Poród martwego dziecka
-
WIADOMOŚĆ
-
Kropka_93 wrote:Kreska mam kilka pytań do Ciebie, mogę zaprosić cie do przyjaciółek?
Jasne,śmiało. Spróbuję to ogarnąć 😅35Ja lubi tę wiadomość
12.12.2019- 4kg,54cm- zdrowa Izabela!
03.10.202💔 3480g,58cm,38tc Różyczka.👼😭
Mutacje hetero pai1 i mthfr1
12.12.24--->II 🤰
8.02.25----> I prenatalne. Bez zastrzeżeń!
22.08.2025---> termin 🙏
Heparyna,acard,metylowany kwas foliowy,...duphrason,
Nie da się zastąpić utraconego dziecka. Ale wiarą w Niego jest niezłomna. Kocham Was dzieci !
Świat rozsypal się jak cienkie lustro. Na miliony kawałków a ja trwam.
Boże,dlaczego wymyśliłeś los człowieka który musi iść przez życie sam? Całkiem Sam. -
Kreska41 wrote:Jasne,śmiało. Spróbuję to ogarnąć 😅🙋♀️ 32 (mthfr C677T, A1298C hetero, PAI-I hetero, brak jednego kiru implantacyjnego)
🙋♂️ 34
Starania od 2017
4 x IUI - nieudane
Maj 2023 - I IVF
23.06.2023 - transfer 2dniowego zarodka 👎
04.10.2023 transfer blastki 4.2.2.👍
09.11.2023 puste jajo 20 mm, w 7t - odstawiam leki, poronienie.
Lipiec 2024 - zaczynamy przygotowanie II IVF ☺️
03.08.2024 punkcja 🥚 mamy 3 (4.1.1, 4.1.1, 4.1.2)❄️
04.10.2024 - transfer blastki 4.1.1. 👍
17.02 22t2d - II prenatalne 450g dziewczynki
05.03.2025 - 24t4d - 👼🤍 żegnaj moja Mała Kruszynko 😢💔
02.07 - histeroskopia z biopsją -
Cześć dziewczyny.
Jestem w 28 tygodniu i 3 dni. Dowiedziałam się że serduszko mojego Syneczka się nie bije.
20 maja miałam usg I było wszystko w poządku.
24 mają nie czułam ruchów, muslilam że mało mu mesca na kopanie lub poprostu spi.
Teraz jestem w szpitaliu i podano mi na wywołania porodu.
To moja pierwsza cziąza.
Nie wiem jak po tym się pozbieram. -
Irenka07 wrote:Cześć dziewczyny.
Jestem w 28 tygodniu i 3 dni. Dowiedziałam się że serduszko mojego Syneczka się nie bije.
20 maja miałam usg I było wszystko w poządku.
24 mają nie czułam ruchów, muslilam że mało mu mesca na kopanie lub poprostu spi.
Teraz jestem w szpitaliu i podano mi na wywołania porodu.
To moja pierwsza cziąza.
Nie wiem jak po tym się pozbieram.
Irenka tak bardzo mi przykro 💔nie mam słów aby Cię pocieszyć,trzymaj się kochana, przytulam mocno🫂 jakbyś chciała pogadać pisz. -
Cześć,
Czytam od dłuższego czasu różne wątki, w tym ten i poczułam, że chcę się z Wami przywitać i podzielić się także moją historią. Przepraszam, że będzie długo.
5 tygodni temu, 22.04 straciliśmy Synka w 26 tc. Wczoraj minął miesiąc od pogrzebu. Czuję łzy pod powiekami gdy to piszę.
Mam 34 lata i to była moja pierwsza ciąża. Bardzo starannie się do niej przygotowywałam, suple, dieta, aktywnosc fizyczna. Nastawiałam się, że starania mogą potrwać kilka miesięcy, ale zaszłam w ciążę już w pierwszym cyklu. Pamiętam swoje podekscytowanie, ale pamiętam też swoją pierwszą myśl "że za łatwo to poszło". I drugą myśl, że widocznie tak ma być, że moje ciało jest w dobrej formie i wszystko jest w porządku. Miesiąc przed pozytywnym testem ciążowym zmarł mój Tata, po 2 miesiącach leżenia pod respiratorem na OIOMie. Więc jak zobaczyłam dwie kreski, to myślałam sobie, że teraz zacznie się układać, że przecież jak straciłam Ojca, to już nie stracę też dziecka, że to niemożliwe.
Na początku sporo stresów mialam
przez krwiaka, plamiłam, przyjmowalam Duphaston, ale jakoś ok 8 tygodnia już się wchłonął, Maluch rósł prawidłowo, byłam przeszczesliwa, unosiłam się nad ziemią z radości. Wszystkie znamy to uczucie.
Przyszły badania prenatalne I trymestru. 12 tc. 16.01. Dzień końca marzeń o spokojnej i beztroskiej ciąży bo okazało się, że nasz Malutki jest ciężko chory, ma przepuklinę mózgową. I na tamtym etapie trudno bylo powiedziec coś o rokowaniach. Były "poważne". Naprawdę nie wiem jak przeżyłam następne dni. Czułam się jak w pułapce, jak w pokoju bez okien i drzwi z którego nie ma wyjścia. Musieliśmy podjąć decyzję, czy kontynuujemy czy terminujemy. W życiu nie sądziłam że stanę przed takim dylematem moralnym. To było mega ciężkie, ale zdecydowaliśmy się kontynuować ciążę, mimo wszystko. Nie chciałam sama decydować o śmierci mojego dziecka, wiedzialam ze wyrzuty sumienia nie dadzą mi potem żyć. Mój mąż myślał tak samo. Nie żałuję tej decyzji, mam poczucie że postąpiliśmy słusznie.
Skontaktowaliśmy się z hospicjum perinatalnym, tam pani psycholog dużo nam opowiedziała o tym jak przygotowac się na śmierć dziecka. Już w lutym mialam gotowe wszystkie potrzebne rzeczy do szpitala w razie czego. Ale tak naprawdę szykowaliśmy się na każdą ewentualność - że Mały odejdzie w trakcie ciąży albo zaraz po porodzie, że będzie z nami przez kilka miesięcy, że będzie dłużej ale w ciezkim stanie... Ta niepewnosc była najtrudniejsza. A nikt nie umiał przewidzieć jak bedzie. Czytalam mnóstwo internetu, niektóre badania po kilka razy. Znalazlam angielskojęzyczną grupę na fb, w której byli rodzice dzieci z przepuklinami mózgowymi. Niektóre radziły sobie zupełnie nieźle, to dawało nadzieję. Najgorzej się czułam przed i po wizytach kontrolnych. Pomiędzy nimi starałam się jakoś funkcjonować mimo wszystko, dbać o aktywnosc fizyczna, chodzic na spacery, odrywac mysli.
Po badaniach połówkowych zaczęły dochodzić kolejne nieprawidłowości ale ciągle nikt nie chciał powiedziec co bedzie z Malutkim. 10.04 bylam na neurosonografii i wtedy pierwszy raz usłyszałam konkrety. Że Maluch slabo rośnie, że jest w 3 percentylu, że jest duże prawdopodobieństwo że odejdzie w trakcie ciazy i ogromne że podczas porodu. I wiecie co... Trochę boję się to pisać, boje się co możecie o mnie pomyslec, ale... wtedy poczułam ulgę bo w końcu ktoś mi powiedział na co się nastawić.
Pamiętam, że w Wielką Sobotę mialam bardzo dobry humor, gotowałam, cieszyłam się na spotkania z naszymi rodzinami. W Niedzielę Wielkanocną z tyłu głowy notowałam że nie czuję żadnych ruchow ale już tak bywało (chociaż mimo choroby Synek był bardzo ruchliwy) więc starałam się zachowywać spokój i cieszyć się że spotkania z rodziną. Wieczorem wrocilismy do domu, mąż zapytał jak sytuacja, ja na to że cisza. Na detektorze tętna też cisza. Siedzieliśmy obok siebie i wiedzieliśmy co to znaczy. Ale jak to, już? Mimo wszystko myślałam, że pobędziesz z nami jeszcze. Teraz, jak zaczelam myśleć, że w sumie to chciałabym żebyś urodził się żywy, żeby móc Cię ochrzcić? Ledwo co podjęliśmy ostateczną decyzję co do imienia... Nie zdążyliśmy zrobic badania usg 3d żeby mieć zdjęcia i filmy na pamiątkę... Już?
Następnego dnia pojechaliśmy na IP, potwierdzono brak akcji serca. Zostalam na wywoływanie porodu. Mialam balonik i Cytotec co 3h. Było ciężko, wymęczyłam się, bolalo. Na szczęście mąż był ze mną cały czas od przyjęcia. We wtorek rano urodził się Jaś. Mieliśmy z nim sam na sam 2 h. Zrobiliśmy masę zdjęć. Prawie nie pamiętam tego czasu bo byłam po znieczuleniu po łyżeczkowaniu. Ale pamiętam, że bylam zachwycona tymi malusienkimi paluszkami i paznokietkami. Malutkim noskiem.
Dziewczyny, jest mi tak żal moich marzeń i planów o szczęśliwej i spokojnej ciąży. Tego że mialam teraz szykować wyprawkę, czytać książki, głaskać brzuszek, mówić do niego, czytać mu bajki. Zostalam ograbiona z tego wszystkiego. Bo kolejna ciąża będzie naznaczona ogromnym lękiem. Wiecie o tym najlepiej.
Chciałabym mieć dziecko. Mialam je mieć tego lata. Ale boję się być znowu w ciąży, boje się czy zniosłabym psychicznie te 9 miesięcy. A jak znowu coś byłoby nie tak?
Dziękuję, że mogłam Wam o tym opowiedzieć ❤️ -
Irenka07 wrote:Cześć dziewczyny.
Jestem w 28 tygodniu i 3 dni. Dowiedziałam się że serduszko mojego Syneczka się nie bije.
20 maja miałam usg I było wszystko w poządku.
24 mają nie czułam ruchów, muslilam że mało mu mesca na kopanie lub poprostu spi.
Teraz jestem w szpitaliu i podano mi na wywołania porodu.
To moja pierwsza cziąza.
Nie wiem jak po tym się pozbieram.
Kochana bardzo mi przykro 🖤🖤 ja 28 marca 2025 straciłam synka w 21 tygodniu 😭🖤 wiem co czujesz 😭🖤 -
Frena wrote:Cześć,
Czytam od dłuższego czasu różne wątki, w tym ten i poczułam, że chcę się z Wami przywitać i podzielić się także moją historią. Przepraszam, że będzie długo.
5 tygodni temu, 22.04 straciliśmy Synka w 26 tc. Wczoraj minął miesiąc od pogrzebu. Czuję łzy pod powiekami gdy to piszę.
Mam 34 lata i to była moja pierwsza ciąża. Bardzo starannie się do niej przygotowywałam, suple, dieta, aktywnosc fizyczna. Nastawiałam się, że starania mogą potrwać kilka miesięcy, ale zaszłam w ciążę już w pierwszym cyklu. Pamiętam swoje podekscytowanie, ale pamiętam też swoją pierwszą myśl "że za łatwo to poszło". I drugą myśl, że widocznie tak ma być, że moje ciało jest w dobrej formie i wszystko jest w porządku. Miesiąc przed pozytywnym testem ciążowym zmarł mój Tata, po 2 miesiącach leżenia pod respiratorem na OIOMie. Więc jak zobaczyłam dwie kreski, to myślałam sobie, że teraz zacznie się układać, że przecież jak straciłam Ojca, to już nie stracę też dziecka, że to niemożliwe.
Na początku sporo stresów mialam
przez krwiaka, plamiłam, przyjmowalam Duphaston, ale jakoś ok 8 tygodnia już się wchłonął, Maluch rósł prawidłowo, byłam przeszczesliwa, unosiłam się nad ziemią z radości. Wszystkie znamy to uczucie.
Przyszły badania prenatalne I trymestru. 12 tc. 16.01. Dzień końca marzeń o spokojnej i beztroskiej ciąży bo okazało się, że nasz Malutki jest ciężko chory, ma przepuklinę mózgową. I na tamtym etapie trudno bylo powiedziec coś o rokowaniach. Były "poważne". Naprawdę nie wiem jak przeżyłam następne dni. Czułam się jak w pułapce, jak w pokoju bez okien i drzwi z którego nie ma wyjścia. Musieliśmy podjąć decyzję, czy kontynuujemy czy terminujemy. W życiu nie sądziłam że stanę przed takim dylematem moralnym. To było mega ciężkie, ale zdecydowaliśmy się kontynuować ciążę, mimo wszystko. Nie chciałam sama decydować o śmierci mojego dziecka, wiedzialam ze wyrzuty sumienia nie dadzą mi potem żyć. Mój mąż myślał tak samo. Nie żałuję tej decyzji, mam poczucie że postąpiliśmy słusznie.
Skontaktowaliśmy się z hospicjum perinatalnym, tam pani psycholog dużo nam opowiedziała o tym jak przygotowac się na śmierć dziecka. Już w lutym mialam gotowe wszystkie potrzebne rzeczy do szpitala w razie czego. Ale tak naprawdę szykowaliśmy się na każdą ewentualność - że Mały odejdzie w trakcie ciąży albo zaraz po porodzie, że będzie z nami przez kilka miesięcy, że będzie dłużej ale w ciezkim stanie... Ta niepewnosc była najtrudniejsza. A nikt nie umiał przewidzieć jak bedzie. Czytalam mnóstwo internetu, niektóre badania po kilka razy. Znalazlam angielskojęzyczną grupę na fb, w której byli rodzice dzieci z przepuklinami mózgowymi. Niektóre radziły sobie zupełnie nieźle, to dawało nadzieję. Najgorzej się czułam przed i po wizytach kontrolnych. Pomiędzy nimi starałam się jakoś funkcjonować mimo wszystko, dbać o aktywnosc fizyczna, chodzic na spacery, odrywac mysli.
Po badaniach połówkowych zaczęły dochodzić kolejne nieprawidłowości ale ciągle nikt nie chciał powiedziec co bedzie z Malutkim. 10.04 bylam na neurosonografii i wtedy pierwszy raz usłyszałam konkrety. Że Maluch slabo rośnie, że jest w 3 percentylu, że jest duże prawdopodobieństwo że odejdzie w trakcie ciazy i ogromne że podczas porodu. I wiecie co... Trochę boję się to pisać, boje się co możecie o mnie pomyslec, ale... wtedy poczułam ulgę bo w końcu ktoś mi powiedział na co się nastawić.
Pamiętam, że w Wielką Sobotę mialam bardzo dobry humor, gotowałam, cieszyłam się na spotkania z naszymi rodzinami. W Niedzielę Wielkanocną z tyłu głowy notowałam że nie czuję żadnych ruchow ale już tak bywało (chociaż mimo choroby Synek był bardzo ruchliwy) więc starałam się zachowywać spokój i cieszyć się że spotkania z rodziną. Wieczorem wrocilismy do domu, mąż zapytał jak sytuacja, ja na to że cisza. Na detektorze tętna też cisza. Siedzieliśmy obok siebie i wiedzieliśmy co to znaczy. Ale jak to, już? Mimo wszystko myślałam, że pobędziesz z nami jeszcze. Teraz, jak zaczelam myśleć, że w sumie to chciałabym żebyś urodził się żywy, żeby móc Cię ochrzcić? Ledwo co podjęliśmy ostateczną decyzję co do imienia... Nie zdążyliśmy zrobic badania usg 3d żeby mieć zdjęcia i filmy na pamiątkę... Już?
Następnego dnia pojechaliśmy na IP, potwierdzono brak akcji serca. Zostalam na wywoływanie porodu. Mialam balonik i Cytotec co 3h. Było ciężko, wymęczyłam się, bolalo. Na szczęście mąż był ze mną cały czas od przyjęcia. We wtorek rano urodził się Jaś. Mieliśmy z nim sam na sam 2 h. Zrobiliśmy masę zdjęć. Prawie nie pamiętam tego czasu bo byłam po znieczuleniu po łyżeczkowaniu. Ale pamiętam, że bylam zachwycona tymi malusienkimi paluszkami i paznokietkami. Malutkim noskiem.
Dziewczyny, jest mi tak żal moich marzeń i planów o szczęśliwej i spokojnej ciąży. Tego że mialam teraz szykować wyprawkę, czytać książki, głaskać brzuszek, mówić do niego, czytać mu bajki. Zostalam ograbiona z tego wszystkiego. Bo kolejna ciąża będzie naznaczona ogromnym lękiem. Wiecie o tym najlepiej.
Chciałabym mieć dziecko. Mialam je mieć tego lata. Ale boję się być znowu w ciąży, boje się czy zniosłabym psychicznie te 9 miesięcy. A jak znowu coś byłoby nie tak?
Dziękuję, że mogłam Wam o tym opowiedzieć ❤️
Bardzo mi przykro 🖤🖤🖤🖤🖤 bardzo chętnie podpisze na priv 🖤🖤 nasze dzieci pewnie są teraz razem 🖤🖤🖤 -
Irenka07 wrote:Cześć dziewczyny.
Jestem w 28 tygodniu i 3 dni. Dowiedziałam się że serduszko mojego Syneczka się nie bije.
20 maja miałam usg I było wszystko w poządku.
24 mają nie czułam ruchów, muslilam że mało mu mesca na kopanie lub poprostu spi.
Teraz jestem w szpitaliu i podano mi na wywołania porodu.
To moja pierwsza cziąza.
Nie wiem jak po tym się pozbieram.
Przytulam Cię ❤️ Jesteś już po? Jak się czujesz?
-
Witajcie.
Wczoraj na kontrolnej wizycie dowiedzialam sie, ze mojemu malenstwu nie bije serduszko od tygodnia. Przestalo na poczatku 10 tygodnia. To moja pierwsza ciaza i nie mam nikogo w bliskim otoczeniu, kto by to przezyl i mi jakos pomogl… Ginekolog kazal sie zglosic do szpitala we wtorek na indukcje poronienia. A ja mam z tylu glowy, ze to strasznie dlugo… jak u Was bylo? Jak to w ogole wyglada? Nie wiem co robic i jak sie zachowac31👩🏻🦰 34🧔🏻♂️
01.2025 - początek starań
06.04 - są dwie kreski!
09.05 - widzimy bicie serduszka
29.05 - 👼🏻💔11tc/9tc poronienie chybione
03.06 - indukcja poronienia, łyżeczkowanie
• insulinooporność
• otyłość
• od 01.2024 biologiczna zastawka aortalna serca -
Frena wrote:Cześć,
Czytam od dłuższego czasu różne wątki, w tym ten i poczułam, że chcę się z Wami przywitać i podzielić się także moją historią. Przepraszam, że będzie długo.
5 tygodni temu, 22.04 straciliśmy Synka w 26 tc. Wczoraj minął miesiąc od pogrzebu. Czuję łzy pod powiekami gdy to piszę.
Mam 34 lata i to była moja pierwsza ciąża. Bardzo starannie się do niej przygotowywałam, suple, dieta, aktywnosc fizyczna. Nastawiałam się, że starania mogą potrwać kilka miesięcy, ale zaszłam w ciążę już w pierwszym cyklu. Pamiętam swoje podekscytowanie, ale pamiętam też swoją pierwszą myśl "że za łatwo to poszło". I drugą myśl, że widocznie tak ma być, że moje ciało jest w dobrej formie i wszystko jest w porządku. Miesiąc przed pozytywnym testem ciążowym zmarł mój Tata, po 2 miesiącach leżenia pod respiratorem na OIOMie. Więc jak zobaczyłam dwie kreski, to myślałam sobie, że teraz zacznie się układać, że przecież jak straciłam Ojca, to już nie stracę też dziecka, że to niemożliwe.
Na początku sporo stresów mialam
przez krwiaka, plamiłam, przyjmowalam Duphaston, ale jakoś ok 8 tygodnia już się wchłonął, Maluch rósł prawidłowo, byłam przeszczesliwa, unosiłam się nad ziemią z radości. Wszystkie znamy to uczucie.
Przyszły badania prenatalne I trymestru. 12 tc. 16.01. Dzień końca marzeń o spokojnej i beztroskiej ciąży bo okazało się, że nasz Malutki jest ciężko chory, ma przepuklinę mózgową. I na tamtym etapie trudno bylo powiedziec coś o rokowaniach. Były "poważne". Naprawdę nie wiem jak przeżyłam następne dni. Czułam się jak w pułapce, jak w pokoju bez okien i drzwi z którego nie ma wyjścia. Musieliśmy podjąć decyzję, czy kontynuujemy czy terminujemy. W życiu nie sądziłam że stanę przed takim dylematem moralnym. To było mega ciężkie, ale zdecydowaliśmy się kontynuować ciążę, mimo wszystko. Nie chciałam sama decydować o śmierci mojego dziecka, wiedzialam ze wyrzuty sumienia nie dadzą mi potem żyć. Mój mąż myślał tak samo. Nie żałuję tej decyzji, mam poczucie że postąpiliśmy słusznie.
Skontaktowaliśmy się z hospicjum perinatalnym, tam pani psycholog dużo nam opowiedziała o tym jak przygotowac się na śmierć dziecka. Już w lutym mialam gotowe wszystkie potrzebne rzeczy do szpitala w razie czego. Ale tak naprawdę szykowaliśmy się na każdą ewentualność - że Mały odejdzie w trakcie ciąży albo zaraz po porodzie, że będzie z nami przez kilka miesięcy, że będzie dłużej ale w ciezkim stanie... Ta niepewnosc była najtrudniejsza. A nikt nie umiał przewidzieć jak bedzie. Czytalam mnóstwo internetu, niektóre badania po kilka razy. Znalazlam angielskojęzyczną grupę na fb, w której byli rodzice dzieci z przepuklinami mózgowymi. Niektóre radziły sobie zupełnie nieźle, to dawało nadzieję. Najgorzej się czułam przed i po wizytach kontrolnych. Pomiędzy nimi starałam się jakoś funkcjonować mimo wszystko, dbać o aktywnosc fizyczna, chodzic na spacery, odrywac mysli.
Po badaniach połówkowych zaczęły dochodzić kolejne nieprawidłowości ale ciągle nikt nie chciał powiedziec co bedzie z Malutkim. 10.04 bylam na neurosonografii i wtedy pierwszy raz usłyszałam konkrety. Że Maluch slabo rośnie, że jest w 3 percentylu, że jest duże prawdopodobieństwo że odejdzie w trakcie ciazy i ogromne że podczas porodu. I wiecie co... Trochę boję się to pisać, boje się co możecie o mnie pomyslec, ale... wtedy poczułam ulgę bo w końcu ktoś mi powiedział na co się nastawić.
Pamiętam, że w Wielką Sobotę mialam bardzo dobry humor, gotowałam, cieszyłam się na spotkania z naszymi rodzinami. W Niedzielę Wielkanocną z tyłu głowy notowałam że nie czuję żadnych ruchow ale już tak bywało (chociaż mimo choroby Synek był bardzo ruchliwy) więc starałam się zachowywać spokój i cieszyć się że spotkania z rodziną. Wieczorem wrocilismy do domu, mąż zapytał jak sytuacja, ja na to że cisza. Na detektorze tętna też cisza. Siedzieliśmy obok siebie i wiedzieliśmy co to znaczy. Ale jak to, już? Mimo wszystko myślałam, że pobędziesz z nami jeszcze. Teraz, jak zaczelam myśleć, że w sumie to chciałabym żebyś urodził się żywy, żeby móc Cię ochrzcić? Ledwo co podjęliśmy ostateczną decyzję co do imienia... Nie zdążyliśmy zrobic badania usg 3d żeby mieć zdjęcia i filmy na pamiątkę... Już?
Następnego dnia pojechaliśmy na IP, potwierdzono brak akcji serca. Zostalam na wywoływanie porodu. Mialam balonik i Cytotec co 3h. Było ciężko, wymęczyłam się, bolalo. Na szczęście mąż był ze mną cały czas od przyjęcia. We wtorek rano urodził się Jaś. Mieliśmy z nim sam na sam 2 h. Zrobiliśmy masę zdjęć. Prawie nie pamiętam tego czasu bo byłam po znieczuleniu po łyżeczkowaniu. Ale pamiętam, że bylam zachwycona tymi malusienkimi paluszkami i paznokietkami. Malutkim noskiem.
Dziewczyny, jest mi tak żal moich marzeń i planów o szczęśliwej i spokojnej ciąży. Tego że mialam teraz szykować wyprawkę, czytać książki, głaskać brzuszek, mówić do niego, czytać mu bajki. Zostalam ograbiona z tego wszystkiego. Bo kolejna ciąża będzie naznaczona ogromnym lękiem. Wiecie o tym najlepiej.
Chciałabym mieć dziecko. Mialam je mieć tego lata. Ale boję się być znowu w ciąży, boje się czy zniosłabym psychicznie te 9 miesięcy. A jak znowu coś byłoby nie tak?
Dziękuję, że mogłam Wam o tym opowiedzieć ❤️
Bardzo mi przykro. 16 maja moje Dwie Malutkie Dziewczynki miałby pół rok... każdy dzień jest tęsknota. Nie ma dnia żebym o Nich nie myślała. I tak jak Ty teraz w tym momencie czujesz smutek, rozpacz i bol to chce VI powiedzieć że kiedyś będzie lepiej. Ja chodzę do dnia dzisiejszego an terapię i dużo mi to pomogło. Miesiąc po pogrzebie nie myślałam że się dźwignę. Kosztowało i kosztuje mnie yo dużo wysiłku... mimo iż nie jestem kościelna codziennie się do Nich modlę i mam z Nimi więź emocjonalna. Wierzę w to że z każdym moim krokiem one idą ze mną.. i tak samo wierz w to że Twoje Malenstwo jest obok.
Dla wszystkich Rodziców po stracie polecam książkę "Okruszki". Była ona dla mnie formą terapii . Wysłałam morze łez czytając ją. Polecam Wam dziewczyny i dla Waszych mężów czy partnerów... nie pocieszyła mnie ale pokazała mi że każde zachowanie jest ok, każdy inaczej przychodzi przez okres żałoby i to jest ok. Wszystko co robimy jest ok. Ale najważniejsze jest to że pomimo tego bólu tej najgorszej nieopianej słowami straty w naszym życiu nie da się niczym zastąpić, ale pozostawia ona w nas wielkie pokłady miłości do Dzieci których z nami nie ma.
I ja zyje tym że Dziewczynki są obok i kiedyś się spotkamy. Nieważne gdzie, nieważne w jakiej formie. -
@ Ola0703, dziękuję 🖤 też czytałam "Okruszki". Bardzo emocjonalna i trudna lektura, ale faktycznie terapeutyczna. Że ktoś miał podobnie i przeżył, idzie dalej. Podobną nadzieję czuję, gdy czytam stopki i wiadomości Dziewczyn na tym wątku u których tęczowe maluchy są w drodze albo już przyszły na świat
Przypomniało mi się, że jak byłam na początku ciąży, to czytałam wątek lipcowy na forum ciążowym (miałam termin na 25.07) i tam w stopkach niektórych Dziewczyn widziałam znak tęczy i był tam też taki temat "staramy się o tęczowego malucha" czy coś takiego. Kompletnie wtedy nie wiedziałam o co chodzi z tą tęczą🥲
-
Irenka, Frena, Regina bardzo mi przykro że was też to spotkało 🫂🫂🫂 przytulam mocno. Pisz tu jeśli potrzebujesz się wygadać.
Regina jak moja siostra dowiedziała się o tym że serduszko przestało bic to zgłosiła się do szpitala po 2 dniach od USG, ale jej dzidziusiowi serduszko przestało bić koło 8tc, a dowiedziała się w 12tc. W szpitalu dostała tabletki na wywołanie. Mówiła że ją mocno bolało i jeszcze musiała mieć łyżeczkowanie, ale to zależy od organizmu. Część dziewczyn nie ma łyżeczkowania. W szpitalu spędziła 1 noc.Wiadomość wyedytowana przez autora: 30 maja, 21:09
💊 pregna start
💊 Metformax
💊 Euthyrox
🏡 okolice Wrocławia
💔19.12.24 👼 Maksymilian 23 tydzień
💔 05.04.25 cb -
Irenka07 wrote:Bardzo dziękuję ❤️ Jeszcze nie. Podano mi leki i czekamy jak szyjka się otworzy. Czuję Bardzo zmęczona, oboliała i rozbita😔😔❤️
RozumiemJa też się wymęczyłam, bolało mnie wszystko, przeciwbólowych mi nie żałowali, ale średnio pomagały, w każdej pozycji było niewygodnie. W nocy zasnęłam na chwilę dopiero po hydroksyzynie. To czekanie to najgorszy etap chyba.
-
Regina Phalange wrote:Witajcie.
Wczoraj na kontrolnej wizycie dowiedzialam sie, ze mojemu malenstwu nie bije serduszko od tygodnia. Przestalo na poczatku 10 tygodnia. To moja pierwsza ciaza i nie mam nikogo w bliskim otoczeniu, kto by to przezyl i mi jakos pomogl… Ginekolog kazal sie zglosic do szpitala we wtorek na indukcje poronienia. A ja mam z tylu glowy, ze to strasznie dlugo… jak u Was bylo? Jak to w ogole wyglada? Nie wiem co robic i jak sie zachowac
Witaj, indukcja poronienia to po prostu podanie tabletek,które powodują otwarcie szyjki i krwawienie. Czasem jeśli macica nie oczyści się dobrze potrzebne jest łyżeczkowanie. Szczerze to nie było tak strasznie, wszystko zależy pewnie od progu bólu. Jak się zachować? Trudne pytanie,ja w szpitalu po prostu płakałam,a po wszystkim jak najszybciej chciałam być w domu. Współczuję ci bardzo,trzymaj się 🫂 -
Dziewczyny, jest mi tak żal moich marzeń i planów o szczęśliwej i spokojnej ciąży. Tego że mialam teraz szykować wyprawkę, czytać książki, głaskać brzuszek, mówić do niego, czytać mu bajki. Zostalam ograbiona z tego wszystkiego. [/QUOTE]
Frena czytając to w jednym zdaniu ujełaś to jak się czuje. Chociaż tych emocji jest wiele więcej. Bardzo Cię podziwiam za Twoją decyzję o kontynuacji ciąży, wiem że była najlepsza. Mam koleżankę która była w podobnej sytuacji, jej córka zmarła po porodzie. Ale teraz mówi,że zrobiła to zgodnie ze swoim sumieniem. Jesteś silną kobietą, jak my wszystkie tutaj. Przytulam Cię mocno 🫂💔Wiadomość wyedytowana przez autora: 30 maja, 23:20