Polecam książke "moje dziecko nie chce jeść". Ciekawa pozycja z jednym wnioskiem: nie ma co zmuszac do jedzenia :o)
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 grudnia 2018, 17:46
Z ciekawostek: podobno 21dni zajmuje zbudowanie nawyku. Podjelam eksperyment. Od kilku dni pracuje nad wyrobieniem nawyku dbania o siebie. Codziennie robie lekki mejkup. Nawet jeśli nie planuje nigdzie wychodzic. Dam znac po 3tyg czy się udalo!
A teraz cos o czym od dawna chciałam napisac. Dlaczego Em pozostanie (niestety) jedynakiem. Żadne wielkie odkrycie, ale napisze.
Nie chciałam mieć dzieci. Jak już zechciałam, to ustaliliśmy z mezem, ze 2, aby miały siebie. Jeszcze w ciąży gadaliśmy, ze trzeba szybko jedno po drugim robic. Najlepiej zebym w ogole nie musiala do pracy wracac. A potem… No coz. Przyszla rzeczywistość, inna nieco od oczekiwan. Jest mi mega ciężko z jednym dzieckiem (jak wiecie), mimo ze mam pomoc i wsparcie (np. to, ze mogę sobie tygodniami siedzieć u mamy jak w hotelu). Nazwijcie mnie slaba, niezorganizowana, do du**. Trudno. Taka jestem. Była ost u mnie przyajciolka z synkiem. Niecale 2 lata. I jak tak zobaczyłam ich razem (Emila i jej synka) na macie i pomyslalam, ze miałabym taka dwojke mieć w domu, to mi się slabo zrobilo. Mega zywotny dwulatek i niemowlak. O nie nie nie nie. No i ciaza, która dość ciężko zniosłam… Jak sobie pomysle, ze strach, zgaga, bezsenność spowodowana niemoznoscia oddychania, ociezalosc, bole zoladka i to w polaczeniu z NIEMOŻNOŚCIĄ wylezenia tego, bo przeciec mam dziecko, za którym trzeba biegac… Emil nie jest bardzo uciążliwym dzieckiem. Ale to drugie mogloby okazac się gorsze… Co wtedy? Poza tym bardzo bardzo bardzo bałabym się choroby typu zespol downa. Mam już 33 lata. Ryzyko rosnie. Łzy mi się cisna do oczu jak pomysle, ze kiedy nas kiedyś zabraknie, to Em zostanie sam (mam nadzieje, ze będzie miał super zone hehe), ale po prostu nie dałabym sobie rady. Nie wiem nie wiem nie wiem jak ludzie to robia. Znajome z fb maja po 4 dzieci. Serio? Serio? I nadal zyja?
Coz, pożyjemy zobaczymy. Poki co trzeba przezyc ciezki okres jesienno-zimowy, ktory juz daje mi popalic (deprecha). Marze o wiosnie. Dzidzius bedzie już wiekszy, dni dluzsze. Ahh. Poki co czekam na pobranie krwi. Niezla akcja logistyczna rzecz jasna...
Update azs: dzięki Wam za wszelkie rady ale… Nadal szukam czegos, co skutecznie załagodzi objawy. Żadne emolium, oillum i inne ‘popularne’ kosmetyki nie dzialaja. Szukam w tych ‘niszowych’. Ostatnio zrobiłam mu krzywdę używając Aderma Cytelium (polecony przez alergologa na glowke i buzke, gdzie na azs nalozone jest lojotokowe zapalenie). To spray osuszający. Pryska się, a po godzinie natluszcza. Coz, tak go wysuszyl, ze nie mogę zalagodzic. Do wyrzucenia. Syrop, który alergolog dala na uspokojenie… Hm… Mialam wątpliwości, czy go podac, bo do hydroksyzyna – uspokajacz i przeciwlękowy srodek. Mocny lek. Ostatecznie dalam mini dawke. Nic nie pomoglo. Nie będę tego stosować, to nie jest dobre dla dzieci. Może w warunkach szpitalnych, ale nie na co-dzien w domu. Może uzalezniac. Noce tragiczne. Pobudka co 0,5, albo co 1, albo (w najlepszym przypadku) co 1,5h… Jęczy, kręci się, drapie się niemiłosiernie… Dzis męża wyślę po nawilazacz powietrza. Świszcze mu w nosku, mimo, że nie ma kataru. To też cos alergicznego. Wczoraj nie wytrzymałam i zjadłam trochę słodyczy (zawieraly mleko w proszku). Emil miał potem atak nerwowości i drapactwa… Przypadek? Nie wiem… To bardzo bardzo nieprzyjemne schorzenie… Nikomu nie zycze.
Ciagle sobie mowie, ze dni to by była bajka gdyby nie ta choroba. Emil ladnie się bawi na macie. Obraca się wokół własnej osi. Zostawiam go na brzuszku z glowka w strone balkonu, a zanim się obejrze już lezy i patrzy na mnie w kuchni. Mysle, ze powoli zabiera się za obroty z brzuszka na plecki, bo tak smiesznie się wygina. Pełza na plecach i czasem laduje poza mata hehe. Ale nie widze, żeby się garnął do siadania. Jutro konczy 5 miesiecy.
Ja jutro ide do fryzjera, jeszcze w przyszłym tyg kosmetyczka i pazury. Chce się ‘odstawic’ na swieta. Potem (od stycznia) wprowadzamy z mezem bardzo surowy plan oszczednosciowy…
Budzimy się ok 8. Chwile „gadamy” sobie w lozku. Potem Em zostaje w pościeli a ja lece do łazienki umyc żeby i twarz. Wracam do sypialni, scielimy lozko i idziemy do salonu. Pora na toalete Emila. Kiedy czekam az z kranu zacznie leciec ciepla woda (do zamoczenia wacikow) zaparza sobie kawe. Wszystko jest wykalkulowane co do sekundy hehe. Potem Emila przewijam, natłuszczam/namaszczam/smaruje popijając moja pierwsza kawusie. Myje mu pyszczek, czyszcze nosek, dezynfekuje glowke… Troche to trwa. Uch. Wtedy na ogol zaczyna marudzić wiec pora na ssanie. Jak już poje i odbeknie – pora na moja toalete. Wstawiam bujaczek do łazienki i biore szybki prysznic gadając sobie z Emilem. Ubieram się i idziemy do kuchni (Em nadal w bujaczku). Robie mój expresowy makijaż i szybkie sniadanie (owsiana, jogurt z owocami etc). Jem z Emilem na kolanach i dopijam moja (zimna już teraz) kawe. Pozniej chwilke bawimy się na macie i oto wybija 10, czyli pora na pierwsza drzemke. Często się awanturuje przy wkładaniu do lozeczka, ale cwaniak dobrze wie o co chodzi. Bo jak znajduje się w lozeczku to zaczyna trzec oczy i wykazywać wszelkie oznaki zmeczenia, ale krzyczeć i tak musi. Zatykam go cyckiem i odplywa w 3 sekundy. Odkladam go i mam chwile dla siebie. Na drugie sniadanie (kanapki) i kompa.
Kiedy Em się budzi to znow zabawy na macie (o ile jest w dobrym humorze i nie trzeba go nosic). Kiedy on się bawi, ja staram się cokolwiek zrobić w domu: odkurzyć, zmyc gary, zlozyc/rozwiesić pranie, poprasować. Trudno jest z nim cos zrobić w domu, bo się drapie… Niby lezy na macie i gryzie zabawke, ja się na chwile odwracam a on już szoruje po glowie. Dlatego prawie non stop przy nim siedze… Jak był mniejszy (lżejszy), to robiłam jakies rzeczy z nim na reku, ale teraz (ponad 7kg) to już ciężko. Ok, w każdym razie wtedy pije tez druga kawe. I najczęściej wciągam cos slodkiego… I tak się bujamy do ok 13. Wtedy nadchodzi pora drugiej drzemki. Ubieramy się i idziemy w miasto. Emil szybko zasypia w wozku. Ja ide do osiedlowych sklepikow (piekarnia, warzywniak) lub do Lidla (po pieluchy np., moje ulubione). Po powrocie czekamy już na powrot męża. Zwykle wtedy jem zupe (przygotowana dzień wcześniej wieczorem, gotuje gar na 2-3 dni). Im bliżej popołudnia/wieczora tym gorszy humorek u dzieciora hehe. Musze go wtedy więcej nosic i zabawiać non stop. Ok 16/17 przychodzi maz… Ok 16 Emil idzie na trzecia krociotka drzemke. Czasem uda nam się (mi i mezowi) zjeść obiad we 2, a czasem we 3 :oP Emil siedzi u mnie na kolanach kiedy jemy. Potem maz się trochę nim zajmuje, a ja szykuje sobie jedzenie na dzień kolejny i troszkę się ogarniam. Wtedy tez się kapie i myje wlosy. Im bliżej 19, tym gorzej… O 19 szykujemy kapiel Emila. Już widze, ze tylko krochmal lub siemię lniane maja sens… Mialam kilkanaście probek Emotopicu Pharmacerisa i nic… W dermokosmetyki już nie wierze. Probowalam tylu… W każdym razie Emil kapac się uwielbia. Caly happy. Gorzej po kapieli, kiedy znow trzeba go całego namascic, podac krople, odkazić. Wtedy często drze się tak, ze boje się, ze sąsiedzi policje wezwa. Bo jest już zmeczony i pewnie piecze go skora przy tych zabiegach. Potem cyc (na szczęście na ogol zasypia od razu) i klade go do lozeczka. Chwilke (dosłownie 15 min) gadam sobie z mezem, wypijam melise i ide do lozka. Czytam sobie (żeby mieć COKOLWIEK z zycia) i staram się jak najszybciej zasnąć. Po ok 1,5-2h już jest pierwsza pobudka… Wtedy biore Emila do siebie, bo nie mam sily wstawac w nocy 10000 razy do lozeczka. I tak cala noc. Co godzine jęki, cycek, odkładam go, trochę jeszcze jeczy, drapie się, musze mu trzymać raczki… Dzis 3 razy zmieniałam mu w nocy pieluchę (raz zasikana, 2 razy kupa). Od 4 do 6 Emil nie spal. Wiercil się, gadal, jeczal, drapal się… Ja nie spalam razem z nim. Ciezej się spi z dzieckiem, które jest już tak ruchliwe i przemieszcza się…
Tak wygląda nasz dzień, który spędzamy caly w domu. Bardzo sie ciesze, ze mamy jakokolwiek rutyne. Gorzej jak jest cos do załatwienia (lekarz mój, Emila, cokolwiek). Jestem wtedy cala w stresie żeby wszystko zgrac z drzemkami, karmieniami, kapiela etc…
Wczoraj byliśmy na szczepieniu. Em wazy 7100. Ladnie zniosl zastrzyk…
Od kilku dni meeega marudzi. Nic nie moge w domu zrobic. Nic. Nawet noszony marudzi. Dramat... Skok? Ząbki gdzieś na horyzoncie? Nie wiem... Wczoraj straciłam cierpliwość. Krzyknęłam na niego i przeklnelam. Potem przeprosiłam. Sa i takie dni...
Wiadomość wyedytowana przez autora 20 grudnia 2018, 06:53
Plan mam. Chce wyluzowac. Zwolnic. Cieszyc się chwila. Synkiem, mezem. Nie chce przejmowac sie pierdolami. Po raz kolejny to planuje... Ale teraz się uda. Zaczelam terapie. Troche to potrwa ale poki co mam czas. Po świętach przeprowadzka. Kolejny bodziec by zaczac od nowa. Synek rosnie, uczy sie. To cudowne. Kazdy jego usmiech jest cudowny. Chce złagodzić azs zeby nie przeszkadzal nam w codziennym funkcjonowaniu. Będzie ok...ot takie postanowienie przednoworoczne.
Wiadomość wyedytowana przez autora 24 grudnia 2018, 10:02
Jak to można cała książkę o jednym zdaniu napisać ;) ogólnie zgadzam się żeby nie zmuszać. Mnie zmuszano do mleka tak jak robi to twoja koleżanka. Efekt jest taki że mleko mnie brzydzi. Czasem myśle że to dlatego brzydzilo mnie całe życie kp i dlatego nie chcę czekać długo z rozszerzeniem diety. Pewnie temat dla psychologa ;) a z drugiej strony kiedy dziecko odmawia nagle jedzenia a np. jest zagrożone anemia itp. to rozumiem wmuszanie jedzenia przez rodziców.
No właśnie coś mi świta, że miałaś dość minimalistyczna wyprawkę. Ale nie kojarzę jak to się sprawdzilo.
Hehe czytam to i zastanawiam się jak to przełożyć na swoją 8letnia Corcie - do dziś jest niejadkiem :P a żeby zjadala 2sniadanie w szkole działa na nią argument zero tv :D może zacznie jeść jako nastolatka...pozostaje wierzyć B-)