Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki ciążowe BABY BOOM-synek :)
Dodaj do ulubionych
‹‹ 6 7 8 9 10

17 lipca 2014, 23:09

Ja wiem,ze seks bylby najlepszym lekarstwem....ALE moj malzonek odmawia kategorycznie,nie jestem w stanie go niczym przekonac.....ani prozba,grozba, placzem ani niczym innym....
W lutym jak wrocil z India odbylismy nasz ostatni raz, bylo to gdzies przed usg polowkowym i na tym skonczylo sie nasze pozycie....i nawamialam, sugerowalam, ale niestety.....woli mnie wyslac do szpitala na kroplowke dziad!!!
teraz po porodzie ze 3 miesiace pewnie tez nic z tego nie bedzie....ale mam nadzieje,ze do bozego narodzenia wrocimy do seksu...bo za duzo sie klocimy bez tego ;) jak to moja babcia mawiala, ze pierzyna w nocy wszystkich pogodzi....a my wstajemy z kwasem rano ;P

18 lipca 2014, 11:21

Plan na dzis, basen z mezem, zakupy w markecie,bank-place ostatnia fakture za czerwiec (moze dzieki temu urodze)po poludniu plaza z mama, medytacjo-relaksacja,spacer,podskoki....tak bym chciala dzis zaczac rodzic!!!! synku,nie ma sie czego bac....ja wiem,ze narzekam na ten swiat,ale mimo wszystko warto sprobowac....mama czeka, tata,bunia,dziadkowie w Indiach...no wez!!!
znow tabasco na kotleta trzeba polac...sutki pougniatac (nie lubie tego) a co do porady bezspermicznego orgazmu...nie dziala na mnie...gruboskorna jestem....chyba tylko gleboki relaks!!!! Gabi no dawaj!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
dobrze,ze w niedziele juz wywolywanie bo mi sie kartki w kalendarzu na belly koncza w niedziele...

Wiadomość wyedytowana przez autora 18 lipca 2014, 11:23

19 lipca 2014, 09:16

41+6
ostatni dzien ciazy....(planowo)
jutro od rana indukcja
tak mi sie zrobilo nostalgicznie,czyli to juz koniec?
Ale chwile pozniej wpadlam w panike,ze dziecko sie nie rusza pomimo tego,ze zjadlam juz sniadanie,nawet popilam cola...a on dalej nic, zaczelam ruszac brzuchem, w koncu sie obudzil,ale zdazylam sie poplakac,mama zrobila sie czerwona....oj za dlugo juz to wszystko trwa,od czwartku od ostatniego ktg jestem wyczulona na jego ruchy, w koncu to juz 41 tydzien....trzeba bacznie kontrolowac malego......
jutro nasz wielki dzien,maz nawet zamyka restauracje,wiec dziewczyny prosze trzymajcie kciuki, modlcie sie, palcie kadzidelka....i myslcie o nas pozytywnie....
Nie wiem kiedy znowu napisze,nie wiem czy w szpitalu maja wi-fi???

23 lipca 2014, 13:50

dziewczyny!!!!!!!
wlasnie wrocilam ze szpitala!!!!!!!
wszystko ok!!!!
Mam syna:D!!!!!
Jest slicznym kurczaczkiem,moj kicius kochany,ale straszny zarlok, cycki mnie bola jak cholera....wszystko opisze,moze nawet i dzis :) ale mam 10000 nieodebranych wiadomosci z kazdej strony...
Gabrys urodzil sie 21.07.2014 o godz 0.35 po indukcji, 10 pkt, waga 3585 rodzilam ze znieczulenie (ale nam sam koniec juz chyba bez znieczulenia) maz spisal sie dzielnie, dopingowal niczym na meczu pilkarskim....Mama troche panikowala, porod obiektywnie mowiac dobry, chodz subiektywnie byly to egzorcyzmy Emilly Rose...
a oto moj wiecznie glody pisklak...


DZIEKUJEMY WSZYSTKIM CIOCIOM ZA KCIUKI, BUZIACZKI!!!!!

Wiadomość wyedytowana przez autora 14 lutego 2016, 22:56

23 lipca 2014, 22:00

dziekujemy :)
Jestem dumna,jest sliczny :) nie wiemy jeszcze do kogo podobny, chodz wiekszosc glosow mowi,ze do mnie...
Zanim wszystko opowiem,musze podzielic sie biezacym problemem...
Moj synus to urodzony ssak, ciagnie jak odkurzacz,ja mam mleko....ale...caly ten porod uswiadomil mi,ze mam mala odpornosc na bol...a sutki mam juz poranione tak...ze przy karmieniu darlam sie gorzej niz przy porodzie....1 dzien byl spoko,ale jak sie przyssal na 2,5 h....to o poranku mialam juz podrazniona skore, on lubi cyca,uspokoja sie tak,zasypia na cycku, i tak pieknie patrzy,ale to karmienie wywoluje u mnie taki bol,strach i przerazenie...ze sie poddaje...zaczelam wprowadzac butelke, 1 dnia dalam mu tylko 20ml na odpoczynek,ale nastepnego dnia juz w ciagu dnia wydudnil 100, dzis juz nawet nie licze, ostatnie karmienie bylo o 15....z krzykiem,bolem, mam strupy, podeszlo mi krwia...boje sie nawet laktatora....nie wiem co robic,pisalam,ze nie mam cisnienia na karmienie,ale teraz po tym porodzie gdy on tak na mnie patrzy,to chcialabym troche pokarmic...do tego w szpitalu traktowali mnie okropnie przez ta butelke,chowalam sie w ubikacji by mu ja zrobic...ja wiem,ze piers jest najlepsza i chce mu ja dac....ale jak wytrzymac ten bol???? u mnie wywoluje to juz mega stres...ja wiem,ze moze zle przystawiam,byli u mnie polozni,ze niby za malo otoczki chwyta,bede sie jeszcze starac,ale....butelka jest tak wygodna i kuszac w porownaniu z tym bolem...chodz czuje sie jak wyrodna matka...niestety....i mam wrazenie,ze to sztuczne mleko to jakies dragi normalnie,on po tym odplywa na dlugie godziny....wtedy tylko spi i je...i kupa....

24 lipca 2014, 07:03

Ciąża zakończona 24 lipca 2014

24 lipca 2014, 07:11

jak to zycie potrafi odwrocic sie w ciagu kilku godzin....wyciagnelam laktatorem 40 ml....klade sie do lozka...i bum!!! czuje ze cyce jakby nie moje.... :0 wielkie i napeczniale, wiec dawaj znowu lakataor, w koncu wzielam syna pod pache bo sie boje ze mi pekna...a niech to...i nawet nie bolalo, 9 h odpoczynku od ´´odkurzacza´´ zrobilo swoje...szkoda tylko ze synus zbytnio glodny nie byl...poczekamy na nastepne karmienie :D to bylo nasze najlepsze karmienie!!!! :)
ps. nastepny wpis bedzie juz o porodzie :)

24 lipca 2014, 10:12

No wiec bylo tak....
Z soboty na niedziele malo juz spalam,bo mialam sie stawic w szpitalu z samego rana.
O 8.30 bylam na miejscu, o 9.30 lezalam juz na porodowce w szpitalnej pidzamie,mama i moj maz byli ze mna, podali leki dopochwowo na rozwarcie szyjki....2,5 h lezalam podlaczona do kroplowki nawadniajacej z czopkiem w pochwie....zero reakcji.powiedzieli ze oksytocyne dostane dopiero wieczorem,albo nastepnego dnia rano,wiec wyslalam meza do domu i do pracy,mowiac,aby wpadl jutro,..troche sie podlalamlam,ze to tyle bedzie trwac...
o godz 15 dostalam kolejne leki dopochwowe...znow 2 h lezenia, tymczasem pani z lozka obok miala juz dosc mocne skurcze....bylam pierwszy raz swiadkiem porodu, fontecznie,ot takie sluchowisko....od ktorego dostalam bolu glowy, laska tak wyla!!! ze zaczelam sie bac....ba, malo powiedziane,zaczelam panikowac!!! majac w glowie historie dziecka sisostry meza, i wycie tej marokanki, bylam przerazona tym porodem,nie chcialam tam byc,nie chcialam rodzic...zaczelam plakac....polozni pocieszali,mama strofowala-wkurzala mnie...kazala NATYCHMIAST MI SIE USPOKOIC beczalam dobre pol godziny, jedyne co chcialam to uciec....
ale o 17 zaczelam czuc skurcze,jak na bolesna miesiaczke...
nawet sie nie obejrzalam, a skurcze wystepowaly co 2 minuty....bolalo jak cholera....pomagaly mi oddechy przepona, bolalo,ale wytrzymalabym ten bol bez problemu,gdyby nie swiadomosc,ze to dopiero poczatek....a czekala mnie jeszcze sala tortur po marokance....gdy ta przestala drzec ryja...pomyslalam, ze chyba umarla....ale nic takiego sie nie stalo,miala sie dobrze, a wrocila z mala corunia przy piersi...ojciec,ktory prawie tam zwariowal, w koncu wyszedl usmiechniety....
wracajac do mnie...po dwoch godzinach skurczow co 2 minuty, zbadali mnie,byla godz 20 rozwarcie 4 cm...z miejsca poprosilam o znieczulenie.... :D i tu wszystko sie odmienia....poczulam ulge...a wlasciwie to nic juz nie czulam :) marokanka wyjechala,zostalam sama w wieczornym przyciemnionym swietle, zrobilo sie spokojnie,bo wczesniej bylo jak na dworcu, pomyslalam, ze TAK TO MOGE RODZIC dzieki Bogu,za znieczulenie, potem przebili mi wody plodowe...bo nic sie nie chcialo samo dziac....dostalam pilke aby sie pobujac i za chwile bylo juz 7 cm!!!! no to ja do meza dzwonie,aby sie pakowal,bo chyba rodze!!!! zakladalismy ze urodze w poniedzialek w poludnie...tymczasem godz 23.00 i 8 cm....maz dojechal,mame odstawilismy na korytarz,bo zaczynala sie hardocorowa czesc....parcie....poczulam ucisk na spojenie lonowe...bolalo,niby podkrecili znieczulenie,ale chyba mnie oszukali,bo bolalo jeszcze bardziej, a jak prosilam o wiecej to powiedzieli,ze bardzo im przykro,ale wiecej nie moge....
Parcie bylo okropne, bolalo,a ja balam sie przec, bo myslalam,ze mi tylek rozerwie....koniec koncow nie mialam wyboru,ale przeklinalam sie w myslach, ze po co mi to wszystko bylo!!! modlilam sie aby kazdy skurcz byl tym ostatnim....Maz dapingowal, ze juz go widzi,ze jeszcze raz i bedziemy go mieli!!! po 30 minutach skapnelam sie ze sciemnia....ze ten ostatni raz jakos nie nadchodzi.....gdybym mogla ucieklabym z tamtad ale rusz....ale prawda jest taka,ze z tego miejsca nie ma juz odwrotu, trzeba rodzic....Powtarzalam w myslach jak mantre,ze dam rade, ze to sie kiedys skonczy....zamknelam oczy i parlam....slychalam meza,ktory komentowal,poczulam pieczenie (peklam) i wiedzialam z opisu marty 32,ze to juz,ze wychodzi, maz tylko mowil OMG w kolko....poczulam cieplo...i kurczak wyskoczyl...polozyli mi go na piersi....co czulam....ulge,koniec mojego bolu, za dobrze nawet mu sie nie przyjzalam,skoro maz mow,ze slodziak,to mu uwierzylam....
Zaskoczylo mnie to,ze wcale ulgi nie poczulam...bylo szycie i bolalo jak skurcze parte,niby znieczulli miejscowo,ale kawalek kolo tylka byl na zywca...i darlam ryja z malym na piersiach....te polozne byly przekonane,ze panikuje....tak to wygladalo....po szyciu trafilam na oddzial z malym przy cycku, wtedy juz poczulam,ze ma ssanie...wszyscy bylismy mega zmeczenie,ale i super szczesliwi :)
Kolejny dzien w szpitalu nie byl juz taki kolorowy, bolaly mnie brodawki, a ja, i laktator, i krem zostawilam w domu...jakos nie pomyslalam,ze takie rzeczy przytrafiaja sie na samym poczatku....bolalo tak,ze balam sie karmic....prosilam te pielegniarki o butelke,abym mogla odpoczac, to mowily,ze to ma bolec...mama wspierala,ale jak mi puszczaly nerwy, to i jej tez, i znowu ´´ustawiala mnie do pionu´´ ze mam wytrzymac dla dziecka....czulam sie tak jaby nikt mnie nie rozumial....czemu wszyscy chca abym tak cierpiala??? w koncu wyblagalam o 20 ml butelki....potem poslalam meza do domu po nasze butelki i mleko i zrobilam w nocy kolejna butelke....gdy pielegniarka ja zauwazyla,zrobila mi jazde,ze nie powinnym takich decyzji sama podejmowac bez zgody poloznej....powiedzialam tylko ok,ale czulam sie zaszczuta i jak w wiezieniu, i chcialam juz do domu...
Dobra koniec tego opisywania....teraz juz jest lepiej i z karmieniem (bo cokolwiek bedzie,bedzie ok ) i mam luz i moge sie wyspac,bo w szpitalu nie pospisz.....

24 października 2017, 01:20

Kontynuacja pamiętnika w KidzFriend - zapraszamy
‹‹ 6 7 8 9 10