Groszek.
Z okazji plamień i mokrzeń pojechałam na dodatkową wizytę, gdzie nie dość, że czekałam ponad 40 minut aż wejdę, to jeszcze zostało ze mnie zdarte 150zł, gdzie w sumie liczyłam na 100... Ale nie ważne, z Groszkiem jest absolutnie wszystko ok, dostałam w końcu jakieś zdjęcia i no spokój ducha




Zosia.
We wtorek została zaszczepiona, jak się okazało na pneumokoki! Więc 6w1 nadal przed nami. Tak się ocknęłam rychło w czas jakoś

Byłyśmy w czwartek na zajęciach z rytmiki no i będziemy chodzić. Jestem zła, bo babsztyl przed nami zajął ostatnie miejsce w starszej grupie na 11:30, a nam by to idealnie pasowało. Ale w końcu wyszło tak, że będziemy chodzić w poniedziałki na 10:30 i w czwartki na 17:00. Zosia dość długo się aklimatyzowała, zanim się porządnie rozkręciła to zajęcia się skończyły, bo ponoć takie małe dzieci nie dają rady dłużej. Noooo, nie moje. Moje potrafi się 40 minut skupić na tym jak mu czytam książeczkę... Dzisiaj myka z tatusiem na basen, już od wczoraj o tym mówi. Basien? Z tatusią?

Gada mi coraz więcej. Mało tego, pamięta wierszyki które czytamy i potrafi czasem wsadzić słówko odpowiednie, albo pokazać co ma się stać. Typu: "wolonoć Tomku w swoim..." i Zosia powie "domku". Albo "jest taka jedna..." "Dzosia"

Byłyśmy wczoraj u znajomych. Kubuś (którego Zosia przechrzciła "Pukuś")próbował się do niej dobierać

Chyba kupimy Groszkowi nowy wózek, bo starego nienawidzę

A ogólnie? Pogoda masakryczna. Ciemno, zimno, leje co chwilę. Nie wiem co mam robić z Zosią, zwłaszcza dlatego, że nic mi się nie chce, bo zaraz się męczę, albo mi ciągle niedobrze

Porządne usg prenatalne. Groszek jest duży (7cm), zdrowy jak koń i na ten moment pan doktór widział tam tak jak ja poprzednio dziołchę



Zosia daje w kość, od 3 dni znowu mamy katar

Depresyjna, wiecznie mokra jesień. Wczoraj była mała studnióweczka, czyli 100 dni ciąży za mną. Bilans na dziś?
Wymioty - sporadyczne
Zmęczenie - ciągłe, mam dni, że czuję się jakbym się dusiła i miała zaraz zemdleć
Mdłości - cały czas, ale takie do wytrzymania
Nadal nasilają się po słodkim
Ruchy maleństwa - wydaje mi się, że już czuję. Smyranie i lekkie pukanie.
Kłótnie z mężem co chwilę, wrzaski na Zosię co chwilę. Do tego Zosia nadal ma katar

Wróciłam do wagi sprzed ciąży, dupka powoli rośnie, ale na wadze się nie pokazuje za bardzo, brzusio już spory. Z Zosią był mniejszy.
Serduszko Groszka, na dzień dzisiejszy panny Izabeli, można już wychwycić detektorem. Czekam jak z Zosią czy mi Izabelka jajek nie wyhoduje, ale tak samo mam wrażenie, że już nic się nie zmieni. Dlatego imię czeka wybrane

Jest ciężko. Nie jestem taką matką, jaką chciałabym być. Nie umiem nie krzyczeć. Wściekam się o byle g... mam ochotę sprać jej tyłek. A przecież mam całkiem grzeczną dziewczynkę... Jestem wiecznie zdenerwowana, wiecznie się źle czuję i obawiam się, że nie dość, że odbije się to na Zosi, to Iza da mi za to wszystko ostro popalić... Czasami czuję się po prostu bezsilna. Żesz w dupę jeża, kocham te moje bąble najbardziej na świecie, życie bym za nie oddała, a nie umiem przestać się wściekać!!!!
Z gilem czy bez, Zosia była dzisiaj na basenie. Postanowiłam jednak nie chuchać i zobaczymy, jak katar będzie gorszy to następnym razem poczekam aż całkiem się skończy. Jej się tam tak strasznie podoba


Polecamy zabawę cieczą nienewtonowską, tanio i łatwo posprzątać, a rozrywka na godzinę jak nic

Czekam teraz na wypłatę (męża, bo kasę z zusu dostanę niewiadomo kiedy i niewiadomo ile


Mokro. Tym razem u mnie i nie wiem czemu

Zosia dalej mi pokasłuje, pogoda też nie sprzyja, więc się biedna kisi w domu. Muszę jej kupić krem do buźki i niech już przyłazi ten mróz i morduje wszystkie bakterie i wirusy

Nic mi się nie chce - czyli standard. Ponadto moje pieniądze przyjdą po 21 i nie wiem ile ich będzie. A już wiem, że potrzebuję 100zł na rytmikę Zosi, 50zł na badania krwi, 200zł na szczepienie Zosi, 120zł na mojego lekarza i kolejnych 100 jeśli się w końcu wybiorę do endokrynologa. I jak żyć? Jak budżet z mężowych pieniędzy na wszystko to 500zł?? A oprócz tego trzeba wymienić opony, na początku grudnia zrobić przegląd i ubezpieczyć auto, a żeby było mi milej ubezpieczenia podrożały w chooj, więc już w ogóle tylko usiąść i płakać. Tak, wiem sama chciałam, jakbym badania i szczepienia robiła na nfz odpadłoby mi prawie 500zł i problem z głowy.










Odpieluchowywanie wygląda tak: przewijam, 15 minut później "mamusiu!!! siku", idę, wysadzam na kibelek, zmieniam pieluchę na nową bo siku oczywiście już zrobione ale w pieluchę. 15 minut później "mamuuuuuuusiuuuuuu! Siku.", akcja powtarza się co do joty. 15 minut później "mamo, tatusiu, puj puj, siku", śmiem powątpiewać, ale lezę trzeci raz do kibla i pytam czy aby na pewno jej się chce. Pada odpowiedź "nie". No to wierzę na słowo, wychodzimy. 5 minut później "mamoooooo, puj puj". Tym razem chodzi o to, że jest już w pieluszce, ale oczywiście KUPA. Przecież ja zbankrutuję na pieluchach zanim się nauczy! A jakoś nie mam serca założyć obsikanej z powrotem...
Kupiłyśmy dzisiaj fanty w biedrze, a 26 mykamy na urodzinki do Pukusia

Wspominałam już, że uwielbiam moje dziecko? I że jest najfajniejsze ze wszystkich i że jest jeszcze lepsza niż ją sobie wyobrażałam? Autentycznie spełniła wszystkie moje oczekiwania i wciąż mnie zaskakuje i duma mnie rozpiera, że ze mnie takie o wyszło



Już w poniedziałek mój mąż poczuł małą przez brzuch! Tak się wierci! Za tydzień wizyta, już się nie mogę doczekać


Co ciekawego? Mój mąż na l4 już drugi tydzień, więc z kasą będzie krucho. Ja z Zusu dostałam 500zł!! Bo się okazało, że nikt mi nie powiedział że mam im jeszcze do l4 jakiś druczek dostarczać! Szlag mnie trafił. Ale na szczęście ja to wyślę, a oni wyrównają...
Byłyśmy z Zosią w papugarni, mała absolutnie zachwycona ptakami, które jadły z ręki, siadały na ludziach albo przelatywały tuż nad głową



We wtorek zeszły Zosia była ze mną na pobieraniu krwi, w piątek była ze mną i z mężem i pobierali nam obojgu, a dzisiaj zabrałam ją



U mnie nadal brak energii 2 trymestru, ba, nawet coraz częściej padam na drzemce Zosi. Na spacerach się duszę, mdłości nadal się pojawiają, ale już nie wymiotowałam dawno. Iza staje się coraz bardziej realna, do tej pory sobie tak nie uświadamiałam, że tam jest dziecko. Bardziej, że ja jestem w ciąży. Pamiętam, że z Zosią też był moment, gdzie poczułam dosadniej, że rośnie we mnie osobny człowiek. Ale czy zostanie Izą? Zosia ostatnio przed snem powtarzała jak mantrę "Michał Michał Michał", może wie coś o czym ja nie wiem?

Z wyników wyszło, że jest ok do szczepienia. Za to wskazują na alergię lub, co wdg lekarza bardziej prawdopodobne na robaki. Dostaliśmy skierowanie na badanie kału. Zaszczepiona Zosia nawet nie pisnęła, mój mały masochista. Ale nóżka spuchła i była czerwona. Teraz już tylko spuchnięta, zobaczymy co będzie jutro... Dzisiaj 3 dzień bez drzemki, masakra dla mnie, bo nie wyrabiam, a w brzuchu to mam kamień zamiast macicy. Pojutrze wizyta. A w sobotę mąż zabiera mnie na randkę, a z Zosią zostaje teściowa i będą się usypiać. Zobaczymy jak im pójdzie. Bo mi to się zapaliła czerwona lampka mówiąca "jak ty sobie wyobrażasz zostawienie Zosi z kimś na czas porodu jak zacznie się wieczorem lub w nocy"? W dzień zostawię ją u przyjaciółki, ale na noc chyba będę ściągać moją matkę, zobaczymy. Chyba, że młoda weźmie przykład z siostry i wylezie w okolicach świąt, wtedy będą wszyscy na miejscu i wszyscy dostępni


Wczoraj wizyta. Twardnienia nie powinny się pojawiać na tym etapie. Mam brać uderzeniowe dawki magnezu i no spe doraźnie, dostałam też receptę na luteinę i gdyby tylko cokolwiek mnie niepokoiło to na ip. Na szczęście szyjka jest zamknięta. Czy długa? Kwestia sporna, nie wiem jaka była przedtem i nie wiem jaką miałam z Zosią, teraz ma 2,5cm. Mi się wydaje nie za dużo, lekarz mówi, że ok. Pomacał mnie po brzuchu, który ja określiłam jako normalny i stwierdził, że jemu się nie podoba, bo faktycznie jest bardziej napięty niż powinien być. Hm. Wody w normie na szczęście. Co jeszcze... Ah, łożysko. Psikus. Jest super nisko i jeśli tak zostanie (lekarz mówi, że powinno się podnieść wraz z rośnięciem macicy) to będzie przodujące. Oby nie, oby nie, ja nie chcę cc... Wiadomo, jak mus to mus. Ale najgorzej, że moja matka miała przodujące i nie dość, że pół ciąży leżała, to jeszcze w 32tc dostała krwotoku i heja, musieli wyciągać moją siostrę. Także lekki niepokój się zasiał, ale ufam, że faktycznie się podniesie. Mój lekarz zmienił podejście nieco od poprzedniej mojej ciąży i o ile z Zosią przy hemoglobinie 9 usłyszałam, że to norma przy ciąży i jest spoko, tak teraz mam 11 i już każe brać żelazo mimo moich zaparć. Poza tym z Zosią coombsa robiłam raz, teraz będę musiała 3 razy. Już 1 mam za sobą. Znaczy dostałam opcję za 450zł kupienia i wstrzyknięcia immunoglobuliny i wtedy nie muszę nic badać, ale proszę, pół tysiaka żeby się nie kłóć na wszelki??? Do tego radosna nowina - przed następną wizytą mam zrobić obciążenie glukozą. Już się boję. Bo o ile wypicie to pikuś, ja tam lubię słodkie, o tyle pamiętam, że czekanie tych 2 godzin to była jakaś masakra. A co z Zosią??
No i chyba najważniejsze - Iza. Zdrowa, ok 260g, ruchliwa, co prawda nieco zwolniła i teraz odpowiada dokładnie czasowi trwania ciąży z OM, ale wszystko jest ok. I jest na 99% Izą

Zosia wczoraj nie miała drzemki, ale dzisiaj poszła bez problemu. Je ładnie, śpi ładnie, znowu mam 100% cukru w cukrze. Od czego to kuźwa zależy???
Wczoraj mąż mnie zabrał do eleganckiej restauracji. Jedzenie było pyszne


Dzisiaj Zosia przydreptała do nas do łóżka i pytam jej kto był u niej w nocy. "Kojaj" mówi. A zostawił ci prezent? "Nie". Na pewno ci zostawił, chodź, poszukamy. Mąż nagrywał, a Zosia szukała prezentu. Szybciutko znalazła i była bardzo podekscytowana. Oczywiście sam prezent bawił może z 30 minut, ale i tak było fajnie



Poza tym była dzisiaj rytmika, którą Zosia zdaje się lubić coraz bardziej



No, to przekroczyliśmy połowę. Oczywiście, że nie bez przygód. Wczoraj wróciłam ze szpitala. W niedzielę cały dzień mi się nie podobał mój brzuch i w końcu w okolicach 17 postanowiłam, że pojedziemy na ip. Z jednej strony wydawało mi się, że to nic takiego, a Iza się ruszała, ale z drugiej, hm, no już było wcześniej tak, że pojechałam a tam rozwarcie na 1,5cm, więc dmuchać na zimne nie zaszkodzi. Byłam przekonana, że mnie zbadają i o ile nic się tam nie dzieje to wypuszczą. A tu heca. Jeszcze mnie nie zbadali już postanowili, że zostaję. Pierwsze badanie. Szyjka długa i zamknięta - czyli wszystko ok, na grzyba ja tu siedzę?? No, ale dostałam kroplówkę, już jakoś przeżyję ten jeden dzień. Poniedziałek - badanie nr 2. To samo. Chciałam wychodzić, postanowili potrzymać do wtorku. Zosia przyjechała z tatusiem, wtuliła się w mamę stęskniona, przecież miałam niedługo wrócić, a tu cała noc i pół dnia beze mnie... Wtorek. Spakowana i gotowa do wyjścia, mężu z małą w drodze. Badanie nr 3. A tu... rozwarcie wewnętrzne i pęcherz płodowy ładuje się do szyjki!!!!! Opatrzność czuwała... Cały dzień przeryczałam. Po pierwsze bo Iza... Po drugie bo już miałam wracać, a tu się okazuje, że muszę zostawić Zosię na tak długo, a jeszcze mała dostała kataru więc nawet nie mogłyśmy się zobaczyć! W czwartek rano 4 badanie. Jest lepiej, pęcherz się cofnął, szyjka wydłużyła, gdyby taki obraz pojawił się na badaniu nr 3 pewnie by mnie wypuścili na chatę. Jedyne co, to rozwarcie zewnętrzne się powiększyło na 1 cm. Decyzja o profilaktycznym założeniu szwu, wspierana z resztą przeze mnie całym sercem. W międzyczasie dostałam kataru, dziękuję Zosiu, pach, znieczulenie, szew, cewnik, sala pooperacyjna, powrót na moją salę, na drugi dzień badanie. Uf. Wszystko wyszło, wygląda dobrze, szyjka zamknięta, długa, Iza ok. Wychodzę! Mąż przyjechał po mnie z małą, która była ewidentnie obrażona. Wczorajszy dzień to masakra. Same histerie, wszystko do tatusia, mama be. Wyglądała strasznie, więc kazałam wezwać lekarza, ale na szczęście to tylko wirus u niej, dzisiaj jest już lepiej. U niej. Ja jestem chora, co chwilę mam wrażenie, że coś ze mnie cieknie, plecy mi odpadają i strasznie szybko się męczę


20t5d
USG połówkowe. Iza jest idealna

I trafia mnie już. Już zaczynam czuć, że kocham. Nie, że jest i trzeba dbać. Już chcę ją. Nie "jakieś drugie dziecko". Moją maleńką Izoldę

W ogóle wcześniej myślałam, że taki etap zachwytu ma się tylko nas dzieckiem nr 1. Że się stoi nad tą szpitalną mydelniczką i "o, patrz, złączyła rączki", "mlaszcze", "awwwwww, bekła" itp.


Rany, ale ona mocno kopie. I kręci się non stop. Aż się boję co będzie w wyższej ciąży

Zosia.
Coraz lepiej. Coraz zdrowsza, coraz mniej histerii, coraz więcej uśmiechu i współpracy. Daleko od ideału, ale przynajmniej nie słucham już całymi dniami jak to NIEEEEEEE i NIEEEE JEEEEEST (wtf?) i NIEEEE CIEEEEM!!!! Składa już coraz ładniejsze zdania. Ostatnio wkłada różne rzeczy do miski czy wiaderka i chodzi z tym i mówi "posię, pezient, od kojaja"

Ja
Nadal chora, zatoki nie odpuszczają. Brzuch mnie ciągle martwi. Czeka mnie dentysta. Czeka mnie glukoza. Obawiam się, że święta będą do kitu, bo czarownice z góry się rozchorowały i nie wiem czy od nas, czy coś nowego przytachały. Jeszcze mi tylko grypy brakuje... A teściowa mnie wkurza, bo kuźwa słowem nie piśnie, że coś jej jest, złazi do nas twardo, eh.
Ale za to przyszły pieniążki z zusu



Zaczęło się wciskanie w pachwiny, duszenie matki i kopanie po pęcherzu. Czyli córcia ma się dobrze

Zosia składa już bardzo skomplikowane zdania typu : pan doktor zbadał Izę w brzuszku (pan dotoj badał Isię w bziuśku), mówi bardzo dużo, ale bardzo niewyraźnie, często pomija zbitki spółgłosek, mówi np. tylko końcówkę wyrazu i czasem się trudno domyślić o co chodzi. W końcu jest zdrowa, ale pogoda i tak do kitu, więc najczęściej siedzi w domu. Zwłaszcza, że ja z nią nie wyjdę nigdzie w sumie


Święta!!
Były ok. Najwspanialsze bo Zosia wiedziała o co kaman. Średnie, bo ja nie bardzo mogłam przygotowywać i zdana na łaskę teściowej nie jestem zadowolona z jedzenia, bo co innego ustaliłyśmy, co innego wyszło. Ponadto teściowa i babka były chore. No ale przyjechali moi rodzice z siorą. Ojciec się przebrał za Mikołaja, Zosia była przerażona



Myślę, że następne święta będą cudowne. Z totalnie ogarniającą Zosią (teraz robienie pierniczków i pierogów z nią bardziej mnie frustrowało niż cieszyło) i z małą Izą. I każde następne potem będą już moje ulubione




Czasami mam wrażenie, że Iza posiada jakieś nadprogramowe kończyny. Serio, nie dość, że się wierci jak owsik, wypina, turla, to jeszcze potrafi w 4 różnych miejscach kopać przy tym! Wydaje mi się, że Zosia w porównaniu była mega spokojna... Pozamawiałam kilka pierdół, które moim zdaniem się przydadzą a Zosia nie miała/ma swoje/zużyła i po woli zabieramy się za pokoik. Nie będę siedzieć całą ciążę na szpilkach, nie dopuszczam myśli, że coś pójdzie na tyle źle, że pokoik się nie przyda. Iza jest za silną dziewczynką. Z resztą moje dzieci są nie do zdarcia, pokonały endometriozę na levelu 4, muszą być silne. No i mamy nowy wózek!!!! Mężu pojechał i kupił




Zosia. Jak zawsze, parę dni anioł, parę dni szatan, ostatnio wyszło na to, że drzemka w trakcie dnia to dobry sen w nocy, ale że mała późno się budzi, to potem późno pada na drzemkę i w rezultacie wojuje do 23... Przez okres świąteczny miała do swojej dyspozycji co jakiś czas dziadka, jest to ogromna miłość obopólna, niestety dziadek wyjechał już i teraz będzie tylko na skypie.
Sylwester
Rodzinnie. Wdg mojego męża najlepszy na jakim był





U mnie jakby bez zmian. Brzuch się napina, ale nie jakoś mocno, boli kręgosłup, co jakiś czas się duszę i nie mogę odetchnąć. Luteina podjęzykowa jest ohydna. Jestem zmęczona i senna większość dnia, a wieczorem ciężko mi zasnąć. Dzisiaj byłam u dentysty, jest szansa, że moje przeboje z zębami trwające od jakiś prawie 3 lat w końcu się zakończą. Niestety ma to swoją cenę i niezbyt niską... Gdyby nie chodziło o dobro dziecka pewnie bym jeszcze poczekała, ale kuźwa, już prawie z rok mam ciągle stan zapalny przy jednym zębie, albo to w końcu zaleczą albo go wyrwę. Kto to widział żebym nie mogła gryźć ani jedną ani drugą stroną bez bólu

Oprócz tego zjadł nas w tym miesiącu samochód. Najpierw ubezpieczenie. Można sobie wyobrazić kwotę biorąc pod uwagę, że zniżki posiadam aż 10%... A jeszcze zanim go ubezpieczyłam poszedł wtryskiwacz. Dzień dobry, 500zł naprawa. Tak właśnie wygląda moje "oszczędzanie" na nowy samochód.
Pokoik coraz bardziej gotowy. Test glukozy zaliczony. Oczywiście moja krzywa cukrowa wyszła całkiem prosta i nie wiem co mam o tym myśleć


Zosia - mamy komplet. Wszystkie ząbki do 4 włącznie. Znaczy jeszcze sobie rosną, ale się poprzebijały. Wymyśla jak szalona. Ostatnio dorwała moje pędzelki i malowała nas nimi. Paznokcie (tak mamusiu połóś!), brwi (bjewki, zamknij oćka). Potrafi podśpiewywać sobie drobne fragmenty rymowanek albo piosenek, żądać konkretnej piosenki, bajki, książki i buntuje się okropnie przed zmianą pieluchy!! A na kibelek nie zawoła, goblin jeden. Sanki ją totalnie zachwyciły, budowała z tatusiem bałwana, a z babcią go zdobiła (bałwaniek ma miotełkę i oćka i nosiek i guzićki!), jaki był ryk jak trzeba było do domu wracać.
Ja ostatnio zrobiłam sobie parę zdjęć z przyjaciółką. Przy jej brzuchu to wygląda jakbym w ogóle w ciąży nie była


Niby na wizycie u lekarza ok, ale szyjka wewnętrznie rozwarta, trzyma ją szew. I długa na 1,9cm więc jakby gorzej niż było... Do tego wczoraj twardy brzuch, dzisiaj skurcze, już myślałam, że wylądujemy znów w szpitalu. Jak jutro nadal będzie źle to chyba i tak tam wylądujemy, bo jest strasznie wcześnie i okropnie się boję.
Zosia wczoraj ucięła sobie drzemkę od 18 do 21! I potem wojowała do 1:30. Dzisiaj basen, ona tak strasznie lubi tam chodzić, że mimo wiecznego braku kasy zapisałam ją na następny semestr. Co będę dziecku radości żałować?
Studniówka

16 dni do wizyty, chyba poproszę żebyśmy się widywali co 2 tygodnie, błąd że nie wpadłam na to wcześniej, bo stres jest nadal ogromny, mimo, że Izula ma coraz większe szanse. Nie chciałabym tak wczesnego wcześniaka. Chyba by mi serce pękało nieustannie. Jakbym siedziała w szpitalu to za Zosią, a jak w domu to za malutką


Z pozytywów, pozytywnie rozpatrzyli wnioski o odszkodowanie za pobyt w szpitalu

Z negatywów - mąż rozwalił auto i chyba nie opłaca się go naprawiać, musimy kupić nowe, a nie bardzo nas stać. W piątek jedziemy do salonu oglądać auta i zobaczymy co z tego wyjdzie. W najgorszym wypadku wyjdzie kredyt

Dzień babci i dziadka - Zosia powiedziała ładnie wierszyk i wszyscy byli zachwyceni


Dobija mnie. Co? W sumie wszystko. Pogoda - to raz. Jest bleeee. Oszczędzanie się, do kitu. Nie mogę nawet z małą wyjść na spacer. Na rytmikę (rozwalone auto). Do sklepu. No nigdzie. A Zozol ma energii za 5 i brak możliwości rozładowania. Do tego buncik, wszystko NIEEEEEEEEEEE, a najbardziej NIEEEEE jest tatuś i jeśli to on pójdzie do niej w nocy wpada w mega histerię




Jakoś się po mału kulamy do przodu. Mamy 7 miesiąc, 3 trymestr, 89 dni do terminu, 9 tygodni do zdjęcia szwu, 5 dni do wizyty. Już jest całkiem całkiem, ale powiem szczerze - jak nie donoszę tej ciąży do zdjęcia szwu to chyba nie będzie prób stworzenia potomka nr 3.
Byłam na dodatkowej wizycie - stan bez zmian. Zalecił leżenie, więc mąż wziął urlop na tydzień chociaż i staram się leżeć. Ale z mojego męża jest taka sierota, że się nie da normalnie

Iza ma momenty, że się szamocze w brzuchu jakby chciała wyskoczyć a potem następuje przerażający spokój

Zosia. Nie minął nam miesiąc żeby nie miała kataru, od czwartku znów. Co drugi basen to samo. I to chyba nie chodzi o odporność, bo nic więcej nam nie łapie (tfu tfu tfu i oby tak zostało), tylko ten katar. Koleżanka zasugerowała alergię. Może? W sumie zrobić testów nie zaszkodzi, a od października młoda kaszle nocami, więc może faktycznie jakaś alergia na kurz czy roztocza się do tego przyczynia. W zeszłym roku tak nie było, ale mniej grzaliśmy, ja jej bardziej sprzątałam w pokoju i jeszcze prasowałam wszystko (pościel, ciuchy), teraz siłą rzeczy to wszystko się zmieniło i może stąd problem? A może chlor jej szkodzi? A może zwyczajnie się przegrzewa a potem ją zawiewa i o. W każdym razie rezygnować z basenu nie zamierzam, mała lubi zajęcia, spędza czas z tatusiem i coraz mniej boi się wody.
Ostatnio mnie przytuliła i mówi "kocham cię mamusiu", potem do taty "kocham cię tatusiu" i na końcu po chwili zastanowienia "kocham cię Iziubelu"

Zamówiliśmy nowy samochód, za stary dostaniemy jakieś ochłapy

Przemeblowaliśmy Zosi pokoik, posprzątaliśmy na błysk każdy kąt, wyniosłam co się dało i dziecko przestało kaszleć!!!! Podczas sprzątania w jej ręce wpadł niedziałający szczeniaczek uczniaczek, nazwany oficjalnie "Pufek", tak jak z Zosi ukochanej Martynki. I Pufek jest ogromną miłością, tacha go wszędzie, pokazuje mu wszystko i chce z nim koniecznie spać


Koleżanka, która ma jutro przyjść pyta mnie co lubi Zosia, więc to samo pytanie zadałam małej, a ona do mnie "piosienki". No i fakt, w teledyski może patrzeć bez końca, na śpiewający chór, na grającą orkiestrę, w nocy czasami domaga się kołysanek. I dzisiaj jak ją mężu przewijał nagle słyszymy "choć opowiem ci bajećkę, bajka będzie duuuuuga, biła sobie baba jaga, miała chatkę z maśła, a w tej chaćće siame dziwiiii" i nawet melodia trochę była podobna

Zrobiliśmy jej kuchnię z kartonu i wciągnęło ją na cały dzień. Gotowała lali, podgrzewała, robiła nam kawę i taka zadowolona z siebie była

Do tego przyszedł dzisiaj mój wygrany filtr do wody :)Prezentuje się super, ciekawe jak się będzie sprawował. Mężu zakupił też nowy czajnik z karty podarunkowej co ją mamy od świąt, więc mamy nowe sprzęty i względny porządek na chacie. Ja sobie ciut dorabiam tłumaczeniem i korepetycjami i ostatnio ratuje nas to przed "pożyczaniem" pieniędzy z zapasów. Zaliczka na auto wpłacona, stare auto sprzedane!!! Formalności załatwione, mam o jakieś 80% spokojniejszą głowę. Teraz tylko tyle, że musimy jakoś wysupłać kaskę dla Zosi na basen, ale może pozwolą nam w 2 ratach no i badanie 3 trymestru Izuli. Teściowa zobowiązała się pomóc ze spłaceniem auta, to samo mój ojciec, do tego ma nam przywieźć używaną suszarkę do prania, więc kolejne wydatki odpadają powoli.
No i żeby tego wszystkiego było mało, wchodzę sobie na konto, a tam... zus przelał pieniądze

I czy tylko ja tak mam, że jak wszystko się tak fajnie układa to od razu się zastanawiam co się spierniczy żeby równowaga w przyrodzie nie została zaburzona?
