Dlaczego? dlatego, że chciałam aby emocje były mniej więcej na wyrównanym poziomie tzn chce kiedyś do niego wrócić i nie czytać swoich głupot

I trymestr = żadnych dolegliwości ciążowych, za to pełna faza urojenia że coś się dzieje złego z dzieckiem, wizyty u ginekologa miliard razy tygodniowo, tryliard usg, żeby chwile po wizycie stwierdzić że znów się boje. Ot co, cały I trymestr upłynął w paranoi.Mąż też był poniekąd poszkodowany, miał się ze mną tyle co nie miara

II trymestr = pt : ''jem, śpię, pracuje, jem, śpię , pracuje'' i tak w kółko. Pracowałam do 7 miesiąca ciąży, co uważam za dobre rozwiązanie. Żeby nie to że często i gęsto podróżowałam samochodem(i przy okazji przysypiałam jadąc i prowadząc) i przemierzałam całą Polskę wzdłuż i wszerz w celu przeprowadzania kontroli to pracowałabym do dziś. No chyba że ginek podtrzymałby swoje groźby i wysłał mnie z przymusu na zwolnienie wtedy, kiedy faktycznie po nie przyszłam.
Na początku II trymestru zrobiło się groźnie ze względu na nisko schodzące łożysko, uhh co ja się wtedy nerwów najadłam jak rano zobaczyłam krew w ilościach OGROMNYCH. Wtedy żadne czerwone światła nie były mi straszne,żadne wymuszenia pierwszeństwa, po prostu nic. Ważne było tylko to, żeby dojechać na IP i wiedzieć że dziecko po prostu żyje. Od tamtej pory zwolniłam i postanowiłam pracować do 7 miesiąca. Pamiętam, że wtedy był okres przedświąteczny, mąż się narobił co nie miara, ja miałam nakaz leżenia plackiem, po powrocie do domu z pracy leżałam, leżałam,leżałam,przed pracą leżałam,lezałam,leżałam.Mąż dostał wtedy chwilowego załamania

III trymestr = w trakcie. W sumie to na zwolnieniu czas leci jakoś szybciej, na początku przeżywałam horror jak myślałam o tym ' co ja będę robić tyle czasu w domu', pytałam wszystkich co można robić, jak można spędzać czas, jak można się zająć. Wiem, to dziwne, ale ja będąc na zwolnieniu pierwszy raz w życiu po prostu nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Już teraz wiem, że zajęcia znajdowały się same. I tak jest do tej pory. Początek III trym bardzo energiczny, mnóstwo siły-mogłabym góry przenosić, teraz... 35 tydzień=znużenie, zmęczenie, co kilka dni załamania nerwowe i ogólnie klimat średni. Jeszcze 2 tyg temu jak słuchałam koleżanki która mówiła, że ''zobaczysz zobaczysz III trymestr to płacz naprzemienny z śmiechem'' - zarzekałam się, że czuje się doskonale, cóż- trochę się zmieniło.
Tak więc zwracam honor, czuję się jak ludzik Michelin, od kilku dni spuchnięta. tak o

Dni do terminu porodu : 41. Hell yeah!
Wiadomość wyedytowana przez autora 22 kwietnia 2014, 13:48
Chociaż, przyznam szczerze że spokojny jest raczej, albo leniwy bo nie ma miejsca i nie chce mu się często przewracać, tylko jak kopnie... to KOPNIE


We wtorek wizyta u ginka, ciekawe co tam słychać, dziś rano złapał mnie potężny skurcz, dobrze że pojedynczy bo znając mnie jakby się powtórzył to bym buty zgubiła w drodze na IP

24 stopnie, hmmm kiedyś bym się cieszyła, teraz? NIE! wyjde na dwór-gorąco, pójde gdziekolwiek-gorąco, duszno, minie 20 minut, ja już puchnę tak że obrączkę ściągam pod wodą. Nic mnie bardziej nie denerwuje jak opuchlizna. Mogę mieć zgagę, mdłości, boleści, ale jak widzę że puchnę to mnie coś trafia.
Dni to TP: 40

Po zajebiście ciężkim weekendzie, wchodzę z super humorem w nowy tydzień, chyba ta cyferka 9 tak na mnie zadziałała

A tak swoją drogą miałam pakować się do szpitala grubo po majówce...prać i prasować Frankowe skarby rownież po majówce, ale wczoraj tak mnie otrzeźwiła akcja z Dorjaną i naszą czerwcówką Topą że zmieniłam zdanie


Za tydzień, mam nadzieję że będę mogła się już pochwalić pokoikiem dla Frania, od weekendu majowego remont czas start-no cóż, lepiej późno niż wcale ;/ Ja z tych co wolą wcześniej, ale oczywiście wiele okoliczności musiało zepsuć moje plany

W piątek byłam u endokrynologa, to ostatnia wizyta przed porodem, lekarz życzył bezbolesnego rozwiązania. Lekarz PŁCI MĘSKIEJ, więc co on może wiedzieć... on chyba myśli że się da bezboleśnie



+16 kg , łejjjjj... to zniknie po porodzie jakby ktoś spuścił ze mnie powietrze,prawda?


Do rzeczy:
Zmeczona. Mega mega mega. Okazalo sie,że tryliardy krysztalow w moczu za bardzo nic nie znacza, tzn moga znaczyc kamienie na nerkach ale w chwili obecnej procz picia wody w dziennej ilosci beczkowozu mi nie zostalo. Moglabym sie polozyc do szpitala,ale diagnostyka i leczenie wygladaloby tak ze dostawalabym jakies kroplowy ktore do szczescia potrzebne mi nie sa,nie sa niezbedne i podlaczali by mnie do beczkowozu z woda,co by pic pic pic i jeszcze raz pic. Dziwne. Bo ja w ciagu dnia wypijam okolo 3-4 litrow wody. Mam pic jeszcze wiecej:> wychodza mi moje dawniejsze problemy z nerkami, a raczej z miedniczkami uhmmmmm wlasnie musza teraz, oczywiscie, bo malo tego ze sama ciaza meczy to zeby lepiej bylo trzeba dobic


Ginek nie przewiduje jakichs naglych zwrotow akcji i na 20 maja mam wizyte z ktg i tymi innymi bajerami, 19 maja zaś juz ostatnie pomiarowe usg przed porodem,zerknac jak tam Franecki urosl, czy bedzie klopsem czy tez nie

Bylam w pracy,zaniesc zwolniene,wielkie poruszeni! "Jakiii duzyyyy brzuch"!!!!! "Ale jak ci opadl juz ten brzuuuuchhhhh"- SERIO?DZIEKI ZA INFO,NIE MAM W DOMU LUSTRA,NIE WIDZE ZE JEST DUZY I NIE WIDZE ZE OPADL -_- Najbardziej irytuje mnie to,ze wszyscy wiedza zew ciazy brzuch jest duzyyyy ale mimo to serwuja takie komentarze. To tak samo jak bylam mala i wszyscy mowilo"aleeeee urooooslaaas,jaka pannnicaaaa"- tez dobre odkrycie.
A ten oto kanapowiec pospolity zwany Nula będzie ze mną do soboty, skubany przedłużacz, ma już 15 lat!

Wiadomość wyedytowana przez autora 29 kwietnia 2014, 18:23
90 % suwaka za mną a przede mną (oby)

A co się dzieje?
Szalony czas!






Swoją drogą było to bardzo niemądre posunięcie ten maraton, brzuch miałam twardy co kilka minut, sama juz nie wiedziałam czy bardziej boli mnie brzuch a może plecy? a może to nogi? -_-
Mąż trochę panika, z resztą widzę po nim że się modli żebym wytrwała ten remont i nie urodziła w trakcie(pomijam fakt że remont przewidywany jest na 2 tyg) a ja teoretycznie 12 maja już mam ciążę donoszoną. Nie wydaje mi się, żebym miała ogólnie urodzić przed terminem, chociaż lekkie strachy i paniki już mam, ale może tak bardziej sobie wmawiam że jak byłam gotowa przez całe 8 miesięcy zostać mamą tak teraz w momencie kulminacyjnym najchętniej odwlekłabym ten moment jeszcze chwilę. Brzuch bardzo mi przeszkadza już teraz, wiadomo że chciałabym urodzić w bezpiecznym momencie i jak najszybciej-jeszcze w maju, ale nie chcę się nakręcać że tak będzie, bo wiadomo że może być również w drugą stronę-mogę urodzić po terminie. Nie cierpię czytać jak ktoś nakręca się tylko na tą optymistyczną wersję wydarzeń, czyli '' na pewno urodzę przed terminem''-skąd ta pewność? a może urodzisz po terminie? i co? Dzieciak wyjdzie wtedy kiedy będzie mu pasowało, nie mniej jednak jak Franek uraczy mnie ''przeterminowaniem'' to niech mi wywołują, nie będę się męczyła dlużej niż to konieczne. Może to i bardziej boli, ale bardziej już teraz boli mnie fakt jak pomyślę o tym że znów będę Michelin w upały. O NIE!!!!!!!!!!
A teraz zawijam kiecę i zbieram się na dalszy podbój Warszawy

PS: mam wyniki GBS-a, brak brak brak braaaaaaaak

Wiadomość wyedytowana przez autora 4 maja 2014, 09:09
Ale jeeeest szczescie mega



Kupilismy dzis ostatnie pierdoly, jakies zawieszki,przytulaaanki,wanienke


Podsumowujac : 27 dni do TP, perspektywa przywitania synka po tej stronie brzuszka co raz blizsza... nie jestem w stanie tego ogarnac...nie moge sobie wyobrazic tego ze za chwile bedzie z Nami!!!!!

Remont dobiega powoli końca, natomiast juz jutro ciaża będzie uznawana za donoszoną. A ja ? łeehhh... kurde! nie sądzilam ale trochę obleciał mnie strach, zaczęłam intensywnie myslec o tym co coraz bliżej mnie czyli poród a później Franek. Przez całą ciąże czekałam na to, marzyłam żeby była już ta połowa maja, a teraz nadzwyczajniej na świecie jak pomysle o tym to czuje w zołądku spadający kamień, takie uczucie które mam jak się denerwuje.
Może jak już sie skonczy remont ostatecznie, uspokoję się, bo póki co od piątkowego ktg i lekarza jestem troche lekko mówiąc ''pobudzona'' xD - szyjka szybko się skróciła, rozwarcia brak, ale za to piękne skurczyki się rysowały, których z reszta nie czułam.
A jeszcze wtorek/środa podróż 500 km jako kierowca, mam nadzieję że Franek nie wybierze sobie szczerego pola jako miejsca gdzie chce sie urodzic

A tu komnata Franka-postepy
9.05 http://zapodaj.net/19d3dc93f3cd7.jpg.html
10.05 http://zapodaj.net/d3a5ef500515e.jpg.html
http://zapodaj.net/cf059192300d2.jpg.html
Komnata Frankowa gotowa! Pralnie na balkonie! Wózek zlozony! Torba do szpitala cicho z rogu woła ze chce byc uzyta


W koncu po remoncie, dopiero wczoraj udalo mi sie ogarnac cale mieszkanie. Jesli ruch ma dzialanie przyspieszajace porod tooooo powinnam urodzic





Podsumowujac, zmeczona ale?ALE MEGA SZCZESLIWA!!!!!!!


Nos tatowy, usta WIELKIEEEEEE tatowe, dziurki w nosie... MAMUSI

Dobra Franek, kończymy imprezę, grzecznie zapraszam do wyjścia

Czop zaczął odchodzić wczoraj od rana-do samego wieczora. Dziś ciszaaa



Kurcze, tak zazdroszcze naszym czerwcówkom ktore tula swoje dzidziaki albo akcja w toku... nie chce narzekac,ale naprawde ta temperatura na zewnatrz daje popalic... dodatkowo wszystkie letnie ciuszki sa za ciasne oczywiscie,wiec mecze dzinsy i koszulki/koszule. Wajtrak na pelnych obrotach od rana, a ja jakos dzis taka mega spokojna,wczoraj akcja wieczorna ryk do meza ze nigdy nie urodze,ze mam dosc,ze co to za zycie moje biedne







Widac...synek troche uparty,czyzby w mamusie?!


Dzis z mezem walniemy sobie kilka fotek na pozegnanie z brzuszkiem,sesji nie robilismy zadnej,a pozniej bedziemy zalowac ze nie mamy jakichs wiekszych pamiatek. Takze do dziela

Pogoda daje sie we znaki.. wczoraj myslalam ze zejde... jak mialabym rodzic w samym lecie to autentycznie bym zainwestowala w klime do mieszkania. I nigdy wiecej dziecka w brzuszku w upale, jak juz, Franek bedzie mial rodzenstwo zimoweeee


Jak juz Franek bedzie ze mna na swiecie,pewnie bede sie cieszyla,obecnie w tym dniu to co mi sie chce to jedynie plakac.
Nie mam za co podziekowac swojej mamie, chyba za to ze mnie urodzila,chociaz bywaly momenty ze sama mowila ze tego zaluje.
Nie mam w niej wsparcia, bo i jak miec jak mnie zostawila jak bylam malutka. Teraz sobie o mnie przypomina ,ale ja nie chce,wyrzadzila mi tyle krzywdy w zyciu i tyle zlego co nikt inny, a powinna byc dla mnie wsparciem, przynajmniej tak wyobrazam sobie istnieje matki w zyciu dziecka.
Nie jestem osoba ktora oczekuje cudow i chce zeby rodzice rzucali dla niej wszystko,nigdy taka nie bylam. Rozumiem zle wybory,wczesne macierzynstwo matki(miala 22 lata) co tym samym tlumaczy -ze sie nie wyszalala i nie dorosla do tego.. ale do cholery jasnej,teraz tuz przed 50 nic sie w jej glowie nie zmienilo. Zawsze myslalam ze to moja wina ze tak jest. Dopiero tata z biegiem lat staral sie tlumaczyc, ze to nie jest w nawet najmniejszym stopniu moja zasluga.
Najdziwniejsze jest to, ze ogolnie gdy podczas rozmowy z kims opowiadam o moim tacie, nagle ktos mi zarzuca dlaczego nie opowiadam o swojej mamie, jak juz mniej wiecej mowie o co chodzi,wlasciwie dopiero sie tego nauczylam,nagle widze oburzenie w oczach "ale jak to?! Matke trzeba kochac mimo wszystko" -powiedza mi to osoby ktore po prostu maja mamy,kochane mamy,ktore dla nich zrobilyby wszystko. Naprawde, z calego serca tez bym tak chciala. A to co jest moim wspomnieniem to to,ze mnie zostawila,to ze zawsze mnie poniżala jak bylam mala mowiac ze jestem brzydka,gruba,inne dzieci wspaniałe a ja jestem jaka jestem. Jak mialam 11 lat i juz jej dawno z nami nie bylo,po zajeciu 2 miejsca w regatach w optymistkach na ktorych plywalam(moj pierwszy sukces) pojechalam do niej pochwalic sie,pokazac puchar,zeby byla ze mnie dumna. I wiecie co powiedziala?ze na pewno jestem za ciezka,zeby zajac 1 miejsce,bo wiatr mnie nie niosl jak powinien i jak schudne to wygram. Od tamtej pory przestalam jej mowic cokolwiek,przestalam jezdzic,rozmawiac. Kilka lat pozniej mialam tak zwichnieta psychike ze zaczelam sie odchudzac do tego stopnia ze wyladowalam w szpitalu,jednym,drugim,trzecim,ze stwierdzeniem wiadomym. 2 miesiace wakacji spedzilam z tata zamknieta w domu, jedzac 5 posilkow dziennie,wchodzac na wage 5 razy dziennie pod okiem taty,oczywiscie. Tata mial dosc,ja to wiem, ale jak zwykle,kazdego dnia utwierdza mnie w przekonaniu ze jest najlepszym tata jakiego moglabym sobie wysnic i wymarzyc

Sorry za te uzewnetrznienia,ale w takim dniu jak dzis,potrzebowalam tego,pol nocy nie spalam, co roku o tej porze w tym dniu mam mega doła i placze placze placze. I jeszcze raz placze.
Wszystkiego dobrego,dla przyszlych i obecnych mamusiek,pociechy z swoich dzieci i radosci

PS; 39 tc, 7 dni do terminu. A tu ciszaaaaa

Wiadomość wyedytowana przez autora 26 maja 2014, 09:01

Natomiast ja jestem w szpitalu,po porannej wizycie u ginka cisnienie oporowo wysokie,dodatkowo po badaniu zaczelam krwawic,skierowanko i sruu.. do szpitala. Jutro dowiemy sie co dalej,czy wywoluja, czy czekamy...



Chyba poprosze lekarza albo polozna o masaz szyjki hyhy.. WARIATKA


Aha i Franek wazy 3400, wiec serio,wiekszego juz nie chce rodzic

Trzymajcie kciuki jutro za mnie

W kontakcie!

Dzis mija tydzien odkad tu jestem i co?
NIC.
w piatek test oxy-wyszedl prawidlowo,dal zielone swiatlo,ale po odlaczeniu skurcze jak dupa blada,czyli nic z tego.
Po piatku myslalam ze wyjde do domu,ale w koncu moje cisnienie ktore jest idealne wzbudza w nich niepokoj,takze dopegyt 2x1 i wyciszenie. Ok, mam malo wod plodowych,wiec tez jest powod do tego aby faktycznie mnie kontrolowac. Ale na ktg moglabym przyjezdzac nawet 100 razy dziennie byleby z domu.Kategoryczne NIE ze strony ordynatora. Slowa od nich:po weekendzie dzialamy. Minal poniedzialek,minal wtorek,skurcze jakoes zarty sobie ze mnie robily chyba,bo ich nadzwyczajniej w swiecie nie ma,wykres plaski, jedynie napiecie ciagle na 30-40-50%. CUDO! Co dalej, a wiec wczoraj byl termin,przebadali mnie,od piatku cos ruszylo bo szyjka przepuszcza 1 palec,wow jakies postepy!ok. Decyzja: zakladamy cewnik Foleya: wtorek lub sroda. Dzis obchod: decyzja?zakladamy cewnik w srode. Noooo k€%£₩×($!€#



Jesli plan A czyli cewnik nie zadziala, bede z nim 24 h,kolejnego dnia go wyjmuja czyli w czwartek i jedziemy z oxytocyna. I wtedy juz podobno ma ruszyc. Tyle ze ja mam tu taiego pecha,tak sie napatrzylam i nasluchalam ze szok. Dziewczyna ktora lezala ze mna na sali miala 3 proby oxy(kazda z 2 dniowq przerwa),cewnik,przebity pecherz a na koncu miala cesarke bo nic jej nie ruszylo. Skurcze po oxy miala odczuwalne,bardzo,pp przebiciu pecherza lezala na podlodze z boli,masaz szyjki miala 15 razy i co?no za nic nie chcialo sie zrobic rozwarcie wieksze niz 3 cm wiec ja pocieli. Tak to na mnie zadzialalo demotywujaco ze juz oczywiscie od razu taka wersje wydarzen zaczelam zakladac u siebie. Mam nadzieje ze to naprawde bedzie tylko moja pesymistyczna wersja wydarzen i nic takiego nie bedzie mialo miejsca a ja sama urodze do czwartku.
Aha i wiecie co?wiem ze skurcze po oxy sa mocniejsze,ale jak dowalili mi kroplowe z oxy w pt to tak naprawde pierwszy raz w zyciu poczulam co to jest skurcz. Twardnienia,spinania?khm,nie ma zadnego porownania do skurczu. I tego naprawde nie da sie przeoczyc.
Jeszczw na sam koniec powiem Wam ze tu niektore lasko to przechodza same siebie.
1) 20 latka, zakaz sexu,mimo wszystko go zlamala,przyjechala z krwawieniem z lozyska,29 tydzien. OK! Niewiadomo czy da sie cos zrobic z tym,najprawdopodobniej nic i beda konczyc ciaze wczesniej no bo sie kobiecie bzykac zachcialo z lozyskiem przodujacym... Ok!;-////
2)wiek blizej nieznany, dziecko w 35 tygodniu wazy 1300 gram. A dlaczego?"panie doktorze,ja JUZ od czwartku nie pale,wiec teraz dzidzia powinna rosnac" ... jak to uslyszalam na obchodzie autentycznie myslalam ze ja kopne!!!!!;-( jak mozna byc tak nieodpowiedzialnym czlowiekiem!!;-(
3) szalona 18stka, siedzi i gada non stop przez telefon,lezac w lozku ofkors,po co wyjsc na korytarz jak mozna rozpowiedziec historie swojego zycia wszystkim na okolo, wczoraja gadala do 1 w nocy,nie mozna bylo spac. Dzis od 5:30wisiala na telefonie dalej. Ja juz nie wiem czy to ze mna jest cos nie tak czy z tymi ludzmi, chyba przyciagam ciezkie przypadki...
Prosze Was trzymajcie za mnie kciuki jutro i pojutrze zeby to sie juz skonczylo i zeby Franek wyszedl...




Dzis zalozyli mi cewnik Foleya, tak sobie popylam z nim od rana, w pewnym momencie mialam silne skurcze i tak przez 5 godzin. Pozniej przeszlo. Jak do jutra nic sie nie wydarzy to pewnie jazda jazdeczka z oxy...


tadaaaam!
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/65db35bb1b3935d2.html
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/1904f2f7d90117da.html
PS: napisze więcej w wolnej chwili, Franek terrorysta

Wiadomość wyedytowana przez autora 8 czerwca 2014, 21:36
Urodzilam 6 czerwca o 00:50. Franek wazyl rowne 3,5 kg oraz mierzyl 54 cm

Hmmm...porod indukowany na wszystkie sposoby,niestety. Cala ciaze nastawialam sie na nature i wyszlo inaczej...ale nie mam temu nikomj za zle,mam mojego Franka a to naucxylo mnie tyle,ze nie mozna sie na nic nastawiac bo niestety niektore sprawy przybieraja inny obrot.
Od poczatku. Trafikplm do szpitala z powodu nadcisnienia jednorazowego,na miejscu stwierdzono rowniez malowodzie. Zaczeto od proby oxy,bez rezulatatu. Nastepnie balonik Foleya,z rezultatem w postaci miekkiej szyjki na 2 cm przepuszczajacej na 2 palce








W niedziele wyszlismy do domuni od tamtej pory jestesmy razem w trojke

To tak w skrocie i chaotycznie co u Nas bo terrorek spi niespokojnie a ja ni moge sie skupic na niczym
