Pulpecja wrote:
żeby cię prąd pierdzielnął, to musisz włożyć coś w dwie dziurki gniazdka..., wtyczka z jednym bolcem przecież nie działa, prawda? paluszki ma za grube, żeby tam włożyć, a coś innego... czym metalowym może bawić się dziecko? My też mamy różnicówkę, może ją ewentualnie jakby już coś faktycznie włożyla prąd trzepnąć i natychmiast jest odcinane główne zasilanie i już prądu nie ma... także nawet nie bawię się w zabezpieczanie kontaktów. My tez mamy kanciastą ławę, młoda już się nauczyła, ze jak wstaje to odchyla głowę. Jedynie co, to na pewno nie otwieram okien na oścież, detergenty są podokręcane i schowane, pokrętła gazu są na górze kuchenki a nie z boku (to już przy Tośce wpadliśmy na to przy robieniu kuchni) no i piekarnik mam na wyższym poziomie. Na resztę musze zwracać uwagę, ale nie zabezpieczam.
Podpytałam męża, w końcu on jest po elektronice, to coś tam wie i mówi, że on by w różnicówkach nadziei nie pokładał za bardzo. Generalnie walnął mi cały wykład jak to działa, ale zapamiętałam tyle, że w zabezpieczonych instalacjach jest coś takiego jak różnicówka i wyłącznik nadprądowy i jedno i drugie ma chronić przed porażeniem - ale jedno i drugie nie spowoduje, że prąd całkiem nie porazi. Różniówka działa w innych sytuacjach niż wyłacznik nadprądowy. Przy obu zabezpieczeniach prąd razi mimo wszystko, ale mniejsze napięcie. Dużym problemem jest to, że bardzo dużo ludzi ma te zabezpieczenia niesprawne, ale ich nie testuje - żeby mić pewność, że działają poprawnie, to trzeba je testować minimum raz w miesiącu, poza tym różnicówka może się skleić (cokolwiek to oznacza). Generalnie stwierdził, że najlepszym zabezpieczeniem jest jednak niekorzystanie przez dziecko, więc te plastiki wcale nie są takie głupie. I o ile tak małe dziecko jak nasze nie jest w stanie dwóch gwoździ czy drucików wsadzić do gniazdka, o tyle 3 latek już raczej może to wymyślić, nasze mogą co najwyżej próbować gmerać mokrym palcem w tej dziurze od gniazdka.
Acha, mój mąż jak miał 6 lat i matka nie widziała zrobił sobie jakieś specjalne druciki, które do gniazdka wkładał, żeby mu iskry strzelały i mówi, że go tyle razy w życiu poraziło, że się dziwi, że sobie nic nie zrobił poważnego... No cóż, miał ukierunkowane zainteresowania od dziecka. Ja bym chyba na zawał padła jakby Hubert coś takiego wymyślił.