pierwszy ogień poszedł Gonal, tu poszło dość gładko, obsługa pena jest dość prosta. Gorzej było z Mensinormem, miotałam się przy igłach, oczywiście je pomyliłam, nie mogłam nabrać płynu do ampułkostrzykawki, no ale jakoś się udało.
Przydała się oponka pociążowa na brzuchu, miałam w co wbić igły ;) Szczerze byłam zdziwiona, że prawie nie bolało. Siniaków też sobie nie narobiłam. To były pierwsze zastrzyki, jakie sobie w życiu podałam
Cała procedura z miotaniem się, kłuciem igłami po paluchach zajęła mi około pół godziny, dziś już pójdzie sprawniej ;)
Czuje się trochę dziwnie, nic mi nie jest, ale jest dziwnie.... ;)

4 grudnia 2017, 13:36

Niestety mimo potężnych dawek leków doktor znalazł tylko dwa pęcherzyki... oba na prawym jajniku. Według niego jestem kompletnie niepojętym przypadkiem... Sam widział na naturalnym cyklu, że pęcherzyki same rosną i to nawet po dwa... Według niego najlepiej nadaję się na in vitro na naturalnym cyklu, bo i po co leki, skoro g...o dają.
Teraz mam się modlić, żeby pęcherzyki były dobrej jakości, bo przecież wystarczy jeden dobrej jakości...Doktor mówił, że naprawdę zrobiliśmy wszystko co można było na podniesienie jakości komórek.
W środę kolejne podglądanie.
Teraz wszystko w rękach Tego w Niebie. Ufam mu i wierzę nadal mimo takich sobie wieści, że będzie dobrze.
P.S. biocenoza pochwy bardzo dobra.... przynajmniej coś ;)

6 grudnia 2017, 14:16

No i po wizycie.
Na prawym jajniku są 4 pęcherzyki, ale dwa dość małe ok 10mm i nie wiadomo czy nadgonią. Na lewym jest jeden 10mm.
Zoladex działa i do soboty pęcherzyki nie pękną.
Mam nadal się modlić o dobrą jakość, bo nie o ilość nam chodzi ;)
Doktor przekazał mnie w ręce innego doktora, gdyż wyjeżdża. Dostałam całą kartkę A4 "planu na mnie" i ten drugi doktor dostał podobną ;)
Szkoda, bo mam duże zaufanie do "mojego doktora"...Pogadaliśmy sobie trochę ;) Fajny z niego koleś. Jest szczery, a to u lekarzy cenię najbardziej. Nie wolno robić pacjentom fałszywych nadziei, tyko realnie zmierzyć się z rzeczywistością.Zwłaszcza takim pacjentom jak my, kobiety, które walczą o spełnienie się w roli matki.
Mój doktor przeprowadził mnie przez najważniejsze, przygotował mnie jak mógł najlepiej.
Moje ovufriendowskie kumpele, proszę o krótką modlitwę :)w naszej intencji :)

I głupie pytanie...czy jeszcze mogę farbować włosy, bo po hormonach i suplementach rosną jak szalone ;) ?
‹‹ 5 6 7 8 9