10+0
Wczoraj skusiłam się na kebeb... rano myślałam, że nie wstanę... ciężko na żołądku, do tego sąsiedzi gotowali coś paskudnego. Nie wiem czy to galareta, jajecznica, schabowy ... przeszło przez kratkę wentylacyjną i był koniec. Szybko się ogarnęłam i poszłam na dłuższy spacerek z moją bestyjką. W parku pięknie, ciepło, pachnąco! Normalnie czuć wiosnę w powietrzu. Oby szybko przyszła i oby szybko dni zrobiły się dłuższe...
W ten weekend kończę semestr. Mam 5 egzaminów, do których się nie przygotowałam, a miałam dwa tygodnie czasu. Ale co tam... zdam to zdam, nie zdam to trudno w drugim terminie też można zaliczyć egzamin. Najchętniej poszłabym spać. Muli mnie po spacerku.
Zjadłabym mega porcję frytek z kurczakiem z rożna...
Ratunku!!!!!!!!!!!
Dzisiejsze zajęcia były pozytywne... 4,5 i 5 to dobra ocena na zaliczenie.
Jednak siedzienie 10 godzin na niewygodnych krzesłach dały o sobie znać...
Jutro tak samo... Dam radę... Ostatnie zajęcia... Ostatni weekend poza domem... Ostatnie nerwy...
Kolejny dzień siedzę na zajęciach, krzesła są bardzo niewygodne... Odczuwam mega ból brzucha...
Oby do 17:30 i do domu leżeć...
Jutro czeka mnie okulista na godz. 9 bo dr zleciła mi badania, więc muszę zrobić.
Jakoś nie mogę się skupić na tym co opowiada wykładowca...
Rano miałam badanie u okulisty. Są jakieś delikatne ubytki w dnie oka, ale dr mówiła, że są tak niewielkie, że nie mam się martwić.
Pogadałam troszkę z ludźmi z pracy. Gratulowali, całowali i cieszyli się razem ze mną. Zebrałam się na odwagę i weszłam do biura. Jakoś nie bardzo chciało mi się tam siedzieć... Chyba tylko z grzeczności tam poszłam.
Wróciłam do domku zjadłam drugie śniadanie... Zemdliło mnie wiec poszłam się zdrzemnąć... Jeszcze nigdy nie spało mi się tak dobrze...
A na obiedzie zjadłam pyzy ziemniaczane... ze śmietaną
Od wczoraj wieczora jestem zaniepokojona. Ból brzucha wieczorem był znośny, jednak trochę za długi. Znowu zaczynam spać... Być może po bardzo wyczerpującym weekendzie organizm się domaga odpoczynku.
Zauważyłam, że mój brzuszek stał się lekko miękki. Nie wiem.... Boję się... Zaczynam chyba świrować...
Wiadomość wyedytowana przez autora 20 stycznia 2015, 12:03
Dzień babci... No to zadzwoniłam i o dziwo rozmowa była mila i sympatyczna. Bałam się tej rozmowy ze względu na moją rodzinę, z którą nie rozmawiam od 2 lat. Myślałam, że się nasłucham jaka to ja nie jestem zła, ale nic takiego nie miało miejsca.
Od jakiegoś czasu myślę o tym jak by wyglądało moje życie, jakbym rozmawiała z rodzicami i siostrami. Chciałabym wiedzieć jakie miały dolegliwości w ciąży, jak znosiły mdłości, czy wymiotowały, czy wiedziały, że będzie dziewczynka czy chłopak, jakie miały zachcianki i wyniki badań...
Widać nie było mi dane przeżywać najpiękniejszego czasu w moim życiu z rodziną, z rodzicami, z siostrami...
Jutro kończę 11 tydzień i tym samym mija okres największego ryzyka utraty ciąży wg BBF. Do wizyty dwa tygodnie...
Czas mija nieubłaganie... Coraz więcej pytań, niepewności, ale też radości i szczęścia. Mój kochany mąż w końcu się przełamał i zasypia z ręką na brzuszku... Wcześniej się bał i nie chciał zrobić krzywdy maluchowi... Mój kochany
Dzień dziadka... no i muszę zadzwonić po roku...
I po strachu.... wysłuchałam wszystkich opowieści sprzed roku... najważniejsze, że są zdrowi. Przez sytuację w rodzinie nie jeżdżę nawet do dziadków, żeby przez przypadek się nie zdenerwować... eeee damy radę...
Dzisiaj wg BBF minął okres największego ryzyka utraty ciąży. Do porodu zostało 204 dni, a jeszcze nie tak dawno było 251...
Mam wyznaczoną datę poprawki egzaminu, który oblałam - na 31 stycznia. No cóż... czas się wziąć do nauki
Jutro zaczynamy 12 tydzień
Trochę mnie to martwi, bo zauważyłam delikatne zmiany na zgięciach łokci - skaza białkowa się pojawia...
Na nic innego na razie nie mam ochoty, więc powalczę ze skazą.
11+0
Właśnie zaczynam 12 tydzień. Ale ten czas leci. Za 13 dni wizyta. Ostatnie dni spędziłam wyłącznie na leżeniu, spaniu lub krótkich spacerach... Zastanawiałam się nad tym ile razy dziennie myślę o pracy... Wcale. I dobrze. Nie wrócę tam zbyt szybko...
Mój kochany mąż codziennie zasypuje mnie pocałunkami. Toną pocałunków... Chyba ma większą świadomość, że będzie tatą niż ja, że będę mamą. Po takim czasie albo się zaczęłam bać albo jestem tak szczęśliwa, że nie potrafię tego okazać... Nie mam na razie potrzeby kupowania ciuszków - to pewnie strach. Za to przestałam płakać na reklamach mleka dla dzieci, reklamach samochodów, gdzie jedzie cała rodzina, reklamach leków i specyfików dla niemowląt... To chyba radość
Ciuchy ciążowe noszę w sumie od sierpnia czy września... Ze względu na mój dość duży brzuszek i sadełko, spodnie nie wpijały mi się w tyłek i brzuch. Czuję się swobodnie i wygodnie.
Może niedługo wybiorę się po jakieś nowe ciuszki na wiosnę...
Jestem szczęśliwa?
Jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie!!!
Czy się boję?
Jak cholera.
Czego się boję?
Na tym etapie wszystkiego.
W sumie to powinnam się uczyć, bo za tydzień mam poprawkę egzaminu i nie mogę go oblać.
Ale tak jakoś mi się nie chce... Strasznie mi się nie chce
I co zrobić??? Może jak postanowię, że od jutra się za to wezmę, to może jakoś się zmobilizuję...
Dzień sprzątania... Jestem wykończona mimo że tak naprawdę tylko nadzorowałam prace porządkowe hi hi hi
Zasypiam...
Niedziela zaliczona do bardzo udanej...
Po śniadanku zdecydowaliśmy się na spacerek. Zapakowaliśmy autko kartonami, które zostały do wywiezienia i ruszyliśmy w drogę.
Pojechaliśmy przez przypadek nie tam gdzie trzeba i dotarliśmy "na koniec świata". Dosłownie. Droga się skończyła musieliśmy zawrócić... Dojechaliśmy do końca małej wsi i droga się skończyła... Nie było żadnej... Nawet leśnej dróżki...
Dotarliśmy do cywilizacji... Poszliśmy na spacer po plaży. Piesa się wykąpała, wybiegała i była szczęśliwa.
W drodze powrotnej zajechaliśmy do McD... Nie mogłam się powstrzymać przed McF!!!
Tym razem bez polewy i orzeszków, czyli posypka lion, bo kit kat wydawał się za słodki.
Do tego McWrap, sałatka a dla M. frytasy.
Na koniec wstąpiliśmy do teściów, żeby wypakować kartony. Teściowa zrobiła mi kapuśniak. Oj jaki pyszny!!!! Ślinka pociekła...
No i mam wagę. Teraz codziennie rano będę się ważyć i sprawdzać ile przytyłam. Od ostatniej wizyty przybyło mi 400 g. Modlę się żeby do 5 lutego nie było więcej jak 1 kg.
Spacerek po parku już był. Zakupy zrobione. Teraz wskazana by była drzemka...
W nocy popadał śnieg, a teraz jest już szaro i brzydko.
Na obiad pyzy ziemniaczane. Kupne ale dobre.
Nie przeczytałam jeszcze notatek do egzaminu, zajmę się tym wieczorem w łóżeczku... Lektura do poduchy. Za to jutro przeczytam dwa razy... Dzisiaj jakoś mnie mdli... Nie wiem dlaczego, bo tak poza mdłościami nie odczuwam nic innego.
Moja skóra przechodzi chyba załamanie nerwowe... Mam mnóstwo krostek, syfków, strupów... Co prawda drapię to cały czas i w ten sposób roznoszę po całym ciele... Nie wiem jak się tego oduczyć...
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 stycznia 2015, 14:43
Pouczyłam się... Czytałam aż zasnęłam...
Jutro ostatni dzień 12 tygodnia... Za tydzień mamy wizytę i zobaczymy się z naszym maleństwem...
Odliczam...
Ostatni dzień 12 tygodnia.
Mdłości są troszkę większe, ale znośne.
Za tydzień wizyta. Zaczynam się denerwować. Poza tym w sobotę egzamin. Muszę dzisiaj też poczytać, to może napiszę ten test.
Od wczoraj siusiam jak dzika. Myślę, że to przez herbatę z miodem i cytrynką. Nerki działają i filtrują. Raczej się nie przeziębiłam...
Jutro 13 tydzień. Kiedy to zleciało???
z tego wszystkiego kupiłam i zrobiłam test ciążowy... może to głupie, ale jest wyraźna pamiątka
12+0
Kończy się 12 tydzień i zaczyna ostatni w tym trymestrze.
Dolegliwości?
Ciężkie piersi i niekiedy bolesne. Zdarzają się mdłości, jednak nadal bez wymiotów. Zmiany na skórze są widoczne, ale nie są to przebarwienia tylko jakby trądzik młodzieńczy? A że mam obsesję na punkcie wyciskania wszystkiego, to nie wyglądam zbyt atrakcyjnie.
Jeśli zdam jutrzejszy egzamin, to do czwartku, czyli do samej wizyty, zrobię porządki w szafie w sypialni. Po co mi buty, w których nie chodzę, płaszcze na które nie mogę patrzeć, śmieci jakieś nie wiadomo skąd...
W pawlaczu też przydałoby się posprzątać, ale do tego potrzebuję męża, bo jest za wysoko i nie wskazane jest sięganie na wyższe półki. Tym bardziej, że pawlacz jest głęboki i wysoki...
Poprzekładam ciuchy tam gdzie zrobię porządek, a tam gdzie będzie pusto, przygotuję półki dla maluszka. Być może po wizycie kupię kilka rzeczy dla maleństwa, żeby były i czekały do sierpnia.
Czas leci bardzo szybko... Nim się obejrzymy, to szafa będzie zapełniona, pościel kupiona i przygotowana, pampersy w zapasie a kosmetyki na właściwym miejscu.
Egzamin napisany.
Wyniki jutro prawdopodobnie.
Spacer po plaży i gofry u teściów spowodowały drzemkę na dwie godziny. Hi hi hi hi
Wiadomość wyedytowana przez autora 31 stycznia 2015, 23:59
Zjadłabym kotleta schabowego z pieczonymi ziemniakami i kawałkiem ogórka kiszonego...
Czy to naprawdę aż tak wiele...
Wiem przecież, że jest 1:30...
Chce mi się płakać...
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 lutego 2015, 09:02