Obudził mnie silny ból i krew...
Jak można w 4h przeskoczyć z ciążą o dwa dni
Dzień zaczął się o 6 rano gdy moje koty uznały, że czas rozpocząć dzień. Udało mi się zasnąć po 8 na kilka minut i obudził mnie bardzo silny i bolesny skurcz brzucha. Szybko do łazienki i krew. Nie dużo, ale ból i czysta krew to nie najlepszy znak.
Na 10:00 mieliśmy do lekarza rodzinnego. Tam opowiadam o problemie, ona daje mi skierowanie na tutejszą izbę przyjęć. Wcześniej omawiamy wyniki krwi. Wszystko dobrze, nie mam toksoplazmozy a różyczkę już przechodziłam. Pędzimy na IP.
Tutaj w szpitalu od razu nas przyjęto, zrobiono podstawowe badania i dostaliśmy informację, ze doktor nas przyjmie, ale mamy czekać, bo jest zajęty. Nastawiałam się na czekanie, jak w Polsce, a czekaliśmy może z 10 minut.
Stres i oczekiwanie. Szybkie USG. Widziałam, ze serduszko bije, znam już ten widok.
Tym razem puścił nam dźwięk. Tak brzmi miłość. 2,2cm szczęścia i spełnienia marzeń. Maluch nieco większy niż wszyscy sądzili, ale od początku tak mówiłam, bo mam szybkie owulacje.
I tak jutro zaczynamy 10 tydzień. We trójkę, w piatkę licząc koty.
Wiadomość wyedytowana przez autora 12 sierpnia 2016, 13:18
10 tydzień! Niewiarygodne!!
Dzisiaj bardzo zły dzień. Od rana mi niedobrze, bóle jelitowe przeszkadzają funkcjonować. Czuję się jakbym balowała ostatni tydzień i teraz cierpała na kaca giganta.
Jest jednak krok do przodu. Zamówiłam spodnie ciążowe. Dwie pary. Powoli pozwalam sobie myśleć pełna optymizmu i tej ciąży.
11 tydzień na wyciągnięcie ręki. 20 dni do badań prenatalnych.
Ja nastawiam się, ze wszystko będzie dobrze i mam ochotę wykrzyczeć całemu światu o maleństwie. Ale wytrzymam. Jeszcze 20 dni.
Byłam dzisiaj u lekarza rodzinnego. Sprawdzała poziom białka. Podobno jest dobrze.
15 dni do spotkania z maluchem. Nie mogę się doczekać! Jak wszystko będzie dobrze, kupię sobie coś fajnego. Albo rzucę się w wir zakupów na aliexpress.
Dziwnie się czuję. Jakbym miała kamień w brzuchu. Wczoraj dobijała mnie zgaga. I zmęczenie zawsze ze mną.
Witaj dwunasty tygodniu! Jeszcze 10 dni i zobaczę moje maleństwo. Oby wszystko było dobrze. Dużo myślę o tych prenatalnych, w głowie mam dużo obaw, ale jestem pełna nadziei. Rozmawiam już z maluszkiem. Kocham go ponad wsystko. Jest moim centrum wszystkiego. I tak do końca świata. Nie mogłabym być szczęśliwsza.
Zostało 6 dni i wszystko będzie jasne! Niesamowicie denerwuje się na tę wizytę, chciałabym już być w trakcie i wiedzieć czy wszystko jest dobrze. Wyobrażam sobie różne sytuacje, głównie czarne scenariusze, ale chcę być dobrej myśli. Codziennie szukam serduszka, jeszcze nie znalazłam. Postanowiłam wstrzymać się do soboty. Wytrzymam?
Już nie mogę w domu siedzieć. Nie mam tutaj gdzie wyjść, ani do kogo, bo nikogo nie znam na tyle, żebym chciała go odwiedzać. Na zakupy też jakoś nie lubię chodzić, nie odpowiada mi układ tego miasta, duszę się w nim. Tęsknię za Polską, za językiem, który znam, za jedzeniem, które lubię i znajomymi z którymi lubię spędzać czas. Stresuje się jednocześnie, bo jesteśmy tutaj do końca października i nie mamy pojęcia co będzie dalej. Dokąd wyjedziemy? Czy będzie za co żyć? A chcę dziecku zapewnić wszystko co najlepsze.
Marzy mi się Kraków, ale tak egoistyczne, bo to miasto moich studiów, bo znam tam ludzi, bo kocham to miasto, bo to moje miasto. Ale nie powinnam mieć nic do powiedzenia, przecież pracuję zdalnie, a to Maciek chce pracować na uniwersytecie, a gardzi (i słusznie UJ). Kraków też teraz trochę mnie przeraża, bo magisterka ciągle jest nie na tym poziomie co powinna, a promotorka poprawia samą siebie w kolejnych wersjach. Chciałam napisać książkę, jak teraz tego nie zrobię, to później nie będzie kiedy.
Martwię się też o magazyn. Czy zostanie dobrze przyjęty? Czy dam radę zarobić na tyle żeby życ dobrze?
Nic nie piszę, bo nie istnieję. Przeczekuję do wtorku.
Jutro zaczynamy drugi kwartał!
I po prenatalnych! Moje szczęście to okropny wiercipiętek! Nie dał się w ogóle zbadać, zdjęcia mamy tak rozmazane, że ciężko się połapać gdzie góra a gdzie dół.
Pupkę nam pokazywało i cały kręgosłupek. Przynajmniej mam stuprocentową pewność, że z kochanym kręgosłupkiem wszystko jest idealnie! Niesamowite, że mam w brzuchu taki kręgosłup.
Nt wyszło 1,75. Trzykrotnie doktor mierzył, za drugim razem wyszło 2,01 ale to i tak w normie, więc raczej nic złego się nie dzieje.
Widzieliśmy też mózg, dziwne, ze dziecko tak śmiga z odkrytym mózgiem, ale dobrze wiedzieć, że jest! Budowa motylkowa też jest idealna.
Nie wiemy czy jest nosek i narządy wewnętrzne, bo dziecko uparciuch nie chciało się odwrócić tylko pływało i fikało. Ale są dwie rączki i dwie nóżki. Mały akrobata kładl sobie tą chudziutką nózkę na tył głowy. Przezabawne, przekochane, przepadłam w miłości dla tego malucha.
Serduszko znów nam doktor puścił, biło 162 uderzenia na minutę. I znów byłam w zbyt dużym szoku żeby się zorientować, zapamiętać i móc przytulac tę chwilę.
Jestem szczęśliwa. Pan doktor powiedział, że można już kupować ubranka. Ale jakie? Niebieskie? Różowe? Kocham to dziecko. Nie wiem jak wytrzymam kolejne pół roku. Ogromna dawka pokory i cierpliwości, bo ja zawsze chcę wszystko na już, a natury nie da się przyspieszyć.
Niemal 7cm wszystkiego.
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 września 2016, 15:41
W moim brzuchu mieszka małe szczęście. Zupełnie niepojęte! To abstrakcja żeby w moim brzuchu mieszkał ktoś kto kiedyś będzie chodził ze mną na grzyby (o ile Maciek zmusi mnie do wyjścia na grzyby). Może uwierzę gdy zacznę czuć ruchy, albo na kolejnym USG. Kim jesteś?
Dni uciekają między palcami. Nie myślę dużo o ciąży, nie sprawdzam codziennie serduszka, ale dbam o siebie. Wczoraj szukałam przed snem serduszka, ale mały wiercpiętek znów fikał koziołki, a serduszko biło aż 165 uderzeń na minutę. Czy ten mały człowieczek nigdy nie śpi?
U mnie od rana koszmarnie. Noc niemal bezsenna, bo koty biegały. Potem pościeliłam łóżko, poszłam ogarniać się w kuchni i jeden z kotów w tym czasie nasikał. A w Belgii nie mam pralki w domu, bo tu uznają tylko pralnie. Jaka byłam wściekła! Aż mnie głowa rozbolała!
Czekam aż zacznę czuć bulgotanie w brzuchu!
Udało załatwić się sprawę mieszkania. Mamy gdzie mieszkać od listopada! Mamy dwie sypialnie, salon i dwa tarasy. Będzie cisza i święty spokój. I zrobimy dzidziusiowy pokój wedle naszego upodobania. Brakuje mi gór, brakuje mi Polski, brakuje mi domu. I do Emisi będzie rzut beretem.
Brzuszek mi rośnie, nie sposób go już ukryć. Mały Nobel każdego ranka zaczyna dzień o ugniatania brzucha, czy tak wita się z dzidziusiem? Czy już go czuje?
Jestem spokojna, w głowie planuję już wicie naszego rodzinnego gniazdka. Moi rodzice bardzo się zaangażowali, pomogą malować ściany, zawiozą, przywiozą. Bardzo cieszą się na tego malucha, dużo o nim mówią, troszczą się i kochają. Już jest ich oczkiem w głowie!
Ciężko będzie z przeprowadzką, trudno to ogarnąć, ale damy sobie radę. Ten ostatni już raz.
Widziałam Cię! Spałeś/łaś na podusi z mojego łożyska. Założyłeś/łaś nóżkę na nóżkę i nie chciałeś/łaś pokazać co ukrywasz między nogami. Ale to nie ważne. Najważniejsze, że masz wspaniałe silne serduszko, które pan doktor odkładnie zbadał. Masz malutki, słodki nosek. Usta, którymi piłeś/łaś wodę. Rączkę, która do mnie machała. I nagle zrozumiałam, że już nigdy nie będzie źle, bo mam Ciebie. Że kocham Cię najmocniej na świecie, mocniej niż kiedykolwiek mogłabym sobie wyobrazić. Że będę Cię chronić, opiekować się Tobą, wspierać Cię i dopingować. Bo jestem już mamą. I nie ma nic ważniejszego niż Ty.
Myślałam, że będę w ciąży pisała, że to będzie najpiękniejszy okres w życiu, że będę promieniała szczęściem i radością. Ciesze się przeokropnie. Ale nie miałam pojęcia, że w ciąży więcej jest strachu niż czystej radości. A przecież to moja pierwsza ciąża, od razu udana i zdrowa. Myślę, że zbyt dużo czytałam o poronieniach i historie kobiet. I teraz ciągle drżę. Od początku drżę, ale do 12 tygodnia strach mnie paraliżował, byłam zupełnie nie do życia przy każdym plamieniu i kilka dni przed każdą wizytą. Teraz już łatwiej. Ryzyko poronienia spadło do 1% i już nigdy nie będzie mniejsze. Byłam u 4 różnych ginekologów, każdy nie dostrzegł nic złego. Dziecko jest zdrowie, wiadomo to na tyle, o ile można zrobić różne badania nieinwazyjne na tym etapie. Są rączki, nóżki, nosek, piękne (zdrowe!) serduszko, są dwie półkule mózgu i widziałam jak dzidziuś połykał wody płodowe więc i przełyk pracuje. Jest wystarczająco dużo wód płodowych i dobra pępowina.
Jestem spokojna, szczęśliwa, ale ciągle się wsłuchuję w siebie czy nic złego tam się nie dzieje. Czasem zapominam aż oddychać.
Witam się w 19 tygodniu! Wczoraj znów zrewidowaliśmy imiona dla Fikołka.
Dziewczynka (bez zmian): Michalina Anna
Chłopiec (standardowo zmieniony): Ignacy Jan
Odliczamy dni do 7 listopada kiedy na badaniu 3d liczymy, że uda nam się dowiedzieć płci.
Połowa za nami! Kiedy to minęło?! Strach jest nieco drobniejszy, ale nie ustępuje na krok. Chyba strach o maleństwo będzie towarzyszył mi już zawsze.
Wczoraj Maciek uznał, że to na pewno będzie dziewczynka, bo on taką ma intuicję. Czy to prawda? Nie wiem, ja mam różne przeczucia, bardzo zmienne.
Może dowiemy się 4 listopada? A jak nie to 7 listopada? Wtedy wpadniemy w szał zakupów.
Nic nie czuję, żadnych ruchów, żadnego bulgotania czy łaskotania. Teoretycznie mam jeszcze dwa tygodnie, ale z każdym dniem ciszy, zaczynam się niepokoić coraz mocniej.
Zaczął się szalenie stresujący czas. Wyprowadzamy się. Wczoraj cały dzień pakowaliśmy bagaże. Kierowca miał być o 23:00, a przyjechał o 03:45. Jestem zmęczona i smutna. Mieszkanie jest puste, zostały tylko rzeczy, które już były, które sprzedaliśmy, które zamierzamy sprzedać, wyrzucić albo wziąć do bagażu podręcznego. W piątkowe wczesne rano jadą koty. Chcielibyśmy też przebukować bilety na piątek. Ale właściciel mieszkania nie odpisuje i tkwimy w zawieszeniu. Martwię się o przyszłość, o dziecko. Nieustannie poszukuję jakiejś zdalnej pracy.
Wypiłam kawę i się zastanawiam czy powinnam na pewno pić kawę? Wszystko trafia do małego brzuszka mojego maleństwa. Ale jeśli mam zrezygnować z kawy, muszę zrezygnować ze wszystkiego co nie zdrowe.
Zapomniałam, że nie mogę całkowicie odstawić kawy, bo bez kawy głowa mi odpada z bólu. Chyba mam jakieś niedociśnienie, jak zawsze. Mam nadzieję, że 4 listopada zostanie mi to sprawdzone.
Poczułam dzisiaj kilka "pyknęć". Jak gdyby pękały małe baloniki. Czy to dziecko? Obserwuję i będę czekać. Cudownie byłoby już czuć dziecko i wiedzieć, że wszystko jest dobrze.