No nic...samo zycie,ze tak zabrzmie serialowo....musimy jakos sobie z tym dac rade, a Gabrys niedlugo do nas dolaczy i z nim bedziemy ciagnac ten wozek, licze,ze nam troche ten swiat oslodzi a sytuacja sie w koncu poprawi!!! Tak bardzo bym chciala Go nauczyc jak sobie dobrze,zdrowo.. radzic z problemami...ale najpierw sama musze sie tego nauczyc...wiem,ze ten stres na sytuacje finansowa mam wyniesiony z domu...w moim domu bardzo nerwowo reagowano na problemy,mama sie bardzo przejmowala ( w koncu w wieku 50 lat dorobila sie zawalu) a ojciec reagowal nerwami, krzykami i depresja....a ja chyba reaguje tym wszystkim na raz...moj maz jest silniejszy ode mnie,ale juz ma dosc mojego podejscia...nie znosi jak placze...ale czy ktos umie kontrolowac placz??? bo ja nie...jak ja mam mu to wytlumaczyc? wiec gdy dzieje sie cos zlego...ja wpadam w smutek,placze, a on mnie jeszcze dobija mowiac,ze jestem egoistka,bo placze, i psuje tez jego nastroj...wiec nie dosc,ze jest mi zle, to jeszcze nosze poczucie winy,ze dobijam meza moimi lzami i stresuje dziecko...strasznie skaplikowane to wszystko...wydaje mi sie,ze ta sytuacja jest na tyle dla nas juz ciezka, ze mnie juz nie stac na wspieranie go, ani meza nie stac aby wspierac mnie...kazdy z nas potrzebuje wsparcia,i pocieszenia i nie umiemy juz sobie tego dac...jedyne rozwiazanie to jakas zmiana na lepsze....nie widze innego ratunku...zmiany ...czyli tak jak czytalam w moim poradniku o pozytywnym mysleniu....moim najwazniejszym zyciowym celem powinno byc zachowanie pogody ducha w kazdej sytuacji....Qurwa jakie to trudne,ale zgodnie z zaleceniami niech sie wali i pali a ty...SMILE do lustra....
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 czerwca 2014, 11:16
to ktora pierwsza????
pamietam jak na poczatku roku, ta lista dziewczyn do rozpakowania byla taka dluga.....
a teraz!!! moja kolej.....
szok....szok i jeszcze raz szok....a za chwile bedzie po porodzie...szok
26 dni do godziny 0
chodz tak naprawde czuje(intuicyjnie) ze jeszcze 2 tygodnie mam luzu,ale potem....nic tylko usiasc na tylku i czekac...
czy sie boje??? jakos o tym nie mysle...mam tyle spraw na glowie, ze nie mam czasu sie tym zamartwiac,a do tego dalabym sie pokroic aby te moje klopty w pracy zniknely, wiec mysle,ze przy tym wszystkim co mi sie ostatnio przytrafilo, porod to pikus....
hmmm zobaczymy co powiem chwile po....
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 czerwca 2014, 17:00
Czekam na relacje....cos czuje,ze bede ostatnia lipcowa Mama, ktora sie rozpakuje, bo dziewczyny spiesza sie na swiat...a moj leniwiec spi i spi, z kopa walnie, i spi...
Jedna stopa mi spuchla, i to bardzo...i cos czuje,ze jestem kolejne 2 kg do przodu...ani grama wiecej do 23 czerwca!!! czyli do mojej ostatniej wizyty u poloznej...a taka bylam z siebie dumna,ze do 7 miesiaca ciazy tylko 5 kg przytylam...a w ostatnie 2 dowale 4 kg.. ale dobra....nadzieja w tym,ze porod to najlepsza dieta...od razu 7 kg spada hahaha Ale nie ukrywam ciezko mi,czuje sie jak wieloryb i widze,ze zrobilam sie wielkaaaaaa...
Juz mam w nosie prace i te niespodzianki...niech sie wali i pali,skoro nie ma tego zlego, to moze jak sie spali, to cos na zgliszczach nowego powstanie..kto wie.....w koncu mam na oku prace po macierzynskim,wiec nie powinno byc zle...bedzie juz tylko lepiej !!! zwlaszcza,ze Gabrys odlicza dni do ladowania na tej planecie (jakas totalna abstrakcja dla mnie) dzis lece na zakupy, i koncze pakowanie moje torby...z ktora wybiore sie w mega podroz...po synka porobilo sie....
Magda trzymamy w kciuki!!!!
wlasnie przywleklam sie ze spaceru...ciezko juz mi sie chodzi, zwlaszcza,ze od poniedzialku upaly zapanowaly...w samochodzie po 40 stopni na dzien dobry, spacer o godz. 20 jest meczacy, goraco,poce sie...i chyba zamienie juz te spacery na basen, na plywanie zabka rekreacyjna,bo za goraco...
nastroj dobry brzuchol wielki, juz czuje taki ucisk na pochwe i wzgorek lonowy....chodz nie sadze abym urodzila przed 25 czerwca,ale nigdy nie mow nigdy.....
Co do porodu, to w ogole sie nie boje...az nie moge w to uwierzyc, czekam na to wydarzenie z ekscytacja bardziej, niz ze strachem. Ja, ktora nie wyobrazala sobie rodzic inaczej niz przez cc ze strachu przed bolem,ale dzis czuje sie silna,zdrowa, i wiem,ze dam rade,podchodze do tego jak do jakiegos wysilku fizycznego,ktory moze da mi w kosc,ale w koncu czeka mnie nagroda Jest to wysilek produktywny, z gwarancja,ze jak sie to skonczy to bede Go miec przy sobie, mojego paczusia.
A tymczasem, plan na weekend jest taki : plaza,basen,zakupy...jak ja lubie takie obowiazki....
Dzis czulam takie bezbolesne skurcze...pewnie te przepowiadajace,juz sie zle czulam w markecie, brzuch mi twardnial,dziecko sie ruszalo...musialam sie polozyc, teraz troche lepiej sie czuje,ale jak na okres....czy to oznacza,ze juz sie zblizamy????
Jutro wybija magiczna data 37+0...czyli tak naprawde moge urodzic juz, albo nawet i za miesiac pozostaje czekanie...Chcialabym urodzic za 2 tygodnie,ale ja to sobie moge chciec...moze zaczne obstawiac daty ??? No wiec obstawiam ze spokojnie dociagne do 38+0 ale potem....daje sobie 65% szans ze dociagne do 39+0....a potem 40 % ze dojade do 40+0....
ten dzien utrzcilam glupim niedzielnym fimem, dwoma lodami, malym wpadem do marketu, specjalnie po te lody...i znowu sie przekonalam,ze chodzenie po sklepach nie jest dla mnie, automatycznie brzuch zaczyna bolec,ciazyc,jakbym mial sie urwac...koniec ze spacerami,lubie,ale juz mi nie sluza,za to dzis plywalam w wodzie czuje sie jakbym w ogole w ciazy nie byla jak motylek przynajmniej w basenie mozna zapomniec o swoim brzuszysku...i o upale...z pozytecznych rzecz...pozmywalam moj Mount Everest, ktory rosl w zlewie...zrobilam pranie i ciut ogarnelam dom...
lista z rzeczami do zrobienia mocno sie skrocila najbardziej niezrealizowany dzial, to spotkania towarzyskie,bo po prostu nie chce mi sie, wszyscy sa zabiegani, a ja nie mam sily,aby cos aranzowac,organizowac, dopasowywac sie do czyjegos rozkladu dnia...na nic nie mam sily...a jeszcze troche zostalo do zrobienia,w sumie to same pierdoly,typu isc na poczte cos zaplacic, isc do banku cos sie spytac,isc do cerfoura cos zamowic,ale mam takiego stresa,ze w kazdej chwili moge urodzic i nie zdarze tego zrobic,i potem dzien,czy dwa po pordzie,bede musial gnac cos zrobic,bo jakis termin, znowu teraz, nie chce tez sie przemczac, i nie chce robic wszystkiego na raz, zalatwianie spraw na miescie,nawet tych codziennych w tym upale i z tym brzuchem jest meczace,dlatego ograniczam sie do jednego obowiazku dziennie,czyli jesli mam cos zalatwic do pracy to robie to, i juz nie biegam po zakupy w ten dzien, ani nie umawiam sie na kawe....ale... ciagle ktos, cos, dzwoni, i prosi o przysluge...dzis 2 osoby zadzwonily, czy nie pojade po kogos tam na lotnsko(sezon)...no tak, nie pracuje, to mam czas...w sumie moge, ale kiedy ja w koncu bede mogla sie pobyczyc i poleniuchowac???? na porodowce???!! gdzie ta moja plaza??? oczywiscie nie bylam w ten weekend...bo znowu cos, juz nawet nie pamietam co....chyba zmeczenie zwyczajne...
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 czerwca 2014, 18:26
to takie dziwne uczucie, nacisk na pochwe i rozpieranie w brzuchu,komus sie to z czyms kojarzy???
po za tym,wszystkie lipcowe dziewczyny rodza w czerwcu,nie wiem co to za moda...ale cos czuje,ze moj syn tez sie w ten nurt moze wpasowac....
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 czerwca 2014, 17:16
W zwaizku z tym nie mam sily polezakowac nad morzem, badz basenem, ta harmonia i szum wody nie wspolgra z moim wnetrzem....najbardzie pasuja dzwieki ´´acid drinkers´´
Chyba pomedytuje dzis.....moze pomoze.....moze nawet poplywam...chodz trening bokserski bardziej by sie przydal i przejazdzka terenowym autem po lesie !!!!! i papierosek.....juz nawet nie pamietam jak samkuje.......zamiast tego lezak i lodzik....i wstawanie na siku co chwile...
Jutro moj ostatni basen z ciezarnymi, wiecej nie dam rady, chodze tiptopkami co by brzucha po drodze nie zgubic....
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 czerwca 2014, 16:03
Ach nie wiem od czego zaczac,moze od tego,ze jutro wybija 38+0
A moze od tego,ze dzis,ba! nawet wczoraj, zrobilam sie dosc spokojna,ze nie ruszaja mnie juz problemy tego swiata....nic poza moim zblizajacym sie porodem...
Wiedzialam,ze wytrzymam do 38+0 to byl pewniak,teraz pytanie o zblizajce sie 39+0....no nie wiem...chodz jeszcze male, niesmiale plany mam na przyszly tydzien,ale jak nie zdaze, to trudno,swiat sie nie zawali...czy dotrwam do 40+0??zaczynam wierzyc,ze moze sie tak stac....41+0???wykluczone,nie ma szans...
No i zdjecie...przytylo mi sie...oficjalnie jestem 8,5 kg na plusie...
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/88123c596de009cb.html
Objawy:
stopy spuchniete, dlonie spuchniete, nawet twarz mi puchnie...do tego upal, chodzic nie moge....10 minut to max, potem brzuch twardnieje i ciagnie w dól..czesto bole jak na okres...takie same jak na poczatku ciazy, sennosc...apety raczej nie wzmozony, raczej normalnie jem...ciagnie mnie do slodyczy niestety...
W poniedzialek ostatnia wizyta u poloznej, potem czekamy do terminu, i KTg na 7 lipca, dzien po terminie...Mama przylatuje 2 lipca...pojawia sie nowy spor na horyzoncie....CHRZCINY....ale o tym innym razem, ja lekko zlewam temat, a dla mojej Mamy to wielki szok i oburzenie...co jeszcze...dalej walczymy z kaszlem meza(takie odchrzakiwanie bardziej), w poniedzialek przeswietlenie pluc, we wtorek wizyta, co tam wypatrza,pewnie nic bo w styczniu mial juz jedno zdjecie....zaczynam podejrzewac,ze to nerwowo stresowe....albo nie wiem co....
No dobra na dzis koniec, wybaczcie,ale musze sie przespac chwile... :*
14 dni do porodu.....
Wiadomość wyedytowana przez autora 22 czerwca 2014, 18:50
Za tydzien rodze!!
z niedzieli na poniedzialek w nocy....tak po meza pracy,abym mogla go zgarnac ze soba do szpitala akcja ma zaczac sie po godz 22, i do 5 nad ranem ma byc podloga na porodowce po nas zmopowana hehehe...
Dobry plan to podstawa teraz mam tydzien by przekonac Gabrysia do swojego planu...poslucha Mamusi??? czy bedzie przekorny i buntowniczy jak ja....???
O! i zobaczymy czy mi sie uda wplynac na sytuacje sila woli, wizualizacja i innymi czarny mary Wyobrazenia kontra rzeczywistosc, juz wkrótce !!!!
No wiec nie zalezy mi na chrzcinach,nawet nie mam na nie ochoty...Wychowalam sie w domu, tak zwanych ´´wierzacych,nie praktykujacych´´ moi rodzice zabierali mnie do kosciola na swiecenie jajek, sluby i pogzeby, na religie chodzilam,bo to byla czesc zajec szkolnych,wiec mam za soba te komunie,i rekolekcje itp itd...ale niedziela to byl u nas w domu dzien leña,czasem ktoras z babc mnie wyciagnela jak bylam mlodsza na niedziele palmowa, tudziez na obejrzenie szopki w boze narodzenie...Z czego to wynika? Moze dlatego,ze moi rodzice nie mieli slubu koscielnego,moj tato byl juz raz zonaty i rozwiedziony zanim poznal moja Mame,moze czuli sie wykluczeni z kosciola,bo nie mogli przystapic do komuni...wiec odpuscili...i ja tez parcia na szklo nigdy nie mialam. Powtorzylam po rodzicach schemat slubu cywilnego, meza mam z innego wyznania,wiec on tym bardziej nie bedzie naciskal na jakies chrzciny, oczywiscie gdybym chciala, to on nie ma z tym zadnego problemu, w koncu juz byl w Polsce, wie,ze od czasu do czasu jest impreza kiedy trzeba isc na 1 h do kosciola a potem jest obiad z rosolem zagryzanym ziemniakami ze schabowym i wódeczka....On moze po kosciloach chodzic, zreszta ja w Indiach tez sie po roznych swiatyniach nabiegalam...i nie dlatego,ze zmieniam wiare, ale raczej z szacunku do rodziny i kultury do ktorej weszlam,te wycieczki traktuje jako ciekawostke geograniczno poznawcza...
No wiec idac dawno wytyczona droga nie chce chrzcin,bo dla mnie to troche ´´zawracanie glowy´´ niepotrzebny wydatek itp..itd..( nie chce nikogo urazic,wiem,ze na forum jest duzo wierzacych dziewczyn,ja po prostu pisze o swoich odczuciach) i tez nie chodzi mi o to,ze dziecko moze sobie potem wybrac w co chce wierzyc...oczywiscie moze,ale chodzi mi bardziej o to,ze po co mam go wciagac w religie, w ktorej my, jako rodzice sami sie nie odnajdujemy...
No i co w zwiazku z tym??? moja Mama od kilku lat(moze z 5) zaczela sie nawracac, biega do kosciola, czasem nawet zacytuje co ksiaz powiedzial przy niedzielnymobiedzie (ojciec nie dal sie wciagnac,jego nic nie ruszy) pomyslalm...dobra...to chyba tak z wiekiem...niech jej bedzie...ale myslalam,ze jak powiem ze nie chce chrzcin, to nie bedzie problemu. No i tu sie pomylilam....ALE JAK TO????? NIE OCHRZCZONE DZIECKO!!! ONA BEZBOZNIKA NIE BEDZIE CHOWAC!!!! Normalnie rece opadaja, tego sie nie spodziewalam, jakbym w jakas mormoñska rodzine weszla,czy o co tu chodzi??? Chyba wychodzi ze mnie fakt,ze od dawna w Polsce nie mieszkam...zapomnialam juz jak to jest jak nie kraczesz tak jak wrony... Sa pewne normy,ktore trzeba zachowac, aby w bloku nie obgadywali...Nie wyklucalam sie z Mama o to...pomyslam,ze rozejdzie sie po kosciach,ze troche nasciemniam, ze jak przyjedziemy z malym do Polski na boze narodzenie,to powiem,ze jest za maly,ze nie ma czasu,ze zima, ze nastepnym razem....ale cos czuje miedzy slowami,ze tak latwo nie pojdzie...teksty typu, ´´a sasiadka z bloku zadowolona bo po chrzcinach juz u niej...a dziecko ochrzczone lepiej sie chowa´´cos w stylu legendy,ze jak sie wystraszysz w ciazy,to nie dotykaj sie,bo dziecko bedzie miec znamie w miejscu w ktore sie dotkniesz...Nie wiem jeszcze co zrobie...dziecko sie nawet jeszcze nie urodzilo, a juz wzbudza nie lada sensacje, jesli mam walczyc o to aby ta impreza sie nie odbyla, to nie bede,jak juz powiedzialam,nie zalezy mi...a to oznacza,ze niezalezy mi tez jakos strasznie aby do tych chrzcin nie dopuscic,ale jestem raczej zawiedziona podejsciem,mojej mamy,mojego miasta, nawet znajomi jakby grali na tej samej melodii...zwyczaje...a ja?? chyba juz nie tylko te kilometry dziela mnie od mojego miasta, w ktorym sie wychowalam...
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 czerwca 2014, 16:03
Bede tesknic za tym stanem??? W sumie fajnie jesc lody na sniadanie-jak dzis, i nie przejmowac sie, ze wyszlo sie grubo na zdjeciu....i mozna marzyc duzo na jawie, o tak,ma to swoje dobre strony...
Dzis nastroj zdecydowanie dobry
10 dni!!! 38+4
Od jutra ta liczba bedzie jednocyfrowa.....
Jestem totalnie spiaca,moglabym caly czas spac...jest goraco, wiec nic sie nie chce, rece i stopy popuchniete przez co musze kontrolowac cisnienie, ogolnie...czekamy...nie mam juz zadnych planow, oprocz sprzatania...do ktorego zabieram sie caly tydzien, maz moglby,ale musialabym nim troche podrygowac,bo sam nie wykazuje inicjatywy, a na drygowanie tez nie mam energii...nawet pisanie tego postu juz mnie zmeczylo...wiec wracam to mojego nic nie robienia
paaaaaaaaaa
Przed terminem, czy po terminie??? Oto jest pytanie!!! jak na razie brak jakis ewidentnych oznak checi ujrzenia tego swiata przez moja kluseczke...i nie moge uwierzyc,ze siedzi sobie tam, w brzuszku, juz taki caly ready made i gotowy...ukrywajac swoja twarz przed Mama...
Jak juz pisalam powyzej, ciut sie zaczynam stresowac tym naszym nowym zyciem PO, bo jak wiadomo, zycie lubi zaskakiwac...ale czuje w sobie tez jakis spokoj i opanowanie...nawet fajne sa te ostatnie dni...
Odliczanie niczym przed sylwestrem...chodz nowy rok jest duzo bardziej przewidywalnym czasowo...
dzis bylam na ostatnich zajeciach basenowych z polozna i z innymi ciezarowkami,jestem juz najbardziej zaawansowana matka brzuchatka w grupie, i jak sie tez dzis okazalo, najbardziej niezdarna...
wszystkie dziewczyny jak jeden maz zawolaly na moj widok,ze chyba juz bym chciala rodzic,bo wygladam na zmeczona...jestem zmeczona,powolna i obolala....ledwo przewalam sie z boku na bok i nie jest to metafora...czas sie zbliza, dosc dlugo bylam aktywna,ale w przeciagu zaledwie tygodnia wszystkie moje sily gdzies wyparowaly...co do moich planow porodowych zrobily mi sie obojetne,moze to przez upal,zawsze uwazalam,ze slonce pozbawia czlowieka racjonalnego myslenia,nie to co wschodni mróz,co to glupoty z glowy powybija niczym zarazki...tylko wkurza mnie,ze nie znam dnia ani godziny...mama w srode przylatuje, w poniedzialek koniec trymestru podatkowego,a ja nic nie moge zaplanowac na 100%...wiem nie powinnam teraz o niczym innym myslec,ale jak masz swoja firme to nie mozna sie od tego odciac calkowicie...chodz jak sie troche gdzies spoznie to swiat sie nie zawali, wiem...
hmmm dzis przegadalam z moja olka chyba ze 2 h na skypie i mi powiedziala,ze na pewno zaczne rodzic wtedy,kiedy najmniej mi bedzie pasowac....wiec moze sroda??? dzien przylotu mamy...
oficjalnie 38+5....
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 czerwca 2014, 22:44
jeszcze nie... chodz wedlug mojego planu dzis powinna zaczac sie akcja porodowa...jak na razie jest mega sennosc i cisza...
ledwo wybila polnoc wczoraj w nocy, zobaczylam na kalendarzu,ze to tylko 7 dni...i oblecial mnie strach i panika...teraz kazdego dnia bedzie oczekiwanie,troche mnie to stresuje, chyba lepiej by bylo jakby akcja sie zaczela troche z zaskoczenia, bez tego calego stresu...
obstawiam swoje daty porodu, najblizsza to jutro....
30.06
02.07-bo mama przylatuje
05.07
07.07-bo fajnie wyglada taka data
moj plan na wczoraj nie wypalil, chodz sie przygotowalam, sprzatalam mieszkanie z dobre 2 h...potem wzielam przysznic,ogolilam tu i tam....zjadlam ostatnia wieczerze,kawaleki pizzy....wtarlam kremy w cialo,usiadlam i czekalam,ale nic sie nie wydarzylo....
Skoro mlody nie wyszedl, to niech teraz siedzi przynajmniej do czwartku!!! jutro tylko szybcikiem podskocze do ksiegowego,podskocze do apteki i zrobie zakupy na przyjazd mamy....w srode Bunia przylatuje i moge rodzic!!!
Powiem wam szczerze,ze nie mam juz sily, tak niewygodnie sie spi,ze budze sie po 5 godzinach snu i juz nie moge...w ogole dopada mnie bezsennosc, taka podobna do tej z poczatku ciazy...taka ekscyta polaczona z oczekiwaniem,napieciem...nie wiem...taki koktail adrenaliny....juz 2 noce nie spalam dobrze...skutek taki,ze padam na pysk,ale spac nie moge...Mam nadzieje tylko,ze maksymalnie do 7 lipca urodze...bo inaczej nie wiem co ze mna bedzie...
maj i czerwiec bylo okropny,same niespodzianki w pracy...te malo pozytywne...stracilam kupe kasy na kary i grzywny z mojej i ksiegowego winy...teraz mam problem z hiszpanskim zusem,bo przestali pobierac kase z konta....i robia ze mnie dluznika...haha nic nowego,ale musialam isc do banku i troche sie dowiedziec o co w tym wszystkim chodzi....i co z tego ze jestem w 39 tygodniu ciazy,ze na dworze upal, a ja biegama od jednego do drugiego rozplatujac biurokratyczne suply...wbiegajac do banku zle zaparkowalam...przyznaje sie,chodz zawsze tam parkowalam,podobnie jak i 10000 innych ludzi,ale...zawsze jest ten ostatni raz...jakas ciezarowka nie mogla poczekac az przyjde i sie wepchala urywajac sobie cos z boku auta i oskarazajac mnie,ze to moja wina,bo zle zaprakowalam.....no rany boskie!!!! czy ja moge miec chwile spokoju w tej ciazy???? czy ja musze rodzic miedzy problemami podatkowo-zusowymi a zeznaniami na policji z powodu kolizji....nieszczescia chodza parami,ale ja juz mam ze 3 pary na koncie.....na sam koniec....nawet nie czekalam na policje, tz czekalam 20 minut,ale stwierdzilam,ze wiecej czekac nie bede na tym slonu....i pojechalam....mam w dupie,najwyzjej dostane mandat za zle parkowanie,ale na pewno nie bede placic za to,ze koles zle ocenil odleglos i zniszczy sobie samochod rysujac jeszcze moj.....
musze sie wygadac tutaj,bo maz nie chce rozmawiac o niczym nad czym sie denerwuje...wiec skonczylo sie na tym,ze ostatnio prawie nie gadamy.....bo przeciezk cokolwiek sie dzieje, jest to malo mile zdarzenie....
i jestem taka zazdrosna,bo wiekszosc ciezarowek ma problemy w stylu ´´spac mi sie chce´´ a ja co?? gorsza???czemu,czemu???!!! pytam po raz kolejny!!!! dlaczego nie moge miec spokojnej tej ciazy??? co ja takiego robie, ze ciagle cos sie przytrafia??? przeciez praktykuje pozytywne myslenie,a im wiecej mam postanowien, tym co raz gorzej....moze to taki sprawdzian jakis??? a moze ....ot tak po prostu....w kazdym razie, mam w DUPIE..........
Wiadomość wyedytowana przez autora 1 lipca 2014, 13:43
maxi dobrze zrobilas zachodzac w ciaze..moim zdaniem nawet za duzo nakupowalas. Kpiersi to wyjdzie ci duzo taniej i duzo zdrowiej dla maluszka. Ja patrzylam zawsze na finanse, zawsze probowalam to kontrolowac. W pierwsza ciaze zaszlam w wieku 16 lat, wyjechalismy za praca chocianie bylo nam zle...pierwszy blad w moim zyciu- za pieniadze syna z tesciowa i nie bylam swiadkiem jego najwazniejszypierwszych wyczynow.....pozniej znowu balam sie ze nie damy sobie rady...czekalam az 7 lat zeby synka wziac do nas do Anglii..i jednak wyszlo na to, ze dziecko nie wychtak drogo, tylko na poczatku jak sie rodzi. Moj trzeci blad...znow pieniadze...czekanie az sie firma rozwinie, choc itak bylo dobrze...nie chcielismy drugiego dziecka bo mysliee sobie nie poradzimy...teraz pluje sobie w morde, bo czekalam az 10 lat na starania i teraz nie moge zajsc w ciaze...rozumiesz? poradzicie sobie.
kochana będzie dobrze wiem że kasa potrzebna ale jakoś przetrwacie w końcu nadejdą lepsze czasy ja sobie tak ciągle tłumacze :) czasem pochlipie ale niuniek mi wszystko wynagradza kopniaczkami :D
Zobaczysz że jak pojawi się Gabryś to wszystko się zmieni. Problemy nie znikną, zawsze jakieś będą, zreszta, kazda z nas jakieś ma ;) , ale będą inne priorytety i te stare problemy zaczna mieć mniejsze znaczenie.
Nadia ma racje, będą inne priorytety, ale my też się zmieniamy.. odkąd pojawiła się córeczka ja zlagodnialam, nawet w ciąży dużo rzeczy mnie denerwowalo.. teraz jestem oaza spokoju :) może u Ciebie też się cos zmieni :)