X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki ciążowe Moja terapia,♡♡♡ My i Bartek czyli moja rodzina ♡♡♡
Dodaj do ulubionych
‹‹ 3 4 5 6 7

23 września 2015, 16:13

34 + 6
Pół nocy człapałam jak opętana. Ból zęba! Cholera skubana ósemka, która postanowiła wyrosnąć właśnie wtedy gdy dowiedziałam się o ciąży! Urosła franca od razu zepsuta do usunięcia. Tylko, że "jest pani w ciąży, nie zrobimy rtg, ząb za bardzo wrósł w dziąsło, potrzebny chirurg, ale po urodzeniu. Proszę się modlić by nie bolało do końca ciąży." No i co? Koniec 8 miesiąca a ja łażę w nocy jak walnięta i myję zęby co 5 minut. Mycie, chwilowa ulga, 5 minut snu i znowu ból i znów się budzę. Potem płukanie zimną wodą i o pierwszej w nocy miałam dość. Nie był to straszny ból o nie, nawet pikuś czułam gorsze, ale upierdliwy jak cholera. Koniec mam dość. Pierwsza w nocy-apap. Zasnęłam, spałam do rana. Rano telefon do lekarza, jadę spróbuję pomoc. Panu doktor zagląda i cała śpiewka od nowa. Nic się nie da zrobić! No, ale spróbuję go zatruć, może coś to da, ale nie robiła bym sobie nadzieji. No to świetnie. Zrobiła co powiedziała i mówi że jak przyjdzie znieczulenie i będzie bolało to klops. Przyjść i wyjąć truciznę.
To było rano i już nie czuję znieczulenia. I jak na razie nie czuję bólu. Taka czuję się zmaltretowana, ale to i tak o niebo lepsze niż to co czułam wcześniej. Jadę teraz na sr obejrzeć porodówkę :) a potem odsypiam!

30 września 2015, 08:49

35+6 31 dni do tp wg. Belly (wf. Usg 28)
Wczoraj poszłam do fryzjera. Zrobiłam sobie sombre i mocniej ściełam włosy. Stwierdziłyśmy z fryzjerką, że tak będzie lepiej. Nie będzie odrostów no i spokojnie po porodzie i ogarnięciu się w pierwszych tygodniach po porodzie spokojnie do niej przyjdę.
Po drodzę odkryłam fantastyczny sklep dla maluchów. Wszystko dla dzieci od 0 do 12 lat. :) kupiłam 4 pieluszki flanelowe, bo prosiły położne na sr.
W związku z tym, że nie mogę się rozstać z malowaniem paznokci (robiłam sobie hybryde już prawie dwa lata) obskoczyłam pobliskie drogerie i kupiłam sobie w Naturze lakiery essence o formule żelowej, które po pomalowaniu okazały się fantastyczne polecam. No i oczywiście kupiłam też mały zmywacz, który zagości w mojej szpitalnej torbie. Spakuję ją w przyszłym tygodniu. Modlę się, żebym zdążyła, bo czasem mam takie bóle na spojenie łonowe (od kilku dni) taki skurcz z lekkim mrowieniem z bólem pleców. Nie wiem czy to coś czy to z przemęczenie, ale pojawia się to ostatnio szczególnie w dniach kiedy jestem zmęczona. Więc ogólnie wczoraj był dzień dla mamy. Acha i jeszcze ostatnie zamówienie na allegro i mam już wszystko!
Wracam sobie po tym fryzjerze i widzę niespodzianka, tatusia samochód na podwórku stoi. Większa niespodzianka spotkała mnie jak weszłam do domu. Otóż wchodzę do pokoju, mówię, że robię obiad a on siedzi zadowolony na łóżku i się śmieje. Odwracam się a tam kochane stoi łóżeczko dla maluszka. Złożone! Nie obyło się bez marudzenia, że brakuje mu stołu (bo musiał zostać złożony) no, ale musimy się przyzwyczaić. No i jeszcze jedno dziś w nocy chodziłam jak zwykle. Jakoś budziłam tatuśka więc kiedy marudził przypomniałam mu, że najwyższy czas by się już przyzwyczaił, bo będzie tylko gorzej. Czyli w skrócie w przyszłym tygodniu jak przywiozę sobie torbę od rodziców pakuje się w dwie i czekamy na rozwiązanie!

1 października 2015, 20:10

36+0
Miałam o tym nie pisać, ale jakoś po przeczytaniu wpisu Feśki poczułam, że nie jestem sama. A z drugiej strony to podobno mój pamiętnik, więc mogę pisać co mi się podoba. Dla tych co się nadmiernie stresują nie czytajcie!
Mój debilny brat, tydzień temu niby z dobrego serca ( dlatego debilny) powiedział mi o tragedii swojego kolegi, którego córka zmarła dzień przed terminem porodu. Niby wiem, co ma być to będzie, różnie może być. Stwierdził, że powinnam wiedzieć! Nosz kurwa! To, że jest starszy to nie znaczy, że ja zawsze gowniara nie mam świadomości, że są na świecie nieszczęścia.
No i tak, dzięki niemu od niedzieli mam jakieś w nocy schizy, gorzej śpię i co się obudzę to o tym myślę! Dziś nawet chodziłam i pilnowałam ruchów małego i już modlę się nawet o najbardziej bolesny poród byle szczęśliwy.
Potem przeczytałam u Tovy o tej kuzynce S. Kto czytał to wie. Straszne i znów się nakręcam.
No i jakby tego było mało to moja teściowa z babcią i siostrą Tatuśka odwaliły mistrzowski cyrk jak uslyszały, że już stoi łóżeczko. Nasłuchałam się, że czy się nie boimy, czy nie za wcześnie. Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa! Czy nikt nie mówił tym ludziom, że jak mają się tak odzywać to lepiej, żeby nic nie mówić? Czy naprawdę tak źle człowiekowi życzą? Bo z troski to na pewno nie jest. Kurwa mać.
Gdyby nie Tatusiek to chyba bym zwariowała. Ja wiem, że są tragedie na świecie, każdego co spotkało takie nieszczęście, przytulam mocno, ale być starą przesądną babą i gadać, żeby gadać to naprawdę skorzystały by babsztyle z mózgu. To nic nie boli.
Nie ma to jak rodzinka, na szczęście mam rodziców, którzy zawsze dodadzą mi otuchy, bo chyba musiałabym rodzić w psychiatryku!

3 października 2015, 20:45

Wiadomość wyedytowana przez autora 15 lutego 2016, 12:21

4 października 2015, 17:18

36+3
No dobra to teraz mogę wyjaśnić. Wczoraj po dwóch dniach ciągłego biegania miałam dość i tylko wrzuciłam zdjęcia.
Autorem owych zdjęć jest ten mój niedobry brat, który po otrzymaniu od naszej mamy ochrzanu, że jak śmie mnie tak straszyć przed porodem stwierdził, że się martwi o swoją małą siostrę i chciał mnie ostrzec, abym na nas uważała i pilnowała ruchów dziecka.
Może tak, ale wystraszył mnie cholera jedna. No, ale musiał odpokutować swoje winy, tak, że zrobił sesję zdjęciową.
Usłyszałam oczywiście, że do Top Model się nie nadaję bom drętwa, natomiast Tatusiek finał ma w kieszeni.
W piątek trochę pobiegaliśmy po mieście, zakupy i inne bajery, na wieczór poszliśmy do mojego brata. W sobotę tylko zdjęcia i spałam jak dziecko. Tak byłam zmęczona, że po siku o 23 nie wstałam aż do 9 rano. No nie pamiętam już kiedy nie musiałam wstać. Zwłaszcza, że ostatnio to tak po dwa razy wstawałam.
Fajna pamiątka i wybaczam mojemu bratu ten nietakt.
I tak z rzeczy dzieciowych to zazwyczaj Wigilię robi moja bratowa. Mają duży dom i do tej pory małe dziecko ( teraz Bartek będzie najmłodszy a Gabi ma już prawie 7 lat). Zapytała się mię wczoraj, czy w związku z nadchodzącą sytuacją pewnie nie będziemy chcieli przyjść na Wigilię. No bo mały, no bo jak? I, że pewnie chcemy spędzić razem te pierwsze święta. E? No sama nie wiem, może i dziwna jestem, ale oznajmiłam, że miło by było gdyby przygotowała święta z moja mamą, bo dziecko, dzieckiem więc gotować nie będę, ale chętnie się najem jak ktoś przygotuje. W związku z tym, że Wigilię zawsze co roku obchodzimy dwie, w domu rodzinnym Tatuśka i moim. W sumie to my powinniśmy robić to by była jedna, ale zebrać tyle ludzi to straszne, więc jakoś tak się utarło, że chodzimy w dwa miejsca. Tak, że teściowej oznajmiłam to samo. Miło mi będzie wsadzić dupe w samochód nie szykować, nie gotować, nie zmywać, chociaż w tym roku.
Jak będzie czas pokaże!

6 października 2015, 11:26

36+5
Wczoraj wstawiłam ostatnie pranie. Mam nadzieję, bo za każdym razem kiedy mówię, że jest ostatnie, pojawia się coś jeszcze do prania. To już tylko pieluchy, poprasuję i będzie z główki.
Z ciążowego samopoczucia to pół nocy czułam dyskomfort w dole brzucha. W spojeniu łonowym. Sama nie wiem gdzie. Tatusiek aż pytał czego kręcę się po tym łóżku, ale to nie to. Chyba? Myślę, że określenie samopoczucia przez słowo dyskomfort dalekie jest od porodu. Wtedy chyba powiem ból straszliwy.
I zauważyłam, że od paru dni i nie wiem czy to zwiastun czy jakaś inna cholera, ale skończyły się zaparcia. Chodzę normalnie do toalety a nawet kilka razy dziennie.
Ugotowałam tatuśkowi zupę i jadę na noc do rodziców. Ojciec w delegacji to umówiliśmy się na babski wieczór. Rano pobierze mi krew. Ostatni raz podczas ciąży! Mam w planach ostatnie zakupy, do końca tygodnia spakuję torbę i będę gotowa!

6 października 2015, 20:44

36+5
Popołudnie z moją mamą czyli plotki, ploteczki i te milsze i te mniej miłe ( o tym później ) i dużo jedzenia.
Otóż moi rodzice mieszkają na jednym osiedlu z siostrą i babcią Tatuśka. Tu się dawno temu poznaliśmy i zakochaliśmy. Jak śpiewał Sydney Polak "jak rzeka Wisła, płynie dziś na Tarchominie". Do rzeczy, moja mama któregoś dnia niedawno spaceruje sobie z moim pieskiem i spotyka siostrę tatuśka I mówi, że się martwi, bo to już niedługo i bla bla jak to mama. Na co ta suka, że no ma rację, że się boi, bo mi to chyba pi*de rozerwie, bo ja taka leniwa nic nie robię i tylko leżę i czytam Harrego Pottera. A i jeszcze jedno, jakby tego było mało to strasznie dużo jem! Na to moja mama, zrobiła obrót i stwierdziła, że z debilami się nie dyskutuje i obróciła się na pięcie i poszła do domu.
Nie dziwię się jej starej zgoszkniałej pannie, że ją zazdrość zżera no, ale ludzie trochę taktu! No i nie zapominajmy, że franca co tydzień wbija na obiad w weekend a w tym tygodniu oznajmiłam, że obiadu nie ma, bo my idziemy na zdjęcia i papa. No to trzeba było mi dupe obrobić do mojej własnej rodzicielki. O niech ona tylko się na obiadku pojawi. Już zapowiedziałam tatuśkowi, że mam zamiar zabić ją gołymi rękami. Więc, nie zgłosił sprzeciwu jednak zapytał czy nie lepiej jej coś do obiadu dosypać :) może! Zapytacie pewnie dlaczego Tatusiek nic jej nie powie, otóż jest takie powiedzenie "pluć świni w twarz a ona powie, że deszcz pada" co w naszym tłumaczeniu oznacza powiedziane wprost spierdalaj jest uznane jako żart :) pozostaje tylko wierzyć, że może kiedyś trafi się facet, który będzie na tyle cierpliwy, by z nią być i coś się zmieni.
Tak więc, na pocieszenie z mamą zjadłyśmy sobie pysznego chińczyka (nadrabiam przed porodem wszystkie fast foody) potem miły spacer, potem regeneracja sił w postaci kremówki. Dalej ulubiony serial a po nim pucharek lodów.
No i jeszcze jedno jeśli o plotki chodzi. W sumie nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Wrzuciłam na fejsa ciążową fotkę i zobaczyła ją moja kuzynka powiedziała ciotce i ta po kilku latach nie kontaktowania się z moją mamą postanowiła zadzwonić. Dodam, że drogi im się rozeszły po śmierci mojego wujka. Ciotka miała jakby żal, żałoba sprawiła, że odsunęła od siebie wiele ludzi. No a tu ciąża i raptem telefon zadzwonił. Ludzie przychodzą i odchodzą, rozumiem tragedię, nie rozumiem głupoty.
No, ale teraz to ja będę pokazywać świat, pomagać go zrozumieć i w dupie mam jakieś fochy. Eh musiałam to z siebie wyrzucić!

8 października 2015, 16:34

37+0
CIĄŻA DONOSZONA!
TORBA SPAKOWANA!
Ciężko było mi dziś się wytoczyć z łóżka! Zapytałam Tatuśka no i jak ja to zrobię? Jak urodzę? Odpowiedział, że normalnie. No tak! Chcę normalnie, siłami natury, ale nigdy nie wiadomo. Pakując torbę, próbowałam tatuśkowi zrobić szybki kurs dziecięcej bielizny, jednak po wyrazie jego twarzy strybiłam i stwierdziłam, że jak coś to któraś z babć pomoże mu dowieźć co trzeba.
Ogólnie to tego posta piszę sobie cały dzień. Po trochu do celu. Rano przerwałam, bo na zakupy i stwierdziłam, że oddam książki do biblioteki. Obecnie czytam Harrego, pożyczonego od mojego brata. Zaczęłam dziś ostatnią część a śmiałam się, że tylko skończę serię i idę na porodówkę, więc już niedługo :).
Po zakupach, obiad. No i stwierdziłam, że zjadła bym bitek w sosie, więc szykuję na weekend. Podsmażyłam sobie mięsko, teraz cebulka. Tatusiek poprosił jeszcze przed porodem o śledzie w oleju, więc też zrobiłam. Lubi dużo cebuli, więc już obrałam i pokroiłam ze 3 kg. A no i jeszcze pomyślałam, że może jeszcze przed porodem zjadła bym takiej duszonej z jajkiem. No to jeszcze z kilo obiorę a co?
W międzyczasie odebrałam telefon z pracy i koleżanki pytały czy nie czuję czy niedługo się nie rozdwoje? Przekazywały sobie telefon z ręki do ręki i każdej po kolei mówiłam, że jestem wciąż 2w1 i że dobrze się czuję a one jak bardzo za mną tęsknią. Miło mi się zrobiło:). W środę idę do lekarza to do nich zajrzę i pogadam pewnie ostatni raz przed pojawieniem się Bartka na świecie. I dzień prawie zleciał! Idę skończę z tą cebulą i wezmę się za Harrego. :):):) by na wieczór powiedzieć siostrze tatuśka, że kolejny dzień nic nie robiłam:).

10 października 2015, 09:02

37+2
Objawy końca ciąży :
Żarcie na potęgę. Jem, ciągle jem, jak nie jem to myślę co zjeść i tak w kółko. Żarcie i żarcie. Podobno normalne, jednak upierdliwe, bo nie mogę się najeść.
Jak się je, to się ... chodzi do toalety.
Czyli moje ciążowe zaparcia odpuściły. Nie mam biegunek często opisywanych na koniec, no ale w moim przypadku to o tak postęp o 100%.
Syndrom wicie gniazda.
Och yes! Jakiś czas temu zepsuł nam się zamrażalnik, ale żyłam bez niego i nieźle dawałam radę. No, ale w każdej chwili szczególnie na l4 mogłam sobie wyjść do sklepu i kupić wszystko świeże. Z Tatuśkiem często odpuszczaliśmy temat, bo mamy w domu wąskie schody i zniesienie starej lodówki i wniesienie nowej będzie najprościej na świecie trudne. No, ale chyba moje marudzenie w ostatnim czasie osiągnęło apogeum, bo wczoraj usłyszałam- zamów. Tak! Dziś Tatusiek odbiera śliczną nową lodówkę, w której wypełnię zamrażalkę aż po brzegi, tak, że nawet wojna nie będzie nam straszna .
Skurcze:
Czuję coraz częstsze napieranie na krocze i takie nie szkodliwe miesiaczkowe, chociaż nawet miesiaczkowe miałam mocniejsze. Bardziej zastanawiają mnie te uciski krocza, bo wtedy jest to bardziej nieprzyjemne. Ja to nazywam sprawdzanie terenu przez Bartka.
No i wysokość brzucha:
Jakoś nie czuję, aby zbyt mocno się opuścił, ale zgagi jakby ustąpiły? Może to fałszywy alarm, ale wydaje mi się, że od trzech może czterech dni nie jest źle. No i ostatnio byłam u moich rodziców, myję się w wannie( my nie mamy) i mam wrażenie, że mój brzuch leży na udach.
Więc już bliżej jak dalej:)

12 października 2015, 12:53

37+4
Chyba dopada mnie jakieś przeziębienie. Deprecha i wszystko po kolei. Wypiłam mleko z masłem i miodem i jakoś ciepło mi nie jest. Koc na głowę i idę spać.
Bartek ma w nosie, że proszę go by wyszedł. Chyba będziemy razem aż do osiemnastki.
Tatusiek jeszcze prosił bym do szpiatlowej wyprawki dorzuciła kocyk dla Bartka i jakoś zwlekam. Zaraz podniosę tyłek i wrzucę do szuflady. Wszystko mnie boli, chce mi się płakać, hormony dają mi popalić.

13 października 2015, 15:30

37+5
Marudzenie i urojone przeziębienie minęły. Czuję się znacznie lepiej, dzięki dziewczyny za miłe komentarze.
A dziś dopadło mnie jakieś dziwne, nowe doświadczenie. I słyszę za plecami "co się dzieję" i już na równych nogach. Na co ja, że nic tylko toczę się na siku, więc położył się i poszedł spać dalej. Jednak czujność jest:)
Już od stu lat chyba nie jadłam leniwych, więc sobie zaczynam robić. Zagniatam ciasto, wykrawam kluski fajnie jest. Nastawiam wodę i nagle dopadło mnie przerażenie. Tak, czuję jak w środku cała dygoczę. Robię herbatę, i rozsypuje cukier po całej kuchni, bo z wewnątrz przenosi się to na zewnątrz. Ręce mi się trzęsą, mały wariuje w brzuchu! Dalej robię swoje, kluseczki się gotują ja sprzątam kuchnie i nagle czuję jak cały ten lęk ulatuje ciepłem po plecach. Zastanawiam się co to do cholery było i po chwili czuję się zupełnie normalnie.
Jutro wizyta u lekarza, może on powie mi o co chodzi, ale ja wiem. Nie było to bolesne, ale dziwne jak cholera!
Jakoś nie myślałam do tej pory, że Tatusiek się martwi zastanawiałam się właściwie czy do niego dociera, że poród już za pasem. Dzisiejszej nocy jednak mnie zadziwił. Jakoś nie mogłam się wytoczyć z łóżka na siusiu. Podnosząc się wydałam z siebie oddech połączony razem z jęknięciem.

14 października 2015, 14:30

37+6
Byłam dziś u lekarza, no i pluenta wizyty brzmi " jest pani ciężarna a nie rodząca w chwili obecnej". Moja szyjka podobnie jak mój syn pierworodny, mają gdzieś to, że już mam chęć urodzić.
Dostałam skierowanie na ktg i za tydzień mam iść. Czyli norma wszystko git. Pan doktor pożegnał się ze mną, bo stwierdził, że pewnie już się nie zobaczymy, ale jak tylko mały będzie gotowy na podróże to chce bym do niego wpadła. Tak mi się miło zrobiło! Po wizycie cała w skowronkach, choć z nutą przygnębienia, że porodu ni widu ni słuchu, drałuje sobie do pracy w celach zniesienia zwolnienia, oraz oczywiście towarzyskich. Po czym pod samą firmą łapie mnie taki skurcz, że myślę " jasny gwint,jak to jest nic, to czy ten poród da się jakoś odwołać?". Zatrzymałam się podyszałam ciężko i uf, przeszło!
Poplotkowałam z koleżankami i zadowolona na zakupy, no bo zamrażarkę zapełnić trzeba. No to jak sobie przywaliłam 5 kg różnego mięsiwa, to myślałam, że zdechnę i znowu skurcz. I tu moja myśl " kurde 5 kg mięsa a ja zacznę rodzić i tego nie zamrożę". I teraz sobie siedzę i myślę sobie, ale że mnie debil!
I na koniec wracam sobie pociągiem do domu i siada koło mnie pani. Koło mnie? No chyba na mnie i wierci się jak pięciolatka. Szlag mnie trafia, ale wyciągam jej delikatnie moją kurtkę z pod tyłka i olewam. W dupie, już nie daleko. Po czym miła towarzyszka mej podróży wciąż się kręci i na cały wagon ( przepraszam za określenie) wciąga gluta! Nienawidzę tego, obracam się do okna i już czuję jak się robię chora i trafia mnie szlag. Po czym pani chyba po złości, używa rękawa do wytarcia nosa! Myślę sobie, że zaraz padnę no, ale może nie ma chusteczek a ten katar tak nagle zaatakował, ale nie pani po kilku fluknięciach wyciąga chusteczki.
Eh jak można ją się pytam? Potem się dziwić, że te choróbska są wszędzie jak z higieną to u nas na bakier.
No i taki oto był dziś dzień! O!

15 października 2015, 11:21

38+0

U mnie dziś na wkładce pojawił się śluz. Czuję wilgoć i zastanawiam się co i jak i czy to coś oznacza.
Eh, mam wrażenie, że wszystkie tkwimy w zawieszeniu z pytaniem czy to już i kiedy mamy nadzieję, że coś to nasze ciało odpowiada "hihi taki żarcik".
Koleżanka z pracy wczoraj powiedziała, że często z moją mamą obstawiają różne scenariusze, terminy i inne bajery ( razem jeżdżą autobusem). Ale ona już nie obstawia, bo moja mama zawsze wygrywa co do płci i innych zwiastunów. I jeśli moja mama mówi, że poród będzie przed terminem to ma rację. Oby moja mama miała rację. I mam nadzieję, że dobry z niej prorok, bo twierdzi, że mój poród będzie szybki. Oby, oby! Więc relacja na dziś. Wciąż jestem w jednym kawałku i czekam :)

16 października 2015, 18:20

38+1
Rano obudził mnie skurcz i wielkie siku. Oczywiście jak wstałam to było już po wszystkim. Już nie zasnęłam, przeleżałam tak, potem wstałam, ale jakiś taki ból w plecach został.
Potem powoli przyszykowałam sobie na jutro devolaye. Podzieliłam kotlety, pozawijałam i tylko na jutro obtoczyć mi zostało. Cały czas patrzyłam gdzie tylko usiąść, bo jakoś tak ciężko mi stać.
Pierwszy raz dzisiaj zapytałam Tatuśka czy będzie pod telefonem cały dzień. Mówi, że tak a co? Mówię, że nic, może sama w sobie szukam objawów. No, ale dziś to nawet trzy razy w toalecie byłam. Jak nigdy!
W dzień mnie zmogło i odespałam trochę, jak powiedziałam o wszystkim mamie to mówi, że dobrze, że spałam, bo to mogą być dla mnie ostatnie chwile spokojnego snu.
Bartek się wierci tak mocno, intensywnie i powoli. Czuję się jakby mi wszystkie wnętrzności chciał poprzestawiać. No i jak dziś zmywałam to zauważyłam, że jak się schylam do zlewu to mam brzuch w kroku i na udach, czyli schodzi w dół. Tyle z frontu!

18 października 2015, 19:37

38+3
Zaglądam na belly a tu cisza, chyba jak nigdy. Jakoś nie daje mi spokoju myśl, że Madu chyba doczekała się oczekiwanego i dowiemy się, że Leoś pojawił się na świecie.
Nosz cisza jak makiem zasiał. Mój synek też taki jakiś cichy. Denerwuje mnie jak diabli, co prawda reaguje na bodźce, jak zjadłam lody to z radości, aż czkawki dostał. No i właśnie lody. Wielka porcja staje się lekarstwem na zgagę. Dobrze, że nie odkryłam tego wcześniej, bo nie zmieściłabym się w drzwi. No i oczywiście kiedy napisałam, że syn mnie olewa to zrobiłam kopa :). Zupełnie jak ojciec, jak cały dzień siedzi przy komputerze i pracuje to jak się odezwie wreszcie to odrazu wiadomo, że jest obecny. No więc syn przy tej beznadziejnej pogodzie chyba się wyspał i daje znać, że czuje się dobrze. Co do mnie to kolejny leniwy dzień za nami. Mam nadzieje, że jeden z ostatnich!

20 października 2015, 11:00

38+5
Tak i mnie dopadła telefonowo, podwórkowo, sąsiadowo, pracowa ciekawość. Każdy kto do mnie dzwoni mam wrażenie, że wzdycha zawiedziony gdy odbieram telefon. Natomiast ja już się nauczyłam odbierać tekstem "nic się nie dzieje".
W sumie to nie wiem co gorsze to moje oczekiwanie, choć nawet nie osiągnełam terminu a już się nakręcam czy tak jak u kuzynki Tatuśka, która ma mieć cesarkę i od dziś (na dziś ma termin) leży w szpitalu i czeka aż się zacznie.
Z jednej strony ma opiekę całą dobę, ale takie leżenie w zawieszeniu czekając nie wiadomo ile. Ona urodziła się 10 dni po terminie.
Nawet tatuśkowi się chyba udzieliło to oczekiwanie, bo wczoraj zapytał się mnie czy nasz syn wybiera się na świat czy pozwoli tacie jeszcze sobie piwko na wieczór wypić.
Bartek jest dla taty wyrozumiały a wydaje mi się, że skoro to ja od 9 miesięcy o niego dbam to jakoś powinien być bardziej wyrozumiały dla mamy. :):) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :)
Na początku bałam się porodu, tego czy będę dobrą matką czy sobie poradzę. Teraz wstając na siku, wiem, że będę wstawać częściej i czy będę wiedzieć czy mam zmienić pieluszke czy dać cyca. Nie wiem sama, ale nie chce już czekać chcę się przekonać.
Może na czwartkowym ktg coś się wyjaśni, zobaczymy, mam tylko nadzieję, że nie przesiedze całego dnia bez sensu w szpitalu. Zobaczymy!

22 października 2015, 13:58

39+0
Dzień z ktg! Najadłam się strachu po uszy. Pojechałam i fajnie czekam na swoją kolej i fajnie. Znerwicowana trochę jestem, bo mój syn od wczoraj przestał wykazywać cechy ojca i przestawił się na tryb mama. Czyli ze skaczacego ADHD w brzuchu zrobiło się senne dziecię.
Wieczorem wycie i ryk do słuchawki mojej mamy, ale myślę na cóż ta panika ruchy są. Więc mówię do tatuśka, że się boję i ryczę w głos a on do mnie, żebym skończyła zachowywać się jak moja własna matka, bo skoro pół nocy łaziłam i grzebałam w lodówce to może okazała bym trochę szacunku męskiej części tej rodziny. Patrz on i syn i dała im się wyspać. Po małej reprymendzie usiadłam spokojnie i odpuściłam, ruchy są a jutro ktg.
Więc podłączona zostaję do ktg a pani położna, że marnie to moje dziecko coś i wzywa lekarza a ja zawał. Nie mówiąc już o tym, że przed badaniem moje ciśnienie to 150/90. A pan doktor popatrzył i kazał zjeść, coś wypić i wrócić. No to ja grzecznie, zjadłam wypiłam i wróciłam. Syn się ogarnął i drugie było git. No, ale strachu się najadłam. Następne ktg w niedzielę. A do tego czasu słucham mego dziecka!

25 października 2015, 18:31

39+3
Dziś na ktg, wszystko książkowe, akcja serca Bartka plus zero skurczów. Jakie tam wyjście na świat? Jemu dobrze u mamusi i nigdzie nie idzie.
To był długi dzień. Rano, na szczęście tylko godzina na ip, potem pojechaliśmy na wybory. W końcu to przyszłość mojego syna, no a potem obskoczyliśmy nasze rodzinki. Doceniam to, że mieszkają na jednym osiedlu, bo 2 godzinki tu i dwie tam, dla nas jedna wyprawa i wszędzie sprawiedliwie.
Wizyty zaliczone, my już w domu, jestem zmęczona, poogladam telewizję i nic więcej nie robię. Od rodziców przywiozłam sobie trochę ciuszków. Synu wychodź! Matka chce ponosić ciuchy z przed ciąży! Czyli wciąż w dwupaku bez perspektywy rozpakowania!

26 października 2015, 15:15

39+4 98%
No chyba mnie pogięło jakoś do reszty.
Z jakieś dwa tygodnie temu dostałam jeszcze niewielką torbę z ubrankami dla Bartka, ale wcisnęłam ją na dno szafy i powiedziałam sobię, że upiorę te ciuszki dopiero jak mały się urodzi, bo i tak coś pobrudzi to i tak będzie pranie.
Jednak nie no po co czekać? Dziś robiłam duże "nasze" pranie no to wrzucę te ciuszki małego.
Jakby tego było mało to wieszając te ciuszki postanowiłam, że większość z nich z racji wygody i uroku osobistego powinno trafić do torby do szpitala.
Pranie się suszy ja dziwnie się czuję i jak chciałam już urodzić tak synek ma się wstrzymać do czasu aż pranie wyschnie i je wyprasuje.
Tak sobię myślę, chyba mam jakiś problem z głową przecież to nie ma znaczenia w co Bartek będzie ubrany, byle czyste i wygodne, ale nie w moim mózgu jakoś zrobiła to się sprawa życia lub śmierci!
I włączył mi się tryb porządkowy, bo mam jakąś obsesję na punkcie kurzu. Widzę każde ziarenko! Każdy pyłek!
Po za tym, głodna jestem wiecznie i nie mieszczę się już w swoją skórę. Czekam na Ciebie synu!

27 października 2015, 10:18

39+5
Tatusiek podejmował mi pranie ze sznurka. No nie jestem w stanie. Czuję się strasznie parszywie. Od drugiej w nocy głowa tak mnie boli, że chyba zaraz mi eksploduje. Sen nie pomaga!
W nocy łaziłam, bo nie widziałam co mam ze sobą począć i tak zladowałam w drugim pokoju i przysnęłam. Obudziło mnie wołanie Tatuśka gdzie jestem. Zaniepokoił się, bo z naszego wyra widać kuchnię i łazienkę a tam mnie nie było.
Podniósł się z łóżka i po odnalezieniu mnie zażądał powrotu do wyrka. Jak śpię koło niego ma większą kontrolę.
O 8 obudził mnie jeden soczysty skurcz i tyle tego było. Wystarczająco, żebym już nie zasnęła. Nawet patrzenie sprawia mi ból! Mierzyłam ciśnienie i jest prawie książkowe. Zresztą, mam wrażenie, że to zmęczenie materiału, bo boli mnie już chyba wszystko.
Zaraz wezmę się za prasowanie, bo mam wrażenie, że muszę to zrobić teraz! Bez dwóch zdań a potem może znów się położę? Sama nie wiem uszy mi zaraz pękną z bólu.
Zastanowię się jeszcze nad obiadem, może jakoś na raty dam radę a jak nie to trudno, mi się nawet jeść nie chcę! Idę prasować, bo czas ucieka!
‹‹ 3 4 5 6 7