Pani doktor to moja dawna ginka, sprzed lat, do której chodziłam zanim trafiłam do obecnej. Tytułem wyjaśnienia, bo może nie wszystkie czicie - poszłam do niej skonsultować wyniki HSG, bo moja ginka jest na wakacjach. Pani potraktowała mnie super, kompletnie nie miałam wrażenia, że mnie olewa, bo przyszłam tylko na jednorazową konsultację. Wszystko bardzo dokładnie mi wyjaśniła, powyciągała obrazki i moja wiedza na temat tego co będzie się działo na laparo urosła o jakieś 300 procent.
Po pierwsze - powiedziała, że nie "warto" iść na laparoskopię, ale "koniecznie trzeba". Dopiero wtedy faktycznie dowiem się jak to jest z tymi jajowodami. To nie prawda wg niej, że laparoskopia zwiększa ryzyko ciąży pozamacicznej i że jest źródłem kolejnych zrostów. Powiedziała, ze to bardzo mało inwazyjna forma i na pewno nie pogorszy sytuacji. Pytałam ją o płyn, o którym gdzieś czytałam - ponoć dziewczyny same go kupują za 600-700 zł i proszą o podanie go do jajowodów podczas operacji. Ma on rozpuszczać zrosty. Powiedziała, że wie o czym mówię ale ona u siebie w szpitalu (to inny szpital niż ten, w którym ja się leczę) nie podałaby tego płynu, bo u nas lekarze jeszcze nie są z tego jakoś solidnie przeszkoleni i to jest duże ryzyko - podawać go w ciemno.
Effciu - pytałam o to o czym mi pisałaś, czy możliwe jest, że jajowód był niedrożny, bo nastąpił jakiś skurcz spowodowany bólem. Lekarka powiedziała, że takie skurcze się zdarzają, ale w miarę podawania kontrastu powinien on ustąpić, więc to raczej nie to.
Jeśli chodzi o przyczyny zrostów - wymrażanie nadżerki czy usuwanie polipów, które przeszłam w przeszłości nie mogły mieć żadnego znaczenia dla powstałych zrostów. Czasem przyczyną są zapalenia przydatków czy infekcje, ale ogromna większość zrostów powstaje z niewiadomych przyczyn.
Generalnie laparoskopia służy tylko diagnozie a nie naprawianiu, po zbadaniu drożności kończy się zabieg i wspólnie z pacjentką ustala się dalszy plan działania. Zdarza się jednak, że lekarz już w czasie tego zabiegu coś tam poprawia i może się zdarzyć że kolejnej operacji - tym razem korekcyjnej - nie ma. Czasem po laparoskopii przeprowadza się kolejne HSG, żeby zobaczyć, czy ona coś pomogła.
Co do moich utrzymujących się po HSG bólów i plamień - lekarka stwierdziła, że to normalne - prawdopodobnie jod, który został podany (kontrast) - rozrabia w mojej jamie otrzewnej. Widać potrzebuje więcej czasu by się wchłonąć.
Pani doktor potwierdziła, ze zrosty w jajowodach mogą być przyczyną moich bolesnych miesiączek.
No i najciekawsze. Wg nie u mnie prawdopodobnym problemem jest to, że kosmki jajowodów nie przechwytują komórki jajowej z jajnika (fakt, że nigdy nie udało mi się zajść w ciążę mimo idealnej owulacji może być na to dowodem). Są jakoś pozrastane i dlatego kontrast słabo (w jednym jajowodzie) lub wcale (w drugim) wypływa do jamy otrzewnej. Mówiła że może wystarczy je "poodhaczać" i będzie git. No ale może się też zdarzyć, że kłopotem jest słaba perystaltyka jajowodów a na ich ruchliwość to już nie ma specjalnie sposobu.
A na koniec mi powiedziała, że jestem bardzo młoda, nie zmarnowałam żadnych trzech lat, że mam kolejne 3 lata przed sobą i koniecznie koniecznie koniecznie mam do niej przyjść po operacji z wynikami i będziemy dalej radzić i będzie super i się wszystko uda. trzy razy powtarzała, że mam koniecznie do niej wrócić bo będzie dobrze.
No i wyszłam rozanielona.
I opisuję Wam to wszystko trochę po to, żebyście się ze mną cieszyły

ale głównie po to, że mam wrażenie, że dowiedziałam się sporo ciekawych rzeczy, które mogą się którejś z Was przydać.