Nowe staraczki - 2017
-
WIADOMOŚĆ
-
Wróblowa, może i dobre podejście - a nuż widelec pozytywne zeskoczenie? Trzymam kciuki .
Lunna, u mnie to kumululu różnych czynników. Fakt, aktualnie praca jest najgorsza (znaczy praca nie aż taka zła, tylko ja się tam tak źle czuję), a nie szukałam innej ze względu na plany rozmnażania się. Teraz jeszcze się edukuję, mąż pociesza, że zostanę tylko na miesiąc jeszcze, zaraz znowu się uda i na zwolnienie, a potem już tam nie wrócę. Staram się zdystansować, dopiero na @ mnie straszna chandra dopadła i ta dzisiejsza kontrola dobiła.
Tak jak mówiłam, kierowniczka już dzwoniła. Stresuje się jeszcze bardziej niż ja . Wygadałam się, wypiłam dwa piwa i jest mi lepiej. Buziaki i kciuki za testujące/czekające na @ :*.
Rene, to się nazywa powołanie. Gratuluję i powodzenia .
Branoc .Wiadomość wyedytowana przez autora: 14 czerwca 2017, 09:26
4.04.17, 9 tc [*]
Podejrzenie zespołu antyfosfolipidowego
Niedoczynność tarczycy
Leszek jest z nami! 29.05.2018 -
KotCzarownicy wrote:Dzięki wielkie za wsparcie.
Miałam zdiagnozowaną umiarkowaną depresję ponad rok temu, w lutym. Nie brałam żadnych antydepresantów. Psychiatra wytłumaczył działanie (to nie jest magiczna pigułka szczęścia), a przyczyn upatrywał u mnie w historii rodzinnej i powiedział, że leki złagodzą tylko objawy, a na źródło problemu -
terapia. Dlatego nie zdecydowałam się na leki, ale na terapię też się ostatecznie nie zapisałam. Wiem, powinnam, teraz zastanawiam się, czy nie iść znowu po skierowanie.
Generalnie jest dużo lepiej. Wtedy, kiedy zdecydowałam się szukać pomocy u psychiatry, miałam takie stany, że ogarniałam tylko tyle, żeby koty nie chodziły głodne i miały czyste kuwety. Jeśli nie musiałam wychodzić przez parę dni, to się nawet nie myłam, tylko leżałam i patrzyłam w ścianę. Męża mam cudownego, on mnie trzymał przy życiu, namówił na wizytę; był bardzo wyrozumiały, ciągnął nas oboje psychicznie, praktycznie sam zajmował się domem i wszystkimi sprawami. Nigdy nie usłyszałam od niego złego słowa; dużo później, parę razy, kiedy na niego nakrzyczałam niesłusznie, powiedział, że też potrzebuje wsparcia i nie da rady sam. I to też daje mi siłę - muszę i chcę go wspierać.
Najgorszym czynnikiem u mnie jest praca, nienawidzę jej i jestem chora, kiedy muszę tam iść. Marzec był najszczęśliwszym miesiącem w moim życiu. Ale na co dzień radzę sobie i dopiero przy takich sytuacjach jak dzisiaj, kiedy podczas kontroli i pół godziny po niej trzęsły mi się ręce, widzę, że reaguję za bardzo. Dlatego dzisiaj mnie naszło.
Rozpisałam się, ale to też pomaga. Dziękuję wam za wsparcie i też wierzę, że będzie dobrze i może siódemki będą szczęśliwe .
Lekarz z tymi tabletkami miał rację. Ja w 2013r. przeszłam załamanie nerwowe (też z powodów rodzinnych). Dostałam antydepresanty, ale miałam je brać tylko w ostateczności, najlepiej po pół tabletki. Faktycznie wzięłam łącznie może 3-4 tabletki, kiedy ból był tak silny (ból psychiczny), że wyłam i wpadałam w histerię. I tabletki działają dokładnie jak powiedział Ci lekarz: łagodzą objawy, otempiają Cię - dalej czujesz i myślisz to samo, ale już tak nie boli, nie szlochasz i nie krzyczysz, możesz zasnąć.
U mnie skłonności depresyjne są normalne w rodzinie. Moja babcia leczyła się na depresję 5 razy, chyba, w tym 3 była w szpitalu psychiatrycznym. Mój tato leczył się raz. Ja na razie przeszłam tylko załamanie nerwowe. Ale mamy takie charaktery, trochę jak bardzo lekka choroba dwubiegunowa - od euforii do rozpaczy.
Moja Kochana, nie jedna z nas tutaj już odczuła skutki stresującej pracy i problemów z zajściem w ciąże. Bezsprzecznie stres powoduje problemy - wysoka prolaktyna, blokada owulacji. Jeżeli masz możliwość, to zmień pracę. -
KotCzarownicy wrote:Dzięki wielkie za wsparcie.
Miałam zdiagnozowaną umiarkowaną depresję ponad rok temu, w lutym. Nie brałam żadnych antydepresantów. Psychiatra wytłumaczył działanie (to nie jest magiczna pigułka szczęścia), a przyczyn upatrywał u mnie w historii rodzinnej i powiedział, że leki złagodzą tylko objawy, a na źródło problemu -
terapia. Dlatego nie zdecydowałam się na leki, ale na terapię też się ostatecznie nie zapisałam. Wiem, powinnam, teraz zastanawiam się, czy nie iść znowu po skierowanie.
Generalnie jest dużo lepiej. Wtedy, kiedy zdecydowałam się szukać pomocy u psychiatry, miałam takie stany, że ogarniałam tylko tyle, żeby koty nie chodziły głodne i miały czyste kuwety. Jeśli nie musiałam wychodzić przez parę dni, to się nawet nie myłam, tylko leżałam i patrzyłam w ścianę. Męża mam cudownego, on mnie trzymał przy życiu, namówił na wizytę; był bardzo wyrozumiały, ciągnął nas oboje psychicznie, praktycznie sam zajmował się domem i wszystkimi sprawami. Nigdy nie usłyszałam od niego złego słowa; dużo później, parę razy, kiedy na niego nakrzyczałam niesłusznie, powiedział, że też potrzebuje wsparcia i nie da rady sam. I to też daje mi siłę - muszę i chcę go wspierać.
Najgorszym czynnikiem u mnie jest praca, nienawidzę jej i jestem chora, kiedy muszę tam iść. Marzec był najszczęśliwszym miesiącem w moim życiu. Ale na co dzień radzę sobie i dopiero przy takich sytuacjach jak dzisiaj, kiedy podczas kontroli i pół godziny po niej trzęsły mi się ręce, widzę, że reaguję za bardzo. Dlatego dzisiaj mnie naszło.
Rozpisałam się, ale to też pomaga. Dziękuję wam za wsparcie i też wierzę, że będzie dobrze i może siódemki będą szczęśliwe .
Terapia jak najbardziej,ale leki są ważne. Nie zgrywałaś troszkę bohatera u lekarza ? Albo sama z siebie nie bagatelizowałaś swojego stanu ? Jak nie, to troszkę mi się nie podoba podejście lekarza. Moja mama miała podobne objawy, podobną diagnozę (leków nie trzeba) i jak ją siekło pewnego dnia, to w efekcie aktualnie zażywa 3 rodzaje psychotropów. Ale ona nigdy nie mówi wszystkiego albo obsesyjnie planuje nawet to, co powie. Minęło jakieś 5 miesięcy i jako tako dochodzi do siebie. Psychiatra jej też powiedział, że to jest do następnego napadu jak nie pójdzie na terapię, ale jak się na nią nie chodzi, to leki są przydatne do tego, by depresja się nie pogłębiała. -
Blueyes wrote:Lekarz z tymi tabletkami miał rację. Ja w 2013r. przeszłam załamanie nerwowe (też z powodów rodzinnych). Dostałam antydepresanty, ale miałam je brać tylko w ostateczności, najlepiej po pół tabletki. Faktycznie wzięłam łącznie może 3-4 tabletki, kiedy ból był tak silny (ból psychiczny), że wyłam i wpadałam w histerię. I tabletki działają dokładnie jak powiedział Ci lekarz: łagodzą objawy, otempiają Cię - dalej czujesz i myślisz to samo, ale już tak nie boli, nie szlochasz i nie krzyczysz, możesz zasnąć.
U mnie skłonności depresyjne są normalne w rodzinie. Moja babcia leczyła się na depresję 5 razy, chyba, w tym 3 była w szpitalu psychiatrycznym. Mój tato leczył się raz. Ja na razie przeszłam tylko załamanie nerwowe. Ale mamy takie charaktery, trochę jak bardzo lekka choroba dwubiegunowa - od euforii do rozpaczy.
Moja Kochana, nie jedna z nas tutaj już odczuła skutki stresującej pracy i problemów z zajściem w ciąże. Bezsprzecznie stres powoduje problemy - wysoka prolaktyna, blokada owulacji. Jeżeli masz możliwość, to zmień pracę.
Blue, nie zgodzę się z tym. Mam mamę na lekach, męża na lekach i ani razu nie słyszałam od nich, by coś ich otępiało, zmieniało. Są zadowoleni, bo przy braku skutków ubocznych są w stanie wyciszyć się wewnętrznie i normalnie podchodzić do niektórych spraw. Moja mama wpadała w panikę jak przykładowo jej mówiłam, że jutro będzie padać. To była dla niej taki sam ładunek emocjonalny jak fakt, że ktoś umarł.
Jak brałaś antydepresant w ostateczności po pół tabletki, to trochę się domyślam co to było i to nie był lek stosowany w długoterminowym leczeniu, a przydatny przy silnych napadach paniki. Cały czas mówię, że dobry psychiatra dla ludzi w potrzebie to skarb. -
Karolyna wrote:Blue, nie zgodzę się z tym. Mam mamę na lekach, męża na lekach i ani razu nie słyszałam od nich, by coś ich otępiało, zmieniało. Są zadowoleni, bo przy braku skutków ubocznych są w stanie wyciszyć się wewnętrznie i normalnie podchodzić do niektórych spraw. Moja mama wpadała w panikę jak przykładowo jej mówiłam, że jutro będzie padać. To była dla niej taki sam ładunek emocjonalny jak fakt, że ktoś umarł.
Jak brałaś antydepresant w ostateczności po pół tabletki, to trochę się domyślam co to było i to nie był lek stosowany w długoterminowym leczeniu, a przydatny przy silnych napadach paniki. Cały czas mówię, że dobry psychiatra dla ludzi w potrzebie to skarb.
Może i to był faktycznie taki lek, bo miałam go stosować doraźnie, u mnie depresji nie było i dosyć szybko z tego wyszłam, Natomiast ja właśnie tak się czułam po tych tabletkach. Podejrzewam, że na leczenie dzień w dzień mogłyby się nie nadawać, bo ciężko było po ich zażyciu wiele robić. A może to kwestia tego, jak kto na nie reaguje. Cieszę się, że już ich brać nie muszę. -
Starałam się nie zgrywać. Nie pogłębia się, pod wieloma względami jest lepiej. Dopiero po takich sytuacjach, jak dziś, widzę że jeszcze nie jest całkiem dobrze.
Ja mam dodatkowe podejrzenie DDA, moja mama do dzisiaj, 20 lat po śmierci ojca, ma objawy osoby współuzależnionej. Tutaj tkwi przyczyna wszystkiego, reszta jest konsekwencją. Dlatego terapia miała pomóc. Psychiatra chciał mi dać leki, ja nie chciałam ich brać.
Bagatelizowanie stanu to element diagnozy. Już bardzo pomogło, kiedy usłyszałam, że nie jestem spierdolona,tylko chora, i to nie jest moja wina. Ale chcę zwalczyć to do końca, i dlatego myślę o powrocie do leczenia.4.04.17, 9 tc [*]
Podejrzenie zespołu antyfosfolipidowego
Niedoczynność tarczycy
Leszek jest z nami! 29.05.2018 -
Blueyes wrote:Może i to był faktycznie taki lek, bo miałam go stosować doraźnie, u mnie depresji nie było i dosyć szybko z tego wyszłam, Natomiast ja właśnie tak się czułam po tych tabletkach. Podejrzewam, że na leczenie dzień w dzień mogłyby się nie nadawać, bo ciężko było po ich zażyciu wiele robić. A może to kwestia tego, jak kto na nie reaguje. Cieszę się, że już ich brać nie muszę.
One tak działają. NA takie wewnętrzny niepokój, "telepanie" jak to mi opisują są trochę inne leki, nowej generacji. Jesli organizm je przyjmie, to nie ma żadnych skutkó ubocznych, nawet można pić alkohol. -
Blue, rozgraniczmy antydepresanty od psychotropów. I na każdego będą działać trochę inaczej.
Moja mama po śmierci ojca brała silne leki. Mówi,że wyłączyły jej czucie - nie czuła tak bardzo cierpienia, ale była przytępiona, jak zombi. Nie potrafiła tego wytrzymać, stwierdziła, że albo umrze, albo da radę bez tego. Pierwsze tygodnie były straszne (jeszcze tuż przed Bożym Narodzeniem), ale przeżyła. Tylko teraz widzę, że też potrzebuje terapii. Po tylu latach przeszłość dalej ma na nią ogromny wpływ.4.04.17, 9 tc [*]
Podejrzenie zespołu antyfosfolipidowego
Niedoczynność tarczycy
Leszek jest z nami! 29.05.2018 -
KotCzarownicy wrote:Starałam się nie zgrywać. Nie pogłębia się, pod wieloma względami jest lepiej. Dopiero po takich sytuacjach, jak dziś, widzę że jeszcze nie jest całkiem dobrze.
Ja mam dodatkowe podejrzenie DDA, moja mama do dzisiaj, 20 lat po śmierci ojca, ma objawy osoby współuzależnionej. Tutaj tkwi przyczyna wszystkiego, reszta jest konsekwencją. Dlatego terapia miała pomóc. Psychiatra chciał mi dać leki, ja nie chciałam ich brać.
Bagatelizowanie stanu to element diagnozy. Już bardzo pomogło, kiedy usłyszałam, że nie jestem spierdolona,tylko chora, i to nie jest moja wina. Ale chcę zwalczyć to do końca, i dlatego myślę o powrocie do leczenia.
Jak będzie gorzej, to nie bój się leków, bo właśnie jak się bardzo rozłożysz, to dostaniesz takie siekiery. Lepiej nie doprowadzać do ciężkich stanów właśnie po to. Z moim mężem jest gorzej, bo jak to lekarz powiedział, wie wszystko co mu jest i dlaczego. Chodził na terapię, po całym bloku terapeutka powiedziała, że już powinni bez paniki i na luzie zrobić to, co wywołuje u niego napady paniki, a tu żadnego efektu. Ale ten nasz psychiatra prowadzący powiedział, że coś tkwi w nim tak głęboko, że pomoże mu tylko terapia w trybie ambulatoryjnym i nie wyklucza hipnozy.Wiadomość wyedytowana przez autora: 14 czerwca 2017, 10:41
-
KotCzarownicy wrote:Dzień dobry i dobranoc w jednym . Właśnie wróciłam po nocce. W środku nocy niespodziewana kontrola, wyszła średnio . Teraz nie zasnę z nerwów. I tak pewnie kierownik będzie budzić . Znowu piwo na zaśnięcie, normalnie w alkoholizm wpadnę przez pracę.
Tak się zastanawiam, czy nie wpisać się na testowanie, jakoś 7 lipca? Czy za wcześnie? A niech będzie, proszę o wpisanie .
A takie pytanie z innej beczki - czy któraś ma jakieś doświadczenie w kwestii starania a depresja? Po dzisiejszej sprawie w pracy stwierdzam, że chyba jednak potrzebuję jeszcze pomocy. Czy depresja wpływa na starania i jak bardzo?
A właśnie, mąż się pytał o to i to, co on zażywa nie ma wpływu na płodność. -
Blueyes wrote:Lekarz z tymi tabletkami miał rację. Ja w 2013r. przeszłam załamanie nerwowe (też z powodów rodzinnych). Dostałam antydepresanty, ale miałam je brać tylko w ostateczności, najlepiej po pół tabletki. Faktycznie wzięłam łącznie może 3-4 tabletki, kiedy ból był tak silny (ból psychiczny), że wyłam i wpadałam w histerię. I tabletki działają dokładnie jak powiedział Ci lekarz: łagodzą objawy, otempiają Cię - dalej czujesz i myślisz to samo, ale już tak nie boli, nie szlochasz i nie krzyczysz, możesz zasnąć.
U mnie skłonności depresyjne są normalne w rodzinie. Moja babcia leczyła się na depresję 5 razy, chyba, w tym 3 była w szpitalu psychiatrycznym. Mój tato leczył się raz. Ja na razie przeszłam tylko załamanie nerwowe. Ale mamy takie charaktery, trochę jak bardzo lekka choroba dwubiegunowa - od euforii do rozpaczy.
Moja Kochana, nie jedna z nas tutaj już odczuła skutki stresującej pracy i problemów z zajściem w ciąże. Bezsprzecznie stres powoduje problemy - wysoka prolaktyna, blokada owulacji. Jeżeli masz możliwość, to zmień pracę.
Tez uwazam ze farmakologia tylko w ostateczności. U mnie trzeba bylo ja zastosowac bo ze stresu nie spalam dluzej niz 2h/24 a to i tak z przerwami przez pare miesiecy. No i w 2 miesiace spadlo ze mnie prawie 20 kg a nie mialam nigdy nadwagi wiec musialam brac leki choc na poczatku zaostrzyly troche moj stan. Gdybym miala ciągoty samobojcze to nanpewno farmakologia by je wzmocnila bo czulam sie slabo. A jak juz cuzlam ze chce sprobowac bez lekow odstawilam je z dnia na dzien, psiak byl moim najlepszym terapeuta wtedy zawsze balam.sie uzaleznienia od lekow. Dlatego nawet po wypadku tylko 2 razy prosilam o mocniejsze przeciwbólowe jak mna rzucalo na lozku z bolu.
Kot super ze masz fantastycznego faceta obok mysle ze jest spory sens wspolnej terapii skoro on sam do tego tak podchodzi pozytywnie. To Was na pewno wzmocni. A pamietaj, ze z dzieckiem bedzie wiele wiecej stresu niz w pracy. Matka od poczęcia juz sie martwi o ta Kruszynke i tak zostaje do konca zycia.
A mam wsrod znajomych przyklad jak dziewczyna po sporym przejściu nie wyleczyla sie do konca i jak urodzilo im sie dziecko izoluje je od wszystkiego. Jak ktos wchodzi do domu to wielki ryk bo ma kontakt tylko z 4 osobami. Panicznie boi sie obcych i jeszcze zaczyna chorowac. Jak dla nas generalnie problem.lezy w psychice ale oni nie chca na to tak spojrzec a dziecko cierpi. Hoduja takie malenstwo w fobii spolecznej.. a przeciez zle nie chca.. po prostu niedoleczony, niewytlumaczony lek przekształcił sie w "banke" w ktorej chca uchronic sziszie przed wszystkim a tymczasen efekt przeciwny.
U was sytuacja jest o tyle do przodu, ze zdajesz sobie sprawe z problemu i chcesz cos z tym zrobic a to juz polpwa sukcesu. Powodzenia:))) ♡♡♡ -
Blueyes wrote:Może i to był faktycznie taki lek, bo miałam go stosować doraźnie, u mnie depresji nie było i dosyć szybko z tego wyszłam, Natomiast ja właśnie tak się czułam po tych tabletkach. Podejrzewam, że na leczenie dzień w dzień mogłyby się nie nadawać, bo ciężko było po ich zażyciu wiele robić. A może to kwestia tego, jak kto na nie reaguje. Cieszę się, że już ich brać nie muszę.
Na depresje sa kapsulki raczej niepodzielne z tym co w stanach jest pod nazwa prozac i wspomagajaco czesto nasennie hydroksyzyna ltora tez dziala uspokajajaco. Obie mocno uzalezniaja po jakims czasie ale stosowane pod nadzorem dobrego lekarza i w trakcie terapii przynosza efekt. Tez kestem zwolenniczka stosowania lekow tylko jak sa koniecznie. Przy drugim leczeniu niby ten sam sklad lekow a mi troche namieszalo emocjonalnie co prawie przyplacilam strata najlepszego czlowieka jakiego mam - mojego aktualnie meza. To byl dla mnie moment gdy zrezygnowałam z farnakologii bo nie wiedzialam co sie wgl ze mma dzieje. Ale terapia dalej byla wazna. To byl chyba najgorszy etap w moim zyciu i bardzo sie ciesze ze slorzystalam narzedzia jakim jest psychoterapia. Teraz czuje się silniejsza i nie martwie o tyle rzeczy które kiedys byly dla mnie sciana nie do pokonania. -
KotCzarownicy wrote:Starałam się nie zgrywać. Nie pogłębia się, pod wieloma względami jest lepiej. Dopiero po takich sytuacjach, jak dziś, widzę że jeszcze nie jest całkiem dobrze.
Ja mam dodatkowe podejrzenie DDA, moja mama do dzisiaj, 20 lat po śmierci ojca, ma objawy osoby współuzależnionej. Tutaj tkwi przyczyna wszystkiego, reszta jest konsekwencją. Dlatego terapia miała pomóc. Psychiatra chciał mi dać leki, ja nie chciałam ich brać.
Bagatelizowanie stanu to element diagnozy. Już bardzo pomogło, kiedy usłyszałam, że nie jestem spierdolona,tylko chora, i to nie jest moja wina. Ale chcę zwalczyć to do końca, i dlatego myślę o powrocie do leczenia. -
Luna, raczej juz się powinno odchodzić od fluoksetyny, są już leki nowszej generacji tylko, jak słyszę, rzadko wciąż zapisywane. Ja mam bardzo pozytywne odczucia co do leczenia farmakologicznego mojego męża (nerwica lękowa) i mojej mamy (depresja). Genialnie dobrane leki. Oboje mówią, że nie ma żadnych skutków ubocznych ani uzależnienia. Mąż się cieszył, bo mógł pić alkohol Mama co prawda na początku była jakaś taka nieobecna, ale powiedział jej lekarz, że ten stan jest normalny, potrwa z miesiąc, bo musi ją wyciszyć, a potem włączy dalsze leczenie. Po pół roku nie poznaję kobiety tak ją pięknie przywrócił do świata żywych.
Wiadomość wyedytowana przez autora: 14 czerwca 2017, 14:43
-
W ogóle ten lekarz jest niczym książkowy Znachor U rodziców w klatce jest taki facet- od urodzenia widać było, że jakiś trzaśnięty. Nieobecny, bał się ludzi, 40 na karku, a on z rodzicami mieszka, sam nie pójdzie na zakupy. Do jakiejś tam pracy nie chodził chodnikiem tylko zawsze tą samą ścieżką przez obsrane osiedlowe trawniki Każdy więc sobie myślał, że może lekko upośledzony czy co. Z rok temu mama mi mówi, że powiedział jej "dzień dobry" i zaczął z nią gadać. Moja mama oczywiście w panikę, że jest już tak porąbana, że porąbany z nią rozmawia Wiecie, swój do swego itp Co się okazało. Spotkali się kiedyś w kolejce u wiadomego lekarza. Przez kilkadziesiąt lat nikt nie mógł wyciągnąć chłopaka z jakiś fobii, dopiero ten mu pomógł. Ze łzami w oczach to mówił.
-
Karolyna wrote:Luna, raczej juz się powinno odchodzić od fluoksetyny, są już leki nowszej generacji tylko, jak słyszę, rzadko wciąż zapisywane. Ja mam bardzo pozytywne odczucia co do leczenia farmakologicznego mojego męża (nerwica lękowa) i mojej mamy (depresja). Genialnie dobrane leki. Oboje mówią, że nie ma żadnych skutków ubocznych ani uzależnienia. Mąż się cieszył, bo mógł pić alkohol Mama co prawda na początku była jakaś taka nieobecna, ale powiedział jej lekarz, że ten stan jest normalny, potrwa z miesiąc, bo musi ją wyciszyć, a potem włączy dalsze leczenie. Po pół roku nie poznaję kobiety tak ją pięknie przywrócił do świata żywych.
Tak rozmawiamy o tych lekach to mi sie przypimina film "przychodzi facet do lekarza" -
Karolyna wrote:W ogóle ten lekarz jest niczym książkowy Znachor U rodziców w klatce jest taki facet- od urodzenia widać było, że jakiś trzaśnięty. Nieobecny, bał się ludzi, 40 na karku, a on z rodzicami mieszka, sam nie pójdzie na zakupy. Do jakiejś tam pracy nie chodził chodnikiem tylko zawsze tą samą ścieżką przez obsrane osiedlowe trawniki Każdy więc sobie myślał, że może lekko upośledzony czy co. Z rok temu mama mi mówi, że powiedział jej "dzień dobry" i zaczął z nią gadać. Moja mama oczywiście w panikę, że jest już tak porąbana, że porąbany z nią rozmawia Wiecie, swój do swego itp Co się okazało. Spotkali się kiedyś w kolejce u wiadomego lekarza. Przez kilkadziesiąt lat nikt nie mógł wyciągnąć chłopaka z jakiś fobii, dopiero ten mu pomógł. Ze łzami w oczach to mówił.
-
Jestem . Witam się
po poniedziałku byłam załamana . Ale znalazłam lekarza i idę do niego w przyszłym tygodniu . Mam nadzieje ze on pomoże
Starania od listopada 2015
aniołek listopad 2017
niedoczynność tarczycy, insuliooporność (Glucophage XR + Miovarian)
słabe nasienie 3%