Gdyby nie to, że przeczytałam o tym w innym pamiętniku nigdy bym na to nie wpadła. Ale jestem rozgarnięta...
Od momentu gdy tylko dowiedziałam się, że jestem w ciąży nie brałam żadnych leków, czytałam wszystkie ulotki. Do czasu aż zgubiła mnie rutyna... kilka razy posmarowałam się maścią, której niejednokrotnie używałam przed ciążą. Aż do dziś kiedy przeczytałam na ulotce Clotrimazolum, nie stosować w I trymestrze ciąży, w II i III za zgodą lekarza. A ja smarowałam sobie moje przebarwienia na szyi, plecach. No i teraz mam za swoje... nie użyłam tego dużo, bo zaczęłam stosować z nowej tubki, ale jednak. Czy nie zaszkodziłam dzieciom... nie wiem. Pocieszam się tylko tym, że na ulotce od czopków też jest napisane nie stosować w czasie ciąży, nie przeprowadzono dokładnych badań, a lekarze stosują, w szpitalu dają pacjentkom. Moja też mi przepisała. Nie chcę popadać w panikę ale mam nauczkę na przyszłość.
Gdyby coś, ktoś na ten temat wiedział możecie się ze mną podzielić... i życzyć mi w przyszłości więcej rozwagi
Powiedz coś do bejbusiów...
Mąż przytula się do żony i mówi :
Bejbusie szanujcie mamusię...
I tak to mam wesoło z moim 'bendzwałem' na co dzień, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
(13t 0d)
czyli wyskoczył nam II trymestr...
Zatem krótkie podsumowanie co się działo w I trymestrze :
- wymioty, wymioty i jeszcze raz wymioty (najgorsze te z żółcią i sokami trawiennymi, zazwyczaj co 2-3 dzień, trwające prawie 6 tygodni), podczas takich akcji kompletny brak sił, energii, zwlec się z łóżka nie mogłam
- dosyć częste silne bóle głowy, nie tylko przy wymiotach, tak jakby łepetynę miało rozerwać
- co jakiś czas pojawiająca się zgaga, pali okropnie
- dużo śliny w buzi
- zaparcia (zmora) nigdy wcześniej z tym nie miałam problemów
- sikanie cienką strużką, pewnie macica naciska na pęcherz, jak już zacznę sikać, to sikam, sikam i sikam... najdłużej po nocy
- kichanie w ciągu dnia nawet po 2-3 razy
- czasem ból dolnego odcinka pleców, zwłaszcza przy przekręcaniu się na drugi bok podczas snu nocą
- w początkowych tygodniach ciąży wzmożona senność, teraz mniejsza
- wyczulenie na zapachy zwłaszcza lodówkowe
- brak apetytu na niektóre potrawy, owoce, warzywa
- plamienia i kilkudniowy pobyt w szpitalu
- zamartwianie się czy wszystko ok z maluchami
- humory od euforii po złość i wewnętrzny nerw
Nie tylko złe strony ciąży dostrzegam, żeby nie było, że taka maruda ze mnie
- sama świadomość, że rozwija się we mnie nowe życie dodaje skrzydeł
- widok brykających brzdąców na usg - bezcenne
- widzę siebie w nowej roli, przeraża mnie to ale za chwilę przychodzi myśl, że dam sobie radę, muszę!
- mąż chodzi przy mnie, z miską biega, robi zakupy, nagotował się biedny tego kisielu w czasie moich największych wymiotów
- inni też patrzą bardziej łaskawym okiem
- uwielbiam dotykać mój brzuch i mówić do szkrabków
- i w ogóle jest fajnie.
Tych plusów mniej niż minusów ale z pełną świadomością mogą powiedzieć, I trymestr dał mi w kość, oby II był lepszy. Ale, ale... nie byłabym sobą gdybym nie zamartwiała się na zapas. Często w ciąży bliźniaczej, zresztą nie tylko takiej, dochodzi do skracania szyjki macicy, z czym się wiąże... w najlepszym wypadku leżenie, w najgorszym przedwczesny poród i poronienie. Oby dotrwać do 24 tygodnia, zostało jeszcze 10 Co robić aby uniknąć tego skracania... chyba nie ma gotowej recepty, na pewno się oszczędzać, prowadzić zdrowy styl życia... tylko jaki? Ogólnie nie chcę o tym myśleć, jednak taka pesymistyczna myśl wkrada się do głowy. Jak zwykle widzę czarne scenariusze. A kysz, a kysz nic się nie stanie. W I trymestrze też tak odczarowywałam Oczywiście, jak zawsze wszystkie te sprawy polecam Opatrzności, trzeba ufać, będzie dobrze.
Ogólnie ujmując jestem przeszczęśliwa, że w moim łonie rozwijają się bliźnięta. Pomimo pierwszego przerażania, gdybym miała wybierać... szt 1, szt 2 wybieram opcję nr 2
Kocham moje Szyszaczki
Nowy trymestr przywitał mnie ozdobnymi słonecznikami na naszej działce. A niech do nas się uśmiechają w tej końcówce lata :
Oczywiście się przekręciły
Wczoraj wieczorem, już dobrze po 21-ej, poczułam coś mokrego na koszulce od spania... patrzę, plama tu gdzie sutek jedna kropla całkiem duża, druga, trzecia, co jest grane. Nic nie piłam, niczym się nie pochlapałam, koszulka do góry patrzę na tą moją pierś, no taka jakby sucha. Spuszczam koszulkę za jakiś czas znów kolejna kropka. Z tego wszystkiego położyłam się spać Ale żeby było wesoło rano znów już się pojawiła mokra kropa, trudno określić jaka ponieważ ta koszulka jest siwo popielata ale po wczorajszym to nie wyschło jak woda, jest z lekka szorstkie że niby co... mój organizm przygotowuje się do karmienia ??? O co tu chodzi :8 Ja jestem dopiero w 14 tygodniu ciąży. Mam nadzieję, że mój organizm nie chce się pozbyć moich bejbików.
Ogólnie czuję się dobrze, brzuch nie boli, tylko troszkę po bokach ale to moje wnętrzności się rozciągają, plamień żadnych brak. Tak jakby wszystko ok. A skąd to coś!
A na spokojnie miałam jechać do pracy odwieźć laptopa, a tak to co, będę musiała patrzeć na bluzkę i jeszcze w gacie co jakiś czas Dobra czas na prysznic...
Jechałam dziś do tej mojej szkoły z mężem i tak jakoś smutno mi się zrobiło, a może dziwnie... bo jak to ja nie wrócę do pracy od września. Ano nie wrócę... to po raz pierwszy od 9 lat... mój rytm życia gdzieś przeplata się z pracą w szkole... a tu taka zmiana, dobra zmiana, inna zmiana, zmiana, która zmieni moje dotychczasowe życie... pojawią się dzieci, praca pójdzie już na drugi, może trzeci, a może kolejny plan... Jechałam i patrzyłam na te pola gdzie zostało tylko rżysko, na pola podeschniętej kukurydzy, na drzewa, które już zmieniają barwę, niektóre już są rdzawe, jarzębina pokazała dorodne owoce, bocianów już nie widać... tak wszystko się zmienia... tu dom nowy się buduje... wszędzie toczy się gdzieś ludzka historia...
ps. Znów mi coś leci... boję się, że to jednak nie to, co być powinno, wycieka mi z tej piersi jakiś przezroczysty lepkawy płyn. Jeśli nie przestanie za tydzień zapytam o to lekarkę. Już nie mogę doczekać się kolejnej środy, mam nadzieję, że znów zobaczę brykające maleństwa. Cholera jasna, właśnie zobaczyłam, że z drugiej piersi też, to jednak chyba to co być powinno. O losie ja to się mam
Wiadomość wyedytowana przez autora 18 sierpnia 2015, 21:01
Za jedną rzecz zabiłabym swojego męża... za nieumiejętność utrzymania ładu i porządku... wszędzie... w swoim pokoju, w kuchni, w garażu... a butów to wszędzie 'milion pięćset dwa dziewięćset'
U innych porządek, u nas jak zwykle syf ile by nie sprzątał.
Aż się rozryczałam z tego wszystkiego...
I co z tego, że drzwi zamówione i facet od płytek na taras, jak dalej będzie to samo...
Mama mówi, że to pijaki będą, a ojciec z wujkiem się cieszą, mówią że będą im do sklepu po piwo biegać Och ta fantazja...
Jutro wizyta, jak zwykle mam durne przeczucia, że może coś nie tak, zawsze dopatrzę się jakiś niepokojących objawów. Cała ja.
Hormony buzują, potrafię się rozbeczeć, tak z niczego. Czasem mnie wiele rzeczy denerwuje.
Moja siostra cioteczna między godz 9 a 10 ma CC, aaa będzie chłopak Nie mogę się doczekać. Będę się od niej uczyć.
Kasiu, żeby nie było, nie znikam, raczej mnie przybywa
Wczoraj się nie zmieściłam w kolejne spodnie
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 sierpnia 2015, 09:07
Ooooo... widać już... widać, widać, lekarka patrzy na mój brzuch... siadam, rozmawiamy... pani doktor ja już się nastawiłam na tych dwóch chłopaków, a wie pani czemu, od dwóch tygodni chce mi się piwa... to kto tam może być w środku... i do tego ciągle bym piła napoje gazowane... możesz pić ale tylko piwo bezalkoholowe... wiesz po czym ja zawsze wiedziałam, że jestem w ciąży... jak przechodziłam koło sklepu, zawsze chciało mi się śledzi... ciąża to jednak dziwny stan, no może nie dziwny ale inny... rozbieraj się... zdejmuje gacie... i pytam gdzie, czy na leżankę, czy na super extra fotel... oczywiście na fotel i nogi trzeba rozkładać ale zanim zaczęło się badanie, badałyśmy a raczej macałyśmy mój brzuch, lekarka wzięła mnie za rękę kazała aby stała się bezwładna i tak oto gdzieś ok 2 cm pod pępkiem kończy się moja macica. Gdyby to była ciąża pojedyncza to tak wysoko byłaby w 18-19 tyg, że bliźniacza to już teraz jest tak wysoko. Faktycznie bezwładna ręka dobrze maca. Pomimo, że po raz setny się już rozkładam przed tą moją panią doktor ale zawsze czuję się z lekka zawstydzona (nie wiem czy to tylko ja tak mam, czy inne dziewczyny też tak mają) musiałam czymś zagadać, więc zagadałam jak to w poniedziałek nie zmieściłam się w spodnie, które na dodatek mają gumę, a nie są na suwak. Dostałam przykaz, że mam się ubierać komfortowo i zacząć nosić ubrania ciążowe. To jak ja będę wyglądać za kilka tygodni... ano będziesz taaaka gruba. W każdym razie badanie zostało wykonane, potem jeszcze USG, maluchy żyją i mają się całkiem dobrze. Fikają koziołki. Alicja... jest wszystko dobrze...szyja długa i zamknięta, nie ma powodu do jakichkolwiek obaw. Idziesz na zwolnienie... tak, ale dziwnie iść na zwolnienie jak się 9 lat bez przerwy pracowało. Znów siadamy... fajnie, że to bliźniaki, podwójny wózek, podwójne ubranka... pani doktor, a kto tak wykombinował, że to bliźniaki, toż to pani sprawka. Zapinam w trakcie buty, takie sprzączki, jestem pochylona... aaa i możesz już pomalować włosy... no właśnie miałam o to zapytać, przecież wyglądam jak półtora nieszczęścia. Nawet lekarka zauważyła, że moja siwizna wylazła na wierzch. Jak to się stało, że nie zleciłam Ci żadnych badań... ano nie wiem... to pani tu rozporządza... bo mnie zagadujesz zawsze i zapomniałam... pani doktor ostatnio to ja mało mówię. Tak o to dostałam cały zestaw badań na następną wizytę. Pani doktor, żeby ta kolejna wizyta nie była za nie wiadomo ile... bo to tyle czekania i ten czas się tak dłuży. Będzie wtedy, kiedy będzie potrzebna, czyli za całe dłuuugie 3tyg. Lekarka zapisuje coś w swoim komputerze... a ja w trakcie pytam... czy to normalne, że boli mnie tak nisko, nisko w dole brzucha... czyli jakby w pochwie i masz wrażenie jakby miało wylecieć... dokładnie tak... normalne... tak myślałam. Kończy się nasze spotkanie, dostaję skierowanie, receptę... wszystko jest w porządku, dotrwamy do końca... tak ale czy to od nas zależy... nie od nas ale jak do tej pory wszystko jest dobrze to tak będzie... dotrwamy do 37 tyg... pani doktor ja tu liczę, żeby dotrwać chociaż do początku stycznia... eee dotrwamy do końca... przy czym już stoimy, a moja pani doktor klepie mnie po ramieniu i życzy wszystkiego dobrego... pani mnie zawsze nastraja optymistycznie... Farta miałam z tą lekarką...
A w pracy dziś dostałam od mojej koleżanki małe co nie co... czyli dwa komplety pościeli, przy czym jeden nówka nieużywka i niebieski mięciutki kocyk. Te dwie pozostałe rzeczy wyglądają jak nowe. Sama na tym etapie bym jeszcze nie kupiła, ale jeśli to prezent, więc niech będzie zapowiedzią samych pozytywnych zdarzeń w mojej ciąży.
Aaaa... naprawdę jestem w ciąży... to takie mało realne wydaje mi się momentami.
A i jeszcze coś... dopiero za 3 tygodnie zobaczymy kto się ukrywa pod nr 2
Byłam też wczoraj u siostry w szpitalu... po cesarce chodzi jak połamana... ciekawe czy mnie to też będzie czekać... mały słodki, ładniutki ale taki mały... pomimo, że ważył standardowo 3,5 kg. Nie wyobrażam sobie zajmować się jeszcze mniejszymi dziećmi i do tego dwójką... chyba nie ogarnę tego tematu Myślałam, że obudzą się we mnie jakieś mega instynkty macierzyńskie, a tu nic Wyszłam tylko bardziej przerażona. Czy przy moich dzieciach to się zmieni?? Mam nadzieję, że tak.
List trzynasty (13)
Dzieciaki moje, nie wyobrażam sobie, że może Was nie być. Ale jeszcze bardziej przerażona jestem faktem jak się pojawicie na świecie. To dopiero będzie jazda. Musicie wytrzymać w moim brzuszku jak najdłużej, tak żebyście były jak największe. Słyszałyście co powiedziała pani doktor na wizycie, dotrwamy do 37 tyg., tylko ciekawe jak matka zmieści się do samochodu, w drzwi i czy w ogóle będzie w stanie funkcjonować Ktoś tu będzie miał ubaw... ja niekoniecznie Przecież już się nie mieszczę w wiele ubrań. najgorzej jest ze spodniami.
Już nie mogę się doczekać kiedy się zobaczymy... a to jeszcze tyle czekania... będziecie ćwiczyć moją cierpliwość.
Kocham moje szyszaczki, niedługo będę musiała inaczej się do Was zwracać, bo już i szyszkę przerośniecie, jak nie już przerosłyście. Lubię do Was mówić i głaskać po brzuszku.
Modlitwa rodziców do Anioła Stróża dziecka poczętego:
Aniele Boży Stróżu dziecka poczętego, którym Dobry Bóg nas obdarował i Twej opiece powierzył, prosimy Cię, abyś nieustannie czuwał nad naszym dzieckiem i wypraszał mu potrzebne łaski: zdrowia, prawidłowego rozwoju i szczęśliwego przyjścia na świat. Wielbiąc Boga w Trójcy Świętej Jedynego, Stwórcę i Dawcę Życia, prosimy Cię, aby ten błogosławiony czas oczekiwania umocnił naszą miłość, pogłębił więź małżeńską i przyczynił się do wzrostu wiary i nadziei, którą pokładamy w Tobie. Amen!
Twoje piękne oblicze...
Oczy pełne miłości...
Jak cudownie było na Ciebie spojrzeć...
To Ty mi wyprosiłaś tą łaskę... ja to wiem...
Dziękuję Ci Maryjo...
Dziękuję Ci za to dzisiejsze błogosławieństwo z nałożeniem rąk...
Samopoczucie dobre, humor dopisuje, apetyt w miarę też, energii i siły całkiem sporo. No i ten rosnący brzusio sprawia, że buzia sama się uśmiecha. Uwielbiam dotykać, lekko głaskać i mówić do tych moich bąbelków. Całkiem już sporych bąbelków. Oszalałam zupełnie, jeszcze jedna ciąża się nie skończyła, a mi przez głowę przeleciała myśl, jakby to było być w kolejnej
W końcu się ochłodziło więc dziś mam zamiar pomalować włosy i schować moją siwiznę pod barwą CYNAMON jasny złoty brąz (kosmiczne są te nazwy). W najbliższych dniach dokonać zakupu dwóch par spodni, przecież w normalne się już nie mieszczę. Wybrać kanapę do pokoju na dole. To chyba najtrudniejsza rzecz z możliwych. Cel na najbliższe dni, nie załamywać się mniejszą wypłatą na zwolnieniu. Jakoś to będzie...
Kupiliśmy dziś (w końcu) ten narożnik plus jeden fotel. Czy ja będę z niego zadowolona okaże się w praniu czyt. używaniu. Teraz się zastanawiam czy kolorystyka będzie odpowiednia, ale jak to u nas bywa, czy kiedykolwiek było coś przemyślane w 100 % chyba nic Chrzanić to, co będzie to będzie, czas realizacji pod koniec września. Najważniejsze, że nie będzie tego co jest teraz.
Kolejna rzecz... aach jaka jestem zadowolona kupiłam sobie dwie pary spodni ciążowych w H&M. Rewelacja, wygodniutkie, a i rozmiary jeszcze nie jakieś kosmiczne, jedne 40, drugie 42. Granatowe i czarne. Nie takie tanie, jednak liczy się komfort i sam fakt, że idzie na jesień i zimę, a nie na lato. Pod tym kątem ciąża zimowa jest gorsza. Mam na myśli spodnie, bluzki itp. O cenach ubrań dziecięcych nie wspomnę, nie do końca są dla mnie. Kupiłam małemu mojej Anki dwa pajacyki w zestawie, bez szału, 60 zł, a mamie taki inny komplecik, bardzo ładny 70 zł. A jak u mnie razy dwa, bankrut na całego Dobrze, że dużo rzeczy odziedziczę właśnie po tym małym mojej siostry. W drodze powrotnej do domu wydumałam, że wszelkie zakupy zacznę robić po 24 tyg. bo później to nie ogarnę tego klimatu finansowo.
Zresztą, najważniejsze żeby wszystko było dobrze.
Spodnie nr 1
Kolejna kwestia związana z kasą. Na kolejną wizytę mam do zrobienia kilka badań. Zadzwoniłam do przychodni ile to mnie będzie kosztować, wyszło 219 zł. I mało, i nie mało. Na ostatniej wizycie zapytałam położnej (zajmuje się rejestracją i takie tam) co zrobić aby za to nie płacić. A więc trzeba byłoby pójść do lekarza ginekologa, który jest w mojej przychodni, oczywiście musiałabym się przed nim rozłożyć i takie tam ceregiele i wtedy prosić o skierowanie na te badania. Dziękuję postoję, jakiś inny lekarz to moich szyszek podglądać nie będzie Takim to sposobem w przyszłym tygodniu zostawię ponad dwie setki tu i ówdzie.
Co dalej... od wczoraj bolą mnie pachwiny, coś mnie ciągnie w dole brzucha, tak nisko, że już niżej się nie da. W panikę nie wpadam biorę to za normalny objaw. Dziś boli troszkę mniej, takie uczucie rozciągania, albo jakbym się przeforsowała, co oczywiście miejsca nie miało.
Zauważyłam też, że zdecydowanie szybciej się męczę. Nie mogłabym mieć dnia zaplanowanego od góry do dołu różnymi nawet nie obowiązkami, a przyjemnościami, czy wyjściem gdzieś. Taki dzisiejszy wypad po tą kanapę i spodnie to już maksimum. W trakcie jedzenie i picie bo musiałam odpocząć. Po przyjeździe godzinkę ległam na łóżku. A przed ciążą kto by pomyślał, praktycznie cały czas w ruchu... oj ciąża to jednak inny stan... błogosławiony.
Na koniec fotka kolejna, w tych spodniach nr 2 granatowych, chociaż zbyt dobrze nie widać, jednak tu chodzi o powiększające się brzusio, a tu dopiero 16 tydzień W końcu szyszaki muszą gdzieś rosnąć
To chyba tyle... i tak się rozpisałam.
Oczywiście na koniec wszystkie ciotki klotki pozdrawiamy, moc uścisków przesyłamy
Wiadomość wyedytowana przez autora 4 września 2015, 17:25
List czternasty (14)
Szyszaki... czym dalej w kolejny tydzień tym bardziej się o Was martwię. To jest taki moment kiedy wiem, że gdyby się coś stało po prostu nie ma żadnych szans. Z drugiej strony jesteście już na tyle duże, że moja miłość z dnia na dzień staje się coraz większa. Z dnia na dzień dojrzewa, wzrasta, pełnieje... Są momenty kiedy już bym Was chciała mieć przy sobie... a tu jeszcze tyle trzeba czekać. Oczywiście to dla Waszego dobra więc siedźcie tam jak najdłużej. Ale żeby nie było tak słodko... to tak... dajcie matce spokój z tą zgagą, pozwólcie mi się w nocy przekręcić na drugi bok, a to sapanie to co?? Myślicie, że ja wytrzymam... Wejdę po schodach sapię jak parowóz, zrobię coś - sapię jak lokomotywa Jeszcze 1,5 tygodnia do wizyty i się w końcu zobaczymy. Aaaa... i pomału to się rozkręcajcie z tym wierceniem i rozpychaniem, na dobre chcę poczuć smyranie. Wtedy będę przeszczęśliwa... Teraz też już jestem, najbardziej jak tata głaska, buziakuje brzuch i 'gada' do Was. Coś czuję, że będzie Was musztrował Ale trochę to mu się nie damy.
Przesyłam Wam moją miłość... czujecie ??
To co mnie bardziej zaniepokoiło cytomegalia :
przeciwciała IgG - dodatni 3,44 (myślałam, że tu ma wyjść wynik ujemny)
przeciwciała IgM - ujemny 0,67
Gdzieś mi się rzuciło w oczy, taki wynik + z - oznacza, że wirus uśpiony.
Jednak luknęłam na kilka kalendarzy dziewczyn zaciążonych one mają same minusy.
Zawsze muszę być jakaś odmienna.
Oby to nie było nic poważnego, do cholery chyba nie jest. Aż mnie brzuch rozbolał, do kibelka trzeba biec.
Dobra narzekam...
Do cholery męczę się, męczę się w bardzo szybkim tempie. Ciągnie mnie to tu, to tam, czuję ciężar, wiem słodki ciężar, jednak nie przywykłam do tego jeszcze. Uciska mi coś jakby na pochwę od góry, jest to niegroźne ale dziwne uczucie. Przekręcam się na łóżku, właściwie to się nie przekręcam tylko obracam się... no właśnie jak kto lub co? Ostatnio nawet wolę spać sama niż z mężem, z nim się jakoś nie mieszczę. Wcale na siłę go nie ciągnę do łóżka Nie wiem czy to efekt ciąży bliźniaczej. Oczywiście cieszę się z tych moich podwójnych szyszaków. Jak sobie tak podczytuję pamiętniki dziewczyn zaciążonych i są na dalszym etapie niż ja, z energią kilka razy większą od mojej to się zastanawiam skąd one ją biorą... sprzątanie, mycie okien, obiad, zakupy... ja po samych zakupach jestem zadyszana i muszę odpocząć. Wejście po schodach z dołu na górę i to kilkukrotne w ciągu dnia też już nie jest takie łatwe. Po raz pierwszy mąż mi dziś wiązał sznurowadła. Dlatego tak to wszystko mnie przeraża. To co będzie później... Tak wiem, kupić buty bez wiązania
No i nastał dzień 16.09 minęły 3 tygodnie od ostatniej wizyty. Dziś czas na kolejną.
Pani doktor zauważyła, że sapię... śmiała się, że jeszcze trochę, najpierw będzie widać mój brzuch, a potem mnie. Na fotelu zbadała mnie najpierw normalnie, a potem usg aby dokładnie zmierzyć długość szyjki. Wszystko jest w porządku, co mnie oczywiście cieszy. Jak to sama stwierdziła... moje dzieci nie rodzą się za wcześnie. Trzymam ją za słowo i jakoś wewnętrznie wierzę, że te dzieciaki nie porodzą się po 600gram. A teraz długo wyczekiwany moment usg przez brzuch...
I jest niespodzianka... DZIEWCZYNKA I CHŁOPIEC Boże, nie wiem czym sobie zasłużyłam na takie szczęście. I co zrobiło jedno dzieciątko, a to na naszych oczach się zsikało. Aż dwa razy wracałyśmy do tego momentu... lekarka cofała i się śmiałyśmy. Moment kiedy uśmiech sam się pojawia na twarzy.
Oczywiście z dwóch chłopców też bym się cieszyła, nawet z taką myślą tam dziś szłam, że to są oni. Mam nadzieję, że już kolejnej niespodzianki nie będzie jeśli chodzi o płeć.
Przed wizytą mężuś uraczył mnie dziś różami w kolorze herbacianym... jak zapytałam z jakiej to okazji... jak zwykle z humorem... z okazji bejbików
Panie Boże dziękuję Ci za te dzieciątka, to wielka łaska...
A teraz czas oczekiwania na USG II trymestru, już za 2 tygodnie, szybko zleci.
Ale ja nie o tym...
Od kilku dni codziennie rano, przed wstaniem z łóżka rozmawiam z dzieciakami. Mówię im jaki jest dzień, jak się mama czuje, co ja czuję do nich, jak bardzo je kocham... takie zwykłe, niezwykłe codzienne sprawy, odczucia, uczucia. Dzisiaj mówiąc do nich, położyłam moje dłonie na brzuchu z myślą, a może wyczuję jakieś ruchy dzieciątka jednego albo drugiego. Ruchów jako takich nie wyczułam... wyczułam natomiast coś co podobne było, a może faktycznie było biciem serduszka. Jednostajne pukanie raz po raz wyczuwała moja ręka prawa następnie lewa. Jutro spróbuję wsłuchać się jeszcze raz. A może i wieczorem, bo czy wytrzymam do rana. Cokolwiek to było... odczucie nie do opisania. Mam takie wewnętrzne przekonanie, że wszystko będzie dobrze, nic złego się nie wydarzy. Codziennie rano i wieczorem ofiaruję te dzieciątka Bogu... czy On pozwoli aby coś im się stało...?? Wierzę, w to, że nie. Codziennie rano i wieczorem 'rysuję' dwa małe krzyżyki na moim brzuchu. Czy coś tym maleństwom się stanie...? Wierzę, w to, że nie...
Kochana powiem Ci tylko tyle że też zakupiłam ta maść na początku ciąży a co najlepsze pani farmaceutka mi ją poleciał z pełnym przekonaniem że w ciąży można jej używać, choć wiedziała że jestem we wczesnej ciąży, jakoś mnie tknęło i po przyjściu do domu przeczytałam ulotkę no i nici z używania maści,myślę że nie zaszkodzilas kropkom ☺
W sumie nie czytałam na ten temat, nie wiem jak jest z maściami, ale wydaje mi się że ma to coś wspólnego z wątroba, która nie wyrabia kiedy jest za duże stężenie, a wątroba dzidziusia tym bardziej. Idąc tym tropem myślę sobie ze małe ilości nic złego nie zrobią, natomiast przewlekłe stosowanie już coś tam może namieszać. Oczywiście moge się mylić:-) w każdym razie nie martw się, na pewno maluchom nie zaszkodzilas:-)
Na wszystkich lekach jest napisane, że nie wolno ich stosować w ciąży. Koncerny farmaceutyczne nie chcą przecież brać ryzyka. Choć wiadomo, że jedne są bardziej bezpieczne, a inne mniej. Clotrimazol jest często w ciąży przepisywany na infekcje intymne, więc myślę, że bardzo Szyszuniom nie zaszkodziłaś :)
dokładnie jest tak jak pisze Maua, chodzi poprostu o umywanie rąk przed potencjalną odpowiedzialnością, gdyby coś się stało. Nie zostały przeprowadzone badania w wystarczającej ilości które by wykluczały lub potwierdzały szkodliwość tego leku i stąd ten zapis. Też słyszałam o polecaniu tej popularnej maści przez ginekologów we wczesnej ciąży, więc nie denerwuj się, bo akurat negatywny wpływ stresu jest szeroko udokumentowany jeżeli chodzi o ciążę :)
Grzybicy w ciąży nabawiłam się raz w 9 tyg bodajże i lekarz przepisał clotrimazol właśnie, córce nie zaszkodził więc nie martw się na zapas