Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki ciążowe Mama Aniołka urodzonego w 21 tc (*) / Emilka i Tosia są z nami ❤️😍
Dodaj do ulubionych
‹‹ 2 3 4 5 6

19 października 2018, 10:03

35tc (34+4)

Mieszkanie z babcią, level hard (kiedyś może opowiem jak to się stało, że mieszkamy razem).

"Włącz sobie pytanie na śniadanie (czy jakieś inne G), będą mówić jak pięknie wyglądać w ciąży. Chociaż w sumie dla Ciebie to już za późno". Kurtyna.

Od wszystkich raczej słyszę, że ciąża mi służy i ładnie wyglądam (wiem, że sporo w tym kurtuazji, ale co tam, kiedy wygląda się jak waleń jest się łasym na komplementy)... Na kochaną babunię mogę jednak liczyć w każdej chwili.

Przeraża mnie to, że będę musiała wychowywać dziecko z jej oddechem na karku. A najbardziej boję się, że w pewnym momencie nie wytrzymam i zrobię jej (znaczy babuni) krzywdę.

Wdech, wydech, wdech...

23 października 2018, 22:16

36tc (35+1)

Po wizycie u lekarza kiepskie wieści. Ale może od początku... Noc kiepska, o 3:00 obudziły mnie skurcze. Nie były mega mocne, ale dokuczliwe. I tak "bawiliśmy się" do 5:00. Przeszły i póki co spokój. W każdym razie noc zarwana, kiepskie samopoczucie, itd. Poza tym rozkminy pt. ściągnie pessar, czy nie ściągnie? To wszystko sprawiło, że ciśnienie u położonej UWAGA 200/110. Postawiłam na nogi pół przychodni, już chcieli wzywać pogotowie. Na szczęście moja doktor to złota kobieta, wzięła mnie w obroty, razem pooddychałyśmy, wyluzowałyśmy (w między czasie położna przytargała 3! Inne ciśnieniomierze) i spadło do 138/90. Czyli nie najgorszej... Gdyby nie to, że miałam przy sobie książeczkę z pomiarami RR w domu (gdzie w domu max to 110/70) już byłabym na patologii. Dostałam receptę na Dopegyt (gdyby w domu nadal było wysokie ciśnienie) i zalecenie mierzenia przez 3 dni rano i wieczorem, po czym mail do doktor. Profilaktycznie pożyczyłam drugi aparat od ojca (bo może ten mój walnięty jakiś...) i po zmierzeniu wieczorem jednym i drugim średni wynik to 115/70. Różnica między jednym a drugim minimalna, więc ufff jest ok. Ale trzymamy rękę na pulsie.
Po całym zamieszaniu, pobraniu gbs, wypisaniu miliona badań do porodu, przyszedł czas na USG. No i cholera znowu wraca temat hipotrofii. Emilka jest bardzo mała. Tylko 1900g :( mocno poniżej 10 centyla, wg usg młodsza o 3 tyg. Przepływy i łożysko dobre, całe szczęście... Ale ta waga niepokoi :( oczywiście to tylko usg, może być jakiś błąd pomiaru. Doktor nie panikuje, bo młoda jest równomiernie mała. Żadna część ciała nie odstaje. Ale panikuję ja :( jestem przerażona... Snuję czarne scenariusze. Boję się. Cholernie się boję, że coś będzie nie tak :( 2 listopada idziemy na wizytę prywatnie, na innym sprzęcie. Zobaczymy czy rośnie... Jeżeli nie, trzeba będzie szybciej rozwiązać ciążę... Ehh. Przecież nie może być dobrze.

Ah. I pessar ściągamy 15 listopada.

Wiadomość wyedytowana przez autora 23 października 2018, 22:18

26 października 2018, 11:20

36tc (35+4)

3 dni mierzyłam ciśnienie na 2 aparatach i jest ok. Wysłałam wyniki do Doktor, odpisała, że pomiary piękne, a ten pomiar ostatni w przychodni to jednorazowy wybryk :) nie mniej jednak przed wizytą mam mierzyć ciśnienie w domu, zapisywać na kartce i pokazać położonej, że to tylko silny syndrom białego fartucha :) trochę mnie to uspokoiło, bo mimo, że od początku ciąży narzekam raczej na niskie ciśnienie, to ten ostatni pomiar w przychodni mocno mnie przeraził.

Ostatnio trochę lepiej śpię, już nie latam siku pół nocy, mała chyba się zlitowała nad matką i przestała tak mocno uciskać na pęcherz. Grzeczna dziewczynka :) spokojnie wyczekuję, aż coś zacznie się dziać w kwestii wyładunku, chociaż póki co nie zanosi się na nic. Nawet skurcze przepowiadające są słabsze.

2 listopada idziemy na dodatkowe USG, aby sprawdzić czy okruszek przybiera na wadze... Mimo, że przeczytałam setki historii o tym, jak okazywało się, że dzieciątko, które miało ważyć 2-2,5kg rodziło się powyżej 3kg, to i tak ten niepokój w sercu nadal jest...

A wczoraj tatuś zaszalał. Wrócił do domu z zakupów z siatką kiecek dla księżniczki ❤ mimo, że zapierałam się, że żadnych ciuchów więcej dla młodej do rozmiaru 68, bo mam tego mnóstwo, rozpłakałam się na widok tych zakupów. Wiem ile przyjemności sprawiły one mężowatemu i wiem, że kiedy Emilka pojawi się na świecie będę musiała oddać jej koronę, bo królewna będzie w tym domu tylko jedna :) Rozczula mnie to jak M. bardzo czeka na małą, jak głaszcze i całuje brzuch, jak gada do niej i zapewnia jak mocno nas kocha ❤ wiem, kwiatki, tęcza i brokat, ale ten mój mąż właśnie taki jest i to w nim strasznie kocham. Wiem też, że każdą trudną chwilę przejdziemy razem i będę mogła liczyć na pomoc i wsparcie z jego strony, tak jak dotychczas ❤

Wiadomość wyedytowana przez autora 26 października 2018, 11:21

2 listopada 2018, 18:02

37tc (36+4)

Po wizycie lepsze wieści. Młoda rośnie, a to najważniejsze. Na dzień dzisiejszy ma pomiędzy 2300-2500g. Nadal szału nie ma, ale troszkę nadgoniła i jest nieźle :) Doktor potwierdziła moje przypuszczenie, że Emi upodobała sobie moją przeponę, stąd moje problemy z oddychaniem. Dzisiaj na USG machała kopytkami jak szalona :) Przepływy nadal idealne, łożysko dojrzałe, a szyjka trzyma już tylko na pessarze.

Lżej mi na sercu i cieszę się, że jest lepiej ❤ niech maleńka posiedzi w brzuchu jeszcze te 2 tygodnie i wychodzi, bo jest mi już naprawdę ciężko.

5 listopada 2018, 14:16

38tc (37+0)

Ciąża donoszona. Brzmi poważnie... Nadal nie mogę w to wszystko uwierzyć, nie ogarniam tego co się dzieje. Za kilka(naście) dni zostanę mamą! :)

Emilka, mama i tata czekają! ❤

10 listopada 2018, 20:37

38tc (37+5)

Dzisiaj po kolejnej wizycie. Jestem przeszczęśliwa, bo młoda ładnie narobiła i mamy już 2750g, także 3000g jest jak najbardziej realne :) dzisiaj również ładnie pozowała na usg i okazało się, że ma bardzo dużo włosów :D także będziemy robić kiteczki ❤ strasznie chcę mieć ją już obok siebie... Skurcze mnie męczą, ledwo chodzę, brzuch dzisiaj jak bomba, mam wrażenie, że zaraz eksploduje... Na dodatek od tygodnia walczę z grypą, więc moje samopoczucie jest fatalne :(

Biorąc pod uwagę to, jak długo czekaliśmy na ten cud mam poczucie, że nie do końca mam prawo narzekać na cokolwiek, ale dolegliwości w 9 miesiącu są po prostu przytłaczające. I nieźle dają w kość...

15 listopada 2018, 09:05

39tc (38+3)

Oficjalnie odpessarowana, Emilka ma ok. 3000g, więc możemy rodzić :) mąż szczęśliwy, bo dostaliśmy pozwolenie na ❤ także wywołujemy intensywnie :)

16 listopada 2018, 08:50

39tc (38+4)

Dziewczyny, dziękuję za wszystkie kciuki i dobre słowa ❤
Jeżeli chodzi o wczorajsze wywoływanie, to cholera po blisko pół roku postu czułam się jak dziewica haha! Niby strasznie chciałam, byłam stęskniona, a jak przyszło co do czego to z nerwów aż mnie zaczęło mdlić, czujecie to?! Podświadomie chyba cholernie bałam się, że NAPRAWDĘ wywołamy poród, a poza tym brzuch jest już tak wielki, że czuję się mało atrakcyjnie. Na szczęście mąż podszedł do tego z dużym zrozumieniem, sprawił, że poczułam się bezpiecznie i jakoś to poszło :)

Wybaczcie, że piszę o tym tak bezpośrednio, ale okazuje się, że można być ze sobą prawie 14 lat, być najlepszymi przyjaciółmi, ufać sobie bezgranicznie, a po takich przeżyciach jak walka o donoszenie ciąży (przyznam się Wam, że był moment, kiedy byliśmy przekonani, że znowu się nie uda) wiele się zmienia. Najważniejsze, że jesteśmy w tym wszystkim razem ❤

Po zdjęciu pessara brzuch momentalnie mocno mi opadł, sikam dosłownie co 5 min, za to lepiej mi się oddycha. To naprawdę już niedługo. A mnie obleciał strach...

20 listopada 2018, 10:55

40tc (39+1)

Uprzejmie donoszę, że... nadal nie urodziłam :) wczoraj lekkie skurcze co 1-1,5h ale nic z tego więcej się nie rozwinęło. W nocy oprócz sika co godzinę też cisza. Czekamy, chociaż już co raz bardziej niecierpliwie. Codziennie milion wiadomości i telefonów od bliskich czy to już, a tu nic.
Wiąże się to z zabawną sytuacją, a mianowicie, mój dziadek ostatnio postanowił kupić sobie smartfona. Wybrał więc sieć, zamówił abonament i ma nowy numer. Jak na przykładną wnuczkę przystało uczyłam go obsługi tego ustrojstwa. Dziadek m.in. potrafił dzwonić do mnie kilka razy dziennie w ramach treningu, więc opatrzył mi się jego numer, ale go gapa nie zapisałam. Jak łatwo się domyślić ostatnie telefony kręciły się wokół jednego tematu pt. "RODZISZ?!". Dzisiaj rano znowu rozdzwonił się telefon, numer wskazywał na dziadka (podobny), więc odbieram i bez zbędnych wstępów prawie krzycząc oznajmiam "NIE JESZCZE NIE URODZIŁAM!!!". Po czym w słuchawce odzywa się zdezorientowany głos "eee dzień dobry, kurier z tej strony, czy rozmawiam z panią Karoliną?". Jak się domyślacie wcale nie było mi głupio, ale numer dziadka szybko wklepałam do komórki :D

Miłego dnia! ❤

22 listopada 2018, 11:23

40tc (39+3)

Po wizycie i ktg. Na ktg cisza, ale po badaniu już ciekawie :) szyjki brak, rozwarcie 2cm, główka już pięknie w kanale, niziutko. Doktor daje nam 2 max 3 dni :) jeżeli do poniedziałku nie urodzę to szpital ze względu na wcześniejsze poronienie w 21tc. Aaa no i podobno poród ma być szybki dzięki pessarowi, zobaczymy :) od dzisiaj mocno działamy żeby urodzić, bo nie chcę wylądować na patologii.
Także czekamy Kochanie, możesz wychodzić! :)

Ja czuję się trochę oszołomiona, przerażona i wszystko nagle staje się takie realne...

26 listopada 2018, 18:00

Wybiła godzina zero :) TP.

Nadal jesteśmy w dwupaku. Z patologii mnie pogonili, mam czekać na skurcze w domu, ufff :) i chyba wykrakali, bo coś tam nieśmiało, z krzyża, powoli rusza... Oby nabierało na sile (oczywiście nie za mocno :D), a nie wyciszyło jak wczoraj... Jeżeli dotrwam jutro jeszcze wizyta u mojej kochanej pani doktor + ktg. Jestem ciekawa czego się dowiem :)

Moja pewność siebie kompletnie uleciała, chcę mieć to już za sobą i się boję. Nie wiem co mnie czeka, nie wiem jak poradzę sobie w szpitalu po porodzie (nienawidzę szpitali, po Zośce mam traumę). Mąż obstawia, że Emilka urodzi się jutro- równo 2 lata po naszym Aniołku. Gdyby tak faktycznie się stało, byłoby to spięcie w klamrę tych wszystkich emocji ostatnich lat...

29 listopada 2018, 19:02

41tc (40+3)

Nadal dwupak. Od rana depresyjny nastrój- beczę non stop, chcę już mieć Emilkę po drugiej stronie brzucha :( chcę żeby było już po wszystkim :( 99% moich listopadówek ma już swoje maluszki przy sobie... Mam wrażenie, że nigdy nie urodzę :( a strach przed szpitalem tak mnie paraliżuje, że nie wiem jak to ogarnąć.

Dlaczego to wszystko jest takie trudne? Wszystkie objawy rychłego porodu ustały, nawet skurczy już nie ma :( to się skończy wywoływaniem jak nic... A tak bardzo chciałam tego uniknąć :(

3 grudnia 2018, 12:33

Ciąża zakończona 3 grudnia 2018

Emilka ur. 03.12. godz. 4:10. 2750g i 53cm szczęścia do kochania ❤ nigdy nie byłam szczęśliwsza!

Poród to był jakiś hardcore, jak z filmu. Od pierwszego skurczu do urodzenia 2h, z czego 35min na porodówce. Ale to już materiał na kolejny wpis.

Wiadomość wyedytowana przez autora 29 grudnia 2018, 18:08

4 grudnia 2018, 23:06

Leżę sobie w szpitalu, Emilka obok słodko śpi, więc mam chwilę skrobnąć co nie co tutaj :)
Tak jak wspomniałam mój poród przebiegł niczym z filmu hollywood, ale po kolei. W niedzielę zdesperowana wymyśliłam, że robię koktajl położnych i piję "drinka" z oleju rycynowego i soku pomarańczowego. Ryzyko fizyk stwierdziłam, albo się za przeproszeniem posram, albo urodzę. Po wypiciu tego cudu nie zadziało się kompletnie nic. Ot raz poszłam do kibelka, kilka lekkich skurczy średnio co 15 min i tyle. Poszłam normalnie spać rozczarowana tym, że kolejny dzień nic nie przyniósł. Jednak chwilę po 2:00 obudził mnie silny skurcz, potem drugi i kolejny. Średnio co 5-6 min. Więc ja bohaterka zamiast gnać do szpitala poszłam pod prysznic umyć włosy :P pod prysznicem odeszły mi wody i zaczął się hardcore, skurcze co 2 min. Stary szybko zaczął mnie ubierać, bo ja już średnio miałam kontakt z bazą i nagle bum zaczęły się parte! W domu! Do szpitala co prawda kilka minut, ale padłam na podłogę i ni chu... nie mogłam ruszyć się dalej bo poród właśnie się zaczął, a może i już się kończył... Maciek szybko zadzwonił po pogotowie, które przyjechało po kilku minutach. Jakoś sprowadzili mnie do karetki i kierunek szpital. Tam szybko IP (wszyscy chyba myśleli, że robię sobie jaja. Zaspana położna kazała zdjąć portki do badania i panika. Bo ja RODZĘ! Porodówka to już małe miki. 30 min parcia i Emilka jest z nami :) na sali tylko my, cudowna młoda położna i równie cudowna studentka. Udało się bez nacięcia, pęknięcia i innych paskudztw. Jedynie łożyska nie dałam rady urodzić, ale taki urok kobiet w naszej rodzinie. Musieli mi je wyjąc pod narkozą, ale to już szybki zabieg. Po nim były 2h tulenia skóra do skóry i zaczęła się największa przygoda, ale i odpowiedzialność w naszym życiu :) Emilka jest na świecie, a my nadal nie wierzymy w szczęście, które nas spotkało!

7 grudnia 2018, 16:57

Dzień dobry :) przedstawiam Wam miłość mojego życia ❤ Nasza dziewczynka jest bardzo grzeczna (tfu, tfu). Mieliśmy trochę problem z przystawieniem do piersi, ale idzie nam co raz lepiej. Mój mąż jest niesamowity! Jest zakochany w małej do szaleństwa, wszystko chce przy niej robić. Dzisiaj w nocy od 1:00 do 4:00 lulał ją na rękach bo nie chciała spać, żebym ja mogła w tym czasie trochę się przespać. Trafił mi się najlepszy możliwy egzemplarz. Jutro przyjeżdżają teściowie i mam zamiar podziękować im za to, że wychowali takiego wspaniałego faceta ❤

b593587a7c641453med.jpg

Wiadomość wyedytowana przez autora 7 grudnia 2018, 16:58

14 grudnia 2018, 09:36

Mamy 11 dni <3
Niuńka jest przesłodka. Potrafię patrzeć na nią godzinę w nocy i płakać ze szczęścia, że pojawiła się w naszym życiu (hormony w połogu są jeszcze gorsze niż w ciąży! Prawie każda świąteczna reklama w tv doprowadza mnie do histerycznego płaczu).
Baby blues nie ominął jednak oczywiście i mnie. Bywają trudne chwile kiedy siedząc w fotelu do karmienia (głownie nocą) beczę z bezradności, strachu i bólu. Bo macierzyństwo, mimo, że cudowne i wymarzone to też ból. Ból kręgosłupa, ból popękanych sutków i piersi przepełnionych mlekiem, ból krocza po porodzie, a także ból serca, bo świadomość tego, że coś się bezpowrotnie zmieniło w naszym życiu także bywa bolesna. To wszystko jednak mija i ustępuje miejsca bezwarunkowej miłości. Później rzecz jasna pojawia się inny rodzaj bólu, ale ta miłość zawsze zwycięża :)

Poleciałam trochę górnolotnie, ale kłębi się we mnie tyle emocji, tyle myśli, że musi to znaleźć gdzieś ujście.

Wczoraj byliśmy z małą długo poza domem. Pięknie przespała prawie cały dzień. W nocy też było nieźle. Chyba co raz lepiej się rozumiemy. Żeby nie było zbyt kolorowo Emi mocno odparzyła sobie paszki. Mało serce mi nie pękło, jak to zobaczyłam! Poczułam się jak najgorsza matka świata. Poczułam, że ją zaniedbałam, dałam ciała i zawiodłam :( na szczęście szybka reakcja i jest poprawa. Jeszcze tak wiele muszę się nauczyć...

19 grudnia 2018, 20:15

Milcia ma 16 dni! Co raz lepiej nam idzie wzajemne poznawanie się. Dni mijają mi błyskawicznie, mimo, że noworodek teoretycznie tylko śpi i je. W praktyce pomiędzy spaniem młodej staram się robić coś dla siebie i ogarnąć jako tako chałupę. Codziennie chodzimy też na spacery, obecnie ok. 40 minutowe. To jeszcze niedługo, ale wydłużamy powoli ten czas :) w trakcie ciąży te spacery spędzały mi sen z powiek, nie potrafiłam wyobrazić sobie chodzenia bez celu. Jednak okazało się, że sprawia mi to przyjemność :) codziennie obieramy inną trasę i jest ok. Dodatkowo jest szansa, że uda mi się zrzucić trochę dupska dzięki dodatkowej dawce ruchu, więc mam motywację dodatkową.
Dzisiaj byliśmy u lekarza, wszystko jest super. Młoda przybrała 300g :) Doktor bardzo fajna i rzeczowa. Widać, że zaangażowana.
My karmimy się cycem, ale podczas karmienia ok. 22:00 "dopychamy" trochę mm, bo mała strasznie się darła. Dzięki temu ona jest spokojna, przesypia ok. 4,5h, ja też czuję się lepiej kiedy mogę ciągiem przespać więcej niż 2h. Reszta karmień jest tylko i wyłącznie cycem. Może to egoistyczne z mojej strony, może ktoś to skrytykować, ok przyjmuję to z pokorą. Ja jestem jednak spokojniejsza, Emi tez i to się dla mnie liczy.
A tak poza wszystkim OSZALAŁAM Z MIŁOŚCI <3 uwielbiam być mamą tej młodej damy, mimo, że czasami jest małym potworkiem :)

20 grudnia 2018, 09:18

Dziewczyny, macie rację, że mm to nie trucizna! Jednak obecnie laktoterroryzm jest tak silny, tak często ja sama go doświadczam, że cholera czuję się trochę winna. Zawsze powtarzałam, że nie pozwolę wejść sobie na głowę, że nie dam się zwariować! A okazuje się, że to wcale nie takie łatwe... Ja, która od początku powtarzałam, że nigdy nie będę przegrzewać dziecka (u nas w mieszkaniu zawsze zimą mamy max 20 stopni), przegrzałam młodą już po 2 dniach. Masakra. To samo tyczy się karmienia. Założyłam sobie, że będę starać się karmić piersią, ale jeżeli nie wyjdzie to trudno. Nie muszę być matką Polką bolesną, mój komfort jako matki też jest ważny, bo przecież szczęśliwa mama, to szczęśliwe dziecko bla bla... I co? Mimo, ze to najprawdziwsza prawda ja czuję się winna, że RAZ na dobę dam dziecku mm. Jeszcze większa masakra. Przecież to nic strasznego! Ale ta presja wszystkich dookoła, że MUSZĘ karmic wyłącznie cycem, bo stracę pokarm itd. mnie dobija.
Na szczęście w roli mamy czuję się co raz pewniej i zacznę w końcu z tym walczyć! Tradycyjnie dzięki za dobre słowa ❤

Wiadomość wyedytowana przez autora 20 grudnia 2018, 09:19

28 grudnia 2018, 22:51

Dziewczyny! Mimo, że już po świętach, życzę Wam wszystkiego co najwspanialsze <3 nasze święta minęły bardzo rodzinnie i wesoło. Macierzyństwo wychodzi mi co raz lepiej. Już za kilka dni Emi kończy 4 tygodnie... A ja kiedy myślę, że bardziej już nie da się kochać tego szkraba zaczynam nowy dzień i okazuje się, że przynosi on jeszcze więcej miłości i szczęścia. Cholera, to jest właśnie to... Już rozumiem o co w tym wszystkim chodzi, już wiem po co była ta walka. Wiadomo, są trudne chwile, szczególnie teraz kiedy zaczyna nam się pierwszy skok rozwojowy. Ale kiedy jest naprawdę źle odpalam swój pamiętnik na ovu, przypominam sobie jak wiele przeszliśmy, aby być w tym miejscu, w którym jesteśmy i od razu jest mi lżej. I od razu mam nowe siły do działania :)
Uwielbiam być mamą tej kruszyny <3

Wiadomość wyedytowana przez autora 28 grudnia 2018, 22:52

1 stycznia 2019, 16:08

Szczęśliwego Nowego Roku Kochane moje! <3
Życzę Wam spełnienia wszystkich marzeń, mnóstwo radości, miłości i samych pozytywnych doświadczeń w 2019. Strasznie się cieszę na ten Nowy Rok, nie mogę się już doczekać, aby dowiedzieć się co przyniesie. Rok 2018 żegnam z ogromnym sentymentem, bo bez wątpienia był to najlepszy rok w moim życiu. Dostałam dużo więcej niż kiedykolwiek mogłabym sobie wymarzyć!!

Nasz sylwester? No cóż... Było ciężko :) skok rozwojowy + fajerwerki za oknem przez cały Boży dzień = ciągły płacz. Emi jednak zlitowała się nad nami i po 22:00 w końcu padła i obudziła się dopiero po 5:00 na cyca. My wnieśliśmy toast Piccolo, była łezka wzruszenia i o 24:30 padliśmy obok Niuni ze zmęczenia ;) mimo wszystko był to najlepszy sylwester w moim życiu. W piżamach, wykończeni, ale razem <3
‹‹ 2 3 4 5 6