List siódmy (7)
Okruszki moje, wcale już nie jesteście takimi Okruszkami i Kropusiami. Bardziej przypominacie wielkością ziarno fasoli. Jutro na wizycie okaże się jak jesteście duże i czy wszystko z Wami w porządku, przecież inaczej być nie może. Mam nadzieję, że serducha biją u obydwu. Wczoraj głaskałam się po brzuchu i wyobraziłam sobie, że Wy tam po prostu jesteście. Naprawdę jesteście. To nie sen. Zresztą musicie być, przez dwa dni w tym tygodniu daliście mi nieźle popalić, tak mnie męczyć, tak wymiotować. No ładnie, ładnie! Wasz tatka mnie dziś rozczulił, tak się z Wami witał rano, myślałam, że ten brzuch zacałuje. Wariat z niego Ale on Was będzie kochał... a może już kocha... tylko głośno o tym nie mówi.
A teraz koniecznie chcecie, żebym znowu z Wami położyła się spać. Długo spać nie będziemy, po południu odwiedza nas ciotka Beata, trzeba się trochę ogarnąć
Kocham Was... ależ mnie ciekawi czy jesteście dziewczynkami, czy chłopcami, a może i to, i to
Przypomniało mi się coś jeszcze...
Obchodzimy dziś wspomnienie Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel, popularnie Matki Bożej Szkaplerznej. Od wielu, wielu lat jestem przynajmniej raz w roku u Karmelitów w miejscowości Obory. Ostatnio byłam tydzień przed świętami Wielkanocnymi. Dziękuję Ci Maryjo, Ty wiesz za co... Za rok przyjadę, w wakacje.
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 lipca 2015, 10:08
Ale za to wieści z wizyty pomyślne, a to najważniejsze.
Mąż mnie musiał zawieźć, sama niestety nie dałabym rady prowadzić auta.
O dziwo weszłam o umówionej godzinie... Mówię, że tak się czuje... chciała ciąży to ma... ale pocieszenie... ale ogólnie te wszelkie wymioty, jak to powiedziała położna i lekarka są bardzo dobrym objawem. Dzieciaczki żyją, mają się dobrze, program komputerowy określił je na 9t3d, a one mają dopiero 8t4d. Pani doktor określiła, że są wypasione... stwierdziłam, że się tak wypasły na sucharkach i kisielku. Serducha biją, u jednego 181, u drugiego 175. No i nic nie przytyłam, waga taka sama. Następna wizyta dopiero 12 VIII, USG I trymestru, jak dla mnie za długo czekania... Ogólnie przyjemnie było na tej wizycie, jak zawsze. Sympatyczna ta moja lekarka... lubię ją.
Dawka luteiny zmniejszona, jak dobrze ale za to mam kupić jeden lek i go łykać dwa razy dziennie. To bardziej jakiś suplement, długa nazwa więc nie napiszę.
Wstawiam 2 zdjęcia ale słabo widać, nie chce mi się bardziej kombinować I tak to się prezentują Szkrabki kochane...
Motyw przewodni... adoptowaliśmy z mężem 3 dzieci, dużych dzieci... po jakieś 10 - 12 lat, dwie dziewczyny i jednego chłopca. Została jeszcze jedna dziewczynka, najmłodsza, tak płakała, a ja powiedziałam, że nie mogę jej zabrać! Działo się to tak realnie, bo trzymałam się za brzuch i miałam świadomość bycia w ciąży.
________________________________________________________
1. Kolejne wymioty rano.
2. Zmieniły mi się piersi, są inne, ciążowe.
3. Urósł mi trochę brzuch.
Wysiadam fizycznie... 4 zrzuty wymiotów to i na mnie za dużo, plus cały czas mdłości i uczucie, że jest mi niedobrze.
Cała nadzieja w czopkach o nazwie Torecam ale to dopiero jutro kupię.
Ja chcę zacząć w miarę normalnie funkcjonować, a przy tym aby dzieciątka były zdrowe.
Dumałam trochę... stwierdziłam, iż naprawdę nam się poszczęściło. Poszczęściło z tym pierwszym podejściem do inseminacji, rachu ciachu i pojawiła się ciąża... nawet bliźniacza. Nota bene mąż jest przeszczęśliwy i celuje dwóch chłopaków
Czytam niektóre pamiętniki... pierwsza inseminacja, druga, czasem trzecia, pierwsze podejście do ifv, drugie, trzecie... i te próby są nieudane... czy miałam szczęście, mogę z perspektywy czasu śmiało napisać, że tak. Mogłabym takich przypadków lub podobnych namnożyć wiele. Cóż z drugiej strony można by rzec... takie jest życie, to jest zapisane gdzieś u góry... tylko jak wtedy z tym się pogodzić, jak żyć dalej, czegoś się pragnie, kogoś się pragnie... a tu nie można nic zrobić. Każda z nas przeżywa, przeżywała to inaczej, na swój sposób... jedno jest pewne... ból niemocy rozrywa od środa. Chciałabym, żeby tych osób po tej stronie znalazło się jak najwięcej, zwłaszcza tych długo starających się...
List ósmy ( 8 )
Dzieciaczki moje kochane... niczego bardziej nie pragnę, byście były tylko zdrowe. Wiecie co, siedziałam sobie na tarasie i tak rozmyślałam... ale wy będziecie mieć dojrzałą wiekiem matkę. Jeśli wszystko będzie dobrze, ja będę mieć lat 36. czujecie ten klimat?? A ojciec... to już nawet nie chcę mówić, same się przekonacie, hahhha, albo niech wam sam się przyzna. Ale co tam wiek, już jesteście dla nas całym światem. Razem damy radę.
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 lipca 2015, 16:13
Ale to również 3 tydzień moich wymiotów i tak jak jutro wskoczy 11 tydzień ciąży, tak też jutro wskoczy 4 tydzień wymiotów.
Dzień czy dwa lepsze, potem musi to powrócić z nawiązką...
Wieczór i noc, a właściwie 2.30 w nocy dały mi nieźle popalić. To jest coś, czego się nawet nie da opisać... soki trawienne, woda, żółć, ślina. Na szczęście mąż jest w każdym momencie tych moich 'przyjemności', z prędkością światła znajduje się przy łóżku. Wtedy już niestety nie myślę o dzieciach, a wije się, może nawet nie z bólu, nad miską, czasem w postaci leżącej, czasem siedzącej. Można by powiedzieć normalne, taka fizjologia, takie uroki ciąży, jednak mimo wszystko chce się dopatrzeć w tym głębszego dna, jak to ja... Może przez te przejścia jeszcze bardziej będę kochała te nasze dzieciątka, jeszcze bardziej dostrzegę to, że pojawienie się ich na świecie, a najpierw w moim łonie to jeden z cudów wszechświata. A właściwie największy cud... pojawienie się nowego życia.
Na chwilę obecną nie jest dobrze ale co nas nie zabije, to nas wzmocni... będzie co wspominać. Zastanawiam się tylko nad jednym, gdyby to była ciąża pojedyncza czy też bym tak to wszystko przechodziła.
Boję się troszkę o te Kruszynki... czy to nie ma na nie niekorzystnego wpływu, przecież przy tych wymiotach w środku rusza mi się dosłownie wszystko
Także Kruszynki trzymajcie się mocno.
List dziewiąty (9)
Dzieciątka moje drogie... to zaczęliśmy dziś wspólnie 11 tc. Wykres mi pokazał, iż macie już 4 cm wzrostu. Na innej stronie wyczytałam, że jest to okres intensywnego Waszego wzrostu. No to śmiało dziś mogę do Was powiedzieć... MOJE SZYSZUNIE Zapewne kiedyś będziecie się śmiać... jak to można dziecko nazywać szyszunią, ano można. Chociaż, chociaż najbardziej by pasowało... moje dwa kochane skarby, bo jesteście moim skarbem, na nic w świecie bym Was nie zamieniła. A Wy w zamian też musicie mi coś dać od siebie... to ja poproszę o większą dawkę cierpliwości, pozytywne nastawienie, że wszystko będzie dobrze i oby ten czas do 12 sierpnia, czyli tych badań szybciej nam minął, bo Wam matka oszaleje! A które dziecię chciałoby mieć szaloną matkę... chcecie... naprawdę?? O nie, nie, ja się na to nie godzę.
Kocham Was, a właściwie Kochamy Was!
Małż pojechał do pracy, a ja zagotowałam wodę na kaszkę... trzeba czymś się posilić z rana
Woda się studzi, a ja piszę...
Wczoraj wieczorem zaczął mnie boleć brzuch, najbardziej z prawej strony... ale i z lewej, na dole... oczywiście ja jak to ja, już wpadłam w lęk, czarny scenariusz wziął górę. Czarę emocji i złych myśli dopełnił popołudniowy sen... ukruszony ząb zalany krwią. A jak wiadomo, zęby kojarzą się z nieszczęściem, chorobą i grom wie czym.
O jakże kajałam się w myślach wieczorem... za brak ufności Bogu, tylko jakimś czarom marom i moim durnym przeczuciom. Panie Boże... że Ty masz cierpliwość do mnie.
Z tego wszystkiego budziłam się w nocy dwa razy... o 12 i przed 4tą. Durna baba.
Jezu, ufam Tobie.
Zamiast po porannym prysznicu odsiedzieć trochę w domu to Alusia sobie wyszła na dwór... w konsekwencji wieczorem dały znać o sobie zatoki... O matko myślałam, że umrę.
Do tego wymioty wieczorem i rano... mąż pojechał po kolejne opakowanie czopków.
Oczywiście, żebym się martwiła musi się coś dziać... (biorę to za normalny objaw) mimo wszystko niepokój wzbudza we mnie jakieś ciągnięcie w szyjce macicy, kłucie po bokach, na dole. Ewidentnie coś tam czuję
Boże, kiedy skończy się to zamartwianie, weź zabierz ode mnie te wszystkie troski, niepokoje i lęki, inaczej oszaleję.
Od wczoraj, do dzisiejszego poranka był kuzyn mojego męża - zakonnik... o rety jaki ciepły człowiek. Niestety... odpalił swój motor i już go nie ma. Sympatyczny...
Panie Boże, miej nas w swojej opiece
ps Idę walić się ponownie na łóżko, nie mam siły.
Wszystkim rządzi Opatrzność, nie ma w życiu przypadków...
Drogie czytające Alusiowe wypociny dziewczęta, mam prośbę, która nie dotyczy bezpośrednio mnie, a mojej koleżanki bliskiej mojemu sercu. Znalazła się na życiowym, nazwijmy to zakręcie... Proszę więc w jej intencji o krótką modlitwę, np. :
- Ojcze Nasz, Zdrowaś Maryjo
- Pod Twoją Obronę
- lub jakąkolwiek inną modlitwę, która jest bliska Waszemu sercu
Ja będę bardzo wdzięczna, a w zamian zawsze mogę ofiarować to samo każdej z Was, która kiedykolwiek będzie o to prosić.
Liczę na Waszą modlitewną pomoc
ps. W końcu idę dziś do kościoła na poranną mszę. Nie byłam już 3 niedziele przez te moje dolegliwości, wiecie jakie.
Kto chętny, proszę się tu pod spodem wpisać
Wiadomość wyedytowana przez autora 2 sierpnia 2015, 09:46
Takie upały to nie dla mnie, wyszłam na chwilkę do pobliskiego sklepu i to już nie dla mnie, przynajmniej nie o tej porze. Wyszłam czysto rekreacyjnie, konkretne zakupy robi mąż. Ma być jeszcze cieplej. O nie!
A propos mężusia... 2 tygodnie urlopu, spędzimy dużo czasu razem. Jest kochany, wszystko robi, rano gotuje, podaje do łóżka ten kisiel i tak dzień w dzień. Mi by się nie chciało.
Zdecydowanie lepiej czuję się po tych czopkach, przede wszystkim nie ma takich jazd.
Mnóstwo rzeczy zmienia się w ciąży... te zachcianki są najlepsze, chce ci się to i to, i musisz to zjeść. Nie masz tego w domu, czym prędzej mąż musi pobiec do sklepu. Miałam tak dzisiaj z tostami.
List dziesiąty (10)
Szyszaczki moje najdroższe... to sobie razem weszliśmy w 12 tydzień. Wyczytałam, że macie już po 5 cm. Dorodne szyszki już rosną w tej sośnie. Nie da się ukryć, mój brzuch jest coraz większy. Jeśli tak dalej wspólnie będziemy jeść, to nie wiem czy się zmieścimy za parę tygodni w drzwiach. Jeśli już tak lubicie jeść, to pozwólcie matce w końcu spożywać pomidory... są takie pyszne, malinowe, najróżniejsze. No zlitujcie się. Musimy razem przetrzymać tydzień tych upałów, a potem to już środa i idziemy na badania. Tylko bez wygłupów, macie być zdrowiutkie. Lubię z Wami rozmawiać. Fajne to uczucie. Najbardziej lubię do Was mówić : szyszunie moje kochane... i wtedy zaczyna się monolog. Wy się jeszcze odezwać nie możecie. Ale kiedyś, kiedyś... myślę, że pierwsze słowo, które usłyszę będzie... mama.
Trzymajcie się mocno!
Wasza mama!
Poród pewnie będzie wcześniej ze względu na ciążę bliźniaczą ale co mi tam, taką okrągłą cyferkę trzeba uwiecznić.
Nie mam co pisać... bo ile można pisać, że 'rzygam', tzn wczoraj tak było, dziś lepiej.
Lubię słuchać Lata z radiem, właśnie u mnie gra, a ja w końcu może ogarnę co nie co
Z wydarzeń historycznych :
- 70 rocznica zrzucenia bomby atomowej na japońskie miasto Hiroszima (6 VIII 1945r.)
- zaprzysiężenie nowego prezydenta Polski
Z wydarzeń moich :
- Alusia kończy 35 lat... i mało, i dużo...
Gdyby tak podsumować te okrągłe 35 lat swojego życia to jestem całkiem zadowolona i szczęśliwa bo :
- zdrowie mi dopisuje
- mam kochanego męża i rodzinę
- jestem w ciąży i to podwójnej, rok temu nigdy bym nie przypuszczała, że coś takiego mnie spotka
- spełniam się zawodowo, mam pracę, którą lubię
- spełniam się w moim małżeństwie, choć czasem się zastanawiam jak ten mój mąż ze mną wytrzymuje
- swego czasu zaczęłam budować dom, gdy wyszłam za mąż za mojego męża skończyliśmy tą inwestycję razem
- mam kilka sprawdzonych, zaufanych koleżanek
Czy potrzeba mi czegoś więcej? Pewnie coś by się znalazło, ale po co zbyt dużo wymagać od życia, staram się cieszyć tym co mam. I oby tak zostało!
Czego sobie życzę w tym dniu... tylko jednego...
Nerwa mam dziś... wnerwia mnie ten upał, wnerwia mnie mój wygląd, wnerwił mnie mąż, który obudził mnie grającym telewizorem, wnerwia mnie moje samopoczucie bo po 2 dniach lepszych, 3 dzień nie może być dobry, tylko już mnie muli. Czyli jestem wewnętrznie wnerwiona
Wygląda tak :
Znów przekręciło na poziom, a robione było w pionie Zelma musi mi coś w tym temacie zaradzić
Dziś po południu robiłam jedną z sałatek.
Ogórki w pomidorach :
- 1kg ogórków drobno pokrojonych na tarce razem ze skórką
- 2 duże marchewki
- 2 duże cebule
Zalewa :
- 1 szk. cukru
- 1/2 szk. oleju
- 1/2 szk. octu
- koncentrat pomidorowy (ale nie cały, ok połowę zawartości słoiczka)
- 2 łyż. wegety
Zagotować zalewę, do wrzątku wrzucić wymieszane wcześniej i osolone warzywa. Pogotować ok 10 - 15 min. Wkładać do słoików. Mi wyszło 5 słoiczków, 3 mniejsze i 2 większe.
Może się któraś skusi. Wygląda to tak :
I teraz to co mnie niepokoi. No tak mi się chciało piwa, że wypiłam 3 - 4 łyczki. Mąż na mnie nakrzyczał. I teraz się sama kajam w myślach, może faktycznie nie powinnam.
To cykor ze mnie wychodzi przed jutrzejszą wizytą, a to jeszcze tyle czasu...
Troszkę mnie to stresuje czy wszystko będzie ok, jak miewają się maluchy, czy rozwijają się prawidłowo. Chcę wierzyć, że tak właśnie jest, optymistycznie do tego podchodzę ale zawsze jest takie małe ale... jak zwykle wychodzi mój brak zaufania.
Ps. W swoich pamiętnikach dziewczyny różnie piszą, badania prenatalne, badania genetyczne... czy obydwie nazwy znaczą to samo? Jestem dociekliwa, lubię widzieć W mojej książeczce jest napisane badania I trymestru.
List jedenasty (11)
Dzieciaki moje... nie wiem czy słyszycie ale często tak do Was mówię. No więc dzieciaki moje kochane, jutro się zobaczymy, yyyy... tylko ja się boję, oszalałam, wiem. Jutro będziecie już całkiem bardziej wyraźnie wyglądać niż ostatnio. Wczoraj, nie mogąc usnąć, stwierdziłam, że muszę zacząć Wam coś czytać... ale przecież nie mam nawet żadnej książki z bajkami. Przecież podręcznika do klasy 4 nie będę Wam czytać Pomyślałam sobie też, jak moje, nasze życie się zmieni... nie będę już tylko ja... przede wszystkim będziecie wy...
Wchodzimy... Czujesz ruchy... nie, no chyba Pani żartuje... wcale... Opowiadam o moich wymiotach, mąż dopowiada... w trakcie badania pyta czy mogę pić herbatę z pokrzywy... co wy z tymi ziołami... w żadnym wypadku, pokrzywa działa poronnie, mogę pić herbatę z imbirem. Przy ciąży bliźniaczej wymioty, mdłości się nasilają, są większe niż przy ciąży pojedynczej. Oczywiście te dwie herbaty pokrzywowe, które wypiłam i tak zwymiotowałam. Rozkładam się i zaczyna się badanie przez brzuch... co tam się działo, a fikały te oseski, prawo, lewo, góra, dół. Jednak na samym początku lekarka milczała, chociaż ja poprosiłam, żeby mówiła to co widzi, albo mówi to co myśli Oczywiście jak zwykle wszystko w żartobliwym tonie. Jak ja nie lubię bliźniaków... no jak to, a Pani mówiła jak to dobrze, że to bliźniaki... tak to dobrze, tylko z tym mierzeniem, przeskakują... Bardzo dobrze, że bliźniaki, zwłaszcza gdy rodzice długo czekają na dziecko, wtedy jedynak jest wydmuchany, wychuchany, tego nie dotykaj, zostaw, a tak to mama nie będzie miała czasu tak nad jednym się rozczulać i od razu będą mieć wzajemne towarzystwo. Faktycznie jeden szyszek ładnie, szybko dał się pomierzyć i najprawdopodobniej będzie to chłopak. A drugi szyszek albo szyszunia, stawiam jednak na szyszunię (chociaż czuję, że to też będzie chłopak) wiercił się, kręcił, skakał, machał tymi łapkami... no nic się nie mógł uspokoić. I tu lekarka powiedziała, że nie potwierdzi czy to chłopiec na pewno bo to takie wróżenie z fusów. Jeden szyszek, ten wiercipięta umiejscowiony na przedniej ścianie, ten drugi na tylnej. To co najważniejsze, ryzyko trisomii u jednego płodu, jak i drugiego bardzo niskie. Czaszka, kręgosłup, serce, żołądek, pęcherz moczowy, ręce, stopy, obrazy : widoczne bądź prawidłowe.
Jestem szczęśliwa... lekarka powiedziała... może się pani delikatnie cieszyć, z umiarem.
Ale jestem też wredna, beznadziejna, głupia... zamiast się cieszyć, cieszę się to oczywiste ale tak marzę, żeby w tej dwójce znalazła się jedna dziewczynka. Jakoś się tak odrobinę zasmuciłam na myśl o dwóch chłopcach. Głupia... Może się z tą myślą muszę oswoić.
Fotek nie wrzucę, bo padła drukarka ale mam obraz na płycie, w 3d widok bezcenny, widać buzię, tułów, rączki, nóżki... normalnie dwa cudaki. Całkiem kształtne te szyszaczki.
List dwunasty (12)
Dzieciaczki przepraszam... przecież Was kocham, niezależnie od płci. Jak to tata powiedział, chłopaki są zawsze mamusine.
ale ja nie o tym...
nie mogąc od tej 3.30 spać, tak sobie myślałam i oswajam się z myślą o ewentualnych dwóch chłopcach. I wiecie co, to wcale nie byłoby takie złe... razem by się bawili, mieliby swój chłopięcy świat, raźniej by im było w życiu, ile mieliby wspólnych tematów od maleńkości... jakoś tak ciepło na sercu mi się zrobiło, jeśli faktycznie byłoby ich dwóch. Oczywiście jeśli będzie inaczej, też będzie dobrze. Coby nie było to już Opatrzność ma w tym swój plan. Przecież najważniejsze, że na dzień dzisiejszy nie ma powodów do zmartwień... a reszta sama się poukłada, tzn Pan Bóg już tam poukłada. Chyba dobrze sobie poukładałam myśli w tej mojej łepetynie...
Ogólnie jest dobrze, serce się raduje...
Przebudziłam się przed czwartą na sikacza ale zanim wstałam, uświadomiłam sobie, że po raz kolejny śpię na brzuchu. Całkiem nieświadomie, w nocy przekręcam się na brzuch i przygniatam te moje brzdące. Mam nadzieję, że nie wpływa to na nie źle. Wróciłam z łazienki i poczułam jak zaczęło coś mi się w środku przelewać, bąbelkować i nagle od środka poczułam jakby mnie ktoś tam od środka piórkiem pomiział. Cholera jasna co to było... ale jeśli tak wyglądają pierwsze odczucia ruchów dziecka, to ja na takie smyrania jestem bardzo chętna.
Ale, ale... żeby nie było tak całkiem przyjemnie i miło... potem zaczął się koszmar... śnił mi się pogrzeb, osoby, o której nawet nie myślałam. Nie wiem skąd to i po co... ale jak zwykle mam czarne myśli. Przecież nie byłabym sobą
Oczywiście trochę mnie muli od rana... ale to tylko mdłości... więc to i tak sukces... a do tego zgaga mnie pali niemiłosiernie. Ot sobotnie przedpołudnie. Aaaa... i jakoś tak nie za czysto u mnie, trzeba by tu coś ogarnąć A może przesadzam...
:) miło
Ja obstawiam dwie dziewczyneczki :D Zobaczymy za parenascie tygodni czy ciotka Terraska miala racje ;) Duzo zdrowka dla Kropeczek i dla Mamusi rowniez :)
A może parka będzie? :)
Rozczulam sie za kazdym razem jak czytam Twoje listy :-) powodzenia jutro na wizycie ale na pewno wszystko jest ok :-)
Słodkie są te Twoje listy do dzieci :) Na wizycie na pewno będzie ok,nie martw się :)
Ja też z niecierpliwością czekam na każdy Twój wpis i mocno trzymam kciuki za dzieciaczki, dużo odpoczynku i spokoju, rób zapasy snu, bo za kilka miesięcy nie będzie z tym tak łatwo.
Piszesz tak fajnie i rzeczowo, że ''wchłonęłam'' cały Twój pamiętnik na raz :) Gratuluje bliźniaków, a może bliźniaczek? :) W każdym razie... podwójnego szczęścia, Trzymam kciuki za was :)
Nudna będę jak flaki z olejem bo już z tysiąc razy to pisałam: uśmiech od ucha do ucha jak widzę kolejny taki wpis u Ciebie ;))
O widzisz ten klasztor jest 1,5h drogi ode mnie :) Ale to przecież wiesz, bo masz moje "dane" i wiesz skąd jestem ;) Może się wybiorę w niedzielę i pomodlę również w Twoim imieniu :)
Na pewno wszystko będzie dobrze :-) Nie może być inaczej :-)
Niech tatuś ucałuje też i odemnie mieszkanko kropusiów :-)
Z takim szczęściem (za pierwszym razem i bliźniaki) to ja obstawiam parkę :D będziesz miała kogo czesać a tatuś na rybki zabierać ;) Sosenko fasolinki są i na pewno mają się dobrze, jutro będą piękne dwa serducha :*
a może będzie u Was i chłopak i dziewczynka? :) byłoby cudnie!
Alusia polecam sie Twojej modlitwie. Niech Pan Bog i mi poblogoslawi w cudzie poczecia Dziecka. Niech nirmozliwe po ludzku stanie sie mozliwym u Boga! Caluje Cie mocno i czekam na relacje z usg :-)