Najpierw zrobiłam małe przemeblowanie. Później stwierdziłam, że jedna szafka nie jest mi potrzebna, potem wystawiłam ją do wywiezienia, a na koniec usłyszałam, że potrzebny jest do tego teść, bo mąż sam jej nie zniesie...
Syndrom wicia gniazda jak widać zdziałał cuda...
I po szafce...
Teraz nie ma wyjścia. M. pójdzie na dwa razy do auta i ją wywiezie...
Spacerówka też na razie robi wypad...
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/e4b9a244361c.jpg
Poza tym wszystkim, na korytarzu zrobi się przejście i będę mogła wstawić kosz Mojżesza do sypialni, bujaczek leżaczek do pokoju i wszystko już będzie czekało...
Teraz tylko czekam na OPR od męża, że rozkręciłam szafkę, bo robiłam to akurat w trakcie skurczu...
Na weekend jedziemy nad morze. Muszę spakować nasze rzeczy, bo ostatnio brałam do prania. I jak siedzę i piszę, obiecuję, że palcem nie kiwnę, przez cały weekend!!! Nikt, ale to nikt nie wyciągnie mnie na spacer!!!! Nigdzie, ale to nigdzie nie wychodzę, leżę w łóżku i śpię!!!!!!!!!!!!!!!
Wiadomość wyedytowana przez autora 31 lipca 2015, 12:46
Wredna i uparta jestem.
A ta sesja zdjęciowa w niedzielę to ni cholery mi się nie podoba... Znowu szwagierka zarządziła, że ma być, a M. zamiast najpierw chociaż zapytać jak się czuje i czy dam radę na końcówce, to tylko mnie poinformował, że będzie.
Ciekawe co wymyśli jak mały będzie. Noż wqrw mnie złapał na koniec!!!
Do piątku daleko...
Byle godzinę jeszcze i będzie sierpień...
Weekend nad morzem spędzę w łóżku i nikt mnie z niego nie wyciągnie!!!
A bzykać to mi się tak chce, że po ścianach zacznę chodzić...
Wiadomość wyedytowana przez autora 31 lipca 2015, 23:00
13 dni do terminu porodu...
Jesteśmy na działce nad morzem.
Skurczybyki mam co 25-30 regularnie. Ucisk w szyjce też czuję. Na szczęście mam przy sobie najlepszą położną jaką mogłam sobie wybrać dlatego się nie denerwuję i nie panikuję.
Jem dzisiaj wszystko. Nie ograniczam się, tzn. nie obżeram tylko korzystam. Teściówka zrobiła nawet specjalnie dla mnie obiadzik. Ostatni taki chyba w tym roku: Ziemniaczki, kurki w śmietanie z boczusiem i cebulką ummmmmm pychotka. Na deser zrobiła wafle przekładane masą czekoladową pradawnego przepisu.
Grill na kolacyjkę.
Co do sesji to mój szalony mąż zgodził się, bo myślał, że to będzie taki spacerek z aparatem. Na co mu powiedziałam, że jego siostra będzie biegać za nami z lustrem, które zabiera z domu... Jego mina na info że to pozowane bezcenna!!!!!!!!!
Uwielbiam jak wychodzi na moje!!!!!! Powiedziałam mu, że ni w ryj ni w oko mi ta sesja... Ale jak się już umówił to najwyżej sam będzie pozował... He he he he
Dobrze, że koszulka jeszcze nie jest za mała hehe hehe hehe hehe można porównywać...
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/2098c88f0bbc.jpg
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/299b0d5c5e13.jpg
Wiadomość wyedytowana przez autora 1 sierpnia 2015, 18:58
12 dni do terminu porodu ...
Włączył mi się tryb żarcia...
W weekendy zawsze pozwalałam sobie na więcej, ale myśl, że to ostatni tydzień, to całkowita przesada. Ja nie jadłam... Ja żarłam... Teraz we wtorek wizyta. Waga pewnie będzie normalna, ale właśnie zrobiłam sobie kanapeczkę z szynką. Szyncia była grubsza niż kromka razowego hahaha hahaha hahaha hahaha hahaha
Ale syn zadowolony.
Samopoczucie?! Super. Skurcze regularnie co 25-30 min. Cieszę się. Ból rozchodzącego się spojenia - nie do opisania.
Mam wrażenie, że lamię się od środka. Biodra wypadają, a miednica żyje własnym życiem.
Dzisiaj byliśmy prawie 3 godziny na plaży. Jak szaleć to szaleć.
Pewnie ostatni raz w trójkę. Następny spacer będzie w czwórkę!
Sesja w miarę udana. Pojechałam z mega fochem, łzy mi leciały same, bo użyłam kredki do oczu po bardzo długim czasie, wpadałam w głupawkę i nie mogłam przestać się śmiać, a jak się śmieję to od razu płaczę także z makijażu i tak lipa, było nawet śmiesznie i fajnie.
Mam nadzieję, że następną sesję mąż ustali ze mną lub chociaż da mi znać trochę szybciej, a nie dzień przed...
10 dni do terminu porodu...
No, więc melduję się po wizycie!!!
Uwaga:
Nasz syn ma ok. 3200 g i 55 cm, skurczybyki co 20 min, szyjki nie ma, rozwarcia też jeszcze nie ma, ale ...
No właśnie, ale ...
Mówię, do mojej gin zanim usiadłam na samolot - może w piątek synuś będzie chciał wyjść, bo dr idzie na urlop, to chociaż byśmy się ładnie przywitali i życzyli udanego urlopiku.
Samolot to jednak ciekawa sprawa, okazało się, że szyjka całkowicie się skróciła, nie ma jeszcze rozwarcia, ale dr powiedziała, że do piątku, to już raczej urodzę
i nie wytrzymam do 7-go.
Powiedziała, że prawdopodobnie zobaczymy się już jutro!
SZOK!!!!!!!!!!!!!!
CIĄŻA
Jesteś w 40 tygodniu ciąży
(39 tyg. i 0 dni)
Miesiąc: 9
Trymestr: 3
Wiek płodu: 37 tydzień
Data porodu:
14 sierpnia 2015
(pozostało 7 dni)
W piątek po zleconej w nocy powtórce KTG i badaniu, stwierdziłam, że dopóki nie będzie mega skurczy, to tam nie pojadę! Jestem pracownikiem SORu i prawie codzienny kontakt z bardzo dobrymi lekarzami, uświadomił mi, że wchodząc przez próg, staję się pacjentką, zawracającą dupę...
Skurcze były dosyć regularne, ale jeszcze nie na tyle silne, żeby lecieć na SOR. Jakby nigdy nic, poszliśmy na zakupy, kupiliśmy trochę ciuchów, powoli szykowaliśmy się na urodziny ciotki na godz. 16.
Plamiłam przez cały czas, od piątku popołudnia, kiedy miałam powtórkę KTG i dr sprawdzał szyjkę. Już wieczorem miałam dość obfite plamienie. Ale to był dobry znak. Jakkolwiek go nie nazwać...
W końcu zaczęły się skurcze. My tu śpiewamy 100 lat... a ja siedziałam i łzy mi ciekły, regularnie i mocno co jakieś 5-7 min. Wróciliśmy wcześniej, bo było nie do wytrzymania. Pojechaliśmy do parku na ostatnie zdjęcia z brzuszkiem, potem po małą i do teściów, do ogrodu. Skurcze niezmienne... Już nie dawałam rady. Byłam mokra jak szur. To nie były normalne skurcze. To nie było pobolewanie jak na @...
To nie był ten sam ból.
Teściówka zaleciła prysznic. Po nim się nic nie zmieniło. Skurcze były takie, że nie czułam czy mały mi fikał. Zamiast skupić się na skurczu, myślałam tylko o tym czy się rusza, czy oddycha... Jednak przeczucie i instynkt matki jest bardzo silne.
Decyzja: jedziemy...
Na KTG z korytarza weszła do nas teściówka. Była przerażona... Ja mokra jakbym wyszła dopiero spod prysznica. Skurcze cały czas. Małego serduszko biło, ale nie tak jak zawsze.
Ostatecznie po badaniu przez lekarza, zdecydował o przyjęciu na oddział patologii ciąży w celu obserwacji tętna płodu. Nastąpiły akceleracje tętna... jeszcze wtedy nie wiedziałam co to znaczy.
Od 3:27 jestem na patologii ciąży na obserwacji tętna małego wczoraj było kiepsko bo miałam potężne skurcze które niczym się nie zakończyły. Wymęczyły małego i mnie powodując zaniki tętna a same skurcze na KTG się zapisały jako jeden wielki skurcz mięśnia macicy i trzymał.... Jutro pewnie mnie wypuszczą ale dzisiaj muszę odespać, wypocząć i się uspokoić bo od piątku nie śpię.
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 grudnia 2015, 16:02
O godzinie 10:07, o wadze 3370 g, długości ciałka 55 cm,
z 10 punktami APGAR, urodziło się nasze największe szczęście - Sebastian!!!
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 sierpnia 2015, 18:11
Po przyjęciu na oddział dr zlecił dodatkowe KTG. Położne pobrały badania, krew, mocz... byłam jak zagrożony gatunek egzotyczny, ze względu na to, że jestem synową byłej oddziałowej. Nie, żebym była traktowana jakoś inaczej. Absolutnie NIE!!! Dostałam łóżko w 3 osobowej sali. A że nie było nikogo, to mogłam sobie wybrać, które chcę. Wybrałam pod oknem heheheheheh taki przywilej
Zapis KTG był piękny, książkowy, tylko co z tego, skoro ja czułam, że coś jest nie tak. Wiedziałam, że może nie urodzę w nocy i nie będzie kolorowo, bo będą chcieli jakoś pomóc, ale nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji...
Tak się prezentował:
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/944ab101bc0d.jpg
Oczywiście kolejnej nocy nie przespałam. Myślałam tylko o tym, żeby było dobrze...
Rano ok. 7 powtórka KTG... Obchód... Decyzje...
Rano KTG znowu nie było jakieś zadowalające.
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/16e42c84c196.jpg
Włączył się alarm. Przyleciały trzy położne i lekarz. Starałam się zachować zimną krew, ale jak to zrobić, skoro tętno skoczyło do 180 i nagle spadło do 80 ???!!!
Ten dzień nie zapowiadał się dobrze. Po obchodzie, ordynator wziął mnie do badania. Okazało się, że szyjka nadal zamknięta, wysoko, żadnych rokowań postępu porodu...
Wypis do domu.
Po podpisaniu papierów, położna zaryzykowała i podłączyła mnie jeszcze pod KTG.
Zapis był okropny!
Wycofali wypis i czekam na decyzję. Czekanie...
czas... czasu coraz mniej...
KTG robione przed wyjściem do domu...
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/59f4e3341840.jpg
Strach i łzy w oczach ... Chciałam, żeby syn był bezpieczny!!!
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 sierpnia 2015, 18:08
W nocy podłączyli mi KTG. Dostałam informację, że w razie czego mam nie jeść i nie pić. Czułam, że będzie cięcie. Tak bardzo go nie chciałam w czasie ciąży, a teraz tak bardzo chciałam, żeby mały był bezpieczny.
Zapis z nocy:
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/c22d12305107.jpg
Decyzja ordynatora : cięcie!
Byłam przygotowana w 20 min do zabiegu. Cała sala operacyjna, same znane twarze, łzy w oczach, strach...
Znieczulenie podpajęczynówkowe...
Sam zabieg czułam. Nie ból. Tylko czułam dosłownie wszystko co robili.
Każde nacięcie, każdy ucisk, każde najmniejsze gmeranie we mnie...
Do tego mały się zblokował... Musieli go wyciągać spod samych żeber. Uciskali na przeponę... Piękne przeżycie... na totalnej świadomce. Nigdy tego nie zapomnę.
Cały zespół był wspaniały, cała operacja przebiegła pomyślnie.
Usłyszałam głos synka!!!!!!!!!!!!
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 sierpnia 2015, 15:41
Moje największe szczęście jeszcze śpi, więc mam chwilę, żeby uzupełnić braki.
Po wyjściu z oddziału mąż zrobił mi niespodziankę. Oczywiście się popłakałam poza tym, że wyprzątał całe mieszanie, nawet naczynia umył heheheh to jeszcze miał czas, żeby nadmuchać balony
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/3dc26ce71c77.jpg
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/7568627e2598.jpg
Pierwsza noc była spokojna. Dziwnie się czułam, cały czas czuwałam, mimo, że mamy monitor oddechu, budziłam się, zrywałam z łóżka, słyszałam KTG i płacz...
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/010a1ae07eff.jpg
Dzwoniłam do przychodni, żeby umówić się na wizytę do pediatry. W dniu wizyty przyjść i mały na pewno będzie przyjęty.
Ale już do swojej poradni nie mogę się dodzwonić.
Powoli mały się budzi...
Przewinę go, nakarmię i chyba pójdziemy na godzinkę do parczku. Mała się wybiega chociaż.
Na obiad zrobiłam rosół, ale taki udawany... w sumie woda z kurczakiem... nawet marchewki nie mam w domu.
M wróci to pójdziemy po jakieś warzywa, bo coś jeść musimy. W zamrażalniku mam masę mięcha. Trzeba coś pogotować
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 września 2015, 09:02