Groszek.
Z okazji plamień i mokrzeń pojechałam na dodatkową wizytę, gdzie nie dość, że czekałam ponad 40 minut aż wejdę, to jeszcze zostało ze mnie zdarte 150zł, gdzie w sumie liczyłam na 100... Ale nie ważne, z Groszkiem jest absolutnie wszystko ok, dostałam w końcu jakieś zdjęcia i no spokój ducha Głupio tylko, że teraz mam wizyty co tydzień Czasami w określonej pozycji poczuję takie smyrnięcie delikatne od środka, może to już Groszek? Z Zosią też takie czułam... Ah, no i na ten moment ja tam widziałam dziewuszkę Chociaż dalej mam przeczucie na chłopka Zobaczymy co będzie dalej.
Zosia.
We wtorek została zaszczepiona, jak się okazało na pneumokoki! Więc 6w1 nadal przed nami. Tak się ocknęłam rychło w czas jakoś
Byłyśmy w czwartek na zajęciach z rytmiki no i będziemy chodzić. Jestem zła, bo babsztyl przed nami zajął ostatnie miejsce w starszej grupie na 11:30, a nam by to idealnie pasowało. Ale w końcu wyszło tak, że będziemy chodzić w poniedziałki na 10:30 i w czwartki na 17:00. Zosia dość długo się aklimatyzowała, zanim się porządnie rozkręciła to zajęcia się skończyły, bo ponoć takie małe dzieci nie dają rady dłużej. Noooo, nie moje. Moje potrafi się 40 minut skupić na tym jak mu czytam książeczkę... Dzisiaj myka z tatusiem na basen, już od wczoraj o tym mówi. Basien? Z tatusią? Wczoraj była też pierwszy raz u fryzjera, troszkę podcięłyśmy tył i grzywkę. Była bardzo zainteresowana... wszystkim dookoła, więc pani miała nielada challenge.
Gada mi coraz więcej. Mało tego, pamięta wierszyki które czytamy i potrafi czasem wsadzić słówko odpowiednie, albo pokazać co ma się stać. Typu: "wolonoć Tomku w swoim..." i Zosia powie "domku". Albo "jest taka jedna..." "Dzosia" Teraz hitem jest dzik jest dziki i każe sobie puszczać akademię pana kleksa jak śpiewają tę piosenkę.
Byłyśmy wczoraj u znajomych. Kubuś (którego Zosia przechrzciła "Pukuś")próbował się do niej dobierać Łapał ją i chciał dawać buziaki, a ona nie wiedziała co ma zrobić. (Kubuś ma 11miesięcy). Zosia natomiast jest zachwycona Kubusia starszym bratem i cały czas chciała się z nim bawić. Może nam się uda odkupić od nich chustę i fotelik do auta:)
Chyba kupimy Groszkowi nowy wózek, bo starego nienawidzę
A ogólnie? Pogoda masakryczna. Ciemno, zimno, leje co chwilę. Nie wiem co mam robić z Zosią, zwłaszcza dlatego, że nic mi się nie chce, bo zaraz się męczę, albo mi ciągle niedobrze
Porządne usg prenatalne. Groszek jest duży (7cm), zdrowy jak koń i na ten moment pan doktór widział tam tak jak ja poprzednio dziołchę Porównałam ze zdjęciem Zozola (12t1d) i wygląda identycznie. Więc pora zmienić nastawienie, raczej będzie dziewczynka (chociaż jakby jej w pewnym momencie siurak wyrósł to bym się nie kłóciła )
Zosia daje w kość, od 3 dni znowu mamy katar Ciężko. Mamy problemy z zasypianiem na noc, tatuś jest nieocenioną pomocą...
Depresyjna, wiecznie mokra jesień. Wczoraj była mała studnióweczka, czyli 100 dni ciąży za mną. Bilans na dziś?
Wymioty - sporadyczne
Zmęczenie - ciągłe, mam dni, że czuję się jakbym się dusiła i miała zaraz zemdleć
Mdłości - cały czas, ale takie do wytrzymania
Nadal nasilają się po słodkim
Ruchy maleństwa - wydaje mi się, że już czuję. Smyranie i lekkie pukanie.
Kłótnie z mężem co chwilę, wrzaski na Zosię co chwilę. Do tego Zosia nadal ma katar
Wróciłam do wagi sprzed ciąży, dupka powoli rośnie, ale na wadze się nie pokazuje za bardzo, brzusio już spory. Z Zosią był mniejszy.
Serduszko Groszka, na dzień dzisiejszy panny Izabeli, można już wychwycić detektorem. Czekam jak z Zosią czy mi Izabelka jajek nie wyhoduje, ale tak samo mam wrażenie, że już nic się nie zmieni. Dlatego imię czeka wybrane
Jest ciężko. Nie jestem taką matką, jaką chciałabym być. Nie umiem nie krzyczeć. Wściekam się o byle g... mam ochotę sprać jej tyłek. A przecież mam całkiem grzeczną dziewczynkę... Jestem wiecznie zdenerwowana, wiecznie się źle czuję i obawiam się, że nie dość, że odbije się to na Zosi, to Iza da mi za to wszystko ostro popalić... Czasami czuję się po prostu bezsilna. Żesz w dupę jeża, kocham te moje bąble najbardziej na świecie, życie bym za nie oddała, a nie umiem przestać się wściekać!!!!
Z gilem czy bez, Zosia była dzisiaj na basenie. Postanowiłam jednak nie chuchać i zobaczymy, jak katar będzie gorszy to następnym razem poczekam aż całkiem się skończy. Jej się tam tak strasznie podoba Jest coraz odważniejsza i w domu w wanience też się zaczęła kłaść, a od dłuższego czasu były takie walki żeby ją przechylić chociaż kawałek w tył... Chciałam odstawić butlę, ale będzie trudniej niż myślałam, bo gangrena herbatkę czy soczek wysiorbie cały przez słomkę, a mlesio jakoś nie daje rady I w 1/3 szklanki było "nie ciem" i doopa. Więc spróbujemy za chwilę, ale mam nadzieję poradzić sobie z tym zanim pojawi się Iza. Tak samo chciałabym żeby sama zasypiała, ale to już nie aż tak ważne. Coraz więcej rzeczy Zosia chce robić sama. Coraz mocniej robi na przekór. Cały czas bada wyznaczone granice, ale mam wrażenie, że za cholerę nie rozumie o co chodzi. Za każdym razem gdy kolejny raz zrobi coś czego nie wolno, krzyknę żeby przestała, podchodzę, tłumaczę, że mi teraz przykro, każę powiedzieć przepraszam, przytulić się i powtarzamy zasadę.
Polecamy zabawę cieczą nienewtonowską, tanio i łatwo posprzątać, a rozrywka na godzinę jak nic
Czekam teraz na wypłatę (męża, bo kasę z zusu dostanę niewiadomo kiedy i niewiadomo ile ) i zamawiam rzeczy na mikołaja i gwiazdkę, a przede wszystkim idę do fryzjera. Czas coś zmienić. I może jak zmienię coś na zewnątrz będzie mi łatwiej postarać się o wewnętrzną zmianę
Mokro. Tym razem u mnie i nie wiem czemu
Zosia dalej mi pokasłuje, pogoda też nie sprzyja, więc się biedna kisi w domu. Muszę jej kupić krem do buźki i niech już przyłazi ten mróz i morduje wszystkie bakterie i wirusy
Nic mi się nie chce - czyli standard. Ponadto moje pieniądze przyjdą po 21 i nie wiem ile ich będzie. A już wiem, że potrzebuję 100zł na rytmikę Zosi, 50zł na badania krwi, 200zł na szczepienie Zosi, 120zł na mojego lekarza i kolejnych 100 jeśli się w końcu wybiorę do endokrynologa. I jak żyć? Jak budżet z mężowych pieniędzy na wszystko to 500zł?? A oprócz tego trzeba wymienić opony, na początku grudnia zrobić przegląd i ubezpieczyć auto, a żeby było mi milej ubezpieczenia podrożały w chooj, więc już w ogóle tylko usiąść i płakać. Tak, wiem sama chciałam, jakbym badania i szczepienia robiła na nfz odpadłoby mi prawie 500zł i problem z głowy.
Odpieluchowywanie wygląda tak: przewijam, 15 minut później "mamusiu!!! siku", idę, wysadzam na kibelek, zmieniam pieluchę na nową bo siku oczywiście już zrobione ale w pieluchę. 15 minut później "mamuuuuuuusiuuuuuu! Siku.", akcja powtarza się co do joty. 15 minut później "mamo, tatusiu, puj puj, siku", śmiem powątpiewać, ale lezę trzeci raz do kibla i pytam czy aby na pewno jej się chce. Pada odpowiedź "nie". No to wierzę na słowo, wychodzimy. 5 minut później "mamoooooo, puj puj". Tym razem chodzi o to, że jest już w pieluszce, ale oczywiście KUPA. Przecież ja zbankrutuję na pieluchach zanim się nauczy! A jakoś nie mam serca założyć obsikanej z powrotem...
Kupiłyśmy dzisiaj fanty w biedrze, a 26 mykamy na urodzinki do Pukusia Teraz jeszcze muszę zakasać tyłek i w końcu umówić się do tego fryzjera...
Wspominałam już, że uwielbiam moje dziecko? I że jest najfajniejsze ze wszystkich i że jest jeszcze lepsza niż ją sobie wyobrażałam? Autentycznie spełniła wszystkie moje oczekiwania i wciąż mnie zaskakuje i duma mnie rozpiera, że ze mnie takie o wyszło Ciekawe czy są jakieś matki które sobie myślą "wolałabym żeby było takie jak tej Jadzi spod piątki"
Już w poniedziałek mój mąż poczuł małą przez brzuch! Tak się wierci! Za tydzień wizyta, już się nie mogę doczekać A gdzieś w okolice 20 grudnia umówimy połówkowe
Co ciekawego? Mój mąż na l4 już drugi tydzień, więc z kasą będzie krucho. Ja z Zusu dostałam 500zł!! Bo się okazało, że nikt mi nie powiedział że mam im jeszcze do l4 jakiś druczek dostarczać! Szlag mnie trafił. Ale na szczęście ja to wyślę, a oni wyrównają...
Byłyśmy z Zosią w papugarni, mała absolutnie zachwycona ptakami, które jadły z ręki, siadały na ludziach albo przelatywały tuż nad głową Co prawda to taka maleńka papugarnia, ale było warto. Na rytmice jest super, Zosia nie ma żadnego problemu z tym, że mamusia z nią nie wchodzi. A potem z dumą pokazuje wszystkim swoje stempelki Basen nas znów ominął, bo tatuś chory
We wtorek zeszły Zosia była ze mną na pobieraniu krwi, w piątek była ze mną i z mężem i pobierali nam obojgu, a dzisiaj zabrałam ją Nadal mi pokasłuje, z rana lecą gile i chrypi, ale mi się wydaje, że jest zdrowa... 29 mamy planowane szczepienie, więc jednak wolę się upewnić. Zrobiłyśmy morfologię, crp i żelazo, bo mam wrażenie, że jej się cienie pod oczami zrobiły... Może to z braku słoneczka? Koleżanki sugerują robaki... Zobaczymy co wyjdzie w wynikach, 29 będziemy u lekarza to się wszystkiego dowiem. A moje dziecko jest niesamowite. Pytam, czy idziemy na wycieczkę, a ona "nie ciem". No to pytam, czy jedziemy zrobić kuj kuj. To tak, i poleciała buty zakładać O_o W przychodni siedziała grzecznie, pani ją ukłuła i pobrała 3 probówki z paluszka, a ta patrzyła zafascynowana. Najbardziej spodobał się jej plasterek na koniec A pani była nią tak zachwycona, że zamiast naklejki dała jej takie piankowe serduszko do ściskania. Takie mam dzielne dziecko. Pani się śmiała, że lekarz rośnie
U mnie nadal brak energii 2 trymestru, ba, nawet coraz częściej padam na drzemce Zosi. Na spacerach się duszę, mdłości nadal się pojawiają, ale już nie wymiotowałam dawno. Iza staje się coraz bardziej realna, do tej pory sobie tak nie uświadamiałam, że tam jest dziecko. Bardziej, że ja jestem w ciąży. Pamiętam, że z Zosią też był moment, gdzie poczułam dosadniej, że rośnie we mnie osobny człowiek. Ale czy zostanie Izą? Zosia ostatnio przed snem powtarzała jak mantrę "Michał Michał Michał", może wie coś o czym ja nie wiem?
Z wyników wyszło, że jest ok do szczepienia. Za to wskazują na alergię lub, co wdg lekarza bardziej prawdopodobne na robaki. Dostaliśmy skierowanie na badanie kału. Zaszczepiona Zosia nawet nie pisnęła, mój mały masochista. Ale nóżka spuchła i była czerwona. Teraz już tylko spuchnięta, zobaczymy co będzie jutro... Dzisiaj 3 dzień bez drzemki, masakra dla mnie, bo nie wyrabiam, a w brzuchu to mam kamień zamiast macicy. Pojutrze wizyta. A w sobotę mąż zabiera mnie na randkę, a z Zosią zostaje teściowa i będą się usypiać. Zobaczymy jak im pójdzie. Bo mi to się zapaliła czerwona lampka mówiąca "jak ty sobie wyobrażasz zostawienie Zosi z kimś na czas porodu jak zacznie się wieczorem lub w nocy"? W dzień zostawię ją u przyjaciółki, ale na noc chyba będę ściągać moją matkę, zobaczymy. Chyba, że młoda weźmie przykład z siostry i wylezie w okolicach świąt, wtedy będą wszyscy na miejscu i wszyscy dostępni Zosia zaczęła w lany poniedziałek, to był 36tc, także Izoldo, namawiam gorąco na tę opcję, lany poniedziałek tym razem będzie jakoś 37t4d, wdg mnie idealnie
Wczoraj wizyta. Twardnienia nie powinny się pojawiać na tym etapie. Mam brać uderzeniowe dawki magnezu i no spe doraźnie, dostałam też receptę na luteinę i gdyby tylko cokolwiek mnie niepokoiło to na ip. Na szczęście szyjka jest zamknięta. Czy długa? Kwestia sporna, nie wiem jaka była przedtem i nie wiem jaką miałam z Zosią, teraz ma 2,5cm. Mi się wydaje nie za dużo, lekarz mówi, że ok. Pomacał mnie po brzuchu, który ja określiłam jako normalny i stwierdził, że jemu się nie podoba, bo faktycznie jest bardziej napięty niż powinien być. Hm. Wody w normie na szczęście. Co jeszcze... Ah, łożysko. Psikus. Jest super nisko i jeśli tak zostanie (lekarz mówi, że powinno się podnieść wraz z rośnięciem macicy) to będzie przodujące. Oby nie, oby nie, ja nie chcę cc... Wiadomo, jak mus to mus. Ale najgorzej, że moja matka miała przodujące i nie dość, że pół ciąży leżała, to jeszcze w 32tc dostała krwotoku i heja, musieli wyciągać moją siostrę. Także lekki niepokój się zasiał, ale ufam, że faktycznie się podniesie. Mój lekarz zmienił podejście nieco od poprzedniej mojej ciąży i o ile z Zosią przy hemoglobinie 9 usłyszałam, że to norma przy ciąży i jest spoko, tak teraz mam 11 i już każe brać żelazo mimo moich zaparć. Poza tym z Zosią coombsa robiłam raz, teraz będę musiała 3 razy. Już 1 mam za sobą. Znaczy dostałam opcję za 450zł kupienia i wstrzyknięcia immunoglobuliny i wtedy nie muszę nic badać, ale proszę, pół tysiaka żeby się nie kłóć na wszelki??? Do tego radosna nowina - przed następną wizytą mam zrobić obciążenie glukozą. Już się boję. Bo o ile wypicie to pikuś, ja tam lubię słodkie, o tyle pamiętam, że czekanie tych 2 godzin to była jakaś masakra. A co z Zosią??
No i chyba najważniejsze - Iza. Zdrowa, ok 260g, ruchliwa, co prawda nieco zwolniła i teraz odpowiada dokładnie czasowi trwania ciąży z OM, ale wszystko jest ok. I jest na 99% Izą Nie pokazał się żaden siusiak.
Zosia wczoraj nie miała drzemki, ale dzisiaj poszła bez problemu. Je ładnie, śpi ładnie, znowu mam 100% cukru w cukrze. Od czego to kuźwa zależy???
Wczoraj mąż mnie zabrał do eleganckiej restauracji. Jedzenie było pyszne Po raz pierwszy w życiu jadłam kaczkę Już dawno tak nie wyszliśmy tylko we dwoje, było na prawdę miło. Potem poszliśmy do znajomych oglądać ksw, ale te walki to na psy schodzą... Na szczęście towarzystwo fajne, więc spoko się siedziało. Teściowa sobie z Zosią poradziła.
Dzisiaj Zosia przydreptała do nas do łóżka i pytam jej kto był u niej w nocy. "Kojaj" mówi. A zostawił ci prezent? "Nie". Na pewno ci zostawił, chodź, poszukamy. Mąż nagrywał, a Zosia szukała prezentu. Szybciutko znalazła i była bardzo podekscytowana. Oczywiście sam prezent bawił może z 30 minut, ale i tak było fajnie
Poza tym była dzisiaj rytmika, którą Zosia zdaje się lubić coraz bardziej A wczoraj przyszła moja przyjaciółka i Zosia dostała własnoręcznie zrobioną na szydełku myszkę Minnie I ciągle gada o Mikołaju i "pezientach", chyba będzie kochała święta
No, to przekroczyliśmy połowę. Oczywiście, że nie bez przygód. Wczoraj wróciłam ze szpitala. W niedzielę cały dzień mi się nie podobał mój brzuch i w końcu w okolicach 17 postanowiłam, że pojedziemy na ip. Z jednej strony wydawało mi się, że to nic takiego, a Iza się ruszała, ale z drugiej, hm, no już było wcześniej tak, że pojechałam a tam rozwarcie na 1,5cm, więc dmuchać na zimne nie zaszkodzi. Byłam przekonana, że mnie zbadają i o ile nic się tam nie dzieje to wypuszczą. A tu heca. Jeszcze mnie nie zbadali już postanowili, że zostaję. Pierwsze badanie. Szyjka długa i zamknięta - czyli wszystko ok, na grzyba ja tu siedzę?? No, ale dostałam kroplówkę, już jakoś przeżyję ten jeden dzień. Poniedziałek - badanie nr 2. To samo. Chciałam wychodzić, postanowili potrzymać do wtorku. Zosia przyjechała z tatusiem, wtuliła się w mamę stęskniona, przecież miałam niedługo wrócić, a tu cała noc i pół dnia beze mnie... Wtorek. Spakowana i gotowa do wyjścia, mężu z małą w drodze. Badanie nr 3. A tu... rozwarcie wewnętrzne i pęcherz płodowy ładuje się do szyjki!!!!! Opatrzność czuwała... Cały dzień przeryczałam. Po pierwsze bo Iza... Po drugie bo już miałam wracać, a tu się okazuje, że muszę zostawić Zosię na tak długo, a jeszcze mała dostała kataru więc nawet nie mogłyśmy się zobaczyć! W czwartek rano 4 badanie. Jest lepiej, pęcherz się cofnął, szyjka wydłużyła, gdyby taki obraz pojawił się na badaniu nr 3 pewnie by mnie wypuścili na chatę. Jedyne co, to rozwarcie zewnętrzne się powiększyło na 1 cm. Decyzja o profilaktycznym założeniu szwu, wspierana z resztą przeze mnie całym sercem. W międzyczasie dostałam kataru, dziękuję Zosiu, pach, znieczulenie, szew, cewnik, sala pooperacyjna, powrót na moją salę, na drugi dzień badanie. Uf. Wszystko wyszło, wygląda dobrze, szyjka zamknięta, długa, Iza ok. Wychodzę! Mąż przyjechał po mnie z małą, która była ewidentnie obrażona. Wczorajszy dzień to masakra. Same histerie, wszystko do tatusia, mama be. Wyglądała strasznie, więc kazałam wezwać lekarza, ale na szczęście to tylko wirus u niej, dzisiaj jest już lepiej. U niej. Ja jestem chora, co chwilę mam wrażenie, że coś ze mnie cieknie, plecy mi odpadają i strasznie szybko się męczę Ponadto mam się oszczędzać i czeka mnie jeszcze wizyta u lekarza, prywatnie, więc kasa poleci, a czekam nadal na ruch zusu... Eh. A tu święta. Ho ho ho. Ciekawe kto nie będzie w tym roku lepił pierogów
20t5d
USG połówkowe. Iza jest idealna Waży ok 380g. Jedyne co to małe zwapnienie na serduszku wywołane jakąś moją infekcją. Zęby do naprawy zdecydowanie. Z resztą lekko teraz nie miała, szpital, zakładanie szwu, antybiotyki, sryki, chore zatoki itp... Ale lekarz kazał się leczyć a tym się nie przejmować, bo nie ma żadnego wpływu na pracę serduszka.
I trafia mnie już. Już zaczynam czuć, że kocham. Nie, że jest i trzeba dbać. Już chcę ją. Nie "jakieś drugie dziecko". Moją maleńką Izoldę Patrzę na jej zdjęcie, na główkę, buzię, jest idealna, już tak doskonale ukształtowana, aż ciężko pogodzić się z faktem, że w tym momencie nie ma żadnych szans poza moim brzuchem...
W ogóle wcześniej myślałam, że taki etap zachwytu ma się tylko nas dzieckiem nr 1. Że się stoi nad tą szpitalną mydelniczką i "o, patrz, złączyła rączki", "mlaszcze", "awwwwww, bekła" itp. Ale leżenie na sali pooperacyjnej z koleżanką z sali, z której właśnie wyciągnęli 2900g najsłodszego chłopczyka jakiego widziałam, uświadomiło mnie, że działa tak na mnie każde maleństwo! Nawet nie moje!!! Że każde pierdnięcie drugiego (o ile nie zostanie przeoczone ze względu na głośniejsze pierdnięcie starszego) będzie się spotykało z należytą reakcją. Trochę mnie to uspokoiło jednak
Rany, ale ona mocno kopie. I kręci się non stop. Aż się boję co będzie w wyższej ciąży
Zosia.
Coraz lepiej. Coraz zdrowsza, coraz mniej histerii, coraz więcej uśmiechu i współpracy. Daleko od ideału, ale przynajmniej nie słucham już całymi dniami jak to NIEEEEEEE i NIEEEE JEEEEEST (wtf?) i NIEEEE CIEEEEM!!!! Składa już coraz ładniejsze zdania. Ostatnio wkłada różne rzeczy do miski czy wiaderka i chodzi z tym i mówi "posię, pezient, od kojaja" No i stan zębowy uległ zmianie. Mamy prawe trójki i lewą górną 4 i lewe trójki są tuż tuż... Zdumiewa mnie również jak wielką moc ma ta mała dziewczynka nad moimi starymi. Wszystko dla niej zrobią. Cieszę się, że ją tak kochają, może dla niej będą lepszą rodziną niż byli zawsze dla mnie?
Ja
Nadal chora, zatoki nie odpuszczają. Brzuch mnie ciągle martwi. Czeka mnie dentysta. Czeka mnie glukoza. Obawiam się, że święta będą do kitu, bo czarownice z góry się rozchorowały i nie wiem czy od nas, czy coś nowego przytachały. Jeszcze mi tylko grypy brakuje... A teściowa mnie wkurza, bo kuźwa słowem nie piśnie, że coś jej jest, złazi do nas twardo, eh.
Ale za to przyszły pieniążki z zusu Będzie choinka, będzie jedzenie, będą badania, już są nowe spodnie ciążowe i kurtka. Podsumowując, jest zdecydowanie na + I kocham moje dzieci ponad wszystko!!!!!!!!
Zaczęło się wciskanie w pachwiny, duszenie matki i kopanie po pęcherzu. Czyli córcia ma się dobrze Na wizycie ok, więc mężu wrócił do pracy, a my rządzimy z Zosią.
Zosia składa już bardzo skomplikowane zdania typu : pan doktor zbadał Izę w brzuszku (pan dotoj badał Isię w bziuśku), mówi bardzo dużo, ale bardzo niewyraźnie, często pomija zbitki spółgłosek, mówi np. tylko końcówkę wyrazu i czasem się trudno domyślić o co chodzi. W końcu jest zdrowa, ale pogoda i tak do kitu, więc najczęściej siedzi w domu. Zwłaszcza, że ja z nią nie wyjdę nigdzie w sumie Wyszła druga górna 3, dolna jest tuż tuż. Jest wielką fanką orkiestry i chóru. Jak jej puszczę na youtubie to siedzi wpatrzona i słucha Kolędy też jej się podobają.
Święta!!
Były ok. Najwspanialsze bo Zosia wiedziała o co kaman. Średnie, bo ja nie bardzo mogłam przygotowywać i zdana na łaskę teściowej nie jestem zadowolona z jedzenia, bo co innego ustaliłyśmy, co innego wyszło. Ponadto teściowa i babka były chore. No ale przyjechali moi rodzice z siorą. Ojciec się przebrał za Mikołaja, Zosia była przerażona Ale nie płakała, tylko się wczepiała w trzymającego i nie chciała podejść za blisko. Wszyscy życzyli mi żebym donosiła ciążę. Zosia dostała masę prezentów, ale w sumie pierwszy i ostatni raz aż tak, od przyszłego roku ten sam budżet do podziału z siostrą Dostała 4 zestawy duplo, puzzle, drewnianą pizzę, barbiepodobną lalkę, książkę, naklejki i ubranka. Bardzo jej się podobało rozpakowywanie i prezentami też była zachwycona. Ja dostałam trochę ciuchów ciążowych i elektryczną szczoteczkę do zębów, Paweł dostał sweter, film i narzędzia różne. Na drugi dzień pojechaliśmy do moich rodziców na spotkanie rodzinne z ciociami i wujkami i Zosia dostała jeszcze taką fajną grająco gadającą ciuchcię polsko angielską. Strzał w 10, bo moje dziecko uwielbia pociągi A po świętach pojawił się chrzestny i sprezentował małej piasek kinetyczny. Więc moje dziecko ma WSZYSTKO. Ja natomiast wolałabym chyba dostać kosmetyki i książkę jakąś fajną...
Myślę, że następne święta będą cudowne. Z totalnie ogarniającą Zosią (teraz robienie pierniczków i pierogów z nią bardziej mnie frustrowało niż cieszyło) i z małą Izą. I każde następne potem będą już moje ulubione No niestety, tak się złożyło, że w całej rodzinie najbliższym wiekowo towarzyszem mojej córeczki będzie jej siostra. Kuzyni od strony męża mają głupich rodziców, którzy nie chcą z nami trzymać kontaktu, a po mojej stronie nikt jeszcze nie ma dzieci. Tzn mają, ale takie dalekie kuzynostwo z linii babci, więc większości tych dzieci nawet na żywo jeszcze nie widziałam. A wiem, że jedna mała jest z tego samego roku co Zosia, chyba 2 miesiące różnicy. Także święta pełne dzieci będą tylko jak sobie sama naprodukuję I szczerze... Gdybym dobrze przechodziła ciążę, to myślę, że za kolejne 2 lata byśmy się skusili na 3... Ale tak, to ja jestem przerażona, nie wiem czy w ogóle się zdecydujemy, a jeśli już, to dziewczyny muszą być na tyle duże, żeby mogły się mniej więcej same poogarniać w razie w. Poza tym wypada w końcu ogarnąć jakąś pracę i poprawić sytuację materialno-mieszkaniową zanim się jeszcze bardziej powiększy rodzina. Bo na ten moment marzę o 4 dzieci I gdybyśmy mieli fajne lokum, dobre zaplecze materialne, a ja bym przez pół ciąży nie rzygała a następne pół nie musiała leżeć/oszczędzać się, to pewnie mąż dałby się namówić bez problemu
Czasami mam wrażenie, że Iza posiada jakieś nadprogramowe kończyny. Serio, nie dość, że się wierci jak owsik, wypina, turla, to jeszcze potrafi w 4 różnych miejscach kopać przy tym! Wydaje mi się, że Zosia w porównaniu była mega spokojna... Pozamawiałam kilka pierdół, które moim zdaniem się przydadzą a Zosia nie miała/ma swoje/zużyła i po woli zabieramy się za pokoik. Nie będę siedzieć całą ciążę na szpilkach, nie dopuszczam myśli, że coś pójdzie na tyle źle, że pokoik się nie przyda. Iza jest za silną dziewczynką. Z resztą moje dzieci są nie do zdarcia, pokonały endometriozę na levelu 4, muszą być silne. No i mamy nowy wózek!!!! Mężu pojechał i kupił Chcieliśmy kupić nową Carere od Camarelo, ale na olx znalazłam za mniej niż połowę ceny używaną, więc ustaliliśmy, że wiedząc wszystko co wiemy o wózkach, mąż pojedzie, zbada go dokładnie i jeśli stan będzie co najmniej 8/10 to go kupi. No i mam Co prawda w mało uniwersalnym fioletowym kolorze, ale że to mój ulubiony to nie narzekam absolutnie. Mężowi też się podoba. I Zosi. Już wypróbowała spacerówkę i muszę powiedzieć, że jest genialna. Dziecko siedzi sobie wygodnie, wysoko, budką można je zakryć aż po kolana, a prowadzi się jak marzenie. Wiadomo, nie jest to kompaktowy wózeczek na podróż tramwajem czy wypad na rynek albo do sklepików, ale na spacer jest boski I na ten moment jego stan to absolutne 10/10, pierwsze dwie jazdy nie ukazały żadnej usterki.
Zosia. Jak zawsze, parę dni anioł, parę dni szatan, ostatnio wyszło na to, że drzemka w trakcie dnia to dobry sen w nocy, ale że mała późno się budzi, to potem późno pada na drzemkę i w rezultacie wojuje do 23... Przez okres świąteczny miała do swojej dyspozycji co jakiś czas dziadka, jest to ogromna miłość obopólna, niestety dziadek wyjechał już i teraz będzie tylko na skypie.
Sylwester
Rodzinnie. Wdg mojego męża najlepszy na jakim był Zrobiliśmy małej późno drzemkę żeby dotrzymała do fajerwerków. Niestety z tym akurat szału nie było, bo mgła zasłoniła nam większość widoków, ale Zosi i tak się podobało. Zwłaszcza, że tatuś jej troszkę na ogródku popuszczał, a do rączki dostała zimne ognie Mieliśmy sałatkę i ciacho no i oczywiście szampana. Obejrzeliśmy razem bajkę Alicja w Krainie Czarów, potem ciacho i szampan. Zosia wypiła pół szklanki, tak jej smakowało. I co chwilę było "PIJ mamusiu, PIJ tatusiu", mały upijacz Potem były tańce z moim nikłym wkładem, ale Zosi się bardzo podobały, a o 24 wyszliśmy popatrzeć na dwór. Jak wróciliśmy Zosia natychmiast padła i spała do 10:30 następnego dnia
U mnie jakby bez zmian. Brzuch się napina, ale nie jakoś mocno, boli kręgosłup, co jakiś czas się duszę i nie mogę odetchnąć. Luteina podjęzykowa jest ohydna. Jestem zmęczona i senna większość dnia, a wieczorem ciężko mi zasnąć. Dzisiaj byłam u dentysty, jest szansa, że moje przeboje z zębami trwające od jakiś prawie 3 lat w końcu się zakończą. Niestety ma to swoją cenę i niezbyt niską... Gdyby nie chodziło o dobro dziecka pewnie bym jeszcze poczekała, ale kuźwa, już prawie z rok mam ciągle stan zapalny przy jednym zębie, albo to w końcu zaleczą albo go wyrwę. Kto to widział żebym nie mogła gryźć ani jedną ani drugą stroną bez bólu
Oprócz tego zjadł nas w tym miesiącu samochód. Najpierw ubezpieczenie. Można sobie wyobrazić kwotę biorąc pod uwagę, że zniżki posiadam aż 10%... A jeszcze zanim go ubezpieczyłam poszedł wtryskiwacz. Dzień dobry, 500zł naprawa. Tak właśnie wygląda moje "oszczędzanie" na nowy samochód.
Pokoik coraz bardziej gotowy. Test glukozy zaliczony. Oczywiście moja krzywa cukrowa wyszła całkiem prosta i nie wiem co mam o tym myśleć Teoretycznie wszystko ok, bo wyniki w normach, ale czy to nie będzie wymagało jakiejś dalszej diagnozy? Iza kopie mocno, wali po pęcherzu, wypina tyłeczek i chyba już siedzi konkretnie główką na dole, bo pojawiać zaczęła się czkawka, więc czuję ją dokładnie jak Zosię - prawy dolny róg
Zosia - mamy komplet. Wszystkie ząbki do 4 włącznie. Znaczy jeszcze sobie rosną, ale się poprzebijały. Wymyśla jak szalona. Ostatnio dorwała moje pędzelki i malowała nas nimi. Paznokcie (tak mamusiu połóś!), brwi (bjewki, zamknij oćka). Potrafi podśpiewywać sobie drobne fragmenty rymowanek albo piosenek, żądać konkretnej piosenki, bajki, książki i buntuje się okropnie przed zmianą pieluchy!! A na kibelek nie zawoła, goblin jeden. Sanki ją totalnie zachwyciły, budowała z tatusiem bałwana, a z babcią go zdobiła (bałwaniek ma miotełkę i oćka i nosiek i guzićki!), jaki był ryk jak trzeba było do domu wracać.
Ja ostatnio zrobiłam sobie parę zdjęć z przyjaciółką. Przy jej brzuchu to wygląda jakbym w ogóle w ciąży nie była No ale dzieli nas 7 tygodni aż. Więc ona rodzi za jakieś 2 miesiące już! Termin ma na 21 marca, ja się śmieje, że przenosi, ona twierdzi, że rodzi wcześniej. No ale, twierdziła też że będzie miała córkę Ja mam nadzieję urodzić jakiś miesiąc później. No i co ostatnio wymyśliłam, to że chcę rodzić naturalnie nawet jeśli Iza będzie obrócona pupą w dół. Tzn o ile lekarze się zgodzą i wymiarowo damy radę.
Niby na wizycie u lekarza ok, ale szyjka wewnętrznie rozwarta, trzyma ją szew. I długa na 1,9cm więc jakby gorzej niż było... Do tego wczoraj twardy brzuch, dzisiaj skurcze, już myślałam, że wylądujemy znów w szpitalu. Jak jutro nadal będzie źle to chyba i tak tam wylądujemy, bo jest strasznie wcześnie i okropnie się boję.
Zosia wczoraj ucięła sobie drzemkę od 18 do 21! I potem wojowała do 1:30. Dzisiaj basen, ona tak strasznie lubi tam chodzić, że mimo wiecznego braku kasy zapisałam ją na następny semestr. Co będę dziecku radości żałować?
Studniówka
16 dni do wizyty, chyba poproszę żebyśmy się widywali co 2 tygodnie, błąd że nie wpadłam na to wcześniej, bo stres jest nadal ogromny, mimo, że Izula ma coraz większe szanse. Nie chciałabym tak wczesnego wcześniaka. Chyba by mi serce pękało nieustannie. Jakbym siedziała w szpitalu to za Zosią, a jak w domu to za malutką Myślę, że na tej wizycie porozmawiam z lekarzem na temat sterydów na płucka dla Izy, oby tylko się nie okazało, że jest cokolwiek gorzej, bo leżenie na prawdę nie jest opcją! Nie ma się kto zająć małą, mąż musiałby mieć chyba 3 miesiące L4 z pracy A wtedy jego pensja jest okrojona o 25%... A tymczasem brzuch się stawia, skurcze bywają, ale nie tak jak wtedy co chciałam do szpitala jechać. Iza napędza mi stracha bo np. przez 24h wymyśli sobie że nie będzie spać i czuję ją niemal non stop, a potem wraca do stanu gdzie co jakiś czas się zastanawiam kiedy ostatnio ją czułam. Leci ze mnie na potęgę i co chwilę jest schiza, że sączą się wody, ale póki co cały czas obserwuję i wycieki i ruchy małej i wydaje mi się, że jest ok...
Z pozytywów, pozytywnie rozpatrzyli wnioski o odszkodowanie za pobyt w szpitalu
Z negatywów - mąż rozwalił auto i chyba nie opłaca się go naprawiać, musimy kupić nowe, a nie bardzo nas stać. W piątek jedziemy do salonu oglądać auta i zobaczymy co z tego wyjdzie. W najgorszym wypadku wyjdzie kredyt
Dzień babci i dziadka - Zosia powiedziała ładnie wierszyk i wszyscy byli zachwyceni Oczywiście powiedziała po swojemu i z pomocą, ale wdg mnie to i tak zacnie A ja miałam imieninki i mąż wybył do znajomych. Eh.
Dobija mnie. Co? W sumie wszystko. Pogoda - to raz. Jest bleeee. Oszczędzanie się, do kitu. Nie mogę nawet z małą wyjść na spacer. Na rytmikę (rozwalone auto). Do sklepu. No nigdzie. A Zozol ma energii za 5 i brak możliwości rozładowania. Do tego buncik, wszystko NIEEEEEEEEEEE, a najbardziej NIEEEEE jest tatuś i jeśli to on pójdzie do niej w nocy wpada w mega histerię Wczoraj nie dała mu się uśpić nawet. Nic, dzisiaj spróbują znowu Wcześniej był akceptowalny o ile mama nie pojawiła się w zasięgu wzroku. Teraz jest be i koniec. Mąż też mnie wkurza, bo wdg mnie powinien mieć do niej więcej cierpliwości i być bardziej wyrozumiały, a on z nią gada jakby miała z 9 lat i się wścieka że ona nie kmini albo robi na złość, krzyczy na nią, jest gwałtowny (ja też, ale różnica jest taka, że młoda mnie się nie boi a jego już owszem ). Moja cierpliwość też jest wyczerpana przez to jak się czuję i że muszę się oszczędzać i mała ma z nami przewalone
Jakoś się po mału kulamy do przodu. Mamy 7 miesiąc, 3 trymestr, 89 dni do terminu, 9 tygodni do zdjęcia szwu, 5 dni do wizyty. Już jest całkiem całkiem, ale powiem szczerze - jak nie donoszę tej ciąży do zdjęcia szwu to chyba nie będzie prób stworzenia potomka nr 3.
Byłam na dodatkowej wizycie - stan bez zmian. Zalecił leżenie, więc mąż wziął urlop na tydzień chociaż i staram się leżeć. Ale z mojego męża jest taka sierota, że się nie da normalnie Przedwczoraj popsuł mi laptopa - ma flow jak nic.
Iza ma momenty, że się szamocze w brzuchu jakby chciała wyskoczyć a potem następuje przerażający spokój No ale robi tak codziennie, więc tak ma i już. Poza tym co chwilę ma czkawkę, serio, ostatnio pobiła rekord - 5 razy w ciągu doby. A mnie tak to pykanie w macicy wkurza...
Zosia. Nie minął nam miesiąc żeby nie miała kataru, od czwartku znów. Co drugi basen to samo. I to chyba nie chodzi o odporność, bo nic więcej nam nie łapie (tfu tfu tfu i oby tak zostało), tylko ten katar. Koleżanka zasugerowała alergię. Może? W sumie zrobić testów nie zaszkodzi, a od października młoda kaszle nocami, więc może faktycznie jakaś alergia na kurz czy roztocza się do tego przyczynia. W zeszłym roku tak nie było, ale mniej grzaliśmy, ja jej bardziej sprzątałam w pokoju i jeszcze prasowałam wszystko (pościel, ciuchy), teraz siłą rzeczy to wszystko się zmieniło i może stąd problem? A może chlor jej szkodzi? A może zwyczajnie się przegrzewa a potem ją zawiewa i o. W każdym razie rezygnować z basenu nie zamierzam, mała lubi zajęcia, spędza czas z tatusiem i coraz mniej boi się wody.
Ostatnio mnie przytuliła i mówi "kocham cię mamusiu", potem do taty "kocham cię tatusiu" i na końcu po chwili zastanowienia "kocham cię Iziubelu" Ale żeby nie było że jest tak słodko i cukierkowo, bunt dwulatka pełną parą, wszystko na przekór, wszystko na nie, histerie o byle g, bije, gryzie (i uważa, że to świetna zabawa), ucieka, a ja nie mam siły jej gonić. Do tej pory jak uporczywie robiła nam coś, co nas bolało to w końcu jej "oddawaliśmy", żeby zobaczyła, że to boli. Ale ten sposób nie zdaje egzaminu, wręcz chyba ją bardziej zachęca, więc zostaje tłumaczenie, tłumaczenie i jeszcze raz tłumaczenie, że się rodzicom włosów nie wyrywa, palców nie odgryza, stóp nie depcze, po twarzy nie bije a w brzuch nie kopie przy przewijaniu (taaaak, nocnik też jest nieeeee i mimo, że wie czego od niej chcemy świadomie robi bojkot).
Zamówiliśmy nowy samochód, za stary dostaniemy jakieś ochłapy No trudno. Miałam nadzieję na minimum 2 tysiące, nie ma szans... Eh.
Przemeblowaliśmy Zosi pokoik, posprzątaliśmy na błysk każdy kąt, wyniosłam co się dało i dziecko przestało kaszleć!!!! Podczas sprzątania w jej ręce wpadł niedziałający szczeniaczek uczniaczek, nazwany oficjalnie "Pufek", tak jak z Zosi ukochanej Martynki. I Pufek jest ogromną miłością, tacha go wszędzie, pokazuje mu wszystko i chce z nim koniecznie spać Pufek sprawia, że Zosia grzecznie ubiera buciki i wychodzi z tatusiem do sklepu, że zniera się bez płaczu do kąpieli, że czeka grzecznie w łóżeczku na mleko Albo przynajmniej na razie taka faza. Bo dzisiaj Zosia była małym aniołkiem.
Koleżanka, która ma jutro przyjść pyta mnie co lubi Zosia, więc to samo pytanie zadałam małej, a ona do mnie "piosienki". No i fakt, w teledyski może patrzeć bez końca, na śpiewający chór, na grającą orkiestrę, w nocy czasami domaga się kołysanek. I dzisiaj jak ją mężu przewijał nagle słyszymy "choć opowiem ci bajećkę, bajka będzie duuuuuga, biła sobie baba jaga, miała chatkę z maśła, a w tej chaćće siame dziwiiii" i nawet melodia trochę była podobna A ja byłam w szoku, że aż tyle zapamiętała.
Zrobiliśmy jej kuchnię z kartonu i wciągnęło ją na cały dzień. Gotowała lali, podgrzewała, robiła nam kawę i taka zadowolona z siebie była
Do tego przyszedł dzisiaj mój wygrany filtr do wody :)Prezentuje się super, ciekawe jak się będzie sprawował. Mężu zakupił też nowy czajnik z karty podarunkowej co ją mamy od świąt, więc mamy nowe sprzęty i względny porządek na chacie. Ja sobie ciut dorabiam tłumaczeniem i korepetycjami i ostatnio ratuje nas to przed "pożyczaniem" pieniędzy z zapasów. Zaliczka na auto wpłacona, stare auto sprzedane!!! Formalności załatwione, mam o jakieś 80% spokojniejszą głowę. Teraz tylko tyle, że musimy jakoś wysupłać kaskę dla Zosi na basen, ale może pozwolą nam w 2 ratach no i badanie 3 trymestru Izuli. Teściowa zobowiązała się pomóc ze spłaceniem auta, to samo mój ojciec, do tego ma nam przywieźć używaną suszarkę do prania, więc kolejne wydatki odpadają powoli.
No i żeby tego wszystkiego było mało, wchodzę sobie na konto, a tam... zus przelał pieniądze Czy może być piękniej??
I czy tylko ja tak mam, że jak wszystko się tak fajnie układa to od razu się zastanawiam co się spierniczy żeby równowaga w przyrodzie nie została zaburzona?