X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki ciążowe A gdyby tak... Jeszcze raz?
Dodaj do ulubionych
‹‹ 8 9 10 11 12 ››

10 sierpnia 2018, 13:46

Sen dziecka-najpiekniejsza rzecz. Słychać tykanie zegara i kap kap kap kropel deszczu. Po glowie kolacza się dobre rady znajomych "spij, kiedy dziecko spi". A tymczasem matka-wariatka siedzi i uzupelnia "album naszego dziecka". Wkleja szpitalne "bransoletki" i wpisuje pierwsze zaobserwowane oznaki "kumania" czegokolwiek :o)

10 sierpnia 2018, 17:23

Część 3 – co się działo potem… Pisane na raty, strasznie chaotycznie, ale publikuję to, co mam, bo inaczej nigdy tego nie skończę…

Tak więc:

Obudziłam się po cc i nie wiedziałam gdzie jestem, jaki jest dzień, czy dziecko żyje. Nie wiedziałam nic. Leżałam w łóżku, przykryta, było mi gorąco jak w piekle. Przyszła pielęgniarka, zaczęłam pytać o męża. „Chyba poszedł do domu”. Zaczęłam się kręcić i sięgać po telefon (tzn szukać telefonu). Chyba mi go podała ta położna. Wszystko strasznie bolało. W końcu udało mi się zadzwonić do męża. Powiedział, że dziecko ma się ok i że zaraz przyjedzie. Chciało mi się pić, ale nie mogłam się ruszyć, a nie było komu podać… Leżałam nago. Piguła pomogła mi się ‘ubrać’: majtki z siatki, podpaska. Poprosiłam, aby przykryła mnie prześcieradłem , a nie kocem, bo się duszę z gorąca. Nic nie zrobiła. Nogi dalej miałam w tych bandażach, myślałam, że mi odpadną. Łóżko całe we krwi, pot leje się strumieniami. W końcu chyba przyszedł mąż. Ja nie mogłam sklecić zdania: ze zmęczenia, szoku, bólu i jakiegoś takiego mętliku w głowie (byłam jak naćpana – i ten stan utrzymywał się kilka dni). Mąż wyjaśnił mi, że mógł ty wejść tylko na chwilę na salę pooperacyjną. I tak oto dowiedziałam się, że leżę na ginekologii, a dziecko piętro wyżej. Mąż podał mi wodę, powiedział, że wszystko ok i musiał iść, bo go wypraszali. Ja trochę spałam, trochę kminiłam w stanie dalekim od przytomności umysłu. Gdzieś tam pojawił się lekarz, który zadecydował o cc. Wyjaśnił w 3 sekundy, że mam ‘krzywy kręgosłup i dlatego wkłucie się nie udawało’… Po X godzinach przyszła położna i zrobiła mi pionizację. Bolało jak cholera, ale miałam w pamięci rady wszystkich, że trzeba jak najszybciej wstać. Więc się starałam. Myślałam, że pomoże mi pójść do łazienki, ale gdzie tam. Postawiła mnie obok łóżka i tyle. Łóżko całe we krwi i pocie. Poprosiłam o zmianę pościeli, to mruknęła coś tylko, że ‘dobrze, zobaczymy potem, teraz nie ma czasu’. Więc dalej leżałam, a gdzieś w nocy poszłam (no… nazwijmy to pójściem, raczej popełzłam) do łazienki. Myślałam, że po prysznicu poczuję się lepiej, ale nie… Oj, dużo dni (i wody z prysznica) upłynęło zanim poczuła się ‘czysta’. Rano przyszła lekarka, która przedstawiła się jako pediatra lecząca moje dziecko. Powiedziała, że synek jest na patologii, bo dostał tylko 5 punktów po urodzeniu. COO?? Jak to?? Czemu mąż nic nie powiedział??? Ryk i wycie. Tak niska punktacja wynikała z tego, że mały ‘podtruł się’ tym ogólnym znieczuleniem i urodził się ‘niemrawy’. Poza tym CRP miał wysokie, ale to mnie aż tak nie zmartwiło, jak te niskie punkty. Chciałam go zobaczyć, ale byłam zbyt słaba by iść na piętro (nie, nie ma opcji, że ktoś podwiezie wózkiem lub windą – nikt nie ma czasu). Tak więc poszłam na piętro, na patologię noworodków, dopiero jak mąż przyszedł (czyli zobaczyłam dziecko 24h po porodzie). Szliśmy chyba godzinę. Jak zobaczyłam synka w mydelniczce podłączonego pod aparaturę poryczałam się jak bóbr. Dziwny jest ten mój opis, kolejność niektórych zdarzeń pomylona, bo uwierzcie, że wszystko zlało mi się w jedną paskudną całość. Długo na tej patologii nie wytrzymałam, bo ani nie było tam specjalnie gdzie usiąść (2 fotele, kilka krzeseł, a matek przychodzących np. karmić dzieci sporo), ja nie miałam siły stać. Pielęgniarki spytały czy mam mleko. Powiedziałam, że nie wiem, bo i skąd miałam wiedzieć? Rzekły, że jak coś to mogę odciągać i przynosić, to będą go karmić. Tak więc wróciłam jakoś na swoją salę pooperacyjną, żeby tam dogorywać w brudnym łóżku i z mętlikiem w głowie. Mąż, z tego co pamiętam, wrócił jeszcze do synka, żeby go nakarmić (mm), przewinąć etc. Ja miałam mega wyrzuty sumienia, że w tym nie uczestniczę, ale fizycznie nie dawałam rady. I tak jakoś 2 dni minęły, ja dogorywałam, mąż chodził do małego karmić go butelką. Raz czy dwa poczłapałam z nim, ale nie byłam w stanie wziąć dziecka na ręce. Pociłam się jak mysz i non stop marzyłam o prysznicu, który pomagał ale tylko na chwilę. I za którymś razem pod natryskiem złapał mnie straszny ból głowy. Myślałam, że to skok ciśnienia od ciepłej wody (mimo, że prysznic brałam chłodny w sumie). Nie byłam w stanie wyjść z łazienki. W jednej chwili myślałam, że łeb mi pęknie, dostałam światłowstrętu. Chyba przez godzinę siedziałam na krzesełku w tej łazience, bo nie byłam w stanie dosięgnąć przycisku alarmowego, a jak na złość nikt nie przychodził. To było tragiczne. Toć ja nigdy w życiu nie wzięłam tabletki od bólu głowy, było to uczucie mi nieznane. W końcu poczłapałam do łóżka. Jakim cudem? Nie wiem… Położyłam się i ból minął. Jak wstawałam, znów powracał. Powiedziałam o tym lekarzowi na obchodzie no i wtedy usłyszałam: „aaa, zespół popunkcyjny”. Te nieudane wkłucia w kręgosłup spowodowały wyciek płynu rdzeniowego, jakiś tam spadek ciśnienia etc i to się właśnie objawia straszliwymi bólami głowy. Leczenie? Leżenie na PŁASKO, PLACKIEM i ewentualnie kroplówki przeciwbólowe. Ile to może trwać? Nie wiadomo… Tydzień? Dwa? Załamka. Podłączali mi kroplówkę za kroplówką (przeciwbólowe i takie nawadniające organizm), kazali się NIE RUSZAĆ i wołać położną jeśli zechce mi się do toalety, to przyniesie mi basen… Ale ja miałam rozkręcać laktację (mąż na szybko kupił mi upatrzony laktator)! Ja chciałam chodzić do dziecka! W tym momencie okazało się, że ból brzucha/rany po cc nie był najgorszy. Najgorsza była właśnie ta głowa. O ile leżałam na płasko (bez poduszki) było ok, zupełnie normalnie. Jak tylko ruszyłam głową – rozrywający ból. Leżałam i ryczałam z bezsilności. Na dodatek nie wiedziałam na 100% co z dzieckiem. Co rusz wysyłałam męża, by ‘gonił’ pediatrę, ale panią doktor ciężko było dorwać, a jak się już udało, to były tylko teksty typu ‘czekamy na wynik posiewu’. Kilka razy wyrwałam się spod kroplówek, aby jednak iść na patologię, do synka. Szłam i ryczałam z bólu w życiu tylu łez nie wylałam, co przez ten tydzień). Piguły w większości niemiłe… Do położnic mają w zwyczaju zwracać się per ‘mamuśka’. „Mamuśka, jak ty trzymasz to dziecko, nie wyginaj go tak”. „Mamuśka, tylko tyle mleka masz?” (to komentarz na przyniesioną przeze mnie mini ilość mleka w strzykawce, które udało mi się odciągnąć :o( (nawet teraz jak to piszę, to łzy mi ciekną, tak strasznie się starałam wycisnąć cokolwiek, żeby mały dostał COKOLWIEK z siary, a tu takie teksty). Ja wiem, że w szpitalu sytuacja jest ciężka; dużo pacjentów, mało personelu, ale takie traktowanie bez godności to straszny smutek. Głowa dokuczała. Z jednej strony zabronili mi się ruszać, a z drugiej chyba 5 razy kazali mi zmieniać salę! Nagle ktoś wpadał i mówił „pani się pakuje, pani się przenosi do Sali 10”. I tak oto musiałam w 3 minuty zebrać wszystko, co miałam i się przenosić, bo już salowa szykowała łóżko dla kogoś innego (wszystko w ramach tego samego oddziału). Po co? Nie wiem! Kilka razy na patologii piguły spytały, czy chcę przystawić dziecko do piersi. Chciałam, ale jak? Na niewygodnym krześle, wśród tłumu personelu i innych matek. I te teksty „mamuśka, rozluźnij ramię, mamuśka trzymaj go wyżej, mamuśka, jak ty w takim złym stanie, to lepiej tu nie przychodź”. W końcu stwierdziłam, że nie będę tam próbować karmić, bo stres był tak olbrzymi, że i tak nic z tego nie wychodziło. Do tego czasu udało mi się już rozkręcić laktację, więc przynosiłam mleko dla synka, co 3h (mimo zakazu ruszania się z łóżka…). CDN...

11 sierpnia 2018, 16:19

Dzis gorszy dzien. Maz w domu... Poklocilismy sie i mialam mega ochotę powiedzieć mu najgorsze z możliwych rzeczy... Eh. Emil w miare grzeczny ale kazda minuta jego "miauczenia" (bo to nawet nie jest placz, tylko takie jojczenie/wypowiadanie sie) to u mnie ryk. Ze skad mam czerpac sile, ze brak mi cierpliwości, ze się nie nadaje, ze chcialabym miec dziecko-lalke, ktore nie sprawia ZADNYCH problemow. Durna ja.
Co do wczorajszego wpisu o szpitalu... Sama nie wiem. Może to ja jestem po prostu slaba i dalam sie zlamac? Fakt, z ta głową to pech mnie dopadl, ale swoja droga inne dziewczyny zdawaly mi sie byc w lepszej kondycji psychicznej. Hm, czyli jak zwykle obwiniam siebie. Kiepski dzis dzien, kiepski.

11 sierpnia 2018, 16:58

Ciekawy artykul, dajacy do myslenia: https://kobieta.onet.pl/dziecko/niemowle/pierwsze-rok-w-domu-z-dzieckiem-czyli-szkola-cierpliwosci/rtebmw

Objawienie dnia dzisiejszego:
Wiecie, w tym calym kieracie pamietnik na bbf stal sie wazna czescia mojej codziennosci. Wpisy na ovu, a potem ciazowe na bbf mialy byc pamiatka. A teraz odkrylam, ze pisanie przynosi mi ulge. Wasze komentarze naprawdę podnosza mnie na duchu. Dziekuje!

12 sierpnia 2018, 08:44

Maly w nocy spi jak aniolek a mi piersi pekaja. Jak dziś o 1 nie moglam go dobudzic na ssanie, to postanowilam "pomoc" sobie laktatorem aby ulzyc lewej piersi. Tylki 5 minutek lekkiego ciągu. W pierwszym momencie ok, uff, ulga. Polozylam sie spac. Za godzinke obudzilam sie cała mokra od mleka z tej piersi. Laktator zbyt ją pobudzi chyba. Dramat. Nigdy więcej.

13 sierpnia 2018, 04:13

Synek skończył wczoraj 4tyg. Spotkalam sie z przyjaciółką-mama 1,5rocznego dziecka. Na moje pyt "kiedy bedzie lepiej?" odp "nigdy, a najwiekszy hardkor logistyczny bedzie za rok jak wrocisz do pracy" itp. Podlamalam sie. W domu ryk w ramie męża. Ze nie mam sily, ze nie dam rady. I ochrzan od niego (sytuacja analogiczna do tej, kiedy byłam w ciazy i non stop biadolilam, ze sie nie uda). Pow, ze przeciez dobrze nam/mi idzie, ze przeciez dziecko zdrowe, ze miliony ludzi przed nami dawalo sobie rade, a wiec w czym tkwi moj problem? I ze on nie chce zyc w wiecznym pesymizmie. Czyli stara spiewka raz jeszcze. Co jest ze mna nie/tak, ze NIGDY nie potrafie sie cieszyc tym, co mam? Umowilismy sie, ze bedziemy szczerze rozmawiac o tym, co czujemy (hmm to juz chyba tez bylo). Ja przestaje non stop guglowac jakies pierdoly i wypytywac kazdej napotkanej dzieciatej osoby "kiedy bedzie lepiej?", bo to pytanie stało sie moja obsesja... Pozdrawiam z nocnej sesji ssania :o)

13 sierpnia 2018, 12:18

Dziewczyny, tak bardzie jestem Wam wdzieczna za te mądrości! Dzwonie do terapeutki, nie zwlekam dluzej.

13 sierpnia 2018, 13:03

Wizyta 05.09. Bede musiala zabrac malego... Obysmy podolali!

14 sierpnia 2018, 04:36

Nocne ssanie ;o)
Wczorajszy dzien zaskoczyl mnie pozytywnie. Z rana udalo mi sie zrobic dluuugi spacer do apteki po paczkę. Potem Emil tez byl grzeczniutki; ładnie jadl i wiekszosc dnia przespał;o) kiedy sie obudzil akurat odwiedzila mnie przyjaciolka, a synek dalej zgrywal aniolka: spokojnie dało sie pogadac, lezal sobie, patrzyl, jadl - idealny bobas!!! No i wczoraj odpadl mu pepek! Big boy! Ja balam sie, ze nie uspimy go wieczorem, skoro tyle spal w dzien, ale okazalo sie, ze "no problem" ... Mi rozmowa z bliska osoba (i tym razem z POZYTYWNA osoba!) dużo dała i był to serio miły dzien.

14 sierpnia 2018, 09:14

Tak, zrobilo sie chłodniej. Dzis od rana ulewa i moj niepokoj "jak bedzie lało to nie wyjde z domu, a co tu robic?". Ale deszcz juz przechodzi wiec sie zbiore jednak. Wszechswiat mi sprzyja!

15 sierpnia 2018, 01:55

Kolejny dobry dzien za mną. Jak koralik w naszyjniku:o)
Ciężko sie zebrać rano po wielokrotnym nocnym wstawaniu, ale jak już sie rozbujam, to jest ok. Synek caly dzien byl grzeczniutki. Troszke drzemiacy, troszke kwilacy. Czytalismy wierszyki, pokazywalan mu różne grzechotki, troszkę wodzi oczkami za przedmiotami, co cieszy matkę-wariatke. Z ciekawostek: po wieczornej kąpieli maz go usypia, a ja mam chwile na własną kapiel. Uwielbiam ten moment. Prysznic, balsam do ciala, lano-maść na sutki, bo co prawda nie sa poranione ale bardzo wrazliwe. No i źle im im stop w staniku i z wkladkami laktacyjnymi. Wiec cycki na wierzch i siadam obok meza na kanapie mowiac, ze "wielkie wietrzenie". Ulga, czuję jak skora oddycha. Siedzimy, gadamy, moje myśli dryfuja na sekundę w strone Zwierza, który ładnie usnal. I nagle 2 fontanny. .. No i czyz nie jest prawda, ze laktacja jest w glowie? Rano jedziemy di tesciow. Pierwsza podróż, ok 2h. Cieszy mnie mysl o drzemce w samochodzie:o)

16 sierpnia 2018, 01:52

Dzieki za rady. Ale one serio wypływ plynu tez zatrzymaja?
Podroz minela ok. Najgorsze bylo pakowanie i ogólne zbieranie sie. Wszystko na mojej glowie, żeby niczego nie zapomniec, zeby zjesc śniadanie, zeby przed wyjsciem Emila nakarmic. A mąż rzecz jasna luzik i w ogole "czemu mu nie dałam dłużej pospac?". Ale nie o nim chciałam tym razem. Zajechalismy do tesciow; maja duzy dom z ogrodem. Tesciowa ponianczyla troche Zwierza, potem podano obiad, potem zabrala Zwierza na spacer, a ja sie zdrzemnelam. Co chwila podjadalam owoce z ogrodu i domowe wypieki. Potem Zwierza wykapala. Dom przestronny wiec i temp w nim przyjemna (nie to, co w naszym miejskim piekarniku...). Dostalismy jeden pokoj do spania a drugi na wszystkie bambetle i do przewijania etc. I wiecie co? To byl super dzien! Czuje sie mega wypoczeta, bo
a) ktos mnie obsluzyl (obiadek etc)
b) nie musze sie martwic naczyniami w zlewie, niewyniesionymi smieciami, zakupami na jutro
c) mam pomoc przy Zwierzu (jak marudzi, to tesciowa swietnie potrafi go ukoic-ma doświadczenie z dziecmi)
d) jakos wczesniej mi nasze mikro mieszkanko nie przeszkadzalo, serio, ale teraz widzę, ze większą przestrzeni do zycia, to większa przestrzeń do oddychania... Moge spacerować z malym na rekach po domu lub wyjsc do ogrodu. A u siebie kręce sie w kolko i szału można dostac. No i w małym mieszkaniu szybko robi się bałagan, bo tu zabawka, tam pieluszka i juz rozgardiasz. Tak wiec jak nigdy zaczynam ubolewac, ze Zwierzak nie ma osobnego pokoju (mimo, ze na poczatku i tak spalby z nami). Docencie laski to, co macie.
Ahhh obejrzelismy nawet z mezem film!!! Pierwszy raz od miesiaca!!! A myslalam, ze juz nigdy przenigdy NIC nie obejrze! Ja sie chyba tu przeprowadze hehe.

Wiadomość wyedytowana przez autora 16 sierpnia 2018, 01:53

16 sierpnia 2018, 10:11

Na szczescie w nie-az-tak odleglej przyszlosci bedziemy kupowac wieksze lokum. Ale zaskoczylam sama siebie tym, ze nagle zaczela mi doskwierac ciasnota. Ale tez lato dalo sie bardzo we znaki tymi upalami. Jesienia, kiedy turysci juz odjada, a plaze opustoszeja znow będzie cudownie. Zapraszam do Gdanska:o)

17 sierpnia 2018, 05:12

Moje dziecko od kilku dni ma straszny tradzik. Polozna kazała "nie ruszac, samo zejdzie" ale zaczelam sie niepokoic bo wysyp wygląda naprawdę paskudnie i rozprzestrzenia sie na piersi i ramiona. Oby nie byla to alergia! Tesciowa zabrała nas do zaprzyjaznionej lekarki. Diagnoza: tradzik niemowlecy, zejdzie samo... Polecila dermokosmetyki do pielęgnacji i dala recepte na masc ze sterydami (ostatecznosc, jesli zmiany zaczna się "paprac"). Zważyla Emila i super tyje, ksiazkowo! Cycki dają rade, jestem z nuch dumna;o) Zrobila mu tez usg głowy (balam sie!) ale wszystko ok. Zalecila mini masażyku stóp i dłoni, bo ma lekkie sklonnosci do przykurczania. No i wywijajac dzieckiem zaprezentowala najnowsze trendy w trzymaniu/noszeniu niemowlat (btw w srode Emil skonczyl miesiac). Nie do powtórzenia w domu, moim zdaniem... No ja prostu nie mam takiej wprawy...

17 sierpnia 2018, 12:19

Usg glowy, brzuszka robia dziecku standardowo w szpitalu i ta lekarka ot tak sobie powtorzyla. Mojej koleżanki córeczka urodzila się np z cysta, ktora trzeba monitorować... Dzieki za rady o rozowym proszku, kupie, ale w gdansku, zeby tesciowej nie drażnić, ze niby "wiem lepiej" hehe. Serce mi peka jak widzę ten krosciaty ryjek. A ja... Hm. Wygladam niewiele lepiej. Musze o siebie zadbać i ogarnąć sie tak aby szybko i bez wysilku wygladac dobrze. Przez cycki i brzuszek mam problem z ciuchami i chodze, brzydko mowiac, w byle czym. Nie chce kupować nowej garderoby, licze ze szybko wskocze e stare ciuchy, ale czy na pewno? Przy tym apetycie... Hmmm

17 sierpnia 2018, 17:34

Momenty najpiekniejsze:
*kiedy synek spi gleboko i oddycha tak spokojnie...
*kiedy sie budzi i slodko przeciąga
*kiedy widze, ze (chyba!) mnie rozpoznaje, bo patrzy uwaznie i polgebkiem sie jakby usmiecha...
*kiedy ssie spokojnie slodko przy tym stekajac i posapujac
*kiedy zasypia przy piersi lub na rekach, takie ufne stworzenie

18 sierpnia 2018, 07:31

Od 2 dni czuje sie inaczej jesli chodzi o piersi. Zrobily sie bardziej miekkie, nie dokucza mi już tak uczucie przepelnienia;nawet w nocy jest względny spokoj w tym rejonie. Nie wiem czy to dobrze czy źle. Emil na glodnego poki co nie wyglada... Ale bede to obserwować.

18 sierpnia 2018, 12:20

Momenty najmniej mile ;o)
*zmiana pieluchy co 5min - to się nie dzieje... Naprawde...
*nocne wstawanie, bo wiem, ze musze nakarmic, mimo ze Zwierz słodko spi (wiem tez, ze wypada go przewinac; karmienie nocne to w sumie pol biedy: piers w pyszczek i tyle, ale zwleczenie sie z łóżka do przewijaka...)
*zapach "pelnej" pieluchy-nie chodzi o zapach zawartosci, tu nie jest zle, ale ten chlonny wklad wydziela specyficzna woń, ktora doprowadza mnie do szalu, ale moze dlatego, ze paskudnie kojarzy mi sie z pobytem w szpitalu)
*Zwierz marudzacy-czym tu zająć takiego maluszka? W karty nie gra, piwa nie pije, seriale go nie interesują ;o)


Na szczescie Zwierzaczek jest zdrowy, nie ma bólu brzuszka/kolek, spi ladnie, marudzi normie wiec serio nie mam co narzekac.

19 sierpnia 2018, 01:57

Co do pieluch: probowalam jeszcze Babydream z Rossmanna (tam robię zakupy, a tam tylko Pampers lub BD wlasnie, no i te drogie eko pieluchy... Troche szkoda kasy, tyle tego idzie) i tez smierdza hehe.

No tak, u mnie lepiej niz bylo, co nie znaczy, ze rozowo... Wieczorkiem mam momenty zwatpienia. Sporo takich momentow... Wczoraj powiedzialam mezowi, ze dziec jest ok, ale cala otoczka wokół mnie przerasta, ze jestem za stara, ze nie dam rady. Chcialam ponarzekac. Mąż odparl tylko, to to co mowie brzmi "źle i tak jakbysmy źle zrobili". Pow, ze nie o to mi chodzilo... Ale miewam te chwile, kiedy zastanawiam sie, czy cofnąłabym czas. Paskudnie sie czuje z tymi myslami i pisze o tym tylko Wam. Pogadam o tym z terapeutka za 2tyg. No i ponownie mowie, ze bycie matka, to nie jest moje powolanie. Jakos "pociagne" ten wóz ale... Czy kiedys poczuje sie w tym spelniona? Boże, wybacz mi.

19 sierpnia 2018, 12:53

Bbf to wspaniala społeczność. Przekonuje się o tym za każdym razem czytajac Wasze komentarze. Piszę żalowe posty, czesto w bardzo mrocznych momentach, a Wasze odpowiedzi mowiace, ze nie jestem sama są balsamem na zbolala psyche.
Wczoraj wróciliśmy od tesciow...
Dzis od rana zmeczenie. Usiedlismy z mezem do poznego sniadania (synek akurat lekko drzemal w wozku) i nie miałam nawet sily podniesc zadka, zeby sięgnąć po mleko do lodowki. W glowie miałam tylko jedno:wysłać meza ze Zwierzem na spacer i sie zdrzemnac. Ale czekaliśmy z tym spacerem, bo miala wpasc moja chrzestna, ktora akurat byla w Trojmiescie, zeby poznać Malego. Ciocia przyjechala, przywiozła sliczne prezenty (ciuszki i pieluszki itp i dla mnie tez cos ślicznego z biżuterii), pozachwycala sie Zwierzem, który cwaniakowato byl grzeczny jak aniolek! Pogadaliśmy chwile i powrocily mi sily witalne. Dobrzy ludzie wokol daja mi powera! Lepszego niz drzemka.
‹‹ 8 9 10 11 12 ››