Mówimy do brzucha, głaszczemy i planujemy, serce jednak podpowiada, żeby zachować spokój.
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 lipca 2016, 19:58
Michalina i Antoni Michał. Tak wygląda sytuacja z imionami na dzisiaj.
To się zmienia, bo kilka miesięcy temu miała być Emma i Jan Jakub.
Bardzo boli mnie brzuch, internety mówią, że to nie powód do zmartwień. Do ginekologa wybiorę się w następny piątek. W poniedziałek powtórzę test.
Plamienia ustały.
Nie mogę żyć w strachu o ciąże, bo wcale nie jest tak, że po 12 tygodniu się uspokoję, bo jest mnóstwo kobiet, które poroniły i pózniej. A potem dziecko się urodzi i strach o śmierć łóżeczkową. Takie jest życie, muszę się z tym pogodzić. Będzie co ma być, a ja zrobię wszystko żeby było dobrze!
Kolejny dzień upłynął. Myślę, że wszystko będzie dobrze.
Niedługo wejdziemy w piąty tydzień. Cała nasza pięcio osobowa rodzina (w tym dwa koty).
Nie mam żadnycj objawów. Bolą mnie piersi i brzuch. Wczoraj wspomagałam się nospą.
Jak to będzie iść do lekarza tutaj na obczyźnie i rodzić w kraju w którym nie znam języka?
Kupiłam detektor tętna płodu. Rodzice mi przywiozą. Jeszcze nie wiedzą, że będą dziadkami. Powiem im po wizycie u lekarza.
Szyłam wczoraj śpioszki.
Postanowiłam, że zapiszę się do ginekologa i będę rodzić w naszym flamandzkim miasteczku.
Tak będzie łatwiej i mniej stresująco.
Ostatni dzień 4 tygodnia.
Czuje się dobrze, plamienia ustały kilka dni temu, brzuch też już nie boli. Czekam aż nadejdą mdłości.
Będzie dobrze, musi być. Zaczynam dzień od przywitania z brzuszkiem, potem kawa. Bez kawy boli mnie głowa. Jedna dziennie to nie jest źle. Z czasem i z niej zrezygnuję.
Za równy tydzień powiemy rodzicom i babciom. Będę już po wizycie u lekarza,
Co to będzie?
Jak nadal tak pójdzie, to przejadę się do polskiej ginekolog. Chciałabym wizytę w następną środę. Na początku 6 tygodnia
Witaj 5 tygodniu, witaj drugi miesiacu ciazy!
Chciałabym czymś zajać głowę. Zajęć nie prowadzę bo wakacje. Pracować nad resztą rzeczy nie mam energii. Jestem jak zoombie, cały dzień bym spała i leżała i czytała.
Zawsze się zastanawiałam jaka książka była moją pierwszą na świecie w brzuchu u mamy. Moje dziecko jako pierwsze poznało (koszmarną) biografię księżnej Diany. Mam w planach przez całą ciążę przeczytać całe "W poszukiwaniu straconego czasu". Let's go!
W poniedziałek do ginekologa. Polskiego. Na 16:20.
Jeszcze 4 dni niepewności a i poniedziałek może nie przynieść żadnych wieści (a to będzie 4 tydzień 5 dzień).
Będzie dobrze, mam w sobie spokój.
EDIT:
Okazało się, że moich obliczeń data porodu nastąpi 19 marca a nie 23 marca. Jestem więc w 4 tygodniu i 3 dniu. A w trakcie badania to będzie 5 tydzień 2 dzień.
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 lipca 2016, 15:22
Rzuciłam się w wir pracy. Postanowiłam nie myśleć i nie być żadnej myśli, a jeśli już to dobrej, bo to pierwsza ciąża i trzeba dać jej szansę.
Niemyślenie ułatwiają koty, które w nocy urządzają sobie pogonie. Jestem przewrażliwiona i ich pilnuję, żeby duży nie zrobił krzywdy małemu. Przez nich czasem zapominam o ciąży, a w dzień jestem niewyspanym zombiakiem.
Do przodu!
Byle do poniedziałku.
Jutro pierwsza wizyta USG. Jutro. Jestem sparaliżowana strachem.
W międzyczasie muszę przygotować pełne wydanie magazynu i dogadać się z reklamodawcami. Stosy kartonów książek czekają też na skatalogowanie. I męczę się z biografią księżnej Diany, jak ją skończę to zabiorę się za coś to kranie czas a nie całe życie.
31 sierpnia będę już w 8 tygodniu, więc jeśli wszystko będzie pięknie, to powinnam usłyszeć małe migoczące serduszko.
4t6d
Pęcherzyk ma 8mm. Ginekolog mówiła, że nie ma szans zobaczyć czy jest coś w środku, ale pokręciła pokrętłami, obraz wyostrzyła i dwa razy udało jej się znaleźć małą kropeczkę "z której coś się wykluje".
Dwie z trzech obaw już są za mną! Ciąża jest w macicy! W pęcherzyku coś się dzieje!
Mam zdjęcie USG, ale nie udało jej się uchwycić momentu w którym pojawiła się kropeczka.
Jestem szczęśliwa. Choć upały męczą.
Jestem padnięta. Budzę się bardziej śpiąca niż zasypiam. A mam dużo roboty. A Maciek bardzo niechętnie robi mi kawę. A tylko dzięki niej jakoś funkcjonuję.
Byłam wczoraj zanieść akt ślubu do zaprzyjaźnionej tłumaczki. Powiedziałam o ciąży, okazało się, że ona też jest w ciąży tylko posuniętej o dwa tygodnie bardziej. Śmieszne, bo bardzo wiele nas łączy. Będziemy wspólnie, dwie brzuchate chodzić na spacery.
Akt ślubu się tłumaczy. Odbiorę dokumenty i pójdę spróbować się zarejestrować w tutejszym urzędzie miasta. Póki co nie jestem nawet ubezpieczona, a badania wszystkie są dość drogie. No nic.
Na 5 sierpnia jestem umówiona z lekarzem. Chciałam innego, a dostałam innego. Pójdę do tego w tym sierpniu zobaczyć serduszko, a potem się przeniosę do tego co chciałam iść od początku, a podobno teraz jest na urlopie.
Byłam z kotami wczoraj u weterynarza. Starszy się chyba obraził, nasyczał na lekarkę przy zastrzyku i nie spał z nami w nocy. Mały jest szalony więc mu wszystko jedno.
Zaczęły się mdłości. Może nie jest jakoś przetragicznie, ale i tak jest dość nieprzyjemnie rano. Mam nadzieję, że to jednorazowe. Mama mówi, że w ciąży nie miała mdłości ani nie wymiotowała i na pewno będę miała tak samo
Jestem szczęściarą, a dziecko będzie miało wielkie szczęście mając takiego ojca.
No i nic tylko zmęczenie i zmęczenie...
Niby wszystko jest dobrze, ale jakoś nie mogę cieszyć się dzieckiem, a przecież czekałam na nie całe moje życie! Myślę, że to jakieś zabezpieczenie, bariera odpornościowa bo chyba nie przeżyłabym gdyby coś poszło źle.
Piję coca cola life, słodzona stewią. Co myślicie? Czytałam, że picie light jest bardzo złym pomysłem, ale słodzona stewią? Powinnam przestawić się na wodę, ale ze wszelkimi zmianami czekam aż usłyszę serduszko...
No i wczoraj plamienie. Ciemne, brązowe, bardzo skąpe, bez żadnych innych dolegliwości. Dzisiaj cisza. Oczywiście naczytałam się internetu i spodziewam się najgorszego.
Proszę dziecko w brzuchu żeby zechciało z nami zostać na zawsze. Posłucha?
Wizyta u ginekologa dopiero 5 sierpnia.
W listopadzie wracamy do Polski! Juhuuuu! Będzie ciężko, wszystko budować od podstaw, ale damy radę!