07.11 - badanie 3D
Zaczynamy 21 tydzień! O tyle ważny w naszym wspólnym życiu, że wczoraj czułam malucha. Cały dzień pakowania, stresu, oddawania mieszkania, wysyłania kotów w podróż, biegania, sprzątania i krzątaniny, że nie miałam cały dzień nawet czasu pomyśleć o dziecku.
Wieczorem, a właściwie w środku nocy, jak koty wyjechały, Maciek wysmarował mnie oliwką i zaczął gadać do brzuszka. Pierdoły, jak to on. Opowiadał dziecku co będą robić, śpiewał mu rotę, uczył matematyki, opowiadał jak wygląda świat i że trzeba matki słuchać. A dziecko bardzo się dobijało do własnego ojca. To będzie najwspanialszy duet na świecie. Mam najcudowniejszego męża, absolutnie fantastycznego, na którego mogę zawsze liczyć i dla którego to dziecko już jest wszystkim.
Czy mogłabym kiedykolwiek wymarzyć sobie więcej niż dziecko w brzuchu, którego ruchy czuję. Mąż, którego kocham i który kocha nas. I dwa najsłodsze słodziaki w historii?
Pracę ma podjętą. Będzie wykładał na cały etat i dorabiał na boku na pół etatu (na pół etatu i tak zarobi więcej niż na cały etat na uczelni...). Więc nie poumieramy z głodu, a może i na wakacje uda się pojechać
Wszystko będzie dobrze.
Wydaje mi się, że czuję ruchy dziecka. Wydaje mi się, że Maciek też dostał już kopniaka w dłoń od własnego dziecka.
W piątek mamy badanie u nowego lekarza, zobaczymy malucha. Mam nadzieję,że wszystko jest ok!
W szale przeprowadzki nie mam czasu nasłuchiwać dziecięcych kopniaków, ale wydaje mi się, że coś się rusza i prawdopodobnie po raz pierwszy w historii pójdę na wizytę nie umierając ze strachu. Czy dowiemy się jaka płeć zamieszkuje moje serduszko? Właściwie to jest nam wszystko jedno, ale niepewność jest irytująca, szczególnie, że to już dawno jest ustalone. Wygodniej byłoby móc nazywać malucha "synem" albo "córką' zamiast "dzieckiem". Inaczej brzmi : "będziemy mieli dziecko" a inaczej "będziemy mieli syna/córkę".
Mi ostatnio wydaje się, że to będzie jednak chłopak. Maciek obstawia na dziewczynkę, bo taką ma intuicję. No trudno, jutro być może lekarz rozwieje nasze wszelkie wątpliwości.
Za kilka godzin wyruszam do nowego mieszkania. Auto spakowane po brzegi, tak samo wypchanym samochodem przyjedzie Maciek z Częstochowy. I zacznie się nerwowe sprzątanie, mycie, odkażanie, wypakowywanie. Przed ostatni raz w życiu. Potem już przenosimy się na nasze. Pewnie z tydzień zajmie nam, żeby doprowadzić mieszkanie do stanu używalności, a z miesiąc by się do niego przyzwyczaić. I tylko ten jeden, mały pokój będzie stał pusty i czekał na mieszkańca.
Dziewczynka! Panna Michalina Anna melduje się!
Byłam dzisiaj u nowego lekarza. Dość infantylny i taki bezpośredni, Maciek go nie polubił.
Ale zbadał nasze dziecię. Powiedział, że bez żadnych wątpliwości dziecię jest dziewczynką. Chwilę potrzymał nas w niepewności.
Mówi, że w ciąży nie muszę jeść, byle pić....
Dziwne ma podejście do ciąży. Mówi, że należy w niej przytyć maksymalnie 5kg...
Naprzepisywał mi suplementów diety, chyba ma jakiś biznes z koncernami farmaceutycznymi.
Byliśmy u kolejnego lekarza. Tym razem prywatnie. Liczyliśmy na badanie 3d, ale udało nam się dużo nowego dowiedzieć. Przede wszystkim mam odpowiednią liczbę wód płodowych (a nie to co twierdził ten piątkowy lekarz). Dziewczynka (to już pewne!) waży 441gram. Kręciła się jak zawsze. Ale zdołaliśmy złapać buzię. Najpiękniejsza twarz pod słońcem.
Mam super długą szyjkę macicy, co jest podobno bardzo, bardzo dobre!
I powoli oswajam się z tym, że nie będę miała dziecka, tylko córeczkę....
Wczoraj dużo zamieszania, wizyta teściów, zakupy, ciąg dalszy przeprowadzki, spóźnione pociągi i wydawało mi się, że Michalina się nie rusza. Dzisiaj od rana też bieganie, nadrabianie w pracy, załatwianie spraw na mieście - i też wydawało mi się, że cisza. Teraz intensywnie nasłuchuję i coś tam się rusza. Nie tak intensywnie jak zawsze, ale to jeszcze nie pora na Michalinkowe psoty.
Wczoraj cały dzień dochodziło do mnie, że będę miała córkę. Niesamowite. Marzenia się spełniają.
Od dobrego tygodnia choruję. Mam gorączkę, katar, wszystko mnie boli. Zaczyna mnie drażnić ta choroba. Wyglądam jakbym już umarła, tylko mózg o tym nie wiedział. Mam cały czerwony, otarty nos. Nocą nie mogę spać, bo w każdej pozycji bardzo trudno mi się oddycha. Budzę się codziennie przed 7:00 a potem gotuję, piekę i sprzątam. Dzisiaj już jestem szalenie wkurzona, odreagowuję na Maćku, ale nie mam już sił do tej choroby. Nie mogę brać żadnych leków, zrobiłam obie syrop cebulowy, ale myślę, że chorowanie jeszcze potrwa.
Jutro zrobię krzywą cukrową, a wieczorem mam badanie 3D połówkowe. Strasznie droga jest ta ciąża, jak się chce wiele prywatnie załatwić. W piątek rano mam ginekologa na NFZ (nie wiem po co właściwie, ale kazał przyjść), a wieczorem przyjeżdża Martina z Jankiem.
Wszystko mnie boli, a wszystko zaczęło też się walić. Nie mam siły.
Jutro zaczynamy 24 tydzień. Wczoraj byliśmy na krzywej cukrowej, potem na prywatnym badaniu 3D.
Wstałam o 7 rano, pojechałam do przychodni. Kolejka była długa. Oddałam krew. Wypiłam szklankę glukozy i czekałam godzinę. Myślałam, że to już wszystko, ale okazało się, że muszę czekać kolejną godzinę i znów oddać krew. Moje oddawanie krwi to nic przyjemnego, nie mam w ogóle żył na ramionach i zazwyczaj pielęgniarki wbijają mi się na oślep, potem gmerając igłą po całym ramieniu. Ból okropny.
Wieczorem pojechaliśmy do Wrocławia na połówkowe badania 4D. Michalinka przykleiła się połową buzią do ściany macicy i mogliśmy podziwiać tylko połowę twarzy. Pięknej twarzy. Mąż twierdzi, że jest podobna do niego. Moja mama uważa, że jest podobna do mnie. A ja uważam, że wygląda jak mój dziadek. Liczyliśmy paluszki. Miała zaciśniętą pięść. Waży już ponad 460g. I ma słodkie pucki. Długo ją doktor badał i oglądał. Wszystko wydaje się być bardziej niż dobrze.
Co chwilka zerkamy na te urocze zdjęcia.
Byłam na badaniu na NFZ. Bardzo nie lubię tego lekarza. Według niego w ciąży należy przytyć massymalnie 5kg. I jakimś cudem Michalina przytyła 350g w półtora dnia. Porażka a nie lekarz.
W weekend mieliśmy gości. Mogłam się sprawdzić jako gospodyni na nowych metrach. Nawet skacowanym bidokom ugotowałam tłuściutki rosół żeby mogli przetrwać jakoś. Poznaliśmy nowych sąsiadów, bardzo mili ludzie. Wszystko wydaje się zmierzać ku lepszemu.
Wczoraj Michalinka bardzo kopała. Aż jej tatuś postanowił też otrzymać kilka kopaniaków. Dziwne uczucie to kopanie. Nie jest bardzo przyjemne, ale jest zapewnieniem, że wszystko jest dobrze.
27 listopada byliśmy na urodzinach moje mamy. Najadłam się na miesiąc do przodu. Nie ma to jak maminy obiadek.
W weekend miałam dziwne bóle brzucha, jakby skurcze, napięcie - martwiłam się, ale puściło w niedzielę wieczorem po relaksującej kąpieli.
Szalejemy z zakupami. Mieliśmy oszczędzać, ale jak tu oszczędzać skoro ze wszystkich stron atakują nas przesłodkie rzeczy. Mamy już chyba skompletowane całe ubranko. Potrzebujemy tylko dokupić kombinezon (bo mamy jeden, ale raczej cienki), ale to już możemy się tym zająć po nowym roku. Babcia też szaleje z zakupami i ciągle coś nowego kupuje.
Wczoraj byliśmy w kinie na filmie o Beksińskich - mała kopała cały film, nawet ojcu się oberwało.
Teraz Maciek pojechał załatwiać sprawy na uczelni, ja się upiększam. Czekam na odkurzacz to i będę upiększać mieszkanie.
Właśnie zabiłam pająka wielkości słonia.
Chyba po raz drugi to gorszy okres ciąży. Najpierw było autentyczne umieranie ze strachu do 12 tygodnia, krwawienia wcale nie pomagały tego jakoś przerwać. Wsłuchiwanie się w organizm aż do utraty tchu.
Teraz czuję małą (zresztą działa jak najlepszy zegarek, zawsze wiem, która godzina po jej kopniakach), ale nieustannie boję się przedwczesnego porodu. Ratowali by już Michalinę, ale czy udałoby im się ją uratować? Dopiero po 30 tygodniu znów się uspokoję, bo wtedy jej szanse byłyby sto razy większe. Pilnuję i myślę: skurcze to, czy nie skurcze? Powinien mi się brzuch tak napinać? I tak całe dnie.
Oficjalnie zakończyłam kompletować Michalinkową odzież na start. Potrzebuję jeszcze ewentualnie dokupić coś dla totalnych okruszków poniżej 50cm, ewentualnie jakiś kombinezon i to wszystko. Czekam na kuriera z wielką paczką ubrań i czekam na milion zamówionych rzeczy na aliexpress (po co dziecku, które nie chodzi 7 par butów, to nie wiem, ale na pewno są bardzo potrzebne!).
Trzeba powolutku zacząć kompletować resztę przedmiotów. Środki higieniczne, wyposażenie, leki...
Dzisiaj planuję skończyć zlecenie i jak przyjdzie przelew to kupię małej leżaczek, który zmienia się też w kołyskę i łóżeczko. Kosztuje 300zł, ale inaczej musiałabym kupić i leżaczek i łóżeczko przenośnie i też wcale by nie wyszło mniej.
Ah! I jest grudzień! Pierwszy grudzień całej naszej trójki! W ogóle pierwszy grudzień jako oficjalna rodzina na papierze. I od razu we trójkę
Wczoraj miałam naprawdę podły humor. Dobija mnie płacenie komuś za wynajem do kieszeni. Na kupno nas nie stać. Będziemy starać się o kredyt po nowym roku i zaczniemy się budować. Duży dom z dużym ogrodem. Przeglądaliśmy ziemie, projekty domów i mniej więcej wiemy czego chcemy. Oby się udało, bo płacenie komuś mnie psychicznie wykończy.
Zauważyłam u siebie totalny spadek energii. Nie jest tak jak na początku ciąży, że nawet mruganie mnie męczyło, ale muszę robić krótkie przerwy po odkurzeniu każdego pomieszczenia. Ogólnie zaczynam już odczuwać różne ciążowe utrudnienia. Poruszam się jak bałwanek, kiwając się na boki. Nie mam żadnego poczucia orientacji i chodzę wchodząc we wszystko i nie trafiając we framugę drzwi. Coraz trudniej mi wstać czy się schylić.
Mała miała dzisiaj rano atak kopania. Obudziła mnie przed 7:00 i koniec spania. Nawet tata w podekscytowaniu trzymał rękę i dostawał kopniaki, chociaż zazwyczaj jak tylko tata przyłoży dłoń to maleńka cichnie. Tak na przekór. Mały złośliwiec po rodzicach
Już 2/3 ciąży za nami. Aż dzisiaj mnie to uderzyło. Będę tęskniła za ciążą. Nawet każda kolejna będzie już inna, bo ta pierwsza jest wyjątkowa, bo jest pierwsza. Smutno mi, że czas upływa, że tak dużo za nami, ale z drugiej strony chciałabym żeby już było po. Żebym mogła wziąć Michalinę w ramiona i kochać ją aż do końca świata (a nawet dłużej). Jestem ciekawa, jak wygląda, jaki będzie miała charakter i pasje.
Michalinka wczoraj miała bardzo kopiący dzień. Cały brzuch mi podskakiwał. Mieliśmy z Maćkiem radość, bo było widać, bez dotykania jak się rozpycha a to nóżką to rączką. Zadawaliśmy pytania "Jak bardziej kochasz mamę/tatę to kopnij". I śmiechów było co nie miara, bo zawsze nie kopała w najważniejszych pytaniach Jest słodka, nie mogę się doczekać aż zobaczę jej malutkie paluszki. Malutkie usteczka.
Maciek dzisiaj pojechał do Estonii. Odwoziłam go o 4 nad ranem na dworzec. Później już nie spałam, bo mała się rozpychała i miałam walkę o choinkę z kotami. Byłam na szybkich zakupach, posprzątałam cały dom, teraz siedzę i czytam moją mikołajkową książkę od męża. Tęsknię za nim, nie lubię jak się rozstajemy.
Przyszły tydzień będzie ciekawy. We wtorek mamy szkołę rodzenia, w południe lekarza. Na weekend chyba udamy się do Krakowa.Coraz bliżej święta! Choinka już ubrana!
Byliśmy dzisiaj u lekarza. Położna złapała serduszko, biło 148 uderzeń na minutę. Pan doktor stwierdził, że z małą wszystko jest dobrze, nadal jest dziewczynką i waży 1200g.
Wieczorem poszliśmy na pierwsze zajęcia na szkole rodzenia. Dwie godziny słuchaliśmy o porodzie i ćwiczyliśmy masaże i różne pozycje do oddychania.
Do spotkania zostało tak niewiele! Nie mogę się doczekać!
W końcu zdecydowaliśmy się kupić farby żeby pomalować małej pokoik. Nobel miał dzisiaj operację usunięcia jajek, więc mieliśmy trzy godziny jeżdżenia po mieście i załatwiania spraw. Kupiliśmy prezenty na sekretnego mikołaja. I wybraliśmy farby. Szarą i miętową. Miętowa ma piękny delikatny odcień. Szara może być zbyt ciemna, żeby pomalować nią trzy z czterech ścian. Ale poczekamy aż jedna ściana jutro wyschnie i zobaczymy jak to wygląda w świetle dziennym.
Jestem potwornie zmęczona. Najpierw całą noc nie spałam, bo koty skakały, bo były głodne, a nie mogłam dać im jeść, bo Nobel miał mieć pusty brzuszek przed operacją. Z samego rana pojechaliśmy do tego lekarza i na zakupy i dopiero na 14:00 byliśmy w domu. Potem odkurzanie, mycie podłóg, czyszczenie kuwet, ogarnianie obiadu i całego domu. No i w końcu malowanie. Miętowa farba jest już położona i prezentuje się fantastycznie.
Ostatnio bardzo urósł mi brzuch. Widocznie Michasia miała jakiś skok rozwojowy, bo w ciągu jednej nocy bardzo mi go wybiło. Męczę się coraz mocniej, ale staram się nie odpuszczać, bo nie chcę całej ciąży przesiedzieć i przytyć tysiąc kilo. Wyobrażam ją sobie każdego dnia, jestem ciekawa jaka będzie.
Maluszek wczoraj tak mi przygrzmocił w żebra, że aż czarno zrobiło mi się przed oczami. Akurat jechaliśmy samochodem, tak krzyknęłam, że Maciek myślał, że zaczęłam rodzić. Wczoraj później Michalinka się uspokoiła, dzisiaj rano sprzedała ojcu kilka kopniaków a potem ucichła. Nie pomogła ani czekolada, ani jej "ulubiona" jazda samochodem. Teraz, po mandarynce, czuję, że znów zaczyna się wiercić. I cieszy mnie to bo uspokaja.
Udało nam się dzisiaj skompletować prezenty. Zakupy na ciasteczka też już zrobione. Udało nam się dzisiaj też dokupić gips, papier ścierny i farbę do drewna, będziemy więc wykańczać pokój maleńkiej.
No i po świętach.
W Wigilię byliśmy u moich rodziców. Odwiedziłam przy okazji babcie i ciocie i mój brzuch został wytarmoszony i wycałowany.
Dostałam mnóstwo prezentów. Mikser, nowy telefon, suszarkę do włosów, kosmetyki... A nie byłam aż tak grzeczna w tym roku. Mama mówi, żebym się cieszyła, bo to ostatnie takie święta - za rok najważniejsza będzie Michasia. I w ogóle mi to nie przeszkadza.
Drugi dzień świąt zaczął się koszmarem. Zaraz po wstaniu z łóżka poczułam okropne kłucie w podbrzuszu. Nic nie pomagało, a w perspektywie była długa jazda do teściów. Szybka wizyta na Izbie Przyjęć w pobliskim miasteczku, a tam kolejka na 10h czekania. Uznałam, że nie jest tak źle i ruszyliśmy w drogę. W połowie drogi uznałam, że chcę zajrzeć na pogotowe ginekologiczne w Częstochowie i jak tam też będzie długa kolejka to sobie odpuszczę. Ale przed nami były dwie osoby w kolejce. Z czego jedna pani była na podobnym poziomie ciąży, ale sączyły jej się wody i została skierowana do szpitala (razem z 10 osobową świtą, która jej towarzyszyła). Przede mną była jakaś pani z SORu. Położna przyszła i mówi, że jak nie chcę żeby mnie położono do szpitala to mam poczekać aż przyjdzie nowy ginekolog. Poczekałam z 5 minut. W gabinecie nie było ani USG ani nic. Badanie wykonano mi dłonią. Ale wyrok: szyjka zamknięte. Odetchnęłam z ulgą. Położna puściła mi jeszcze bicie serca malutkiej. Przepisał mi nospę i acard (w ulotce pisze, że nie powinnam brać to nie biorę). Nospy tez już nie biorę, bo sama odkryłam co mi dolega. Pomyślałam, że to kłucie jak na zapalenie pęcherza. Wysłałam męża z teściem po nocy, w pierwszy dzień świąt do apteki po Urofuraginum. Cierpiałam całą noc, ale obudziłam się rano bez bólu. Biorę nadal tabletki profilaktycznie.
Niestety ostatni trymestr ciąży, w przeciwieństwie do dwóch poprzednich, które niemal w ogóle nie dawały mi w kość, zapowiada się jako najgorszy. Boli mnie kręgosłup, przytrafiło się zapalenie pęcherza i niestety doszedł mi hemoroid. Jeden, nie utrudnia życia, ale nie lubię go. Leczę się czopkami, drogie jak diabli i jak to z czopkami bywa: bardzo nieprzyjemne.
Wczoraj cały dzień spędziliśmy na zakupach. Najpierw Ikea, kupiliśmy łóżeczko, szafę, przewijak, komodę, dużo pierdół i misia nosorożca. Potem pojechaliśmy do OBI gdzie kupiliśmy primer do farby do szafki, którą malowałam do łazienki i gwoździe. A później centrum handlowe. Kupiliśmy kotom karmę, mnóstwo pieluszek i chusteczek mokrych, smoczki, zakupy spożywcze. Odwiedziliśmy aptekę i inne punkty. Cały dzień minął nie wiadomo kiedy.
A teraz pokój małej ma już łóżeczko. Czekamy aż dojedzie reszta mebli i będziemy skręcać
Dzisiaj Maciek utknął ze mną w domu, bo auto odmówiło posłuszeństwa.
Pokoik nabrał barw. Brakuje nam naprawdę nie wiele. Fotela, powiesić półeczki i czekamy na naklejkę na ścianę. Wyprawka jest gotowa. Mam niemal wszystko do szpitala. Chciałam sobie gdzieś w lumpeksie kupić koszulę żeby ją po porodzie wyrzucić i nie mieć wyrzutów sumienia. Przyszła mi nowa koszula, ale jest piękna i szkoda by mi było ją prosto do kosza wrzucić. Wczoraj w Biedronce Maciek kupił mi kapcie. Opierałam się, bo mieliśmy oszczędzać a kapci i klapków u nas pod dostatkiem, ale powiedział, że mam to kupić i nie dyskutować. To nie dyskutowałam.
Potem dzwoni do mnie mama i mówi:
- Potrzebujesz szlafroka, tak? Bez sensu kupować szlafrok w lumpeksie, bo na pewno ci się przyda więcej niż jeden raz, chociaż teraz nie nosisz szlafroków, a masz za miesiąc urodziny, to my ci z tatą kupimy szlafrok.
Więc brakuje szlafroka i będzie wszystko! Mamy wszystkie niezbędne lekarstwa, mnóstwo pieluszek, mamy też na pewno mnóstwo zbędnych rzeczy, ale strzeżonego pan bóg strzeże.
14 stycznia mamy baby shower, więc pewnie wtedy mała też dostanie mnóstwo rzeczy, wszystko potrzebne co zrobiliśmy listę dla gości, żeby mała nie dostała miliona pluszaków.
Czekam aż przyjdą woreczki strunowe i będziemy pakować torbę do szpitala. Nie ma na co czekać, a torbie nic się nie stanie jak trochę postoi, a sumienie będzie spokojniejsze.
Dzisiaj przyjdzie kurier z wózkiem. Wybraliśmy go sobie tak na podstawie zdjęć i filmików zabrakło nam już siły i motywacji, żeby oglądać to wszystko na żywo, zwłaszcza, że i tak chcieliśmy kupić online bo wychodziło dużo taniej niż stacjonarnie, a wózek przecież taki sam.
Wczoraj cały dzień prałam małej ubranka. Chciałam je też przeprasować, ale kończę pracę w okolicach 17:00 i zazwyczaj wtedy już wraca Maciek i dom woła o pomstę do nieba i zwyczaje brakuje mi potem już sił żeby stać przy desce do prasowania. Ale mam jeszcze czas, w końcu się wyprasuje. Może w piątek jak będę miała wolne.
Witam się w 31 tygodniu! Kiedy to minęło?!
Byliśmy wczoraj u prywatnego doktora. Robił nam USG. Mała waży 1680g, ale rozmiarowo jest większa i termin porodu przesunął się na 8 marca. Mała kruszynka chce wyjść w Dzień Kobiet
W każdym razie: rośniemy sobie, nie za szybko, nie za wolno, idealnie, więc zdrowo. Z jednej strony chcę by ważyła jak najwięcej, bo wtedy gdyby chciała się wcześniej urodzić, dała by sobie radę, ale z drugiej strony wolałabym nie rodzić 6kg człowieka
Mamy dowód na papierze, że Michalinka jest dziewczynką. Będę to pokazywać potencjalnym zięciom
Kocham ją ogromnie. Każdy kopniak od niej jest nieprzyjemny i boli, ale nie mogę się doczekać aż będę mogła całować te małe nóżki i rączki. Ilość wód mam dobrą, doktor badał serduszko i przepływy. Twarzyczki nie pokazała znowu, ale doktor mówi, że już raczej nie pokaże, bo ma coraz mniej miejsca i coraz mniej wiadomo gdzie co jest. Jest już ułożona główkowo, więc będziemy próbować rodzić naturalnie!