Wariuje. Tylko to jedno slowo, za to dokladnie opisujace co sie ze mna dzieje.
Przede wszystkim: Dziewczyny, przepraszam, ze nie nadrobilam zaleglosci w Waszych pamietnikach i nie skomentowalam Waszych (na bank) samych dobrych wiadomosci. Staram sie odcinac od bodzcow jak tylko moge. Przez moment bede taka jakby nieobecna.
Podsumowanie ostatnich dni:
1 @, ktora nie przyszla
1 pozytywny test ciazowy
2 testy beta HCG (709 i 1600 po 48h)
1 wykonany zestaw badan zleconych przez endo kilka miesiecy temu (mialam je zrobic przed wizyta u niego w listopadzie)
1 zly wynik badan tarczycowych (podwyzszone free ft4-az zadzwonili do mnie z laboratorium 'czy zdaje sobie pani sprawe, ze musi pani szybko skonsultowac sie z lekarzem' - tak, zdaje!)
plamienia... nie ciemne, raczej jasne (bez, braz, jasny roz), ale widoczne na wkladce i papierze - strach isc do toalety, nie wiem czy mam pocieszac sie faktem, ze nie boli mnie brzuch?
1 000 000 zlych mysli + jedna najwazniejsza: jesli to ma sie zakonczyc, to niech zakonczy sie teraz
Plan na najblizsze dni:
jutro moj endokrynolog (obym doczekala, ale pojde nawet jak wszystko sie posypie)
w srode moj ginekolog (j.w.)
Zero radosci, zero planow na przyszlosc, tylko strach. M. kaze myslec pozytywnie, ale ja NIE MOGE. Latwo mu mowic... Chociaz mielismy ostatnio klotnie o jakas glupote (niezmyte naczynia) i strasznie mnie zdenerwowal, ale powiedzial, ze to przez to, ze on tez sie bardzo denerwuje. Coz, na pewno nie tak jak ja. Czuje sie jakbym siedziala na bombie.
OK, oby do jutra, zobaczymy co endo powie.
sciskam Was!!!
Ahhh, jeszcze jedno: jesli sie nei uda to koncze impreze, zadnych wiecej staranek...
Endo uspokoil. Zmienil dawke leku. Oby wytrwac do srody (gin).
Krew... koniec
Krew... koniec
Nie wiem na czym stoje... jutro gin (znow). Czy cos zobaczy? Ostatni tydzie=dramat. Samopoczucie: -1000000.
Jade na duphastonie. Byl SOR, byl ryk, bylo zobojetnienie. Co dobrego? Dzis (poki co) nie ma plamienia.
Ten wpis bedzie bardzo chaotyczny.
Po wizycie u gin...
Podsumowanie:
*stres - sredni... i tak nastawiona bylam na najgorsze
*dobre wiesci: ciaza zyje
*zle wiesci - prawdopodobnie odklejanie trofoblastu (widoczne na USG)...
*3 tygodnie zwolnienia i zalecenie LEZENIA (wstawanie tylko do toalety i umyc sie, zadnego "gotowania obiadkow mezowi", zadnego "wyjscia po bulki")
*Duphastonu ciag dalszy
*skierowanie na USG za ok 2 tygodnie
Moj plan:
zyc z dnia na dzien. Nie robie zadnych planow dalszych niz na dzien kolejny. Przykladowy plan z wczoraj na dzien dzisiejszy: manicure, ogladanie glupawych serialow, czekania az M. wroci z pracy.
Poki nie plamie/nie krwawie latwiej mi zachowac spokoj.
W ogole trafilam na fajna lekarke, bardzo konkretna. Powiedziala, ze sprawa roznie moze sie zakonczyc, ale trzeba zachowac spokoj i czekac; "nie ja pierwsza, nie ostatnia" - no racja.
Z dnia na dzien musialam tez 'porzucic' prace, ale mam nadzieje, ze uda mi sie troche popracowac z domu. Najbardziej martwi mnie to, ze nie chce aby ktokolwiek pracy wiedzial co mi 'dolega'. A przeciez na zwolnieniu jest kod B... No coz, nic nie poradze.
Jeszcze a propo wczorajszego badania: lekarka nie miala w gabinecie USG, ale szybcikiem 'wcisnela' mnie do kolezanki zza sciany, gdzie maszyna byla. Wiec obydwie patrzyly na monitor i... nie byly na 100% pewne czy to, co bylo widac do wlasnie odklejanie sie czy... drugi pecherzyk. Obydwie wersje niekorzystne... W kazdym razie diagnoza stanela na odklejce i na to jestem 'leczona'. Czy ciag dalszy nastapi... to juz pokaze czas.
Aha, zarowno lekarka jak i ja sama sobie ZABRONILAM czytania czegokolwiek w necie. Koniec&kropka. Nic nie gugluje, nic nie czytam.
no to... do jutra?
2gi dzien lezenia. Poki co nie jest zle. Ogladam pierdoly na tvn player (cos, co w "realu" mi sie nie zdarza) i staram sie nie zwracac uwagi na balagan w domu. M. stara sie jak moze, ale przez wieksza czesc dnia nie ma go w domu. Ogolnie nie czuje sie zle, nic mnie nie boli, apatyt dopisuje, plamien brak... coz, byle do jutra!
Leżing day 3; Huston, so far so good...
Nic sie nie dzieje, poza tym, ze czuje jak mi miesnie zanikaja. 29.11 umowilam sie na usg, jesli wyjdzie ok, to bede blagac o pozwolenie na pionizacje
Dzis siodmy dzien lezenia. Troszke sie przyzwyczailam; plecy juz mnie nie bola tak jak po pierwszych dwoch dniach.
Wyglada to tak:
rano wstaje (nawet lozka nie sciele) umyc sie (tylko szybki prysznic, bez skomplikowanych zabiegow typu depilacje, maseczki), wlosy myje co 2gi dzien (chociaz normalnie codziennie). Zazwyczaj myje wlosy pochylona nad wanna, ale teraz plecy bola przy pochyleniu i dzis mylam wlosy 'na lezaco' w wannie. Potem robie sobie szybkie sniadanie (herbata z cytryna, od kawy mnie odrzucilo, jogurt, bulka z dzemem, jakies owoce, ktore mi Mąż przgotowuje) i leze na kanapie w salonie. Glownie ogladam TV i TVN player (kill me now... normalnie duuuzo czytam, a tv moglaby dla mnie nie istniec ale teraz jakis bezwład mnie ogarnal i daje sobie robic wode z mozgu hehe). Ok 13 robie sobie lunch (odgrzewam zupe) i czekam az M. wroci z pracy. A w miedzyczasie wstaje tylko do wc. Wieczorami juz sie nie kąpię (i tak caly dzien leze, nawet nie ma okazji sie spocic). W weekend bylo calkiem fajnie, bo M. byl ze mna caly czas Nie moge przestac go chwalic, wiecie? Naprawde sie przejal, szykuje mi co moze, ciagle pyta czy czegos mi nie trzeba, sprzata bez narzekania (po moich wskazowkach oczywiscie). Potem czekam na powrot M. z pracy, robi mi obiad i jakos bidujemy do wieczora
Na szczescie nie mam problemow ze snem w nocy (a balam sie, ze po bezczynnosci moze nastapic bezsennosc). Wlasciwie to chcialbym spac jak najdluzej, czas szybciej mija...
Co do objawow:
-plamien brak (Dupek wciaz 3 razy dziennie), za tydzien wizyta, mam nadzieje, ze zmniejsza mi dawke (nie lubie sie faszerowac chemia)
-piersi troche bola (ale akurat dzisiaj przestaly...), nie zauwazylam jednak aby sie jakos znacznie powiekszyly
-co jakis czas (czasem czesciej, czasem rzadziej) cos "zakluje" w brzuszku, albo jakis skurcz chwyci (ale to rzadko)
-apetyt... hmmm... dziwna sprawa... apetyt mam jednoczesnie na wszystko i na nic (dzis snilo mi sie hinduskie jedzonko...), ale jem sporo (chyba glownie z nudow), tylko za kawe podziekowalam, wmuszam tez w siebie wode (jakos mi sie nie chce pic)
Co bedzie? Nie wiadomo. Ja zrobilam wszystko, co moglam. Zobaczymy co USG 29.11 wykaze. Staram sie za duzo nie myslec, zaczelam zamawiac z neta jakies drobiazgi na swieta. Ah, sporo czasu zajmuje mi tez kombinowanie 'jak to zrobic zeby nikt sie nie dowiedzial, ze cos jest ze mna nie-tak'. Nikt nie wie, tylko ja i M. Sciemniam przed znajomymi, z ktorymi bylam umowiona, babci powiedzialam, ze nie moge jej odwiedzic, bo chyba mam bakterie e-coli i od kilku dni objawy zatrucia (skad mi to przyszlo do glowy?). Tak wiec... do jutra!
P.S. ze wzgledu na swoj dobrostan psychiczny nadal nie zagladam do Waszych pamietnikow
Wiadomość wyedytowana przez autora 21 listopada 2017, 15:31
Dzis slabszy dzien; w nocy meczyly mnie koszmary (az M. musial mnie wybudzic, bo rzucalam sie i jeczalam strasznie). Od rana straszny bol glowy przy wstawaniu (na szczescie wstaje malo!) - nie wiem, moze wina paskudnej jesienno-zimowej pogody? W ogole w nocy zle sie czulam, mialam wrazenie, ze boli mnie brzuch i tak sobie uswiadomilam, ze do 55ty dzien cyklu, czyli zbliza sie termin, gdzie normalnie mialabym okres. A gdzies wyczytalam, ze wtedy jest najwiecej poronien, bo czesc macicy, moze `nie ogarniac`, ze jest w ciazy (?). Nie wiem czy to prawda, ale negatywnie sie nastawilam. No ale nic sie dzis nie dzialo, poza tym, ze zjadlam cala pizze, ktora sobie zamowilam . Bol glowy moze byc tez objawem odwodnienia, fakt´, malo pije i nawet widze, ze mocz mam `zageszczony`.
Powoli ogarniam swiateczne prezenty tyle dobrego!
Kryzys. I to ostry...
Od 2/3 dni zanik objawow. Piersi pobolewaly (tak jakby piekły) i nagle przestaly. Zrobily sie miękkie i takie normalne. Brzuch przestal kłuć, tylko w nocy skurcze jakby przedmiesiaczkowe (strach w nocy wstac siku). W ogole czuje sie DOBRZE, LEKKO, NIECIĄŻOWO... Autodiagnoza: poronienie zatrzymane czyli ciąża obumarła. O czym dowiem sie w srode (chyba, ze wczesniej cos sie wydarzy). Kurde, przeciez Duphaston powinien powodowac jakies objawy, nie??? ((
Jestem gotowa na wszystko, chce tylko aby ten koszmarek juz sie skonczyl. Wezma mnie na lyzeczkowanie i szybko wroce do formy. Dokoncze kursy, ktore mam zaczete. Zawalcze o awans w pracy. Bede dbac o Męża i dom. Wroce do cwiczen i bede bardziej konsekwentna. Dokoncze ledwo co zaczeta terapie. Wezmiemy psa . Zaczne planowac przyszloroczne wakacje. W Sylwestra otworzymy butle super szampana. Bedzie OK.
Dzis humor ciut lepszy. Sobota=M. w domu
Nudze sie troszke, ale czytam, slucham radia, jem oj, powrot do formy bedzie ciezki
Lezenia dzien 12sty... W nocy ciagle snia mi sie nieprzyjemnosci. A to krwotoki, a to wizyta u lekarza, ktora przebiega dziwnie i nic nie wyjasnia...
M. poszedl wczoraj na spotkanie z kolegami; spoko, nalezy mu sie. Ciezko pracuje i jeszcze zajmuje sie mna. Prosilam go tylko, zeby zachowal umiar w 'imprezowaniu', bo musi ogarnac mieszkanie, zrobic zakupy, ugotowac obiad. Prosilam w sumie proforma, bo M. na ogol imprezuje bardzo umiarkowanie. No i... wrocil o 3ciej w nocy, a teraz dogorywa obok mnie na kanapie coz, nie jest mi go żal! Żal mi tylko siebie samej i balaganu wokol
Znużona filmami, ebookami i internetam poprosilam go wczoraj, zeby kupil mi jakas gazete (padlo na Twoj Styl). Poryczalam sie przy wywiadzie z Anią Rusowicz, ktora wczesnie zostala osierocona (jej mama zgninela w wypadku a ojciec wlasciwie ja porzucil), a potem czekala na swoje dziecko 10 lat. Jest jeszcze inny artykul o roznych reakcjach (i okolicznosciach) na 2 kreski na tescie... Do refleksji.
Wiem dziewczyny, ze mam malo wiary w ta ciążę. Widzę przeciez, ze dziewczyny na forach owszem BOJĄ SIĘ, ale tez modlą się o szczesliwe zakonczenie, maja nadzieje do konca (przy sytuacjach czesto niemal beznadziejnych). A ja? Owszem, robie wszystko poprawnie. Kazali lezec? Leze. Kazali brac leki? Biore? Ale brak mi sil do walki, brak mi sil do pozytywnego myslenia. Najlatwiej jest sie poddac i jeszcze zrobic z siebie ofiare. Jestem tchorzem, wiem to nie od dzis i wstydze sie tego. Dlatego bardzo zalezy mi na zakonczeniu ledwo co rozpoczetej terapii. Bo w tym momencie? Jaka matka bym byla? Taka, ktora nie wierzy we wlasne dziecko? Ktora spisze je na straty przy kazdej jedynce w szkole, przy kazdym potknieciu? Matki musza byc silne, zazdroszcze wielu dziewczynom (zwlaszcza z forum i pamietnikow OvuFr), ktore mimo LAT niepowodzen w poczeciu NIE PODDAJA SIE, wiedza czego chca i czepiaja sie skaly zebami i pazurami, aby cel osiagnac. Niesamowite
Jesli faktycznie jest tak jak pisza internety, ze 20% ciaz konczy sie poronieniem to... strasznie duzo
Edit:
Marti ma racje, stracilam czujnosc. Od teraz internet o tematyce okolociazowej nie istnieje
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 listopada 2017, 19:50
2 dni temu bylam na usg. Wyszlo w miare OK. Najwazniejsze: rozmiar ciazy zgodny z jej wiekiem. Nie widac oznak zadnego odklejania kosmowki. Niestety jest krwiak 2,5 cm (brzmi ogromniascie!), ale lekarz powiedzial, ze jego umiejscowienie nie jest zle (bo jest blisko szyjki, nie zagraza zarodkowi AZ TAK). Slyszalam tez walenie serca to bylo mile, ale nie moglam sie za bardzo wczuc, bo tak zestresowana bylam. Dzis ide do mojej lekarki, bo lekarz, ktory robil USG nie chcial mi udzielac zadnych rad co do tego, czy moge juz wstac etc... Ale widzac moje przerazenie powiedzial cos w stylu `jak czlowiek nie chce zyc, to szybko sie ewakuuje, a jak chce zyc, to trzyma sie mocno i nic mu nie poszkodzi` ciut makabryczne, ale podnioslo mnie na duchu.
Wczoraj zrobilam tez badanie krwi i moczu - wszystko ok. Tylko glupie cycki sobie bola albo nie bola, jak im wiatr zawieje
a wiec:
-moge zaczac wstawac - hurra! - ale powoli i ostroznie (oszczedzajacy tryb zycia) - czyli moge zrobic sobie szybka salatke, ale piec piernikow juz nie wolno
-dalej zero seksu, zeby niczego tam nie draznic...
-niezbyt byla zadowolona z faktu, ze nie jem miesa... nie mogla uwierzyc, ze tak juz od 20 lat, no coz, kazala jesc dobrej jakosci ryby, ale najlepiej `przemycic jakiegos kurcxaczka raz w tygodniu` hehe (no way...)
-stwierdzila lekkie uplawy i dala jakies tabletki dopochwowe (bardziej prewencyjnie)
-nakazala zrobic usg prenatalne przed 14stym tygodnim i tu mi troche zamieszala w glowie, bo wg BBF termin na to usg pechowo przypada w okresie `miedzyswiatecznym`, a ja akurat wyjezdzam ALE po chwili zastanowienia kazala mi je zrobic PO nowym roku a wrecz w okolicach 3 Kroli (bo ciaza niby troche mlodsza...). Przed chwila dzwonilam.do kliniki umowic sie i babka z rejestracji powiedziala, ze to zdecydowanie za pozno. Wiec WTF? Ostatecznie umowilam sie na 29 grudnia. Zrobie tez test Pappa. Koszt (niebagatela ) 460 pln
-chce zrobic sobie dodatkowe usg tuz przed wyjazdem na swieta, ale moc z czystym sumieniem powiadomic rodzine o calej sprawie (nie da rady ukrywac sie z wiadomoscia o ciazy bedac u rodziny, bo u nas zawsze jest winko, ktore uwielbiam, duzo spportu, na ktory raczej nie bede mogla sobie pozwolic, no i multum wykanczajacych przygotowac, w ktorym nie bede mogla uczestniczyc pelna geba - godziny stania przy garach i te sprawy; moja mama uwielbia miec wszystko dopiete na ostatni guziczek)
Obym dotrwala i oby wszystko bylo dobrze! Lekarka zwrocila uwage, ze `jakas taka jestem zdolowana ta ciaza`... No fakt, ale teraz akurat (chwilowo?) czuje sie dobrze i... ciesze sie?
Kilka luznych spostrzezen...
1) Gin przepisala mi antybiotyk na infekcje (tak jak mowilam, bardziej prewencyjnie w sumie, bo nie odczuwalam zadnych objawow wlasciwie): tabletki dopochwowe nystatyna (czy jakos tak). Paskudztwo! Twarde, trojkatne, trudne w aplikacji (to musial jakis mezczyzna wynalezc). W kazdym razie mam po nich takie zoltawe uplawy. Niewiele tego, ale nieladnie wyglada. Mam nadzieje, ze to po prostu te pigulki tak fatalnie sie rozpuszczaja i wyplywaja ;/ zapytam na najblizszej wizycie, bo nie ukrywam, ze wczoraj sie troszke zdenerwowalam
2) 19.12 mam usg, ktore traktuje jak takie dodatkowe... jeszcze 2 tygodnie...
3) brzuch mi wystaje... wiem, ze oczywiscie za wczesnie na `ciazowy` brzuch, ale mysle, ze powiekszajaca sie macica tez robi swoje. Jestem szczupla i raczej drobna (49 kg), przed ciaza sporo cwiczylam i myslalam, ze miesnie mam raczej silne a jednak... 3 tygodnie lezenia troche mnie `rozpuscily` no i nie moge tego brzucha wciagnac. Jeansow juz nie zaloze, bo niewygodnie. Tylko sukienka lub legginsy z gumka...
4) w niedziele bylismy na obiedzie na miescie (pierwsze wyjscie od tygodni) ale nie bylo gdzie zaparkowac i musialam isc kawalek (moze niecaly km to byl) i... tak sie zmeczylam... brzuszek mnie rozbolal, az sie przestraszylam. Naprawde, co za flak sie ze mnie zrobil. I plecy bola ;( wlosow nad wanna umyc nie moge ;( ogolnie miekka pipa sie ze mnie zrobila
5) brakuje mi seksu... az mi sie sni po nocach nic nie poradze. Normalnie nie mam jakiegos wybujalego libido (Maz tez podobnie), ale te kilka tygodni postu robi swoje... smutno, ale... dam (damy!) rade!
6) Lek przed poronieniem mnie nie opuszcza. Wchodze dzis na bloga jednej z moich ulubionych blogerek a tam wpis `jak zyc po poronieniu` ;-(((
7) w pracy sa juz plotki o moim stanie. Ale oficjalnie nie wydalam komunikatu wiec niech sobie gadaja.
I tyle poki co
Lęk mnie nie opuszcza. Dzis sie poryczalam. Dlaczego nie moge uwierzyc, ze bedzie dobrze?
Wiadomość wyedytowana przez autora 6 grudnia 2017, 19:15
Gadalismy wczoraj. Ogolnie: to samo, co zawsze. Moj pesymizm i czarnowidztwo dotyka tez Meza, bardziej niz widać na pierwszy rzut oka. On sie stara, wspiera po swojemu a ja dalej mysle tylko o sobie i swoim niby "nieszczesciu". Co ten facet ma ze mna... ale! Bedzie lepiej! Kocham go i zrobie wszystko zebysmy byli razem szczesliwi, nie zameczali sie, po prostu zyli tak dobrze jak sie da. Cokolwiek los przyniesie. Mamy siebie. On jest dla mnie najwazniejszy i mam nadzieje, ze latem, kiedy dolaczy do nas maly kosmita nasze szczescie jeszcze sie zwielokrotni:)
super kochana trzymam kciuki :*
Powodzenia na wizytach Kochana :) Wszystko będzie dobrze! <3