Ostatnie dni naznaczone kiepskim humorem. Martwię się jak to będzie; czy dam sobie radę ze wszystkim? Oczami duszy widzę zagracone dziecięcymi gadżetami mieszkanie, zmęczoną, nieumytą, NIESZCZĘŚLIWĄ siebie w wersji zombie, wkurzonego wszystkim męża (już teraz często bywa wkurzony pracą, a jak dziecko się pojawi to naprawdę nie wiem jak to będzie). I wiecie jeszcze co? Najbardziej wkurza mnie jak ktoś znajomy (czytaj moja mama, ciocie, bardziej doświadczone koleżanki) udziela mi rad, albo co gorsza mówi ‘zobaczysz jak wszystko się zmieni’, ‘zobaczysz jak trudne są pierwsze 3 miesiące’, ‘nie daj sobie wmówić, że poród jest czymś pięknym’ ale też ‘zobaczysz jaka będziesz szczęśliwa, dziecko to będzie twoje oczko w głowie’ etc. Wkurzam się ostro i zaczynam ostro odpowiadać (czasem nawet chamsko). Prawda jest taka, że nikt nie wie jak będzie, a przekonam się o tym ja sama i serdecznie dziękuję za wszelkie ‘dobre rady’ i ‘ludowe mądrosci’. Ehh może to końcówka zimy tak na mnie działa…
Dzięki dziewczyny, dziś humor już lepszy. Mąż przyszedł wczoraj szybciej z pracy i pojechaliśmy oglądać aparaty fotograficzne. Chcemy kupić jakiś fajny (nie taki super drogi czy super pro ale coś przyzwoitego, bo aktualnie mamy tylko kiepskie aparaciki w komórkach). Plan jest taki, że będziemy robić zdjęcia zwierzakowi :o) w końcu będzie komu, bo sobie nawzajem to nie robimy (ja na tle palmy, ty na tle palmy – nuda). Potem na spokojnie pojechaliśmy na zakupy spożywcze, a wieczorem relaksik w domu. Nieczęsto się zdarza, żeby mąż wrócił ‘normalnie’ z pracy dlatego jest to fakt godny podkreślenia.
U Vivienne wpis o drugim dziecku i przypadkowo jest to też coś, o czym ostatnio myślę… Ja zawsze mówiłam, że nie chcę w ogóle dzieci, a mąż, że chce trójkę… Ale to było tylko gadanie. Teraz jedna sztuka w drodze i tak sobie myślę, że… kiepsko być jedynakiem. Rodzeństwo to jednak rodzeństwo. Kiedyś rodziców zabraknie i dobrze mieć brata/siostrę obok. Poza tym można się bawić, uczyć, walczyć ;o) ale nie chcę zaczynać z mężem tematu, bo w tym momencie byłoby to tylko teoretyczne gadanie. Dokończmy najpierw proces produkcyjny jednego. W każdym razie taka historia: rozglądamy się baaardzo powoli za większym mieszkaniem. Ja twierdzę, że 3 pokoje, mąż upiera się przy 4. Moim argumentem jest to, że nie wiem czy będzie nas stać na 4, a jego, że przyda się dodatkowy pokój (na komputer, sprzęty etc). No i wczoraj przeglądaliśmy sobie ogłoszenia (tak dla zabawy) i było fajne 4pokojowe mieszkanie. Zaczęliśmy ‘marzyć’ jak by było gdyby było nasze i gdzie byśmy urządzili sobie sypialnię. Wywiązała się rozmowa, że lepiej tu a nie tam, bo nie będzie słychać hałasu z kuchni, a ja na to ‘jak będziemy mieć DZIECI, to kwestia pikającego ekspresu do kawy nie będzie miała znaczenia, i tak będzie hałas’. A mąż na to nic :o) tzn nie zaprzeczył ‘ale my będziemy mieli tylko jedno’. Anyway, bardzo dużo zależy tu ode mnie. Jak wiecie niekoniecznie wzorowo znoszę ciążę (te ciągłe doły), no i zobaczę jak będę sobie radzić z pędrakiem. Jeśli się nie spiszę (tzn jeśli wpadnę w deprechę, ciąg narzekania i utonę w rzece łez), to raczej mąż nie pozwoli mi na drugą ciążę. Ale jeśli będę super szczęśliwą, spełnioną mamą to kto wie… Na duży minus: mój wiek, teraz będę rodzić w wieku 33 lat (po ciąży ciało musi odpocząć, zwłaszcza po cc), więc drugie NAJWCZEŚNIEJ bym rodziła w wieku 35 lat. ALE to tylko takie luźne gadanie. Póki co czekamy na jednego małego faceta!
Jeśli chodzi o ciążowe lęki i stres to jest DUŻO lepiej, ale nie jest idealnie. Dla przykładu: wczoraj dzieciak calutki dzień się wiercił, nie spał w ogóle (takie odniosłam wrażenie), jakbym miała w brzuchu wiewiórkę szukającą orzechów. A dziś od rana cisza jak makiem zasiał. I od razu kminie: czy to normalne, że tyle się ruszał, może coś mu się działo, może coś nie-tak, czemu tak cicho dziś? Na dodatek wczoraj brzuch był wielki (nie mogłam sobie obciąć paznokci u stóp! Oj, będzie chodzenie na pedicure wiosną ;o)), a dziś rano jakiś taki mały, skromny, a przecież brzuch musi rosnąć, a nie kurczyć się. Eh… Jem owoce na śniadanko i czekam aż dzieć da znać, że mu smakują… Ooo właśnie pisząc te słowa poczułam drgania, czyli owocki mniam!
Z okazji dnia kobiet dla Was i dla waszych córeczek 1000 buziaków!
Bezsenność, bezsenność… Dziś nie śpię od 4, a o 5 oficjalnie wstałam z łóżka. Zrobiłam mężowi śniadanie i zaczęłam gotować obiad :o) Bardzo wczesne budzenie się nie jest aż takie złe, można po prosto rozpocząć dzień falstartem. Gorsza jest niemożność zaśnięcia o 1wszej w nocy. A w ten sposób przed 10 będę miała wszystko w domu ogarnięte.
Z samego rańca otworzyłam też Excela i zaczęłam robić listę wszystkiego, co będzie potrzebne. Jak skończę, to pewnie się z Wami podzielę tymi wypocinami. Póki co zapisuję wszystko, co będę chciała nabyć, później będę dopisywać (w kolumnie Komentarze) konkretne marki/sklepy. Będzie też kolumna z cenami, aby móc podliczyć ile finalnie całość kosztowała. Ah, jest też kolumna Do kupienia od razu/Do dokupienia w razie potrzeby (np. laktatora nie mam zamiaru kupować na zapas, ale wybrać konkretny model z konkretnego sklepu i w razie potrzeby mąż pojedzie i kupi). Moja wyprawka będzie minimalistyczna, nie znajdziecie tam ani misia szumisia, ani karuzeli nad łóżeczko, ani tony kosmetyków. Kupię tylko niezbędniki, a jeśli jakaś potrzeba się później wykluje, to się dosztukuje. Posiłkowałam się m.in. tym wpisem na jednym z moich ulubionych blogów o minimalizmie: https://simplicite.pl/minimalistyczna-wyprawka-dla-noworodka/
Mam też takie pytanie do Was, może macie jakieś doświadczenie w tej kwestii. Otóż w czym trzymać takiego świeżego pędraka w ciągu dnia? Chodzi o to, że łóżeczko będzie stało w naszej sypialni i to jest ok. Ale jak będę chciała zjeść śniadanie, przygotować coś do jedzenia, coś ogarnąć, to co wtedy z dzieciakiem (ekhm zakładając, że nie będzie ciągle na rękach)? Moja koleżanka np. na samym początku trzymała w domu wózek. Dzieciak drzemał/leżał w wózku ustawionym w salonie, a ona krzątała się po aneksie kuchennym i miała go na oku. Ja wózka do domu nie będę wprowadzać (nie ma miejsca+brudne koła itp. itd), więc co pozostaje? Kosz Mojżesza (śliczne, ale drogie i starczają na naprawdę krótki okres), jakiś bujaczek (ale czy to zdrowe???), czy jak? Na co Wy stawiacie? Może to głupie pytanie, ale pamiętajcie, że moja wiedza na temat niemowlaków jest zerowa :o) Docenię więc każdy pomysł i opinie!
W weekend rozważę z mężem, kiedy zaczniemy szkołę rodzenia. Nie chcę zaczynać zbyt wcześnie, ale też w maju planujemy udać się na jakiś urlop, więc nie wiem jak to rozplanujemy… Do dogadania…
Ostatnio czuję się podejrzanie dobrze (odpukać). Brzuch nie jest wzdęty, nie doskwierają mi bolesne piersi, wczoraj nie miałam ani jednego skurczu brzuszka, nawet zgagi nie było. A gryzoń się wierci, więc jest ok. Oby tak dalej.
Miłego dnia i weekendu!!!
Dziewczyny, ja wariuję. Kojarzycie motyw ‘zanikających objawów ciążowych’ powszechnie wzbudzający niepokój na początku ciąży? Otóż mam to samo będąc w 6stym miesiącu! Wspominałam już, że od kilku dni czuję się aż nadto dobrze. Żołądek nie dokucza, pełność brzucha nie dokucza, zgagi brak, żadnych zaparć/problemów z trawieniem, skurcze brzuszka ustały, czuję się lekka i pełna energii, cycki nie bolą, mam też wrażenie, że ‘wyszczuplałam’ (tak jakbym wcześniej zatrzymywała wodę, a teraz ona zeszła, widać tylko zgrabny brzuszek, który odstaje ‘do przodu’), wczoraj namówiłam męża na seksik (a to duża rzadkość; on sam się dziwił, że nie narzekam na żadne bolączki). Jeszcze niedawno dziwiłam się dziewczynom chodzącym do pracy, a dziś sama czuję się ZUPEŁNIE NORMALNIE, w takim stanie do pracy mogłabym jak najbardziej chodzić. Zakupy zrobione, dom sprzątnięty, a ja jeszcze mam siłę wyjść na miasto (z okazji dnia kobiet idziemy na obiad do knajpy). Co jest??? Nie miałabym nic przeciwko takiemu samopoczuciu do końca ciąży, ale serio boję się, że coś jest nie-tak! Może spadł mi poziom jakiegoś ważnego ciążowego hormonu?!?! Pociesza mnie to, że dzieciak buszuje w środku, więc chyba źle mu nie jest? Mówię Wam: PARANOJA :o)
Dzięki Dziewczyny! Wiecie, to całe gadanie o cudownościach drugiego trymestru inaczej wygląda na piśmie, a inaczej w rzeczywistości, kiedy nas dopada. U mnie normalność trwa. Wczoraj o 20 pożarłam obfitą kolację, bo byłam a)głodna b)łakoma (i jeszcze zagryzam czekoladą!). I noc mimo wszystko przespałam na suseł; nic nie cisnęło, nic nie paliło w przełyku ;o)
Niepokoi mnie tylko jedno: od kilku dni delikatnie swędzi mnie tam-na-dole i boję się, że to może infekcja? W sumie swędzenie jest subtelne, więc może to tylko od depilacji? Ale już 2 razy w tej ciąży miałam ‘utajoną’ infekcję (wypatrzone przez lekarza, bo w sumie nie dawały objawów) i brałam globulki i nie wiem czy znów się coś nie dzieje. Upławy też minimalnie obfitsze i jakby bardziej żółtawe… Nie wiem czy pędzić do gina… a może pogadam z położną na czacie LuxMed? Boję się infekcji, bo naczytałam się historii, że mogą one prowadzić do przedwczesnego porodu. Oj tak, zagadam do położnej.
Gadaliśmy z mężem i zdecydowaliśmy się na weekendową szkołę rodzenia (w sumie 4 sobotnie spotkania w maju).Musimy za to zapłacić 300 pln (zajęcia ‘w tygodniu’ są właściwie za darmoszkę), ale mąż stwierdził, że tak woli. No bo zajęcia ‘w tygodniu’ trwają 10 tygodni=10 spotkań po 1 godzinę. To troszkę słabe. Nie mogli zrobić 5 spotkań po 2 godziny? Jak już mamy gdzieś jechać po południu/wieczorem, to lepiej już odsiedzieć 2h, a nie rozdrabniać się na małe godzinki, bo to wymaga 10 tygodni dyspozycyjności. Mi to nie robi oczywiście, ale mąż ma jeszcze pracę i nie mógłby zagwarantować mi, że w każdy poniedziałek o 17 będzie mógł iść ze mną, więc łatwiej mu to będzie ogarnąć w 4 majowe soboty. Co niestety nie pozwoli nam wyjechać na żaden z majowych weekendów, ale jak żyć? :o) A ta szkoła rodzenia ma być głownie dla niego, żeby dowiedział się czegokolwiek… Miałam wczoraj na kompie otwarty plan tych zajęć i jednym z tematów był ‘połóg’, on zerknął i się mnie pyta ‘a co to jest?’. Hahahaha. Powiedziałam mu krótko, że to tygodnie po porodzie, gdzie kobieta czuje się okropnie, ma wycieki, wszystko ją boli, nie może siedzieć, nie może nawet iść do kibelka i wymaga specjalnej opieki. Same widzicie, że koleś jest totalnym ignorantem, muszę go trochę postraszyć :o)
Poleciałam wczoraj do gina. Lekarka zbadała mnie i powiedziała, ze nie widzi jakiejś ‘mocnej’ infekcji, ale jakie tam dziwne upławy są. Dała mi lek (jednorazowa dawka w takiej wielkiej ‘strzykawce’ do aplikacji dopochwowej – okropieństwo!) i pobrała wymaz. Ale cieszę się, że poszłam, bo inaczej bym się zadręczała. Szyjka mocna, to zawsze mnie cieszy, tyle dziewczyn ma problemy w tym obszarze.
Dni mijają powoli i leniwie, ale jestem bardzo rozluźniona, to dobrze. Czekam na wiosnę; chcę już nosić trampki i więcej spacerować. Nie mam w domu wagi i zastanawiam się czy może kupić? Bo wydaje mi się, że mało tyję ;o)
Jest super. Czuję się doskonale, zwierzak chyba też. Idzie wiosna (no ok, jak tylko przeżyjemy zapowiadany w prognozach atak zimy – jej ostatnie pożegnanie), czeka nas Wielkanoc, coraz dłuższe dni, w końcu rozpoczniemy przygotowania wyprawkowe – będzie się działo. Jem dużo dobrych rzeczy, niczego sobie nie żałuję, ale też sporo spaceruję. Niesamowite, że brzuch mi nie dokucza (tylko jakiś mały skurczyk okazjonalnie). Zwierz rośnie, z każdym tygodniem jest bezpieczniejszy. Prawdziwy powiew pozytywizmu dzisiaj u mnie ;o)
Te okrągłe daty na belly (60%, 25tyg) są jakieś takie miłe. Okrąglutkie i miłe, jak ja ;o) (hehe, taki żarcik). Jedziemy na weekend do rodziny męża, mam nadzieję, że będzie dobre jedzonko. Apetyt baaardzo dopisuje. I na dodatek dzieciak będzie kwaśniakiem, bo kwaśnego jem najwięcej (kapusta, ogórki, wiśnie, cytrusy, kwaśny nabiał). Zawsze lubiłam kwasiory (jogurtowe ciasta, jogurty, maślanki, kefiry, kwaśne owoce, kiszonki), ale teraz to już w ogóle :o)
Dalsi znajomi powoli dowiadują się o zwierzaku. Naprawdę długo trzymaliśmy to w tajemnicy, dłużej już się nie da.
Miłego weekendu i samych pozytywnych myśli!
Niech tygodnie lecą, niech maluch rośnie. Właśnie przed chwilą zajrzałam na chybił-trafił do jakiegoś pamiętnika, w którym historia ciążowa niestety nie skończyła się dobrze :o( Smutne, strasznie smutne. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby coś tak okropnego przydarzyło się mi/nam. Chyba bym nie przeżyła. Głupia jestem, po co się nakręcam?
Wczoraj miała miejsce jedna mała niepokojąca rzecz. Otóż miałam dosyć aktywny dzień (załatwiałam różne sprawy na mieście, potem zaliczyłam jeszcze spacer po plaży). Wieczorem wygłupialiśmy się z mężem na łóżku (bez seksu, po prostu przytulanki/wydurnianki). I kiedy chciałam z łóżka wstać, tzn w chwili kiedy spuściłam nogi na podłogę, chwycił mnie ostry i bardzo nieprzyjemny… hmmm… skurcz? Jakaś kolka? Nie wiem co to było. No i siedzę na tym łóżku sycząc z bólu, a mąż się pyta, czy to dzieciak kopie. Więc mówię, że nie kopie, tylko mam jakiś dziwny ból. Miałam wrażenie, że był umiejscowiony w okolicy pępka, więc (na szczęście???) dość wysoko, chyba za wysoko, żeby być uznanym za bolesny skurcz macicy? Mąż pomógł mi się położyć i kazał oddychać. Po chwili wszystko przeszło, ale nie ukrywam, że się wystraszyłam. Teraz myślę, że to mogła być kolka lub ‘skręt’ jakiegoś narządu (przez to, że się wygłupialiśmy, to trochę w skulonej pozycji mogłam pouciskać brzuch), ale najgorsze było to, że ostro i nagle czułam ból. Brrr. W każdym razie już wszystko dobrze, dzieć wesoło sobie buszuje w brzuchu, a ja staram się myśleć POZYTYWNIE :o)
Z rana miałam wizytę u gina i przez to nie cyknęłam mojej cotygodniowej fotki brzuszyska w lustrze. No nic, nadrobię.
Widziałam w wiadomościach, że dziś dzień osób z zespołem Downa. Mówili, że są to ludzie szczerzy, pozytywni, radośni... Ahh dziewczyny, żeby tylko nasze dzieciaki były zdrowe :o( W końcu żadne badanie nie daje 100% pewności, a mówili w tv, że jedno na 1000 dzieci rodzi się z tą trisomią. To wcale nie tak mało…
Pierwszy dzień wiosny… Uczciłam lodami :o) Oj oj, powinnam troszkę ograniczyć słodkości. Fajnie byłoby w ogóle zrezygnować z cukru (tak już na zawsze, oprócz owoców rzecz jasna), podobno to możliwe :oP Najgorszy pierwszy miesiąc, a potem organizm się przyzwyczaja i już ‘nie pragnie’ cukru. Przyznaję, że teraz rozgrzeszam się ciążą, ale fajnie byłoby to zmienić. Chciałabym, żeby dzieć słodkości nie jadł/nie dostawał tak długo, jak to będzie możliwe. Może uczynię nasz dom domem sugar-free? :o) to by było piękne...
Wczoraj wieczorem źle się czułam. Sporo jadłam tego dnia i brzuszek jakiś taki wzdęty był. Dużo też chodziłam i chyba się trochę przemęczyłam, bo wieczorem brzuszek twardniał i kłuło mnie w środku (szyjka?). Oczywiście zaraz wygooglałam wszystko o objawach przedwczesnego porodu, ehhh. Po południu zaliczyłam dość długą drzemkę i w skutek tego w nocy już nie mogłam spać; łaziłam, czytałam, piłam melisę. Na dodatek zwierz tak się wiercił, że nie dało się spać :o) głaskałam brzuszek, żeby go ‘uśpić’ i wyciszyć, pomagało na krótko :o) czy to stworzenie w ogóle śpi?! :o)
Wczoraj pogadałam chwilę z mężem o różnych sprawach organizacyjnych; pokazałam mu jakie łóżeczko będę chciała kupić (jak najprostsze, np. ikeowski singlar), powiedziałam, że ciuszki kupię używane (bo nie warto czasem na jedno założenie kupować nowych), kazałam mu też rozkminić czy będziemy kupować monitor oddechu. Wy zamierzacie używać? Dajcie znać koniecznie, co sadzicie o tych matach! A ogólnie plan jest taki, że ja wszystko planuje i ustalam, a mężowi tylko pokazuje do ostatecznego ‘approvala’ :o)
Odebrałam wyniki badania moczu. Wyszły mi dość liczne nabłonki płaskie, leukocyty 20-30 i bakterie. To chyba niezbyt dobrze. Teraz nie wiem czy mam od razu biec na wizytę? Do gina czy do internisty? Dodatkowo: minimalnie ‘swędzi’ mnie gardło… Mam nadzieje, że nie zaczyna się żadna infekcja. Czekam na wynik badania glukozy. Samo badanie nie było tak straszne jak się spodziewałam. Ot zwykła woda z cukrem do wypicia. Byłam dzielna :o)
Jestem tak jakoś minimalnie przeziębiona. Od czasu do czasu kichnę, od czasu do czasu coś mnie w gardle zaswędzi, głowa TROSZKĘ boli. Niby nic, a jednak leżę dziś plackiem; zero energii, więc tak myślę, że może jakaś walka się toczy w moim ciele… Uważajcie na siebie dziewczyny, bo ja dziś rano byłam w przychodni (dentysta) i to, co tam się dzieje to istny koniec świata. Nawet moja dentystka kaszlała, a o pacjentach na korytarzu lepiej nie wspominać. Niemal czułam jak mnie zarazki obsiadają.
Od wczoraj dzieć jakiś taki leniwy; czuję ruchy, ale nie są to typowe fikołki, raczej po prostu raz na godzinę poprawia sobie pozycję. Wczoraj już zaczęłam się martwić, że taki niemrawy i oczywiście od razu do internetu i jazda wyszukiwać historie o tym, jak ruchy przestały być odczuwalne i dziecko zmarło w środku. Po co ja sobie to robię, no po co? To trzeba być nienormalnym. Zawsze jest tak, że poczytam trochę tych opowieści, to potem płaczę (nie da się nie płakać, jak się pomyśli, że kogoś spotyka taka tragedia).
Wczoraj odwiedzili nas znajomi, którzy nic nie wiedzieli o ciąży. Weszli, przywitaliśmy się, usiedli, zrobiłam kawę. Miałam na sobie legginsy i duuużą bluzę (mojego męża). Byłam pewna, że w tym stroju nic nie widać i krzątając się po kuchni starałam się jeszcze nie wypinać brzucha. W końcu usiadłam obok nich na kanapie i wtedy mój mąż powiedział im o ciąży :o) a koleżanka na to ‘toć to widać od progu, zobaczyłam w sekundę’. Ubawiło mnie to. Powiedziała, że to po prostu po twarzy widać (księżyc w półpełni). Jej facet natomiast oczywiście NIC nie zauważył; taka właśnie jest różnica między facetami a babkami :o)
W weekend był u nas na tapecie temat drugiego dziecka. Zaczęło się od głupiej gadki i żartów: powiedziałam mężowi, że czytałam ostatnio o profilaktyce raka jąder (gdzieś mi artykuł wyskoczył jakiś) i że faceci muszą się badać, macać, sprawdzać etc etc. A on na to (żarcikiem): ‘po co mu jajka, skoro dziecko już odbębnione’. No i wtedy, wykorzystując okazję powiedziałam, że chyba jednak dobrze jest mieć rodzeństwo. Od razu przetoczyłam kilka historii o znajomych, którzy są jedynakami i jakie przykre to jest zwłaszcza w trudnych sytuacjach (np. śmierć lub choroba rodzica/rodziców). Podałam też przykład wujka mojego męża, któremu tak się życie potoczyło, że nie ma ani nigdy nie miał żony/partnerki. I teraz w każde święta jest zapraszany przez siostrę lub brata. Gdyby ich nie miał, to byłby sam jak palec. Mąż też stwierdził, że słucha jak u niego w pracy rozmawiają o dzieciach i te dzieciaki, które są we dwójkę bawią się i uczą od siebie nawzajem, a jedynacy w wieku 3 lat jeszcze mało mówią. No i ja na to (z moim wrodzonym czarnowidztwem), że raczej już mi się nie uda urodzić (wiek) i może adoptujemy. Ale mąż stwierdził, że spoko i uda nam się na pewno ‘zrobić jeszcze jedno’. Potem żartowaliśmy jak fajnie by było, gdybym w ogóle nie wracała do pracy po zwierzaku, tylko od razu w drugą ciążę zaszła i po macierzyńskim znów na zwolnienie (i by były 4 lata ‘bezrobocia’). Zdaję sobie sprawę, że różnie może być i może jednak nie będziemy chcieli drugiego, albo nie będziemy mogli, ale jakoś mi tak fajnie z uczuciem, że tej bramki nie zamykamy. Ale myśl o tym, że MOŻE KIEDYŚ będę jeszcze chciała zajść w ciążę uświadomiła mi, że jednak poród siłami natury jest wskazany… Po cesarce trzeba nawet 2 lata czekać z ewentualnych zachodzeniem w drugą ciążę (tak piszą…), a po naturalnym można szybciej. Więc chyba… zrobię wszystko żeby urodzić sama…
Studniówka! Czy to dużo czy mało? Dziewczyny z forum, z wątku o lipcówkach są już bardzo zaawansowane w kupowaniu wyprawki. Ja zacznę po majówce. Nie mam nic prócz tego obiecanego od koleżanki wózka… Ale spoko, zupełnie nie mam parcia na kupowanie i nie za bardzo rozumiem forumową panikę, że ‘już tak mało czasu a tyle do ogarnięcia’.
Pod moim poprzednim wpisem Kasionek napisała „poród możemy planować czy takli czy taki a los i tak zadecyduje za nas” i jak najbardziej się z tym zgadzam. Wszystko może się zdarzyć. Ale powiem Wam, że jeszcze do niedawna myślałam, że zrobię wszystko, aby tylko mieć cesarkę. Kminiłam co nagadam mojej ginekolog, albo, że pojadę na porodówkę i zaprę się, że nie urodzę dopóki mnie nie potną… No naprawdę różne dziwne pomysły mi przychodziły do łba. A teraz bardziej się nastawiam na poród sn. A uważam, że nastawienie ma duże znaczenie. Pamiętam jak dziwiłam się znajomej, która ostatecznie miała cc, a potem była ‘niepocieszona’, bo ‘tak bardzo chciała urodzić naturalnie’. No ale ta laska jest dziwna i ma jakąś taką potrzebę ‘udowodnienia’ sobie (a jeszcze bardziej swojemu facetowi!), że da radę. Ona była też niepocieszona, że urodziła dziewczynkę, bo ‘mąż chciał chłopca’ (laska jest zniewolona przez swojego męża, ale to temat na inną dyskusję). Ja nie obieram tego za punkt honoru, żeby urodzić naturalnie, ale biorąc pod uwagę, że wtedy lepiej dla narządów moich (macica się lepiej zwija etc), lepiej dla laktacji itp., to będę próbować sn, a co :o) Btw jeszcze jedno: co do karmienia piersią miałam też do niedawna podobne przemyślenia (‘nie chcę karmić, to obrzydliwe, dostanie flaszkę i tyle’). Teraz troszkę mi się zmienia i będę chciała karmić (chociaż absolutnie nie uważam tego za piękne, wzruszające; nadal jest to dla mnie trochę zwierzęce i… obleśne – nie linczujcie mnie błagam…). W każdym razie jestem z siebie trochę dumna, że myślenie tak mi się zmieniło (może to głupie, ale tak czuję).
Zapomniałam powiedzieć (pochwalić się!), że kupiłam sobie poduszkę do spania marki Motherhood. Jest wielka i cudowna. Wcześniej między nogi (między kolana) wkładałam sobie kołdrę, a do brzucha/pod brzuch podkładałam sobie dużą maskotkę/pieska (żeby ten brzuch jakoś podeprzeć). Teraz mam mojego giga-rogala (giga-C?) i śpi się naprawdę miło. Wywaliłam poduszki, nie są potrzebne. No i śpię non stop na lewym boku (lub na plecach z lekkim przechyłem w lewo). Można też na niej wygodnie się ułożyć w pozycji pół-leżącej i siedzącej. Słynę z oszczędności, a poducha kosztowała ok 160 pln, ale mąż nakazał mi kupić (on ma zadatki na gadżeciarza, nie ma co…). Pocieszam się, że przyda się nie tylko w ciąży ale też do karmienia i potem do ‘zabezpieczenia’ dzieciaka np. na kanapie. Fajnie, solidnie wykonana, polecam. Jest to mój trzeci typowo ciążowy zakup (pierwsze były jeansy z h&m i szmaciane legginsy z h&m).
Btw wczoraj okazało się, że nie mam się w co ubrać na Wielkanoc. Liczyłam na spódnicę z gumką (miałam ją na sobie w Boże Narodzenie, to był 12sty tydzień) i luźny wiskozowy top na ramiączkach w kształcie litery A, który w zeszłym roku był super luźny (taki oversize) i myślałam, że będzie pasował, ale nie mieszczę się w cyckach :o) spódnica też ciśnie… Więc wystąpię w moich jedynych jeansach i luźnym topie (takim bardziej sportowym, ale jest jednokolorowy więc ok). Na to narzucę jasnozielony kardiganik, który tylko ramiona mi przykryje, bo się nie dopnę w nim :o) cóż, uzupełnię kreację biżuterią, by nadać jej ‘odświętnego’ charakteru :o)
Zwierz baaardzo aktywny, pewnie czuje nosem wielkanocne przysmaki ;o) śledziki, jajka, sałatki… Widzimy się za jakieś 3kg ;o) czyli już w poniedziałek :oP
Życzę Wam dziewczyny samych jajek z niespodziankami :o)
Wypoczywam u rodzicow. Weszlismy w 3ci trymestr. Coraz blizej do spotkania ze zwierzem!!!
Wypoczywam u rodzicow. Weszlismy w 3ci trymestr. Coraz blizej do spotkania ze zwierzem!!!
kochana spokojnie, moja mama też mi tak lubi "radzić" najpierw że po ślubie wszystko się zmieni, że nigdzie nie pojedziemy na urlop ani do kina nawet, jakoś wychodzimy jeździmy i jest super, teraz też słucham że się zmieni wszystko po porodzie ok zmieni się bo dziecko to rewolucja ale bez przesady ludzie dzieci mają i nie narzekają. nocek do góry buziaki :) :*
Mnie też takie gadanie wkurza! Będzie jak będzie;) ake damy radę!
polecam spioszki z napisem " moi rodzice nie potrzebuja twoich rad" . Widzialam cos takiego i mysle ze moze to co poniektorych spacyfikowac haha ;)
u nas wkurzaja mnie komentarze teściowej która ciągle mówi o swojej coreczce która jest w ciąży dwa miesiące przede mną. i ciągle jest: a jak malujecie pokój? bo Kasia tak. jakie łóżeczko? bo Kasia wybrała takie. a Kasia to woli takie butelki, smoczki i inne pierdoly. a ja jej robię specjalnie na złość i zawsze to co wybrała ona krytykuję i mówię ze nie kupuję byle czego haha xd ostatnio ją dobilam bo mówiła że Kasia kupuję wózek używany od koleżanki za 600zł bo ona ma po jednym dziecku i ten wózek kosztował aż 1000zł! wozek jest super bo drogi. na co odpowiedzialam jej że ja kupuję quinny moodd który kosztuje 2600zł :p może jestem wredna ale jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie! :)
taka prawda, nikt nie wie jak będzie... :)
Ludzie mierzą innych swoją miarą. Dla kontrastu dodam opinie moich znajomych (których też wszyscy dookoła straszyli, że będą chodzić zapuszczeni z nieumytymi głowami, telewizor mogą wyrzucić bo i tak nie będzie kiedy oglądać a w ogóle to przestana istnieć). I oni mówią, że pierwsze 2 tyg są fajne bo dziecko tylko je i śpi. Mają czas ugotować obiad, pomalować paznokcie, umówić się na kawę. Wiadomo, że czasem jest ciężko, ale ludzie lubią przesadzać, dramatyzować i straszyć. Osoby, które w miarę świadomie przygotowywały się do porodu (ćwiczenia oddechowe i dla ciężarnych, niektórzy tylko spacery) mówią, że wcale nie jest tak strasznie. Owszem boli i jest to wysiłek, ale do przeżycia.