Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki ciążowe Moja terapia,♡♡♡ My i Bartek czyli moja rodzina ♡♡♡
Dodaj do ulubionych
‹‹ 3 4 5 6 7

29 października 2015, 07:34

40+0
TERMIN PORODU
Wybieram się na ktg. Zobaczymy co w trawie piszczy! Czuję jakbym Bartka już między nogami nosiła a tu jeśli chodzi o rozwiązanie to jakoś niewiele się kroi.
Standardowo wszyscy do mnie dzwonią i pytają, z jednej strony rozumiem, ale ludzie a jakbym tak rodziła? Mam odebrać między jednym skurczem a drugim? Zadziwiło mnie to, że odebrałam wczoraj aż trzy telefony z pracy. Jedna koleżanka się osmieliła zadzwonić, no bo przecież nie odbiorę jak rodzę. Powiedziała drugiej, że nie rodzę to i ta zadzwoniła. No a na wieczór, mój kochany kierownik! Mówię mu, że to miłe, że tak wszyscy pamiętają a on mi mówi, że oni na pracy się skupić nie mogą, bo o niczym innym nie gadają! Miłe to takie, nawet nie przypuszczałam, że za nimi zatęsknię i, że oni będą tęsknić za mną.
No to jadę na to ktg, jak nic w planach mój syn nie ma to potem pojadę na wizytę do mojego gina, bo mi się zwolnienie kończy i zajrzę do tych moich koleżanek!

29 października 2015, 15:30

Po Ktg skurczów brak, opinia lekarza ze szpitala "porodu nie widać". Pff! No to się wkur... ale co to za lekarz co tylko na ktg patrzy, gada jednocześnie przez telefon i pisze na fejsie. Więc w związku z końcem zwolnienia idę się spotkać z moim lekarzem. No i od razu wieści jakieś takie bardziej pozytywne. Po badaniu tętna okazuje się, że Bartek jest już bardzo nisko, czyli brawo ja (podobno będzie szybciej) no i po badaniu ginekologicznym uwaga: szyjka krótka i miękka. Czyli po raz pierwszy usłyszałam taką diagnozę a mój lekarz dodał jeszcze, że uwaga: szykował by się w każdej chwili.
Czyli mam nadzieję, że Tatusiek dziś mi pomoże i doczekamy się Bartka na dniach lub nawet godzinach?

30 października 2015, 15:07

40+1
Belly samo nie wie kiedy ten termin porodu. Wg. kalendarza na pierwszej stronie i mojego lekarza to wczoraj, wg. detektora na pierwszej stronie, usg i owulki to jutro. No nic, zamelduję się!
Otóż mój dzisiejszy dzień wyglądał tak:
POPŁAKAŁAM SIĘ NAD MIELONYM!!! co więcej (co dla mnie dziwne), piszę wpis na komputerze! Zawsze to robię na telefonie, no ale do sedna to wyjaśni się dlaczego w ogóle włączyłam komputer.
Zaczęło się od tego, że moja bratowa wysłała mi wiadomość z pytaniem o prezenty choinkowe :) Tak wiem, co myślicie! W październiku! Jakoś tak się u nas utarło, że lepiej wcześniej zanim zacznie się to całe szaleństwo no i łatwiej jest rozłożyć wydatki, jak zacznie się zakupy odpowiednio wcześniej. Co więcej, tradycja, że to ja jestem Świetym Mikołajem to jakoś nie bardzo wiem skąd się wzięła! Może stąd, że chyba znam całą moją rodzinkę na wylot i mam konto na allegro. Tak, że ja podaję mojej bratowej co preferowałabym ja, Tatusiek i moi rodzice. A ona co mój brat ona i ich siedmioletnia (prawie) córeczka! No i ja kupuję na allegro, bądź sklepach internetowych, składając zamówienia w jakąś jedną logiczną całość, moja mama robi mi przelewy. Jednocześnie oglądam co dla nas wysyłam linki do bratowej i tak sobie szykujemy prezenty. Oczywiście w pełnej konspiracji, bo najmłodsza dzięki naszym oszustwom w słusznej sprawie wciąż wierzy w Mikołaja!
Tak więc jedyne czego nie lubię robić w wersji mobilnej to zakupy na allegro dlatego musiałam włączyć komputer! No, ale co z tym mielonym?
W przerwach między aukcjami i innymi bajerami postanowiłam zapewnić rodzinie Tatuśka obiad (na wszelki wypadek jakbym weekendu nie doczekała)bo pewnie wpadną jak będą w pobliżu na grobach. Chciało mi się mielonych no to siup. Lepię sobie te kotlety i wyobrażam sobie moją do tej pory najmłodszą bratanicę jak cieszy się z prezentów i głośno krzyczy "braciszku, Tobie Mikołaj też przyniósł!" (tak uroczo na Bartka mówi a ja znów płaczę). No strasznie a nawet straszliwie mnie to rozczula. Gabi zawsze, to bardzo przeżywa, zbiera tyle prezentów, że można by ją w nich zakopać, ale cieszy się niesamowicie z każdego. Myślę, że Bartek nie wiele zrozumie, na pewno osoba Świętego Mikołaja będzie czym abstrakcyjnym, może nawet strasznym, jednak to będą nasze pierwsze, wspólne rodzinne święta (znowu ryk).
Jejku od wczoraj najczęstszym pytaniem po za tym czy przypadkiem już nie rodzę , to takie czy się boję? Chyba już nie! Na pewno się bałam, myślałam i rozważałam. Teraz? Nie myślę o niczym innym jak to, że chcę wziąć mego syna w ramiona i kocham mojego niedoszłego ślubnego (tak my nie mamy ślubu, ale co tam nie wyprowadzałam was z błędu). Rozczulam się na myśl, jak bardzo jestem szczęśliwa! Tak, że jeśli chodzi o poród to nie spotkam się Bartusiem jak go nie przetrwam i nie przeżyję dlatego się nie boję chcę i czekam!
I jeszcze jedno z cyklu "czy poród blisko" brzuch to praktycznie na kolanach trzymam. Chyba wczoraj to tak się nalatałam po mieście, że opadł mi tak nisko, że jej. Zresztą sama jestem pod wrażeniem, bo nóżki małego to czuję na wysokości pępka. Już nie dostaję po żebrach, natomiast napiera na kręgosłup w odcinku krzyżowym.
No a i nasze życie toczy się dalej, czekamy!I wiecie co? Za dwa miesiące i jeden dzień kończymy rok 2015. Czy każda z was pamięta dlaczego na początku stał się dla was wyjątkowy?
Ja pamiętam! Po ostatniej styczniowej miesiączce zobaczyłam te upragnione dwie kreski a z kilka dni spotkam mojego synka!

P.S. Feśka trzymam kciuki, jak widzisz porodu nie da się zaplanować! A dziś jest piątek :)

31 października 2015, 16:51

40+2
Budzę się rano i chlust! Raz, dwa, trzy i na kibel i jeszcze większy chlust, no to co myślę jak nic wody. No ale zaglądam w kibel a tam takie to krwawe. Więc myślę co do cholery? Wody czy nie? Agania pisała, że słodkawy zapach no, ale co ja poradzę jak wodę spuściłam a wkładkę wrzuciłam no klops. Więc drę się do tatuśka, że chlusnęło więc niech da ten podkład poporodowy, na wszelki wypadek. Jak mi to z paczki wyciągnął ( nie robiłam wcześniejszych oględzin) to myślę może podpska wystarczy. Założyłam! Tatusiek pyta czy jedziemy. Nie no co tam, muszę się wykąpać zjeść śniadanie on się wykąpał. A po tym chlust to już tylko taki okres dzień przed ostatni mi został i tak kap kap kap. Dobra jedziemy. Na ip ogarneli ktg lekarz zbadał dowcipnie, usg dopochwowo i przez brzuch ponowne ktg i słyszę. No ma pani wyjątkowo parszywe odejście czopa śluzowego. Jutro na kontrolę i powiem tak siedzę mam nieregularne skurcze, czuję się jakbym miała okres, czasem skurcz jest mocniejszy. Generalnie wolę siedzieć, ale kurde ile to jeszcze potrwa? Choć nie narzekam bo bardzo nie boli, ale męczy!

2 listopada 2015, 13:58

40+4
Dziś kolejne ktg. Od soboty chodzę na nie codziennie. Trochę mnie to męczy, bo codziennie spędzam pół dnia w szpitalu. Odkąd odszedł mi ten czop w sobotę to czuję też skurcze. Do dziś były na wysokości kręgosłupa i były mało konfortowe. Dziś rano zaczęły się z brzucha. Ktg już nie jest płaskie, ale na poród to nie wygląda. Dziś po badaniu lekarz powiedział, że szyjka jest ładnie sformowana i przepuszcza dwa palce. Kontrola jutro lub za dwie godziny jak sytuacja ulegnie zmianie! No, ale czuję skurcze wody odejść nie muszą i w sumie nie wiem czego mam się spodziewać. Jedyny sposób na uciszenie skurczów to leżenie na płasko. Więc staram się nie podnosić.
Jakoś nie wydaje mi się żebym przegapiła poród, jednak mam jakieś takie obawy, że będzie za późno. Nie wiem jak traktować tą szyjkę a wody wcale nie muszą odejść prawda? Oj z tym moim synem. Leżę i czekam zobaczymy jutro ♡♡♡♡♡♡♡

5 listopada 2015, 20:09

40+6
Bartek jest już z nami. 4.11.2015 o godz.22:00 z wagą 3300g dl. 53 cm i 10apg. Poród sn po długich przejściach opowiem później!

8 listopada 2015, 09:12

Ciąża zakończona 4 listopada 2015
Jak pisałam wcześniej w sobotę odszedł mi czop śluzowy. W dość spektakularny sposób, tak że myślałam, że to wody. Od soboty zaczęły się dość regularne skurcze co 5 minut. No i tu kops skurcze były, ale na ktg się nie pisały. I tak codziennie chodziłam na ktg. Mimo, że mówiłam co mi jest i w badaniu było rozwarcie, wszyscy mówili już niedługo.
W środę też zostałam odesłana z izby przyjęć do przychodni przyszpitalnej aby lekarz w mojej karcie po raz kolejny napisał, że wciąż nic z tego. Jednak kiedy weszłam do gabinetu złapał mnie skurcz a lekarz to zauważył kazał wejść na fotel. Rozwarcie 6 cm w skurczu, przecież pani rodzi! Kazał mi wrócić na izbę przyjęć i wystawił skierowanie do przyjęcia na oddział. Tym razem na izbie zostałam zbadana i lekarz potwierdził. Poród w trakcie. No i tu zagwostka co z tym ktg?
Otóż skurcze były, ale... na tyle mocne by doprowadzić do rozwarcia, ale nie do drugiej fazy porodu. Trzeba było pomóc.
Dostałam coś jak oksytocyna (tylko słabsze) bo to nie indukcja tylko wsparcie organizmu. I się zaczęło. W związku ze zmęczeniem położna zdecydowała, że dostanę dolargan, bym trochę odetchneła po tylu dniach i odpoczęła przed tym najtrudniejszym momencie. Tatusiem był przy mnie i cały czas rozważał czy zostanie do końca słysząc krzyki z sal obok.
Po podaniu dolarganu podobno miałam spać, jednak mimo błogiej ulgi między skurczami byłam w stanie rozmawiać z Tatusiem.
Mój organizm był dość opony i po jakimś czasie musiałam dostać drugą dawkę dolarganu. I tak od 13 skurcz za skurczem aż do 21 gdy powiedziałam położnej, że muszę wyjść na kupę a ona do mnie, że to nie kupa tylko rodzę dziecko. Kiedy mnie zapewniła, że nic pod siebie nie zrobię( taka blokada umysłowa) byłam gotowa parłam ile sił. "Dmuchałam świeczki", tatusiek podawał mi wodę, trzymał za rękę, pilnował dobrych pozycji, motywował. Na szkole rodzenia był tylko raz, ale dobrze wiedział, nie to nie my wiedzieliśmy to fantasyczna położna wiedziała, mówiła instrułowała a my słuchaliśmy i działaliśmy. I tak w ciszy o 22 na świat przyszedł Bartek. Ginekolog stwierdził, że jak powiadomiono go o porodzie to gdyby nie to, że usłyszał płacz dziecka to by nie uwierzył. Natomiast położna stwierdziła, że chyba nigdy nie miała tak zdyscyplinowanej pierwiastki. Nie boję się rodzić drugi raz.
Gdy Bartek się urodził, był owinięty dwa razy pempowiną. Stąd słabe ktg, oboje byliśmy zmęczeni, ale szczęśliwi. No u mój synek nie próżnował od razu złapał cyca i tak leżeliśmy ze 3 godziny. Nie obyło się bez nacięcia, ale to nie ważne. Teraz dopiero to czuje. Po samym porodzie miałam chęć tańczyć ze szczęścia. (Nie pozwolili mi :)) i tak mam synka
Zwariowaliśmy na jego punkcie, tata przeciął pempowinę, nosi go przebiera i jest w nim tak zakochany jak nigdy. BARTEK zrobił nam prezent przyszedł na świat dokładnie w dniu kiedy miało 13.5 roku naszego związku. Co więcej odnowił w nas miłość i obudził nową. Nasz syn 3300 gram szczęścia! Kocham was chłopaki!

Wiadomość wyedytowana przez autora 8 listopada 2015, 15:16

8 listopada 2015, 15:03

Wiadomość wyedytowana przez autora 14 lutego 2016, 16:02

24 października 2017, 01:20

Kontynuacja pamiętnika w KidzFriend - zapraszamy

28 września 2018, 23:47

No dobra piszę tutaj choć nie przeniosło mi wszystkich wpisów z kidz. Nie mogę tam być. Trafia mnie szlag a u nas dzieje się bardzo dużo. Milion zmian.
Wrzesień rozpoczyna choroba. Zapalenie ucha w połączeniu z przedszkolem to raczej słabe połączenie.
Po antybiotyku w tą środę na nowo przedszkole i duży płacz tęsknota za rodzicami a jednocześnie rozdarcie gdyż przedszkole jest fajne, są koledzy i ciocia.
No właśnie ciocia, jaka nam się cudowna kobieta trafiła, kocha dzieci, uwielbia jest cudowna i Bartuś ją uwielbia no anioł! Zapytany dlaczego płacze skoro tak lubi przedszkole odpowiada że tęskni za mamą i tatą, bo komu nie jest ciężko przy rozstaniach.
Tak się cieszę z powrotu na belly, że potraciłam wszystkie wątki. Obiecuję się poprawić i powoli opisać co i jak. Pożegnanie że smoczkiem, pieluchą i kilka innych wakacyjnych przygód. Pozdrawiam brzuchatki i mamusie i wszystkie z was ! Dobrze być w domku! Dzięki Lentilko!

Wiadomość wyedytowana przez autora 28 września 2018, 23:49

1 października 2018, 07:05

No nic nie pomagało. Mońko, kolega smoczek na dobre i na złe w zdrowiu i chorobie i takie tam. Wszyscy znają, całą resztę najlepszy towarzysz życiowy a nasza zmora, bo w przedszkolu mówią nie! Logopeda upomina a my słabi psychicznie rodzice nie potrafimy go zabrać.
Tak o to na swoje drodze spotkaliśmy Ulę, fantastyczną przedszkolankę. Poznaliśmy się w porcie w którym spędziliśmy całe wakacje (ale to inna historia) i Ula często mówiła tłumaczyła opowiadała.
Przyszedł dzień kiedy była zabawa wszyscy tańczyliśmy, bawiliśmy się i szaleliśmy a Bartuś razem z nami. Nie muszę chyba mówić, że Ula ze względu na wiele fajnych zabaw i pomysłów stała się ulubieniacą Bartusia. Tak sobie tańczymy. Fajna zabawa Ula wywija z Bartkiem i smyr mu smoczka z buzi jednym ruchem pokazała Bartusiowi jak smoczek ląduje w wodzie. Mój syn zawiedziony i mówi "oddaj to" a Ula do niego, że nie może, bo wyrzuciła do wody i rybki go zjadły. End od story moi mili. Ula przekazała mi tego najcenniejszego mońko smoczka i powiedziała, że teraz decyzja należy do mnie, bo jeśli się ugnę i oddam to Bartuś już nie uwierzy w inne historie. Pierwszą noc się budził, po powrocie do domu kombinował, bo wiedział, że gdzieś tam jest zapasowy kolega. Dziś mija trzy miesiące jak nie mamy smoczka i widzę jak wyraźnie mówi i mimo to kiedy mocno zaśnie układa język " do smoczka". Z tego co pamiętam na zebraniu w przedszkolu, potrzeba ssania trwa do 6 miesiąc a życia po tym czasie najlepiej zamienić smoczek na maskotkę czy pieluszke, ale ja byłam zbyt słaba i tak oto smoczek był z nami 2,5 roku.
Tak naprawdę to nie dla dziecka było trudne rozstanie tylko dla nas rodziców. To my byliśmy zbyt słabi. Chwilę później pożegnaliśmy pieluchę, ale to już inna historia...

4 października 2018, 07:22

PIELUCHĘ CHCE!!!
Tak było kiedy tylko próbowaliśmy założyć majtki. Majtki no cóż paliły w pupę i kiedy zbliżał się czas przedszkola mama coraz bardziej nerwowo podchodziła do sprawy.
Początki były na luzie. Ot co jakiś czas na nocnik, tak bez spiny aż zrobił na kibelek z nakładką i się zaczął strach. Chyba dźwięk wpadającego siusiu do kibelka spowodował ogólny strach przed sikaniem gdziekolwiek po za pieluchą. Każda próba posadzenia Małego gdziekolwiek skutkowała wygięciem w chińskie dziewięć i krzykiem "nie, nie chce".
Dobra odczekamy, mamy czas, list z przedszkola, dostaliśmy się. Spotkanie dla rodziców w czerwcu i kategoryczny zakaz pieluch! Trzylatek nie potrzebuje!
Dobra przed nami wakacje. Damy radę. Na spokojnie siadamy, udało się nocnik nic nam nie odgryzł. Nawet pojawiło się jakieś siusiu, no to "papa", ale zero sygnalizowania mówienia, majtki wciąż są be. No i nadszedł ten weekend, gorący palący lipcowy weekend. Cały weekend (nawet pół nocy) spędziliśmy w wodzie. Takiego wieczoru chyba dawno nie mieliśmy- my dwoje i my troje. Bartuś był z nami póki starczyło sił. Moczyliśmy nogi za łódką, bo w ogóle fajnie się płynie i moczy nogi, fajniej się moczy je w nocy, kiedy woda jest cieplejsza od powietrza. No a potem my noc pod gwiazdami i my, po za światem w ciemności na odludziu. Tylko nasza łódka i my i jacyś wędkarze gdzieś w oddali. No, ale o pieluchach miało być :)
Tak, że jak tu pieluchę zmieniać przecież trzeba wyjść z wody, pielucha ciężka nie wygodna, ale te majtki to jakieś takie fajne, no i tata pokazał, że żeby zrobić siusiu to wcale siadać nie trzeba. Parę kroków z wody siku pod krzaczek i z powrotem w wodzie. W porcie też można pod drzewko i specjalnie nie trzeba zabawy przerywać. W sumie wystarczy powiedzieć i mama z tatą ogarniają. Od tego weekendu zaczęło siku na nocnik i w krzaczki. Co z kupą? Mama nie wie, choć tata twierdzi,że dwa razy majtki prał. Choć myślę, że to z powodu nieogarnięcia taty. Moim sposobem było pytać co chwile do znudzenia aż w końcu po pierwszej kupie pojawiły się następne i cieszyły bardzo. Bartuś odpieluchowany po za jazdą samochodem i nocą. Aż któregoś dnia zapomnieliśmy założyć do samochodu. Obecnie pieluchę nosi tylko na noc, choć jest sucha a raz mnie obudził, bo mu się chciało a w pieluchę nie chciał.
Jedno wiem, na wszystko przyjdzie czas a ile ja się nasłuchałam, że jestem leniwa matka, bo dziecka na nocnik nie umiem nauczyć. Eh nie ma jak teściowa ...

19 października 2018, 11:04

Ble ble brak czasu, znowu! Tak od 17.09 zaliczyliśmy już dwa zapalenia ucha i parszywą infekcję, której ciężko się pozbyć. Pani pediatra określiła nawet moje nie chorujące dziecko mianem "dziecko wysokiego ryzyka" i zasugerowała zrezygnowanie z przedszkola. U mnie to załamka, bo jak widzę jak mi się chłopak rozwija, to normalnie załamka. No i dostaliśmy skierowanie do laryngologa, co by sprawdzić ostatnio modny "trzeci migdał". No i Pani laryngolog, konkretna kobieta olała migdał dała leki na pozbycie się kataru i zamamrotała coś pod nosem o pchaniu dzieci antybiotykiem. Dała kilka wskazówek (może się wam przydadzą a może to tylko dla mnie nowości):
-dużo pić-picie rozrzedza katar- to dla mnie nie nowość
- picie przez słomkę i zabawy ze słomką- wspierają rozwój górnych dróg oddechowych
- syrop na kaszel- rozrzedza katar
- dmuchanie nosa- raz jedną dziurkę, raz drugą!-nigdy na raz bo wydzielina cofa się do uszu
- zaprowadzić po tygodniu od antybiotyku do przedszkola, niech choruje, jak nie będzie chorował teraz to będzie chorował w zerówce,
- i podanie sprayu do nosa na zewnętrzne ścianki nosa, nigdy na wprost
-nie używać-"katarka" powoduje obrzęk śluzówki co prowadzi do częstszych infekcji.
W poniedziałek wracamy do przedszkola, zobaczymy na jak długo!

21 czerwca 2020, 20:36

Sto lat! Sto lat! Sto lat!
Mnie tu nie było! O nie kochane nie jestem w ciąży! Poprostu mam kryzys! Haha! Każda z moich koleżanek urodziła już drugie dziecko lub jest w ciąży. Gratuluję wam dziewczyny!Mała86, Madu, to nicki, które pamiętam, teraz jesteście mi bliższe dziewczyny, bo znam was z fb i jakoś tak bliżej. Na belly nie zaglądałam długo. Szybko sprawdziłam, co u was słychać i gratuluję Kochane! Może teraz o mnie: dlaczego wróciłam? Mam kryzys matczyny:)
Sytuacja na dziś: nie planujemy drugiego dziecka, chyba tak mi dobrze, jakoś nie chce, zawsze chciałam,ale jest mi super wygodnie.
Dlaczego więc kryzys. Wczoraj od mojego synka 4,5 roku usłyszałam " nie chce z wami spać, idę do swojego pokoju" w pierwszej chwili niedowierzanie jak to ? Łóżko tylko dla nas? Sami my? Tak bez dziecka? Poszedł do siebie, zasnął, przyszedł o 2:30 i powiedział, że tam bez mamy jest super fajnie, więc dziś też chce spać u siebie.
No i mała konsternacja: czy potrzebny mi specjalista? Tak to narzekałam, że nie mamy łóżka dla siebie a teraz jest źle, bo już mnie opuścił.
Patrzę jak wciąga płatki i właśnie do mnie dotarło, że wiele chwil już nie wróci. Pozdrawiam Was!

21 lipca 2020, 10:55

Nastąpił wielki i całkiem szybki powrót. Samodzielność widocznie bywa przereklamowana :). Bartek wrócił do nas na łóżka tak tylko na dziś i to dziś trwa już chyba od miesiąca.
Tak ogólnie przez tą całą kwarantannę to Bartuś się bardzo do mnie przykleił. Mama i mama, ale to fajnie, bo zawsze sobie powtarzam, że to najlepszy czas. Niedługo zaczną się koledzy potem pierwsze miłości i tylko patrzeć jak będzie dorosły. Faktem jest, że upływający czas widać najlepiej po dzieciach. Zastanawiam się co będzie we wrześniu, czy pójdzie do przedszkola czy nie? Cała ta sytuacja jest wielką niewiadomą a widzę jak tęskni za kolegami, pyta kiedy będzie mógł iść. Mi zaś brakuje logopedy. Kobieta, która z nim pracowała była naprawdę fantastyczna z tygodnia na tydzień moje dziecko zyskiwało nowe umiejętności a "r" pojawiło się tak szybko, że wszyscy byliśmy w szoku. Tak naprawdę to świetnie sobie radzi z mową, ale zbyt szybko chce wszystko wyrazić i mówi mało wyraźnie. Muszę go często upominać by zwolnił i powtórzył jeszcze raz. Mimo wielu wskazówek ja jakoś nie umiem do niego dotrzeć i go uczyć. No cóż zobaczymy co czas przyniesie
‹‹ 3 4 5 6 7