Pomorskie - łączmy się :)
-
WIADOMOŚĆ
-
Witajcie dziewczyny i ja się melduję mieszkam w okolicach Starogardu Gdańskiego. mam 1,5 rocznego synka, teraz od 5 m-cy staramy się o kolejnego skarbeńka, z synkiem starania zajęły nam 1,5 roku. Pierwszą ciąże prowadziła dr. Leszczyńska z trójmiasta.
Pozdrawiam -
Ja odkryłam, że bez wspomagaczy medycznych nie mam owulacji - w sumie żadne odkrycie, ale myślałam,że po tylu miesiącach brania clo, coś tam się nakręci pozytywnie. Dopiero w połowie marca mam wizytę u Śliwińskiego, trochę jestem zła, bo recepcjonistki mnie odsyłały, że zapisy na nowy miesiąc jeszcze nie otwarte, a następnego dnia inna ustala mi termin na połowę miesiąca,bo wcześniejsze zajęte...wrrrrrr...
Tak więc styczeń, luty i marzec do wyrzucenia. Niby to tylko trzy cykle, ale starzeję się!!!
Dziewczyny, zastanawiam się czym bym sobie mogła pomóc naturalnie, ostatnio ktoś polecał mleczko pszczele... Czuję się dziwnie, już piję zioła Sroki, teraz chyba dorzucę olej z wiesiołka, jeszcze kupię mleczko pszczele i zawiąże czerwoną nitkę na przegubie.. ))
Nastawiłam się, że Sliwiński mi pomoże,bo w coś wierzyć trzeba, ale jak nie? Dziewczyny - rozważacie in vitro? -
Elfik, też się nie dostałam do dr Śliwińskiego. Robiłam dwa podejścia. Były za odległe terminy, wiec zeby długo nie czekać, wybrałam innego lekarza z tej kliniki, a potem się przeniosę do Śliwińskiego. Tak tez mi również doradziły Panie na recepcji, że łatwiej jest się przenieść do lekarza niz umówić na wizytę. No chyba,że ten lekarz tez bedzie kompetenty i bede z niego zadowolona to zostane u niego.
-
Dziewczyny, a chodzi któraś z Was do Dr Żmudzińskiej? Jestem w trakcie poszukiwań nowego gina i mam u Niej wizytę zapisaną na 12.02. Latami chodziłam do Birkholza, przeprowadził moją pierwszą ciążę 7 lat temu, teraz pomyślałam, że chyba pora na coś nowego. Chyba, że macie kogoś do polecenia w Trójmieście i po wsiach? Sama mieszkam pod Kartuzami więc nie ma dla mnie problemu dojechać gdziekolwiek. Będę wdzięczna za wszelkie info.
-
Myszka Minnie - też rozważałam taką możliwość, ale jak już pisałam wcześniej nie mam siły kolejny raz opowiadać historii moich starań, wykładać wyniki... Chociaż teraz żałuję. Jakoś bym to zniosła, a przynajmniej dwa cykle byłabym do przodu. Człowiek uczy się na błędach...
Daisy - ja w pierwszej ciąży chodziłam do Olszewskich we Wrzeszczu - obydwoje chwaleni, ale - nie wykryli, a raczej nie przejęli się hipotrofią maluszka, potem nie oświeciło go, że mam zatrucie ciążowe. Piszę go, bo jego żona już bardziej mnie skłaniała do wizyty u Preisa.
Moja koleżanka po bezproblemowej ciąży bardzo go chwali.
Z ważnych informacji, on mnie namawiał na zwolnienie, ja chciałam być bohaterem - mówię tu o początku ciąży, kiedy jeszcze nic się nie działo.
Ktoś na forum polecał Brzóskę, jako zaangażowaną w sprawy pacjentek -
Tak się zastanawiam..
O pierwszą córeczkę staraliśmy się chyba coś około 2,5 lat. Trudno mi powiedzieć, bo tak naprawdę nie byłam wcale gotowa na dziecko. Partner już chciał potomka a ja nie byłam przekonana - seks był wtedy kiedy była ochota, bez jakiegokolwiek liczenia. Miałam cykle od 21 do 70 dni, więc i tak wiedziałam, że nie będzie to proste. Kiedy poczułam, że ja też naprawdę pragnę dziecka, stwierdziłam, że w następnym miesiącu szukam specjalisty i robię badania, a tu - niespodzianka. Teraz wiem jak bardzo cudowna i ile wtedy zostało mi oszczędzone )).
O drugiego malucha zaczęliśmy się starać jak córcia miała 8 m-cy - na luzie. Po trzech miesiącach zaczęłam clo i inne. Czyli z "chemikaliami" to już chyba 17 cykl starań, wszystkich w staraniu o drugą dzidzię 20. Ja mam też hashimoto, wcześniej problemy z tarczycą i nie najmłodszy wiek. Stąd moje pytanie o in vitro, czy w ogóle o tym myślicie...
Bo mnie lekarka powiedziała ostatnio,że jak tyle czasu walczę z clo i efektów nie ma, to trzeba przestać marnować czas i zrobić in vitro. Nie wykluczam tej możliwości, ale... trudno mi sprecyzować dlaczego mam jednak jakiś opór.
Dlatego szukam dobrego lekarza,żeby choć przez trzy cykle ktoś zadbał o wyrównanie wszystkich czynników, żeby jednak dać szanse naturze (jakiej naturze w sumie,jak to sama chemia, he he) ale przynajmniej bez leżenia na stole operacyjnym.
Po prostu do tej pory nie mam takiego wrażenia, żeby któryś lekarz zainteresował się wszystkim, moją podwyższoną prolaktyną, tarczycą i jeszcze innymi, żebym mogła sobie powiedzieć, że po prostu pomimo owulacji do zapłodnienia nie doszło, bo statystycznie udaje się co czwarta próba Zawsze każdy lekarz skupia się na jednej rzeczy, a inne uważa za nieważne..
Troszkę się rozpisałam. Proszę o wyrozumiałość. Bardzo się staram, żeby te starania nie stały się centrum mojego życia, ale czasem nachodzi mnie poczucie bezsilności i smutku.
Z drugiej strony mam w sobie dużo pokory, bo jestem szczęściara, że mam już jedną córcię.Wiadomość wyedytowana przez autora: 11 lutego 2014, 09:11
iwcia77 lubi tę wiadomość