Mam problem z pracą w tym tygodniu. Z jakiegoś powodu jestem bardzo zmęczona i strasznie trudno mi się zmotywować do czegokolwiek, a mam akurat parę bardzo napiętych terminów Generalnie czuję się świetnie, więc wydaje mi się, że to raczej podświadoma chęć ucieczki od stresu. Niestety niewiele z tym mogę na ten moment zrobić. Ani nie chcę, ani nie mogę iść teraz na zwolnienie. Od 1 lipca zatrudniamy osobę na zastępstwo za mnie, muszę ją jeszcze wyszkolić, więc w pracy zostały mi minimum 2 miesiące, może 3. Wiem, że mi się to opłaci, bo po pierwsze, naprawdę lubię moją pracę poza momentami takimi jak teraz, kiedy pojawiają się kumulacje terminowych spraw, po drugie jest naprawdę fajna do wychowywania dziecka - pracuję teraz po 8h, mam dobrą pensję i sporo swobody w razie nagłych wyjść/nieobecności oraz naprawdę fajnych ludzi i atmosferę. Nie chodzi mi tylko o to, że jeżeli teraz nie zostawię ich na lodzie, jestem raczej spokojna, że będę miała do czego wracać po macierzyńskim, wiem też, że im lepiej wyszkolę moją zastępczynię, tym mniej pracy będę miała po powrocie z porządkowaniem spraw. Ale w tym tygodniu zdecydowanie mam lenia i marzę o świętym spokoju...
Jestem po połówkowym i najważniejsze: wszystko jest dobrze! Uff, jak cudownie napisać te słowa Mój synek (tak, to synek, nie ma już najmniejszych wątpliwości!) jak na ten moment cieszy się pełnią zdrowia i rozwija dokładnie tak jak trzeba Wszystko dokładnie posprawdzane: mózg, serce, żołądek, nerki, podniebienie i wargi, rączki i nóżki. Moje maleństwo waży już 394g i mierzy podobno 22cm Wyprzedza o 3 dni termin z OM, a termin z owulacji nawet o 6 dni. Albo źle rozpoznałam owulację, albo mały idzie w ślady tatusia i nie będzie wcale taki mały Moja szyjka też długa i zamknięta, więc i na tym froncie na razie dobrze
Byłam jeszcze dzisiaj z mężem na standardowej wizycie u mojej pani doktor, a potem wybraliśmy się na zrelaksowane śniadanie przed pracą (mąż ma popołudniową zmianę, a ja wzięłam wolne przedpołudnie, więc czuliśmy się trochę jak na wagarach ). Siedziałam nad moim twarożkiem i kawą, patrzyłam na mojego kochanego męża, czułam ruchy maleństwa i miałam ochotę zakrzyknąć za Faustem "trwaj chwilo, jesteś piękna!". Nie myślałam, że można pomieścić w sobie tyle miłości.
Adasiu, jeszcze się nie spotkaliśmy twarzą w twarz, ale mama już kocha Cię najbardziej na świecie. I widzę w oczach Twojego taty, że on też.
Jeszcze w dodatku montują nam dziś w biurze nowe szafy i biedy Adaś nerwowo reaguje na wiertarkę. Oboje mamy wyraźną chęć się ewakuować.
Mój mąż dostał zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną w innym mieście, dojazd codzienny 130 km. Bardzo chce zmienić pracę, ale chyba się jednak nie zdecyduje. Po cichu liczę, że jednak nie będzie chciał tych dojazdów i zaraz potem mam wyrzuty sumienia, że jestem samolubna Wiem, że źle mu w obecnej pracy, że czuje się niedoceniany i znudzony i naprawdę przydałaby mu się zmiana. W nowej pracy mógłby też liczyć na wyższą pensję. Ale z drugiej strony radzimy sobie finansowo, więc większa pensja, choć oczywiście miła i przydatna, nie jest nam teraz bezwzględnie potrzebna. A ja jednak wolałabym, żeby był bliżej, zwłaszcza teraz
Powoli zaczynam mieć ochotę na kompletowanie wyprawki. Nic jeszcze dla mojego malucha nie kupiłam - jakoś był to dla mnie zupełnie abstrakcyjny temat. Ale teraz czuję go codziennie i staje się dla mnie w pewnym sensie coraz bardziej realny. Zaczynam też być coraz bardziej ciekawa, jaki on będzie, ten mój synek - czy faktycznie będzie wolał pospać rano a buszować popołudniu i wieczorem, tak jak teraz odczuwam jego ruchy? Czy będzie lubił określone książki lub dania, które lubię ja lub mąż? Jakie będzie miał oczy, włosy, twarz? Jaki temperament? To fascynujące uświadomić sobie, że rozwija się we mnie mały człowiek, który nie jest po prostu zlepkiem cech moich i męża, a kompletnie odrębną indywidualnością. Pod pewnymi względami nie mogę się doczekać naszego spotkania!
Pod innymi względami boję się jak jasna cholera Boję się, że mały będzie jednym z tych trudnych niemowląt, które cały czas płaczą i których rodzice czują się jak bezsilne zombie. Boję się, że rzeczywistość opieki nad dzieckiem okaże się dla mnie trudna i nieprzyjemna. Boję się porodu, wszystko jedno czy sn czy cc - obie wersje mnie przerażają. No i oczywiście niezmiennie boję się, czy mały będzie zdrowy i czy nic mu się nie stanie. Nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej, ale dostałam już po głowie od życia w tej kwestii i ten akurat strach zawsze będzie już we mnie siedział. Czasami się zastanawiam, czy to nasze zwlekanie z kupnem rzeczy dla Adasia to nie jest efekt tego podświadomego lęku, że to kuszenie losu. Na szczęście ostatnio, gdy pojawiają się takie myśli, Adaś mnie kopie i od razu czuję się lepiej i zaczynam rozważać kwestie wózka, bujaczka i łóżeczka
Już nie wspomnę o tym, że najwyraźniej istnieją ludzie, którzy płacą ponad 3 tysiące złotych za łóżeczko niemowlęce...
Siedzę właśnie na tarasie z przepięknym widokiem na górskie szczyty, dookoła śpiewają ptaki, pachnie pięknie lasem i skoszoną łąką, mąż obok, Adaś kopie. Pełna sielanka
I najważniejsze - mój tata miał dzisiaj poważną operację i wygląda na to, że wszystko jest w porządku! W dodatku udało się ją przeprowadzić mniej inwazyjną metodą niż początkowo przewidywali lekarze Wielki kamień z serca!
Z decyzji dotyczących wyprawki większość ważnych chyba podjęta - tak na 90% myślimy o wózku X-Lander X-Cite - czwarte piętro bez windy i malutkie autko dość mocno ograniczają nasze wózkowe opcje.
Fotelik - Besafe Izi Go, musimy tylko jeszcze podjechać samochodem i zobaczyć, jak pasuje.
Bujaczek - chyba Tiny Love.
Łóżeczko pewnie kupimy w Ikei.
Innych mebli dziecięcych na razie nie planujemy, bo maluch na początku będzie spał z nami w sypialni i mamy akurat dużą komodę na jego rzeczy, która ma też wygodny, szeroki blat w sam raz na przewijak
Wszelkie opinie i rekomendacje dotyczące rzeczy dla dziecka, i tych wypisanych powyżej, i innych, które się u Was sprawdziły, mile widziane!
Planowaliśmy się wybrać dzisiaj na kiermasz i do kina, ale zobaczymy, co z tego wyjdzie, bo upał jest taki, że nie daje żyć. Siedzimy w naszym najciemniejszym pokoju, wiatrak chodzi na cały regulator i dzięki temu jest nawet znośnie, ale otrząsa nas oboje na samą myśl o wyjściu na zewnątrz. W końcu będziemy musieli wyskoczyć choć na chwilę do sklepu, bo w lodówce po urlopie pustki, ale chyba odwleczemy to do wieczora
Uznałabym to za wypadek przy pracy, gdyby nie to, że zachowywał się w ten sposób podczas absolutnie każdego USG w trakcie całej ciąży. Jak tylko wyczuje głowicę USG układa się w najmniej wygodnej do danego badania pozycji i nieruchomieje póki nie zostawimy go w spokoju. Ok mały, rozumiem, że cenisz sobie święty spokój, ale parę z tych badań było ważne, więc mógłbyś być trochę bardziej skłonny do kooperacji!
Kocham go już tak mocno!
Wiadomość wyedytowana przez autora 28 czerwca 2016, 23:42
50/50 to bardzo kiepska szansa, ale i tak znowu odetchnęłam nieco lżej. Przynajmniej wreszcie jestem na tym etapie ciąży, na którym moje dziecko byłoby ratowane i miałoby jakąkolwiek szansę. A z każdym kolejnym tygodniem szanse wzrastają podobno o 10%! Powtarzam młodemu, że ma grzecznie siedzieć do października, ale i tak przeżywam przekroczenie tej kolejnej umownej granicy - tak jak wcześniej dojście dalej niż w poprzednich ciążach, rozpoczęcie 2 trymestru, połówkowe. Każdy umowny krok, który daje mi większą nadzieję, że tym razem będzie dobrze i będę mogła przytulić w październiku moje maleństwo.
Adasiu, mama nie może się doczekać - ale nie wygłupiaj się i odczekaj do tego października, ok?
W naszych przygotowaniach też pewien postęp Udało mi się zapisać nas do szkoły rodzenia rekomendowanej przez moją lekarkę, pierwsze zajęcia 6 sierpnia. Mąż jest nastawiony całkiem entuzjastycznie, mam nadzieję, że rzeczywiście będzie fajnie i się nie zniechęci Zaczyna coraz częściej mówić o Adasiu i zastanawiać się, jak nam będzie we trójkę Gada też czasami do brzucha i głaszcze go Rozczulam się za każdym razem gdy to robi
Mamy też prawie wszystkie ubranka na pierwsze parę tygodni. Kupiłam 2 paczki używanych ciuszków, jedną przez allegro, drugą przez grupę lokalnych mam na facebooku i z głowy Czasami się zastanawiam, czy to normalne, że nie rajcuje mnie latanie po sklepach i polowanie, wybieranie po 1 rzeczy tylko tak właśnie preferuję - szast prast, 2 transakcje i z głowy. No ale ten typ tak już mam, tak samo załatwiałam wszystkie kwestie związane z moim weselem, suknię ślubną kupiłam w pierwszym sklepie do którego zajrzałam Teraz mam w Excelu (zboczenie zawodowe...) gotową listę wyprawkową dla Adasia, z cenami i z linkami do stron sklepów i odkładam pieniądze, pewnie wszystkie zakupy załatwimy w dwa dni we wrześniu. A jakby nie daj Boże coś się działo wcześniej, to mąż będzie wiedział dokładnie co i gdzie na szybko kupić Do tego czasu poluję na allegro, facebooku i olx na używane wersje rzeczy z mojej listy, zobaczymy, ile uda się zaoszczędzić dzięki temu
Refleksje po sortowaniu ciuszków:
1) mamy ich już naprawdę dużo! Dwie paczki używanych ubranek wystarczyły, żeby wyposażyć moje dziecko w praktycznie wszystko, co będzie mu potrzebne, i to w kilku rozmiarach Zostały nam drobiazgi typu skarpetki Nie jestem pewna, czy nie przydałoby się więcej śpiochów i półśpiochów zamiast spodni, ale to już dokupimy jak mały będzie na świecie i zobaczymy, jakiego jest rozmiarów i co nam wszystkim z ubrania najbardziej podpasuje, przez ładnych parę dni nawet bez prania i tak goły nie będzie ze swoją garderobą
2) niemowlęce ciuszki są takie słodkie i tak fajnie pachną!
3) mam dwa kombinezony polarowe, jeden mały i jeden duży (marki nie polskie, więc rozmiary niewiele mi mówią). Nie mam kombinezonu zimowego, ale ten też planuję dokupić jak już Adaś będzie na świecie. Powinno to nastąpić w połowie października, więc zakładam, że nawet jak będzie zimno, to kombinezon polarowy plus kocyk powinny wystarczyć.
Teraz zaczynam polować na pościel do łóżeczka i wózka, otulacze i/lub śpiworki i powinnam mieć tekstylia praktycznie z głowy. Zastanawiam się tylko, czy jest sens kupować specjalny ręcznik dla dziecka skoro ręczników mam tyle, że wypadają mi z szafy???
Tematy do zgłębienia w najbliższych tygodniach:
1) pieluchy wielorazowe - jak to w ogóle teraz działa, bo z pobieżnego czytania zorientowałam się, że jest to znacznie bardziej skomplikowana kwestia niż myślałam.
2) jaki materacyk do łóżeczka???
3) butelki/laktatory - ile i czy potrzeba przy założeniu udanego karmienia piersią (jeżeli z piersią nie wyjdzie, będę na szybko kupować zestaw do mm, ale jeżeli wszystko wyjdzie zgodnie z planem, to ile butelek i jakich potrzeba no i czy jest sens kupować na zapas laktator?
4) nakładki na sutki i inne tego typu akcesoria dla mnie - na razie to dla mnie czarna magia
Z frontu pracowego - jak ja już mam dosyć! Nawet nie fizycznie, bo dalej na szczęście czuję się bardzo dobrze, szybciej się tylko męczę, ale głowę mam coraz bardziej zajętą innymi sprawami. Praca, choć dalej ogólnie ją lubię, coraz mniej mnie interesuje i nęci, a tu jeszcze trzeba się na koniec sprężyć, parę bardzo ważnych spraw i projektów podomykać i wyszkolić porządnie dziewczynę, która ma mnie zastąpić Postęp przynajmniej w tej ostatniej kwestii jest, ale powoli to idzie i jeszcze co najmniej do końca sierpnia będę niezbędna Zresztą we wrześniu, kiedy planuję już być na zwolnieniu, też raczej spodziewam się maili i telefonów, no ale to już jednak nie będzie to samo co konieczność codziennego pojawienia się w pracy na 8h. Z jednej strony powtarzam sobie, że jeszcze tylko 6 tygodni i laba, a z drugiej napawa mnie przerażenie, że to TYLKO 6 tygodni, a tyle jest do zrobienia przed moim odejściem!
Ze znacznie przyjemniejszego frontu małżeńskiego - byliśmy dziś z mężem na spontanicznej randce w naszej ulubionej pobliskiej restauracji. Trafił mi się jednak naprawdę cudowny egzemplarz faceta Adasiu, będziesz miał świetnego tatę, tyle Ci mogę zagwarantować
Kończąc ten wpis, rozglądam się po naszej sypialni, w której poprzestawialiśmy meble pod kątem Adasia (w jego komodzie zapełnione są już dwie szuflady!) i jestem coraz bardziej zadowolona z tego, jak cały pokój na tym skorzystał Pewnie zostawimy meble w tym układzie nawet po wyprowadzce nowego lokatora do jego docelowego pokoju
Adaś, ten mały łobuz, nieźle mnie nastraszył w ciągu ostatnich 2 dni. Zmienił pozycję i znacznie gorzej zaczęłam odczuwać jego ruchy. Oczywiście moje krnąbrne dziecko reaguje na słodkie, zimne, zmianę pozycji czy pukanie w brzuch kiedy mu się łaskawie zachce, a nie wtedy, kiedy matka odchodzi od zmysłów i wyczekuje jakiegoś znaku życia. Wrrr! Dziś na szczęście czuję go nieco lepiej, choć dalej nie tak dobrze jak wcześniej, ale co przeżyłam to moje. Zwariuję przez kolejne 3 miesiące.
Ta cała sytuacja dała mi do myślenia. Jednak, choć staram się o tym nie myśleć, ten okropny strach cały czas we mnie gdzieś siedzi, zagrzebany w podświadomości i przyczajony, gotowy wyskoczyć przy najmniejszym sygnale, że coś może być nie tak. Myślałam, że mi przeszło, ale cholera jednak nie.
Myślę czasami o tym jak to będzie z Adasiem w domu, jak zmieni się życie moje i męża, jak sobie poradzimy, ale to są wszystko bardzo abstrakcyjne rozważania. Gdzieś głęboko we mnie wciąż najbardziej liczy się myśl, że byle tylko udało się przynieść do domu żywe i zdrowe dziecko, a z całą resztą jakoś sobie poradzimy. Ech, chciałabym do tej całej sytuacji podchodzić bardziej normalnie, ale chyba powinnam się cieszyć, że nie jestem już jednym wielkim kłębkiem nerwów jak w pierwszym trymestrze i pogodzić się z moją głęboko zakorzenioną nieufnością do losu.
Z jednej strony rozumiem, że często to stanowisko wychodzi z buntu na wszechobecne poradniki, teorie i ideologie dotyczące wychowania dzieci i opieki nad nimi. BLW, rodzicielstwo bliskości, chustowanie, pieluchy wielorazowe - na temat wszystkich tych ostatnich trendów widziałam już pełno blogów, stron na facebooku i książek w księgarniach. Też chwilami łapię się na tym, że za dużo tych informacji i chwilami nachalnego pouczania i że sama sobie z mężem wybiorę to, co nam pasuje w naszym stylu rodzicielstwa. Ale z drugiej strony...
No właśnie, w naszym przypadku jest druga strona. Teorie teoriami, ale kiedy przychodzi do podstawowych czynności pielęgnacyjnych przy noworodku czy niemowlaku, oboje z mężem jesteśmy zieloni jak szczypiorek na wiosnę. Żadne z nas nie miało nigdy w życiu do czynienia z małymi dziećmi. Kwestia mycia, pielęgnacji pępka, zmiany pieluszki, karmienia - żeby wymienić tylko najbardziej podstawowe z podstawowych kwestii - to dla nas autentyczna czarna magia. Być może z racji wykształcenia lub zawodu moją instynktowną odpowiedzią na tą niewiedzę jest obwarowanie się książkami, kursami i generalnie rzecz biorąc porządny research Więc czytam kolejne książki i blogi, za 2 tygodnie zaczynamy szkołę rodzenia (wybraną pod kątem rozbudowanego programu dotyczącego opieki nad dzieckiem), ciągnę za język dzieciatych znajomych i zadaję pytania na forum.
Więc ogólnie chyba po prostu nie wierzę, że sam instynkt wystarczy do odpowiedniego zajęcia się dzieckiem, jakieś podstawowe informacje jednak chcę mieć. A i tak mam ponure przeczucie, że będę nieustannie wisieć na telefonie do mojej mamy, cała spanikowana, bo moje dziecko coś zrobiło, a ja nie wiem, czy to normalne i jak powinnam zareagować
Zaczęłam się w związku z tym poważniej brać za przygotowania. Dzisiaj przyszło łóżeczko, bujaczek Tiny Love i przewijak na komodę. Mam już też wanienkę i chyba wszystkie ciuszki i tekstylia. Dzisiaj też złożyłam zamówienie w Gemini, co powinno załatwić wszystkie kosmetyki i akcesoria kosmetyczne dla malucha (przynajmniej mam nadzieję... jestem pewna, że coś mi uciekło, ale trudno, najwyżej dokupię w miarę potrzeby ). Zamówiłam też bardziej oczywiste rzeczy dla mnie - podkłady poporodowe, majtki, wkładki laktacyjne. Tu na sto procent nie zamówiłam wszystkiego, co potrzebne, bo za czytanie o połogu i karmieniu piersią dopiero się zabieram i to z najwyższą niechęcią. Znacznie mi jednak przyjemniej czytać o rzeczach dla dziecka niż o tych niemożliwych do uniknięcia, ale mało atrakcyjnych aspektach mojej rekonwalescencji. Ugh.
Wózek i fotelik samochodowy będziemy zamawiać w pierwszym tygodniu września, kiedy zacznę zwolnienie. Podobno nie ma problemu z czekaniem na nasz model. Wygląda na to, że po dłuuuuugich naradach i namysłach chyba zdecydujemy się na Mutsy Evo. Chyba mniej deliberowałam nad zakupem mieszkania i samochodu niż tego cholernego wózka I dalej nie jestem do końca pewna, czy wybraliśmy właściwie!
Kwestie do dalszego researchu:
- nosidełka
- połóg i rekonwalescencja po cc (chyba poczekam z tym do ostatecznej decyzji moich lekarzy, czy faktycznie muszę je mieć)
- karmienie piersią i akcesoria z tym związane
Może też przemogę mój strach przed chustami? W teorii są fajne, ale przeraża mnie ten ogrom materiału do ogarnięcia, ja mam raczej dwie lewe ręce do takich rzeczy... Boję się, że coś źle zawiążę i mi się mały udusi albo wypadnie.
Plany na wrzesień:
- dokładne wysprzątanie mieszkania (przyda się, nie ma co ukrywać...)
- kurs pierwszej pomocy dla niemowląt
- pranie i prasowanie wszystkich ubranek i tekstyliów Adasia
- spakowanie torby do szpitala
- zaszczepienie i odrobaczenie kotów
- dokończenie/dopilnowanie projektów z pracy, których nie uda mi się zamknąć przed zwolnieniem (wiem, wiem... ale nie mam złudzeń, i tak będą dzwonić i pisać maile w ich sprawie, mogę równie dobrze od razu sobie to dodać do planu. Częściowo moja wina, trzeba było spiąć się wcześniej, ale ciąża, pomimo ogólnie dobrego samopoczucia, zmusiła mnie do zwolnienia tempa i to znacząco).
Wychodzi, że nie zdążę się nawet porządnie znudzić zanim Adaś zapewni mi zajęcie 24h/dobę
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 sierpnia 2016, 14:48
Poczekaj na kolejnego kopniaka i będziesz już pewna, że się nie mylisz :)